Krzyk Loretty, agonia starucha i potworne odgłosy z góry, to była przeszłość. Tu i teraz pędziła w ich stronę maszkara, która kiedyś była ich koleżanką. I tylko to się liczyło, i tylko na tym skupił się Jim.
Ścisnął mocniej kość trzymaną w ręku i zdumiewając się sam swoim spokojem chłodno zauważył, że nie musi się obawiać zębów stwora, umięśnienie też nie było imponujące, choć kto wie … no i ręce. Mogła zaatakować paznokciami.
W sumie wspominając walkę z kukłogłowymi, była zdecydowanie szybsza i być może trudna do ogłuszenia. Raczej przypominała zwiadowcę, niż wojownika. Zdecydowanie bardziej należało się obawiać tych co są na górze. W razie przeciągania się walki trzeba było uciekać.
Jim zamierzał postawić na szybkie i krótkie ciosy w głowę. - Lori rozejrzyj się, którędy można uciec. Ja się zajmę maszkarą. – powiedział dziwnie spokojnie nie spuszczając stwora z oczu. |