Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-07-2015, 21:17   #112
Redone
Patronaty i PR
 
Redone's Avatar
 
Reputacja: 1 Redone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputację
Koboldzi las
17 Tarsakh Roku Orczej Wiosny


Nikt chyba nie spodziewał się tego, co stało się w wiosce koboldów. Co innego zabijać atakujące koboldy, a a co innego kobiety i dzieci. Plan był niezły, i chociaż niedopracowany, udał się całkiem dobrze. Ciężko tu powiedzieć o regularnej walce, to był raczej chaos, który momentami wyglądał na zorganizowany. Sinara jak długo mogła trzymała się swojej pozycji i kuszy w ręku. Kolejne koboldy ulegały pod naporem jej bełtów.

Dopiero kiedy musiała wziąć w dłonie miecz, poczuła jak ciężko patrzy się w oczy tych stworzeń. Starała się ze wszystkich sił aby omijać dzieci, które na ogół i tak uciekały w popłochu. Ale w pewnym momencie na jej drodze stanął mały kobold, miał w ręku kosę a na jego pysku widać było wściekłość. Sinara opuściła miecz, na znak że nie chce z nim walczyć. Mały kobold nie miał zamiaru uciec, z piskiem rzucił się na dziewczynę. Ten chłopak nie był żadnym wyzwaniem dla Sinary. Starała się jak mogła by go zniechęcić i nie skrzywdzić. Ale w końcu nie miała wyjścia, jej miecz przebił małe ciałko. Kobold patrzył z niedowierzaniem na miecz, potem pisnął ostatni raz i upadł.

Sinara przez chwilę nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Ten moment nieuwagi kosztował ją nową ranę na udzie, tym razem paskudną i głębszą niż ostatnio. Dziewczyna wzięła się wtedy w garść i odłożyła na bok uczucia. Wciąż wmawiała sobie, że te koboldy to drapieżniki, które chętnie by ją zjadły. Mimo wszystko wciąż każdy przypominał jej tak bardzo Gergo...

W nocy

Następne święto po kolejnym rozgromieniu, nie przyniosło Evanowi radości. Jak zadra wbiło się w jego serce, wspomnienie o bezlitosnym morderstwie, a potem o rzezi w wiosce. Dodatkowo coś jeszcze nie dawało mu spokoju, coś co usłyszał od kobolda i choć nie mógł być pewien niczego, to jeden szczegół tej rozmowy poruszył temat dawno gdzieś zapomniany w jego głowie. Nie mogąc spokojnie zasnąć wojownik wyszedł przed spichlerz, by zażyć świeżego powietrza i przemyśleć wszystko na spokojnie.
Na zewnątrz spotkał Sinarę. Trącała patykiem dogasające ognisko, zapatrzona w żar nie zauważyła w pierwszej chwili ruchu w pobliżu. Widać już nie czuła się zagrożona, w końcu można było odetchnąć i choć przez chwilę poczuć się bezpiecznie. Gdy w końcu dostrzegła mężczyznę uśmiechnęła się do niego.
- Też nie możesz spać? Siadaj - wskazała miejsce obok siebie na prowizorycznej ławeczce.
- Ech, czy my dobrze robimy Sinaro? W sensie tak mordując te koboldy? - zapytał przysiadając. Czuł bijące od dziewczyny ciepło i trochę jakby zrobiło mu się lepiej na duszy.
- Jeśli o takich rzeczach rozmyślasz przed snem, to ja się nie dziwię, że nie możesz spać - zaśmiała się Sinara. - Teraz już za późno na wyrzuty sumienia, chociaż nie powiem, że nie przeszło mi przez myśl, że któryś z tych małych koboldów mógł w przyszłości być podobny do Gergo. Ale - mówiąc to położyła mu rękę na ramieniu - jak mówiłam, już nie cofniemy czasu i nie da się nic zrobić. Za to da się coś zrobić z Twoimi okropnie spiętymi ramionami.

Dziewczyna wstała, stanęła za Evanem i zaczęła masować jego ramiona.
- Nauczyła mnie tego mama mojego przyjaciela. Twierdziła, że każda kobieta powinna wiedzieć, jak ulżyć mężczyźnie po ciężkim dniu pracy.
- Uch, jakież to przyjemne - zamruczał wojownik. - Dopiero teraz czuję jaki byłem spięty. Sinaro, czemu tak właściwie wstąpiłaś do gildii? Od razu widać że masz wiele talentów, które z pewnością bardziej łatwo wykorzystać w mieście, niż tu na prowincji.
Dziewczyna milczała przez chwilę. Jej palce zręcznie znajdowały każdy napięty mięsień i przynosiły prawie natychmiastową ulgę.
- Po prostu w Esper, tam gdzie mieszkałam, nie czekało mnie już nic dobrego. Narobiłam sobie trochę wrogów, a też nie miałam dla kogo tam zostawać. A musisz przyznać, że płaca była kusząca, tym bardziej, że na wstępie nie trzeba się było niczym wykazać. I oto jestem, a właściwie jesteśmy. A Ciebie co pchnęło do takiej decyzji?
- Mój wuj był najemnikiem i to on uczył mnie wojennego rzemiosła. Decyzja o przystąpieniu do gildii była niejako naturalna. Zresztą nie wiem co innego mógłbym robić. No przesadziłem może i wiem, ale inne zajęcia jakoś mnie nie pociągają.
- Mnie w sumie bycie najemnikiem jakoś specjalnie nie pociąga. Chociaż niektórzy najemnicy są całkiem pociągający - zaśmiała się i uszczypnęła Evana delikatnie w ucho.
Chłopak wstał i spoglądając Sinarze w oczy zapytał - Naprawdę ci się podobam?

Dziewczyna chciała coś odpowiedzieć, nabrała już powietrza i otworzyła usta, po czym zaraz je zamknęła. To było chyba najdziwniejsze pytanie jakie w życiu słyszała. Bo co miała mu powiedzieć? Że nie wie, czy to przez ten zarost, a może przez niesamowite blond włosy jest taki przystojny? Albo że jego zachowanie wobec grupy i zdolności przywódcze robią na niej wrażenie? Słowa chyba na niewiele by się tu zdały, i jakoś nagle Sinara poczuła ucisk w gardle. Czemu tak dziwnie się przy nim czuła? Gdyby tylko biedna kuszniczka wiedziała co to są hormony, bardziej rozumiała by samą siebie. W końcu zamiast mówić cokolwiek, przysunęła się do niego, położyła dłonie na jego torsie i pocałowała jego usta, mając nadzieję, że ten się nie odsunie i nie ucieknie przerażony.

Evan objął ją ramionami i odwzajemnił pocałunek. W prawdzie nie był to jego pierwszy całus, ale doświadczenia w tym prawie nie posiadał. Miał nadzieję że wyjdzie to dobrze, nie chciał wyjść na niedojdę przy tak pięknej dziewczynie.

Sinara ucieszyła się, że Evan odwzajemnił jej pocałunek. Czyli najgorsze za nią! Nie wiedziała co by zrobiła, gdyby chłopak ją od siebie odsunął. Ale teraz mogła w spokoju oddać się tym pocałunkom, które przyprawiały całe jej ciało o dreszcze.

Stali tak przy dogasającym ognisku, namiętnie się całując, a wszystkie ich troski stały się odległe jak nigdy dotąd. Ręce Evana zaczęły błądzić po plecach dziewczyny, by chwilę później jedna z dłoni zjechała na jędrne pośladki Sinary. Robił to delikatnie, niepewnie, starając się nie przesadzić.

Dziewczyna dosłownie drżała w jego rękach z podniecenia. Nie chciała psuć chwili, ale przecież nie mogli tak stać na środku placu i się obściskiwać, zaraz będą ludzie na wiosce gadać. Sama nie wiedząc jak znalazła w sobie siłę, odezwała się w końcu.
- Może znajdziemy bardziej ustronne miejsce?
- Tak, może chodźmy do stodoły - zaproponował, cały rozpalony Evan.
Sinara skinęła głową, chwyciła go za rękę i poprowadziła do wybranego miejsca.

Na miejscu znaleźli nawet mały stosik słomy, idealnie nadający się do ich celu. Dziewczyna rozwiązała rzemyk płaszcza i rzuciła go na słomę.
- To na czym stanęliśmy? - powiedziała.
Żałowała, że nie wiele widać w tych ciemnościach, ale przynajmniej inni nie widzieli ich. Dziewczyna wymacała po ciemku koszulę Evana i zaczęła ją ściągać.
Szarpali się trochę z koszulą, aż w końcu Evan zrzucił ją ze złością o mały włos nie rozrywając. Potem zaczął ją całować po szyi i jednocześnie rozpinał jej kubrak. Chwilę to trwało bo ręce całe drżały z emocji, ale w końcu uwolnił ją z tej części garderoby. Przez lnianą koszulę wyczuł jej krągłe piersi, nie mógł się opanować by ich nie objąć dłońmi.

Z jej koszulą też poszło im średnio sprawnie. Po bojach z jej zdejmowaniem, w końcu udało się jej pozbyć. Dziewczyna przylgnęła do nagiego torsu Evana wtulając się w niego, zupełnie jakby próbowała stać się z nim jednością. Jej piersi ocierały się przy każdym ruchu o jego odsłoniętą skórę. Ręce Sinary w końcu zawędrowały niżej, najwyższy czas pozbyć się też dolnej części garderoby. Dziewczyna miała nadzieję, że ona nie jest jedyną doświadczoną w łóżkowych sprawach, ale na pewno wkrótce się o tym przekona. Cieszyła się, że już kiedyś trochę poeksperymentowała ze swoim przyjacielem Willem, mogła się teraz wykazać przed tym wspaniałym mężczyzną, który trzymał ją teraz w ramionach.

I znów szarpali się z wiązaniami, tym razem spodni, ona jego, a on jej. W końcu rzemyki puściły, a potem szybko opadła bielizna. I mieli siebie tuż przed sobą, Evan silny, wyprężony, a Sinara gorąca i mokra. Wojownik zaczął ją całować i jednocześnie pieścić rękami. Mimo nadziei dziewczyny jego ruchy nie były zbyt pewne, gdyż robił to pierwszy raz w życiu za instruktaż mając jedynie opowieści karczemnych bywalców i gdzie nie gdzie przypadkiem podejrzaną na sianie parę.
Sinara wiedząc już, że to ona będzie robić za pierwsze skrzypce, przyjęła tę rolę z pewną radością. Po tej nocy Evan nigdy jej nie zapomni. Chwyciła go za rękę i pociągnęła za sobą gdy układała się na sianie. Już po chwili nie można było odróżnić gdzie kończy się jedno ciało, a gdzie zaczyna drugie, tym bardziej że byli właściwie jednością, a kawałki słomy wirowały w powietrzu w okół nich.

Po wszystkim leżeli wtuleni w siebie. Evan wreszcie przestał być chłopcem, a stał się mężczyzną. Zastanawiał się tylko czy Sinarze było z nim dobrze, bo przy tak silnym wybuchu namiętności, wszystko stało się błyskawicznie. W końcu gdy poczuli chłód nadeszła pora by się ubrać i porozmawiać.
- Powiemy im? - zaczął Evan. - No wiesz, że jesteśmy razem.
Dziewczyna zdziwiła się na słowa chłopaka.
- A jesteśmy? - powiedziała wesoło. - W sumie to po prostu bardzo miałam ochotę bliżej Cię poznać, jeśli wiesz co mam na myśli. Ale chętnie rozwinę swoje oczekiwania co do tej nocy.
- Czyli rozumiem że mnie lubisz, ale nie wiesz jeszcze jak to się dalej rozwinie, czy tak?
- Można to tak ująć. Nie miałam dużych oczekiwań co do tej nocy. W każdym razie jutro jadę do Futenbergu. Może pogadamy jak wrócę - powiedziała całując i liżąc jego szyję.

Evan przysunął twarz do jej twarzy i pocałował kolejny raz tej nocy, a jego ręce błądziły po jej krągłościach. Chciał się nacieszyć jej pięknym i jędrnym ciałem jak najdłużej.
- Czy milczenie oznacza zgodę?
- Tak - odpowiedział, choć trochę mętlik miał w głowie.
- Świetnie. Porozmawiamy wtedy na spokojnie, kiedy już trochę ochłoniemy. Przywieźć Ci coś z Futenbergu?
- Nakup mikstur leczniczych i innych, jeśli tylko fundusze pozwolą - Evan szybko przestawił się z kochanka na wyrachowanego dowódcę - Dowiedz się wszystko o Lisowie, gdzie leży i takie tam. Jeśli się da to zdobądź mapę. Zbierz także informacje o Tillit, chociaż wątpię by było to jej prawdziwe imię. Zajrzyj też do karczmy Winthlowów, powiedz właścicielce że nic mi nie jest i mam się dobrze.
- Dobrze. Wracam w takim razie na swoje posłanie, może jednak uda mi się trochę zdrzemnąć. Dobranoc.
Sinara dała Evanowi ostatniego buziaka, podniosła się i skierowała w stronę wyjścia.

Chwilę później ze stodoły on wyszedł także. Był z jednej strony szczęśliwy i dumny, a z drugiej trochę skołowany. Uczucia odnośnie Sinary i całego tego zdarzenia, kotłowały się w nim jak kiełbasa w garze bigosu. Zostawiając emocje to prawdę powiedziawszy to tego bigosu teraz mu się chciało, jak mało czego. Jednak wymarzonej potrawy nie było i w zastępstwie musiał uznać suchy chleb i kawałek sera.

Futenberg
18-20 Tarsakh Roku Orczej Wiosny


Wcześnie rano trójka wybrańców ruszyła do Futenbergu. Na pożegnanie Sinara rzuciła Evanowi promienny uśmiech. Nie lubiła pożegnań, z rodzicami też się nie żegnała gdy opuszczała Esper.

Droga była katorgą. Podróżnicy spieszyli się jak mogli. Czasu było mało, droga długa, a sprawunków mnóstwo. Oprócz tego Sinara obiecała Evanowi odwiedzić karczmę i miała zamiar dotrzymać słowa. Gdy dotarli na miejsce najpierw zabrali się za zakupy. Mieli nadzieję, że uda się więcej kupić, ale musieli się zadowolić tym, co dostali. A po odwiedzinach u rodzin i znajomych, na które znaleźli chwilę, ruszyli w drogę powrotną.

Ledwo wrócili, musieli ruszać dalej, Tillit raczej nie będzie czekać długo. Sinara żałowała, że nie ma chwili by porozmawiać na osobności z Evanem, ale ta pewnie się wkrótce nadarzy. Co się odwlecze to nie uciecze. No dobrze, ta zasada raczej nie dotyczy Tillit. Dziewczyna zdążyła tylko powiedzieć dowódcy, że odwiedziła karczmę a właścicielka ucieszyła się na wieść o tym, że Evan jest cały i zdrowy. Najemnicy ruszyli właściwie od razu po powrocie do Zamieci. Nie spodziewali się tego, co zastali na miejscu. Wisielec kobiety poruszył wszystkich, konsternacja odebrała przez chwilę wszystkim mowę.
- Chyba powinniśmy ją odciąć - zasugerowała Sinara.

Tylko co dalej? Czy wilk zaprowadzi ich gdzieś jeszcze? Kto właściwie mógł to zrobić? Sinara nie sądziła, by była to sprawka Tillit, już prędzej jakiegoś jej wroga.
 
__________________
Courage doesn't always roar. Sometimes courage is the quiet voice at the end of the day saying, "I will try again tomorrow.” - Mary Anne Radmacher
Redone jest offline