Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-07-2015, 18:28   #31
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
- Coś się stało?! - Usłyszeli odległy głos Stefana.

- Drwij sobie ile chcesz, ale duchów nie można niepokoić, wy biali tego nie rozumiecie, jesteście zbyt ślepi na to co ukryte - kręciła z dezaprobatą głową - Myślisz, że cie puścił? - zwróciła się do kojota - Założe się o połowę rodziny, że przyniosłeś to coś ze sobą… - odsunęła się ze wzgardą od Skowyta.

- Nie kpię z duchów. Kpię z ludzi którzy nie chcą ich zrozumieć. Pamiętaj że wielu z nas ma do czynienia z duchami Umbry. Ja nie, nie jestem w te klocki dobry. Tak samo jak nie rozumiem fae ale nie znaczy to że ich nie szanuję.

Kojot znowu popatrzył na wampirzycę i ze złośliwym grymasem na twarzy, pokazał jej język.
- A ja nie jestem biały… Jestem metysem…

- Hej! Słyszeliście mnie? - Muzyk z wolna zbliżał się do grupki.

- NIE PRZESZKADZAJ - warknęła na Stefana - Zbyt wiele miała do czynienia ze światem umarłych - wykonała dziwny gest w powietrzu - Wiem, kiedy śmiertelnik powinien się wycofać ze ścieżki bogów - patrzyła się prosto w kojota - Mogłeś skazić całą tą ziemię - pokręciła zmartwiona głową - Nie wiem gdzie ja znajdę odpowiednie przybory do przyrządzenia rytuału oczyszczenia

- CO znowu?! - ryknął niemal jednocześnie z Mohini na Stefana - Czemu gadasz o sobie w liczbie trzeciej? - mrugnął zdekoncentrowany patrząc na nią.

- Spokojnie. - Muzyk z zaciekawieniem zaczął przysłuchiwać się wymianie zdań, skoro i tak zignorowali jego obecność, a nuż powiedzą coś interesującego.

Kojot przywitał Stefana machnięciem ręki, nie odpowiedział mu słownie bo nie nadążał rozmawiać ze wszystkimi na raz.
- Kobieto, mieszkałem w zaświatach odkąd skończyłem piętnaście lat, nie pouczaj mnie w kwestii duchów. Wiem jedno, to nie był duch. Gdybyśmy mogli kontrolować podróże do bliskiej umbry, odwiedziłbym znajomych, którzy mogą coś o nim wiedzieć, ale póki co jesteśmy skazani na niespodzianki. Poza tym, działania Korpusu predzej czy później i tak sprowadzą na ten świat zagładę. Wszystkie światy wydają się przez nich niestabilne, tylko w naszym tak bardzo tego nie widać.

- Wróćmy do tematu pijawko. Chciałaś wiedzieć o światłach. Pojawiły się, jak już wspominałem miśkowi, na północno zachodniej wyspie. Nadawano alfabetem Morse’a, a z naszej wyspy odpowiedziano. Niestety wyłapałem tylko tamte sygnały bo głazy zasłaniały te od nas.

Zgromiła kojota zimnym spojrzeniem nauczyciela, który lituje się nad głupkowatym uczniem. Nie miała zamiaru z nim dyskutować bo widziała, że chłopak jest zielony jesli chodzi o kwestie okultyzmu.
- Hmmmm - zwróciła się do wilkołaka - To potwierdza tezę, że nie jesteśmy jedyną grupą w pobliżu… niedobrze

- Sygnał brzmiał: “ CZAS JEDEN TRZY - wilk próbował przypomnieć sobie dalszy fragment ze skupieniem wymalowanym na twarzy - NATIR lub NAHIR, BLASK” Po odpowiedzi przyszło “SIEG HEL” czy jakoś tak. Nie mam pojęcia co to znaczy. O zapachu nie wspominając. Musiałbym pogadać z lisicą ale ta już znikła. Zapewne w bunkrze.

- Może Nadhir? - palnęła w przebłysku inteligencji

- Raczej przez T. Ale mogłem źle zinterpretować długie krótkie. - wilk odniósł się do czasu błysków

- Nie za bardzo wiem, czemu pozdrawiają się po Hitlerowsku - Mruknął pod nosem kojot.

- Hmm… to nie wiem… przez chwile brzmiało znajomo… w kraju w którym się urodziłam Nadhir oznaczał proroka lub położenie słońca na nieboskłonie

- Może tak. Skoro blask miałoby znaczyć świt, to by mogło sie zgadzać. Zwłaszcza że po chwili przyleciał śmigłowiec. - odparł Arthur

- Może chcą… przywrócić Hitlera do życia… - Stwierdził kojot, mocno zamyślony, jakby wyrywając tą myśl z ogólnego kontekstu.

- Nie, nie… tu chodzi o przeciwieństwo zenitu - zreflektowała się Mohini.

- Mamy całą noc na rozmyślanie. - odparł garou - Teraz musimy skupić się na przygotowaniach. Idziemy tam dziś jeszcze raz - dopowiedział - Ale możesz myśleć w bunkrze podpytując innych. Może razem coś wymyślicie. A przeciwieństwem zenitu jest albo zachód albo świt prawda? Bo nie ma przecież innego położenia słońca. Jeśli to o położenie chodziło. Co do Hitlera, sądzę że to po prostu wykorzystanie kodu, a nie reinkarnowanie tego osobnika.

- Może czas, jeden, trzy, oznacza godzinę trzynastą? - Kojot znów się wtrącił, tym razem bez wygłupów.

-To położenie słońca odwrotne do zenitu, czyli na pewno noc

- Zbyt oczywiste. Ta trzynasta. Nieważne na razie. Nic nie wskóramy jeśli nie będziemy znać całości przekazu…

- Po prostu złapmy fiuta, który to nadaje i obedrzyjmy go ze skóry, jeśli nie powie nam co kombinował. - Zaproponował z wyraźną pogodą ducha wymalowaną na twarzy.

- Spróbujemy, już i tak za długo tu gadamy. - spojrzał na zebranych. - A Stefan, co chciałeś? - przypomniał sobie wilk

Popatrzyła głupawo na wampira, zapomniała, że przybył do ich małego zgromadzonka.

- A, zgubiłem tu gdzieś kostkę, tak mi się przynajmniej wydaje. A wiecie, teraz nowej nie kupię więc pomyślałem, że poszukam. - Odparł szczerząc się wesoło do wilka. - Ale tak ciekawie opowiadaliście, że sobie posłuchałem.

- Mogę ci wystrugać jeśli mi powiesz jak ma wyglądać - odparł luźno wilkołak

- No jak kostka do gitary, taki prawie trójkąt z zaokrąglonymi brzegami, mogę narysować jak chcesz. - Wyciągnął z tylnej kieszeni sporni niewielki notatnik gdzie zapisywał słowa piosenek które tworzył i niewielki ołówek. - O to mnie więcej taka. - Szybko naszkicował o co chodziło.

- Na włócznie Lugha. Może Ci mam swój pazur wyrwać? - spojrzał na wampira przekrzywiając głowę. - Jak płaskie to ma być?

Skowyt stracił zainteresowanie tematem obławy na szpiega i podszedł do nich, żeby zapuścić żurawia do notatnika i popatrzeć co rysował Stefan.

- Trochę cieńsze niż patyczki do lodów, wiesz, żeby się wygodnie trzymało. - Kontynuował wąpierz.

Sprawa zguby jej nie interesowała a nawet jeśli, to i tak nie pomogłaby Stefanowi w poszukiwaniach, ciągle jeszcze nosiła w sercu urazę za jego niestosowne zachowanie. Najchętniej poszłaby już do siebie ale miała jeszcze jedną sprawę do wilkołaka więc cierpliwie czekała, nucąc pod nosem ckliwą piosenkę w nieznanym dla nich języku.

- Tak będzie szybciej - mruknął Arthur i na oczach zebranych przeszedł w formę glabro. Wyraźnie obrósł futrem, przynajmniej tam gdzie skóra byłą widoczna, ale twarz nadal miała ludzkie cechy. Za to włosy głowy…. zaczeły się przebarwiać, jakby pod kruczoczarnymi wyrastały rdzawoczerwone, rudawe odrosty. Chwycił za paznokieć, który teraz bardziej przypominał spłaszczony pazur. I z warknięciem wyrwał go sobie z palca. Krwawiącego wsunął w usta czekając aż zacznie się powolna w tym przypadku regeneracja. Pazuropaznokieć wytarł w spodnie i podał Stefanowi - Zafies gho shbhie na lancuśkfu - odparł z paluchem w ustach.

- Popierdoliło cię?! - Wykrzyczał Nuwisha, patrząc na zakrwawiony palec wilkołaka z obrzydzeniem. Krzywił się tak mocno, jakby to jemu właśnie wyrwano paznokieć.

- - Powiedział Stefan i było to wszystko co potrafił wyrzec w tej chwili.

- Murkha - fuknęła wampirzyca, zakrywając usta dłonią jakby miała zaraz zwymiotować.

- Jakby powiedział, że zgubił fiuta, to też byś mu swojego oderwał? - Kojot nadal nie wierzył w te krwawe wydarzenia.

Mohini parsknęła śmiechem na żart kojota.

- Fosz fy - odparł wilk - fo proftu fak mha odfofiedhnio pfaschkie - wilk wyjął palec z cmoknięciem - Ktoś chce liza? - rzucił pytająco w stronę pijawek

Kojot uśmiechnął się zadowolony z faktu, że po raz pierwszy nikt nie chciał go stłuc za jego żarty.
- Może lepiej nie dawaj im swojej krwi. Podobno Garou wtedy odbija…

- Normalnie bym pociągnął ale wiesz, obiecaliśmy misiowi pić tylko ze zwierząt.

- Lizanego nie tykam - odparła z powagą, widać było jednak, że nawet jakby chciała skosztować krwi wilkołaka to i tak by się porzygała z obrzydzenia po zawidzianej scenie.

- A to co ja jestem - cmoknięcie i głośne ssanie, jakby na złość wampirom - Człowiek? - roześmiał się garou rozluźniając atmosferę napięcia zebraną po spotkaniu.

- Podobno Gaia wyposażyła nas w system obronny… nie da się przemienić w wampira, ale po ugryzieniu mogą nastąpić efekty uboczne, więc nawet tak nie żartujmy. Chociaż, nigdy nie widziałem jak wampir ugryzł Garou, to lepiej zakładać, że to nie bajki. - Kojot uśmiechnął się lekko, ale chciał wyperswadować zebranym podobne pomysły.

- Mają possać. Gryzą chyba tylko by się dostać do żył i ranę zrobić. Fy fle myfle? - zapytał znów ssąc palec

- Można i bez gryzienia, ale gryzienie podobno jest dla śmiertelnych bardzo przyjemne. - Sprecyzował Stefan.

- Blyerb - hinduska odwróciła się od wilkołaka, może i była wampirem ale była też kobietą...

- Tyle, że my nie jesteśmy śmiertelni Stefanie… Właściwie to… Jesteśmy duchami natury, które potrafią przybierać zwierzęce formy, w tym formy małp. Oczywiście z czasem tracimy tą zdolność i pozostaje nam tylko funkcjonowanie po drugiej stronie bariery. - Mruknął i popatrzył na swoje człekokształtne ciało.

- Aha, jesteście duchami, no oczywiście, że jesteście duchami.

- Phfemiahna thak dophowafona fo ferfekcfii fe nawet klwfawimhy - podjął słowa kojota wilk. - Fobfa - spowazniał Arthur - Tfebha se fbielac - skinął na kojota by udali się do swych legowisk.

- Cooo? - Odpowiedział krótko Kojot. Chyba zupełnie nie zrozumiał co jego kolega chciał mu przekazać.

- Trzeba się zbierać. - Przetłumaczył uczynny muzyk.

Mohini chciała jeszcze dopytać się o parę kwestii lecz zrezygnowała. Przez najbliższy czas nie będzie mogła spojrzeć na wilkołaka nie mając odruchu wymiotnego. - Zbieram się - wymruczała przez palce, po czym po prostu zaczęła iść w kierunku hotelu.

- Spadamy - odpowiedział wilk do nuwishy wyjmując palec - Musze to chociaż obwiązać

- Jakbyście spotkali Michaela powiedzcie mu o przeprowadzce. - Rzucił Stefan na odchodnym.

- Uważajcie na siebie… - Nuwisha uśmiechnął się kącikiem ust, był gotów, by udać się za Arthurem.

***

Wampirzyca wróciła do swojego miejsca zamieszkania. Dzięki wczorajszemu napadowi paniki była przynajmniej spakowana. Nie zmienia to jednak faktu, że czeka ją parę kursów w obie strony by wszystko przenieść. Powolutku acz systematycznie wyciągała kołdry i koce z brzuchów maszyn, po czym schludnie układała je w kostkę. Fragment wykładziny porządnie wytrzepała i zwinęła w rulonik.

Podczas maszerowania, w tę i na zad, ze swoimi tobołkami, rozmyślała nad rozmową w wilkołakiem i kojotem. Niepokoiła ją wieść o pobliskich grupach w pobliżu, a już zwłaszcza to, że ktoś utrzymuje bliski z nimi kontakt i ukrywa ten fakt przed resztą obozowiczów. Fakt, wychodziła z założenia, że im więcej „ludzi” tym zabawniej, niemniej w dzisiejszych czasach, podążanie za tą doktryną równało się ze skazaniem na brutalną śmierć. Helikopter i „tajemnicza” skrzynia były, dla Mohini, na to złowrogim potwierdzeniem i jednocześnie zapowiedzią niedalekiej przyszłości o ile czegoś nie wymyślą. O ile czegoś ONA nie wymyśli.

Zaklepała sobie najniższy pokój sypialniany, który dokładnie przemeblowała na modłę swojej hinduistycznej duszy. Ubrania i biżuterię porozwieszała po pokoju nadając mu przytulny, namiotowy styl. Jednopiętrową pryczę po lewej stronie, przerobiła na sofę wyłożoną kołdrami. Z dwupiętrowego, łóżka po prawej, zrobiła szafę i legowisko.
Gdy była zadowolona z efektu, wyruszyła na dokładne oględziny bunkra. Zajrzała do każdego pomieszczenia, przeszukała każdą szafkę/szufladę/półkę/słoik/skrzynię/wiadro/łóżko/wentylatory/odpływy/WSZYSTKO. Sprawdzała każde przejścia, wejścia czy wyjścia. Otwierała wszystkie zamki, które była w stanie rozbroić. Każdy centymetr musiał być obejrzany. Każdy kąt, każdy zakręt, każdy schodek.
By być przygotowanym na każdą ewentualność, musiała poznać bunkier jak własną kieszeń.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 15-07-2015, 20:33   #32
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
Żarówka migotała jakby miała zaraz wyzionąć ducha. Nie było to szczególnie zaskakujące biorąc pod uwagę stan instalacji w starej piwnicy i umiejętności Stefana w dziedzinie elektryki. Tym jednak razem powodem jej dziwnego zachowania nie były usterki lecz wampir medytujący na klęczkach ze złożonymi jak do modlitwy dłońmi. Recytował pradawne teksty nieznane śmiertelnym i jedynie garstce nieśmiertelnych.
Rytuał był prosty lecz wymagał ogromnej koncentracji i opanowania. Nawet niewielki błąd, jedna przekręcona sylaba obróciłby wszystko w niwecz. Co gorsza oznaczało by to stratę cennego rubinowego płynu który oznaczał życie, nawet dla umarłych.
Ostatnie sylaby padły z jego ust, prastare imiona wzywane w tym jednym tylko celu. Powoli otworzył dłonie. Spoczywała na nich srebrna moneta, półdolarówka straciła jednak swój naturalny kolor a zastąpił go szkarłat. Wampir ostrożnie odłożył monetę obok drugiej identycznej.
- Na razie musi wystarczyć. - Podsumował efekty swej pracy i ostrożnie umieścił obie monety w portfelu. Zaśmiał się do swych myśli kiedy uderzył go komizm sytuacji. Oto bowiem paradoksalnie portfel znów stał się powiernikiem cennych przedmiotów, jednak tym razem nie gotówki a czegoś ważniejszego. Vitae.
Kliknij w miniaturkę
Głód wzmógł się po odprawieniu rytuałów i Stefan wiedział, że jeśli go nie zaspokoi narazi siebie i innych. Bestia czekała, zawsze czujna czekała na chwilę słabości spokrewnionych, a głód tylko dodawał jej sił.
Przyczaił się w lesie i skradał na ile pozwalały mu skromne umiejętności. Nie omieszkał przy tym zanucić sobie cichutko...
W końcu po niewiadomo jak długim czasie oczekiwania trafił na coś, wyglądało to jak wielki i trochę za mocno rozciągnięty szczur. Taplało się przy brzegu.
Pchany głodem nawet nie zauważył kiedy wyskoczył z ukrycia. Zwierz jednak nie był tak mało spostrzegawczy jak wampir i natychmiast rzucił się do ucieczki. W tym momencie Stefan zauważył, że były dwa "szczury". Nie tracąc ani chwili szczupakiem skoczył na najbliższego. Tej nocy szczęście mu sprzyjało. Wprawdzie zarył twarzą w ziemię lecz przy tym wbił kły w... plecy zwierzęcia.
Czerwona aksamitna ciecz spływała w dół jego wysuszonego martwego gardła, odżywiała i napełniała siłą. Kłaki mokrego futra przeszkadzały tylko trochę, najważniejsza była krew. Ssał, ssał z zapamiętaniem niczym niemowlak ssie pierś matki. Przyjemność skończyła się szybko, zbyt szybko jak na jego gust, pozostało tylko truchło "szczura" w rękach.
- Dobra, gdzie ten drugi?
 

Ostatnio edytowane przez Googolplex : 15-07-2015 o 20:43.
Googolplex jest offline  
Stary 15-07-2015, 21:53   #33
 
Komiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Komiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetny

*Autentyczna lokacja na Oak Island

Kiedy narada wreszcie się skończyła, Eamon mógł wreszcie udać się w swoją stronę. Ruszył prosto do swojego prowizorycznego obozu zorganizowanego na miejscowym placu zabaw, a kiedy już tam dotarł, zaczął pakować wszystkie swoje rzeczy do dużej torby podróżnej. Kiedy już był niemal spakowany, postanowił się mocniej przyodziać. Jako, że obecnie miał na sobie tylko spodnie, założył skarpetki, buty i czarną podkoszulkę. Do swojego paska przypiął pochwę z nożem myśliwskim, a na ramiona zarzucił sobie paski od niewielkiego plecaka, do którego wcześniej wetknął lornetkę, benzynową zapalniczkę, pistolet na gwoździe i sporej wielkości siekierę, której rączka wystawała częściowo z plecaka. Resztę swojego majątku, który w większości stanowiły ubrania pozostawił na miejscu w rurze od zjeżdżalni. Kiedy był już gotowy rozejrzał się za wilkołakiem, który powinien kręcić się gdzieś w pobliżu. Westchnął ciężko, gdyż nie za bardzo uśmiechała mu się ta cała wycieczka. Jego wymarzony plan wyglądał zupełnie inaczej, ale musiał poczekać do czasu, aż wilkołak przestanie go ograniczać.
 

Ostatnio edytowane przez Komiko : 16-07-2015 o 18:31.
Komiko jest offline  
Stary 16-07-2015, 12:16   #34
 
Smirrnov's Avatar
 
Reputacja: 1 Smirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znany
Arthur udał się za kojotem. Ze spokojem poczekał aż ten weźmie co mu potrzebne. Pomrukiem akceptacji skomentował ekwipunek Skowyta. Nie sądził że tak skory do żartów osobnik może nosić swobodnie siekierkę w plecaku. Lub jakiś młotek. Wszak wystawało tylko stylisko tej broni. Tak czy inaczej wilkołak był mile zaskoczony. Zaszeleścił i wyszedł z krzaków, w których przycupnął, by pokazać się Nuwishy.
Gestem pokazał mu by się zbliżył i udali się do legowiska wilkołaka. Znajdowało się ono na wschód od centrum cywilizacji i dwójka dzieci Gai muiała nieco wspiąć się na porośnięte lasem zbocze. Przy okazji wędrówki Arthur wyciągnął z kilku mijanych sideł, które rozstawił dzień wcześniej, małe zwierzątka.

-Przekąska – mruknął do kojota

Dotarłszy na miejsce kojot w pierwszej chwili nie dostrzegł żadnego wyklepanego leża. Jednak gdy Arthur zaczął wspinać się po drzewie, co zapewne wyglądało komicznie, nuwisha dostrzegł rozpostarty namiot wiszący i przykryty warstwą splecionych liści z okolicznych drzew. Konstrukcja z bliska była zauważalna jednak z oddali stapiała się z tłem, zwłaszcza w nocy. Po chwili pomrukiwań i cichych przekleństw z góry, wilk zeskoczył na ziemie i podał kojotowi kominiarkę. Sam sprawdził jak noże wychodzą z pochew, a potem przeczyścił jeszcze wakizashi ozdobione celtyckim splotem. Na ramie zarzucił martwe „padlinki” ale widać było że oblizuje się na ich myśl. Założył kominiarkę i poczekał aż kojot zrobi o samo. Nie zwrócił uwagi na dziwny wzrok nuwishy, najpewniej kpiący z pomysłu tylko narzucił tempo lekkiego truchtu.
Podczas podróży wyjaśnił kojotowi słowa Walthera cytując niemal słowo w słowo. Nim jeszcze skończył wtrącił, że chce mieć Skowyta na oku więc najlepiej jakby zorganizował sobie coś blisko jego wiszącego posłania.
 
__________________
Kto lubi czytać, ten dokonuje wymiany godzin nudy, które są nieuchronne w życiu, na godziny rozkoszy.
Smirrnov jest offline  
Stary 17-07-2015, 01:29   #35
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Wieczorna narada była burzliwa, ale jak na złość przyniosła więcej wątpliwości niż odpowiedzi.
Tajemnicza skrzynia, zniknięcie khana i zarzuty zdrady wobec Walthera. A jedyną poradą ich gospodarza na temat ewentualnego ataku Korpusu było polecenie ukrycia się w bunkrze przeciwatomowy.
Z tej oferty skorzystali wszyscy Kainici. Podziemny kompleks wydawał się dla nich idealnym miejscem. Arthur i Skowyt postanowili, że pozostaną na powierzchni i sami zadbają o siebie.
Wobec faktu, że nuwisha złamał prawo i został wygnany z wyspy, Walther nie nalegał, aby było inaczej.

