Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-07-2015, 23:38   #203
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Jayson "Godzilla" Atkinson - Pomiot Godzilli



- No nieźle... - mruknął wielkolud zwany na co dzień Godzillą gdy Marcus wskazał na swoją przypaloną łepetynę. Wdział wcześniej ten nowy fryc wilkołaka choć sądził, że to raczej efekt ucieczki czy starcia z siłami porządkowymi. Był trochę zaskoczony, że to główne źródło informacji go tak załatwiło. Chociaż samych informacji od źródełka wiele nie było.

- No niekoniecznie, że to te korpy tak od razu. Zobacz co Steve czy Piotr umieją robić na kompach... - zaoponował niekoniecznie zgadzajac się z filozofią Marcusa. - Wiesz do tego wystarczy jeden spec z kompem i magią ale za to musiałby być nielichy spec. A na razie o tej firmie nie mamy żadnych wniosków, że nawet wiedzą o nas. Równie dobrze to mógł byc jakiś łebski wampir czy mag... - wahał się wyraźnie jak to mówił bo w sumie nic nie wiedzieli poza oficjalnymi danymi jakie Angie i Steve znaleźli o tej firmie. Na razie wyglądało to na firmę jakich dzieisiątki w tym mieście. Nawet nie było pewne czy Laura speszyła się czymś właśnie tam czy po wyjściu z tamtąd i dopiero czymś na mieście a to jedyne co jak dotąd znaleźli niejasnego w związku z tą firmą. A resztę na razie trzeba było obstawiać albo na serio się zakręcić.

- Noo... Jak tak się macha choragiewkami, skacze, wrzeszczy i racami rzuca to się i ludzie, nawet takie tępe mortale zaczynają w końcu gapić a jak wścibskie to i zadawać pytania... - pokiwał głową zgadzając się z komentarzem Chrisa odnośnie wilczej akcji w porcie. Póki nie mieli z kimś otwartej młócki tylko weszenie po mieście to przykuwanie czyjejkolwiek uwagi niekoniecznie leżało w ich interesie. Jednak nad resztą wypowiedzi członka Rady musiał się zastanowić tak samo jak wcześniej na rewelacje ich superblondyny.

- Czyli mówisz, że w tej teczce nie ma dla nas nic przydatnego? No to spoko... - przyjął to wyjaśnienie do wiadomości i tyle. Jakby się okazała nieprawdą... To bezpieczniej dla wszystkich w okolicy by było by po takim numerze najpierw Chris natrafił na gadkę kogoś z pozostałych muszkieterów bo Jay furiacji dostawał gdy uznawał, że ktoś za jego plecami go roluje.

- Jak too? Ja też jestem za mały? - spytał cicho gdy Chris mówił swoje. "Mały" w slangu Jay'a było prawie równoważne ze "słaby" a Jay za słabego się nie uważał. I jakos lubił jak inni podzielali ten pogląd. Więc nie powstrzymał się od cichego wyburczenia pytania choć kumał, że nie o dokładnie fizyczne rozmiary chodzi. Popatrzył na resztę muszkieterów i towarzyszy przy stoliku trochę rozżalonym wzrokiem, że ktoś mgł go za małego czy słabego uznać. No jak pomiot Godzilli może być do czegoś za mały?

- Czekaj, czekaj Chris... O czym tak konkretnie mówisz? Kto niby w mieście kopie pod Adrianem? - uniósł nieco rękę w stopującym geście widząc, że kotołak zbiera się do odejścia. W sumie nie wiedział czemu. Dopiero zaczęły się jakieś konkrety i można było o nich konkretnie pogadać, zwłaszcza jak sprawa taka ważna. Jak Chris miał info, że ktoś roluje ich szefa to faktycznie dobry czas na rozmowę z nim. Ale i niezłe byłoby gdyby i z nimi podzielił się info o jakich to bystrzaków w miescie chodzi. - I w sumie co właściwie stało się z twoim człowiekiem? Tym co go gliny mają. - zaciekawił się nieco wiecej. Mortale jakoś namieszały nadnaturalowi we łbie jak po praniu mózgu czy jednak był w to zamieszany ktoś od nich.

- Ale z tym szperaniem u superelficy to bez przesady. W chwili zniknięcia młodych to ona, tak samo jak Ada i stary Szczeniaka są w naturalny sposób do przepytania i pogadania w pierwszej kolejności. Więc raczej pewne było, że ludzie Adriana, czyli my, się w końcu pojawią i zaczną węszyć w tych miejscach. No przynajmniej na filmach tak to czesto wygląda... Chyba, że chodzi ci o coś innego ale to nawijaj jaśniej o co ci chodzi... - rzekł niepewnie Godzilla patrząc na stojącego przy Gillian kotołaka. Nie do końca jarzył o co mu chodzi i wolałby Chris zaczął gadać tak by dało się to zrozumieć. No przynajmniej tak by Jay był w stanie.

- A z tymi nowymi changelingami... - przeszedł do kolejnego wątku poruszonego przez Chris'a. - To za dużo ich na rozpoznanie. Poruszanie się w takiej grupie też ryzyk. Chyba, że tuż przed albo po jakimś numerze. Muszą mieć tu kogoś. Tak myślę. Kogoś z miejscowych nadnaturali gdzie ich przebazuje. Zanim się wysle żołnierzy to się wysyła szpiegów i zwiadowców. A zanim się zrobi domek to się koło niego chodzi i sprawdza a taki tabun też temu nie sprzyja. - powtórzył swoje zdanie na temat nowej siły w mieście. Jak dla niego byli zagniazdowieni u kogoś kto ich tu sprowadził. Prawdopodobnie był to ktoś z hierarchii Adriana choć niewiadomego dla nich szczebla. Nie było pewne ale mogło to byc powiązane i ze zniknięciem młodych i z tymi maskujacymi technikami do tego użytymi. Wówczas to już by wskazywało na kogoś z ważniejszych vipów w nadnaturalnym świecie szykującym się do jakiegoś numeru przeciw innemu vip'owi może nawet przeciw samemu Adrianowi. Ino na razie Jay nie miał pojecia o kogo może chodzić.

- No i Chris... Zrobisz jak zechcesz ale wiesz... Są owszem różne piwnice ale i rózne tajfuny. Nie jest powiedziane, że jakaś piwnica przetrwa dane tornado. - zachowanie przewodnika ich grupy który miał chyba najwyższe z nich chody dziwiło go. owszem odruch samozachowawczy i unikanie kłopotów był jak najbardziej zdrowy i chwalebny. Nie kazdy też musiał lubować się w rozrywaniu wrogów na strzępy i krwistej rzezi. Ludzie byli rózni a co dopiero nadnaturale... Ale jednak jeśli szykowała się zawierucha i to może z poza miasta to mogło być groźnie. Ale na razie mieli jakiś gang obcych a to jeszcze było do opanowania. Zwłaszcza jakby ich znaleźli i Adrian mógł wysłać skumulowane siły do... Wyjasnienia sprawy. Jednak kaliber potencjalnej rozruby był fakycznie niepokojący. Noo iii... Jakoś tak byli w końcu grupą rozjemców różnych specjalności z róznych grup nadnaturali... Ale wszyscy byli stąd, z Miami... Mieli jakoś podkulić ogony przed obcymi palantami na ich dzielni? I co? Nawet jakby zdjęli tego czy tamtego vipa a nawet Adriana to co? Płaszczyć się przed nimi? Zmienić jednego szefa na drugiego? Nieee... To nie było zgodne z godzillową filozofią. Jak ktoś przyjeżdżał tu bruździć a może nawet i by sie rozbestwił i chciał bruździć w gestiach muszkieterów czy Mokoli albo godzillowego złomowiska to jakoś Jay nie zamierzał stać z pochyloną głową. Jak ktoś się czuł na tyle silny by go zwyzywac czy popychać to luz. Jego prawo. Ale liczenie, że Godzilla schwowa głowę w piasek czy uda, że na twarzy nie wyladowała mu slina tylko deszcz to czekało go spore zaskoczenie... Jay nie miał w zwyczaju oddawać walki bez walki.

- Gill... Jak uważasz, że Slade ma coś do ciebie i tak konkretnie to pogadaj z Adrianem. Wszyscy podlegamy mu bezposrednio a on może odwołac każdego i z nas i z Rady. Może Slade'owi przydałoby się przypomnienie, że jesteśmy specoddzałem Adriana na specmisji. - wruszył ramionami. Nie do końca jarzył o co blondynie chodzi ale Slade był jednak całkiem powazną szychą i wiele mógł. Jednak nadal Adrian był ważniejszy i mógł więcej. Jakby mu zależało pewnie dałby radę spacyfikować nawet krwiożercze czy vendetowe zapędy Slade'a. Zwłaszcza wobec swoich specludzi na mieście robiących specmisję. - Ale w sumie... Jak chcesz możesz spać u mnie na złomowisku. to mój teren. I jak mi ktoś włazi w szkodę... - zawiesił głos i nagle zaczął wymownie oglądac swoje paznokcie. Przy okazji odkrył, że krew mu już przestała lecieć więz zmiął chusteczkę i wrzucił do popielniczki. Ale terytotrializm Mokola był znany i ewentualny złodziej, włamywacz czy ktoś w ten deseń niezbyt mógł liczyć na pobłażliwość. Jay traktował to na równi jakby ktoś mu wlazł w nocy do sypialni ze strzelbą gotową do strzału. Znaczy się cholery dostawał. Takiej z przemianą w bojową formę włącznie.

- Właściwie to złomowisko a nawet sam garaż i chata duże są choć zazwyczaj... Nie wiem czemu.. Ludzie gadają, ze to rupieciarnia... Ale jak kto chce to może się tam przekimać. - rzekł patrząc na zgromadzonych członków ich bandy. Właąściwie biorąc pod uwagę co wygodniejsze wraki na samym złomowisku to by mogło się tam pomieścić i kilka takich band. - No ale w dzień jutro to jak widzicie pewnie my będziemy na mieście. - tu wskazał brodą na Steve'a i Angie bo się pracowity dzień jutro szykował. Ale w sumie jakby kto był u niego na złomowisku to by przynajmniej wiadomo było gdzie go szukać w razie czego. Na wszelki wypadek sięgnął do portfela i wyjął wizytówkę swojego złomowiska z adresem, numerem telefonu i wizerunkiem zachodzącego słońca nad bagnami przy których umieszczone była miejscówa Jay'a. Lubił bagna. Jak każdy krokodyl.

Ta rozmowa przypomniała mu o czymś. Wziął swój telefon i w chwili wolnego czasu przedzwonił do swojego kuzyna Dwight'a. Był ciekaw co i jak się stało u ich zaginionego członka rodziny. Może sie coś wyjasniło. Teraz mieli trochę czasu to mogli w razie czego pojechac tu czy tam.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline