Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-07-2015, 21:56   #5
Autumm
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
Dzień 1
Kotlina Ørm
Noc, mgła, szum wody, chłodno


Zejście zboczem gór Hrøngär do kotliny Ørm po nocy było ryzykowne. Szczególnie teraz, gdy całą kotlinę spowiła mgła. Nie, nie chodziło o to, że ktoś mógł czyhać na buntowniczy oddział, ale o przepaście i zdradliwe górskie podłoże. Kamyki co i rusz sypały się stokiem spod butów, gdy Svali i jego kamraci podążali za Urchą w dół, prowadzeni przez kołyszącą się w ciemnościach białą czuprynę i wilczą kapotę. Wszyscy szli w ciszy; temperatura była tu wyższa i mniej było lodu. Urcha oddalał się jak co jakiś czas, przyspieszając tempa i robiąc za szpicę.

W końcu oddział dotarł do wąskiego traktu, a przynajmniej w jego okolicę. Urcha już klęczał przy drodze i gdy tylko usłyszał kroki reszty, podniósł dłoń w geście ostrzeżenia. Wszyscy, jak jeden mąż, przysiedli nisko bacznie rozglądając się na boki. W dali słuchać było szmer wody, wskazujący na niedaleki strumyk albo rzekę. Urcha wskazał kierunek otwartą dłonią.

Oto ze strony Skätte parsknął koń, a odgłos stąpania jego kopyt i toczących się kół stawał się coraz głośniejszy. Powoli i niezbyt wyraźnie, z mlecznej oddali wyłonił się wóz, koń i ludzie. Kierowali się na północ i była to ich cicha wędrówka. Nie rozmawiali i szli ostrożnie.

Svali nie zastanawiał się długo. Zanim jeszcze konwój pojawił się na drodze, bez słów, samymi tylko ruchami rąk rozdzielił swoich ludzi na dwie grupki, które zajęły miejsca po dwóch stronach drogi. Svali i Dagur z jednej, Harpa i Urcha z drugiej; po tylu razem przeżytych bojach każdy wiedział, jakie jest jego zadanie. Harpa i Urcha przebiegli drogę i wskoczyli do kamienistego zbocza, które prowadziło prosto w wartki nurt rzeki Brökk. Przycupnęli tam i oczekiwali. Szlak prowadził tu do starego drewnianego mostu, który lekko potrzaskiwał. Odgłos chlupoczącej wody stał się tu wyraźniejszy. Do pełnej zasadzki brakowało jeszcze Othry, która zwykle wspomagała grupę celnymi strzałami z ukrycia, ale kobieta miała swoje ważne zadanie gdzie indziej.

Buntownicy czekali w ciszy i skupieniu; kiedy karawana znalazła się w zasięgu wzroku i słuchu, Svali, mając w pogotowiu świstawkę, spróbował ocenić kim są podróżni... i jakie wyzwanie mogą stanowić dla jego grupy.

Karawana, która wyłoniła się z mgły, okazała się pojedynczym wozem dwukołowym, ciągniętym przez chudego konia, a towarzyszyło mu dwóch ludzi. Jeden wyglądał na parobka, a drugi musiał być podróżnym lub przewodnikiem - był ubranym dłuższy płaszcz z kapturem, typowy dla ludzi, którzy wiele czasu spędzają na niegościnnym szlaku. Kiedy wóz znalazł się na wysokości zaczajonych partyzantów, Svali dał znak Dagurowi, by ten zeskoczył na drogę za pojazdem. Sam wyszedł przed powóz, zagradzając drogę, na tyle jednak daleko od czoła, by woźnica zdążył na czas wyhamować. Nie dotykał na razie świstawki; pozostali członkowie bandy mieli na tą chwilę pozostać w ukryciu, dając drużynie przewagę zaskoczenia.

Podróżni nie wyglądali groźnie; parobek nie był uzbrojony a jegomość w kapturze miał najwyraźniej tylko sztylet długości łokcia; wóz i koń nie były też mocno sfatygowane podróżą. Widać było, że jadą od Skatte. Ten, który szedł na przedzie, uniósł otwartą dłoń, zatrzymując wóz.

- Oooohoo - parobek powoli zwolnił trzymając konia za uzdę i pogłaskał po pysku. Koń parsknął. Zakapturzona postać wyszła krok do przodu i rzekła niskim tonem kalecząc nieco nordiański, twardym akcentem:
- Jeśliś zbój i na towary liczysz, nic nie mam. Jeno skór wiozę trochę, bom przewoźnik i na zamówienie jadę. Pójdźmy swoją drogą, bo zwady nie szukam.

Parobek nerwowo obejrzał się, gdyż Dagur obszedł od tyłu, a wygląd ma człeka nieobliczalnego.

Okaleczony mężczyzna milczał. Milczał wystarczająco długo, wpatrując się w wóz, żeby dwóch podróżnych jeszcze raz przemyślało swoje słowa i szanse, jakie mają w tym zapomnianym przez bogów kawałku głuszy w obliczu dwóch uzbrojonych bandytów. A potem uniósł do ust drewniany flecik. Cichy, ale przejmujący dźwięk wypełnił powietrze, przebijając się przez szum wody, a z mgły wyłoniło się kolejnych dwóch mężczyzn, ostrożnie zbliżając się do wozu.

- Sprawdzimy. Mówisz prawdę, puścimy wolno i z towarem. Kłamiesz... - pobliźniony zawiesił głos, pozwalając, by woźnica sam dośpiewał sobie resztę. Odchylił płaszcz i wyszarpnął zza pasa broń, dając znak głową, by Dagur zajrzał na pakę.

Podróżnik doskonale wiedział w jakiej znalazł się sytuacji. Skinął na parobka, by ten zrobił miejsce. Sam rozpostarł ręce, dając znak, że nie ma złych zamiarów i postąpił w bok trzy kroki.

- Wóz jest wasz… - powiedział ciężko.

Dagur wydobył krótki miecz, który w jego ręku wyglądał jak sztylet, i zaczął zanurzać raz po razie ostrze w fałdach skór. Kilka razy uderzał o dno wozu, aż w końcu sięgnął swoją wielką łapą w głąb i wyciągną… kolejną stertę skór. Były to głównie skóry bydlęce, bo cienkie, a w noc taką jak ta, trudno było rozróżnić. Dagur uniósł łeb i spojrzał na Svali’ego z rozczarowaniem, wydął usta i mruknął coś… Nic nie znalazł.

- Ruszaj. - Svali odwołał ludzi, usuwając się z drogi. Broni jednak nie schował, pozostając czujny, gdyby woźnica właśnie teraz próbował swojego szczęścia.
- Nie pamiętasz, że spotkałeś jakiś ludzi po drodze. - dodał cicho pobliźniony, obdarzając mężczyzn przeciągłym spojrzeniem - Źle, jak prawdomównych spotyka na szlaku jakaś zła przygoda. Niewielu takich zostało...

Podróżnik przełknął ślinę. Widać, że mu ulżyło. Już miał ruszyć do wozu, gdy parobek jęknął coś nieśmiało. Coś co na końcu zabrzmiało znajomo.. jakby “Svali”...

Gdy wszyscy na niego spojrzeli, zmieszał się i już głośniej zapytał:
- Czy ty jesteś Svali, Svali "Bez Serca"?

Mina podróżnika zbladła. Jeśli młokos rozpoznał tych bandytów, to bardzo możliwe, że ich los zawisł właśnie na bardzo cienkim włosie.
Parobek jednak się nie poddawał, zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego, w co ta sytuacja mogła się zamienić. Zwrócił się beztrosko do swojego towarzysza:

- Toż to Svali! Woj Thorkellów, znaczy, swój! My z twierdzy jesteśmy! Wracamy tam ze Skätte.
- Już dość powiedziałeś! - ściął go wzrokiem mężczyzna w kapturze i spojrzał na otaczającą go bandę, gotów zareagować w każdej chwili.
- Oczywiście, że nic złego nas na szlaku nie spotkało. Bywajcie zdrowi - rzucił w tym swoim łamanym nordiańskim, po czym ponaglił chłopaka i wolno ruszali; parobek jednak nie mógł oderwać wzroku od Svali’ego.

- Spieszno wam, "kupcze". - Svali uśmiechnął się cierpko, jeśli tym mianem można było nazwać paskudny grymas połową twarzy - Zwą mnie Bez Serca, prawda. Teraz wspólna droga nam wypada. Pójdziemy z wami; gdyby miast Thorkellowych ludzi naszedłbyś na prawdziwych bandytów, lub przeklętych Thursów... - splunął na ziemię, wypowiadając tą nazwę - ...straszne rzeczy mogłyby się stać... - dokończył z nutą w głosie, sugerującą że i opcja na owe rzeczy wciąż jest otwarta, gdyby kupiec oponował. Grupka przyspieszyła kroku, zrównując się z powoli toczącym się wozem i otaczając go luźnym, ruchomym kręgiem.

Maszerowali w grobowym, ciężki milczeniu, zaplątani w sieć wzajemnych podejrzeń i lęku; tylko skrzyp kół i chrapanie konia przerywały tą ciężką atmosferę. Szli tak wiele godzin; rutynę zburzyło dopiero niecodzienne spotkanie na trakcie do Bregefjör. Z mgły po raz kolejny dobiegł stukt końskich kopyt, a drużyna rozproszyła się po drodze, wyskakując na nie spodziewającego się towarzystwa jeźdźca. Tym razem jednak obyło się bez gróźb i kontroli - przybyszem był bowiem nie kto inny jak Børghar Akkan, strażnik z Twierdzy.

Znał się z przewodnikiem - Hansem - i poręczył za niego przed Svalim. Dalsza podróż upłynęła więc już nieco lżej, przynajmniej dla dwójki wozaków; pod samym Bregefjör jeden z ludzi Bez Serca skarżyć się zaczął jednak na woń trupa, która wlokła się za karawaną od dłuższego czasu. Wśród "swoich" nie było sensu dłużej ukrywać sekretu; przewodnik pokazał wszystkim doskonale schowaną na wozie trumnę, w której leżało zmasakrowane ciało Thörina Żelaznego, jarla Skätte. Hans wykradł je na rozkaz Ingrid Thørkell. Jarl zginął zadźgany przez zdrajców, tanów, których przekupili Thursowie. Thørkell’ówna chciała urządzić mu godny pogrzeb - jednego dnia straciła męża, brata i ojca.

Svaliego to mało obeszło; wojna ludzi nie rodziła. Bardziej jednak ruszyła go "niedbałość" Dagura; skoro mężczyzna przeoczył tak spory kawałek drewna, nie wróżyło to dobrze na przyszłość. Swoim zwyczajem Svali nic nie powiedział; spojrzenie lodowego oka, jakim obdarzył olbrzyma, kiedy woźnica pokazał wszem i wobec kontrabandę, było jednak wystarczająco czytelne dla wielkiego wojownika, by ten wiedział, że utracił sporo z zaufania herszta.

Zbliżali się coraz bardziej do Twierdzy, mocno wyciągając nogi, forsownym, cichym marszem. Nie było o czym gadać, a i niebezpieczeństwo, nawet w bezpośredniej bliskości cytadeli, wciąż było realne. Kto bowiem wiedział, jak daleko mogły zapuścić się lotne patrole Thursów, poszukujące nordlińskich niedobitków?

Tylko parobkowi - a w rzeczywistości uczniowi sokolnika, Hjanaärowi - gęba się nie zamykała. Ubzdurał sobie z jakiś zasłyszanych plotek, że Svali został poddany kiedyś próbie lodu: przykuto go nagiego do skał nad północnymi fiordami na cały dzień. Gdy przyszli po niego rano, Svali żył, ale ptaki wydziobały mu serce. Młody ciekaw był, czy prawda-li to i zaspał oddzialik gradem pytań. Sam oszpecony milczał; reszta grupy za to, widząc w tym doskonałą okazję do męskich przechwałek, zaczęła opowiadać chłopakowi inne okrutne i straszne historie - część z nich wcale nie zmyślonych - które w końcu zmusiły go do milczenia i zastanawiania się nad ich prawdziwością.

I tak, znużeni, czujni i wciąż nie do końca wzajemnie sobie ufający, ludzie Thørkella dotarli do bram Twierdzy Börgefjel. Cała podróż zaczęła się od kłamstw, gróźb i bandyckiego napadu. Potem też tylko dzięki ostrożności grupy i spokojowi strażnika nie doszło do bratobójczego rozlewu krwi. A to był zaledwie początek, pierwszy dzień po przegranej bitwie...

Co miało czekać umęczonych Nordów dalej?
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!

Ostatnio edytowane przez Autumm : 09-07-2015 o 22:42.
Autumm jest offline