Wątek: Kwiatki z sesji
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-07-2015, 21:27   #322
Gveir
Banned
 
Reputacja: 1 Gveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumny
O uczciwości w drużynie socjopatów i paranoików.

Jak kiedyś kiedyś wspominałem, moja drużyna pracuje dla Drachenfelsa. Jest naszym szefem, ma organizację, każdy chcę nas wytrzeć z powierzchni planety. Nie ważne. To było nasze pierwsze spotkanie z naszymi arcywrogami w postaci innej organizacji Karmazynowych Feniksów. Drużyna składająca się z Druida lvl pierdyliard; szampierzo-zabójca cholera kim on był jeszcze (vel Mój Kolega Czubek); katajskiego wojownika umagicznionego; i mnie - kapłana Ulryka. Fast forward - byliśmy przez chwilę gwardią Imperatora, walczyliśmy na froncie. Po wygranej bitwie wracamy do Zamku Drachenfels. Fajna baza, która ma taki niecny zwyczaj, iż nie można się do niej bezpośrednio teleportować. Więc myk przed zajazd, który stoi nieopodal. Spoglądamy na góry i krzyk Kolegi
- Ktoś nam zaj... zamek!
Owszem, nie ma zamku. Wpadamy do karczmy, pytamy gospodarza o informacje ale on nic nie wie. Wynajmujemy pokoje, aby wypocząć i naradzić się. Nie usiedzieliśmy długo, jak w okno jednego z nich puka zamaskowany gość siedzący na gałęzi. Okazuje się nim być Steven - zwiadowca z organizacji, który więcej rzeźbił powietrza niż robił. Mówi nam, że w czasie gdy my byliśmy na froncie, pojawiła się tajemnicza organizacja w/w Feniksów. Zaczęła tropić naszych, zabijać, łapać itd. Zamek nam zniknęli itd. on i kilku się uratowało.

Nastał kolejny dzień, siedzimy i jemy śniadanie. Wtem słyszymy jak ktoś parkuje konie, do karczmy wpadają goście w płaszczach z karmazynowym feniksem.
- Ooo! Goście, kim jesteście? - pyta jeden. Od Stevena wiemy kim są. Chcą abyśmy z nimi pojechali, pomogli, mają bazę za lasem. Odmawiamy itd. Gdy szykujemy się do drogi, barman przekazuje mały liścik dowódcy tej grupy. On czyta, robi głośne YHYM po czym mówi, że chyba jednak pójdziemy z nimi. Wtedy mój kolega czubek, który w jednym z pierścieni miał czar pozwalający cofnąć czas o kilka minut robi to. Rzuca na siebie iluzję mroku i chcę wyrwać liścik karczmarzowi. MG uznaje, że byłaby to zbyt duża ingerencja, więc kolega rzuca podmuch wiatru, który zwiewa liścik. W efekcie oni nas nie demaskują, odjeżdżają i tyle.
Kolega się pojawia, podnosi liścik i czyta. Karczmarz wie kim jesteśmy, dla kogo pracujemy. Gacie miał pełne od nogawek po pas.
Po krótkich torturach i pokazaniu mu czym jest uczciwość, zaufanie do klientów itd. zdemolowaliśmy mu karczmę. Ja napisałem koślawą notatkę, jakoby sprawcą tego były gobliny, a okup za karczmarza wynosi: kilkanaście skór, dużo mięsa. Podałem miejsce.
Ciało zostawiliśmy w lesie i ruszyliśmy do placówki organizacji w Altdorfie.
Nasz katajski kolega
- Ej, w sumie to moglibyśmy poczekać i odebrać łup.. zmarnowałby się.

Nie dość, że socjopaci, to jeszcze pazerni.
 
Gveir jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem