Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-07-2015, 21:45   #22
GreK
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Cytat:
Napisał Mag
Goniła uciekinierów z uporem psa gończego, który podjął trop zwierzyny. Pomimo zwiększania się dystansu nie odpuszczała. Zła z powodu świadomości, że zbroja tylko ją spowalnia i nie miała szans dogonić lekko ubranych rzezimieszków. W końcu straciła ich z oczu.
"Kurwa mać" pomyślała, bo powiedzieć nie miała jak. Dyszała po pościgu, aż się porzygała. Wytarła usta o rękawicę i spojrzała na swojego podwładnego. Ten o dziwo był w stanie się wysłowić.
- Pies ich... - dyszał oparłszy ręce o nogi - jebał... w pytę...
Machnęła ręką w geście "a chuj z tym" schowała się w niewielkim skrawku cienia i sięgnęła po bukłak z wodą. Wzięła łyk, przepłukała usta i wypluła.
Anoterissa wypiła jeszcze kilka łyków wody i dopiero poczuła, że nareszcie odzyskała zdolność mowy. Od razu temu odkryciu towarzyszyła soczysta wiązanka skierowana na chyba wszystkich, od bogów poczynając kończąc na nowym przełożonym.
- Boże, nienawidzę tego miejsca jeszcze bardziej - powiedziała na koniec z goryczą.
- Trzeba było wziąć Amber, ona by do niego...
- Taa, a ty geniuszu pewnie znasz się na ranach ciętych - odparła kąśliwie.
Logan opuścił wzrok dopiero teraz zauważając błąd w swoim "lepszym" planie.
Nie było sensu dłużej w tym miejscu sterczeć. Z urażoną dumą dwoje Tagmatos ruszyło w drogę powrotną starając się nie zgubić w labiryncie małych uliczek, w które wciągnęli ich dwaj łotrzykowie.

***

Stała trochę zdziwiona z zakończenia tego pościgu.
- Doskonała robota Amber - odparła do dziewczyny z wyraźną aprobatą w głosie, gdy patrzyła na nożownika leżącego teraz z bełtem w trzewiach i powiększającą się kałużą krwi pod nim. Rozwiązanie sytuacji ucieszyło ją na tyle, że wieść o grubasie niewiele ją obeszła.
Torukia pochyliła się już nie nad bandytą, a nad mordercą z uwagi na śmierć grubasa. Zaczęła przeszukiwać go, gdy usłyszała ciche stęknięcie.
"Skurwiel jeszcze żyje" przeszło jej przez myśl, a stojąca najbliżej niej Amber po zmianie wyrazu twarzy swojej kapitan od razu wiedziała o co chodzi.
Origa nie miała pojęcia co Cyric robił z tym przygłupem.
- Aż dziw bierze, że taki kretyn dożył do dziś. Dźganie w biały dzień człowieka i to na oczach Tagmaty. - kręcąc głową nad głupotą nożownika Logan zaczął wymieniać dziury w jego planie.
- Może w tej okolicy uznawane jest to za powiedzenie "dzień dobry" - odpowiedziała z sarkazmem w głosie Amber nie przestając się patrzeć na swoją kapitan.
Origa zastanawiała się co zrobić. Jakiś cień szansy na to, że chłopak nie zemrze był. Pytanie tylko: po co miałby dalej żyć? Był tak ciężkim kretynem, że ukrócenie jego cierpień spokojnie można było uznać za wyświadczenie przysługi Cyricowi. "Będę musiała się z nim rozmówić."

