Jayson "Godzilla" Atkinson - Pomiot Godzilli - No nieźle... - mruknął wielkolud zwany na co dzień Godzillą gdy Marcus wskazał na swoją przypaloną łepetynę. Wdział wcześniej ten nowy fryc wilkołaka choć sądził, że to raczej efekt ucieczki czy starcia z siłami porządkowymi. Był trochę zaskoczony, że to główne źródło informacji go tak załatwiło. Chociaż samych informacji od źródełka wiele nie było. - No niekoniecznie, że to te korpy tak od razu. Zobacz co Steve czy Piotr umieją robić na kompach... - zaoponował niekoniecznie zgadzajac się z filozofią Marcusa. - Wiesz do tego wystarczy jeden spec z kompem i magią ale za to musiałby być nielichy spec. A na razie o tej firmie nie mamy żadnych wniosków, że nawet wiedzą o nas. Równie dobrze to mógł byc jakiś łebski wampir czy mag... - wahał się wyraźnie jak to mówił bo w sumie nic nie wiedzieli poza oficjalnymi danymi jakie Angie i Steve znaleźli o tej firmie. Na razie wyglądało to na firmę jakich dzieisiątki w tym mieście. Nawet nie było pewne czy Laura speszyła się czymś właśnie tam czy po wyjściu z tamtąd i dopiero czymś na mieście a to jedyne co jak dotąd znaleźli niejasnego w związku z tą firmą. A resztę na razie trzeba było obstawiać albo na serio się zakręcić. - Noo... Jak tak się macha choragiewkami, skacze, wrzeszczy i racami rzuca to się i ludzie, nawet takie tępe mortale zaczynają w końcu gapić a jak wścibskie to i zadawać pytania... - pokiwał głową zgadzając się z komentarzem Chrisa odnośnie wilczej akcji w porcie. Póki nie mieli z kimś otwartej młócki tylko weszenie po mieście to przykuwanie czyjejkolwiek uwagi niekoniecznie leżało w ich interesie. Jednak nad resztą wypowiedzi członka Rady musiał się zastanowić tak samo jak wcześniej na rewelacje ich superblondyny. - Czyli mówisz, że w tej teczce nie ma dla nas nic przydatnego? No to spoko... - przyjął to wyjaśnienie do wiadomości i tyle. Jakby się okazała nieprawdą... To bezpieczniej dla wszystkich w okolicy by było by po takim numerze najpierw Chris natrafił na gadkę kogoś z pozostałych muszkieterów bo Jay furiacji dostawał gdy uznawał, że ktoś za jego plecami go roluje. - Jak too? Ja też jestem za mały? - spytał cicho gdy Chris mówił swoje. "Mały" w slangu Jay'a było prawie równoważne ze "słaby" a Jay za słabego się nie uważał. I jakos lubił jak inni podzielali ten pogląd. Więc nie powstrzymał się od cichego wyburczenia pytania choć kumał, że nie o dokładnie fizyczne rozmiary chodzi. Popatrzył na resztę muszkieterów i towarzyszy przy stoliku trochę rozżalonym wzrokiem, że ktoś mgł go za małego czy słabego uznać. No jak pomiot Godzilli może być do czegoś za mały? - Czekaj, czekaj Chris... O czym tak konkretnie mówisz? Kto niby w mieście kopie pod Adrianem? - uniósł nieco rękę w stopującym geście widząc, że kotołak zbiera się do odejścia. W sumie nie wiedział czemu. Dopiero zaczęły się jakieś konkrety i można było o nich konkretnie pogadać, zwłaszcza jak sprawa taka ważna. Jak Chris miał info, że ktoś roluje ich szefa to faktycznie dobry czas na rozmowę z nim. Ale i niezłe byłoby gdyby i z nimi podzielił się info o jakich to bystrzaków w miescie chodzi. - I w sumie co właściwie stało się z twoim człowiekiem? Tym co go gliny mają. - zaciekawił się nieco wiecej. Mortale jakoś namieszały nadnaturalowi we łbie jak po praniu mózgu czy jednak był w to zamieszany ktoś od nich. - Ale z tym szperaniem u superelficy to bez przesady. W chwili zniknięcia młodych to ona, tak samo jak Ada i stary Szczeniaka są w naturalny sposób do przepytania i pogadania w pierwszej kolejności. Więc raczej pewne było, że ludzie Adriana, czyli my, się w końcu pojawią i zaczną węszyć w tych miejscach. No przynajmniej na filmach tak to czesto wygląda... Chyba, że chodzi ci o coś innego ale to nawijaj jaśniej o co ci chodzi... - rzekł niepewnie Godzilla patrząc na stojącego przy Gillian kotołaka. Nie do końca jarzył o co mu chodzi i wolałby Chris zaczął gadać tak by dało się to zrozumieć. No przynajmniej tak by Jay był w stanie. - A z tymi nowymi changelingami... - przeszedł do kolejnego wątku poruszonego przez Chris'a. - To za dużo ich na rozpoznanie. Poruszanie się w takiej grupie też ryzyk. Chyba, że tuż przed albo po jakimś numerze. Muszą mieć tu kogoś. Tak myślę. Kogoś z miejscowych nadnaturali gdzie ich przebazuje. Zanim się wysle żołnierzy to się wysyła szpiegów i zwiadowców. A zanim się zrobi domek to się koło niego chodzi i sprawdza a taki tabun też temu nie sprzyja. - powtórzył swoje zdanie na temat nowej siły w mieście. Jak dla niego byli zagniazdowieni u kogoś kto ich tu sprowadził. Prawdopodobnie był to ktoś z hierarchii Adriana choć niewiadomego dla nich szczebla. Nie było pewne ale mogło to byc powiązane i ze zniknięciem młodych i z tymi maskujacymi technikami do tego użytymi. Wówczas to już by wskazywało na kogoś z ważniejszych vipów w nadnaturalnym świecie szykującym się do jakiegoś numeru przeciw innemu vip'owi może nawet przeciw samemu Adrianowi. Ino na razie Jay nie miał pojecia o kogo może chodzić. - No i Chris... Zrobisz jak zechcesz ale wiesz... Są owszem różne piwnice ale i rózne tajfuny. Nie jest powiedziane, że jakaś piwnica przetrwa dane tornado. - zachowanie przewodnika ich grupy który miał chyba najwyższe z nich chody dziwiło go. owszem odruch samozachowawczy i unikanie kłopotów był jak najbardziej zdrowy i chwalebny. Nie kazdy też musiał lubować się w rozrywaniu wrogów na strzępy i krwistej rzezi. Ludzie byli rózni a co dopiero nadnaturale... Ale jednak jeśli szykowała się zawierucha i to może z poza miasta to mogło być groźnie. Ale na razie mieli jakiś gang obcych a to jeszcze było do opanowania. Zwłaszcza jakby ich znaleźli i Adrian mógł wysłać skumulowane siły do... Wyjasnienia sprawy. Jednak kaliber potencjalnej rozruby był fakycznie niepokojący. Noo iii... Jakoś tak byli w końcu grupą rozjemców różnych specjalności z róznych grup nadnaturali... Ale wszyscy byli stąd, z Miami... Mieli jakoś podkulić ogony przed obcymi palantami na ich dzielni? I co? Nawet jakby zdjęli tego czy tamtego vipa a nawet Adriana to co? Płaszczyć się przed nimi? Zmienić jednego szefa na drugiego? Nieee... To nie było zgodne z godzillową filozofią. Jak ktoś przyjeżdżał tu bruździć a może nawet i by sie rozbestwił i chciał bruździć w gestiach muszkieterów czy Mokoli albo godzillowego złomowiska to jakoś Jay nie zamierzał stać z pochyloną głową. Jak ktoś się czuł na tyle silny by go zwyzywac czy popychać to luz. Jego prawo. Ale liczenie, że Godzilla schwowa głowę w piasek czy uda, że na twarzy nie wyladowała mu slina tylko deszcz to czekało go spore zaskoczenie... Jay nie miał w zwyczaju oddawać walki bez walki. - Gill... Jak uważasz, że Slade ma coś do ciebie i tak konkretnie to pogadaj z Adrianem. Wszyscy podlegamy mu bezposrednio a on może odwołac każdego i z nas i z Rady. Może Slade'owi przydałoby się przypomnienie, że jesteśmy specoddzałem Adriana na specmisji. - wruszył ramionami. Nie do końca jarzył o co blondynie chodzi ale Slade był jednak całkiem powazną szychą i wiele mógł. Jednak nadal Adrian był ważniejszy i mógł więcej. Jakby mu zależało pewnie dałby radę spacyfikować nawet krwiożercze czy vendetowe zapędy Slade'a. Zwłaszcza wobec swoich specludzi na mieście robiących specmisję. - Ale w sumie... Jak chcesz możesz spać u mnie na złomowisku. to mój teren. I jak mi ktoś włazi w szkodę... - zawiesił głos i nagle zaczął wymownie oglądac swoje paznokcie. Przy okazji odkrył, że krew mu już przestała lecieć więz zmiął chusteczkę i wrzucił do popielniczki. Ale terytotrializm Mokola był znany i ewentualny złodziej, włamywacz czy ktoś w ten deseń niezbyt mógł liczyć na pobłażliwość. Jay traktował to na równi jakby ktoś mu wlazł w nocy do sypialni ze strzelbą gotową do strzału. Znaczy się cholery dostawał. Takiej z przemianą w bojową formę włącznie. - Właściwie to złomowisko a nawet sam garaż i chata duże są choć zazwyczaj... Nie wiem czemu.. Ludzie gadają, ze to rupieciarnia... Ale jak kto chce to może się tam przekimać. - rzekł patrząc na zgromadzonych członków ich bandy. Właąściwie biorąc pod uwagę co wygodniejsze wraki na samym złomowisku to by mogło się tam pomieścić i kilka takich band. - No ale w dzień jutro to jak widzicie pewnie my będziemy na mieście. - tu wskazał brodą na Steve'a i Angie bo się pracowity dzień jutro szykował. Ale w sumie jakby kto był u niego na złomowisku to by przynajmniej wiadomo było gdzie go szukać w razie czego. Na wszelki wypadek sięgnął do portfela i wyjął wizytówkę swojego złomowiska z adresem, numerem telefonu i wizerunkiem zachodzącego słońca nad bagnami przy których umieszczone była miejscówa Jay'a. Lubił bagna. Jak każdy krokodyl.
Ta rozmowa przypomniała mu o czymś. Wziął swój telefon i w chwili wolnego czasu przedzwonił do swojego kuzyna Dwight'a. Był ciekaw co i jak się stało u ich zaginionego członka rodziny. Może sie coś wyjasniło. Teraz mieli trochę czasu to mogli w razie czego pojechac tu czy tam.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami
Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |