Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-07-2015, 17:00   #20
-2-
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Elf o twarzy zasłoniętej półprzejrzystą opończą, owiniętą na ramionach wokół szyi jak szal i opływającą jego ciało jak gdyby powietrze wokół chwiało się od gorąca zwęził szmaragdowe oczy wyciągając sękate palce o długich, perłowych paznokciach by opuszkami dotknąć twarzy posągu, oglądając uważnie uszkodzenia. Nie zareagował na szept. Miast tego odszedł od posągu do środka placu w kształcie księżyca, przed półksiężyc schodów prowadzących do swoistego amfiteatru gdzie w czasach Cormanthoru stali wierzący podczas misteriów Pani Snu. Spojrzał na niebo nad nim i po chwili namysłu wydobył dłoniami misterną, drobną fletnię z białego drzewa, obsuwając niżej opończę z twarzy i rozpoczynając na instrumencie melodię.

Jedna nuta, przeciągła i ostra niczym nagły krzyk ptaka, lecz nie przerwany, a przeszły w melodię.

Gdy nuta zmieniła się w melodię niczym wysoki trel ptaka, Pieśniarz Klingi rozpoczął powolny, acz dostojny taniec, oparty na rytmie i gracji i precyzji kroków, we wzór zapamiętany i powtarzany i doskonalony tysiące lat, wzór, który rozpoznać by mogli tylko ci, którzy zakosztowali na opuszkach palców smak Splotu jak koniuszkiem języka wytrawne wino.

Gdy zaklęcie, melodia, taniec przeszły w crescendo, wszystko się urwało, a elf obrócił się ręką zagarniając opończę by znów jednym gestem się nią owinąć, fletnia luźno zwisała na szyi na włóknie ze splecionych włosów nimfy, a druga ręka dzierżyła migotliwy, lśniący promień księżyca, nie dłuższy niż jego przedramię.

Skowronek ruszył niespiesznym krokiem ku wyjściu z którego słyszał szept by stanąć na szczycie schodów przy porośniętym bluszczem wejściu do Dworu Księżyca i omieść wzrokiem okolicę.
To, co zaniepokoiło elfa nie należało do doświadczeń wzrokowych. Nie widział niczego niepokojącego, żadnego zagrożenia czy czegoś, co było wyraźnie nie na miejscu… nie licząc okaleczenia posągu bogini, jaki zastał w środku świątyni. Na zewnątrz jednak pozostawało jedynie nikłe odczucie, iż pomimo braku widocznych dowodów, wszystko było nie takie, jakie być powinno. Słyszał… Słyszał…
Tu był problem. Nie słyszał tego, co słyszeć powinien.

Las był niemy, jakby ogarnięty jakimś zaklęciem, które wydarło z niego głos, nie pozwalając nawet wydobyć się z jego gardła cichego szelestu liści powodowanego wiatrem.

Las był niemy, ale Skowronek miał wrażenie, jakby tym milczeniem szydził z niego…

...a on nie był tu sam. Podjął jednak grę.

Uniósł ręce, splatając bez jednego dźwięku, bez jednego słowa zaklęcie gestami palców, jak gdyby sękate palce były drutami przy osnowie tkackiej, jak gdyby chwytał nimi rozwleczone koniuszki splotu i srebrzystą nicią splatał ZNAK który kształtował rzeczywistość na jego życzenie, przeistaczając jego samego. Zamknął palcami powieki w ostatnim geście, przywołując całkiem inny zmysł, by ujrzeć magię, która odebrała dźwięk.
Cała okolica zdawała się być jednym magicznym efektem, którego natura jednak niczym spłoszona łania była nieuchwytna i zawsze, kiedy się na niej próbować skupić czmychała poza granicę poznania. Magia tam była, ale czy to ona spowodowała milczenie lasu?
Jasnym było iż Pieśniarz zadecydował, ponownie sięgając po fletnię, krążąc delikatnymi i szybkimi krokami w kolejności, która mogłaby być symbolem Splotu gdyby ktoś uważnie go obserwował. Jak nagle rozpoczął taniec tak nagle go zakończył, wznosząc wyżej melodię, jak gdyby chciał by dźwięk przebił się przez magiczną ciszę, by muzyka wypełniając pustkę położyła jej kres.
Przez misterną strukturę Splotu przebiegło poruszenie niczym skurcz i na ten jeden moment, na krótką chwilę głos powrócił do lasu. Drzewa, trawy zaszumiały, z oddali słychać było pohukiwanie samotnej sowy, jednak po tym czasie, który zdawał się być tak nieznaczący, że aż iluzoryczny cisza ponownie opanowała las, jakby rozsupłane nici Splotu ponownie zostały związane tym samym, wszechogarniającym zaklęciem.

Elf przez chwilę stał w bezruchu z zamkniętymi oczyma. Po chwili splótl ostatnie z zaklęć, które mogło dopomóc mu w tej sytuacji. Jeżeli nie mógł zwyciężyć ciemiężycielskiej siły, mógł uczynić ją bezużyteczną.

Ktoś czynił w jego zagajniku coś wymagającego zatuszowania. Skowronek dokonał swojego zaklęcia i otworzył oczy, gdy magia przeistoczyła jego samego znów, lecz nie oczy. Zaczął schodzić ze schodów w kierunku z którego może minutę wcześniej dobył się szept.

Kiedy Skowronek zszedł ze schodów ponownie rozległ się niezrozumiały szept, teraz jednak można było określić co takiego w nim jest tajemniczego. Ciężko było nazwać słowami to, co usłyszał, a raczej…

... szumem drzew…

...świstem wiatru…

...spóźnionym świergotem skowronka…

Cichy szept rozchodził się zewsząd, otaczał elfa i wirował wokół niego. Był wszędzie i nie miał źródła.

A w miejscu, z którego wcześniej dochodził głos nikogo nie było.

Elf jednak dalej kroczył przed siebie, kierując się tym razem dłuższą drogą prosto ku rzece.
 

Ostatnio edytowane przez -2- : 13-07-2015 o 17:08.
-2- jest offline