Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-07-2015, 19:46   #41
Buka
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Gdy wspólne zebranie z lokatorami kamienicy dobiegło wreszcie do końca, Sara niecierpliwie wyczekiwała na korytarzu na pojawienie się dozorcy. Miała bowiem z nim do załatwienia pewną sprawę, która ze względu na zaistniałą sytuację wokół, nie miała czasu na odwlekanie(a przynajmniej z punktu widzenia samotnie wychowującej matki).
Po ostatnich wypowiedziach wszyscy się zaczęli rozchodzić. Wyglądało na to, że Sarze udało się pozyskać co najmniej trzech dorosłych mężczyzn, z których jednego… przystojniaka który ostatnio mieszkał z Lilly i jej kuzynką, którego Sara słabo znała. Gdy się rozchodzili, przekazała kluczyki swojego auta pierwszemu lepszemu, zainteresowanemu wyprawą po zapasy, sama wszak miała nieco inne plany i postawione sobie priorytety…

Do kobiety zbliżył się Wade i spokojnym tonem spytał.
- Więc o co chodzi? W czym problem?
Uśmiechnął się przyjaźnie maskując nerwowość spowodowaną zaginięciem JC.
- W sumie nie problem, a prośba… - Uśmiechnęła się do niego, nerwowo zawijając włosy za ucho - Mam klucze od mieszkania Cartera, a nie widziałam go od dłuższej chwili… może coś mu się stało? Byłby pan tak miły, wziął broń i sprawdzimy razem? Zajmie to ledwie ze 3 minutki… - znów się miło uśmiechnęła.
-Już sprawdziliśmy mieszkanie Terrence’a.- westchnął smutno Wade.- Ja, Brian i Peter Wiereznikow. Terrence… chyba od dwóch lub trzech dni go nie ma.
- Och! - Zdziwiła się Sara, i nie było to bynajmniej udawane - Naprawdę? W takim bądź razie… to chyba wszystko - Wzruszyła ramionami - Dziękuję panu. A jakby… nie wiem, jakbym mogła jakoś pomóc, może… może panu obiad ugotować, to nie widzę problemu - Lekko się uśmiechnęła.
-Czemu nie.- uśmiechnął się Wade i podrapał za uchem.- A poza tym… nie wiem. Mieszkanie Terrence’a jest bezpieczne, ale to też burd… ehm… bałagan tam jest. Wiem że miał chyba jakąś żonę z którą się rozwiódł? Niemniej uważam, że warto by tam zrobić porządek i może znaleźć coś użytecznego.
- To zrobię hamburgery, z… frytkami, może być? - Mrugnęła do niego - I dłużej już nie zatrzymuję, idą zobaczyć co u córki, może ogarnąć nieco mieszkanie, coś przygotować na wszelki wypadek… - Podrapała się niby nerwowo po lewym ramieniu prawą dłonią, wielce nieświadomie w okolicach piersi…
-Dobry pomysł.- stwierdził z uśmiechem Wade pocierając podbródek.- A ja się rozejrzę po mieszkaniach na parterze. Ile okien trzeba będzie zabić i w ogóle… byłem w wojsku w stopniu sierżanta.
- Czuję się przy panu… bardziej bezpieczna, niż przy całej reszcie - Wypaliła.
- Cieszy mnie to, choć… nie czuję się herosem. Nie te lata.- zaśmiał się Wade cicho. Potarł podbródek.- Dzięki za poprawienie nastroju.
- Nie ma za co - Wzruszyła ramionami - To zobaczymy się za godzinę na obiedzie? - Dodała na odchodne.
- Owszem… u ciebie Saro?- zapytał Wade.
- Nie ma sprawy… to do zobaczenia! - Kiwnęła mężczyźnie dłonią.


***


Harper zabrała się za przeszukiwanie mieszkania Terrence’a… a że znała je dosyć dobrze, i spędziła w nim niejedną godzinę, szybko odnalazła czego szukała. Problem jednak polegał na tym, że mężczyzna miał naprawdę niewiele pożywienia, ledwie kilka półproduktów do mikrofali… a wody to wprost żadnej.

Córeczka stała na czatach, a Sara pakowała rzeczy do niewielkiego koszyka… no cóż, należało sobie jakoś radzić, czyż nie? Kobieta znalazła za coś jeszcze. Coś, czego się w sumie nie spodziewała. Pistolet.


O czym Harper nie wiedziała, nie było to zwyczajowe 9mm, lecz broń na amunicję sportową 22 LR.


***


Dzwonek do drzwi. Po ich otwarciu Sara stanęła oko w oko z właścicielem kamienicy.



Starszy człowiek trzymał się prosto mimo wieku, wydawał się wręcz wycięty z dębowego drewna. Jeden z tych twardzieli, których upływ czasu nie pochyla, a konserwuje.
- Nie przyszedłem za wcześnie?- rzekł z uśmiechem.
- Właściwie to akurat w samą porę - Odpowiedziała uśmiechem, po czym zaprosiła Wade’a do środka. W mieszkaniu pachniało przypiekanym mięsem, grał i cicho telewizor, na którym leciały jakieś bajki z dvd, oglądane przez Katie.

Sara miała na sobie letnią, zwiewną sukienkę, w chwili obecnej nieco przysłoniętą kuchennym fartuszkiem.

Wade uśmiechnął się lekko i zamknął za sobą drzwi dodając.- Mogę w czymś pomóc? Nie raz, nie dwa smażyłem burgery.
- No jak to tak wypada, żeby gościa do roboty zaganiać… - Odpowiedziała z drwiącym uśmieszkiem, po czym zwróciła się do córki: - Przywitaj się proszę.
- Dzień dobry panu - Odpowiedziała przelotnie Katie.

- Proszę się rozgościć, usiąść, za chwilę będzie gotowe - Sara zaprosiła mężczyznę gestem ręki, po czym ruszyła na powrót do kuchni, a Wade… mógł wlepić wzrok w jej kręcący się tyłek przy każdym kroku, przy okazji zauważając, iż kobieta chodzi po mieszkaniu boso…
Był jednak dżentelmenem starej daty i nie gapił się za długo na krągłości kobiety. Usiadł przy stole cierpliwie czekając na podanie jedzenia.
- Masz kuchenkę na centralne, czy butle gazowe?- zapytał głośno.
- Eemmm… - Zaskoczył ją tym pytaniem, co wyraziła dodatkowo głupiutkim uśmiechem - Kuchnenka… no na gaz jest… centralny - W końcu odpowiedziała, nakładając już jedzenie na talerze.


- Boję się że rząd wkrótce odetnie gaz w mieście, żeby uniknąć pożarów.- rzekł w odpowiedzi Wade biorąc się za jedzenie i od czasu do czasu zerkając na gospodynię.
- Z prądem może być podobnie? I pewnie z wodą? Może lepiej napełnić wszystkie możliwe wiaderka? - Zmartwiła się Sara.
- Może… choć prąd i woda nie narobiły by takich szkód jak gaz.- zastanowił się Wade zgadzając się z jej rozumowaniem.
- Zastanawiałam się, co robić dalej… może z dachu poobserwować okolicę, wymalować na nim farbą jakieś banalne “SOS”, wyruszyć od tak i starać się przebić… sama nie wiem… pan był w wojsku, i pewnie jako jedyny w tym domu może zapewnić nam bezpieczeństwo? - Zmieniła szybko temat, żeby nie martwić córeczki.
- Byłem w wojsku w czasach, gdy jedyna nauka jaką musieliśmy pojąć, to w którą stronę kierować lufę karabinu. Byłem szeregowcem.- zaśmiał się cicho Wade i westchnął smutno.- Nie czuję się na siłach, by udawać autorytet w tych sprawach. Możemy namalować SOS… Na pewno to nie zaszkodzi. Ale obserwować z dachu, chyba próżny trud. Atak nastąpił w nocy… teraz jest spokojnie.
- To… można tak po prostu wyjść w ciągu dnia, spacerkiem po ulicach? Jakoś nie chce mi się w to wierzyć… - Zdziwiła się - I wcale pan nie musi udawać… - Prawie do niego mrugnęła.
- Nie wiem, nie wiem… tylko zgaduję. -wyjaśniał Wade.- Wczoraj dopiero przeżyłem atak, tych… cosiów. A dziś ten cały komunikat. Jak patrzę przez okna, jest spokojnie. I cicho. Za spokojnie i za cicho.-
Po czym mężczyzna zmarszczył brwi pytając.- Udawać… co?
- Proszę nie udawać, że nie jest pan tu autorytetem… - Zaczęła Harper, gdy przerwała Katie, kończąc swoje dzióbanie i oznajmiając chęć ponownego oglądania czegoś na DVD.
- To idź kochanie, idź, umiesz sobie włączyć… tylko pamiętaj, cichutko jak myszki, bo na ulicach brzydcy panowie…

