Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-07-2015, 19:16   #127
Stalowy
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Jakoś tak było że pomimo swojej burkliwości i milczenia, Galvin nigdy nie mógł usiedzieć na miejscu. Pierwszego dnia założył marynarskie łachy, a na głowę przywdział czerwoną chustę i trójgraniasty kapelusz. Nakrycie to ozdobił przypinką z krasnoludzkim motywem w którym zawarty był dzban. Zatknął za nią pióro, którego używał do pisania dla bardziej zawadiackiego wyglądu. Zrezygnował ze swoich szat pozostając przy sprawdzonej skórzni, która była dla niego prawie jak druga skóra.
Kronikarz wyprawy szukał miejsca gdzie w spokoju mógłby przysiąść z kuflem piwa i księgami. Na pokładzie wrzała praca, więc ciężko było się skupić. Zszedł do kuchni, jednak tam urzędowała Bretonka, która krzątała się bezustannie czy to gotując czy szukając swojego pupila, który mozolnie i po cichu uciekał jej. Galvin miał ochotę sam wziąć się za gary, ale zrezygnował z tego pomysłu, wszak był gościem, a wbijanie się w kompetencje załogi było nie na miejscu… przynajmniej dopóki nie będzie znał poziomu ich kompetencji. Łażenie pod pokładem tylko go przyprawiało o rozbawienie, kiedy widział towarzyszy mających trudności z przystosowaniem się do morskich wojaży. Ot... chyba Manann nie bardzo lubi synów Sigmara.
Ostatecznie gdzieś w połowie dnia pierwszego wylądował Galvin w bocianim gnieździe - było to jedyne miejsce gdzie mógł zaznać spokoju. Załoga mogła obserwować jak krasnoludzki uczony wspina się po olinowaniu, niezbyt zręcznie, ale skutecznie bez lęku przed wysokością czy bujaniem. Niektórzy spoglądali z zazdrością na wspinającego się khazada. Na jego plecach przytwierdzony pasami znajdował się antałek. Nikt nie zwracał natomiast uwagi na księgę, która zabezpieczona tylko łańcuchem dyndała u jego pasa, gotowa w każdej chwili spaść komuś na głowę.
- A można wiedzieć czego pan tu szuka, seniore krasnoludzie? - rozległ się kobiecy głos zabarwiony estalijskim akcentem, kiedy Galvin zbliżał się do celu.
- Szczęścia… i świętego spokoju. - odparł piwowar nie przerywając wspinaczki.
- Tego pierwszego tu nie widziałam… a święty spokój to chyba tylko w grobie.
- A zwykły spokój się znajdzie? - zapytał Galvin ładując się do bocianiego gniazda.
- To już prędzej. - odparła kobieta.
Dopiero kiedy khazad podniósł się na nogi i poprawił odzienie mógł się przyjrzeć rozmówczyni. Urodziwa estalijka obsadzające stanowisko obserwatora zawróciłaby chyba każdemu człekowi w głowie samym spojrzeniem szarych oczu. Galvin zdjął z głowy kapelusz i zamiótł nim po deskach w niezgrabnej parodii dworskiego ukłonu.
- Galvin Migmarson, kronikarz, do usług panny....
Estalijka roześmiała się widząc akrobacje krasnoluda.
- Hilaire…Hilaire Labre - przedstawiła się.
Obsadzająca gniazdo obserwatorka okazała się wesołą kobietą lubiącą żarty i dobrą zabawę. Co prawda Galvin szukał miejsca gdzie mógłby przy piwie w spokoju studiować księgę, ale widoki jakie roztaczały się ze szczytu głównego masztu oraz miłe towarzystwo pokrzyżowały jego plany. Hilaire poczęstowana ciemnym piwem (choć sama przyznała, że woli inne trunki) opowiedziała krasnoludowi trochę o swoich obowiązkach wymagających ciągłego gapienia się na horyzont. Nocne wachty były o tyle ciekawsze, że można było się patrzyć w gwiazdy, jednak wymagano też wzmożonej czujności. Dopiero ten temat pozwolił krasnoludowi powrócić do swoich zajęć, bowiem księga którą ze sobą zabrał traktowała o astronomii. Siadł więc opierając się o maszt, rozłożył tomiszcze i zagłębił się w lekturze rozkoszując się piwem oraz rześkim wiatrem. Estalijsce najwyraźniej nie przeszkadzała obecność krasnoluda, którego jego własne zajęcia pochłaniały w całości.

***

Dzień drugi powitał żeglarki i drużynników mroźnym tchnieniem. Galvin krzątał się rano po kuchni przygotowując jedzenie dla swoich towarzyszy, sprzeczając się ze szczypiorowatą kuchareczką Eline. Styl krasnoludzkiego gotowania nie przypadł do gustu Bretonce…prawdopodobnie powodem tego było używane przez Galvina narzędzia do gotowania. Ostrza kuchenne krasnoluda bardziej przypominały narzędzia do ubijania wrogów, a nie do kucharzenia. Tak czy tak cały ranek i przedpołudnie zeszły na kulinarne zmagania, więc kiedy krasnolud wyszedł na pokład, aby wejść znów na bocianie gniazdo w oddali było widać Sartosę.
O wyspie piratów nasłuchał się trochę w Barak Varr. Morskie zakały omijały statki krasnoludów, jednak zwykli żeglarze mieli wiele problemów z rezydentami Sartosy. Na wszelki wypadek Galvin zszedł pod pokład po swoją broń. Siadł na dziobie obok Wolfgrimma i zaczął ją szykować. Może i przepływają daleko, ale strzeżonego Przodkowie strzegą. Osełka i smary poszły w ruch podobnie jak piwo.
 
Stalowy jest offline