Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-07-2015, 12:16   #6
Tropby
 
Reputacja: 1 Tropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skał
Szalony Latarnik


Naukowiec sam nie wiedział czemu czuł się niezwykle zainteresowany grupą przybyłych, a w szczególności owymi wyróżniającymi się postaciami. Cenił sobie jednak możliwość zbierania informacji o wszelkich zdarzeniach jakich był świadkiem, co świadczyło o jego użyteczności jako latarni. Szybko sięgnął dłonią do kieszeni śnieżnobiałego kitla z której to wyciągnął garść metalowych kulek które niepozornym ruchem upuścił na chodnik. Z kulek natomiast natychmiast wysunęły się pajęcze nóżki, a dwa utworzone w ten sposób boty zwiadowcze ruszyły w ślad za inwalidą oraz owieczką i jej towarzyszem. Pozostała czwórka zaczęła wspinać się na pobliskie budynki i lampy uliczne by nad głowami tłumu spróbować wypatrzyć lokaja i jego blondwłosą panienkę. Sam Henry natomiast wystukał na komputerku odpowiednią komendę a przed jego twarzą z cyfrowych danych zmaterializowała się latarnia którą ten natychmiast ustawił na skanowanie obszaru przystosowując parametry do zauważonej przed chwilą cienistej istoty. Wszystko to zajęło geniuszowi ledwie kilka sekund. W międzyczasie zaś korzystając z tego że latarnia zajęła się przeczesywaniem terenu Henry postanowił otworzyć połączenie do kontaktującej się z nim osoby.
Malutkie, cybernetyczne pajączki dzielnie podążyły śladami obydwu grupek. Obie po paruset metrach rozdzieliły swoje drogi: drużyna pod przewodnictwem inwalidy podążyła w kierunku ulicy pełnej sklepików i kamieniczek, druga zaś złożona z władczej, ale ślicznej owco-dziewczyny i zdechlaka z cyberokiem skierowała swoje kroki do ulicy, gdzie nad sklepami ilością górowały bloki mieszkaniowe.
Pozostałe bociki również starały się wyśledzić blondwłosą dziewczynkę oraz jej lokaja - jednak na próżno, tamci jakby się rozpłynęli w powietrzu. Prawdziwym, chociaż ciekawszym wyzwaniem okazała się ostatnia istota. Ta przedzierała się niezwykle szybko i zwinnie między tłumami, skakala niczym ninja między różnymi zaułkami. Wyglądało to tak… jakby zdała sobie sprawy, że ktoś ją obserwuje. Kiedy przesmyknęła się do jednego zaułka, nagle gwałtownie zawracała, a pajączki przeznaczone do obserwacji tego fenomenu podążyły za nią jak cygan za wozem pełnym złota.
Henry zauważywszy jak cienista istota próbuje mu umknąć niewiele myśląc zmaterializował następny przedmiot którym była unosząca się w powietrzu latająca deska na którą ten natychmiast wskoczył. Klamry zapięły się na jego butach, naukowiec pochylił się do przodu, a deska ruszyła przed siebie z zawrotną prędkością. Wspinając się nawet po ścianach budynków geniusz był w stanie z łatwością ominąć wszelkie przeszkody i ludzi którzy mogli stanąć mu na drodze. Nie miał jednak zamiaru zbytnio zbliżać się do cienistej istoty. Chciał jedynie pozostać w bezpiecznym zasięgu z którego mógł zbierać o niej dane przy pomocy swojej latarni.
Istota za wszelką cenę tak chciała uniknąć złapania przez geniusza, że dopuściła się jednej, ciekawej umiejętności. Latarnia wykryła kilka ostrzy stworzonych ze specyficznej ciemności, które uderzyły w cienie kilku obiektów… w tym w cień latającej deskolotki naukowca. Może nie sprawiło to obrażeń Henry’emu, ale nie ułatwiło mu zabawy w berka z krnąbrną istotą. Te ostrza jakby przytwierdzały obiekty do ich cieni, nie dając im możliwości ucieczki. Jednak latarnia, którą posłał Henry za uciekinierem dała mu jeszcze część informacji. Istota ta przybrała jedną ze swych kilku form. I to nie była ta jej prawdziwa postać. Uparciuch nie chciał przerwać ucieczki.
Na szczęście przezorny naukowiec miał niespodziankę w zanadrzu. Ten drugi pomocnik wiązką światła uderzył w cień, który przyporządkowany był do jego deskolotki. To jednak sprawiło, że wiejący byt wykorzystał sytuację i zwiększył dystans naukowca względem siebie.
Henry był jednak upartym człowiekiem (choć może nie było to w jego przypadku zbyt trafne określenie). Postanowił nie dać za wygraną i ruszył w dalszy pościg za przedziwną istotą. Teraz gdy otwarcie go zaatakowała, był gotowy odpowiedzieć na zaczepkę. Gdy tylko cień wszedł ponownie w zasięg jego wzroku naukowiec miał zamiar zmaterializować koło niego przy pomocy swych myśli okrągłą lewitującą kulkę wielkości ludzkiej pięści której wnętrze wypełnione było diodami emitującymi oślepiające światło o różnych kolorach i długościach fal od podczerwieni aż do ultrafioletu, które miały rozwiać wszystkie cienie w okolicy.
Dalszą ucieczkę cienia powstrzymała sfera, niczym gliniarz, który przyłapał rabusia na gorącym uczynku. Gdyby cieniste stworzenie posiadało oblicze pozwalające oddać mimikę, ono oddałoby grymas niezadowolenia z sytuacji, w której mistrz cieni znalazł się jak w potrzasku. Kula swoją mocą uderzyła w cienia, jak i zgromadzone w jego pobliżu istoty wielością świateł i ich rodzajów. To zagranie miało jednak dwie strony. Co prawda “oślepiło” cień, który zaprzestał ucieczki, ale oślepił też i innych, co spotkało się z jakże wielkim entuzjazmem jednego humanoida, który nie omieszkał skomentować całej sytuacji dosadnym językiem. Latarnia wówczas wykryła formę tego osobnika: postać tak naprawdę miała 1.5 metra wzrostu, potargane ciemne włosy i nosiła długi ciemny płaszcz. Była to kobieta, sądząc po budowie ciała.
Gdy Henry już smakował zwycięstwa, istota… dalej nie zamierzała mu dać za wygraną, chociaż oślepiona została pozbawiona asów w rękawie. Bowiem dalej biegła, chociaż bardziej na oślep, potrącając po drodze istoty.
Naukowiec był jednak zdeterminowany, a teraz gdy odkrył słaby punkt istoty również konfrontacja była w miarę bezpieczna. Ścigał on dalej uciekającą istotę, z zamiarem wyprzedzenia jej i zablokowania jej drogi.
Szalony naukowiec przyspieszył, by odciąć osobnikowi dalszą ucieczkę. Dystans między nimi się zmniejszał; Henry nigdy dotychczas nie był tak naprawdę bliski złapania uciekiniera co teraz. Dzieliły ich tylko kilkadziesiąt metrów z hakiem, potem parędziesiąt metrów. Stworzenie znalazło się w zasięgu wzroku Henry’ego. Dostrzegł czarny długi postrzępiony płaszcz, zmierzchwione krótkie włosy czarnego koloru i pancerne buty.
- Hej, ty tam! - zawołał geniusz do uciekającego. - Nie mam złych zamiarów! Chcę tylko pogadać! - wołał, wciąż próbując dogonić cienistą istotę i odciąć jej drogę.
Cienista istota zaczęła przybierać coraz bardziej materialne kształty - najwyraźniej to była jej ta prawdziwsza postać, z tego co zaczęła rejestrować latarnia, uciekinier podobnie jak Henry przypominał człowieka. Ze znaczeniem “podobnie jak Henry”, bo to nie byla istota będąca człowiekiem z krwi i kości. Bardziej przypominała Henry’emu genetycznie modyfikowanych żołnierzy, których można było spotkać w wielu bardziej zaawansowanych technicznie cywillizacjach. Taki podrasowany homo sapiens, jednak więcej informacji o tym podrasowaniu latarnia nie była w stanie wyciągnąć. Za to badając dokładniej parametry zewnętrzne postaci, doktorek mógł dowiedzieć się, że osoba, którą ścigał, ma słabsze niż przeciętnie receptory czuciowe w skórze. Dlatego dalsza ucieczka po oślepieniu nie powiodła się tak, jakby dziewczyna (jak też po drodze się okazało) sobie chciała i potrącała niemal na oślep. Jednak jej skóra zyskała jakąś inną właściwość, jednak jej dokładniejszych parametrów latarnia nie wychwyciła.
Doktor zagrodził drogę postaci, która zaprzestała ucieczki przez migotające ze sfery światła. Nie odparła jednak na jego słowa. Tymczasem “sześcian” naukowca zarejestrował shinso bijące od stworzenia. Twarz dziewczyny skierowała się w kierunku naukowca. Henry zobaczył, że złapana zasłania oczy lewą ręką (musiała być leworęczna), zaś na prawym policzku miała podłużną ranę. Ta była zagadką dla badawczych urządzeń latarnika, bowiem… latarnia nie potrafiła określić jej wieku. Raz podawała 4 minuty, raz 2 miesiące, a raz wychwyciła nawet… 45332 lata. Później ten pik spadł do 13 lat.
- Nazywam się doktor Ignatius - przedstawił się Henry, krzyżując ręce na piersi w dumnej pozie. - I widzę że interesująca z ciebie istota. Dokładnie taka jakimi się interesuję. Skoro już przegoniłem cię przez pół dzielnicy to co ty na to żebym zaprosił cię na drinka w pobliskim barze? - zaproponował z szerokim uśmiechem który wydawał się wręcz aż nazbyt pełen zaciekawienia.
Rozmówczyni okazała się… być mało rozmowna. A raczej milcząca. Przez te migotające światła nie odsunęła ręki z oczu, więc Henry nie widział dokładniej, czy dziewczyna się cieszy z tej propozycji. Usta bowiem nie zdradzały żadnych emocji.
- Ah, wybacz - naukowiec machnął ręką, a światła przygasły znacznie, tak że teraz kulka przypominała bardziej miniaturową kulę dyskotekową w której właśnie wysiadały baterie. - Ale proszę nie próbuj uciekać jeśli nie chcesz żebym znowu cię oślepił. Naprawdę chcę tylko pogadać - kontynuował nie przestając się uśmiechać.
Dziewczyna (bo dość młodo wyglądająca, gdy odsuwała stopniowo rękę z oczu) spojrzała na Henry’ego. Złote oczy skalpowały postać naukowca, zaś lewa ręka opadła w końcu swobodnie na bok. Dalej jednak nie odpowiadała na przemowy naukowca.
- Cóż, skoro nie słyszę odmowy - stwierdził chłopak, zeskakując z deski która natychmiast została ponownie zdematerializowana. Otrzepał przy tym i wygładził swój kitel, po czym wskazał dziewczynie ręką kierunek. - To niedaleko. Wygląda na to że jesteś nowa w mieście. Może zechciałabyś żeby ktoś cię oprowadził? - zaproponował, ruszając we wskazanym przez siebie kierunku, oczekując przy tym że dziewczyna pójdzie wraz z nim.
Dziewczyna ruszyła dość nieśmiało. Henry musiał przyznać, że wyglądała tak, jakby urwała się z samej apokalipsy. Była dodatkowo cała w pyle, a na rękach miała mnóstwo zadrapań.
Naukowiec obejrzawszy ją z góry do dołu pokiwał głową jak gdyby w pełni rozumiał sytuację w której się znajdowała.
- Jeśli chcesz mogę ci potem pokazać swoją kawalerkę. Jest trochę zagracona, ale będziesz mogła wziąć prysznic i chyba wygrzebię dla ciebie jakiś materac. A jeśli nie to sam go stworzę. Khahahaha! - zarechotał nieco maniakalnym śmiechem.
Dziewczyna dalej nie odpowiadała do momentu, gdy naukowiec zarechotał. Wówczas coś parzącego jak rozgrzany do białości giętki metal pochwyciło go za lewą rękę i cisnęło nim o grunt. Latarnia zaalarmowała doktorka o pojawieniu się shinso w jego pobliżu… akurat w tym momencie, gdy jego lewa dłoń została opętana czymś, co przypominało łańcuch z ognia. Co prawda nie powodowało jakichś poważnych obrażeń, ale trzymało go w miejscu, gdy dziewczyna znowu zaczęła mu wiać. Na szczęście miał jeszcze latarnie i cudaczną sferę. Tylko żeby zdążył.
Kulka ponownie rozbłysła oślepiającym światłem i natychmiast zaczęła podążać za uciekinierką. Henry tymczasem sięgnął do kieszeni z której wyciągnął pistolet laserowy, mając zamiar przestrzelić przy jego pomocy trzymający go łańcuch.
Nie miał tu żadnych problemów. Łańcuch nie był specjalnie silny jak na możliwości laserowego pistoleta. Tymczasem dziewczyna użyła dopalacza shinso - jedną ze standardowych technik, jakiej używają shinsoiści. Dziewczyna miała ją na tyle wysokim poziomie, że Henry nie uzywając innego szybszego transportu niż nogi nie miałby szans jej dogonić. Widział jej sylwetke niknącą w jednym z zaułków. Nie broniło to jednak latarni śledzić kobietę. Ta pierwszy raz rzuciła słowa - i to ze złością:
- Ty naprawdę nie chcesz sobie odpuścić, co doktorku? - co oczywiście Henry usłyszał. Głos dziewczyny poza tym, że przepełniony frustracją, charakteryzował się paskudną chrypką. Głosem tak niskim, że gdyby dziewczyna nauczyła się odpowiedniej umiejętności shinso, mogłaby straszyć nim co bardziej bojaźliwe istoty.
- Wygląda na to że jesteśmy równie upartymi istotami - odparł naukowiec głosem który dziewczyna usłyszała wydobywający się z latarni. Sam Henry zaś ponownie wskoczył na swoją deskę i tak jak ostatnim razem starał się dogonić dziewczynę, licząc że ta przynajmniej na moment znajdzie się w zasięgu jego wzroku.
Widział już tylko latarnię, która sygnalizowała mu, gdzie znajduje się dziewczyna - a znajdowała się już bardzo daleko, bo dobre paręset metrów przed nim. Na szczęście dopalacz stracił na mocy, zaś furia dziewczyny rosła wprost proporcjonalnie do czasu, jaki Henry przeznaczał na ostateczne zatrzymanie jej w taki sposób, by nie uciekła.
Tymczasem latarnia zarejestrowała - prócz ciemnowłosej, upartej istotki - humanoidalną mysz, która wydawała się Henry’emu również znaleźć się na czwartym piętrze znikąd (jednak tylko chwilowo ją zarejestrował, bo ta po prostu gdzieś zniknęła). Różowowłosa rogaczka znajdowała się bliżej tej uparciuchy niż naukowiec na deskolotce.
- Nie wiem, czego tak naprawdę ode mnie chcecie… ale tego nie dostaniecie! - warknęła dziewczyna zatrzymując się gwałtownie w miejscu. Jej oczy nie miały już złocistej barwy, zaczęła w nich dominować… ciemność. Henry mógłby to dostrzec z obrazu, który przekazała mu latarnia. Dziewczyna pokazała środkowy palec do latarni i przeteleportowała się na prawo od uliczki, którą dotychczas biegła.
Naukowiec niestrudzenie kontynuował pościg. Latarnia zarejestrowała fakt, że ciemnooka użyła teleportu i przedostała się do jednego z zaułków. Słabiej natomiast odebrała sygnały dochodzące z miejsca, do którego się przeteleportowała.
Doktorek doleciał do zaułka, nie był jednak na tyle lekkomyślny, by tam nie wpuścić latarni. Urządzenie zarejestrowało tam obecność dziewczyny. Było tam dość ciemno. Sześcian wleciał tam i robił skan przestrzeni. Odnalazł ją w jednym miejscu - to było dobre określenie, bo nie dał rady określić kształtu. Uciekinierka znowu użyła tej samej sztuczki co na początku wyscigu.
- Jeśli to wszystko na co cię stać to możesz się poddać - zakomunikował głos Henriego z latarni, gdy do zaułka w którym udało mu się zlokalizować dziewczynę wleciała nękająca ją wcześniej świetlista dyskotekowa kulka. - Nie potrzebuję snu. Mogę się z tobą bawić w kotka i myszkę po wsze czasy. Ale gdybym chciał ci zrobić krzywdę to zrobiłbym to już dawno, czyż nie?
Dziewczyna nie odpowiadała na jego słowa. Kulka naukowca częściowo rozproszyła jej formę, ale rozmówczyni nadal posiadała własności cienia. Tylko górna część ciała zachowywała się jak jej normalna powłoka. Henry mógł dostrzec, że na niechętnej do rozmowy osobie pościg odcisnął piętno. Oddychała szybciej jak po długim biegu, naturalnie była mimo wszystko cielesną istotą. Jednak skan nie przyniósł odpowiedzi na pytanie, czemu jej ciało teraz tak dziwnie się zachowywało.
- Może tak, może nie… - z jej ust padły słowa, przerywane braniem wdechu. - Nie wiem tego. Mimo to. Cokolwiek planujecie - wycedzała przez zęby. - Nie zamierzam wam tego ułatwić - wykrzywiła usta w paskudny uśmiech. - Tak więc. Żegnam, doktorku - osoba pstryknięciem palców stworzyła na koniec trzy dłonie z shinso. Jedna z nich posłużyła za transport dziewczyny na samą górę budynku, a reszta zaś stanowiła wyzwanie dla doktora i jego urządzeń.
Istota z pomocą dłoni wydostała się na dach budynku, natomiast pozostałe z nich zaatakowały Henriego i latarnie. Wyszło na to, że dziewczyna, mimo niezwykle zażartej walki w zabawie w kotka i myszkę, tym razem osiągnęła upragnione zwycięstwo. Przeskoczyła zwinnie na dach budynku, po którym pobiegła dalej i tyle ją widziano.
Przyblokowana latarnia, która ścigała dotychczas dziewczynę napotkała na barierę w postaci jednej dłoni, Henry napotkał zaś na drugą jej towarzyszkę. Jedyna wolna latarnia podleciała na samą górę budynku, lecz tym razem dziewczyna nie została odnaleziona.
 
Tropby jest offline