Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-07-2015, 08:27   #3
Asderuki
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Posiadłość

Posiadłość Lukrecji znajdowała się na wzniesieniu. Trzeba było udać się na granice miasta odbijając z głównych ulic. Wznosiła się dumnie ponad innymi budynkami prezentując wspaniały widok. Gdy spojrzało się za siebie można było ujrzeć wspaniałą panoramę miasta i morza. Statki stały w porcie, a promienie słońca rozświetlane w falach podkreślały ich sylwetkę. Miasto było gęsto zabudowane swoją mieszanką niskich i piętrowych uliczek łączonych pomostami i mościkami. Tam gdzie zatoka wdzierała się dalej w ląd uparte zabudowania nie ustępowały i zamiast brukowanych ulic były wodne kanały. Z wzniesienia wszystko było widać. Kościoły, katedry i świątynie, ratusz i wielki plac przy nim, biedniejszą część miasta. Nie było murów. Położenie nie było korzystne do obrony i już dawno miasto zasłynęło ze swojego niesamowitego poddaństwa najeźdźcom. Byle by tylko oszczędzone. Dlatego nawet za kadencji Nadii barwy flag zmieniały się kilkukrotnie. Jednego razu mogła nawet podziwiać morską walkę kiedy to dwie armie biły się o wpływy w okolicach portu. Wody były tutaj spokojne i kupcy chętnie przybijali do portu. Było też blisko do okolicznej kopalni i wioski zbudowanej wokół mniej. Był tylko jeden bezpieczny trakt prowadzący wzdłuż wybrzeża aż wzniesienie nie ustąpi nizinie lub dotrze do wioski. Miasto tchórzy.

Odwracając wzrok można było podziwiać posiadłość Lukrecji. Dwuskrzydłowa, szeroka, z bujnym ogrodem dookoła. Po prawej stronie można było dostrzec fontannę otoczoną kolumnami. Po lewej… po lewej było ciemno od drzew i roślin, które wchodziły ręcz na całe skrzydło skrzętnie je pokrywając. Nie sprawiało to wrażenia na celowy zabieg. Jednak umykało to gdy tylko wracało się wzrokiem na resztę posiadłości. Bogato zdobiona, z kolumnami i witrażami w oknach. Zachwycała wielkością. Nadia była tu pierwszy raz, ale miała wrażenie, że to nie była do końca prawda. Również jednak i te myśli się rozwiały gdy tylko hrabina się odezwała.
- No to jesteśmy na miejscu. Czyż nie jest wspaniała? Poczekaj aż zobaczysz wnętrze. Poczyniono już przygotowania do balu - uśmiechnęła się szeroko i zalotnie wychodząc z karocy. Obok niej stanął półorczy ochroniarz mocniej opierając się na halabardzie. Wydawało się, że zżółkł nieco na twarzy.
- Moja pani - dobiegło do uszu Nadii i zobaczyła najdziwniejszego służącego w swoim życiu. Wysoki, o ostrych, szlachetnych rysach elf stał w drzwiach do domostwa. Miał obojętną minę. Jego ubrania były bardzo bogate, w kolorze kolbatu. Pokłonił się i jego długie białe włosy spłynęły ku ziemi. Złodziejka nigdy nie słyszała o służącym elfie.
Nadia nie kryła swojego zachwytu, rozglądając się ciekawie. Wyszła z karocy, odwzajemniając uśmiech Lukrecji i poprawiając swój strój. Wydawał się teraz zbyt prosty na otoczenie.
- Istotnie, jest tu pięknie! - powiedziała bez śladu fałszu. - Czuję się wręcz nie na miejscu, nieprzygotowana. W obecnym stroju nie mogę się pojawić na balu - roześmiała się. - Jakieś sugestie w co powinnam się odziać? - spytała cicho, wręcz kusząco, popatrując przy tym na elfa, ale nie zadając cisnącego się na usta pytania.
