Marwald spojrzał na bandytę, który zaczął tracić grunt pod nogami, śmieciarz w tym samym czasie poczuł jak od tego stanie zaczyna drętwieć mu noga. Oczekiwał, że bandyta odda babunię i zechce się poddać. Przechylił się z jednej nogi na drugą, w tym samym momencie wszystko potoczyło się w tępię jakiego jeszcze do tej pory nie było. Stanie i gadanie, a tu nagle jedna strzała w stronę wroga, i kolejne dwie w ich stronę.
Jak widać oberwał ten co się najbardziej chciał udzielać, a więc on, jednakże dziękował w duchu bogu bo wiedział, że ten nad nim czuwał i nie pozowali, aby coś mu się stało. Policzek ostro zapiekł, ale było to nic. Pewnie Max umiera już na ziemi - pomyślał przykładając tym samym momencie dłoń do twarzy.
Gdy tylko to zrobił nachylił się, aby zaraz nie dostać kolejną strzałą i podbiegł do Maxa. - Czy wszystko w porządku ? - zapytał przyglądając się dobrze towarzyszowi. Miał szczere chęci, aby pomóc zejść przyjacielowi z linii ostrzału. |