Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-07-2015, 11:50   #21
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Kto by pomyślał, że świat może być aż tak… zielony.


Owszem, Valerius widział stoki górskie wiosną, widział lasy porastające doliny górskie, ale nie mogły się one równać wybuchowi zieloności, jaki otaczał zaklinacza teraz. I sprawiał, że mag był szczęśliwy i w dobrym humorze. Owszem, znalazł się wiele wiele mil od domu, w zupełnie nieznanym miejscu. Ale był tu z Dią, więc mógł mieć ją na oku. Owszem znowu mieli jakieś zadanie do wykonania, ale tym razem nie było presji czasu… nigdzie się nie spieszyli i mogli po prostu zmarnować jeden dzień na wypoczynek, a nawet dwa. Nie było tego przymusu zmuszającego ich do trudnych wyborów. Nie było jasno zdefiniowanej ścieżki, którą musieli się udać… bo szczerze mówiąc nie było żadnej ścieżki. Sharess znikła nie podając w którym kierunku mieli się udać, więc przyjdzie im błądzić po tej dżungli, co paradoksalnie odpowiadało zaklinaczowi. Valerius był ciekawy tego miejsca i bynajmniej nie potrafił czuć się przytłoczony sytuacją tak jak Elin. W zasadzie w ogóle nie rozumiał ponurego humoru psioniczki. Przecież to miejsce było fantastyczne, te kolory, zapachy, ruch?

Ona widziała tu zagrożenia, ale czyż ich własne góry nie kryły zagrożeń? Gigantyczne pająki, mroczne widma, orki… to wszystko spotkali w górach. Czym więc tamte zagrożenia różniły się od tutejszych? Valerius czuł się wolny i radosny i szczęśliwy… no pomijając momenty, gdy wywierano na niego presję, taką lub inną. Valerius czuł się wolny jak nigdy dotąd… więc nie rozumiał półelfki w ogóle. I w zasadzie nie miał ochoty zrozumieć. Może Maarin będzie miała więcej szczęścia próbując jej pomóc? Zaklinacz planował jej to zaproponować, ale… wpierw się obudził, poprzeciągał i sprawdził swój ekwipunek gotów na nowe przygody. Planował pogadać z Dią… może także z tą Kass której nie miał okazji poznać, może z tym krukowatym później? Od półorka wolał się trzymać z daleka, tym bardziej że sam zielonoskóry nie wydawał się chętny do zacieśniania więzi drużynowych. W każdym razie Valerius jednego był pewien... był wolny i nie zamierzał wrócić do klasztoru. Był wolny i zamierzał sam o sobie decydować. Był wolny i nie zamierzał dać zniewolić jakimkolwiek więziom. Był wolny i… ktoś właśnie ich chyba odwiedził. Dziwna parka. Tubylcy nie przywiązujący uwagi do stroju. A Valerius zamierzał ich powitać z całym entuzjazmem jaki czuł w swej duszy.