Chwyciła za fraki leżącego na ziemi. Przekręciła go na bok, ułamała grot i z drugiej strony wyciągnęła bełt.
- Ten suczysyn jeszcze dycha? - zdziwił się Logan widząc co robi Anoterissa.
- Już nie długo - odparła Torukia wycierając z posoki drzewiec bełtu o ubranie konającego. Schowała pozostałości po bełcie w swojej sakwie i wstała. Czekali w milczeniu. To była jedyna forma litości na jaką mógł liczyć. W przeciwnym razie, gdyby jednak jakimś cudem przeżył czekały go tortury w lochach, albo wyniszczająca praca w kopalni. Dokładnie taki los spotkał tego, który ozdobił jej twarz blizną.
Dla niej samej nie robiło różnicy czy przytarga mordercę żywego czy martwego i tak tłumaczyć będzie musiała się z tego grubasa.
Bates rozglądał się po okolicy, gdy reszta stała czekając na ostatnie tchnienie.
- Następnym razem celuj wyżej - pouczyła swoją podwładną Origa.
- W głowę?
- Nie, w żadnym wypadku nie w głowę. W klatę. - uderzyła pięścią w swoją pierś.
- A racja, tak szybciej się przeniesie na tamten świat. Ale wiesz... - zgodziła się kuszniczka. - Celowałam w kolano. - dodała żartobliwie.
Tylko Logan parsknął śmiechem, ale wszyscy uśmiechnęli się na jej słowa.
Praca w Tagmacie była cholernie stresującym zajęciem. Na służbie można było w każdej chwili mieć niefart i stracić zdrowie albo życie. Płaca do wysokich nie należała, a co bardziej przezorni i tak większość tego co zarobili przeznaczała na lepsze dozbrojenie się. W takich warunkach trzeba było potrafić odreagować. Głupie żarty z poważnych sytuacji były jedną z form odstresowania i jedną z bardziej skutecznych metod szybkiego rozładowania napięcia.

***

- Ludzie to mają nie po kolei w głowie. - całą drogę do pierwszego denata Logan nie chciał się zamknąć. - Czy oni myślą, że my ubieramy się w te zbroje dla ozdoby czy przyjemności? Ukrop leje sie z nieba, a my popierdalamy w tych kokonach, śmierdzimy od potu na kilometr...
- O ile dobrze pamiętam to na szkoleniu początkowym byłeś pierwszym przeciwnikiem rozkazu noszenia zbroi przez cały czas służby - dogryzła mu Amber, która do Tagmaty dołączyła praktycznie w tym samym momencie co on.
Logan odchrząknął.
- Młody byłem, głupi... - wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Bates i pan niewygadany ciągnęli martwego mordercę trzymając go z obu stron pod pachę, a dziewczyny rozganiały ewentualnych gapiów.

Nareszcie dotarli do Wshema. Ten siedział przy dwukółce stojącej obok ofiary morderstwa. Bliskość trupa nie przeszkadzała mu w jedzeniu jabłka.
- O, złapaliście go - odparł zdziwiony i stanął na baczność. Szybko, w kilku kęsach z jabłka został tylko ogonek, który wyrzucił za siebie. Nie tylko tagmatos wydawał się zdziwiony tak szybkim rozwiązaniem sprawy morderstwa. Kilku gapiów przyglądało się z zaciekawieniem.
- Ten, no… Popytałem czy go znają... - skiną głową na grubasa - To tutejszy kupiec. Niedaleko ma stragan.
Origa z uznaniem, że nawet jej drużynowy leń wykazał się inicjatywą pokiwała głową słuchając czego się dowiedział.
- To co teraz? - zapytał Flavi.
- Jedziemy dostarczyć problemy periocziemu - odpowiedziała z satysfakcją namalowaną na twarzy. Chwilę stała w zamyśleniu nadzorując jak Logan i Bates wrzucają trupa na dwukółkę. Wciągnięcie grubasa zajęło dużo więcej czasu, aż musieli chwilę odpocząć po wszystkim.
Zbieranie trupów co prawda nie należało do obowiązków patroli, ale z uwagi na wysokie temperatury w ciągu dnia, zanim czyściciele tu by się dotoczyli to zwłoki zasmrodziłyby pół dzielnicy. Chociaż w przypadku Zaułka wiele by się nie pogorszyło. Inna sprawa, że to dowody zbrodni. Trup i sprawca mordestwa. Może choć trochę fortuna odmieniła się dla Torukii?