Bunkier
Kainici jeden po drugim wprowadzali się do bunkru. Zebranie na tak małej powierzchni tak sporej liczby wampirów groziło niemal pewną awanturą.
I nie obyło się bez drobnych sprzeczek. Kto ma zająć, który pokój. Kto ma mieć klucze od bunkra i jak będzie wyglądało ich współżycie. Wszyscy mieli jednak w pamięci gniew Walthera, gdy Skowyt przyznał się do złamania zakazu. Dlatego też złe emocje były trzymane na wodzy, a nieporozumienia rozwiązywane szybko i spokojnie.
Po zajęciu kwater, wszyscy zajęli się swoimi sprawami.

Arthur i Skowyt
Dwaj zmiennokształtni udali się na spotkanie z Luciusem. Wampir czekał już na nich na skraju plaży. Widząc dwie postacie ubrane w kominiarki natychmiast zaśmiał się głośno.
- A was pojebało. Do Halloween jeszcze daleko. A mówią, że to ja jestem pojebany. He, he, he.

Po porcji docinek Lucius z szerokim uśmiechem na twarzy, wyciągnął z krzaków niewielkie czółno.
- Mam nadzieję, że się nie boicie wody, futrzaki - po czym wskoczyło kanu.

Jezioro nocą było ciche i spokojne. Chlupot wioseł niósł się echem po tafli wody.
- Mam nadzieję, że w razie czego jesteście chłopaki gotowi na wszystko, co? - zapytał Lucius - Nigdy nie wiadomo, co tam znajdziemy.

Po kilku minutach powolnego spływu Malkavianin dobił do brzegu wyspy skąd zeszłej nocy, Arthur widział nadawanie sygnału.
W powietrzu unosił się dziwny zapach. Łaki bez trudu natychmiast go rozpoznały. Padlina i to w głębokim stadium rozkładu.
Na plaży nie było żadnych śladów, które mogły być w jakikolwiek sposób użyteczne.
- Proponuję obejść wyspę - rzucił cicho Lucius - Nie jest zbyt duża. Nie zajmie to nam wiele czasu.

Trzech zwiadowców oddaliło się od siebie na kilkanaście metrów i ruszyło na zbadanie terenu. Wokół panowała cisza. Jedynie potworny fetor padliny stawał się coraz mocniejszy i wyraźniejszy. Pierwsze kroki trójka nadnaturali skierowała w stronę źródła tego ohydnego smrodu.

Po przejściu kilkuset metrów znaleźli się na małej polanie. W jej środku znajdowała się dziwna konstrukcja, która była źródłem duszącego smrodu.
W skład konstrukcji wchodziły cztery ludzkie zwłoki, potężny głaz oraz powiązane skórzanym rzemieniem patyki.
Trupy ułożone były głowami do siebie i tworzyły kształt krzyża. W jego środku spoczywał stożkowy kamień. Głowy ludzi były przez niego przygniecione. Wokół ciał rozrzucono
powiązane ze sobą patyki.
Skowyt poza smrodem rozkładających się ciał wyczuwał coś jeszcze. Fluktuacja Umbry. Bariera w tym miejscu była osłabiona. To osłabienie jednak wyglądało, jakby ktoś wykuł przejście w taki sposób, aby tylko on mógł z niego korzystać.

Arinf Ivanowicz
Arnif aklimatyzował się w nowym miejscu. Musiał przyznać, że bunkier wyglądał solidnie. Nie mógł się jednak oprzeć wrażeniu, że jest to puszka w której się dobrowolnie zamykają. Nie był pewien, czy w razie realnego zagrożenia będzie to naprawdę dobre i bezpieczne miejsce.
Jego rozmyślania przerwało pojawienie się Bertholda.Stanął on na progu pokoju Arnifa i powiedział:
- Nie przeszkadzam? Chciałem zamienić z kimś kilka słów. Można?
Nie czekając na zgodę Ivanowicza, wszedł do środka i przysiadł na skraju stołu.
- Pewnie nie mam prawa tego mówić, ale czuję się w obowiązku, to powiedzieć. Byłem już w kilku społecznościach ocalały i w większość wypadków wyglądało to tak samo. Pojawiało się niebezpieczeństwo, a wraz z nim niesnaski i wzajemne oskarżenia. Tutaj jest to samo. Obawiam się, że to może być początek końca. Wolałbym tego uniknąć, bo mam dość uciekania. Ta wyspa wydaje się być dobrym schronieniem i szkoda, by było ją stracić. A ten guhral ewidentnie was tu wszystkich oszukuje. Wybacz, że to mówię, ale znam się na oszustach i kłamstwie. W końcu przez ponad półwieku sprawowałem funkcję księcia.
Myślę, że wszyscy zainteresowani bezpieczeństwem wyspy i wspólnoty powinni działać razem. I przede wszystkim domagać się wyjaśnień od Walthera. Ma tu dominującą pozycję z tego, co widzę i umiejętnie to wykorzystuje.
Po tych słowach spojrzał na Arnifa oczekując od niego jakiegoś komentarza.

Mohini
Po przygotowaniu swego leża, Mohini wybrała się na rekonesans po ich nowym domu. Bunkier wyglądał na solidny i bezpieczny. Betonowe ściany, grube stalowe włazy zapewniały komfort nawet w czasie szturmu Świętego Korpusu. A fakt dobrego ukrycia wejść dawał im spore szanse na spokojne funkcjonowanie. Trzeba było jedynie pilnować się nawzajem, aby ktoś nie zrobił czegoś głupiego.

Przeglądając kolejne pomieszczenia Mohini była pod coraz większym wrażeniem funkcjonalności kompleksu. Zbadała każdy korytarz i każde pomieszczenie. Gdyby nie okoliczności, mogłaby poświęcić trochę czasu, aby przemeblować tutaj parę rzeczy i uczynić to miejsce o wiele bardziej przyjaznym i komfortowym. Na razie jednak musiała się zadowolić funkcjonalnością kompleksu i bezpieczeństwem jaki zapewniał.

W swoim zwiadzie nie ominęła także dwóch korytarzy, które ponoć były ślepe. Faktycznie jeden z nich był całkowicie zawalony w skutek tąpnięcia i był kompletnie nieużyteczny. Drugi natomiast był bardzo ciekawy i interesujący. Pikanterii dodał mu fakt, że Walther zabronił się do niego zbliżać i otwierać zablokowane drzwi. Kolejny sekret i niewyjaśniona sprawa w którą wplątany jest guhral.
Mohini zbliżyła się do drzwi i obejrzała je sobie dokładnie. Były to ciężkie stalowe drzwi, jak przy większości przejść w bunkrze. Wampirzyca dostrzegła w nich jednak coś co ją bardzo zainteresowało i zaniepokoiło jednocześnie. Tuż przy ich krawędzi znajdowały się wydrapane w farbie runy.

Gdy po oględzinach Mohini wracała do swego pokoju, zauważyła w magazynie właz w podłodze, który umknął jej uwadze wcześniej.
Schowany był on za stertą drewniany skrzyń z jakimiś wojskowymi ciuchami. Wampirzyca zbliżyła się do niego, aby otworzyć. Już miała dłonie na pokrętle, gdy usłyszała za sobą głos Bojana.
- - Mhyy, mhhy - mruknął groźnie - To prywatne pomieszczenie moja droga. Zatem zabierz od tego swoje łapki. Dobrze?
Mohini nie była pewna, ale gdy chwyciła za pokrętło od włazu z wnętrza usłyszała jakiś odgłos. Coś jakby ktoś się tam poruszył. A może to były tylko kroki zbliżającego się Tzimisce. Nie miała pewności.

