Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-07-2015, 20:07   #6
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Dzień 1, Twierdza Börgefjel, Kilka godzin po zachodzie słońca,

Ingrid przesunęła delikatnie wyprawioną wilczą skórę, by zakryć Taralda. Zawsze spał niespokojnie i odkrywał się w nocy, dlatego wstawała często by sprawdzić czy nie marznie. Delikatnie pogładziła złote loki na głowie najmłodszego synka z pełnym zarówno czułości jak i smutku uśmiechem. Mruknął coś przez sen, poruszył rączką, ale spał dalej. Mimo świata walącego się im na głowy, dzieci potrafiły się odnaleźć w nowej rzeczywistości lepiej niż można by sądzić. Uciekając ze Skätte na wyraźny rozkaz ojca, Ingrid nie sądziła, że już nigdy nie zobaczy go żywego. Zaskoczył ją tym postanowieniem, a jeszcze bardziej towarzystwem jakie jej przydzielił. Hans Midrith mieszkał wprawdzie w domu Jarla od kilku miesięcy, ale był przecież przybyszem z dalekiego świata. Dlaczego właśnie jemu Ragnar Thorin Żelazny powierzył losy córki i jedynych wnuków? Cały czas zadawała sobie to pytanie. Może właśnie dlatego to właśnie jego zdecydowała się wysłać po ciało jarla, gdy dowiedziała się o jego losie? Potrzebowała odpowiedzi na wiele pytań, a jednym z nich było to, na ile może zaufać otaczającym ją ludziom i czy zaufanie niewłaściwej osobie nie będzie jej kosztować znacznie więcej niż utratę własnego życia. Musiała mieć pewność i kogoś, kto niezależnie od tego jak dalej potoczą się losy wojny, uratuje jej dzieci.

Podeszła do ciężkiej kotary z wełny owiec, którą kazała zawiesić na oknie w komnacie zachodniej wieży, przeznaczonej na sypialnię dzieci, by chronić je przed nocnym chłodem i odsunęła ją lekko. Popatrzyła na ciemność nocy. Nie mogła teraz zobaczyć drogi do Twierdzy, ale miała nadzieję, że Hans wraca już z powrotem.

Powróciła pamięcią do dnia kiedy Sigrudur Jonsdottir, wraz z garstką swoich ludzi dotarła do Börgefjel. Ingrid wiedziała, że jej zadaniem było patrolowanie terenów na zachód od Skatte i miała nadzieję, że kobieta dostarczy jej jakichś pomyślnych wieści. Nie mogła pomylić się bardziej. Wciąż brzmiały jej w pamięci słowa zwiadowczyni, raniące niczym sztylety i wzbudzające pełen pasji gniew:
- Nie mogliśmy już nic zrobić gdy dotarliśmy z patrolu do twierdzy było po wszystkim. Jeden z moich kontaktów ostrzegł nas zanim wpadliśmy w ręce wrogów. Musieliśmy uciekać. Z informacji jakie jednak udało nam się uzyskać Jarl Skätte był wtedy w łożu, bo jak wiesz ostatnio chorował. Grupa tanów z rodzin: Beötrhsøn, Svängür oraz rywal naszego Jarla, Åsgeir Siny, weszli wywierając presję na straży i pod pozorem ciężkiej sytuacji na Pustkowiach Fiørken. Było to o świcie i straży było niewiele. Thorin Żelazny został zadźgany nożami we własnym łożu, a później rozpoczęła się rzeź sprzymierzeńców Thørkella. Dużo ludzi w mieście jest oburzonych tym co się wydarzyło. Ale te rody mają teraz dużo władzy i przeważające siły, a najbardziej wierni jarlowi ludzie zostali zarżnięci. Inni się dostosowali w miarę. W mieście jest nadal niebezpiecznie. Po za tym jest tam organizowana armia przeciw Twierdzy Börgefjel, ale z chłopów, którym obiecuje się resztki ze skarbca w Borgefjel.

Ingrid wiedziała, że gdyby pozostali w domu ojca, ona i jej dzieci byliby już teraz martwi. Jarl musiał przeczuwać niebezpieczeństwo. Pewnie dlatego wysłał ją w góry. Nie mogła jednak przeboleć, że opuściła go w tak trudnej sytuacji. Mogła teraz zrobić dla Ragnara Thorkell'a tylko jedno: pochować go z honorami na które zasłużył jak Jarl, a których na pewno odmówią mu wrogowie. Prawie natychmiast przyszedł jej do głowy Hans. Przecież jej ojciec przyjął go pod swój dach i obdarzył najwyższym zaufaniem. Obcy przybysz miał teraz okazję udowodnić jego córce, że był go wart.
To dlatego wezwała mężczyznę do siebie i dała wszystko czego zażądał do wykonania zadania. Nie było tego wiele. Dwukołowy wóz ze starym koniem, by nikt nie na niego nie połasił, parobka do pilnowania i powożenia, oraz kilka denarów na ewentualne łapówki.

Tego wieczoru, gdy nadal nie było ich widać, choć do warowni z Twierdzy było tylko kilka godzin, wysłała Børghara Akkana, by pojechał w kierunku Skätte. Miała nadzieje, że niewielkie wsparcie, które mogła mu zapewnić, pomoże Midrithowi w przypadku ewentualnych kłopotów.
Teraz musiała tylko czekać.
Los kobiet, który z pokorą brały na siebie.
Wszystko jednak miało się zmienić.
Już wkrótce nadejdzie świt...

***

Dzień 1, Gdzieś na szlaku pomiędzy Skätte a Twierdza Börgefjel, Kilka godzin po zachodzie słońca,

Svali. Imię, które należy zapamiętać. Na chwilę umieścić w przegródce w głębi umysłu, przeszukując go w poszukiwaniu informacji. "Bez Serca". Przydomek prosty, jak większość spraw w tym świecie. Innym świecie, nie należącym do tego co znał jeszcze rok temu. Umiał się dostosować. Nie rzucać się w oczy, być słabym. Potulnym.
Albo odwrotnie, kiedy tylko było trzeba.
Jedna myśl przyświecała całości: nie zostać zapamiętanym, a samemu ogarnąć wszystkie szczegóły. Taki był. Takim poznał go Jarl. Tajemnica wzajemnego zaufania należała już wyłącznie do jednej osoby. Szkoda.

Oś wozu skrzypiała, on szedł milczący. Jednym uchem słuchał parobka, którego gęba się nie zamykała. Niedobrze się stało, że został zaskoczony, lecz ten ból potrafił przeboleć. Sytuacja była szczególna, nie podróżował już sam i bez obciążenia. Gdyby nie smród i niewyparzona gęba uniknęliby nawet ujawnienia prawdziwej postaci przewożonej zawartości. Cenił pomoc, ale wolał pracować sam. Myśli wędrowały, wracając do wydarzeń ostatnich dni.

Das Glück kommt über die Nacht

Powiadano, że proste życie, prosta śmierć. Zakapturzona, nie zwracająca uwagi postać szczupłego mężczyzny weszła pomiędzy domy. Ów człowiek nie rozglądał się, doskonale wiedząc gdzie idzie i co robi. Jego pokryta czarną brodą twarz nie pasowała do tutejszej urody za dobrze, lecz nikt nie patrzył na to pochylone lekko ku ziemi oblicze. Wóz już czekał, parobek stał przy kobyle, głaszcząc ją machinalnie po szyi. Mężczyzna minął ich bez nawet najdrobniejszej zmiany w kroku. Jedynie najbardziej wytrawny obserwator wychwyciłby przekazany znak. Było już zresztą ciemno, szczegóły umykały.
Człowiek w kapturze przeszedł, a wóz ruszył niedługo potem. W zupełnie innym wydawałoby się kierunku.

Byli tak pewni siebie, czy im nie zależało? Ciało złożono w prawie nie pilnowanym miejscu i najtrudniejszym okazało się zdjęcie głowy wystawionej na widok publiczny. Noc jednak przyszła ciemna. Niepozorny, jednoosiowy wóz podjechał i przejechał. Wyglądało na to, że nic się nie zmieniło. Tylko na moment uchyliło się niewidoczne gołym okiem wieko drugiego dna i zaraz ponownie zamknęło. W miejscu ciała pozostała głowa. Składała się zaledwie ze słomy i sznurka. Drwina i obietnica. Ach, taka ładna para.

Ocknął się z myśli. Zmęczenie odgoni później.
Zbliżał się konny. Znana twarz.
Dobrze.
 

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 10-07-2015 o 21:46.
Eleanor jest offline