***

Z ulgą przywitali chłód murów strażnicy Zaułka. Zdali truposze grabarzowi - choć nazwa była nieadekwatna do jego zajęcia, otóż zmarli byli paleni, a nie zakopywani. Podobno w ten sposób można było się uchronić od epidemii jakiegoś paskudnego choróbstwa. Prawdopodobnie jeszcze tego wieczoru rozpalą ogniska.
Wszystkie przedmioty znalezione przy denatach leżały w koszach. Jeden był bezimienny, a drugi opisany nazwiskiem kupca. Zapewne ktoś z rodziny grubasa się po nie zgłosi, ale marne szanse, że zawartość mieszka dotrwa to tego czasu. Przedmioty mordercy najpewniej na zawsze zalegną w ciemnym kącie magazynu. Origa wyciągnęła ułamany bełt ze swojej sakwy i wrzuciła go do bezimiennego kosza. Ale zaraz spojrzała z zainteresowaniem w zawartość tego kosza.
Razem ze swoimi ludźmi udała się do studni znajdującej się na dziedzińcu strażnicy. Obmycie twarzy przyjemnie zimną wodą przywracało wolę do życia. I dopiero teraz dostrzegła w swoim odbiciu w lustrze wody, że paradowała całą drogę powrotną z krwią rozmazaną na policzku. "Nic dziwnego, że ludzie się tak mi przyglądali". Oględnie też obmyła pancerz z krwi i brudu.
- Może pójdziemy już do tego periocziego? - zaproponował niepewnie Logan widząc, że Anoterissa stała oparta o studnię i nie wygląda by się śpieszyła.
- Czy ja ciebie niczego nie nauczyłam? - zapytała retorycznie - Tak czy inaczej będzie wrzeszczał, a trup nie zając. - wzruszyła ramionami.
W jej mniemaniu sprawa została rozwiązana bardzo dobrze.
- Ale słyszałem, że to naprawdę nieprzyjemny typ... - dodał niby od niechcenia. Nie odpowiedziała. Jego obawy były zrozumiałe, bo jeśli Origę jednak ktoś miał władzę chociażby zawiesić w obowiązkach to jej podwładni zostaną rozdzieleni pod innych Anoteros. A żadne z nich tego nie chciało. Ich przełożona była bardzo wymagająca, ale potrafiła docenić. Do tego opieprz za wszystko od periocziego brała na klatę.
- Na bogów, ale z was tchórze - pokręciła głową widząc jak wszyscy wyczekująco na nią patrzą - Ciasna ta jego kanciapa więc idę sama, wy rozejrzyjcie się po strażnicy i wybadajcie nastroje. Amber, strzelałaś z mojego rozkazu. Wshem, cholernie mnie dziś zaskoczyłeś inicjatywą. Oby tak dalej. Wszyscy spisaliście się dzisiaj na medal. Widzimy się jak skończę się użerać z tym bucem. I z łaski swojej dowiedzcie się co z moim poprzednikiem
Po zgodnym "Tajest" rozeszli się.

***

- "Nieprzyjemny typ" - prychnęła pod nosem, gdy szła chłodnym korytarzem do gabinetu Dalaosa Białego. Chłopak był dobrze poinformowany, ale tym tekstem zirytował Anoterisse. W myślach przygotowywała się do walki słownej do jakiej na pewno dojdzie. Poranna odprawa jednoznacznie na to wskazywała. Nie cierpiała tego typu strażników. Siedzą na dupie, zapewne bratają się z mendami dla świętego spokoju i chcą udupić tych, którzy działają. Przerażające było to jak wielu takich ludzi spotkała na swojej drodze odkąd wstąpiła do straży. - "Jeszcze o tym nie wiesz, ale ktoś docenił twoją służbę." - zacytowała Logana z ironią w głosie - Ta, kurwa doceniono mnie... Raczej chcą pozbyć po cichu i tanim kosztem.
Idąc korytarzami wzbudzała zainteresowanie pośród mijanych. Była nowa, obca. Dotarła przed drzwi Periocziego. Zatrzymała się i wzięła głęboki oddech.
Pięścią zastukała w nie i nie czekając na pozwolenie weszła do środka.

- Melduję posłusznie dostarczenie dwóch trupów. - zaczęła mówić jak tylko przekroczyła próg - Jeden został zamordowany w biały dzień w otoczeniu wielu świadków, natomiast ten drugi to jego morderca. Proszę o posłanie po skrybę, chcę zdać raport z patrolu. - słowa wypowiadała nieśpiesznie i przyglądając się wnikliwie twarzy Białego.
Cyric
Jakiś ruch, zamieszanie. Nie był w stanie zorientować się co się dzieje. Ktoś wszedł, krzyczał, ktoś uciekał. Wszystko było niewyraźne, rozmazane.

Kształt przesunął się przed twarzą pospiesznie, lecz nie mógł na nim skupić wzroku. Jakiś niski, tubalny dźwięk docierał do jego uszu. Coś chwyciło go pod ramiona, uniosło. Szarpnął się. Upadł. Zwymiotował. Znowu dźwięk. Natarczywy. Coś uniosło go ponownie. Złapało kleszczami.

Płynął. Feeria blasków i dźwięków wokół niego. Walczył by otworzyć oczy lecz powieki zamykały się ciężko. Znowu opróżnił żołądek.

Chyba zasnął.

Stopy boleśnie stukały o podłoże. Znosili go schodami w dół. Chciał zaprotestować lecz z jego gardła wydobył się tylko niezrozumiały bełkot. Otworzył oczy. Ciemność rozświetlona migającym światłem. Zrobiło mu się niedobrze. Przestał walczyć. Odpłynął.

Origa Torukia
Pięścią zastukała w drzwi i nie czekając na pozwolenie weszła do środka.
- Melduję posłusznie dostarczenie dwóch trupów. - zaczęła mówić jak tylko przekroczyła próg - Jeden został zamordowany w biały dzień w otoczeniu wielu świadków, natomiast ten drugi to jego morderca. Proszę o posłanie po skrybę, chcę zdać raport z patrolu. - słowa wypowiadała nieśpiesznie i przyglądając się wnikliwie twarzy Białego.

- Origa! - pierioczi wrzasnął odwracając do niej swą wykrzywioną wściekłością twarz. Mięśnie mu drgały a drobne kropelki śliny rozpryskiwały się jak wykrzykiwał kolejne słowa - żesz kurwa mi tu ciebie musieli nasłać! Nie nauczyli cię, że się czeka aż pozwolą wejść?

Dopiero teraz zauważyła, stojącą w głębokim cieniu postać, skrywającą swą twarz za połą rubinowej barwy płaszcza. Nie byle jakiego, lecz drogiego sukna. Niespodziewane wejście anoterissy najwidoczniej nie było w smak Białemu. Wyglądało na to, że przerwała im spotkanie, którego nie miała być świadkiem.

- Czego kurwa jeszcze nie zrozumiałaś? Wypierdalaj stąd aż cię zawołam! - Wykrzyczane w twarz ostatnie słowa osiadły na jej skórze kropelkami śliny.

Przetarła ręką twarz. Nie wyglądała na szczególnie przejętą jego złością. Z zainteresowaniem przyjrzała się personie w czerwieni mimo, że niewiele i tak mogła zobaczyć. Prychnęła i odwróciła się na pięcie. Wyszła bez słowa trzaskając drzwiami za sobą.

Na korytarzu podparła ścianę i wpatrywała się w drzwi. Chciała podejrzeć kto przez nie wyjdzie.

Nikt nie wyszedł, lecz po kilkunastu uderzeniach serca usłyszała krótkie "wlazł!", wywrzeszczane zza drzwi. W środku był sam pierioczi, po czym wywnioskowała, że jego gabinet musiał posiadać drugie, ukryte przejście.

- Kto, gdzie i kiedy? W jakie gówno się wpakowałaś? - przeszedł od razu do sedna.

Nie odpowiedziała od razu. Przezornie stanęła od niego dalej niż jeszcze chwilę temu. Ciekawość kazała jej w tej chwili rozglądać się za śladami tajnego wejścia. I robiła to nie szczególnie dyskretnie.

- Przeniesiono mnie do Zaułka. Tu wystarczy wychylić nos za strażnicę, żeby coś znaleźć - starała się mieć poważną minę i nie uśmiechnąć po tych słowach. Ale nie przyszła tu na pogaduszki, dlatego zaraz przeszła do sedna. - Grubas... Znaczy kupiec bawił się w stróża prawa. Szarpał się z jakimś gnojem. Jak się pojawiliśmy to złodziej się zesrał i dźgnął grubasa pod żebra. Trzech moich zostało z nim, a dwoje ruszyło za gnojkiem. Dobrze mu ucieczka szła do momentu aż zaszliśmy go z drugiej strony i oberwał bełtem. Zdechł na miejscu. Oba trupy są już u grabarzy.

- Kogo ubiliście? - Biały zignorował otwartą aluzję i żywo zainteresował się informacjami od swojej podwładnej.

- Żadnego opieprzu za martwego grubasa? - wypaliła bez zastanowienia i przyjrzała mu się ze szczerze zdziwioną miną, że pominął temat ofiary.

- Nie, nie pytam się o kupca - odparł zniecierpliwiony. - Skoro było jak mówisz, to sam jest sobie winien. Czasami trzeba trzymać gębę zamkniętą, żeby nie dostać pod żebra - mówiąc to spoglądał dziewczynie głęboko w oczy. - Ja się pytam kim był ten nożownik?

- Nie zdążył się przedstawić - odparła, ale nie było w tym złośliwości. Zastanawiała się co mu powiedzieć, bo o Cyricu nie zamierzała wspominać. - Ludzi na ulicy nie było sensu pytać, bo nikt się nie przyzna, że zna mordercę - dodała tłumacząc swoją niewiedzę
.
Ręką sięgnęła do sakwy uczepionej jej pasa. Wymacała coś i wyciągnęła.

- Miał przy sobie nie wyróżniający się nóż, trochę drobnych i to... - położyła na blacie dłoń kładąc na nim charakterystyczny pierścień. - Miał to na palcu. Tanio nie wygląda. Ukradł, albo... - wzruszyła ramionami - Może ma pan informatorów, którzy mogą coś o tym powiedzieć - zrobiła aluzję do jego tajnego spotkania uśmiechając się lekko.

Perioczi rzucił okiem na sygnet i Oridze zdawało się przez chwilę, że zbladł jeszcze bardziej, jeśli to było możliwe. Lecz nie drgnął mu żaden mięsień. Wypuścił z siebie powietrze, jakby się nad czymś zastanawiał.

- Nie… - szybkim ruchem zagarnął go i schował do kieszeni. - Rozpytam - rzekł gwoli wyjaśnienia.

Chwilę jeszcze dumał, po czym wypalił.

- Słuchaj, nie chciałbym abyś wpierdalała się w każdą sprawę w Zaułku. Tutaj rzecz ma się inaczej niż w innych dzielnicach. Tutaj chodzimy po jebanej linie, balansując za pomocą żerdzi u której z jednej strony ciąży sprawiedliwość, a z drugiej spokój. Jeśli zawczasu nie zrozumiesz tej równowagi, wpierdolisz nas w gówno, przy której śmierć jebanego tłustego kramarza będzie niczym. - przy ostatnim słowie uderzył pięścią w stół a jej przyszło do głowy, po raz pierwszy od kiedy trafiła do Zaułka, że na swój pokrętny sposób perioczi chciał ją przed czymś ostrzec. Nie przed tym, że sama mogła stracić głowę szukając sprawiedliwości, lecz przed czymś większym. Przed czymś, czego być może jeszcze nie rozumiała a przez co życie mogło stracić wiele niewinnych osób.

Była zła. Zła, że perioczy mógł mieć choćby cień racji.

- W jakie kurwa wszystko?! Raptem jednego chwasta wyrwałam i już wielki problem - warknęła dusząc w sobie gniew - To może zamiast pierdolić mi umoralniające gadki powiesz w końcu co za chujowi kazałam się wykrwawić na śmierć? Jak nie to zapewniam, że prędzej czy później sama się dowiem.

Przez chwilę miała wrażenie, że ją uderzy ale wycedził tylko przez zaciśnięte zęby

- Spierdalaj Torukia!

