Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-07-2015, 18:02   #10
Karmazyn
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Bo szpital też trzeba odwiedzać


Quen przez dobrą chwilę przyglądał się Ansarze, zapewne zastanawiając się, czy odpowiedzieć jej, uciec ile sił w nogach, czy samemu się zabić, by oszczędzić sobie kłopotów. W końcu zdecydował się na pierwszą opcję.
- No bo ten… chciałem… chciałem sprawdzić, co sprawiło, że Netha znalazła się w takim stanie. – wybełkotał, starając się nie patrzeć półorczycy w oczy. - I chyba mi się udało… - to stwierdzenie było bardziej dla niego niż dla kobiety. - Co z nią?
- Powiedziałam ci, że masz się zająć Nethą - odpowiedziała półorczyca, niewzruszona motywacją Quena. - Dlaczego musisz odwalać takie głupoty, Xun? Dobrze, że rankerzy przybyli i zajęli się ewakuacją wszystkich z bloku. Ponoć to coś dziwnego było i niebezpiecznego. Z Nethą na szczęście nic poważniejszego się nie dzieje, musi odpocząć. Gorzej było z tymi, co mieszkali bliżej tej anomalii. - wyjaśniła. - Oni też są na tym oddziale, tylko w innej sali.
- Czy może są starsi niż powinni być? - zapytał chłopak, starając się sobie przypomnieć wydarzenia… wcześniejsze. Nawet nie wiedział ile czasu minęło, odkąd stracił przytomność. Ale nie specjalnie się teraz tym faktem przejmował. Ile to było… trzydzieści… nie… dwadzieścia… chyba tak, a przynajmniej coś koło tego. - Co z moimi latarniami?
- Rankerzy wzięli je do badań. Zwrócą je jutro albo pojutrze. Wiedzą, że tu jesteś i że to twoje latarnie.
- Cholerni złodzieje. Pewnie je wyczyszczą i nic nie powiedzą o tym, co to było. - westchnął Quen. - A co z tymi z czwartego piętra?
- Z nimi jest gorzej, z tego, co wiem, to ładnie im zlasowało mózgi. Na przykład nie pamiętają, kim są, czym są i gdzie są. Ponoć mogło być u nich jeszcze gorzej. Te huki, co żeśmy słyszeli, to były od tego, że potracili przytomność - Ansara odpowiedziała na ostatnie pytanie. Do pierwszego najwyraźniej nie widziała sensu cokolwiek dodawać.
- Nie wiesz czy długo mają zamiar mnie tutaj trzymać? - padło kolejne pytanie.
- Dopiero co cię badali. Chcą cię potrzymać na obserwacji parę dni. - poinformowała go Ansara. - Miałeś więcej szczęścia niż rozumu, Xun.
- Nie prawda. Doskonale wiedziałem, w którym momencie mam odpuścić, by ujść z życiem. - odparł Quen, pokazując kobiecie język. - Miałem… wizję czy inne coś. Śniło mi się, że jestem kobietą. I widziałem kolesia w… stroju woźnego… chyba już go widziałem, tylko gdzie?
- Hmm? - zadziwiła się Ansara. - Może to właśnie skutki po tym dziwnym coś z dołu? - zapodała teorię.
- A może. Wydawało mi się, że jak byłem na dole, to moje latarnie twierdziły, że… uważaj, uważaj, bo sam w to nie wierzę… - chłopak zrobił teatralną pauzę [/i] - dzieją się tam rzeczy z przyszłości. Coś koło 20 lat dokładnie. Niezły szmelc mają w tej Wieży co nie?[/i]
Gdy półorczyca usłyszała tę wiadomość, jej brwi wyraźnie się podniosły ze zdziwienia. - Że co? Xun, ty się na pewno dobrze czujesz?
- No to. Mówię przecież, że te latarnie pewnie nawaliły i im coś się poprzestawiało, a akurat zapomniałem młotka, by im przywalić.
- W sumie, to też mogłoby być możliwe - odparła Ansara. - W Wieży często dzieją się dziwne rzeczy. Nic dziwnego, jak tu się styka tyle światów ze sobą. - zauważyła.

Quen poczuł się trochę lepiej. Netha pewnie też, patrząc na to, że pozbawiła się odzieży i leżała na łóżku w samych majtkach, machała wesoło nogami.
- Nyaaan, Ansara, zrobisz mi obiad? - zawołała do półorczycy. Kotołaczka najwyraźniej nie zdawała sobie sprawy z tego, że ani nie jest u siebie w mieszkaniu, ani tym bardziej nie jest to pora na obiad. O tej porze wszystkie koty miały przecież grzecznie spać - nawet jeśli trzeba byłoby im podstępem dać do wypicia kompot z maku.
- Queeen! Już wróciłam z pracy, chodźmy się pobawić! NYAA! - i już rzuciłaby się na Quena, gdyby jedna z pielęgniarek nie przybyła na oddział ze specjalistycznym dronem. Medyczna maszyna wstrzyknęła kociej dziewczynie środki uspokajające, a siostra zaprowadziła otumanioną Nethę na jej łóżko, gdzie ta ponownie zasnęła.
Scena z kotołaczką uświadomiła chłopakowi, że sam jest głodny.
- Przepraszam, dostanę coś do jedzenia? - zapytał nieśmiało.
- Już kochaneczku - pielęgniarka uśmiechneła się słodko i pocieszająco do chlopaka. - Jeszcze tylko sprawdzę, co u pozostałych pacjentów. A co chciałbyś do zjedzenia?
- Xun, może ja po prostu pójdę kupię ci jedzenie, nie przeszkadzajmy pani? - zaoferowała się Ansara.
- Jeśli Ci się chce iść na zakupy to ok. - Quen wyraźnie ucieszył się z propozycji koleżanki. Zdecydowanie ufał jej bardziej niż szpitalnemu jedzeniu. - Więc kup frytki, zapiekankę, mleczne cukierki, wodę gazowaną, cztery porcje ryby w sosie słodko-kwaśnym, pomarańczowego kurczaka… i chyba tyle. A i dla Nathy kilka porcji mleka i rybę wędzoną, panierowaną, surową i smażoną. Pewnie zgłodnieje, jak się obudzi. Płacę ja.
- Chłopcze, nie radziłabym ci tyle jeść, zwłaszcza w takim stanie - pielęgniarka zatroskała się o Quena. - Może rozważ wodę i kanapkę, żebyś się nie przejadł, dobrze, kochaneczku? - poradziła.
- Xun, myślę, że pani ma rację - zgodziła się Ansara. - Przejadanie się po nie wiadomo czym to głupi pomysł.
- No dobrze… To niech będzie woda i kanapka. - zgodził sie z kobietami, chociaż wyraźnie było widać, że nie jest z tego zadowolony.
- To, co zwykle, Xun? - spytała się Ansara.
- Jesteście regularnymi? - spytała się pielęgniarka.
- Może tym razem coś bardziej strawnego… Szynka, ser, sałata, pomidor. - złożył swoje zamówienie Quen. - Tak, jesteśmy regularnymi. A coś się stało? - zapytał się siostry.
- Och, mój synek też niedługo będzie podchodził do testu, razem z kuzynką. Nie mają nikogo do drużyny, a pani wygląda na dobrego łowcę - odparła siostra do Ansary, przyjaźnie się uśmiechając do dwójki. - Pewnie razem rozważaliście wziąć udział w teście?
- Szczerze, to jeszcze się nad tym nie zastanawialiśmy. Słyszałem, że otworzyli rejestrację do testu, ale miałem dopiero iść dowiedzieć się o szczegóły. Jak widać, trochę mi to nie wyszło. - wyjaśnił Quen. - Ale tak, jeśli już to zgłosilibyśmy się całą trójką do testu.
- Do testu potrzebna jest drużyna cztero, pięcio lub sześcioosobowa - poinformowała pielęgniarka. - Ale jeśli państwo chcą, ja do niczego nie namawiam - spojrzała przepraszająco na dwójkę przyjaciół. - Bardzo mi przypominasz mojego synka - spojrzała ciepło na Quena.
- Musielibyśmy najpierw sprawdzić, co umieją - odpowiedziała Ansara. - Potem się zastanowilibyśmy co dalej.
- Cztery osoby… hm… - Quenowi nie za bardzo podobała się ta informacja. Oznaczałoby to, że znów muszą współpracować z kimś, kogo nie znają. Ale nie mając innego wyjścia… - Tak, najpierw musielibyśmy sprawdzić, co potrafią i jaką drużynę byśmy stworzyli. A wie Pani coś więcej o teście?
- Poza tym, że odbędzie się za dwa tygodnie, o 15.00, nic więcej. Wybaczcie, rozgadałam się, a muszę wracać do pracy - na pożegnanie dodała. - życzę powrotu do zdrowia, chłopcze - posłała ciepły uśmiech do Quena i wyszła z sali, sprawdzić co u reszty pacjentów.
- Dobra, pójdę po kanapki i po tę wodę - oświadczyła łowczyni i wyszła z sali.

Sam tymczasem postanowił sprawdzić jeszcze raz dane, które udało mu się zebrać w swojej bazie operacyjnej. Siadł na skraju łóżka przywołał bazę. Podobnie jak w przypadku latarni dominowała czerń i minimalizm. Przed Quenem pojawił się prostopadłościan trochę wyższy od niego i na tyle szeroki by mógł w środku wyciągnąć obie ręce. Chłopak wszedł do środka i zaczął przeglądać dane. Śmieci, które wczo… wtedy napłynęły, niekoniecznie musiały być śmieciami. Trzeba było tylko je odpowiednio przeszukać.
Chłopak zdecydował się, korzystając z wolnego czasu, przeanalizować dane. Te były dość trudne do rozgryzienia dla latarnika na jego poziomie. Jednak z jakiegoś powodu młody nie chciał nimi dzielić się z rankerami, którzy wyewakuowali mieszkańców bloku, w którym mieszkali on i jego koleżanki. Ponadto chciał się dowiedzieć koniecznie, co to ma wspólnego z tym, co śnił.
Quen nie poddawał się. Może był narwany, jak to na nastolatka nabuzowanego hormonami przystało, ale właśnie to dawało mu dalszego kopa do eksploracji danych. To, co jednak odczytał z nich, sprawiło, że opadły mu ręce z bezradności. Bowiem czas danych… zmienił się. Pierwsze rejestracje datowały się na dwadzieścia trzy lata w przyszłości. Teraz datowanie ich spadło do… obecnej chwili i działało jak zegarek, pokazując dokładną datę i godzinę.
Była dwudziesta trzydzieści trzy. Ten sam dzień, w którym Quen wszedł w kontakt z anomalią.
Quen był… zaskoczony. Zaczynał się poważnie zastanawiać, czy to była kwestia anomalii, czy też wada sprzętu. Sam tego pewnie nie będzie w stanie wskazać. Nie wiedział nawet jak do tego faktu podejść. Dlatego… postanowił olać datowanie, skupiając się na samych danych. Może na spokojnie uda mu się ustalić coś, co da mu punkt zaczepienia do wizyty w bibliotece.
Niestety, dane, które zawierała w sobie latarnia, okazały się zbyt zaawansowane dla niskopoziomowego urządzenia. Będzie musiał sobie nabyć potężniejszy sprzęt, by dało się cokolwiek sensownego z tego odczytać.
No trudno, trzeba będzie skorzystać z pomocy jakiegoś rankera, czy kogoś w tym stylu. Na lepszy sprzęt pewnie nie będzie go stać, a nawet jeśli, jego zamiłowanie do techniki raczej uniemożliwi mu korzystanie z lepszych latarnii.
W tym czasie półorcza koleżanka wróciła z kanapkami i butelką wody dla Quena. Sobie zaś zakupiła tylko butelkę białej herbaty.
- Ech nic z tego. - rzucił do Ansary, gdy wyszedł ze swojej bazy operacyjnej. - Potrzebuję lepszego sprzętu lub lepszego latarnika. Znasz jakiegoś?
Ansara pokręciła głową.
- Z innych latarników, to znam tylko naszego nauczyciela z akademii. - upiła nieco herbaty.
- To trzeba będzie kogoś poszukać lub zacząć współpracę z tymi rankerami co mi latarnie zapierdzielili. - westchnął Quen.
- Mają ci je zwrócić jutro albo pojutrze. No ale zapamiętałam, jak wyglądał ten, co miał się tymi twoimi latarniami zająć.
- I tak mnie pewnie do niego nie puszczą. Dałabyś radę go tutaj przyprowadzić? Chociaż dlaczego ranker miałby przychodzić do zwykłego regularnego z czwartego piętra. - zamyślił się na głos chłopak. - O wiem, powiedz mu, że udało mi się dokonać odczynów tej anomalii, ale mam kłopoty z ich przetworzeniem.
- Nawet nie pamiętam, jak się nazywa. Wiem, tylko jak wygląda - przypomniała mu Ansara.
- No to byś poszła do biblioteki, znalazła odpowiednią książkę i poszukała? - zapytał Quen, z wymalowaną na twarzy miną pieska proszącego o jakiś smakołyk z talerza pana.
- Zgłupiałeś? - Ansara przewróciła ostentacyjnie oczami. - O boru, kogo teraz robią latarnikami…? - westchnęła z teatralnym załamaniem. - Jakim cudem ktoś taki jak ty został latarnikiem?
- Bo zwiadowcy mieli już wszystkie miejsca zajęte, a na łowcę i shinsoistę raczej sie nie nadaję. - odparł latarnik potulnym głosem. - A poza tym raczej mnie ot, tak z więź… ze szpitala nie wypuszczą. Prawda?
- Jak dla mnie, właśnie bardziej się nadajesz na shinso lub łowcę niż na latarnika, no ale na litość boską, chłopie - łowczyni westchnęła z politowaniem. - Masz bazę operacyjną, masz tą całą sieć, ponoć coś się uczyliście na tych zajęciach, więc czemu sam tego nie znajdziesz, jak to ty masz się w tym specjalizować?
- No dobra, dobra. - westchnął zrezygnowany Quen, wchodząc z powrotem do swojej bazy. - To opisz, jak wyglądał, to może uda mi się go znaleźć. Tylko nie wyjeżdżaj mi tutaj z kolorem łososiowym czy czymś podobnym, bo i tak nie wiem, co to jest.
- Jakim kolorem? - zdziwiła się Ansara. - Dobra, facet był podobnie wysoki jak ja, był dobrze zbudowany, miał białe albo siwe włosy. Były takie długie, do pasa bodajże. Pamiętam, że miał kolczyki z niebieskimi piórami - przypominała sobie kolejne szczegóły. - Nosił długi czarny płaszcz ze złotymi zdobieniami, nosił chyba fioletową chustę? - w międzyczasie Quen szukał informacji w sieci, odsiewając nadmiar obrazów. - Mmm, bliznę miał na brodzie - Ansara również spoglądała na dane, które pokazywał jej latarnik. - Mmmm… czekaj, to ten - wskazała palcem na obraz rankera, którego miała zapamiętać łowczyni.



- Tak, ten - stwierdziła.
- Jutro, pojutrze mówisz? Chyba będzie trzeba poczekać. - ponownie westchnął chłopak. - Nie wydaje mi się, by ktoś taki jak on miał ochotę przyjść do kogoś takiego jak ja, ale zawsze mogę spróbować. Dane kontaktowe… - Quen przejechał wzrokiem po danych o rankerze. - O znalazłem. Dobra, to dzwonię. - rzucił, próbując połączyć się z mężczyzną.
Chłopak wybił numer, który odnalazł i który to miał go skontaktować z rankerem. Jednak tym razem nie było mu to dane.
- Setzer z tej strony. Numer latarni 112233. Na razie nie mogę odebrać łączności. Proszę zostawić wiadomość po sygnale - po tej kwestii rozległ się krótki pisk jak przy popularnych pocztach głosowych.
- Dzień dobry. Jestem Quen. Był Pan jednym z rankerów, którzy zabrali moje latarnie do przebadania. Chciałbym poinformować, że w mojej bazie znajdują się dane prawdopodobnie dotyczące tej anomalii, jednak nie potrafię ich prawidłowo odczytać. Proszę o kontakt. Numer mojej latarnii to 88435179. - chłopak wypowiedział to prawie na jednym oddechu, po czym rozłączył się. - No to teraz pozostaje jedynie czekać. - zwrócił się do swojej towarzyszki.
- No i dobra. Sądzę, że powinien to odebrać. Chociaż podobno rankerzy mają swoje sprawy. Jeśli nie odpowie, to trudno. Albo będziesz musiał kogoś innego znaleźć, albo będziesz musiał załatwić sobie lepszy sprzęt.
- I nauczyć się nim posługiwać. Przecież mam ważniejsze rzeczy na głowie niż takie pierdoły. - latarnik z dezaprobatą pokręcił głową. - Ta Wieża jest bardziej upierdliwa, niż myślałem. Co mi się kurde wtedy śniło, że tutaj trafiłem? - zapytał sam siebie.
- Nie wiem, nigdy mi raczej o tym nie opowiadałeś - stwierdziła Ansara. - A, na razie jak zostaliśmy wyewakuowani z bloku, to rankerzy załatwili nam lokale zastępcze na jakiś czas. Ja dziś śpię w motelu “U Ikara”. Idę do siebie, jakby co… czekaj - półorczyca dobiła herbatę do cna. - Podaj mi swój numer - wzięła pustą butelkę, następnie wzięła uniwersalny marker i przygotowała się do zapisu numeru latarni Quena na naczyniu.
- A nie podawałem Ci go… kilka razy? - zapytał chłopak, mimo to jednak podyktował. - Jak nie będę odbierał, to znaczy, że śpię.
Koleżanka zapisała numer na butelce.
- Dzięki. W razie potrzeby zadzwoń na ten numer - Ansara podyktowała numer, na który Quen mógł się skontaktować z toporniczką. - Jak nie odbieram, to znaczy, że mnie nie ma w pokoju albo jestem zajęta. Ale przeważnie nigdzie nie wychodzę, jak nie mam naprawdę ważnej potrzeby.
- No dobra, to się trzymaj. Jakby co to dam Ci znać, co udało mi się dowiedzieć. Mogłabyś w wolnej chwili dowiedzieć się czegoś o tym teście. I może sprawdzić tego syna pielęgniarki i jego kuzynkę. - poprosił Quen - Ja niestety nie mogę się stąd ruszyć.
- Jeśli będę mieć możliwości. Dobra, trzymaj się Xun. Tylko weź się, poskładaj do kupy - Ansara pożegnała się z kolegą i opuściła salę.
Chłopak natomiast położył się na swoim łóżku, odpakował kanapkę i leniwie zaczął spożywać swoją kolację. Wysiedzenie tutaj zapowiadało się na naprawdę nudne zadanie. Ale na szczęście Netha była obok. Było na czym zawiesić oko.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Karmazyn jest offline