Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-07-2015, 10:52   #109
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację

Wilczy Las
17 Tarsakh Roku Orczej Wiosny

Gdy najemnicy dotarli do
Zamieci było już ciemno. Ich powrót mieszkańcy sioła przyjęli z niekłamaną ulgą, a relacja z unicestwienia koboldziej osady stała się przyczyną do kolejnego świętowania, przepijania do mężczyzn i powłóczystych lub pełnych podziwu spojrzeń kobiet. Koło Sinary i Franki również zaczęło kręcić się kilku młodzianów, choć tę drugą traktowali z dużą dozą respektu ze względu na jej kapłański stan. Przede wszystkim jednak drużyna mogła spokojnie odpocząć, napełnić brzuchy i porządnie opatrzyć rany pod opieką wiejskich zielarek.

Ponieważ drużyna miała zamiar wracać do koboldziego lasu po Zoję i potrzebowała zapasów, Dziewanna obiecała jeszcze przed świtem posłać kogoś do Bukowa po osiołka, by Deithwen, Shavri i Sinara mogli wyruszyć z wózkiem do Futenberg wraz z pierwszymi promieniami słońca. Larsson oraz Rob wyrazili chęć dołączenia do wyprawy - chcieli sprzedać zebraną po koboldach broń i zakupić zapasy dla sioła. Larsson zasugerował, by sprzedażą zajęli się najmici; wiedział, że w Gildii mogą wytargować lepsze ceny.
- Możemy się nawet w ten sposób rozliczyć za wykonaną przez was pracę - dodał pragmatycznie.



Futenberg
18-20 Tarsakh Roku Orczej Wiosny

Rankiem oddelegowana do zakupów trójka zerwała się wraz ze świtaniem. Przełknąwszy szybko śniadanie zapakowali najpotrzebniejsze rzeczy i wraz z leśnikami ruszyli w stronę duktu. Wszyscy wyciągali nogi - czterodniową trasę musieli przebyć w dwa i pół dnia jeśli chcieli zdążyć na wyznaczony przez Tillit termin i odzyskać Zoję. Nie było czasu na popas; jedli w marszu, a na nocleg zatrzymali się gdy było już zupełnie ciemno, wędrując jeszcze jakiś czas przy świetle pochodni. Wycieńczonym ranami i walkom najmitom nie było to w smak, lecz czy mieli wybór? Deithwen miał nadzieję, że Eris na czas wyczuje ewentualnych wrogów. Blisko miasta mogli spotkać dezerterów lub zwykłych bandytów. Na szczęście nic takiego się nie stało, a u bram Futenberg stanęli późnym rankiem.

- Załatwimy sprawunki i będziemy czekać w "Spotkaniu dróg" - rzekł Larsson, udając się wraz z towarzyszem w stronę sklepów. Trójka najemników została sama - nie licząc osiołka Pafnucego, bo Eris pozostała w lesie. Musieli zdecydować co dalej. Najlepsze ceny za zdobytą broń mogli uzyskać w gildiowym sklepie. Wizyta tam równała się zdaniu raportu z przebiegu misji, co sugerował Evan - no i oddaniu Whiplashowi prowizji od zarobku. Czy powinni odwiedzić też świątynię Helma Obrońcy i powiadomić Ethel Umęczoną o zaginieciu Zoji? A co z bliskimi innych towarzyszy podróży, którzy na pewno umierali z niepokoju? Dopiero teraz wszyscy uświadomili sobie, że walcząc ramię w ramię z innymi najemnikami wiedzieli o nich tyle co nic. Wojskowe powiedzenie mówiło, że człowieka poznaje się w walce - i faktycznie wszyscy członkowie drużyny wiedzieli, że mogą powierzyć kamratom obronę swoich tyłów. Na razie to musiało wystarczyć; i tak nie mieli czasu by chodzić po domach, nawet gdyby wiedzieli dokąd iść.
Do tego Deithwen nieoczekiwanie oznajmił, że po odebraniu wypłaty i swojej części ze sprzedaży łupów rusza w swoją stronę. Drużyna skurczyła się o kolejną osobę.



Po dokonaniu niezbędnych sprawunków grupa niemal biegiem ruszyła do Zamieci marząc o tym, że kiedyś będzie ich stać na zakup koni. Eris dołączyła do nich niedługo po wejściu w las - zasapana i szczęśliwa, omal nie obalając druida na ziemię z radości. Potem pognała duktem, płosząc po drodze samotnego bażanta.

Mimo największych starań grupa dotarła do Zamieci o zmierzchu 20 Tarsakha. Reszta najemników czekała gotowa do drogi; wystarczyło przepakować zakupy i mogli ruszać mając nadzieję, że dla Tillit “piąty dzień” oznacza całą dobę i posłaniec nadal będzie na nich czekał. Choć kto mógłby czekać w koboldzim lesie po zapadnięciu zmroku? Oby posłaniec tajemniczej kobiety był równie odważny jak ona…

Leśnicy nie mieli zamiaru zostawiać najemników samych; zbyt dobrze pamiętali pomoc udzieloną im przez Zoję jeszcze pierwszego dnia. Dużą grupa ochotników ruszyła wraz z drużyną w stronę wiatrołomu pomagając nieść sprzęt i zapasy (zwłaszcza wyczerpanej wędrówką trójce), dzięki czemu wszyscy poruszali się znacznie szybciej, a trzymane przez nich łuczywa oświetlały całą okolicę, dając poczucie bezpieczeństwa. Błogosławieństwo Dziewanny dane wszystkim na drogę może nie miało magicznej mocy, ale również koiło nieco serca.



Koboldzi las
20 Tarsakh Roku Orczej Wiosny


Nim najmici dotarli na umówione miejsce była już ciemna noc. Wszyscy byli pod bronią, gotowi do walki w razie gdyby Wielki Kaaz (lub Tillit) chciał urządzić na nich zasadzkę. Łuczywa oświetlały okolicę, światło igrało na ostrzach obnażonych mieczy. Gergo nie musiał świecić by zobaczyć ich "przewodnika" - pod drzewem, pod którym Evan po raz pierwszy spotkał Tillit leżała potężna złowieszcza wilczyca. Był prawie pewien, że to jedna z pary, która “pomogła” im w obozie wojennym. Drugiego wilka nigdzie nie widział. Potężne zwierze wpatrywało się w drużynę spokojnym, niezwykle inteligentnym wzrokiem. Powoli wstało i ruszyło w las. Po kilku krokach zatrzymało się i odwróciło, czekając. To miał być ten posłaniec?

Najemnicy spojrzeli po sobie, zastanawiając się co zrobić. Tylko Gergo rozglądał się jeszcze wokoło, pociągając nosem. Odkąd przeszli przez portal coś mu nie pasowało, ale nos miał podrażniony dymem z łuczyw, których jego towarzysze używali w tunelach i przez to nie mógł określić co. Wreszcie do tego doszedł.
- Czuję padlinę. Trupa - uściślił. Wszyscy unieśli łuczywa lustrując otoczenie. Franka wrzasnęła, aż echo poniosło się po lesie. Na drzewie naprzeciwko portalu wisiały zwłoki młodej kobiety w eleganckiej, choć prostej sukience. Gdyby pojawili się tutaj w ciągu dnia zobaczyli by go od razu po przejściu przez magiczną bramę. Trup był obdziobany przez ptaki, nadgryziony przez zwierzęta, które zdołały dostać do stóp lub zejść w dół po sznurze. Nieco rozkładający się; z pewnością nie powieszono go dziś. W pierś miał wbity sztylet, na którym wisiał pergamin. Evan podszedł kilka kroków naprzód. Na pergaminie widniało jedno słowo, naskrobane w pośpiechu lub złości:

Wynocha!


 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 22-07-2015 o 08:09.
Sayane jest offline