Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-07-2015, 20:53   #42
Nami
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Siergiej miał przed chwilą swój wybuch, to właśnie przed chwilą puściły mu nerwy i musiał wyrzucić z siebie emocje. Chciał ich powstrzymać, ale te duraki musieli się pozabijać, najpierw wystrzelił psychol, potem paniusia przebiła jasnowidzkę. Po prostu debile. Jednak Siergiej nie zamierzał nad nimi płakać, sami chcieli się pozabijać to ich decyzja, mają szczęście, że Iwana nie trafili. Kondor nie żyła, jej Skaza by im się najbardziej przydała, chociaż w sumie nie wiedział co potrafił Alex. Do niego właśnie podszedł. Chciał obejrzeć jego ciało, gdzie trafił Lazar. Przykucnął przy ciele po tym jak Martin od niego odszedł. Przyjrzał się ranie i wtedy też zobaczył dziurę w głowie.
- Co do… - Odwrócił się. - Loup, widziałeś to? -

Lisa prowadząc motor mijała Lekarkę, która zdawała się być przytłoczona śmiercią ludzi, których w rzeczywistości nie znała. Bardzo ją zdziwiła ta nademocjonalność u medyka, już po blondynie bardziej to słynęło, niż po tej rudowłosej kobiecie.
Lisa nie mogła na to patrzeć. Stopą przesunęła nóżkę motoru do pionu, by oprzeć o nią sprzęt, a następnie podeszła do Lucille. Spodziewała się szczerze, że ta rzuci się na nią ze złością, jednak mimo to nie osłaniała się tarczą. Wyciągnęła rękę w kierunku rudowłosej, pomocną i szczupłą dłoń, odzianą w bezpalczaste, motocyklowe rękawice, zaś smukłe palce zakończone były zadbanymi, nie znającymi harówy paznokciami.
- Chodź, teraz to to już nie ma sensu. Nie cofniesz czasu. - powiedziała łagodnym, kojącym kręcz kobiecym głosem, takim jaki posiadała, melodyjny, czysty, piękny. Nie czuła do tej kobiety przywiązania, ale od początku miała wrażenie, że jest im potrzebna. Jej osobowość była ważna w tej grupie, nie tylko umiejętności.

Poprzysięgła ratować życie ludzkie ponad wszystko. Zawiodła i to mocno. Gdyby nie ona, on pewnie by żył. I nieważne było to, kto pociągnął za spust. Lucille o tym nawet nie myślała w tym momencie. Nie zastanawiała się, co się stało z innymi, czy żyją, jak się mają. To było nieistotne. Czuła, że przyłożyła rękę do śmierci tego, którego chciała uratować. Ba! Którego miała obowiązek ratować. Coś mocno ściskało ją w żołądku i trzewiach, a nogi i ręce odmawiały posłuszeństwa. Nie potrafiła dłuższą chwilę zrobić nic. Wokół niej leżały jakieś podstawowe przybory medyczne. Nie założyła nawet rękawiczek, dłonie miała splamione krwią Lazara. To nie było istotne. Gdzieś w głębi poczuła, że go zabiła, bo nie potrafiła mu pomóc. I prawdopodobnie ta myśl blokowała wszystkie inne. W jej głowie rozgorzała się prawdziwa wojna. Wojna, która nie skończy się tak szybko, o ile w ogóle kiedyś.
W pierwszej chwili słowa Lisy pozostały bez odpowiedzi. Wybrzmiały i przebrzmiały. Zupełnie jakby Lucille ich nie zarejestrowała, jakby ogłuchła. Dopiero po kilku długich sekundach (ale przecież kto by zwracał na to uwagę), rudowłosa podniosła głowę. Nie musiała widzieć twarzy Lisy, by wiedzieć, że to ona nad nią stoi. Delikatny zapach aktorki, zadbane dłonie. To nie mogła być Kondor. Mimo wszystko Lucille zerknęła na Lisę. Na jej twarzy nie było widać niczego więcej jak wyrazu sromotnej porażki. Takiej porażki, jakiej człowiek sobie nie wybacza. Nigdy. Trwało to chwilę. Potem rudowłosa znów zerknęła na Lazara. Skinęła głową i wstała z trudem, ale o własnych siłach. Nie była w stanie przyjąć pomocnej dłoni, jaką do niej wyciągnięto. Nie odezwała się także do Lisy, choć było widać, że nie zignorowała kobiety. Zerknęła na nią i pokręciła przecząco głową. Potem opuściła wzrok i podeszła do swojego motoru. Wyglądała na przygnębioną tym, co się stało. Wyciągnęła z jednej z toreb butelkę. Odkręciła jej zawartość i wychyliła z porządne dwa, trzy łyki zawartości, a może i więcej? Kto by na to zwracał uwagę. W oczach stanęły jej łzy i przez moment zaparło jej dech.

