Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-07-2015, 22:54   #41
 
Narina's Avatar
 
Reputacja: 1 Narina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skał
Lisa jedyne co chciała, to pomóc Lazarowi, tak jak on kiedyś pomógł jej. Kondor była winna całej tej sytuacji, więc blondyna nie widziała powodu, dla którego miała by jej bronić. Niby z jakiej racji ma ochraniać kogoś, kto zaatakował jednego “z nich”? Może nie byli zgraną grupą, ale tak się nie robi. Zaczęła coś, to powinna liczyć się z konsekwencjami.
Kiedy szpony przebiły jej jamę brzuszną na wylot, Lisa usłyszała huk. Schowała swoją broń, a Kondor osunęła się na ziemię, odsłaniając widok, który dla kobiety nie był już dobrym. Chciała pomóc Lazarowi, w ostateczności zabił go ktoś inny. Z perspektywy Lisy wyglądało to tak, jakby to Lucille strzeliła i może gdyby nie zmartwiona i przerażona twarz rudowłosej dziewczyny, blondynka byłaby w stanie w to uwierzyć, a tak po prostu nie mogła. Czytała z jej mimiki jak z otwartej księgi. Lu nie była aktorką, nie udawałaby.
Kiedy Lisa stała jak słup patrząc na Lazara, Siergiej odepchnął ją chcąc pomóc Kondor. Kobieta spojrzała na to z zażenowanie, miała ochotę wręcz kopnąć te zwłoki. Dla niej to co zrobiła kobieta było niedopuszczalne i należało ją wyeliminować, nim zaatakuje następną osobę z grupy.
Kobieta pomału podeszła do Lazara i ukucnęła przy nim. Przesunęła dłonią po całej jego twarzy by zamknąć oczy. Ignorowała samozwańczego “medyka”. Zabrała Lazarowi broń zabezpieczając ją i chowając. Wszystko się przyda. Następnie podniosła się i w milczeniu podeszła do motoru martwego “przyjaciela” by poprowadzić go tam, gdzie mają zaprowadzić ją mężczyźni. Lisa nie potrafiła jeździć na motorze, toteż jedyne co mogła to iść z motorem obok i po prostu go poprowadzić.

Wszystko to stało się tak szybko, że Martin nawet nie zdążył zauważyć kto kogo zabił. Widział jedynie klęczącą przy Lazarze Lucille, a przy Kondor Sergieja i Lisę. Alexem nikt się nie zainteresował, być może dlatego Raynaud podszedł właśnie do niego. Biedny dziwak, ale przynajmniej jego problemy dobiegły końca. Wzrok Loupa skupił się na dziurze w głowie niedawnego towarzysza. On też mógł tak skończyć, nawet tego chciał, ale nie miał na tyle odwagi...
Komandos przestał rozmyślać i zabrał się za przeszukiwanie ciała licząc, że znajdzie broń, amunicję czy inne przydatne przedmioty, szczególnie opatrunki. Przez chwilę zastanawiał się czy nie odsłonić jego twarzy, ale potem doszedł do wniosku, że tego nie zrobi. Z jakiegoś powodu ją zasłaniał, więc niech już tak pozostanie. Następnie zabrał się za motocykl Kondor. A może by tak kontynuować podróż na jej pojeździe? Z pewnością nadaje się do tego lepiej niż ścigacz Trueura. Nie pierwszy raz przywłaszczył by sobie ekwipunek martwego towarzysza, tym razem idzie mu to zdecydowanie łatwiej. Może nawet zbyt łatwo?
- Zabierzcie co się da - rzucił w stronę pozostałych. - Im to się już nie przyda. Lepiej zmyjmy się stąd jak najszybciej.

Nie, nie! Nie! Tak nie może być! Nie, przecież nie!
Lucille w szoku odskoczyła, zrobiło jej się słabo. Spojrzała na mężczyznę, śmiał się i jeszcze coś mówił. Rudowłosa nie mogła zebrać myśli. Chciał strzelać. Miała nadzieję go powstrzymać. Nie zdążyła. Ale? Strzał był. Miliony obrazów w jednej chwili przeszły kobiecie przed oczami. Dla niej te ułamki sekund, jakie minęły, zdawały się trwać wieczność. Nie potrafiła zrozumieć, co dokładnie się stało. Patrzyła, ale nie widziała. Słyszała, ale do niej nie docierało nic. Sekundy, które były dla niej niekończącą się torturą.
Po chwili się ocknęła z marazmu. Dopadła do leżącego. W całym zamieszaniu nie widziała, że Kondor i Alex oberwali, że umierają tak samo jak Lazar. Klęknęła, przesunęła mężczyznę delikatnie tak, by się położył na wznak i w pośpiechu ratowała jego płuca, próbując nie dopuścić do zapadnięcia się zapadnięcia się płatów pod naciskiem powietrza. Nie dawała za wygraną.
- Nie odchodź, nie odchodź.. - mamrotała bezgłośnie te słowa niczym mantrę. Nie mogła przegrać tej walki, o nie! Uwijała się, jak tylko potrafiła. I nie chciała przestać. Dopiero, kiedy Lisa podeszła, do głowy Lucille wpadła myśl, że nie tym razem. Łzy płynęły po jej policzkach, a ruchy stawały się coraz bardziej nerwowe. Mimo wszystko każde działanie było precyzyjne na tyle, na ile warunki jej pozwalały. Ale nie, tym razem pacjent nie otworzy oczu. Tym razem nie dojdzie do zdrowia, nawet częściowego. Lucille jednak dalej walczyła. Zaklęcie w jej ustach przybrało na sile.
W szpitalu w trakcie pracy i praktyk widziała niejedną śmierć. Nigdy nie znosiła tego dobrze. Zbyt mocno walczyła o każdego, by tak po prostu oddać jego życie
...
Siedziała na klęczkach przed ciałem Lazara. Ktoś coś mówił, gdzieś ktoś inny coś robił, inni się szwendali, hałasowali, ktoś podchodził, ktoś odchodził... Do niej to jakby nie docierało. Nie płakała już. Po prostu siedziała i patrzyła się na mężczyznę. Ręce miała zwieszone, głowę spuszczoną.
 
Narina jest offline  
Stary 12-07-2015, 20:53   #42
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Siergiej miał przed chwilą swój wybuch, to właśnie przed chwilą puściły mu nerwy i musiał wyrzucić z siebie emocje. Chciał ich powstrzymać, ale te duraki musieli się pozabijać, najpierw wystrzelił psychol, potem paniusia przebiła jasnowidzkę. Po prostu debile. Jednak Siergiej nie zamierzał nad nimi płakać, sami chcieli się pozabijać to ich decyzja, mają szczęście, że Iwana nie trafili. Kondor nie żyła, jej Skaza by im się najbardziej przydała, chociaż w sumie nie wiedział co potrafił Alex. Do niego właśnie podszedł. Chciał obejrzeć jego ciało, gdzie trafił Lazar. Przykucnął przy ciele po tym jak Martin od niego odszedł. Przyjrzał się ranie i wtedy też zobaczył dziurę w głowie.
- Co do… - Odwrócił się. - Loup, widziałeś to? -

Lisa prowadząc motor mijała Lekarkę, która zdawała się być przytłoczona śmiercią ludzi, których w rzeczywistości nie znała. Bardzo ją zdziwiła ta nademocjonalność u medyka, już po blondynie bardziej to słynęło, niż po tej rudowłosej kobiecie.
Lisa nie mogła na to patrzeć. Stopą przesunęła nóżkę motoru do pionu, by oprzeć o nią sprzęt, a następnie podeszła do Lucille. Spodziewała się szczerze, że ta rzuci się na nią ze złością, jednak mimo to nie osłaniała się tarczą. Wyciągnęła rękę w kierunku rudowłosej, pomocną i szczupłą dłoń, odzianą w bezpalczaste, motocyklowe rękawice, zaś smukłe palce zakończone były zadbanymi, nie znającymi harówy paznokciami.
- Chodź, teraz to to już nie ma sensu. Nie cofniesz czasu. - powiedziała łagodnym, kojącym kręcz kobiecym głosem, takim jaki posiadała, melodyjny, czysty, piękny. Nie czuła do tej kobiety przywiązania, ale od początku miała wrażenie, że jest im potrzebna. Jej osobowość była ważna w tej grupie, nie tylko umiejętności.

Poprzysięgła ratować życie ludzkie ponad wszystko. Zawiodła i to mocno. Gdyby nie ona, on pewnie by żył. I nieważne było to, kto pociągnął za spust. Lucille o tym nawet nie myślała w tym momencie. Nie zastanawiała się, co się stało z innymi, czy żyją, jak się mają. To było nieistotne. Czuła, że przyłożyła rękę do śmierci tego, którego chciała uratować. Ba! Którego miała obowiązek ratować. Coś mocno ściskało ją w żołądku i trzewiach, a nogi i ręce odmawiały posłuszeństwa. Nie potrafiła dłuższą chwilę zrobić nic. Wokół niej leżały jakieś podstawowe przybory medyczne. Nie założyła nawet rękawiczek, dłonie miała splamione krwią Lazara. To nie było istotne. Gdzieś w głębi poczuła, że go zabiła, bo nie potrafiła mu pomóc. I prawdopodobnie ta myśl blokowała wszystkie inne. W jej głowie rozgorzała się prawdziwa wojna. Wojna, która nie skończy się tak szybko, o ile w ogóle kiedyś.
W pierwszej chwili słowa Lisy pozostały bez odpowiedzi. Wybrzmiały i przebrzmiały. Zupełnie jakby Lucille ich nie zarejestrowała, jakby ogłuchła. Dopiero po kilku długich sekundach (ale przecież kto by zwracał na to uwagę), rudowłosa podniosła głowę. Nie musiała widzieć twarzy Lisy, by wiedzieć, że to ona nad nią stoi. Delikatny zapach aktorki, zadbane dłonie. To nie mogła być Kondor. Mimo wszystko Lucille zerknęła na Lisę. Na jej twarzy nie było widać niczego więcej jak wyrazu sromotnej porażki. Takiej porażki, jakiej człowiek sobie nie wybacza. Nigdy. Trwało to chwilę. Potem rudowłosa znów zerknęła na Lazara. Skinęła głową i wstała z trudem, ale o własnych siłach. Nie była w stanie przyjąć pomocnej dłoni, jaką do niej wyciągnięto. Nie odezwała się także do Lisy, choć było widać, że nie zignorowała kobiety. Zerknęła na nią i pokręciła przecząco głową. Potem opuściła wzrok i podeszła do swojego motoru. Wyglądała na przygnębioną tym, co się stało. Wyciągnęła z jednej z toreb butelkę. Odkręciła jej zawartość i wychyliła z porządne dwa, trzy łyki zawartości, a może i więcej? Kto by na to zwracał uwagę. W oczach stanęły jej łzy i przez moment zaparło jej dech.

Lisa odprowadziła Lu wzrokiem. Przez moment przyglądała się jej uważnie. Były dwie opcje, albo właśnie łyknęła alkohol, albo truciznę. Ani na to, ani na to blondynka nie miała wpływu. Pani Lekarz była już dużą dziewczynką i aktorka nie miała zamiaru jej niańczyć. Ponownie tylko przeszukała Lazara, po czym wróciła do jego motoru i prowadząc go pokierowała się w stronę dwóch wędrowców, którzy zostali by móc ich odprowadzić w kierunku Rzymu.

Martin uwijał się jak w ukropie. Błyskawicznie przeszukał motocykl Kondor i zdecydował, że większość ze znalezionych w nim przedmiotów może okazać się przydatna. Wyrzucił tylko cygara. Przez ostatni rok odwykł od palenia, teraz wolałby do niego nie wracać, zważając jak trudno o tytoń. Włożył do przyczepki to co znalazł przy Alexie, a potem wrócił do swojego pojazdu po kanistry z benzyną i topór demona, które wkrótce wylądowały w przyczepce.
- Loup widziałeś to? - usłyszał głos Ruska.
- Widziałem i cóż z tego? - odparł beznamietnie, nawet się nie odwracając. - Nie ma czasu na zabawę w detektywa, jemu już nie pomożesz. Spadajmy stąd - Raynaud usiadł na motocyklu i, może trochę zbyt mocnym, kopnięciem uruchomił silnik. - Jedziesz czy zostajesz?

- Durak - Rusek zaklnął w swoim ojczystym języku. Ciekawiło go co się stało z Alexem, ale… ale czas naglił. Loup miał rację, musieli jechać, teraz, nie zaraz. Wziął ze sobą strzelbę Kondor oraz jej siekierę. Przydadzą się mu później. Usiadł na motor i odpalił silnik podając Iwanowi ziarenko słonecznika. - Jedźmy. -

Łowcy, którzy przeżyli, pozbierali rzeczy poległych, wiedząc, że mogą one okazać się przydatne. Zrezygnowali jednak z pochówku. Nie było na to czasu. Oznaczało to, że zwłoki niebawem staną się pożywieniem dla demonów. Cóż, na pewno nie robiło im to już większej różnicy.

Dwójka mężczyzn prowadziła łowców ku ruinom. Na miejscu okazało się, że znali je dobrze, nawet na moment nie zatrzymywali się, by upewnić się, że zmierzają właściwą drogą. Po jakimś kwadransie, za jednym z zawalonych budynków, przed grupą pojawiło się kilka rozstawionych bezwładnie namiotów, tuż przed wejściem do jakiegoś starego kościoła. To tam od razu poprowadzili ich przewodnicy.

W środku, za ołtarzem stała Trish, wpatrująca się w połowie zniszczony obraz, przedstawiający archanioła Michała, walczącego z Lucyferem. Piękny obraz. Niestety niewiele miał wspólnego z tym, jak do tej pory wyglądała walka “dobra” ze “złem”. Kobieta dopiero po chwili zauważyła obecność łowców.
- Myślałam, że po tym wszystkim zrezygnujecie. Ja na waszym miejscu bym to zrobiła. Nieważne. Ugościłabym was czymś, ale sami rozumiecie, nasze zapasy nie są wielkie. Chyba nie trzeba wam tłumaczyć jak trudno przeżyć na tym świecie. Chcecie wiedzieć, dlaczego rozbiliśmy obóz akurat tutaj? - zadała pytanie retoryczne. - W tym kościele znajduje się zejście do katakumb. Łączą się one z szeregiem tuneli, z których niektóre prowadzą za mur. Mieliśmy znaleźć to miejsce i wskazać tym, których przyśle Sav. Na tym nasze zadanie się kończy.

- No i co mamy robić z tymi tunelami? Mieszkać tam? Wasz plan jest jakiś niekompletny i do dupy. Szkoda, że nie udało się pomóc Lazarowi, bo ta tępa pseudo-jasnowidzka musiała się bawić - parsknęła nieprzyjemnie odsuwając się od wszystkich i opierając się o jakąś ścianę. Ręce założyła krzyzem na pierwsi w geście zniechęcenia i zamknięcia na obecną sytuację. Pewnie, że mogłaby zrezygnować, ale co potem? Lazar był jedyną osobą, na którą mogła liczyć, ponieważ miał instynkty i nie było trzeba go do siebie przekonywać, zaś innych jeszcze nie zdołała, a teraz czuła, że jej się nie uda. Patowa sytuacja sprawiała, że tylko czekanie na dalszy przebieg zdarzeń, mógł pomóc blondynce lub bardziej jej zaszkodzić.

Siergiej zszedł z motocyklu i wprowadził go do kościoła. Iwan III Groźny czując, że już nie jadą wdrapywał się z niebywałą sprawnością po wewnętrznej stronie kurtki Rosjanina. Z zewnątrz mogło to wyglądać dość groteskowo jeżeli ktoś nie wiedział gdzie żyje najgroźniejsza bestia po zachodniej stronie Renu.
Do kurwy nędzy Trish... - Gadanie kobiety go denerwowało, ciągle mówiła jak to ona by tego nie zrobiła, ciągle kłapała gębą. Dlatego towarzystwo Iwana było lepsze niż takiej kobiety. - Daj jakąś mapę, albo powiedz jak się dostać za mur i zamknij ten ryj. Bardzo ładnie proszę. - Z przyczepki, w której mieli rzeczy poległych wziął prowiant i shotguna Kondor oraz osełkę Lazara. Już z Iwanem stojącym na barku podszedł do zejścia i odsłonił oko, musiał wiedzieć czy nic się nie czai w tych tunelach.

Martin bez słowa zabrał się za grzebanie w kondorowym ekwipunku wybierając to co mogło się najbardziej przydać. Fakt, że dalszą drogę musieli przebyć pieszo tworzył konieczność ostrej selekcji przedmiotów gromadzonych przez jasnowidzkę, prawdopodobnie przez całe lata. Starał się nie zwracać uwagi na zrezygnowaną Lisę czy zdenerwowanego Sergieja. Wiedział, że jeśli ma dopiąć swego musi zejść do tych podziemi i przedostać się do miasta, nawet jeśli miałby to zrobić sam. Kto wie może po drodze choć przez chwilę poczuje się jak w domu? To pewnie nie to samo co paryskie katakumby, ale zawsze to lepsza droga niż wałęsanie się po powierzchni pełnej demonów.
W pierwszej kolejności komandos zebrał do kupy swój ekwipunek, z którego postanowił nie zostawiać niczego. Sięgnął też po zdobyczny topór i aż się rozmarzył o użyciu go w walce. Z ekwipunku Kondor wybrał apteczkę, nóż wojskowy, trochę prowiantu, klucz francuski, który mógł posłużyć jako alternatywna broń do walki wręcz i kastet, który od razu założył sobie na rękę. Po chwili przywłaszczył też sobie zapalniczkę i zapałki, w ciemnościach mogły okazać się pomocne.

Trish bez słowa opuściła łowców, udając się do zakrystii. Nie było jej dosyć długo. Wyglądało na to, że słowa Siergieja odciągnęły ją od chęci dalszej pomocy. Jednak w końcu wróciła. Rzuciła ruskowi zwinięty kawałek papieru.
- Dokładny plan tunelów w okolicy. Sami musieliśmy je zbadać. Jest tylko pewien problem. Od naszej ostatniej wizyty w tunelach trochę się zmieniło. W jakiś sposób demony dostały się do środka. Nie mogły przejść obok nas, może się tam dokopały albo użyły jakiegoś innego demonicznego sposobu. Podejrzewam, że zamierzają zaatakować od środka. Jeśli im się to uda, to miasto nie ma najmniejszych szans. Tylko chronione murami jest wstanie oprzeć się armii. Dobrze byłoby się ich pozbyć, by potem nie byś atakowanym z dwóch stron. Jednak to wasz wybór. Możecie dostać się za mur właściwie bez walki, jeśli będziecie wystarczająco ostrożni i wybierzecie odpowiednią drogę.

Rudowłosa nie odezwała się do nikogo odkąd pozostawili ciała na drodze do tego miejsca. Jakimś cudem dojechała cała i nigdzie się nie wywaliła. Trochę szumiało jej w głowie. To przez alkohol i głód. Korzystając z okazji, że inni zajęli się czymś, pociągnęła jeszcze nieduży łyk i westchnęła. Czuła to miłe mrowienie. Na swój sposób przynosiło jej ono ulgę, choć poczucie śmiertelnej porażki nie było tak proste do znieczulenia, jakby chciała, żeby było. Ale i tak poczuła się lepiej - zmroczona, niezdolna do super precyzyjnego analityczego myślenia.
Weszła do kościoła, a właścicie tego, co po tym świętym miejscu zostało. Wszyscy się gdzieś szykowali. Ona siadła w jednej ze zrujnowanych ławek, niedaleko ołtarza. Wysupłała spod ubrań medalik, z którym od czasów dzieciństwa się nie rozstawała, chwyciła go w dłoń. I zasępiła się. Wgapiała się w resztki, tego, co zostało po tak pięknym obrazie. Znała ten motyw aż za dobrze. Na myśl przyszedł jej obraz sądu ostatecznego oraz "płacz i zgrzytanie zębów".
Ocknęła się dopiero, kiedy Trish przyniosła plany podziemi. Spojrzała w tamtą stronę. Zaczęła się zastanawiać, czy w ogóle jest sens, by ona tam szła? Skoro i tak jej pomoc na nic się ostatnio zdała? Ba! Nawet zaszkodziła? Coś ją jednak tknęło na tyle mocno, że wstała i podeszła do Siergieja, kiedy ten dostał papiery. Zerknęła mu praktycznie przez ramię. Nie odzywała się nadal. Ciężko jej było skupić uwagę na mapie. Wiedziała, że to efekt, niestety, chwilowy. Mimo że ciało odmawiało posłuszeństwa, jej mózg pozostawał zbyt długo trzeźwy. Szkoda, że nie mogło być na odwrót.

Lisa nawet nie podeszła. Wciąż opierała się o mur, jakby obrażona na cały świat. Być może nawet za nimi nie ruszy, gdy Ci zdecydują się ruszyć tunelami. Nawet nie była pewna. W sumie i tak mają ją w nosie, a ją to zaczynało irytować. Naburmuszona odwróciła głowę w przeciwną stronę, patrząc gdzieś w dal.

- Demony wykryję odpowiednio wcześnie jeżeli będziemy chodzić po tych tunelach, ale nie wiem czy da radę je ominąć. - Powiedział spokojnie Siergiej studiując plan katakumb pod miastem. Iwan właśnie wdrapywał się na jego głowę nie wydając żadnego, nawet najmniejszego odgłosu. Spojrzał na Lise a zaraz po tym na Martina. - Lisa, Martin, dawajcie. Czas dostać się za ten pieprzony mur, nie pozwolę tym gównojadom zrobić tutaj drugiego Paryża.
Rusek już chciał wyruszać kiedy coś mu się przypomniało i odwrócił się w kierunku Trish. - Jest tu jeszcze jakaś woda święcona? -

-Tak, kilka buteleczek, do każdego powinno starczyć. Tylko nie używajcie jej dopóki naprawdę nie okaże się niezbędna.

- Mam wodę ognistą, może się też przyda... - w końcu rudowłosa się odezwała. A prawda, jaką właśnie objawiła światu z całą pewnością przyczyni się do ich zbawienia, nie ma co. I tak już pewnie delikatna chmurka alkoholu dotarła do Siergieja. Nie było więc potrzeby ukrywania czegokolwiek. Nie ko to też chodziło. - Tę jest trudniej zrobić niż święconą - tu język Lucille się trochę zaplątał, dlatego kobieta nie dokończyła. Poza tym przestała odczuwać potrzebę mówienia.
Czuła jak procenty krążą w jej żyłach, mogła wyjaśnić na własnym przykładzie bardzo dokładnie, jak wygląda zamroczenie alkoholowe. Tylko czy to coś zmieni? Odstąpiła więc o krok od Siergieja, potem drugi i trzeci. By w końcu się odwrócić na pięcie i podejść do swojego motoru. Zdjęła z niego swoje rzeczy i zaczęła je pakować do plecaka. Przekładając medykamenty poczuła mocny ścisk w żołądku. Mimowolnie ręce zaczęły jej drżeć.
- Do kurwy nędzy! - wrzasnęła w końcu, rzuciła reklamówką z bandażami i kopnęła w motor ze złości. Nie zwracała uwagi na to, że jest w kościele. Maszyna się przewróciła z hukiem na resztki posadzki. Lucille trzęsła się z tłumionej w sobie złości. - Idźmy wreszcie do tego popierdolonego miasta!

Martin stał wyczekująco, zerkając co jakiś czas na któregoś z towarzyszy. Upewnił się, że jego broń jest naładowana, poluzował noże w pochwach, sprawdził czy topór demona jest pod ręką. Właściwie nie mógł się już doczekać by znów zejść do podziemi, by odczuć panujący tam chłód, by zanurzyć się w tej ciemności i zapomnieć na chwilę o tym jak wygląda świat na powierzchni. Czuł się jak dziecko czekające na rozpakowanie świątecznego prezentu. Pierwsze miłe uczucie od tak dawna…
- To gdzie jest to wejście?

-Chodźcie za mną - Trish poprowadziła grupę do bocznej kaplicy kościoła. Stanęła prze kratami i otworzyła je. - Oto i wejście. Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć wam powodzenia - po tych słowach pojawił się jeden z mężczyzn, który prowadził ich tutaj. Wręczył im sześć buteleczek w przezroczystym płynem. Wodą święconą. Buteleczki nie były duże, każda miała jakieś ćwierć litra. Musiało wystarczyć.

Łowcy nie czekali już dłużej i weszli do tunelu. Od razu poczuli chłód. Przez pierwsze sto metrów droga opadała w dół, a po obu ich stronach w ścianach znajdowały się wnęki, a w nich szkielety. Miejsce to nie wyglądało ciekawie, ale jakby się zastanowić, lepsze były te pozostałości po ludziach, niż demony żądne krwi. Dopiero później ściany się wygładziły, a wędrowcy trafili do istnego labiryntu. Bez mapy mogliby błąkać się tuta przez kilka dni. Na szczęście okazało się, że mapa sporządzona przez Trish i jej ludzi, była bardzo dokładna. Do wyjścia za murem prowadziło kilka dróg, ale łowcy postanowili wybrać tą najkrótszą, przynajmniej dopóki nie natrafią na jakieś demony.

O dziwo, przez niemal całą drogą Siergiej nie zobaczył żadnego skupiska skazy poza idącymi razem z nim ludźmi. Bardziej napawało to niepokojem niż ulgą. Skoro demony nie rozlazły się po korytarzach, musiały skupić się w jednym miejscu, a to oznaczało trudniejszą walkę, jeśli do niej dojdzie.

Po dłuższej wędrówce, dotarli do złączenia wszystkich dróg, które prowadziły do wyjścia. Trzy drogi zamieniły się w jedną, prowadzącą przez drewniane drzwi. Niedaleko za nimi miało czekać wyjście. Niestety również za nimi, Siergiej widział skupiska skazy. Ciężko było mu określić, czy była to grupa demonów stojąca jeden obok drugiego, czy jeden duży demon. Nie mieli jednak wyboru. Powrót był pozbawiony sensu. Zdecydowali już, że dostaną się do miasta i w tej decyzji wytrwali. Martin poszedł pierwszy. Drzwi początkowo nie chciały ustąpić, ale jego uderzenie rozwiązało problem. Przed nimi rozciągało się duże, okrągłe pomieszczenie. Oświetlając ściany, zobaczyli coś na wzór korzeni oplatających całe pomieszczenie. Korzenie przypominały jednak tkankę żyjącą, ludzką, bądź zwierzęcą. Były miękkie i pod wpływem światła dochodziło na ich powierzchnii do skurczów. Wszystkie wychodziły z jednego punktu, był to środek pomieszczenia, a w nim najobrzydliwsza istota jaką kiedykolwiek widzieli łowcy. Wielka, gruba istota bez nóg i rąk. Tylko kupa mięsa i obwisłej skóry z groteskowo małą głową. Ten demon spał… albo było to coś podobnego do snu, ponieważ jego oczy były zamknięte.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 21-07-2015, 20:15   #43
 
Narina's Avatar
 
Reputacja: 1 Narina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skał
Lucille procenty uderzyły trochę do głowy. Szła ani z przodu ani z tyłu. Może to i lepiej? Od czasu do czasu przytrzymywała się ściany, żeby nie stracić równowagi. Raz na jakiś czas popijała sobie. Złapała ją czkawka i rudowłosa chciała ją jakoś powstrzymać. Humor miała jeszcze bardziej parszywy niż na górze. Zupełnie jakby miała dostać okres... mentalny. Kobieta nie odzywała się do nikogo, po co psuć i tak nagryzione już mocno humory? Choć szczerze to miała to w głębokim poważaniu. Chciała się znaleźć za murami miasta tylko po to, by mieć święty spokój. Plan iście idealny.
Niestety, zawsze musiało coś się zepsuć. Mężczyźni się zatrzymali, to i ona. Latarką zaczęła świecić po ścianach, a coś zupełnie jakby było wrażliwe na światło. Lucille czknęła dość głośno. Tym razem nad tym nie zapanowała. Obejrzała sobie to nie-wiadomo-co i niewiele myśląc, złapała ze swojej nerki bandaż i rzuciła na środek. Jakoś nagle górę wzięła w niej ciekawość: co się stanie. Czy to coś rzuci się na bandaż czy może uda im się pod tym przejść swobodnie.

W miejscu upadku bandażu, pojawiła się mgiełka. Początkowo nie zajmowała dużego obszaru. Z czasem jednak zaczęła gęstnień i się poszerzać. Rozprzestrzeniła się niemal na całe pomieszczenie. Sięgała do pasa Lucille. Stała się tak gęsta, że nie sposób było dojrzeć cokolwiek pod nią ukryte. “Śpiąca” istota nie poruszyła się, nie wydała żadnego dźwięku. Nic się w jej wypadku nie zmieniło.

Martin pociągnął Lucille do tyłu. Ta cała mgła mu się nie podobała. Być może to coś co znaleźli może ich zaatakować, ale brakuje mu prędkości? Maskując się zyskiwało jednak atut zaskoczenia.
- Trzymajcie się z dala od tej mgły - szepnął do pozostałych. - Liso, czy za pomocą swojej mocy byłabyś w stanie ją rozproszyć?

Lisa prychnęła natychmiastowo.
- Mogę zrobić tarczę, ona eliminuje jedynie zagrożenia, a nie jakieś anomalie pogodowe. - założyła ręce krzyżem na piersiach dając kilka kroków w tył. Ta przyziemna mgiełka po prostu ją brzydziła i nie chciała w niej stać. Stworzyła ścianę ochronną, oddzielającą ich od potwora, tylko po to by sprawdzić, czy poskutkuje to też na mgłę.
Kątem oka spojrzała na Martina, który się do niej odezwał. Naburmuszyła się i nabrała w usta powietrza, by móc go wypuścić z fuknięciem.

Tarcza Lisy w żaden widoczny sposób nie wpłynęła na mgłę. Nie zaczęła się oddalać, czy przybliżać do łowców. Jednak demon zareagował. Być może wyczuł użycie skazy i to wyrwało go z letargu. Tak to wyglądało. Otworzył oczy, które wpatrywały się w grupę łowców. Pierwsza ziewnęła Lucille, potem Lisa. Obie zaczęły czuć silne zmęczenie. Siergiej i Martin nie czuli nic dziwnego.

Lucille zrobiła krok w tył tak, jak pociągnął ją Martin. Potem zerknęła na Lisę. Chyba coś dziewczynę ugryz... no tak. Rudowłosa westchnęła dość smutno.
- I tak to już mi wszystko jedno - powiedziała i machnęła ręką. Poczuła ogromną chęć położenia się: tu i teraz. Chyba procenty (których de facto aż tak dużo nie wypiła) zaczęły działać. Może to i lepiej? Ziewnęła i przetarła oczy. Potem poczuła, że najprawdopodobniej to coś wiszące pod sufitem ich obserwuje. Nie miała odwagi jakoś specjalnie podnieść głowę, żeby sprawdzić. Na wszelki wypadek sięgnęła po swój pistolet. Położyła na nim dłoń. Jej ręka zdawała się być taka ciężka…

Siergiej wyciągnął Iwana z kieszeni, nie wiedział dlaczego to zrobił, ale zawsze kiedy nie był pewny co to za bestia to wykorzystywał zwierzęcy instynkt chomika. Ciekawiło go czy zwierzak zacznie piszczeć czy będzie spokojny. Ten demon, bestia, wynaturzenie(?) skojarzyło mu się z mózgiem całej armii demonów, które ma jakieś zdolności psioniczne. Normalnie powiedziałby sobie, że oglądał za dużo filmów fantasy, ale teraz wydawało mu się to jakoś trafne.
- Rozmowa z tym czymś raczej nie będzie najmądrzejszym rozwiązaniem. - Powiedział odsuwając się od mgły.

Sergiej miał rację. Zakładając, że to coś w ogóle zna ich język i potrafi się komunikować w ten czy inny sposób i tak nie dawało gwarancji jego dobrych zamiarów. Zresztą kto słyszał o pertraktacjach z demonem? Jedynym dobrym sposobem komunikacji z nimi jest ich eksterminacja. W pierwszej chwili Martin chciał jednak uciekać. Niezwykłość napotkanego stwora i niepewność tego co może za chwilę nastąpić napełniły jego serce strachem. Nagle poczuł niezwykła ochotę by wycofać się przez rozbite drzwi i biec w stronę wejścia do katakumb. I nie miało to wielkiego znaczenia czy reszta ruszy za nim czy też nie.
Po chwili jednak poczuł się znów jak wtedy, przed walką z demonami przy ognisku. Przypomniał sobie to co się stało w Paryżu. Ostatnia rzecz jaka trzymała go przy zmysłach i dawała powody by codziennie wstawać z łóżka już odeszła, a on nic nie mógł na to poradzić. Od tamtej pory karmił się pragnieniem zemsty i ona była jego celem, ale czy była w ogóle realna? Tutaj zaś mógł dokonać czegoś dla dobra innych, czegoś naprawdę wielkiego. Znów poczuć się jak za starych dobrych czasów w GIGN.
Intuicja podpowiadała, że ten demon jest tak niezwykły jak jego wygląd. Jego, zapewne, niewielka mobilność wykluczała możliwość użycia go w walce, choć nie oznaczało to, że w swoim "leżu" nie będzie groźny. Musiał więc spełniać inną funkcję. A jeśli właśnie kieruje próbą zdobycia miasta? Jeśli szefuje demonom stworzonym do walki? A nawet jeśli jest zwykłym potworem, jego śmierć z pewnością nie pogorszy sytuacji ludzi.
- Ucieczka też może okazać się nie taka łatwa - Raynaud odpowiedział Ruskowi. - Walka z czymś nieznanym, o którego możliwościach nic nie wiemy, jest z kolei przejawem skrajnej głupoty lub szaleństwa, nie uważasz? Dobrze by było, żeby ktoś zobaczył to coś w akcji zanim spróbuje walki. Pozna jego mocne i słabe strony, rozumiesz? - Komandos dał chwilę Sergiejowi na przetrawienie tego co powiedział. - Weź dziewczyny i skieruj się do wyjścia, obierzcie jedną z bocznych dróg do miasta, podejrzewam, że takich demonów jak on już tu nie znajdziecie. A ja zobaczę na co stać tą obślizłą glizdę. Macie pięć minut - to mówiąc Martin przeładował MP5.

Lisa dała kilka kroków w tył, jednak szybko poczuła się słaba. Nie tylko ziewnęła, a jej powieki zaczęły opadać, ona sama wręcz zaczęła opadać, a było już za późno, by wydostać się z otaczającej ich mgły, która nie tylko wiła się wokół ich stóp, ale rozpościerała się też za łowcami. Tracąc siły jej tarcza automatycznie zniknęła, a sama kobieta po prostu runęła w tył. Z samego wyglądu widać było, że nie należy do najsilniejszych fizycznie i nawet mała anomalia, powodująca nadmierną senność, mogła wzbudzić w niej krótkie omdlenie.

Lucille spojrzała na mężczyzn.
- Idźmy wszyscy... - powiedziała sennie. Poczuła się zamroczona. Nie wiedziała, skąd u niej wzięło się aż takie zmęczenie. - Jak tu dłużej postoimy, to usnę chyba...
I później zerknęła, jak Lisa się osuwa. Lucille zacisnęła oczy i potrząsnęła głową, żeby się trochę ocucić. Podeszła do kobiety i przykucnęła przy niej.
- Lisa? - zapytała w eter. Palcami zbadała puls aktoreczki. Szybko zorientowała się (o ile można powiedzieć, że w stanie lekarki cokolwiek może pójść szybko), że to jedynie omdlenie. - Zajmę się nią - powiedziała do mężczyzn i przesunęła się tak, by móc unieść nogi aktorki. To powinno spowodować napływ krwi do mózgu, dotlenienie go i powrót świadomości. Tylko dlaczego nogi Lisy były tak ciężkie, a ręce lekarki drżały na potęgę?

- Jobanyj, wybierasz mniej upierdliwą opcje, co? - Rusek nie zamierzał dyskutować, musieli iść do przodu, a Martin był najlepiej wyszkolony z nich wszystkich w walce. Jeżeli taki mieli plan to on był najlepszym wyborem do pozostania w tym miejscu. Siergiej podszedł do dziewczyn i obydwie zdzielił porządnie otwartą dłonią po twarzach. Musiały się wybudzić z tego marazmu, iluzji, czy co to było do cholery. Z nimi dwoma na plecach napewno daleko nie zajdzie.
- Lisa, Lu, idziemy. - Jego ramiona podniosły aktorkę na nogi i sprawdziły czy ustoi na nich. Tak samo zrobił z medyczką. Pięć minut to było dużo czasu. Jednak musiał się spieszyć. Martin się poświęcał, a Siergiej już się dowiedział, że go nie przekona do zmiany decyzji, chociażby wtedy pod Paryżem.
- Loup, do zobaczenia po drugie stronie muru! - Powiedział przeładowując shotguna. W tych tunelach powinien najbardziej się przydać.

Martin mimowolnie uśmiechnął się na komentarz Sergieja, ale szybko to ukrył opuszczając na twarz kominiarkę. Sprawdził jeszcze czy hełm jest dobrze zapięty, poluzował noże pochwach, a następnie chwycił lewą ręką za zdobyczny topór, a prawą uniósł MP5 i wycelował w demona.
- No to teraz się zabawimy grubasie - powiedział bardziej do siebie niż do przeciwnika, po czym wystrzelił w potwora cały magazynek.

Dziewczyny ocknęły się od razu. Zmęczenie, skąd by się nie wzięło, odeszło. Pozostawało pytanie, na jak długo. Decyzja została podjęta. Martin miał zostać walczyć, a reszta udać się do wyjścia. Był gotowy. Nacisnął spust. Pociski docierały do celu, rozrywając ciało demona. Wyglądało na to, że nie był on jakoś specjalnie uodporniony na obrażenia.. Jednak nagle mężczyzna poczuł coś. Jakby lina owijała się wokół jego nogi. Zanim zdążył zareagować, coś pociągnęło go mocno, przewracając na plecy. Mgła zaczęła się powoli podnosić do góry. Wyglądało to tak, jakby demon chciał się ukryć… ale mógł to być także sposób ataku. Spod mgły zaczął wydobywać się odgłos, jakby coś tam się poruszało, sunęło po ziemi.

Uderzenie głową o posadzkę zamroczyło na chwilę komandosa, ale szybko doszedł do siebie. Dobrze, że miał hełm, który choć trochę go ochronił. Nie zastanawiając się zbyt długo chwycił swój topór prawą ręką i, choć wciąż leżał na ziemi, posłał na oślep w kierunku, z którego dochodził odgłos. Następnie chwycił za jeden z noży i postarał się sięgnąć do nóg, żeby przeciąc mackę, która go unieruchomiła.

Po pomieszczeniu rozległ się ogłuszający pisk. Topór trafił celu, cokolwiek to było, zaczęło miotać się jak szalone, co chwile uderzając o ziemię. Macka owinięta wokół nogi Martina także zaczęła się miotać, gdy jej fragment został odcięty. Raz uderzyła mężczyznę w brzuch, a potem przestała się ruszać. Martin poczuł silny ból głowy, jakby coś się w nią wwiercało.

Trójka łowców zniknęła za drzwiami. Słyszeli strzały, które nagle ucichły, potem pisk dochodzący z pomieszczenia za nimi. Wyglądało na to, że walka rozgorzała na dobre. I jakikolwiek nie byłby jej wynik, Martin się nie poddawał. Nic nie stało na drodze, by szli dalej. Pozostawało pytanie, czy będą wstanie zostawić swojego towarzysza.

- Trzymamy się planu dziewczyny. Pisk oznacza, że Loup się trzyma, no chyba, że on go wydał. - Siergiej mógł wydawać się teraz bezdusznym skurwysynem i może takim był, ale się umówili, widzą się po drugiej stronie muru. Jak wyszkolony mundurowy nie poradził sobie z tamtym czymś to ich grupka raczej większych szans nie będzie miała. Lu była pijana i nie potrafiła strzelać, aktoreczka była… no aktoreczką.
- Nie możemy zwalniać, trzeba się dostać do miasta, może wojsko ma napalm… -

Lucille dostała na tyle mocno w pysk, by i przetrzeźwiała.
- Ej, co wyprawiasz? - mruknęła, rozmasowując policzek. Nie powiązała faktów. Obrzuciła tylko Siergieja wzorkiem pełnym wyrzutu. I obiecała sobie, że jak będzie miała możliwość (oby nie miała!) to mu odpłaci pięknym za nadobne. Prychnęła pod nosem, niekoniecznie na kogokolwiek, i zarzuciwszy plecak na ramię ruszyła.
Piski i odłgłosy walki ją zaniepokoiły na tyle, że pewnie by wróciła. Bo może Martinowi potrzebna jest pomoc? Zdenerwowanie, stres i strach spowodowały kolejny wyrzut dość sporej porcji adrenaliny do organizmu, a co za tym idzie - cały misterny plan zachlania mordy szlag jasny trafił. Zamiast cudownego rauszu powróciły czarne i ponure myśli. Lucille zacisnęła pięści na ramiączkach plecaka i ruszyła szybkim i zaciętym krokiem. Wszystko w środku się w niej buntowało i sprzeciwiało.

Potworny ból głowy zaatakował niespodziewanie Martina, aż ten przyklęknął zaraz po tym jak podniósł się z ziemi po uwolnieniu się z objęć macki. Zdawał sobie jednak sprawę że jeśli teraz straci czujność będzie po nim. Dźwignął się z trudem na nogi i rozejrzał wokół. Najszybciej jak potrafił w tym stanie zmienił magazynek w MP5, a następnie puścił serię strzelając na ślepo. Miał nadzieję znaleźć w ten sposób mackostwora a wówczas skoncentrować na nim ogień.
 
Narina jest offline  
Stary 25-07-2015, 12:43   #44
 
Saverock's Avatar
 
Reputacja: 1 Saverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemu
Pozostali podjęli decyzję, że nadal będą trzymać się planu. Wydawało się to dobrym rozwiązaniem. Gdyby zawrócili mogłoby się okazać, że nikt nie dotrze do miasta, a tak przynajmniej oni mieli na to szansę. Droga nie była skomplikowana. Kilka rozgałęzień tuneli, które i tak ostatecznie łączyły się w jedną drogę prowadzącą do wyjścia. Gdy mapa była już zbędna, łowcy natrafili na przeszkodę. Przed nimi znajdowały się kraty. Po dokładniejszym przyjrzeniu się, można było dostrzec, że były tam drzwi, które zostały jakiś czas temu przyspawane, by nie dało ich się normalnie otworzyć. Czy Trish zapomniała o czymś wspomnieć, czy to mieszkańcy miasta znaleźli to miejsce i postanowili chronić się przed nieproszonymi gośćmi?

- Suka… - Zaklnął Siergiej widząc kraty, od razu zaczął się im przyglądać, czy nie są przyspawane do jakiegoś słabszego materiału, czy nie było czegoś, czego dało się przestrzelić shotgunem, czy chociażby wyważyć. Byliby w głębokiej dupie jeśli nie da rady ich przejść.


Martin nacisnął spust i liczył, że znajdzie jakiś cel. Tak też się stało. Jego pociski po chwili zaczęły trafiać w jakieś ciało. To tam skoncentrował resztę magazynku. Było warto. Jeszcze nim ostatni nabój opuścił magazynek, mężczyzna widział przez mgłę zarys demona, z którego włąśnie robił sito. Chwilę później mgła zniknęła niemal całkowicie. Martin mógł zobaczyć macki wychodzące od opasłej kupy miesa, która została po demonie. Jedna z nich była bardzo blisko, ale nie dotarła do celu, którym musiał być łowca. Nie pozostało nic innego, jak dołączyć do pozostałych.

Gdy znalazł trójkę towarzyszy, stali oni przed problemem w postaci Stalowych krat uniemożliwiających przejście dalej. Siergiej właśnie próbował podważyć kraty, ale miał za mało siły. Martin postanowił pomóc. Położył dłoń na ramieniu ruska i poprosił, by się odsunął. Złapał za kraty i wyszarpał drzwi. Nie sprawiło mu to dużo problemu.

Nagle ziemia zaczęła się trząść. Z sufitu spadały coraz to większe odłamki. Cokolwiek to powodowało, jasnym się stało, że łowcy nie powinni zostać tam ani chwili dłużej. Bez zastanowienia zaczęli biec ku wyjściu, które według mapy było już bardzo blisko. Dzięki tarczy Lisy obyło się bez większych obrażeń. Gdy Lucille, jako ostatnia wybiegła z tunelu, wszystko się zawaliło. Kilka sekund i byłoby po nich. Mieli dużo szczęścia.

Tunel wychodził w niewielkiej kaplicy. Powinno znajdować się już gdzieś za murem. Szybko okazało się, że to było prawdą. Gdy łowcy otrzepywali się z kurzu, czy masowali obolałe miejsca, do środka wpadła grupa żołnierzy. Było ich siedmiu. Wszyscy stroje typowo wojskowe, ciemnozielone koszulki i łaciate spodnie. Była wśród nich tylko jedna kobieta o krótkich, czarnych włosach. Od razu przyciągały jej oczy. Jedno zwyczajne, a drugie o czerwonej tęczówce. Na plecach miała karabin snajperski, a do łowców celowała z pistoletu.




Pozostali wojskowi celowali do niechcianych gości z wszelkiego rodzaju broni. Niektórzy mieli karabiny, inny strzelby, a jeszcze inni zwykłe pistolety. Na przód wyszedł czarnoskóry mężczyzna, bardzo wysoki i umięśniony. Łysy. Dzierżył strzelbę, ale przy pasie spoczywał jeszcze nóż.
- Coście za jedni?. Dlaczego próbowaliście zakraść się do miasta niezauważeni? Macie coś do ukrycie? Mówcie szybko, bo jestem niecierpliwy. Nie próbujcie żadnych sztuczek, na zewnątrz czeka nas więcej i tak nie uciekniecie - wyrzucił z siebie ten potok słów bardzo szybko i spojrzał wyczekująco na łowców.
 
__________________
Cóż może zmienić naturę człowieka?
Saverock jest offline  
Stary 05-08-2015, 13:36   #45
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
- Niepostrzeżenie? W okół muru masz pełno demonów, to była najbezpieczniejsza droga, żeby się dostać tutaj. - Rzucił spokojnie Siergiej. Jego mokre blond włosy spadały mu na twarz miejscami leciutko ją zasłaniając. Mężczyzna wysunął przed siebie otwarte dłonie.
- Jesteśmy po tej samej stronie chłopie. -

Lisa jedynie fuknęła głośno i założyła ręce krzyżem na piersiach, w geście obrażenia się.
- No to już jest cyrk i jakaś kpina. Człowiek człowieka atakuje? Mało macie gówna tam dalej? Niektóre ma skrzydła, że tak, kurwa, podpowiem. - uniosła się mając ochotę roztrzaskać czaszkę tym inteligentom. Przecież to trzeba być debilem, żeby normalnych ludzi podejrzewać…
- No ja pierdole, kto wam wyżarł mózg? Bo zdecydowanie go nie używacie, po prostu brak słów. Ale spoko, jeśli nie mamy pomagać to łaski bez, pójdziemy w swoim kierunku, a wy się pierdolcie z tymi demonami sami, AVE. - Machnęła ręką na pożegnanie, a wokół niej pojawiła się piękna, przezroczysta ochronna kula, która emanowała lekko na zielono, przez co stała się zauważalna. Odwróciła się tyłem do tępaków z zamiarem odejścia stąd. Gdzie? A w pizdu! Do kogoś, kto miał IQ.

Lucille, kiedy tylko weszli do kaplicy, podeszła do jej nawy. Stała więc tyłem do wejścia. W pierwszej więc chwili nie widziała tego, co się działo. Odwróciła się nie długo później. Nie zrobiła tego szybko. Wyglądała na zamyśloną. Zrobiła dwa, może trzy kroki w przód, kiedy ktoś machnął na nią lufą. Zatrzymała się.
- Przychodzimy z Paryża. Miasto całkowicie zostało zniszczone. Podejrzewam, że nawet gruz z niego nie został - odpowiedziała cicho i spokojnie, bez jakiś większych emocji. Ton jej głosu wydawał się brzmieć jak głos lektora czytającego filmy: beznamiętny, wyprany z jakichkolwiek uczuć.
- Jestem Lucille Austin. W Paryżu leczyłam tych, co ostali się za murami miasta.
Kątem oka powiodła za Lisą.
- No i nie mówcie, że jej - tu skinęła na kobietę głową - nie poznajecie.. Nie poznajecie Lisy Lannira? - tu Lucille nie powstrzymała się od lekko kpiącego wydźwięku wypowiedzi. Nie chodziło o aktorkę, ale o tych, co stali na przeciwko i mierzyli w grupę francuskich uciekinierów z broni. Co jak co, ale pyszczek aktoreczki aż nazbyt wgryzł się w świadomość ludzką. To tak, jak z Modą na Sukces - każdy ten serial kojarzył.

- Z Paryża? To ktokolwiek tam przeżył? - mężczyzna wydawał się początkowo bardzo zaskoczony tym, że nieznajomi przybyli właśnie stamtąd. Jednak szybko to zaskoczenie ustąpiło stanowczości. - Nieważne. Był już taki jeden, co to niby po naszej stronie. Ledwo się pojawił, a miasto zaatakowały demony. Sam był demonem. Gdy tylko zaczęliśmy wygrywać, uciekł. Skąd mamy wiedzieć, że wy nie jesteście tacy sami, jak on? Demony zaatakują, a wy je wspomożecie. Udowodnijcie, że jesteście po naszej stronie.

Siergiej opuścił ręce z załamania i pokręcił głową.
- Widzisz tego tu? - Siergiej wskazał palcem na Loupa. - W katakumbach znaleźliśmy jakiegoś demona, nie był to zwykł Imp czy Ogar. Miał dziwne macki i siedział dokładnie pod miastem. Pod waszym nosem. Nie wiem jak się tam dostał, ale ten oto tu człowiek zrobił z niego sitko. - Rusek mówił coraz bardziej z swoim wschodnim akcentem, kiedy się denerwował nie potrafił tego kontrolować.

Lucille spojrzała na tego, co mierzył do nich. Facet nie trybił. W oczach lekarki na samo wspomnienie Paryża zaszkliły się łzy, a krtań zacisnęły złość, bezradność i poczucie beznadziejności.
- Czy ja niewyraźnie mówię? - wycedziła przez zaciśnięte zęby. - Nawet gruzów już pewnie nie ma!
Lekarka zaczęła się trząść. Ciężko było osobom postronnym ocenić, z jakiego powodu. Zamknęła się, bo jedyne, co by była w stanie wydusić to to, by najlepiej Włosi zakończyli ich marny żywot i poszli sobie w pizdu. Szczęśliwie Siergiej był bardziej opanowany i przejął inicjatywę. Niech on mówi. Lucille stała tak jak sierota obrzygana. Po chwili milczenia,kiedy już przełknęła w większości to, co ją dusiło, spojrzała na wszystkich, co dzierżyli broń w dłoniach i się odezwała podniesionym, mocno zdenerwowanym głosem:
- Jak mamy wam cokolwiek udowodnić? Flaki sobie wypruć? Pokazać, że jesteśmy ludźmi, że gramy do jednej branki z Wami? Już teraz siedzicie tu skuleni, a będzie gorzej. Czuć, co się dzieje poza murami miasta. Nie wiem, jak one to robią, ale demony powoli się jednoczą. Jak tak dalej pójdzie, to i podzielicie los Paryża i innych upadłych miast.

Skoro nikt Lisy nie zatrzymywał, to ochoczo poczęła sobie odchodzić z tego zbiorowiska. Trochę szkoda jej było, że niedługo zakończy swój żywot w samotności, tylko dlatego, że banda idiotów ma problem natury psychicznej. Ale co jej do tego? Mogli w nią strzelać, nawet w plecy. Ochronną tarczę i tak ustawiła głównie ze względu na nagły atak demona, a nie zidiociałych palantów, których nie bała się ani trochę. Miała tego wszystkiego dosyć, to był żałosny cyrk. Zresztą, co nie zrobią czy powiedzą i tak zostanie olane. Ignorowanie starań grupy level hard.

Nikt nie zatrzymywał Lisy. Bez problemu skorzystała ona z drugiego wyjścia z kaplicy. Szybko jednak okazało się, że nie bez powodu “pozwolono” jej wyjść. Kaplica była otoczona. Na zewnątrz było drugie tyle żołnierzy. Niespecjalnie miała możliwość udać się gdzieś dalej, bez “uszkodzenia” kogoś swoją tarczą. Jednak i stąd mogła zobaczyć, jak wyglądał ich cel podróży. Gdzie okiem sięgnąć, bardzo blisko siebie porozstawiane były wszelkiego rodzaju budynki. Większość z nich była niska, co najwyżej dwupiętrowa. Jakby nie chciano narażać ich na ataki z powietrza. Za żołnierzami zbierali się ludzie. Kobiety, mężczyźni, dzieci i starcy. Wstrząsy i działanie wojska musiały ich tu ściągnąć.

W środku. Wciąż toczyła się dyskusja z czarnoskórym żołnierzem. Łatwo było zauważyć, że był on bardzo przewrażliwiony na punkcie nieznajomych.
- Nie ufam wam, ale mamy inne problemy. Najchętniej zamknąłbym was w ciemnicy. Tam jest miejsce takich jak wy. Przynajmniej mniejsze ryzyko, że narozrabiacie. Jednak dam wam szansę - spojrzał na jedyną kobietę w oddziale. - Arin, weź trzech ludzi. Macie ich pilnować i lepiej, by wyszło ci to lepiej niż ostatnio.

To czy zrobi komuś krzywdę czy nie, miała akurat głęboko w du… Jak to ona. Interesował ją tylko jej własny czubek nosa i nic ponadto. Odkąd straciła Lazara, nie miał już kto jej pilnować, ochraniać lub ignorować, to działała na nią najbardziej pobudzająco i zachęcało jej ambitne wnętrze do walk i starań. Teraz nie miała dla kogo się starać, ponieważ nikogo nie obchodziła. Była zła, wściekła i miała ochotę się rozpłakać. Pociągnęła nosem, a tarcza, która ją otaczała, po prostu zniknęła. Przetarła drobną piąstką policzek, po którym spłynęła pierwsza łza.
- Chcę do domu… - zajęczała pod nosem, a jej usta coraz bardziej formowała się w smutną podkuwkę. Jej ręce bezradnie ułożyły się wzdłuż ciała, a smutne, szafirowe tęczówki lustrowały każdego żołnierza po kolei oraz przerażonych ludzi, którzy za nimi stali.
Wyglądała naprawdę podle, serce by pękło każdemu, widząc tak kruchą, piękną i zapłakaną blondwłosą kobietę, która w swej delikatności zdawała się być najbardziej bezbronną i niewinną istotą na świecie. A po jej smutnym wyrazie uroczej buźki, spływały ciepłe, słone łzy.

Siergiej odetchnął, gdyby koleś dalej celował do niego pistoletem to by pewnie nie wytrzymał. W sumie aż dziwne było, że nie zaczął krzyczeć tak jak Lu. Jeszcze trzy lata temu by dawno wybuchł gniewem, ale chyba apokalipsa sprawiła, że trochę dojrzał. Blondyn sprawdził każdą swoją broń i je spokojnie zabezpieczył, pokazując to ostentacyjnie żołnierzom, żeby nie mieli najmniejszych wątpliwości.
- Chodźmy, można by było w końcu coś zjeść. - Powiedział kierując się do wyjścia. - Można tutaj zjeść coś na ciepło?- Pytanie kierował do Arin czy jak ona/on miała na imię, ponieważ to teraz ta osoba była za nich odpowiedzialna.
- Noż jobana sabaka - Widok płaczącej Lisy był naprawdę żałosny, aż w głębi jego zimnego syberyjskiego serduszka zrobiło mu się jej smutno, tylko troszeczkę, żeby nie było. Iwan III Groźny, który teraz siedział na jego barku wydał dziwny pisk, który przypominał śmiech. To była podła bestia, w końcu król sklepu zoologicznego. Twardy, skórzany but Siergieja kopnął lekko aktoreczkę w cztery litery.
- Przestań się mazać… -

Lisa jeszcze przez chwilę wyglądała jak smutne, słodkie stworzonko, jednak kiedy odwróciła niespiesznie buzię w kierunku Siergieja, ten nie dostrzegł w jej oczach nic ze szczerego smutku czy rozpaczy. Jednak dojrzał jej złośliwy uśmiech, który dla innych był niewidoczny, gdyż jej buzia po części zasłaniana była przez długie, blond pukle.
Szafirowe oczy Lisy były puste, pozbawione uczuć, czy też smutku, który tak teatralnie eksponowała. Skoro Rosjanin dał się nabrać, to czemu nie ktoś inny miałby się nad nią zlitować i zabrać gdzieś, gdzie przebywali też zwykli cywile, którzy stali za żołnierzami?
Kobieta ponownie spojrzała zrozpaczonymi oczami w stronę tłumu stojącego za żołnierzami i załkała.
- Jest mi zimno. - słodki głos łamiący najtwardsze serca. Jej wygląd, talent aktorski oraz głos były jedyną bronią, jakie posiadała. Taka już się urodziła.

- Zaprowadzę was do naszej stołówki. Może chłopaki nie zjedli jeszcze wszystkiego - odparła Arin po chwili, jakby wyrwana z głębokiego zamyślenia. Pozostali wojskowi powoli odchodzili, aż w końcu została tylko Arin, trójka mężczyzn i łowcy. Wszyscy wyszli na zewnątrz, gdzie czekała Lisa. Załamana Lisa.

- Cały czas tak się zachowuje? - zapytała kobieta i westchnęła cicho. Spojrzała na ludzi, których zbierała się wokół coraz więcej. Wiedziała jak może się to skończyć. - Weźcie ją uspokójcie i chodźmy szybko. Niektórzy mogą nie być zadowoleni z waszego przybycia bardziej niż Patrick. A zamieszki spowodowane waszym przybyciem nie są teraz nikomu potrzebne.

- Mamy za sobą koszmarną drogę. Przebyliśmy szmat kilometrów bez żadnej pomocy, bez wsparcia. To, co widzieliśmy i z czym walczyliśmy często przekracza ludzkie pojęcie, nawet jeśli uwzględni się czasy, w jakich żyjemy. Dotarliśmy do miasta na zostaliśmy tak miło przyjęci. Chyba sama rozumiesz.. - powiedziała zrezygnowana Lucille. Zerknęła na Lisę. Nawet rudowłosej zrobiło się przykro z powodu stanu koleżanki. Sama chętnie wróciłaby do Paryża. Lucille westchnęła smętnie. Wyciągnęła piersiówkę i podsunęła ją aktorce.
- Chcesz? Smutków nie utopi, ale może choć na chwilę odpręży.

-Wszyscy tutaj przeżywali koszmar. Myślicie, że każdy od początku siedział bezpiecznie za murem? Nie znamy was, więc jak inaczej mamy was traktować? Po tym, co widziałam, wiem, że w tych czasach nie można ufać już nikomu - Arin przez moment przyglądałą się każdemu z łowców po kolei. Po chwili wystąpiła do przodu, zbliżając się do mieszkańców, obserwujących nowoprzybyłych.
- Rozejść się. Nie przerywajcie swoich przygotowań.

- No to dlaczego nas nie wypieprzycie za mury miasta albo nie sprzedacie nam po kulce w łeb? Czyżby sumienie się w was odezwało? Spieszymy z pomocą, bo widać, co się dzieje dokoła. Nie każemy nie wiem, witać nas czy chlubić, ale do kurwy nędzy, jesteśmy po jednej stronie barykady, czy to tak trudno zauważyć?
Widać było po lekarce, że się hamuje, bo nosiło ją niemiłosiernie. Kipiała złością i czuła bezgraniczną bezsilność. Ściskała ramiączka swojego plecaka tak mocno, jak tylko potrafiła, żeby choć trochę się opanować. Przy okazji zgrzytała zębami.
- Gdzie macie szpital lub miejsce, w którym leczycie chorych i rannych?

- Przestań się mazać to znaczy, że masz się przestać mazać, a nie mówić jak się czujesz. - Siergiej miał serdecznie dość tych kobiet, jedna się upijała na umór, druga ciągle waliła fochy. - Nie szerz alkoholizmu Lu, zostaw to na lepszą okazje… - Korciło go, żeby wylać cały ten alkohol z jej piersiówki, ale na szczęście opanował się. Dobrej gorzałki nie ma co się pozbywać przez jakieś fochy.
Podniesiony ton Lu zwrócił uwagę najpierw Iwana III Groźnego, który wdrapywał się powoli na jego głowę, Siergiej odwrócił się dopiero po kilku krokach.
- Lu, uspokój się. Nie jesteśmy ich zbawicielami, nie jesteśmy rycerzami w lśniących zbrojach, którzy przyjechali na białych rumakach. Jesteśmy ludźmi takimi jak oni, postaraj się to zrozumieć. W tym świecie nie będzie ciebie witać komitet powitalny, a dla Lisy nie rozwinie się czerwony dywan. Robimy swoje, po to tu przyjechaliśmy. - W tym momencie rusek odwrócił się do Arin biorąc głęboki oddech, widać było, że jemu też udzielały się nerwy. - Prowadź do stołówki, musimy coś zjeść bo zaraz padniemy, dziewczynom też udziela się głód. -

Lucille spojrzała na Siergieja.
- Przecież niczego nie szerzę - odpowiedziała mu krótko i na temat. Czasami odrobina procentów działała wręcz cuda. Co prawda nie pozwalała zapomnieć. O nie, ale dawała chwilę wytchnienia. Sama odkąd walczyli ostatnio, nie piła przecież. Nie zrozumiała więc przekazu mężczyzny. - Nie mówię, że jesteśmy zbawicielami kogokolwiek. Po prostu aż mnie szarpie, bo mają nas za niewiadomo kogo, zamiast potratkować jako kolejną parę... cztery pary rąk do pracy i do pomocy. Nie widzisz, że nie oczekuję ani oklasków ani niczego?

- Zgadzam się z Lu w stu procentach - odparła fuknięciem. Widać, że po słowach o tym, żeby ich zaprowadzić w jakieś fajne miejsce z żarciem, od razu sztuczne łzy zniknęły. Nie rozumiała Rosjanina, przeciez Ci tutaj to jakaś dzika banda mało rozgarniętych ludzi. Nic dziwnego, że mają problem z demonami, bo inteligencją nie grzeszą. Jednakże, ponieważ zdobyła co chciała, nie zamierzała się sprzeczać, a udać w lepsze miejsce, jakim byłoby pomieszczenie zamknięte.

Martin nie odezwał się nawet słowem odkąd zjawili się w mieście. Wciąż rozmyślał nad walką z dziwnym demonem. Okazał się on znacznie słabszy niż komandos przypuszczał. Żałował teraz, że zmarnował na niego aż tyle amunicji. Ale czym właściwie był ten stwór i jaką rolę pełnił w tym wszystkim co tu się działo? Może już nigdy się nie dowiedzą?
Raynaud zdjął hełm i kominiarkę, odsłaniając swoją twarz. Nie rozumiał zdziwienia i oburzenia swoich towarzyszy, a właściwie głównie towarzyszek, na powitanie jakiego doświadczyli. On sam zachowałby się na miejscu tubylców podobnie. Być może nawet rozstrzelałby przybyszów, tak na wszelki wypadek?
Czy mieszkańcy Paryża zachowywali się inaczej? Ile to razy podczas służby na murze Martin był świadkiem odsyłania ludzi spod bramy? I nie zawsze byli to groźnie wyglądający łowcy demonów czy inne rodzaju zabijacy. Czasami były to zwykłe rodziny z dziećmi, którym nie wiadomo jakim cudem udało się przeżyć na pustkowiach. Polityka władz była jednak jasna, nikt do miasta wejść nie może, więc nawet tych najmłodszych, zupełnie bezbronnych, odsyłano z kwitkiem, skazując ich tym samym na śmierć. Czy to możliwe, że Lucille nie miała o tym pojęcia? Ciekawe czego jeszcze nie mówiono zwykłym mieszkańcom?
Z tych powodów Loup nie ufał strażnikom, którzy ich prowadzili. Co prawda trudno było przypuszczać, żeby chcieli ich zlikwidować, mogli to zrobić w dowolnym momencie, gdy było ich więcej. Broni też im nie odebrali, co już szczerze dziwiło Martina. Chyba był jedynym członkiem drużyny, który spodziewał się gorszego powitania niż w rzeczywistości miało miejsce. Oby w walce z demonami ci ludzie wykazali się większym rozsądkiem.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 23-08-2015, 14:03   #46
 
Saverock's Avatar
 
Reputacja: 1 Saverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemu
-Skoro pomagałaś w Paryżu i to możesz się przydać., Zaprowadzę Cię do szpitala. Najpierw jednak stołówka - odparła Arin i wraz z trójką żołnierzy zaczęła prowadzić ich do wspomnianej stołówki. Dopiero ich odejście sprawiło, że zbierający się mieszkańcy zaczęli się rozchodzić. Szli dosyć długo. Przez cały czas łowcy mogli zobaczyć, że ich obecność przyciągała uwagę wszystkich wokół. Gdzie przeszli, tam wszyscy milknęli i patrzyli na nich. Jedni ze strachem, inni z zaciekawieniem. Jednak w zdecydowanej większości był strach.

W końcu znaleźli się u celu. Dokładniej przed budynkiem opuszczonej szkoły, który teraz służył za miejsce noclegu dla wojska i skoro zostali tu poprowadzeni, musiało służyć również za stołówkę dla nich. Poprowadzono ich na salę gimnastyczną, gdzie ustawiono bardzo dużo stołów i ławek do siedzenia. W tej chwili miejsce to świeciło pustkami. Arin posadziła łowców przy jednym ze stołów, a swoich towarzyszy posłała, by przynieśli coś do jedzenia.
- Skąd wiecie, że mamy problemy z demonami? - zapytała od razu. Z miasta nie wysłano nikogo, by szukać pomocy. Uznano, że mija się to z celem. Nie warto było tracić ludzi na bezowocne poszukiwania. A szansa znalezienia kogoś w okolicy i dotarcia z nim z powrotem tutaj graniczyła z cudem. - I dlaczego przybyliście tutaj, skoro miasto wydaje się być stracone?- Po chwili przyniesiono jedzenie. Przed każdym z łowców postawiono talerz zupy warzywnej i podzielono między nich bochen chleba.

- Bo byliśmy w Paryżu. - Odparł Siergiej krótko i na temat po czym zabrał się za zupę.

Lucille spojrzała na Arin. Lekarka jeszcze nie zabrała się za jedzenie. Czuła głód, ale czuła też, że nie będzie w stanie niczego przełknąć, przynajmniej jeszcze przez chwilę.
- Nie trudno się domyślić, że macie problem z demonami, jak się jest pod murami miasta - odpowiedziała trzymając w dłoni kromkę chleba. - To widać na każdym kroku, słychać. Spotkaliśmy też jeszcze jakiś ludzi pod murami miasta, oni potwierdzili nasze przypuszczenia. Nie myśleliście o tym, by ich wziąć na tę stronę murów? Zawsze będzie to ileś dodatkowych par rąk do pracy i ewentualnej bitki.

-Wierzycie, że możecie uratować inne miasto. To by wiele wyjaśniało - powiedziała Arin, sama do siebie.
- Nie widzieliście tego, co my. Demony są sprytniejsze niż nam się wydawało. Jeden udawał człowieka. Uratował mnie i kilku ludzi, z którymi podróżowałam. Doprowadził nas tutaj, a potem nastąpił atak i on ujawnił swoją prawdziwą naturę. Wprowadzenie do środka kogoś nieznajomego może się źle skończyć. Gdyby nie to, że droga, którą tu przybyliście, została zablokowana, zmusilibyśmy was do powrotu. Musimy mieć nadzieję, że nie jesteście kolejnym demonami, która przybierają ludzką postać - wyglądała na zamyśloną, gdy mówiła. Szczególnie, gdy wspominała o demonie, który uratował jej życie. Jakby nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć.

Przyznanie się do tego, że pewnie wiedzą, o jakiego demona w człowieczej postaci chodzi, zapewne na dobre by im nie wyszło. Dlatego Lucille nie wspomniała o tym, że i na swojej drodze spotkali Sava. Kobieta zdziwiła się też, że nikt z tutejszych (skoro tak bardzo chcieli się pozbyć przybyszów) po prostu nie wywalą ich na przykład innym wejściem do miasta. Z całą pewnością mieli taką możliwość. Ale to też pozostawiła w sferze swoich przemyśleń. Kobieta zmieniła trochę temat.
- Jak dużo osób tu żyje?

Siergiej zerknął na kobietę o imieniu Arin po tym jak skończył pałaszować drugi talerz zupy. Iwan III był na stole koło niego i sam wżerał końcówkę słonecznika z magicznej puszki ruska.
- Macie jakieś słoneczniki? - Musiał nakarmić swojego towarzysza, to była dla niego jedna z najważniejszych rzeczy na ten moment. - Jedynym, albo jedynymi którzy są sprytniejsi są ich dowódcy. Coś w stylu nadświadmo ści, kontroluje te bestie przez co nie mamy jakichkolwiek szans w walce. Paryż długo się nie trzymał, Rzym też się nie utrzyma jeżeli sztab tych kurestw będzie żył, nie ma żadnych szans. -

-Za dużo - odpowiedziała Arin na ptanie Lucille. Widać było, że temat ten nie był dla niej przyjemny. Po tym, gdy zaczęła mówić dalej, można było się domyślić, dlaczego. - Po pierwsze, mamy mało jedzenia. Ciężko jest wykarmić wszystkich. Spora część zapasów po prostu stała się niezdatna do spożycia po pierwszym ataku. Może taki był ich cel, skazić okolicę, by nas osłabić. A po drugie… zbyt wielu zginie, jeśli przegramy - westchnęła ciężko i spojrzała na Siergieja.
- Czy koniecznie musi być słonecznik? Jakieś nasiona mamy, ale nie wiem, czy jest wśród nich słonecznik. Mamy większe problemy - nie powiedziała tego z wyrzutem. Rozmówcy zdawali sobie sprawę z tych problemów i nie trzeba było im tego tłumaczyć. Nie było również sensu ich zniechęcać do siebie.
- Jak chcecie znaleźć i zabić tych dowódców? Jeśli oni w ogóle istnieją i będą wystarczająco blisko walki.

Martin początkowo niechętnie spoglądał na podane jedzenie, ale gdy zobaczył jak Sergiej w błyskawicznym tempie "wciąga" dwa talerze, jego własne kiszki zaczęły grać mu marsza. Już sięgał łyżką do ust, już miał się wgryźć w swój kawałek chleba, ale wtedy do jego uszu dotarły słowa Arin "za dużo", "mamy mało jedzenia", "ciężko jest nakarmić wszystkich". Ręka z łyżką zatrzymała się w połowie drogi, a następnie powoli opadła na stół. Komandos sięgnął do swojego plecaka. Wyciągnął z niego dwie puszki konserwy i paczkę sucharów. Położył je na stole koło Arin. Nie było to dużo, ale tylko tyle mógł poświęcić. On sam ten jeden dzień może jeszcze pościć.
Następnie wstał i wściekły podszedł do najbliższego okna. Głód mu doskwierał, ale to nie on był głównym powodem jego gniewu. Wspomnienie Sava obudziło w nim wspomnienia z Paryża, oczami wyobraźni widział tego padalca jak... Zacisnął mocno pięści. Miał ochotę w coś przywalić, a najlepiej w kogoś. Kogoś konkretnego. Po kilku głębokich oddechach uspokoił się i wyjrzał przez okno. Wpatrywał się w pobliskie zabudowania, w wynędzniałych ludzi chodzących po ulicy i rozmyślał nad zadanym przez ich "przewodniczkę" pytaniem. "No właśnie, jak to zrobić?".

Odpowiedź Arin nie przypadła do gustu Lucille. "Za dużo" nigdy nic dobrego nie wróżyło. Lekarka jednak na ten moment nie chciała wiedzieć, co i czy cokolwiek robią z tymi "nadwyżkami" w szpitalu. Gdzieś w środku żywiła nadzieję, że jednak nic, czego lekarz mógłby się wstydzić. Spojrzała na Loupa, coś go nosiło. Liczyła jednak, że nie będzie z tego powodu awantury. Zjadła niewiele, dużo nie potrzebowała.
- Jestem gotowa, jeśli mogłabyś mnie zaprowadzić do szpitala... Sądzę, że tam będę bardziej przydatna niż gdziekolwiek indziej.
Lucille spojrzała na towarzyszy i westchnęła. Nie miała pojęcia, co dalej z nimi będzie. Wcześniej mieli jakiś cel. Teraz jakby go osiągnęli. Stąd też lekarka nie potrafiła sobie znaleźć miejsca. Doszła więc do wniosku, że zajęcie się czymkolwiek pomoże jej odpędzić ponure myśli.

Lu się myliła, nie osiągnęli swojego celu, przynajmniej według Siergieja. Dotarli do Rzymu, ale to była tylko część ich celu. Chciał ochronić to miasto… no, zrobić wszystko co w jego mocy. Jakby miał skończyć na pustkowiu gdzie żyją tylko demony a ludzie zgineli to by szybko zwariował.
- Najważniejsze pytanie to nie jak, ale kiedy. Musimy zrobić to jak najszybciej, musimy uprzedzić ich atak. Po pierwsze, jak już powiedziałaś jedzenie się kończy. Po drugie, Paryż chyba nauczył nas, że broniąc się nie mamy najmniejszych szans na wygranie z tymi skurwysynami. - Rosjanin spojrzał po chwili na Iwana. - Czy on wygląda na kogoś kto je coś innego niż słonecznik?
Ugryzł bochenek chleba i go spokojnie przeżuł. - Musimy jeść. Martin, ty też. Jeśli będziemy zmęczeni to zapasy w spichlerzach zgniją, albo zostaną zeżarte przez demony. Wybierajcie. - Poczuł zmęczenie, po całej podróży z Francji. Chciał się przespać, ale wiedział, że muszą szybko działać.

---------------------------------

Martin był wściekły i miał tylko jeden cel. Lucille chciała pomóc w szpitalu. Siergiej nie pogardziłby odpoczynkiem. Lisa jakoś dziwnie mało się odzywała, w trakcie tej rozmowy. Po prostu jadła i jakby była nieobecna. Im dłużej czekali, tym w gorszej sytuacji byli. Nikt nie wiedział, co zrobić, by zapobiec atakowi albo go przetrwać. Trzeba było działać, ale jak? To było najważniejsze pytanie. Los dał odpowiedź sam. Nagle w cały mieście rozległo się bicie dzwonów. Raczej nie oznaczało to nic dobrego. A gwałtowna reakcja Arin i obecnych żołnierzy potwierdzała obawy.
- Wyłom! - krzyknęła kobieta i poderwała się z ławy. - Macie okazję pokazać, po czyjej jesteście stronie! Szybko! -krzyknęła i wybiegła ze stołówki, nawet nie sprawdzając, czy łowcy za nią podążyli. Tylko czemu mieliby tego nie robić? Przecież właśnie po to przybyli do miasta, wiele po drodze ryzykując. Nawet Lisa, co prawda bardzo niechętnie, ale nie odłączyła się od grupy i ruszyła za Arin.

Na ulicach panowała panika. Mieszkańcy uciekali, krzyczeli, zamykali się w domach. Matki krzyczały za dziećmi. Pewnie część z nich została staranowana w tym chaosie. Biegnąc za Arin, łowcy widzieli z każdym krokiem coraz więcej żołnierzy, którzy biegli w tym samym kierunku, co oni. Nagle zaczęły pojawiać się demony. Z nieba spadały latające bestie, stada piekielnych ogarów szukały ofiar, a kozłoludzie z wszelkiego rodzaju dużymi broniami rozpraszali się po całym mieście. To na pewno nie było wszystko, co czekało na łowców i innych obrońców miasta. Paryż nie uległ przecież armii kundli i kóz.
- Musimy dostać się do wyłomu! Nie może wejść ich więcej! - krzyczała Arin, strzelając do nadbiegających ogarów. Lisa starała się chronić biegnącą grupę tarczą, więc większość demonów ich omijała. Zapewne, by znaleźć łatwiejsze ofiary.

Zaczęło się. Wszędzie wokół trwała walka. Wrzaski zabijanych ludzi, mieszały się z odgłosem wystrzałów, rykiem demonów, ujadaniem ogarów oraz skrzeczeniem latających bestii. Wydawano ciągle jakieś chaotyczne rozkazy, który były po prostu niezrozumiane. Jakiekolwiek były wytyczne w razie ataku, teraz każdy dbał tylko o siebie i robił wszystko, by przeżyć. Siergiej, gdzie nie spojrzał, widział aurę demonów. Tyle tego było, że sam nie potrafił uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Wciąż biegli do przodu, zabijając wszystkie demony, które odważyły się stanąć im na drodze.

W tym całym zamieszaniu, ciężko było określić, jak długo biegli, ale w końcu stanęli u wyłomu, o którym wspominała Arin. I to, co tam ujrzeli, nie napawało optymizmem. Wszędzie leżały trupy. Zarówno obrońców, jak i atakujących. A do środka napływały coraz to kolejne demony. Nagle pojawili się rycerze. Zakute w zbroje istoty. Można by pomyśleć, że to ludzie, chcący pomóc, ale czerwone ślepia widoczne spod przyłbic z ogromnymi rogami, jasno dawały do zrozumienia, że to jakiś rodzaj demonów. Wszyscy dzierżyli miecze, a ich ciała chroniły metalowe płyty zbroi, które były pokryta kolcami. Gruba, która kierowała się w stronę łowców, liczyła dziesięć takich demonów.

 
__________________
Cóż może zmienić naturę człowieka?
Saverock jest offline  
Stary 27-08-2015, 18:52   #47
 
Narina's Avatar
 
Reputacja: 1 Narina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skał
Rudowłosa miała nadzieję, że rzeczywiście uda się tam, gdzie było jej miejsce. Nauczyła się walczyć, bo musiała. Ale nigdy nie była zwolenniczką jakiejkolwiek broni. W końcu nie po to szkoliła się na lekarza, by potem zabijać - kogo i cokolwiek.
Tym razem znów los spłatał jej figla. Podniósł się alarm. Tumult, hałas i panika. Arin zgarnęła ich wszystkich. Trzeba było pomóc, nie miała odwrotu ani wyboru. Rudowłosa zgarnęła więc swoje rzeczy. Złapała broń i pobiegła za Włoszką. Starała się nie patrzeć na ludzkie nieszczęścia choć raz czy dwa była gotowa się zatrzymać, by udzielić pomocy, szczególnie tym najbardziej bezbronnym. Ale nie mogła, krzyki i ponaglenia towarzyszy skutecznie odrywały ją od takich pomysłów.

Kiedy dobiegli na miejsce, Lucille w pierwszej kolejności chwyciła za łuk. Poprawiła kołczan i po krótkim celowaniu wypuszczała strzałę za strzałą. Celowała w jedynie słuszne miejsce: w oczy napastników. To zabije ich od ręki, a amunicję jeszcze zachowa. Dziewczyna nie zastanawiała się, działała mechanicznie. Nie miała czasu ani możliwości, by roztrząsać, co jest słuszne a co nie. Adrenalina, jaka zaczęła krążyć w jej żyłach spowodowała, że lekarka nie czuła strachu, albo ten odpowiednio ją motywował. W tym momencie mało ważnym było to, co się stanie za chwilę. Tu i teraz - tej zasady się złapała.
Kilka strzał poleciało, paryżanka nawet nie zwróciła uwagi, czy trafiły. Dziesięciu przeciwników szło na nich, każdego trzeba było unicestwić. Jeśli to by nie pomogło, zawsze miała jeszcze swój pistolet. W głowie kołatała jej się jedna myśl: ocalić jak najwięcej osób - czyli wyplenić wroga. Do cna.
 
Narina jest offline  
Stary 28-08-2015, 15:30   #48
 
Eldenir's Avatar
 
Reputacja: 1 Eldenir jest na bardzo dobrej drodzeEldenir jest na bardzo dobrej drodzeEldenir jest na bardzo dobrej drodzeEldenir jest na bardzo dobrej drodzeEldenir jest na bardzo dobrej drodzeEldenir jest na bardzo dobrej drodzeEldenir jest na bardzo dobrej drodzeEldenir jest na bardzo dobrej drodzeEldenir jest na bardzo dobrej drodzeEldenir jest na bardzo dobrej drodzeEldenir jest na bardzo dobrej drodze
- Suka bljet! Jobanyj karakan! - Siergiej zaklnął głośno tak jak robił to często. Zaczynało się, podniósł się alarm, nie mieli nawet szans odpocząć, demony im tego czasu nie dały. Iwan zapiszczał kiedy ręka ruska chwyciła go i schowała do niewielkiej kieszeni w skórzanej kurtce. Wstał przewracając krzesło i rozpoczął swój rytuał. Na plecach czekała cicho Ponętna Lidia, wpakował ostatnie naboje do Serebrnej Krasoty, teraz już nie powinien oszczędzać ich. Potężny Desert Eagle spoczął w pokrowcu przy pasie. Milczący bracia byli gotowi, jak zawsze, do cięcia i pchania, do zabijania, po to zostali stworzeni i nigdy jeszcze nie zawiedli blondwłosego Siergieja. Dawno już nie miał opaski na skażonym oku. Czuł jak piekielny pierwiastek coraz bardziej dochodził do jego głowy. Warknął lekko przeładowując strzelbę kiedyś należącą do Kondor. Nadszedł czas sądu ostatecznego nad ich duszami. Pierwszy raz od bardzo dawna przeżegnał się i krótko pomodlił do Boga " Jeśli tam jesteś to daj nam siłę, żeby zajebać tych piekielnych skurwysynów! "

Rycerze parli na nich, wcześniej ich nie widział. Nawet w Paryżu. W Siergieju błysnęła myśl. Szefowie gdzieś tutaj są, trzeba ich szybko znaleźć, inaczej miasto padnie. Rozglądał się, zamknął "zdrowe" oko i szukał skupisk Skazy, nie małych słabych, czy średnich, szukał tych najpotężniejszych, tych które emanowały jak latarnie. Gdzieś tam musieli być. Musieli zginąć.
Ciekawiło go czy pancerz wytrzyma strzał ze strzelby, którą dzierżył w dłoniach Rosjanin. Poszedł na pierwszego. Odgłos wystrzału dołączył do kakofonii, która panowała przy wyłomie. Zaraz po nim następny... i kolejny. Dopóki skurwysyn nie wróci do piekła, z którego wylazł.
 
Eldenir jest offline  
Stary 06-09-2015, 14:42   #49
 
Saverock's Avatar
 
Reputacja: 1 Saverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemu
Walka rozgorzała na dobre. Demoniczni rycerze nie byli łatwymi przeciwnikami, ale łowcy demonów nie mogli już nazywać się zwykłymi ludźmi. Przeszli tak wiele i żadne z nich nie zrobiło tego po to, by zginąć tutaj. Martin podniósł jednego przeciwnika i cisnął nim w dwóch kolejnych, powalając ich na ziemię niczym kręgle. Siergiej strzelał do demona, robiąc z niego miazgę, która już nie mogła stanowić żadnego zagrożenia. Lisa bała się, ale starała się robić wszystko, by zapewnić ochronę swoim towarzyszą. Lu ubezpieczała ją, szyjąc z łuku do wszystkiego, co się zbliżyło. W czasie walki Arin gdzieś zniknęła.
***
Chociaż wszyscy dawali z siebie jak najwięcej, przewaga wroga była nie do przeoczenia. Wojsko zaczęło się wycofywać i łowcy, nie chcąc pozostać sami na placu boju, musieli im towarzyszyć, ubezpieczając tyły. Nagle po całym mieści rozległ się ryk demona. Nie zwyczajny, jak wiele innych, które wszyscy słyszeli tego dnia. Wyróżniał się i to bardzo. Właśnie wtedy Siergiej coś zobaczył. Było to znane mu skupisko skazy. Widział je w Paryżu. A teraz zmierzało w ich stronę. To był Sav. Rusek nie mógł zapomnieć tego widoku. Chociaż teraz zdawało mu się to jeszcze dziwniejsze niż za pierwszym razem. Pojawienie się tego mężczyzny wpłynęło jakoś na demony. Ich część po prostu zmieniła cel. Zamiast ścigać ludzi, odwróciła się i rzuciła na bestie, które dopiero dostawały się do środka.

-To wszystko, na co stać ludzkość? Ucieczka i czekanie na cud? Proszę bardzo, cud nadszedł! Od was zależy, czy go wykorzystacie! - w głowie każdego w mieście odezwał się taki o to głos. Wraz z pojawieniem się Sava, wszyscy mogli to usłyszeć. Łowcy również, lecz dla nich komunikat się nie skończył. - Teraz zróbcie to, po co was tu wysłałem... Zabijcie mnie!

Sav nie dał nawet czasu na przemyślenie tego. Gdy tylko znalazł się blisko, zaatakował Martina. Doskonale zdawał sobie sprawę, że to była jedyna osoba, która bez wahania stanie z nim do walki. Chciał go zabić w Paryżu, ale dopiero teraz mógł tego dokonać. Łowcy zobaczyli zmiany w Savie. Jego oczy były demoniczne, ciało pokrywały czarne tatuaże. Żołnierze ruszyli na powrót do walki, a łowcy nawet jeśli chcieli, zostali związany walką z tym, który ich tu przysłał.
***
Tego dnia zginęło wielu. Bardzo wielu, ale miasto zostało uratowane. Z jakiegoś powodu demony walczyły między sobą i ludzie mogli wykorzystać to na własną korzyść. Tak też zrobili. Każdy zdolny do walki ruszył do boju. Być może o ich dokonaniach zostanie kiedyś napisana pieśń. Jednak to czwórka łowców miała największy udział w tym wszystkim. To oni zabili przywódcę całej armii, którym dla wszystkich był Sav.

Martin dokonał zemsty, ale zapłacił za to najwyższą cenę. Liczyło się dla niego tylko to, by zabić mężczyznę i nie zważał na swoje rany, które po walce okazały się zbyt rozległe. Nawet Lucille nie mogła nic na to poradzić, patrząc bezradnie na jego śmierć. Siergiej był mocno poturbowany, ale również przeżył. Z Lisą stało się coś dziwnego. Całą walkę używała swojej tarczy, by chronić innych najlepiej jak potrafiła i gdy walka się skończyła, padła nieprzytomna i już nie otworzyła oczu.

Ludzkość odniosła zwycięstwo. Jednak każdy zdawał sobie sprawę, że to był dopiero początek. Jeśli ludzie mieli znowu być dominującym gatunkiem, musieli działać. Zrobić bardzo wiele. Na to potrzebowali czasu, ale pracę trzeba było zacząć od początku. Zabezpieczyć miasto, by można było myśleć o kolejnych krokach.

Koniec
 
__________________
Cóż może zmienić naturę człowieka?
Saverock jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:59.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172