Stefan Hertrich
Stefan wysysał właśnie krew z drugiej wydry, gdy usłyszał za sobą jakiś szelest. Odrzucił mokre truchło i przyczajony wychylił się zza krzaków. Jego nozdrza wyłapały smród rozkładającego się ciała. Stefan wiele widział w swoim życiu i nieżyciu także. Jednak to, co zobaczył nawet na nim zrobiło spore wrażenie.
Kilkanaście metrów przed nim stała kobieta. Nie taka zwykła, bo to mimo wszystkich okoliczności, nie zdziwiłoby Herticha, aż tak bardzo.
Kobieta bowiem była dosłownie żywym trupem. O nim też, co prawda tak wielu mówiło, ale on przynajmniej jakoś się prezentował. Jego ciało mimo bladości wyglądało w miarę normalnie. Natomiast ciało kobiety nie dość, że było przegniłe i rozkładające się, to jeszcze tak zmasakrowane, jakby przed chwilą stado sępów skończył na niej ucztować. Wydziobane oko, po którym pozostał tylko krwawy otwór. Twarz z której skóra odłaziła płatami i widoczne spod warstwy mięśni, białe kości przedramion. Całości dopełniało postrzępione i zakrwawione ubranie.
Kobieta szła w kierunku plaży. Stefan obserwował jak zbliża się do brzegu, po czym idzie dalej brodząc w wodzie. Mimo, że woda w końcu zaczęła sięgać jej do szyi, ust i jeszcze wyżej, kobieta nie zatrzymała się.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline  
Stary 18-07-2015, 00:03   #36
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
Minęło sporo czasu nim muzyk odzyskał mowę. Jeszcze więcej nim zdobył się na działanie. W tym czasie kobieta pogrążyła się już niemal całkowicie w wodzie.
- Hej! Zaczekaj, wróć! - Wołał za nią. Nie liczył jednak na to, że słowa coś zmienią więc poderwał się na równe nogi i pobiegł. Woda przyhamowała go i na moment stracił kobietę z oczu.
Kobieta zareagowała na krzyk Stefana. Odwróciła się i spojrzała na niego swoim jednym, martwym okiem.
- Życie Ci nie miłe… znaczy wiesz co mam na myśli. Wracaj tu zaraz bo Cię korpus dopadnie i będzie po zabawie.
Kobieta nie spuszczała wzroku z kainity. Stefan miał jednak problem z odczytaniem jej emocji, gdyż z tak zniekształconej twarzy trudno było cokolwiek odczytać.
- Czehgo? - wyharczała kobieta. Jej głos był szorstki i niemiły, jakby ktoś przeciągnął paznokciem po szkolnej tablicy.
- No… - W sumie musiał przyznać, ze tak właściwie nie nie było większego powodu by ją zatrzymywać. - Wiesz, że poza wyspą raczej długo nie… przetrwasz. - Po chwili namysłu znalazł odpowiednie słowo.
- Nhowhe dhzieckho Whalther, co? - zapytała - Lepiej zapomnij o tym, że mnie widziałeś. Tak będzie dla ciebie bezpieczniej. Dłużej przetrwasz. - zaszydziła na koniec ze Stefana.
- Przetrwasz, nie przetrwasz. Nie zostawię Cię w takim stanie, wracaj tu zaraz coś poradzimy na te rany.
Kobieta wybuchła pustym śmiechem, który brzmiał iście groteskowo. Płaty skóry z jej twarzy podskakiwały rytmicznie, niczym flagi na stadionie.
- Prawdziwy z ciebie dżentelmen. Dzięki za troskę, ale nie od dziś radzę sobie jakoś z moim ciałem. Czasami to bywa doprawdy komiczne. Przeklęty Ginter. To jego dar dla mnie. Wieczne życie w takim ciele. Nic lepszego nie mogło mi się trafić.*
- Wiesz, że nie musi tak być. Jestem pewien, że znam kogoś kto mógłby, no coś z tym zrobić tak, żebyś przynajmniej mogła się pokazać wśród ludzi. Musi być cholernie trudno polować w takim stanie. Przy okazji, masz ochotę? - Wyciągnął w jej stronę prawie osłuszoną wydrę.
- Jucha na jakiś czas hamuje rozkład, ale najstarsi Tremere nic nie poradzą na tę klątwę, więc daruj sobie. A za troskę już ci dziękowałam. Bywaj. - powiedziała i uniosła rozkładającą się rękę w geście pożegnania.
- A ja dalej twierdzę, że znam kogoś kto mógłby przynajmniej doraźnie pomóc, i to wcale nie Tremere. Wręcz przeciwnie, ktoś kto na ciele zna się znacznie lepiej. - Stefan był nieustępliwy. Przynajmniej w tej kwestji.
Kobieta odwróciła się jeszcze raz i obejrzała sobie Stefana od stóp do głów.
- W innych okolicznościach uznałabym, że mnie podrywasz - po czym zaśmiała się głośno - Jak się nie boisz, to chodź ze mną. U mnie będziemy mogli swobodnie porozmawiać. Tutaj zbyt duże ryzyko, że ktoś nas zauważy.
- O ile nie zamierzasz mnie podstępem wyssać to raczej nie mam się czego bać, a to mogę chyba zaryzykować. - Stefan uśmiechnął się do kobiety, mimo wszystko wygląd nie był przecież najważniejszy a ona zdecydowanie wiedziała coś co mogło mieć wartość.
Stefan ruszył za swoją przewodniczką, która ruszyła pewna siebie pod wodę. Szła po dnie, bez żadnych obaw i omijając wodorosty kierowała się w kierunku oddalonej od brzegu o jakieś kilkadziesiąt metrów podwodnej jaskini.
Dopiero w połowie drogi dotarło do Stefana, że nie jest to naturalna jaskinia, a zbudowany ludzką ręką bunkier, który na przestrzeni lat obrósł podwodną roślinnością.
Kobieta weszła do bunkra przez niewielki otwór zasłonięty gęsto rosnącymi tutaj wodorostami.
Po kilku metrach wędrówki zalanym tunelem dotarli do mocno zmurszałej drabiny, po której kobieta zaczęła się wspinać.
Gdy dotarli na szczyt, oczom Stefana ukazała się niewielkich rozmiarów okrągła salka w której kobieta najwyraźniej miała swoje leże.
Znajdowała się tutaj metalowa prycza, kilka szafek, rząd książek ustawionych pod ścianą i drewniany kufer, który od razu zwrócił uwagę Stefana. Widać bylo, że to bardzo stary przedmiot. Jego zdobienia wskazywały, że został wykonany prawdopodobnie w średniowieczu i co najważniejsze wyglądał na oryginał, a nie rekonstrukcję.
- Witam cię w moim królestwie - powiedziała kobieta pokazując gestem dłoni cały pokój - Jestem Fellicy.
Stefan zauważył jeszcze jedną rzecz, która wzbudziła jego zainteresowanie. Jedna z metalowych szafek dość nieudolnie maskowała drzwi, które znajdowały się za nią. Widząc to kainita nie miał już wątpliwości, że lokum kobiety jest częścią bunkra do którego wygnał ich Walther.
- Stefan. - Przedstawił się. - I chyba powinniśmy się znacznie lepiej poznać, nie sądzisz? - Uśmiechnął się do swych myśli. Coś tu było bardzo nie tak i chyba zaczynał się powoli domyślać co.
- Na pewno nie zaszkodzi, choć to zależy od punktu widzenia. Siadaj - powiedziała wskazując wojskowy tobół - Długo jesteś w gościnnych progach ghurala?
- Nieszczególnie, ledwie miesiąc ale wystarczająco by poczuć smród knowań i spisków.
- Taaa, poczciwy misiu. Jednak troski mu nie można odmówić. Taki kochany wujo, co?
- Póki wszystko idzie po jego myśli… - Skrzywił się na wspomnienie gniewu Walthera. - Nie mniej wydaje się, że wiesz znacznie więcej ode mnie i coś mi mówi, że niewiele masz do stracenia wyjawiając mi swoje tajemnice za to sporo do zyskania.
- Kochany, aż tak zdesperowana to ja nie jestem - jej twarz wykrzywiła się w groteskowym uśmiechu - Po prostu dawno nie rozmawiałam, a wolałbym aby mój umysł nie pogrążył się w analizowaniu samego siebie. Wiesz o czym mówię, nie?
- Aż za dobrze, i szczerze cieszy mnie, że masz w sobie tyle życia by nie łapać się na pierwsze z brzegu obietnice i miłe słówka.
- Co tam ogólnie słychać w szerokim świecie? Dzisiaj wyszłam na posiłek i coś wyczułam. Co się dzieje?
- Hmmm, w sumie niewiele i bardzo wiele. Jak to w miejscu gdzie zgromadzi się mieszanka gatunków , ras i klanów.
- Bojan jeszcze tu jest?
- A jakże, prawa ręka misia.
- Prawa ręka. Taaa… tak można powiedzieć. Chyba nie znasz się z nim za dobrze, co? Myślę, że powinieneś sobie z nim pogadać.
- Pewnie tak, lecz.. cóż pewne okoliczności to utrudniają. Taka tam stara vendetta klanowa. Ale dość o mnie. Zaproponowałem pomoc ale chyba oczywiste, jest, że nie będzie to łatwe, więc może zacznijmy od tego jak to się stało, że twoje ciało nie chce się zregenerować?
- Bojan nie ma żadnych uprzedzeń. On jako jeden chyba z całej tej bandy, zrozumiał, że świat stanął do góry nogami i wcześniejsze zależności przestały, aż tyle znaczyć. A czy ty przypadkiem nie byłeś psychoanalitykiem za śmiertelnika?
- Prawie. Zresztą nie tylko wtedy. Szlag trafił wszystko dopiero przez nagonkę. Zresztą to teraz nie ważne kto kim był prawda? Liczy się co zrobimy z tym co mamy.
- Dobrze gadasz. A ty co z tym robisz?
- Najpierw staram się zrozumieć sytuację, robienie czegokolwiek na ślepo jest po prostu nie w moim stylu. Problem w tym, że wszyscy się uparli by odgryźć jak największy kawalek tego zgniłego jabłka dla siebie. Nikt nic nie chce powiedzieć, nikt nie chce spróbować działać z innymi. Myślałem, że znalazłem kogoś kto myśli podobnie ale, szlag, on też wsiąknął.
- Kto taki?
- Będziesz się śmiała. Kotołak!
- Fakt. Śmieszne. I co się z nim stało?
- Cholera wie. Niby mówiłem im, że pewnie po prostu zapił ale jakoś ciężko w to uwierzyć. Ma chłopak głowę do picia i nie wygląda na takiego który znika ukradkiem.
- Czyli dobrze wyczułam, że coś się wydarzyło. Walther nie chciał nic mówić, ale poznałam po nim, że coś jest na rzeczy. Popytaj Luciusa. Niby świr, ale to uważny obserwator.
- Zabawne, myślimy dość podobnie. Przynajmniej w tej sprawie. Jednak… wydaje mi się, ze unikasz tematu swej klątwy.
- A o czym tu gadać. Każdy z nas jest przeklęty, nie? Jedni tak, drudzy inaczej. U mnie wygląda to tak - rozłożyła ręce i pokazała na swe ciało - Zła krew, jak mi kiedyś powiedział jeden Tremere. Tyle.
- Dziwne, nie słyszałem by kogoś w ten sposób dotknęło przekleństwo naszego rodzaju. No ale fakt, wszyscy jesteśmy przeklęci a każdy na swój sposób. Mimo to ciągle uważam, że może dało by się coś z tym zrobić. Muszę tylko z kimś porozmawiać, ale to cholera może być problem.
- Naprawdę doceniam twoją troskę, ale nie masz się czymś przejmować. To mnie na pewno nie zabije. He, he, he - zaśmiała się głośno - Fakt trochę utrudnia relacje społeczne. Zwłaszcza dzisiaj, ale wcześniej wcale nie było lepiej. Skąd jesteś? Znaczy zanim się to wszystko zaczęło.
- Zależy, czy pytasz o to gdzie musiałem być czy o to skąd mnie przywiało do “nowego świata”.
- Ciężko się z tobą rozmawia. Chcesz ode mnie pełnej szczerości, a sam odpowiadasz półsłówkami i ogólnikami. Wiem, wiem… stare nawyki. Mniejsza o to. Ja mieszkałam w Minneapolis. Tam książę tolerował mnie tylko dlatego, że miał w tym interes. Z resztą nie tylko on. Wiesz, jak to jest gdy wszyscy tobą oficjalnie gardzą, a pokątnie przychodzą po prośbie. Doprawdy żałosni byli. I to zarówno ci z Camarilli i ci z Sabatu. Banda pojebów.
- Czekaj, czekaj. Ten książę to nie czasem Bertold Wayloom? Ten co to wczoraj się pojawił na wyspie?
- Oooo - jęknęła kobieta - On tutaj. Hmmm.. czyli coś się zaczyna dziać. W sumie ciekawie. Jak pojawił się Wayloom, to znaczy, że sieć spisków dojrzała do rewolucji. He, he, he. Ciekawe, co zrobi miś. Pewnie ma ciężki orzech do zgryzienia. A ta ruda kurwa jest jeszcze tutaj?
- A jakże i trzyma łapę na sekretach misia. Pewnie zagryzłaby w ich obronie jeśli mnie pytać o opinię. Cholera, dobrze by było wiedzieć więcej. Widzę co nieco ale ni cholery tego w całość powiązać. Jakbym układał puzzle w ciemności, że oko wykol, jedną ręką, do tego zawieszony za jaja na latarni i za chwilę ma wzejść słońce.
- Jeśli myślisz, że ja ci to wszystko wyjaśnię, to jesteś w błędzie. Znamy się od kwadransu, a i tak powiedziałam ci o wiele za dużo. Jebać, co ma w sumie do stracenia, nie? He, he,
- Co najwyżej tą egzystencję, jak my wszyscy. W sumie masz rację, nie powinienem tak wypytywać nie dając nic w zamian… po prostu ta cała sprawa śmierdzi a ja wolałbym nie dowiedzieć się, że to smród moich przypalanych na ogniu inkwizycji wnętrzności. I to tak pewnie na ciekawość działa.
- Powiem ci tak. Pogadaj z Bojanem i Luciusem. Powiedz im, że wiesz o mnie. Jak Bojan ci zaufa, to dobrze. Pewnie dowiesz się więcej.
- Nie omieszkam. I… pochodzę z Monachium, słuchałaś może kiedyś metalu?
- Nie. To nie moje klimaty. Zdecydowanie bardziej gustuje w klasyce. Kochałam operę, ale mniejsza z tym.
- Sama pytałaś. - Tym razem Stefan się zaśmiał. - Byłem po prostu grajkiem, nic więcej, nic mniej. Nawet po przemianie.
- Pewnie zjeździłeś kawał świat. Zawsze marzyłam o podróżach, ale nie było mi dane. Najpierw klepałam biedę, a potem ten cholerny dar. Zła karma, zła krew, a ja nadal nie mogę pozbyć się myśli, że to życie, nieżycie coś jest warte. Głupie nie?
- Czy ja wiem, jakbyś posłuchała moich piosenek pewnie dostałabyś depresji. Ale nie śpieszy mi się by dokończyć proces umierania. Zawsze jest coś, nadzieja czy inne głupoty co nie pozwala się położyć i po prostu umrzeć. Co chce powiedzieć, tak, szlag, tak to jest coś warte, musi być.
- Tylko mi nie mów, że wierzysz w Boga i jakiś cel tego wszystkiego - dłonią wykonała gest pokazujący pokój, siebie i Stefana.
- W Boga, czy ja wiem? Raczej nie bardzo. Z drugiej strony do przemiany nie wierzyłem w wampiry. A sens jest taki jaki sam chce aby był.
- Nie jestem dobra w filozofii,. Nasłuchałam się wielu fanatyków. Jakieś ścieżki, prehistoria, Kain i jego klątwa. Tylko jakie to ma znaczenie. Nasza wegetacja, czy życie ludzkie ma jakiś cel. Chyba tylko taki, żeby ktoś nami manipulował. Może ci na górze wiedzą więcej. Może trzeba przeżyć, he, he, ze trzy wieki, aby to ogarnąć. Nie wiem. Dla mnie liczy się tylko kolejny dzień. Teraz nie mam pomysłu, planów na przyszłość.
Stefan machnął ręką słysząc o wiekach życia i “tych na górze”.
- Walić to, przeżyjmy a potem pomyślimy co z tym zrobić. Może nawet nowy świat otworzy możliwości których nie dawał stary. Albo wszystkich nas szlag trafi. Zobaczymy co wyjdzie, a jeśli przetrwamy to warto będzie pogadać i powspominać te czasy niepokoju.
- New Wolrd Order, co? Dobra, zapraszam. Tylko nie przychodź z kolegami, bo się pogniewam. Nie muszę chyba mówić, że lepiej aby nikt o mnie się nie dowiedział. Bojan i Lucius wiedzą i niech tak pozostanie. Poczekaj dam ci coś.
Wampirzyca wstała i podeszła do jednej z szafek. Stefan zauważył, że wewnątrz znajdowała się przenośna turystyczna lodówka. Fellicy wyciągnęła z niej torebkę z krwią.
- Pewnie dawno nie miałeś okazji kosztować ludzkiej juchy. Potraktuj to jako prezent. Pamiątkę po spotkaniu. Smacznego. - powiedziała wręczając Stefanowi worek.
- Normalnie, nie wiem co powiedzieć! - Wlepił oczy w plazmę. - Szlag, wzruszyłem się.
- Tylko nie mów, że się zakochałeś . He, he. - zaśmiała się głośno - To jedna z zalet kontaktów z Waltherem. Tyle ci powiem. He, he. Nie pytaj o więcej, bo i tak ci nie powiem.
- Może też powinienem się z nim zaprzyjaźnić? No ale taki prezent… ha, czuję, że do świtu będę miał wspaniała ucztę, chyba lepiej nie chować na później.
- Wypij za moje zdrowie i urodę. - zażatowała Fellicy - A miś… zawsze możesz próbować się z nim zakolegować.
- A żebyś wiedziała, że za to wypiję! - Przekomarzał się z nią. - Nie masz nic przeciwko jeśli wpadłbym od czasu do czasu?
- Od czasu do czasu? Jasne.
- Nawet nie wiesz jak miło porozmawiać z kimś kto nie próbuje Cię na dzień dobry zabić czy wyssać… choć może i wiesz.
- Nie prowokuj - pogroziła palcem - wydaje ci się, że mnie znasz po kilku minutach rozmowy. Nie żartuj.
- Co? Zaraz… chyba źle się wyraziłem. Chodziło mi o spokrewnionych, wiesz te całe spiski i knowania. Ech, już milczę bo znowu coś palnę.
- Chyba się nie boisz?
- Boisz, nie boisz, lepiej nie zrażać do siebie przyjaciół głupimi tekstami, prawda?
- Ależ oczywiście.
Kliknij w miniaturkę
Rozstali się niedługo po rozmowie. Droga powrotna nie nastręczała Stefanowi problemów i po kilku minutach był znów na plaży. Przemoczone ubranie kleiło się do ciała a buty przy każdym kroku wydawały nieprzyjemne mlaskające odgłosy. Całe szczęście, że problemy śmiertelnych takie jak przeziębienie czy otarcia miał już dawno za sobą. Nieżycie miało jednak pewne plusy.
Mimo niewielkiej niewygody zatrzymał się by zabrać ze sobą “szczury”. A nóż się komuś mięso przyda, przecież nie można marnować posiłku w tych czasach. Głupi uśmiech wypełzł na jego usta kiedy przypomniał sobie jaki skarb ma za pazuchą.
Przed powrotem do bunkra załatwił jeszcze tylko jedną drobną sprawę.
Była trzecia kiedy wrócił, ubrania choć wyglądały już lepiej, wciąż były mokre. Podobnie wcale nie krótkie włosy wampira. By dopełnić obrazu w każdej dłoni trzymał za kark martwe zwierzę. Mijanych współlokatorów zaszczycał tylko krótkim “nie pytaj” i szedł szybko do swego małego sanktuarium. Swego pokoju, gdzie niedawno przeniósł cały swój dobytek.

__________
*W trosce o czytelnika nadgniła panna charczy jedynie w waszej wyobraźni.
 
Googolplex jest offline  
Stary 19-07-2015, 20:09   #37
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Bobrowanie w bunkrze przeszło jej najśmielsze oczekiwania. W końcu mogła przyznać, z ręką na sercu, że znalazła swój bezpieczny plac zabaw. Prawie… bezpieczny. Dziwne runy na drzwiach, niby nieczynnego korytarza, były dla hinduski zagadką ale nie miała do tego głowy, by się nad tym zastanawiać. Przynajmniej teraz gdy znalazła coś równie intrygującego.
Właz był bardzo dobrze ukryty i prawdopodobnie ciut za ciężki jak na ramionka tancerki. Może powinna się lepiej zaprzeć nogami? Już chciała się przymierzyć do otwarcia gdy wystraszył ją Bojan.
- Mhyy, mhhy. To prywatne pomieszczenie moja droga. Zatem zabierz od tego swoje łapki. Dobrze?
- Aćća - wystraszona puściła uchwyt włazu. Odwróciła się do wampira z miną dziecka przyłapanego na
gorącym uczynku. - Coś się tak zakradasz? - zaszczebiotała lekko poddenerwowana, machając dłońmi jakby otrzepywała je z wody. - Walther nie zaklepał tego miejsca, jako ‚niedostępne’, a jako kluczniczka muszę zajrzeć wszędzie - przytaknęła rezolutnie sama sobie - Co jeśli jest tam przejście, przez które może wedrzeć się Korpus? Hmmm przyznaj, że nie wpadłeś na taki pomysł, co, co, co? - zakołysała bioderkami budząc do śpiewu dzwoneczki.

- Jeszcze raz proszę, abyś zostawiła ten właz w spokoju - rzekł ze spokojem Bojan - Rozumiemy się?

Spojrzała spokojnie prosto w oczy wampira. W jej czarnym, niczym noc spojrzeniu widać było dziwny błysk.
- Może. - jeden z jej kącików ust drgnął lekko do góry, płynnym ruchem sięgnęła do włosów i uwolniła je z ciasnego koka, każdą ze spinek wsunęła sobie za kołnierzyk choli, po czym jak gdyby nigdy nic, po prostu się odwróciła i skierowała się do swojej kwatery. Już ona tam wróci, oj tak, musi tylko przygotować się do występu.

- Oby - rzucił już do pleców Mohini, Tzimisce.

"Udław się pało." pomyślała wampirzyca.

***

Gdy wróciła do swojego pokoju rozebrała się do naga i rzuciła ubranie, razem z ozdobami, w kąt. Zdenerwowana kopnęła łóżko robiące za kanapę po czym zanurkowała w stercie ubrań, wyciągając kremowe spodnie, podobne do tych co nosił bohater z durnej kreskówki, Alladyn? Aladyyn? Ali, którą kiedyś oglądała w tv. Sportowy czarny stanik i męski, o wiele na nią za duży, biały podkoszulek. Ubrawszy się, związała włosy w ciasny warkocz po czym przypięła go wielką, do pleców, ogromną agrawą z rzeźbionym w jakimś kamieniu słoniem. Na koniec zarzuciła na głowę wielki czarny szal, okrywając swoje ręce i ramiona.
Była prawie gotowa.
Siedząc przed lusterkiem obrysowała swoje oczy grubą czarną kreską kajalu, na czole, kościach policzkowych i brodzie, narysowała drobne znaczki. Dokładnie zasznurowała na nogach trampki, za pasek schowała ostry scyzoryk a może nóż myśliwski, nie była pewna, znalazła broń przy jednej ze swoich ofiar i stwierdziła, że jest ładny i do niej pasuje.

Bezszelestnie wyszła z bunkru, udając się na polowanie. Miała dość wpadania na niepożądane istoty, które jej jeszcze mówią co ma robić, a czego nie. Choć nie rozumiała i nie znała tych wszystkich stereotypów klanowych, to w pewien sposób zaczynała pojmować potrzebę nomadycznego stylu życia Ravnosów. Ah, gdyby tak mogła, po prostu iść przed siebie i nie oglądać się na Bojanów, Arinfów i innych Sratów-tatów…
Jej druga szansa, drugie, lepsze życie stało się przekleństwem, karą za grzechy, których nawet nie zdążyła popełnić…

Przystanęła by zaniuchać w powietrzu. Była głodna… a złość jaką w sobie dusiła, jeszcze tylko potęgowała ów uczucie.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 19-07-2015, 20:59   #38
 
Komiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Komiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetny
- Pierdolone gówno. - skomentował konstrukcje Arthur spoglądając to na Luciusa to na Skowyta. - Co tu się do cholery kurwy jasnej w dupsko ruchanej stało? - wilk chodził naokoło “pobojowiska” badając z niedowierzaniem owe zjawisko z każdej możliwej strony.
-To mi wygląda na przejście… Przejście do umbry… - Ocenił szeptem Eamon i powoli ściągnął ze swojej głowy kominiarkę, którą schował do plecaka, od dłuższego czasu miał wrażenie, że tylko niepotrzebnie grzeje go w twarz, złośliwe żarty Luciusa też nie zachęcały go do jej dalszego noszenia.
- To robota zmiennych… Ludzcy Magowie, nie robiliby czegoś takiego. - Chłopak wskazał palcem wskazującym prawej dłoni na dziwne patyczkowe konstrukcje i popatrzył najpierw, na Luciusa, potem na Arthura.
- Wyglądają na indiańskie, ale nie jestem Teurgiem, więc trudno mi ocenić dokładne znaczenie tego rytuału… Może ktoś złożył ofiarę z ludzi, żeby ubłagać jakieś duchy, by pomogły mu bezpiecznie przejść na drugą stronę. Gdyby tak było, może przejście byłoby stabilne, a nie takie jak przy moim przejściu o którym wam opowiadałem. Ten ktoś penie nie chciał niemiłych niespodzianek… Ale problemem są te ciała. My nie składamy ofiar z ludzi, ani nie jemy ich mięsa, zabijamy w ostateczności… To barbarzyństwo, nawet w kategoriach szamanizmu. Obawiam się, że możemy mieć do czynienia z Tancerzami Czarnej Spirali, albo jakimś innym plemieniem zmiennokształtnych, którzy nie do końca mają poukładane w głowach… -
Kojot wydawał się zmartwiony wnioskami które wysnuł, nawet bardzo, ale takie wyjaśnienie wydawało mu się najbardziej logicznym. Nie sądził by było to dzieło zwyczajnych wilkołaków, ani kogokolwiek z ich wyspy, ani Walther, ani Lisica nie wyglądali na kultystów żmija, nawet jeśli nie do końca wzbudzali jego zaufanie.
Arthur się zastanowił. Tego całego Korpusu unikał, ale gdyby to była robota żmijowców, wtedy z kojotem mieliby może trochę przewagi. Wszakże to zagrożenie znali namacalnie. Inną sprawą pozostawało to, że według słów Walthera i dziwnych wskazówek, niekoniecznie bezpośrednich, od pijawek, świat się już zmienił. Mieli tego dowód niemal tu przed sobą. A co jeśli już nie ma spirali w takiej formie jaką znali? Co jeśli korpus był spiralą, a spirala korpusem? Wilk otrząsnął się z pesymistycznych myśli.
-Tego nie wiemy. - kominiarka lekko tłumiła jego głos - Może już nie istnieje żadna Spirala tylko co innego? Może zrobił to ktoś z “naszych”, a może było to coś podobnego do tego co spotkałeś tam z drugiej strony? Nie wiem. Zapamiętajmy to. Luciusie. Możesz przekazać Waltherowi co tu widzieliśmy? Wie, że jesteśmy na zwiadzie. Przekaż mu to niezwłocznie i proszę ostrzeż też innych. Wrócimy na Oak i będziemy z kojotem trzymać wartę. Oby nic podobnego nie przyszło i tam.
Arthur spojrzał na Skowyta. - Spróbujmy zapamiętać ułożenie. Może być to istotne, a nawet połączone z tymi hasłami. Cholera. Trzeba będzie przekonać miśka żeby puścił się z nami na dzienny zwiad. Teraz z połowa śladów nam pewnie umyka.
Wilkołak dla upewnienia się zaczął obwąchiwać miejsce. Mając w pamięci “tamten” wodorostowy odór.
Lucius nie nie mówił. Oglądał tylko miejsce makabrycznej zbrodni. Gdy Arthur wciągnął głęboko powietrze, poczuł dokładnie ten sam dziwny zapach. Był słaby, ale wyczuwalny.
- Może pokręćmy się po wyspie jeszcze z piętnaście minut, czy pół godziny, może znajdziemy coś jeszcze. Jak sądzisz? - To pytanie Skowyt skierował bezpośrednio do milczącego Luciusa, jakby chciał by bardziej aktywnie włączył się w ich działania.
- Hmmm… - mruknął wampir - Tylko coś czuję, że ich tu już nie ma. Zrobili swoje i poszli.
- Moglibyśmy zabrać jeden z tych patyków… Może Walther lepiej zna się na szamaniźmie… Szkoda, że nie zostawili więcej śladów. - Kojot wydął usta w niezadowolonym grymasie i rozejrzał się po okolicy jakby licząc, że coś jeszcze znajdą.
-A co jeśli patyk to cześć pajęczyny? Trącisz takiego i “pająk” wie, że ma następną ofiarę… Lepiej nie ruszać. Tylko patrzeć i niuchać.
Kojot popatrzył na Arthura i lekko uniósł brwi.
- Wilk ma rację - mruknął ponownie Lucius - Lepiej tego nie tykać. Kto wie, co to za gówno. Śmierdzi mi tu magią.
- Dla mnie to zwykły patyk i dramatyzujecie…. Ale jak chcecie… - Kojot wzruszył lekko ramionami.
-Mi wodorostami - skomentował wilk - Znów zrobisz coś głupiego i oboje wylecimy. Dziś się wstrzymaj. Spytamy Lisicę i Walthera. Może o tym słyszeli. Luciusie, liczę że jeśli Cię nic nie powstrzyma to nas znajdziesz. I dasz odpowiedź. - bardziej stwierdził niż zapytał wilkołak*
- Z tym paplaniem, to ja bym się wstrzymał. Wy idźcie na rajd wokół wyspy, a ja tu zaczekam. Spotkamy się za godzinę przy łodzi. Wtedy postanowimy, co dalej.
-No to mała przebieżka. Uważaj na łódź. Na lądzie widać. Pod wodą nie. Zwłaszcza nocą. nie chcę ryzykować przeprawy wpław. - mruknął Luciusowi i ruszył dziwnie podskakując garou - Malkav mówi że mam iść… - dotarło do uszu Luciusa - Malkav mówi, że mam iść… - trochę ciszej - Nie będziemy jajek myć… - i znów to samo ale ciszej. Kroki Arthur stawiał mamrocząc pod nosem kolejne wersy wymyślanej na poczekaniu przyśpiewki.
- O jakie jajka ci chodzi? Takie do jedzenia? - Zapytał nuwisha, który szedł za Arthurem, kiedy się oddalali, obejrzał się jeszcze na Luciusa.
-Idziesz czy chcesz moczyć tu kutasa? - wilk przystanął i spojrzał na kojota - Kojot boi wody się… - podjął dalszy marsz garou.
 
Komiko jest offline  
Stary 19-07-2015, 22:06   #39
 
Okaryna's Avatar
 
Reputacja: 1 Okaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputację
Może i bunkier był porządny, może i bezpieczny, ale dalej nie podobało mu się zamykanie w czterech ścianach jak zwierzak. Nie miał zamiaru się rozpakowywać, miał nadzieję, że nie zabawią tu długo. Ale tego kto go miał zaraz odwiedzić nie spodziewałby się w najdziwniejszych snach. Uniósł głowę znad swojej torby, którą przekopywał po raz, kij wie który, z braku lepszego zajęcia.
- Dlaczego mi o tym mówisz? - po prostu zapytał zaskoczony nagłą miłością jaką zapałał do niego Ventrue.
- To chyba oczywiste. Zależy mi na tym, żeby znaleźć tu bezpieczną przystań. A przez to, co się tutaj dzieje może się okazać, że źle trafiłem. Dlatego też rozmawiam z tobą. Znasz lepiej Walthera. Z mojej obserwacji, to on tu jest źródłem problemów.
- Masz jakieś podstawy, aby tak uważać? Nie jesteś tu zbyt długo. Nie widzę dlaczego miałbyś od razu mieszać się w społeczność, do której dopiero co się przyłączyłeś. Wiem, że tu chodzi o obawę o własne.. życie, że tak to sobie ujmę, ale dalej chciałbym usłyszeć jakieś argumenty.
- Będę z tobą szczery - powiedział wampir i nachylił się w stronę Arinfa - Być może jestem tu od niedawna, ale o waszym gospodarzu krąży dość sporo plotek. A i sama wyspa też interesuje coraz więcej osób. Walther na pewno ma rację w jednym, że jest to miejsce ważne i szczególne.
Tak, to go zainteresowało.
- Mów dalej? Co to za plotki? - spytał ściągając brwi w skupieniu.
- Jest kilka wersji i trudno mi stwierdzić, gdzie jest prawda. Faktem jest że w większości informacji pojawia się zdanie o tym, że wyspa ma w sobie dziwną moc. Ponoć boją się jej nawet ci z Korpusu. Słyszałem, że Walther jeszcze przed dniem “Rozdarcia Zasłony” miał dobre kontakty z wampirami. Zwłaszcza z czarodziejami, jeśli wiesz co mam na myśli. Tej swojej bazy, nie stworzył wcale z dobroci syna. On ma w tym głęboki interes, aby was tu wszystkich trzymać. Na pewno was okłamuje, bo jestem pewien, że wie o innych grupach w pobliżu.
- Teraz tylko powiedz mi dlaczego miałby to robić? - to naprawdę stawało się coraz bardziej interesujące. Coraz więcej plotek powtarzających, że to jednak Niedźwiedź może być tym złym.
- To przecież proste. “Rozdarcie Zasłony” osłabiło nas, kainitów. Zmiennokształtni mają łatwiej, bo ich w sumie trudniej wykryć. Wojna się nie skończyła. Nie możemy przecież ciągle się chować po kątach. Ta wyspa może być początkiem. Naszym pierwszym bastionem, Nie sądzisz? Jesteś wojskowym? Prawda? Chyba wiesz, co to znaczy mieć dobry punkt wypadowy do ataków na wroga.
- No, można tak ująć, ale słowo ‘byłeś’ jest bardziej na miejscu w tym wypadku. I skoro Misiek nie potrzebuje nikogo, aby się ukryć, bo jak to sam powiedziałeś, jest im łatwiej. To po co w tym wszystkim my?
- Na to nie mam pewnej odpowiedzi - odparł szczerze były książę - Słyszałem, że wyspę otacza jakaś sieć i że wysysa ona energię z podwładnych Walthera. Poza tym sam nie dałby rady obronić wyspy. Robiąc z siebie pełnego miłosierdzia gospodarza, zyskuje darmową armię, która będzie walczyć za niego.
- Masz na myśli nas? My jesteśmy tymi ‘podwładnymi’? Czy jakieś kolejne futrzaste pluszaczki na posyłki? - zapytał zaczepnie. Nie czuł się jakoś słabszy. Może sam nie był jakimś górnolotnym pokoleniem, ale na spadek kondycji nie narzekał. No, może o tyle o ile to możliwe przy piciu krwi zwierząt.
-To teraz ciekawsze pytanie, co ty tu robisz? Skoro tak tu niebezpiecznie i intrygancko?
- Już ci przecież powiedziałem. Wyspa może się stać naszym bastionem. Trzeba się jej przyjrzeć, zbadać i zdobyć sojuszników. A reszta się okaże.
Zastanowił się nad tym dłużej. To kolejna osoba, która mówi o braku zaufania do miśka, może rzeczywiście coś w tym wszystkim jest? Jak na początku bawił się w granie pomiędzy tylko po to, aby powyciągać jak najwięcej informacji od obu stron, tak coraz bardziej teraz się skłaniał ku temu, aby też zacząć wątpić w Miśka.
- Umbra, ponoć to ona jest źródłem całego zamieszania. ale to nie do mnie. Spróbuj przekonać, którego z kłaków, aby z tobą nad tym przyklęknął. Marne szanse. Trzymają się swoich jak muchy gówna.
- Dużo racji w tym, co mówisz. Jednak sojuszników najpierw trzeba szukać wśród swoich. Nie oczekuje od ciebie deklaracji. To jasne. Po prostu rozmawiamy. To do niczego nie zobowiązuje. Sygnalizuje ci tylko, abyś się zastanowił nad tym wszystkim. I wiedz, że jakby co to zawsze poprę swoich.
- Ale najpierw wychlejesz ich krew? O was też nie ma najlepszych plotek - dodał ze złośliwym uśmiechem. - Zastanowię się, ale na razie jeszcze poobserwuję naszych futrzastych. Kojot ponoć widział coś przerażającego, a Misiek jakoś się wykręcił sianem.
- Z mojej strony nie masz się czego obawiać. Plotki o moich kontaktach z Sabatem, to zwykłe pomówienia. A Walther? Cóż… każdy tyran, kiedyś upadnie. Bywaj.
Berthold pokłonił się z ruszył do wyjścia.
- Tymczasem - odpowiedział bez entuzjazmu. Nie miał zamiaru mówić mu niczego czego sam był świadkiem. Nie teraz. Musi sam się zorientować o co tu chodzi. Zaczynał się gubić…
Postanowił więc popałętać się nieco po bunkrze w celu ułożenia myśli, ale i tak jakoś mu to nie wychodziło.
 
__________________
Once upon a time...
Okaryna jest offline  
Stary 19-07-2015, 23:27   #40
 
Smirrnov's Avatar
 
Reputacja: 1 Smirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znany
Obydwa futrzaki zmieniły formę na bardziej przystosowaną do nocnych, pieszych wycieczek. Wyostrzając sobie zmysły ale zachowując ludzki kształt.
Wyspa pomimo swej niewielkości, mieściła na swym obszarze legowiska dzieci Gai. Wyglądało to tak, jakby właściciele dobytku zostawili wszystko znikając zbyt nagle, by było to naturalne. Minęli legowisko kota, sądząc z zapachu

- Może się schowamy i poczekamy, aż wrócą? - Zaproponował Skowyt.
- Tak, super pomysł. zwłaszcza że jeden z nich wisi sobie na konstrukcji jako mięsko dla robali i kruków. Morrigan by się uśmiała. Nic tu po nas. Przepatrzmy co ciekawego zostawili i zastanówmy się gdzie mogli się udać. Najwyżej rano tu się wróci sprawdzić stan. Może nic się nie zmieni, a może wrócą i zostaną jakieś ślady. Lub wróci nasz pajączek. - odparł i ruszyli dalej.
Arthur szukał najdrobniejszej oznaki odstępstwa od normy, która mogłaby sugerować, że mieszkańcy wyspy nadal tu są. Oraz takich, które mogłyby wyjaśnić, skąd wzięły się inne trupy w konstrukcji znalezionej z Luciusem. Zwłaszcza, że na trzy znalezione leża, tylko jedno z nich pachniało jak niektóre fragmenty zwłok. W tym legowisku uwagę Skowyta przyciągnął niepozornie wyglądający nóż.


Był wyrobiony z kamienia, a rączkę owinięto skórą.

- Zobacz. - Kojot pokazał znalezisko Arthurowi. - To mogą być nasi, gdyby współpracowali z Korpusem, nie używaliby tak prymitywnej broni, tylko trzymali tu wyrzutnię rakiet, albo coś takiego…
-Fetysz? - spojrzał z uniesionymi brwiami, choć gówno było widać pod kominiarką, garou.
- Możliwe… Mógłby się nam przydać, ale jeśli to potencjalni sojusznicy, może lepiej ich na początku nie wkurzać. - Kojot wahał się przez chwilę, aż w końcu odłożył broń na miejsce.
-Weź. Chociaż, jeśli zostawiliby tak cenną broń, oznaczałoby to, że nie udało im się uciec. Możemy go zabrać, schować gdzieś z dala od naszej kryjówki, by nie zdradził nas przy ewentualnym jego poszukiwaniu, a później wrócilibyśmy do niego jeśliby sytuacja na to pozwoliła. Jak przepadnie, nic nie stracimy - stwierdził rzeczowo Arthur - Gdybym miał wyrzucać od razu przydatną broń, nie miałbym dziś ze sobą łuku i strzał. Nie masz żadnej sakwy ani nic takiego co? - garou spojrzał na kojota. Tęczówki w połowie były niebieskie, w połowie intensywnie zielone. Granica pomiędzy kolorami nieregularna, ale widoczna. Zwłaszcza dla wyczulonych zmysłów.
- A plecak nie wystarczy? - Kojot jakby niechętnie zabrał kamienny nóż i schował go do mniejszej kieszeni swojego plecaka.
-Skoro się upierasz - odparł i powędrowali w milczeniu do canoe Luciusa

Kolejne leże znaleźli około stu metrów od poprzedniego, również należało do wilkołaka i miało niemal identyczny wygląd jak wszystkie inne. Opuszczone, jakby domownik wyszedł do sklepu po fajki i za chwile miał wrócić. Nie ruszali niczego tylko zapamiętali lokalizację i ponowili przeszukiwanie wysepki

- Nadal wydaje mi się, że taka kradzież jest nie fair… - Mruknął kojot odnosząc się do znaleziska i poprawiając sobie na ramię swój plecak i szybkim krokiem drepcząc w ślad za wilkołakiem, by przypadkiem nie przyszło im się rozdzielić. - A co jak to jakaś pamiątka? Może ma dla kogoś wartość sentymentalną… Gdybyśmy kradli pieniądze, albo jedzenie, to co innego, no wiesz, na przykład chipsy. - Kojot szedł zamyślony i rozglądał się po otaczającym ich terenie, wypatrując zagrożenia.
-Taaa, rodowa pamiątka. jak przeżyjemy to gówniane załamanie świata, to oddamy. A teraz raczej liczy się każdy rodzaj pomocy jaki możemy zdobyć. Nie sądzę jednak, by “tubylcy” aż tak bardzo przejęli się brakiem ekwipunku, który zostawili, skoro na ich małej wyspie stoi układanka z fragmentów ciał. Nie sądzisz? Jeśli jednak przyjdą z pretensjami, to musi to być kurewsko ważna pamiątka rodowa. Chyba że Ci śmierdzi czymś podejrzanym. Wtedy capnij ją w wodę. - odpowiedział kojotowi wilk
- W tych czasach wszystko jest podejrzane… Ale chciałbym, żeby okazali się kimś przyjaznym. Pomyśl sobie, jesteś jedynym wilkołakiem na wyspie. A tam dało się na węch wyczuć co najmniej ze dwóch. Przydaliby nam się…. W większej grupie może ktoś w końcu by się ze mną zgodził, że lepiej przestać się tu ukrywać…
-Oj, wyobraź sobie tutaj Czarną Furię… Albo Fenrisów… - rzekł garou - Nie chciałbym tak bardzo konfliktowych plemion spotkać, a co dopiero przyjąć do ostoi. No i głównym zarządzającym byłby Walther. Ale nie znieśli by myśli o tym że mają współpracować z pijawami.
- Dało się wyczuć też zapach kota, jeśli dogadali się z kotem, to i z resztą naszych by się dogadali… - Kojot westchnął sobie smętnie.
-Kot to jednak jakiś futrzak. Pijawa, cóż… Kiedyś pijawa znaczyła po prostu Żmija, dziś nie wiadomo. Ale jednak niechęć pozostaje. Nie, to nie byłby dobry pomysł w obecnej sytuacji. Nie gdy ten cały helikopter tu przyleciał.
- Nie sądzisz, że lepiej byłoby zginąć w walce niż na siłę starać się przeżyć na tej pieprzonej wyspie? Gaia nie stworzyła nas po to byśmy sobie żyli, tylko po to byśmy bronili jej i jej dzieci. Ludzie też się do tego zaliczają, nie powinniśmy patrzeć jak korpus po prostu przejmuje nad nimi władzę… - Skowytowi najwyraźniej nie pasowała obecna prawie stabilna sytuacja
-A proszę cię, leć, daj się zarżnąć w bezsensownym ataku na coś czego nie znamy. Osobiście, wolałbym znaleźć słabości tych widmo żołnierzy, o których tyle opowiadają i dopiero wtedy atakować. A niestety, by to zrobić musimy przetrwać.

- Siedząc tu niczego się o nich nie dowiedzieliśmy… Moglibyśmy zebrać się w kupie i spróbować przejąć jakieś silosy z pociskami nuklearnymi, myślę, że znając odpowiedni rytuał, przekonalibyśmy pająki tkaczki by pomogły nam je wystrzelić. Zmniejszając populacje ludzi, zmniejszylibyśmy też populację korpusu. - Mruknął kojot.
-Ja w rytuałach niestety nie siedzę. Nie znamy też lokalizacji ich “mózgów” więc potrzeba nam pewnego rodzaju wywiadu. Jeśli już tak dalece planujemy. A do wywiadu, niestety, najlepiej chyba nadają się pijawy. A teraz, spróbuj przekonać tą zgraje na wyspie, oraz Luciusa i Bojana, by opuścili schron dla wyimaginowanych siedzib z jakąś bronią. Trochę nierealne. Przynajmniej dla mnie. - orzekł Arthur
- Składy rakiet balistycznych nie są wyimaginowane… - Wtrącił Nuwisha. - Ale masz rację, słońce utrudnia im sprawne przemieszczanie na dalsze odległości, więc nigdzie się nie ruszą… Nie wiem czy sojusz z nimi bardziej nam pomaga, czy przeszkadza…
-Ja oddychać pod wodą nie umiem, a im chyba nie jest to potrzebne. Więc w tym nas przewyższają. I są atutem jeśli coś mamy zaplanować. Niestety, nadal im nie ufam. W sumie, tobie trochę też nie do końca. Zwłaszcza gdy palnąłeś z tym zabijaniem. Ale nie ma zbytnio innej drogi by iść.
Kojot westchnął ciężko i przyspieszył kroku by zrównać się w marszu z Arturem. -Chciałem tylko byś wiedział dlaczego to robiłem… Nie dlatego, żeby zrobić Waltherowi na złość. Ani dlatego, że mi się nudzi… Chciałem się czegoś dowiedzieć, w jakiś sposób zachęcić resztę do działania.
-Miśka na pewno zachęciłeś - mrugnął sarkastycznie Arthur - A co do silosów czy tych punktów rakietowych. Nie sądzisz że nie tylko my wpadliśmy na taki pomysł? Skoro więc my wpadamy na takie coś, to na pewno korpus jako pierwszy przejął takie miejsca i chroni je cholernie kurewsko dobrze.
-Czasami warto spróbować kogoś przekonać, nawet jeśli szanse są marne. Niedźwiedzie mają to do siebie, że są leniwe, wolą spać, żreć i tyć, niż stawiać czoło problemom, to po prostu ich natura… - Odparł Nuwisha.
-Hahahah. Może też przez to że te tereny są ich siedliskiem. Walther naprawdę czuje się tu jak w domu, ba to jest jego dom. Nie zdziwię się gdyby od dawna trzymał opiekę nad tym obszarem. Ciekawe czy ghurale też mają caerny, najlepiej gdzieś w okolicy… - zastanowił się wilkołak, wszakże pierwszy raz miał do czynienia z ghuralem.

-Słyszałem,że mają, ale nikogo do nich nie dopuszczają, to samotnicy… Chociaż teraz to pewnie nieaktualna zasada. - Nuwisha wzruszył ramionami.
-Sądzisz, że to słupodrzewo. Do którego jest zakaz… Mógłby być takim miejscem? I dlatego Walther tak go broni?
- Myślę, że to miejsce mogło być nim kiedyś, ale zmiany na świecie je wypaczyły… Możesz mieć rację. - Nuwisha zaczął nerwowo podgryzać swoją dolną wargę. - Mogę… cię o coś zapytać? Nie powtórzysz nikomu?
-Jeśli mnie o to zapytają, pewnie powiem. Nie jestem dobrym kłamcą. Ale póki co, będę trzymał jęzor za zębami. - wzruszył ramionami garou.
- No więc… - Nuwisha zamyślił się, nie bardzo wiedząc jak zabrać się do tematu, ale po chwili kontynuował. - Słyszałeś te opowieści o rezerwatach dla zmiennokształtnych prawda?
-Hmm? - spojrzał na kojota zatrzymując się. - Jesteśmy niedaleko. Lucius. - pokazał na usta wilkołak przechodząc na język wilkołaków. I mając nadzieję że nuwisha znają go również.
Rzeczywiście, ułożenie plaży i wody, sugerowało że powoli zbliżają się do miejsca spotkania. Nie napotkawszy innego legowiska. Póki co.

- Lucius jest w porządku… - Odparł kojotołak, nie czyniąc tego jednak słowami, lecz serią mruknięć, warknięć i skamlących pochrząkiwać, kojoty wydawały inne dźwięki, ale dało się dogadać na podobnej zasadzie jak polak z czechem czy słowakiem. Kojot zwolnił tempo marszu.
- Chodziło mi o to, że… Podobno w rezerwatach trzymają tych, którzy się poddali, ale wy, Garou raczej się nie poddajecie, dla mnie to jakieś pierdolenie… Niby jak utrzymaliby w niewoli grupę kilkunastu kipiących testosteronem maszyn do zabijania? Co jeśli trzymają ich tam, bo dają im złudzenie bezpiecznego schronienia? Co jeśli my jesteśmy w takim rezerwacie i cały czas nas obserwują… Może wolą, żebyśmy tu siedzieli pod kontrolą niedźwiedzia i sami zdechli ze starości, niż żeby musieli z nami walczyć?
- Nie wykluczam tego pomysłu, jednak nie sądzę by poczucie bezpieczeństwa wystarczyło. Zwłaszcza jeśli siedzą tam szczepy nieprzepadające za sobą. No i na pewno nie ma tam wampirów, nie sądzisz? Raczej wydaje mi się, że spróbowali przeciągnąć ich na swoją stronę jak Spiralę. - Arthur podrapał się po obrosłej gęstymi i rudawymi włosami twarzy.
- Nie wiem, czy nie ma tam wampirów, to plotki, nikt nigdy nie uciekł z takiego rezerwatu prawda? Więc nie wiemy co w nich jest naprawdę. Moglibyśmy trzymać w takim rezerwacie nawet żywą Godzillę, im w zamknięciu byłaby bardziej na rękę niż na wolności, sądzę, że wampiry też. - Odparł kojot. - Ale nie zapytam o to Walthera wprost… Boję się, że już nigdy nie porozmawiam z nim jak z przyjacielem. -
-Spytaj Lucka. Chociaż, nie wiem co gorsze, brak odpowiedzi, czy odpowiedź zagadkami. Tak czy inaczej, przeżyliśmy tu miesiąc jak nie dłużej. Nic się nie wydarzyło do tej pory sugerującego byśmy w takim rezerwacie przebywali. Chociaż z technicznego punktu widzenia, te tereny były jakimś rezerwatem. - garou się uśmiechnął - Jednak, nadal pomysł z TYM rezerwatem jest dla mnie lekko chybiony. Może są tam wampiry jak mówisz. Ale czy na pewno dopuścili by do rozmów, opuszczania terenu i swobodnych spotkań nadnaturalnych? Poza tym, nie zauważyłem nigdzie żadnych kamer, podsłuchów czy czego tam jeszcze się używa do szpiegowania i kontroli ludzi.
- Zrzucają nam tu paczki z samolotu. Na wolności coś takiego się raczej nie zdarza...Hmm. Właściwie to nikt nigdy nie opuścił naszej wyspy… Czy raczej grupy wysp. Przybywają tylko nowi. -argumentował nuwisha
- Paczkę zrzucili po przybyciu Księcia, więc zapewne on musiał mieć jakiś związek z tym. Albo ktoś, kto go przewoził. Mógł być to również kontakt Luciusa czy Bojana. Coś na zasadzie przyjacielskiego uprzedzenia “Są blisko, uciekajcie”. Czy coś. Nie wiem.
- Mogliby nam chociaż zrzucić jakiś dynamit…. - Kojot powęszył chcąc zlokalizować Luciusa. Dotarli już niemal na miejsce, a jego nigdzie nie było widać.

-Niestety, jedyny możliwy, znający się chociaż trochę na takich zabawkach zniknął. - odparł wilkołak odnosząc się do braku jakiejkolwiek oznaki życia od khana
- Nie oglądasz filmów? Wystarczy podpalić lont, rzucić w stronę wroga i spierdalać… - Skowyt uśmiechnął się wesoło.
-Mi chodzi o wyrób, nie o użycie. Jak to działa to wiem. Ale strzały wyrobić umiem. Jeśli mi zabraknie. Gdyby kot tutaj był, moglibyśmy go zapytać czy umiałby takie coś, lub podobne badziestwo zrobić. Z tym, że cholernie dużo hałasu to robi. Łuk czy kusza są lepsze w naszej sytuacji. - orzekł wilk. Dwójka zbliżała się już powolnym krokiem do miejsca spotkania z Luciusem, a puste canoe wciągnięte było do połowy na brzeg, tak jak je zostawili. - Dokończymy rozmowy i rozmyślania rano co? - spojrzał na Skowyta mówiąc już w ludzkim.
- Szkoda, że Walther się na mnie gniewa… Zawsze chciałem go poprosić, by nauczył mnie jakiś misiowych darów bojowych… W tych czasach bardzo by się mi przydały. - Kojot marudził, również zaczynając już mówić po angielsku i kopiąc sobie po drodze jakiś mały kamyk.

Gdyby garou pił, zakrztusiłby się śmiechem - Misiowe dary bojowe? Zwiększanie masy i niepowstrzymana sił by być największym skurczybykiem na świecie? - klepnął kojota po ramieniu - Mniejsze nie zawsze znaczy gorsze. Lepiej się ukryjesz, nikt cię nie zauważy, prześlizgniesz się tam gdzie ja lub misiek nie dalibyśmy rady. A potem, gdy nadejdzie ten właściwy moment, zadasz kluczowy cios niczemu niespodziewającemu się przeciwnikowi. Korzystaj mądrze ze swego pochodzenia. Ale możliwość przeżycia na samej trawie przez dłuższy czas… Przydałaby się - westchnął wilkołak - Właściwie, wiesz więcej o darach i Umbrze niż ja, co ty na to, byśmy poszli na mały układ. Ja pilnuję cię przed robieniem głupot, widzianych tak przez inne osoby… A ty mnie doszkalasz w duchowym aspekcie, co? Kto wie, może nie będzie nam dane przeżyć. Ale i tak chcę wiedzieć. - Arthur uśmiechnął się na myśl o czynności doszkalającej, nie skupiającej się na wprowadzaniu konfliktów.
Kojotołak zgarbił się nieco kiedy Arthur klepnął go po ramieniu, ale tylko na chwilę, jakby się tego nie spodziewał, albo myślał, że towarzysz chce go w tamtej chwili uderzyć. Potem wysłuchał jego słów przyglądając mu się, aż w końcu się delikatnie uśmiechnął.
- Właściwie to… Nauczanie Garou było naszym głównym zajęciem od bardzo dawna… Znasz historię o tym jak praojciec kojot spotkał praojca wilka, tuż po tym jak świat został rozdarty na dwoje? -
-Heh, i tak i nie. Jak mówiłem, nie jestem dobry w duchowym aspekcie. I przysypiałem z początku na “lekcjach”. Więcej jednak interesowali mnie Tuatha De Danann… - odparł z lekkim oporem wilk

Nuwisha pokiwał delikatnie głową i uśmiechnął się szerzej. Chrząknął, przyjął minę iście profesorską i podjął wyjaśnianie garou co i jak.

- Pewnej nocy, Kojot jak zwykle bawił się biegając po prerii i dokazując innym, mniejszym zwierzętom, ale nagle jakieś dziwne dźwięki zmąciły jego dobry humor. Udał się więc na pobliskie wzgórze, a tam, na krawędzi klifu zastał płaczącego wilka. Kojot więc przysiadł obok waszego przodka i zapytał go “Dlaczego płaczesz?”. Wilk zaś odpowiedział mu. “Nie mogę znieść tej rozłąki, tęsknię za Luną, tęsknię za gwiazdami, które widzę co noc, lecz nie mogę ich dotknąć, choć kiedyś były na wyciągnięcie ręki.” Kojot pokiwał wtedy głową ze zrozumieniem i odparł. “Nie płacz już zatem, ja tańczę pośród gwiazd niemal każdej nocy. Jeśli chcesz, nauczę cię jak to robić.” I tak jak powiedział, tak zrobił, nauczył wilka jak wchodzić do Umbry, jak odwiedzać duchy, które zostały oddzielone od świata na którym żyjemy, jak znów sięgać gwiazd, a potem, zostali dobrymi przyjaciółmi. Jako potomkowie tamtego kojota, staramy się podtrzymywać tą tradycje, chociaż nie jesteśmy tak otwarci i odważni jak nasz praojciec. - Kojotołak zakończył opowieść lekkim wzruszeniem ramionami i cichym westchnięciem.
- Hmmm. To wiele tłumaczy - odparł jakby do siebie garou - I gdzie ten przeklęty Lucius? - Wilk rozejrzał się naokoło z odruchu kucając by był mniej widoczny.

- Może się schował bo sra? - Pomyślał po chwili na głos Nuwisha i rozejrzał się w ślad za znajomym wampirem.
-Krwawe gówno na plaży…. - zanucił koślawo wilkołak - Nocami się śni….
-Musi mieć rozbryzg na pół łazienki. - Dodał kojot a jego twarz wygięła się z obrzydzeniem tak jakby właśnie połknął cytrynę.
- Śpiewaj, nie wyobrażaj sobie tego - kąśliwie skomentował Arthur - Właściwie - podjął po chwili - Słyszałem że niektóre wampiry muszą jeszcze zeżreć najbardziej krwiste części ludzkie by zaspokoić głód. Myślisz, że wtedy muszą się wysrać?
- Stary wampir głośno sraaaa… - Zanucił kojot w rytm piosenki o starym, śpiącym niedźwiedziu.
-Ijaijaooooo - dodał wilkołak do rytmu - Do podtarcia rękę ma….
- Myślę,że każdy musi srać, co to w ogóle za pytanie? - Kojot obruszył się, że wilkołak może mieć co do tego jakieś wątpliwości i myślał nad dalszym rytmem do melodii.
-Ale przecież oni tą krew tylko wchłaniają… Wiec w sumie, skoro żołądek im nie potrzebny, to odbyt również.
-No to może się schował bo szczy… Teraz lepiej? - Fuknął kojot, i znowu rozejrzał się za Luciusem. - Tylko szczanie by nie trwało pięciu minut, ile my już tu tak stoimy i gadamy? Nie wziąłem zegarka… -
-Nie wiem. - orzekł Arthur - Jedno gówno tu, drugie tam, Lucek brudne rączki ma… - znów wrócił do wymyślania gównianej piosenki o sraniu Lucka
-My się go brzydziiiiiiimy…. Kibel podpaliiiiimy…. - Zawył kojot lekko fałszując.
-Dobra, bo nas usłyszą, po wodzie się niesie - zamilkł wilkołak.
-Chuje! - Krzyknął na próbę kojot i nadstawił uszu chcąc sprawdzić, czy poniesie się też jakieś echo.
-Tak to nie działa - odparł półszeptem Arthur, przypominając sobie o ostrożności - Musiałby ktoś rozmawiać na brzegu naszej wyspy, wtedy byśmy go usłyszeli. Nie słowa ale fakt że gada. Inna sprawa jak się drzesz niczym pojebany - wilkołak usiadł na plaży
- Jeśli ci miejscowi mieliby nas wykryć to pewnie by nas wywęszyli dawno temu, śpiewanie nie pogorszy sprawy. - Zaśmiał się wesoło Cichy Skowyt po czym przysiadł na plaży z szeroko rozłożonymi nogami i zaczął usypywać sobie między nogami górkę z piasku.
-Nie chodzi o miejscowych. Tylko o sąsiednie wyspy i ewentualne zagrożenie z naszej. Dobra, nieważne, pomilczmy i poczekajmy na tego Luciusa. - widząc czynność kojota wilk postanowił dołączyć do budowania zamków. Opazurzone dłonie sprawiały się przy wykopywaniu dołków na fosę
 
__________________
Kto lubi czytać, ten dokonuje wymiany godzin nudy, które są nieuchronne w życiu, na godziny rozkoszy.
Smirrnov jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:19.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172