Lisa odprowadziła Lu wzrokiem. Przez moment przyglądała się jej uważnie. Były dwie opcje, albo właśnie łyknęła alkohol, albo truciznę. Ani na to, ani na to blondynka nie miała wpływu. Pani Lekarz była już dużą dziewczynką i aktorka nie miała zamiaru jej niańczyć. Ponownie tylko przeszukała Lazara, po czym wróciła do jego motoru i prowadząc go pokierowała się w stronę dwóch wędrowców, którzy zostali by móc ich odprowadzić w kierunku Rzymu.

Martin uwijał się jak w ukropie. Błyskawicznie przeszukał motocykl Kondor i zdecydował, że większość ze znalezionych w nim przedmiotów może okazać się przydatna. Wyrzucił tylko cygara. Przez ostatni rok odwykł od palenia, teraz wolałby do niego nie wracać, zważając jak trudno o tytoń. Włożył do przyczepki to co znalazł przy Alexie, a potem wrócił do swojego pojazdu po kanistry z benzyną i topór demona, które wkrótce wylądowały w przyczepce.
- Loup widziałeś to? - usłyszał głos Ruska.
- Widziałem i cóż z tego? - odparł beznamietnie, nawet się nie odwracając. - Nie ma czasu na zabawę w detektywa, jemu już nie pomożesz. Spadajmy stąd - Raynaud usiadł na motocyklu i, może trochę zbyt mocnym, kopnięciem uruchomił silnik. - Jedziesz czy zostajesz?

- Durak - Rusek zaklnął w swoim ojczystym języku. Ciekawiło go co się stało z Alexem, ale… ale czas naglił. Loup miał rację, musieli jechać, teraz, nie zaraz. Wziął ze sobą strzelbę Kondor oraz jej siekierę. Przydadzą się mu później. Usiadł na motor i odpalił silnik podając Iwanowi ziarenko słonecznika. - Jedźmy. -

Łowcy, którzy przeżyli, pozbierali rzeczy poległych, wiedząc, że mogą one okazać się przydatne. Zrezygnowali jednak z pochówku. Nie było na to czasu. Oznaczało to, że zwłoki niebawem staną się pożywieniem dla demonów. Cóż, na pewno nie robiło im to już większej różnicy.

Dwójka mężczyzn prowadziła łowców ku ruinom. Na miejscu okazało się, że znali je dobrze, nawet na moment nie zatrzymywali się, by upewnić się, że zmierzają właściwą drogą. Po jakimś kwadransie, za jednym z zawalonych budynków, przed grupą pojawiło się kilka rozstawionych bezwładnie namiotów, tuż przed wejściem do jakiegoś starego kościoła. To tam od razu poprowadzili ich przewodnicy.

W środku, za ołtarzem stała Trish, wpatrująca się w połowie zniszczony obraz, przedstawiający archanioła Michała, walczącego z Lucyferem. Piękny obraz. Niestety niewiele miał wspólnego z tym, jak do tej pory wyglądała walka “dobra” ze “złem”. Kobieta dopiero po chwili zauważyła obecność łowców.
- Myślałam, że po tym wszystkim zrezygnujecie. Ja na waszym miejscu bym to zrobiła. Nieważne. Ugościłabym was czymś, ale sami rozumiecie, nasze zapasy nie są wielkie. Chyba nie trzeba wam tłumaczyć jak trudno przeżyć na tym świecie. Chcecie wiedzieć, dlaczego rozbiliśmy obóz akurat tutaj? - zadała pytanie retoryczne. - W tym kościele znajduje się zejście do katakumb. Łączą się one z szeregiem tuneli, z których niektóre prowadzą za mur. Mieliśmy znaleźć to miejsce i wskazać tym, których przyśle Sav. Na tym nasze zadanie się kończy.

- No i co mamy robić z tymi tunelami? Mieszkać tam? Wasz plan jest jakiś niekompletny i do dupy. Szkoda, że nie udało się pomóc Lazarowi, bo ta tępa pseudo-jasnowidzka musiała się bawić - parsknęła nieprzyjemnie odsuwając się od wszystkich i opierając się o jakąś ścianę. Ręce założyła krzyzem na pierwsi w geście zniechęcenia i zamknięcia na obecną sytuację. Pewnie, że mogłaby zrezygnować, ale co potem? Lazar był jedyną osobą, na którą mogła liczyć, ponieważ miał instynkty i nie było trzeba go do siebie przekonywać, zaś innych jeszcze nie zdołała, a teraz czuła, że jej się nie uda. Patowa sytuacja sprawiała, że tylko czekanie na dalszy przebieg zdarzeń, mógł pomóc blondynce lub bardziej jej zaszkodzić.

Siergiej zszedł z motocyklu i wprowadził go do kościoła. Iwan III Groźny czując, że już nie jadą wdrapywał się z niebywałą sprawnością po wewnętrznej stronie kurtki Rosjanina. Z zewnątrz mogło to wyglądać dość groteskowo jeżeli ktoś nie wiedział gdzie żyje najgroźniejsza bestia po zachodniej stronie Renu.
Do kurwy nędzy Trish... - Gadanie kobiety go denerwowało, ciągle mówiła jak to ona by tego nie zrobiła, ciągle kłapała gębą. Dlatego towarzystwo Iwana było lepsze niż takiej kobiety. - Daj jakąś mapę, albo powiedz jak się dostać za mur i zamknij ten ryj. Bardzo ładnie proszę. - Z przyczepki, w której mieli rzeczy poległych wziął prowiant i shotguna Kondor oraz osełkę Lazara. Już z Iwanem stojącym na barku podszedł do zejścia i odsłonił oko, musiał wiedzieć czy nic się nie czai w tych tunelach.

Martin bez słowa zabrał się za grzebanie w kondorowym ekwipunku wybierając to co mogło się najbardziej przydać. Fakt, że dalszą drogę musieli przebyć pieszo tworzył konieczność ostrej selekcji przedmiotów gromadzonych przez jasnowidzkę, prawdopodobnie przez całe lata. Starał się nie zwracać uwagi na zrezygnowaną Lisę czy zdenerwowanego Sergieja. Wiedział, że jeśli ma dopiąć swego musi zejść do tych podziemi i przedostać się do miasta, nawet jeśli miałby to zrobić sam. Kto wie może po drodze choć przez chwilę poczuje się jak w domu? To pewnie nie to samo co paryskie katakumby, ale zawsze to lepsza droga niż wałęsanie się po powierzchni pełnej demonów.
W pierwszej kolejności komandos zebrał do kupy swój ekwipunek, z którego postanowił nie zostawiać niczego. Sięgnął też po zdobyczny topór i aż się rozmarzył o użyciu go w walce. Z ekwipunku Kondor wybrał apteczkę, nóż wojskowy, trochę prowiantu, klucz francuski, który mógł posłużyć jako alternatywna broń do walki wręcz i kastet, który od razu założył sobie na rękę. Po chwili przywłaszczył też sobie zapalniczkę i zapałki, w ciemnościach mogły okazać się pomocne.

Trish bez słowa opuściła łowców, udając się do zakrystii. Nie było jej dosyć długo. Wyglądało na to, że słowa Siergieja odciągnęły ją od chęci dalszej pomocy. Jednak w końcu wróciła. Rzuciła ruskowi zwinięty kawałek papieru.
- Dokładny plan tunelów w okolicy. Sami musieliśmy je zbadać. Jest tylko pewien problem. Od naszej ostatniej wizyty w tunelach trochę się zmieniło. W jakiś sposób demony dostały się do środka. Nie mogły przejść obok nas, może się tam dokopały albo użyły jakiegoś innego demonicznego sposobu. Podejrzewam, że zamierzają zaatakować od środka. Jeśli im się to uda, to miasto nie ma najmniejszych szans. Tylko chronione murami jest wstanie oprzeć się armii. Dobrze byłoby się ich pozbyć, by potem nie byś atakowanym z dwóch stron. Jednak to wasz wybór. Możecie dostać się za mur właściwie bez walki, jeśli będziecie wystarczająco ostrożni i wybierzecie odpowiednią drogę.

