Walka w tak wąskim przejściu, gdzie ledwo mieściło się niecałe półtora chłopa na szerokość, nie była czymś łatwym, a tym bardziej wykwintnym i drużyna szybko się o tym przekonała. Co prawda Magnar przylgnął do ściany, jednak stwór wydawał się nie być aż tak głupi i z niezłą szybkością skoczył na ścianę naprzeciw Zabójcy, odbijając się od niej z ugiętych nóg. Bełt wypuszczony przez Hargina nie trafił w żadne newralgiczne miejsce, ale rozorał stworowi lewą część posępnej paszczy, niknąc gdzieś w mroku korytarza.
Poczwara zawyła przeciągle, wyrzucając spomiędzy grzebienia ostrych kłów zieloną, gęstą plwocinę. Działo się to tak szybko, że Ponury nie zdążył się odsunąć i maź wylądowała mu na górnej części twarzy, oślepiając na moment. Odetchnął jednak z ulgą, gdyż ciecz nie okazała się żrąca - wtedy mogłoby być dużo gorzej. Nim khazad zdążył zrzucić z oczu plwocinę, Magnar - ustawiony obecnie na tyłach - zdzielił mutanta uderzeniem topora w plecy. Maszkara warknęła gniewnie, gdy Zabójca wydobył ostrze z niezbyt głębokiej rany i zamachnęła się pazurami. Krasnolud zanurkował w dół, jednak dwa pazurzaste palce otarły się o jego policzek, zostawiając krwawe, szerokie bruzdy.
W tym samym momencie zaatakowali Gustav i Meinholf. Szlachcic kłuł swym sztyletem, gdzie tylko mógł, próbując odwrócić uwagę mutanta od Zabójcy, a Liess rąbał z góry falcjonem, wgryzając się dwa razy w bark stwora, który plunął ciemną, śmierdzącą juchą. Syknął przeraźliwie, po czym raz jeszcze strzelił zieloną mazią, jednak tym razem paskudny pocisk był nieprecyzyjny i nie trafił von Schliesserdorfa. Widząc, że walka nie toczy się po jego myśli, uchylił się zgrabnie pod kolejnym uderzeniem topora Nargondssona, wskoczył na ścianę i przyczepiony, niczym pająk czmychnął szybko tam, skąd wylazł. Prosto w ciemny, boczny korytarz. Jeszcze przez moment słychać było niepokojące kwilenie rannego stwora, które chwilę później ucięło się.
Kompanów otoczyła nieprzyjemna cisza, przerywana jedynie ich ciężkimi oddechami. Spojrzeli po sobie - Hargin wciąż wycierał z twarzy ciągnącą się, zielonkawą maź, policzek Magnara zaczął nieźle krwawić, jednak krasnolud zdawał się tym zupełnie nie przejmować. Pozostali nie odnieśli żadnych obrażeń, a Wróbel nawet nie zdążył się rozgrzać. Należało więc podjąć szybką decyzję, co dalej, gdyż nie mogli być pewni, czy stwór powziął odwrót i zaszył się w swoim leżu, liżąc rany, czy za chwilę wróci z posiłkami.