- Jest ich tylko dwoje i nie wyglądają na wrogo nastawionych, odłóż ten łuk przyjacielu.- zaklinacz zwrócił się wprost do Alana.- Możliwe, że jeszcze kilku czai się w gęstwinach z łukami i dzidami, więc nie dajmy im powodu, by uznali nas za zagrożenie.
Następnie sam odsunął od siebie broń i z powtórzył ich gest dłońmi.
- Val…- uznał że nie ma co komplikować wypowiedzi. Wskazał palcem siebie i podchodząc powtórzył.- Val.
Następnie palcem wskazał oboje z nich. I czekał na odpowiedź.
W razie czego mógł użyć wszak oczarowania osoby, by uspokoić wrogie nastroje. Ale wolał się nie uciekać od razu do magii.
Dziewczyna zasyczała, warcząc coś po swojemu i ściskając mocno włócznię. Nie spuszczała wzroku z Alana. Chłopak jednak zwrócił uwagę na Valeriusa, przyglądając mu się uważnie, mrużąc oczy.
- Wal? - powtórzył z dziwacznym akcentem i dodał nagle kilka szybkich, ostrych, niezrozumiałych słów. Przekrzywił głowę i wskazał na siebie. - Wal?
Valerius zaprzeczył ruchem głowy. Wskazał znów na siebie i dodał.
- Val.
Potem na Harpagona.
- Harp.
I swoją małą przyjaciółkę.
- Dia.
Następnie znów wskazał palcem chłopaka i czekał w milczeniu na odpowiedź. Chłopak zrozumiał wreszcie i pokiwał głową, pokazując na siebie.
- Luuuy - “uuu” przeciągnął na tyle długo, że ciężko było wywnioskować jak wyglądał zapis tego imienia. Wskazał na ciągle bojową towarzyszkę. - Liiij.
Alan trzymał łuk dokładnie dlatego, że spodziewał się większej liczby tubylców. W jego opinii mogli być otoczeni, a dwójka przed nimi miała jedynie uśpić ich czujność. Ale nie kłócił się z Valeriusem, odłożył łuk na ziemię w zasięgu ręki. Był jednak gotów na pierwszy sygnał zagrożenia złapać go ponownie.
- Dia.. zostało jeszcze trochę tych owoców z wczoraj?- zapytał zaklinacz nie odrywając oczu od parki tubylców i zastanawiając się jak przekazać im kolejne pytania.
Nie było nigdzie widać innych tubylców, dżungla pozostała na tyle spokojna, na ile mogłoby nim być podobne miejsce. Dwójka obcych widząc, że Alan odkłada łuk, a inni nie sięgają po broń, wbiła swoje włócznie w ziemię. Dia już do nich podchodziła, swobodnie i ostrożnie jednocześnie, w wyciągniętej dłoni niosąc słodkie owoce. Zatrzymała się przed nimi i chłopak wziął jeden. Musieli wiedzieć czym są, ma się rozumieć. Wziął kęs i oddał rudowłosej. Pokazał na nią palcem.
- Tia - wyszczerzył się, gapiąc się na jasną cerę i rude włosy z wyraźną fascynacją. Dziewczyna nawet sięgnęła do niej i wzięła kosmyk w dłoń. - Hruk! - wskazał na owoc.
Valerius podszedł bliżej, po czym usiadł przed dwójką tubylców, to co planował wymagało trochę roboty i mnóstwo talentu. Tego drugiego niestety zaklinacz nie miał. Bardziej niż on przydałaby się tu pewna nieśmiała elfka, ale niestety on musiał wystarczyć. Sięgnął po kuglarstwo i kolejno rzucaną sztuczką tworzył na trawie przed dwójką tubylców plamy szarego koloru. Za pomocą nich tworzył obraz z grubsza przypominający kamienną budowlę z czerwonym dachem.Prosty malunek. Uznał bowiem takie kamienne budowle za dość wyraźny wyznacznik cywilizowanego osiedla... lub świątynnych ruin. Tak czy siak kolejnego celu ich podróży. Ukończywszy swe dzieło wskazał na nie palcem, a następnie spoglądając na dwójkę tubylców zatoczył ręką okrąg w nadziei, że zrozumieją jego przesłanie i wskażą im kierunek wędrówki.
Trudno powiedzieć, co dokładnie zobaczyli w tym tworzeniu Valeriusa, ale patrzyli z wyraźną fascynacją, nachylając się. Jędrne piersi dziewczyny zwisały prawie tuż przed głową zaklinacza, utrudniając mu koncentrację. Kiedy skończył, oboje pokiwali gorliwie głowami.
- Krrtuk! - wykrzyknęła dziewczyna radośnie, szczerząc się. Pokazała ręką gdzieś za siebie. - Kkork jji Liij! - machnęła na nich ręką, jakby zapraszając do pójścia za nią.
Zaklinacz się zgodził kiwając głową z uśmiechem. Wreszcie jakiś postęp w komunikacji.
Bitaan przez ten cały czas przyglądał się dziwnym niziołkom z nieukrywanym zainteresowaniem. Nie odzywał się słysząc że Valerius radzi sobie całkiem nieźle. Bard był świadomy, że zbyt wiele głosów mogłoby tylko speszyć i zgubić tubylców. Zwłaszcza jeśli do chóru doszedłby całkiem ludzki głos kruka.
Gdy jasnym się stało, że czeka ich podróż, zaczął zbierać swoje tobołki, szykując się do drogi.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 16-07-2015 o 13:30.
abishai jest offline