Rudowłosa nie odezwała się do nikogo odkąd pozostawili ciała na drodze do tego miejsca. Jakimś cudem dojechała cała i nigdzie się nie wywaliła. Trochę szumiało jej w głowie. To przez alkohol i głód. Korzystając z okazji, że inni zajęli się czymś, pociągnęła jeszcze nieduży łyk i westchnęła. Czuła to miłe mrowienie. Na swój sposób przynosiło jej ono ulgę, choć poczucie śmiertelnej porażki nie było tak proste do znieczulenia, jakby chciała, żeby było. Ale i tak poczuła się lepiej - zmroczona, niezdolna do super precyzyjnego analityczego myślenia.
Weszła do kościoła, a właścicie tego, co po tym świętym miejscu zostało. Wszyscy się gdzieś szykowali. Ona siadła w jednej ze zrujnowanych ławek, niedaleko ołtarza. Wysupłała spod ubrań medalik, z którym od czasów dzieciństwa się nie rozstawała, chwyciła go w dłoń. I zasępiła się. Wgapiała się w resztki, tego, co zostało po tak pięknym obrazie. Znała ten motyw aż za dobrze. Na myśl przyszedł jej obraz sądu ostatecznego oraz "płacz i zgrzytanie zębów".
Ocknęła się dopiero, kiedy Trish przyniosła plany podziemi. Spojrzała w tamtą stronę. Zaczęła się zastanawiać, czy w ogóle jest sens, by ona tam szła? Skoro i tak jej pomoc na nic się ostatnio zdała? Ba! Nawet zaszkodziła? Coś ją jednak tknęło na tyle mocno, że wstała i podeszła do Siergieja, kiedy ten dostał papiery. Zerknęła mu praktycznie przez ramię. Nie odzywała się nadal. Ciężko jej było skupić uwagę na mapie. Wiedziała, że to efekt, niestety, chwilowy. Mimo że ciało odmawiało posłuszeństwa, jej mózg pozostawał zbyt długo trzeźwy. Szkoda, że nie mogło być na odwrót.

Lisa nawet nie podeszła. Wciąż opierała się o mur, jakby obrażona na cały świat. Być może nawet za nimi nie ruszy, gdy Ci zdecydują się ruszyć tunelami. Nawet nie była pewna. W sumie i tak mają ją w nosie, a ją to zaczynało irytować. Naburmuszona odwróciła głowę w przeciwną stronę, patrząc gdzieś w dal.

- Demony wykryję odpowiednio wcześnie jeżeli będziemy chodzić po tych tunelach, ale nie wiem czy da radę je ominąć. - Powiedział spokojnie Siergiej studiując plan katakumb pod miastem. Iwan właśnie wdrapywał się na jego głowę nie wydając żadnego, nawet najmniejszego odgłosu. Spojrzał na Lise a zaraz po tym na Martina. - Lisa, Martin, dawajcie. Czas dostać się za ten pieprzony mur, nie pozwolę tym gównojadom zrobić tutaj drugiego Paryża.
Rusek już chciał wyruszać kiedy coś mu się przypomniało i odwrócił się w kierunku Trish. - Jest tu jeszcze jakaś woda święcona? -

-Tak, kilka buteleczek, do każdego powinno starczyć. Tylko nie używajcie jej dopóki naprawdę nie okaże się niezbędna.

- Mam wodę ognistą, może się też przyda... - w końcu rudowłosa się odezwała. A prawda, jaką właśnie objawiła światu z całą pewnością przyczyni się do ich zbawienia, nie ma co. I tak już pewnie delikatna chmurka alkoholu dotarła do Siergieja. Nie było więc potrzeby ukrywania czegokolwiek. Nie ko to też chodziło. - Tę jest trudniej zrobić niż święconą - tu język Lucille się trochę zaplątał, dlatego kobieta nie dokończyła. Poza tym przestała odczuwać potrzebę mówienia.
Czuła jak procenty krążą w jej żyłach, mogła wyjaśnić na własnym przykładzie bardzo dokładnie, jak wygląda zamroczenie alkoholowe. Tylko czy to coś zmieni? Odstąpiła więc o krok od Siergieja, potem drugi i trzeci. By w końcu się odwrócić na pięcie i podejść do swojego motoru. Zdjęła z niego swoje rzeczy i zaczęła je pakować do plecaka. Przekładając medykamenty poczuła mocny ścisk w żołądku. Mimowolnie ręce zaczęły jej drżeć.
- Do kurwy nędzy! - wrzasnęła w końcu, rzuciła reklamówką z bandażami i kopnęła w motor ze złości. Nie zwracała uwagi na to, że jest w kościele. Maszyna się przewróciła z hukiem na resztki posadzki. Lucille trzęsła się z tłumionej w sobie złości. - Idźmy wreszcie do tego popierdolonego miasta!

Martin stał wyczekująco, zerkając co jakiś czas na któregoś z towarzyszy. Upewnił się, że jego broń jest naładowana, poluzował noże w pochwach, sprawdził czy topór demona jest pod ręką. Właściwie nie mógł się już doczekać by znów zejść do podziemi, by odczuć panujący tam chłód, by zanurzyć się w tej ciemności i zapomnieć na chwilę o tym jak wygląda świat na powierzchni. Czuł się jak dziecko czekające na rozpakowanie świątecznego prezentu. Pierwsze miłe uczucie od tak dawna…
- To gdzie jest to wejście?

-Chodźcie za mną - Trish poprowadziła grupę do bocznej kaplicy kościoła. Stanęła prze kratami i otworzyła je. - Oto i wejście. Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć wam powodzenia - po tych słowach pojawił się jeden z mężczyzn, który prowadził ich tutaj. Wręczył im sześć buteleczek w przezroczystym płynem. Wodą święconą. Buteleczki nie były duże, każda miała jakieś ćwierć litra. Musiało wystarczyć.

Łowcy nie czekali już dłużej i weszli do tunelu. Od razu poczuli chłód. Przez pierwsze sto metrów droga opadała w dół, a po obu ich stronach w ścianach znajdowały się wnęki, a w nich szkielety. Miejsce to nie wyglądało ciekawie, ale jakby się zastanowić, lepsze były te pozostałości po ludziach, niż demony żądne krwi. Dopiero później ściany się wygładziły, a wędrowcy trafili do istnego labiryntu. Bez mapy mogliby błąkać się tuta przez kilka dni. Na szczęście okazało się, że mapa sporządzona przez Trish i jej ludzi, była bardzo dokładna. Do wyjścia za murem prowadziło kilka dróg, ale łowcy postanowili wybrać tą najkrótszą, przynajmniej dopóki nie natrafią na jakieś demony.

O dziwo, przez niemal całą drogą Siergiej nie zobaczył żadnego skupiska skazy poza idącymi razem z nim ludźmi. Bardziej napawało to niepokojem niż ulgą. Skoro demony nie rozlazły się po korytarzach, musiały skupić się w jednym miejscu, a to oznaczało trudniejszą walkę, jeśli do niej dojdzie.

Po dłuższej wędrówce, dotarli do złączenia wszystkich dróg, które prowadziły do wyjścia. Trzy drogi zamieniły się w jedną, prowadzącą przez drewniane drzwi. Niedaleko za nimi miało czekać wyjście. Niestety również za nimi, Siergiej widział skupiska skazy. Ciężko było mu określić, czy była to grupa demonów stojąca jeden obok drugiego, czy jeden duży demon. Nie mieli jednak wyboru. Powrót był pozbawiony sensu. Zdecydowali już, że dostaną się do miasta i w tej decyzji wytrwali. Martin poszedł pierwszy. Drzwi początkowo nie chciały ustąpić, ale jego uderzenie rozwiązało problem. Przed nimi rozciągało się duże, okrągłe pomieszczenie. Oświetlając ściany, zobaczyli coś na wzór korzeni oplatających całe pomieszczenie. Korzenie przypominały jednak tkankę żyjącą, ludzką, bądź zwierzęcą. Były miękkie i pod wpływem światła dochodziło na ich powierzchnii do skurczów. Wszystkie wychodziły z jednego punktu, był to środek pomieszczenia, a w nim najobrzydliwsza istota jaką kiedykolwiek widzieli łowcy. Wielka, gruba istota bez nóg i rąk. Tylko kupa mięsa i obwisłej skóry z groteskowo małą głową. Ten demon spał… albo było to coś podobnego do snu, ponieważ jego oczy były zamknięte.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline