Żarówka migotała jakby miała zaraz wyzionąć ducha. Nie było to szczególnie zaskakujące biorąc pod uwagę stan instalacji w starej piwnicy i umiejętności Stefana w dziedzinie elektryki. Tym jednak razem powodem jej dziwnego zachowania nie były usterki lecz wampir medytujący na klęczkach ze złożonymi jak do modlitwy dłońmi. Recytował pradawne teksty nieznane śmiertelnym i jedynie garstce nieśmiertelnych.
Rytuał był prosty lecz wymagał ogromnej koncentracji i opanowania. Nawet niewielki błąd, jedna przekręcona sylaba obróciłby wszystko w niwecz. Co gorsza oznaczało by to stratę cennego rubinowego płynu który oznaczał życie, nawet dla umarłych.
Ostatnie sylaby padły z jego ust, prastare imiona wzywane w tym jednym tylko celu. Powoli otworzył dłonie. Spoczywała na nich srebrna moneta, półdolarówka straciła jednak swój naturalny kolor a zastąpił go szkarłat. Wampir ostrożnie odłożył monetę obok drugiej identycznej.
- Na razie musi wystarczyć. - Podsumował efekty swej pracy i ostrożnie umieścił obie monety w portfelu. Zaśmiał się do swych myśli kiedy uderzył go komizm sytuacji. Oto bowiem paradoksalnie portfel znów stał się powiernikiem cennych przedmiotów, jednak tym razem nie gotówki a czegoś ważniejszego. Vitae.
Głód wzmógł się po odprawieniu rytuałów i Stefan wiedział, że jeśli go nie zaspokoi narazi siebie i innych. Bestia czekała, zawsze czujna czekała na chwilę słabości spokrewnionych, a głód tylko dodawał jej sił.
Przyczaił się w lesie i skradał na ile pozwalały mu skromne umiejętności. Nie omieszkał przy tym zanucić sobie cichutko...
W końcu po niewiadomo jak długim czasie oczekiwania trafił na coś, wyglądało to jak
wielki i trochę za mocno rozciągnięty szczur. Taplało się przy brzegu.
Pchany głodem nawet nie zauważył kiedy wyskoczył z ukrycia. Zwierz jednak nie był tak mało spostrzegawczy jak wampir i natychmiast rzucił się do ucieczki. W tym momencie Stefan zauważył, że były dwa "szczury". Nie tracąc ani chwili szczupakiem skoczył na najbliższego. Tej nocy szczęście mu sprzyjało. Wprawdzie zarył twarzą w ziemię lecz przy tym wbił kły w... plecy zwierzęcia.
Czerwona aksamitna ciecz spływała w dół jego wysuszonego martwego gardła, odżywiała i napełniała siłą. Kłaki mokrego futra przeszkadzały tylko trochę, najważniejsza była krew. Ssał, ssał z zapamiętaniem niczym niemowlak ssie pierś matki. Przyjemność skończyła się szybko, zbyt szybko jak na jego gust, pozostało tylko truchło "szczura" w rękach.
- Dobra, gdzie ten drugi?