- Znajdziemy coś dla ciebie. Coś wymyślnego a jednocześnie frywolnego aby mogli cię podziwiać. Chodź oprowadzę cię po posiadłości. Mamy jeszcze chwilę czasu - hrabina ujęła Nadię pod rękę i raźnie ruszyła przed siebie prowadząc ją do środka. Elf ustąpił im drogi przytrzymując drzwi. Unikał kontaktu wzrokowego i ruszył za nimi niczym pstrokaty cień. Szedł dumnie mimo swojej pozycji. Jednak gdy tylko zauważał, że jest obserwowany natychmiast spuszczał wzrok.

Mimo swojej niezwykłości elf nie był najciekawszą atrakcją. Wnętrze posiadłości odpowiadało swojemu zewnętrzu. Łagodne światło zachodzącego słońca przebijało się przez witraże zdobiąc kamienną podłogę wymyślnymi wzorami. Wielki żyrandol zwisał u sufitu łapiąc promienie światła rozświetlając dodatkowo sale tęczowymi błyskami. Złodziejka świetnie wiedziała, że wiele warte musiały być te wszystkie kryształki. U końca para schodów prowadziła na wyższe piętro. Te w lewą stronę były zasłonięte kotarą u szczytu. Prawe zaś zapraszały przyjemnymi kolorami. Tam też hrabina poprowadziła półelfkę. Korytarz zakręcał i był długi. Rzędy drzwi na jednej jego ścianie prowadziły do kolejnych pokojów. Przy ostatnich drzwiach zatrzymał się pochód.
- No, to tutaj będziesz miała swój pokój.
Nadia szła prawie, że przytulona do hrabiny, z lubością korzystając z miękkości i ciepła jej ciała. Rozglądała się otwarcie po wnętrzu, nie ukrywając swojego zachwytu. Przepych nie był tym co uwielbiała, piękno jako takie zawsze rudowłosą mocno pociągało. Hedonistyczna natura siedziała w niej do głębi. Uśmiechała się, również w stronę elfa i przesuwała dłonią po co piękniejszych zdobieniach.
- Czuję się zaszczycona twoją gościną, Lukrecjo - zwróciła się bezpośrednio do kobiety, spoglądając hrabinie w oczy.
- Naturalnie. A teraz rozgość się. Mój służący przygotuje ci posłanie i zajmie się twoim posiłkiem. Dokona też pomiarów i zobaczymy czy uda nam się coś przeszyć.
Hrabina pocałowała dziewoję krótko w usta po czym zostawiła ją wraz z elfem. Zniknęła za zakrętem kusząco kręcąc tyłkiem. Bezimienny elf podszedł do drzwi i nieco niepewnym ruchem odtworzył je dla Nadii. Pokój był zdecydowanie większy niż Ludiusa. W środku było podwójne łoże z baldahimem, toaletka, szafa na ubrania i szafka z alkoholami, pulpit do pisania i biblioteczka. Dodatko było wyjście na balkon.
- Khm… Pani? Twe imię to..? - odchrząkną służący patrząc na rudowłosą z mieszanymi uczuciami.
- Ilynea - odparła Nadia, używając swojego wymyślonego, ale mającego dobre podłoże imienia. Ruszyła powoli w stronę balkonu, ciągle nie mogąc oderwać oczu od pięknego otoczenia. I przez moment także od elfa.
Ten pokłonił się kiedy dostał odpowiedź.
- Proszę wybaczyć pytanie, ale jesteś jedną z przyjaciółek hrabiny? - zapytał wciąż w pokłonie. Złodziejce zdało się, że jego głos był nieco słaby kiedy zadawał pytanie.
- Tak… - zawahała się na moment. - Od niedawna, ale tak. Zaprosiła mnie, abym towarzyszyła jej na balu… i może później.
Elf nie odpowiedział. Nadia zaś otworzyła drzwi na balkon i ujrzała cudną zdobioną białą, kamienną balustradę z dwiema donicami. Rosły w nich czerwone i różowe kwiaty. Za tym rozciągał się widok na zadbaną część ogrodu. Po środku była kamienna fontanna z długim korytem. Wokół prowadziła ścieżka i rosły starannie przystrzyżone krzewy. To wszystko okalały kolumny porośnięte winoroślem. Dalej były drzewa i za ogrodzeniem zaczynał się las.
Gdy półelfka podziwiała widoki nagle zjawił się za nią elfi sługa.
- Pani… proszę wybaczyć śmiałość… ale nie powinnaś konszachtować się z hrabiną.
Nadia drgnęła, zaskoczona. Nie była szlachcianką i nie miała nigdy własnych sług w pełnym tego słowa znaczeniu, ale i tak wydawało się, że ten elf faktycznie należy do śmiałych. Odwróciła się ku niemu i zmarszczyła brwi.
- Czemuż to? - spytała zaintrygowana.
Białowłosy zdawał się być blady. Blady i zdenerwowany. Zanim odpowiedział niepewnie omiótł okolice spojrzeniem. Spojrzał się nawet za siebie.
- Pani, hrabina nie jest człowiekiem… - szepnął niemal konspiracyjnie, gdyby jego głos nie zdradzał strachu.
Przyjrzała mu się dokładniej, zbliżając odrobinę.
- Kim… czym jest w takim razie? Dlaczego jej… służysz? - spytała cicho, niemalże szeptem. To brzmiało jak tajemnica, a Nadia uwielbiała tajemnice. Dreszczyk emocji musiał towarzyszyć jej życiu, aby czuła jego pełnię.
- Ja… - zająknął się i urwał, a jego twarz wymalował wyraz przerażenia. Pokłonił się.
- Pani, pozwól mi wziąć twoje pomiary. Czasu nie ma wiele - wystawił dłoń. W tym geście było wiele gracji i nawet półelfka wiedziała, że żaden służący w ten sposób by nie podał ręki. To wymagało ćwiczeń. Wielu.
Zbliżyła się jeszcze bardziej, pozwalając mu wykonać polecenie hrabiny. Spojrzała mu głęboko w oczy.
- Mnie nie musisz się obawiać - szepnęła. - Proszę, jeśli chcesz bym posłuchała twojej rady… może będę mogła pomóc i tobie.
Spojrzenia spotkały się. Elf wciąż wydawał się niepewny, ale nadzieja też spozierała z jego oczu.
- Doceniam odwagę pani. Ale to nie jest zadanie dla szlachcianki Ilyneo - powiedział cicho wyciągając z kieszeni centymetr krawiecki. Zaczął ustawiać Nadię i mierzyć jej ciało.
- Masz rację, nie jest - odpowiedziała mu, pozwalając mu robić to co musiał. - Lecz ja mam wiele twarzy… - zawiesiła głos - ...i część z nich ma wystarczająco siły i odwagi.
Elf zamarł się na chwilę.
- W takim razie przyjdź na drugą stronę posiadłości… po balu. Nie daj się ponieść za bardzo… jeśli będziesz potrafić - wyszeptał szybko zerkając na drzwi od pokoju i ogród. - Za dnia usługuje, nie ma tu innych prócz półorka. Nie znam nawet jego imienia. Postaram ci się wszystko wytłumaczyć… o ile sama nie zrozumiesz.
W tym momencie klamka od drzwi szczęknęła. Elf spuścił głowę tak raptownie, że o mały włos nie uderzył nią o głowę półelfki.
- Czy wszystko gotowe? - zapytała hrabina wchodząc.
- Tak pani…
- Ilyneo, mam nadzieję, że mój sługa nie naprzykrzał się w żaden sposób? - Lukrecja spojrzała na półelfkę.
- Oczywiście, ze nie - Nadia odpowiedziała swobodnie, z uśmiechem. W konspiracji miała spore doświadczenie i musiała jedynie pilnować się, aby nie przyglądać hrabinie uważniej niż wcześniej. Na szczęście łatwo było wymówić się kontemplacją jej urody. - Mam nadzieję, że uda się coś dopasować do moich… niewielkich rozmiarów - zaśmiała się rudowłosa, obracając się. - Piękny widok.
- Nieprawdaż? - widać było, że Lukrecja uwielbiała komplementy. - Trzeba było nieco się nasilić aby zapanować nad chaszczami. I jeszcze chwasty. No ale udało się, udało. Podejrzewam, że możesz być nieco głodna nim nastąpi bal. Oczywiście będzie posiłek, lecz głównie chcę aby gości tańczyli i bawili się niż siedzieli i stali po kątach. Będziesz potrzebowałą dużo energii.
Dupczes ujęła półelfkę pod rękę. Posłała jej jednak pytające spojrzenie nie ruszając się z miejsca.
- Zawsze mogę cie jeszcze oprowadzić lub jak wolisz możesz wypocząć przed balem. Jesteś tutaj gościem w końcu.
- Chętnie coś zjem i nabiorę trochę sił, ale twoje towarzystwo Lukrecjo, sprawia mi niezwykłą radość - rudowłosa nie miała problemu z utrzymaniem uśmiechu. W sumie nawet nie do końca kłamała, a zmiana w zachowaniu mogłaby wydać się podejrzana. - Nie mam nic przeciwko krótkiej wycieczce. Potem nabiorę tyle energii, ile będziesz ode mnie potrzebowała - otarła się leciutko o hrabinę.
- Wyśmienicie - Lukrecja uśmiechnęła się szeroko i zaczęła prowadzić dziewczynę. Bezimienny elf sługa zniknął już z pokoju.
Prawe skrzydło posiadłości kryło w sobie mniejszy wspólny pokój wypoczynkowy, bibliotekę, jadalnię i dwa wyjścia na zewnątrz. Jedno prowadziło do wcześniej widocznej fontanny, drugie do ogrodu za posiadłością. Jak się okazało to właśnie w tamtym miejscu ma się odbyć bal. Widać już było pierwsze ozdoby i powystawiane stoły. Nigdzie jednak nie było widać sług, które by ustawiły to wszystko. Hrabina ględziła cały czas o posiadłości. Sens jej słów czasem umykał jakby hrabina na dobrą sprawę nie wiedziała o czym mówi. Kilka razy do Nadii dotarło, że pomyliła się w datach. Teraz idąc pomiędzy stołami rozglądając się dostrzegła pod obrusem jakiś ogon. Ruszał się i był czerwony z dziwną końcówką przypominajacą grot od strzały. Niestety Hrabina też go dostrzegła i zaraz przydepnęła. Spod stołu rozległ się wrzask niczym koci i ogon znikła wraz z właścicielem czmychając w krzaki.
- Doprawdy, te dzikie kocury potrafią być takie uciążliwe! - oburzyła się doniośle Dupczess. Dla Nadii jednak było jasnym, że żaden kot nie ma takiego ogona. W końcu nieco sama maczała palce w magii i zdążyła wyczytać o kilku stworzeniach mogących posiadać taki ogon.
Zachowanie pokerowej twarzy i udawanie stawało się coraz trudniejsze, lecz Nadia wybrnęła z tego fortelem. Miała być przede wszystkim naiwną pół-krwi szlachcianką, która zrobi wszystko, aby być na balu. Zachichotała więc, jakby nic nie zauważając.
- Za to pozbywają się niegrzecznych myszek…
Tak, brawo. Oby nie zaczęła nic podejrzewać! Dupczess najwyraźniej maczała palce, albo nawet była, jakąś demonicą albo diablicą. Sukkubem może. Nie wróżyło to dobrze, ale rudowłosa nie chciała się wycofywać.
- Och, a żebyś wiedziała jak się ich pozbywają. Potem wszędzie walają się te małe obgryzione ciałka. Zostawiają tylko głowę i ogon. Obrzydlistwo! - kobieta wykrzywiła twarz w grymasie odrazy.
- To nie jest temat przed jedzeniem. Przepraszam, ale potrafią mnie one wyprowadzić z równowagi. Przeklęte… - wyglądało na to, że jak naradzie hrabina nie spostrzegła się zmiany w zachowaniu swojej towarzyszki. Prowadziła ją do jadalni, gdzie był już na stole posiłek. Dla biednych i mieszczan na pewno mógł już zachodzić o ucztę, ale Dupczess określiła go jako “drobny” w porównaniu do tego co będzie na balu. Zasiadły do stołu, zwyczajem po dwóch przeciwnych stronach.
- Ty, polewaj - pstryknęła na elfa, który służalczym sposobem, mimo swojej krzykliwej szaty, pojawiał się znikąd.
- A więc Ilyneo… na co masz ochotę?
 
Asderuki jest offline