Wątek: "40. piętro"
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-04-2007, 13:46   #6
Angrod
 
Angrod's Avatar
 
Reputacja: 1 Angrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie cośAngrod ma w sobie coś
Ricardo Finley

Uciekał. Oni byli już coraz bliżej. Wskoczył do windy. Ta ruszyła pędziła na dół z zawrotną szybkością, nagle stanęła. Uderzył pięścią w przyciski. Nic. Utknął pomiędzy 39 a 40 piętrem. Wyrwał masywną tablicę z informacją i uderzył nią w sufit. Otworzył klapę. Wspiął się i wyszedł przez nią. Było ciasno. Drzwi powyżej rozwarły się. Przed twarzą miał czarne buty spojrzał w górę. Mieli broń. Celowali w niego. Strzał. Uchylił się. Za późno. Przeszywający ból w brzuchu. Przestrzelili linę. Spadał. Zabity przez szefa.

AAAA!
Ricardo Finley obudził się z wrzaskiem, kiedy kot wskoczył mu na klatkę piersiową. Biedne zwierzątko, zdezorientowane zeskoczyło na podłogę, oczywiście nie bez użycia pazurków.
-Kiedyś dostanę przez ciebie zawału - zaczął wymyślać kotu i zdążył już zapomnieć o czym śnił - Wiesz co? Zazdroszczę ludziom, których zwyczajnie budzi konwencjonalny b u d z i k... Wiesz co to budzik? Ech chodź Bonifacy. Bonifacy. Co to za imię? Chyba byłem pijany jak je wymyślałem.

Bonifacy (cwana to bestia), nie robił sobie nic z jego wyrzutów. Czekał już mrucząc i przymilnie ocierając się o lodówkę, na mleczko, które wkrótce znalazło się w miseczce. Ricardo, kiedy już nakarmił kota i skonsumował dwa tosty z wczorajszej kolacji. Wyjął z marynarki na wieszaku telefon. Dowiedział się, że wczoraj przyszedł mu nowy SMS. Skoro czeka całą noc to poczeka jeszcze trochę. Otworzył okno i odetchnął pełną piersią. Ktoś z sąsiadów gotował zupę mleczną. Natchniony tym, dopił jeszcze resztę zawartości z kartonu mleka przeznaczonego dla Bonifacego. Następnie udał się do łazienki. Nie miał tam żadnego z produktów, które reklamował. Przynajmniej w ostatnim czasie. Nie reklamował ich osobiście. Pisał scenariusze do reklam. Należał do grupy kreatywnych.

Kiedy w samym ręczniku wychodził z łazienki odezwał się radio-budzik zaprogramowany na szóstą. Frank Sinatra śpiewał "I won't dance". Ricardo jak Mel Gibson, w zupełnie przeciętnym filmie z przed dziesięciu lat zaczął tańczyć w kapeluszu pozostawiając ręcznik samemu sobie.

And that's why
I won't dance, why should I?
I won't dance, how could I?
I won't dance, merci beaucoup


Przy ostatnim kroku Ricardo rzucił kapelusz na wieszak, jak się okazało owy kapelusz był na tyle niemuzykalny, że zamiast znaleźć się na wieszaku wolał wylecieć przez okno.
-Cholera

Po kilku chwilach spędzonych na doprowadzaniu się do ładu. Z mieszkania wyszedł schludny, trzydziestodwuletni letni mężczyzna, w nie drogim, ale eleganckim garniturze, ciemnoczerwonej koszuli i dopasowanym krawacie. Na klatce spotkał starszą panią mieszkającą po sąsiedzku.
-Dzień dobry pani Gray - Uśmiechnął się pogodnie do staruszki.
-Och dzień dobry Rupercie - Odpowiedziała z właściwym dla niej dobrotliwym uśmiechem. Ricardo już zdążył przyzwyczaić się do nazywania go "Rupertem" - Ach wiesz co się stało? Abelard Fintz nie żyje - powiedziała zatroskana.
-To przykre, co mu się stało?
-Zawał. biedny poczciwy Abelard. Och pracować w jego wieku.
- Wdał się w krótką rozmowę udając, że wie o kogo chodzi. Później nawet przypomniał sobie miłego staruszka, którego zdarzało mu się spotykać w sklepie. Pożegnał się z panią Gray. (Uważaj na siebie Rupercie!) i wychodząc sprawdził wiadomość na telefonie:

"W pracy zmarł jakiś stróż, kup kwiaty, najlepiej dwa bukiety bo jak nie przyniesiesz gotowego projektu to Cię zatłukę"

To on u nas pracował? Sprawdził czy ma projekt. Ma. Spojrzał jeszcze raz na telefon. Przydało by się więcej powagi w obliczu śmierci. Do pracy chodził na piechotę, a miał jeszcze czas więc wstąpił do kwiaciarni i kupił bukiecik fiołków ułożonych tak by tworzyły kwiat chryzantemy. Po 10 minutach był już w pracy. Z wystudiowaną przesadą ukłonił się panu Cravey'owi. Następnie udał się na szóste piętro. Sala pamięci. Było tu trochę tłoczno. Złożył kwiaty, stanął wyprostowany i rozmyślał, naprawdę myślał o śmierci, czasie, przemijaniu. Szczerze współczuł rodzinie nieboszczyka. (Jeśli taką miał) Próbował nawet przypomnieć sobie jakąś modlitwę za zmarłych. Z zadumy wyrwał go jakiś facet potrącając go przez przypadek. Popatrzył za nim i udał się do windy. Miał jakieś złe przeczucia. Popatrzył na schody. Niee. Jeszcze był zdrowy na umyśle, na tyle żeby nie wchodzić schodami na XXXVII piętro.
 

Ostatnio edytowane przez Angrod : 07-05-2007 o 10:35. Powód: Estetyka
Angrod jest offline