Otworzyła usta żeby coś od siebie dodać, ale powstrzymała się. Bez słowa odwróciła się i wyszła z jego gabinetu. Trzasnęła za sobą drzwiami.

Ismael Garrosh
Degan Wiss wziął trójkę ludzi i bez sprzeciwu odjechał w kierunku zabudowań Grabowej, którą dopiero co stracili z oczu. Jasna kula słońca wisiała wysoko na niebie. Powietrze falowało nad horyzontem wykrzywiając rzeczywistość w drgającą ułudę. Promienie przypiekały, zaczerwieniając skórę, powodując, że ubiór lepił się do spoconych ciał. Jedynie posmarowana białą ochrą twarz Garrosha pozostała niewzruszona.


Las, oddalony przecież o niecałe kilka metrów, kusił cieniem i chłodem, lecz wielki wojownik zabronił się ruszać dalej niż dwa kroki od wozu, pomny tego co widział, lub co tylko mu się zdawało, że widział. Pokładli się tedy pod wozem, korzystając z tej niewielkiej osłony przed słońcem, które zapewniał. Nawet Wendor Brike nie mogąc usiedzieć już w siodle, oparł się o wielkie drewniane koło, naciągając głęboko kaptur na głowę. Dwóch z tagmatos wyciągnęło kości i zaczęło obstawiać drakmę. Czas się dłużył a anoteros nie wracał.

Cyric
Piekielny trunek! Gęsty i palący przełyk jak surówka z kowalskiego tygla a do tego dający w czub. Po pierwszym łyku stracił oddech jakby nagły żar, który ogarnął żołądek wessał mu z płuc całe powietrze. Łzy napłynęły mu do oczu. Lecz zaraz po tym przyjemny szum uderzył w głowę, dźwięki rozmyły się a obraz zmiękczył.


- Kolejny! - wrzasnął na karczmarza rozbijając naczynie o podłogę.


***


Gdy się ocknął leżał twarzą we własnych wymiocinach. Rozejrzał się. Pomieszczenie nie było duże. Trzy na pięć kroków. Kilka pękatych, dębowych beczek o nieznanej zawartości ustawionych pod dłuższą ścianą. Jedna sięgająca sufitu w rogu. Małe, zakratowane okienko pod sufitem. Zbyt małe by się przecisnąć. Podskoczył, łapiąc się prętów, przyłożył głowę do otworu. Świeże powietrze owionęło mu twarz. Ujrzał brudną ulicę i kawałek muru po przeciwnej stronie.


Shar Srebrzysta, Origa Torukia.
Shar skierowała swe kroki prosto do koszar. Siedziba tagmatos w Zaułku nie wyglądał imponująco. Kanciasta, parterowa, nijaka bryła przyklejona do równie nijakich mieszkalnych zabudowań. Jak pasożyt przyssany do chorego ciała. Front budynku nie przedstawiał się najlepiej. Był popękany i wiązania między kamieniami zwietrzałe i wypłukane przez deszcze. Ściana sprawiała wrażenie, że wystarczyłoby mocniej ją pchnąć i posypie się jak jak domek z kart.


Westchnęła i ruszyła w kierunku budynku. W drzwiach zderzyła się z anoterissą. Musiała nie być stąd. Tutejsi tagmatos odróżniali się znacznie od innych w Skilthry. Ich rynsztunek bardziej zlewał się z szarością ulic biedoty. Częściej były to skórzane kurty niż metalowe zbroje. Jakby chcieli przybrać jego barwę, wtopić się w tłum, nie tracąc swobody ruchów. Zbroja tej kobiety lśniła w słońcu.


Origa wypadła z budynku zamyślona i w nie najlepszym humorze, zderzając się w wąskim przejściu z kimś, kto chciał właśnie do niego wejść. Zaklęła odruchowo. Gdy oczy przyzwyczaiły się do ostrego słońca zobaczyła dziewczynę.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)

Ostatnio edytowane przez GreK : 12-01-2016 o 18:09. Powód: Mag
GreK jest offline