Sara również skończyła jeść, po czym spojrzała na Wade’a. Ten również właśnie skończył, odczekała więc decydującą chwilkę, po czym… położyła swoją dłoń na dłoni mężczyzny, znajdującej się na stole.
- Zrobię wszystko, by ochronić córkę. Wszystko - Spojrzała na niego niezwykle poważnie.
- Cóż… to oczywiste, że nie pozwolimy pani dziecku zginąć.- dłoń mężczyzny wylądowała na dłoni Sary, jakby Wade Kowalsky chciał dodać jej otuchy. - Chyba nie myśli pani, że ktoś tu w naszym bloku chce poświęcić resztę lokatorów, aby samemu przeżyć?
- Proszę… nie mów tak nawet… te słowa… nie chcę nawet o czymś takim myśleć.. - W oczach szepczącej Sary pojawiły się łzy. Otarła je paluszkami, odchrząknęła wymownie, wzięła głęboki oddech.
- To… co robimy? - Uśmiechnęła się rozbrajająco.
- A co by pani poprawiło humor?- zapytał Wade uśmiechając się niepewnie.- Myślę, że… dość już złych wieści dzisiaj usłyszeliśmy.
- Chciałam coś pokazać… - Uśmiechnęła się tajemniczo, wstała od stołu, po czym skierowała swoje kroki do sypialni. Zdziwionego Wade’a przywołała paluszkiem.
Mężczyzna ruszył za nią nieco zaskoczony i zdziwiony jej zachowaniem. Rozejrzał się po sypialni tuż po wejściu i dodał.- Ładnie urządzona, gratuluję dobrego gustu.-

Uśmiechnęła się przelotnie, kopiąc jakieś majteczki(których nie miała na sobie??) walające się po podłodze pod łóżko.
- Przymknij drzwi - Kiwnęła głową, mając na myśli wzgląd na dziecko, a Wade chyba coraz mniej z tego rozumiał.

Sara przyklękła na jednym kolanie na własnym łóżku, wkładając dłoń po poduszkę. Wypięła się przy tym w kierunku mężczyzny co się zowie, i zrobiło się jakby natychmiastowo goręcej?
-Dobrze pani… Harper.- Wade pewny, że jego gospodyni nie zauważyła tego, jak erotyczną pozę przyjęła zamknął drzwi nie odrywając spojrzenia od prezentowanych krągłości jej ciała. Może i był stary, ale to nie uczyniło go impotentem. Nie rozumiał jednak zachowania kobiety, jednak widoki jakie miał przed sobą, sprawiały że nie próbował zrozumieć.
- Potrzebuję z tym pomocy - Powiedziała w końcu, odwracając się do niego ze… zdobycznym pistoletem w dłoni - Jak to działa, jak się z tego strzela? - Usiadła na łóżku, zakładając nogę na nogę.
- Achaa…- odparł w końcu Wade przyglądając się bardziej gołym nogom kobiety, niż samej broni. Wreszcie jednak dostrzegł pistolet w dłoni kobiety. Ostrożnie wziął broń i przyglądając się jej… całkowicie skupiony wyjął magazynek i upewniwszy się że komorze nie ma na boju odbezpieczył broń.
-Pewnie widziała pani filmy, prawda?- uśmiechnął się ciepło.- Wycelować w kierunku celu i naciskać spust, aż do czasu aż wróg padnie.
Pokazała to naciskając języczek pozbawionej magazynku broni.
- Zależnie od kalibru broń bardziej lub mniej kopie.- dodał.
- Aha, aha… - Słuchała go uważnie, pochylając się mocno w jego stronę, przez co miał doskonały widok na jej dekolt i zanotował fakt, iż Sara nie miała na sobie biustonosza.
- A jak to się odbezpiecza, zabezpiecza i robi gotowe do strzału? - Spytała.
Takie widoki sprawiały, że krew w ciele Wade’a krążyła żywiej, ale też że myśli jego odpływały całkiem, a język się plątał.- Co… a to… pani Harper. Może lepiej, jeśli… broń wymaga przeszkolenia. A nie jednorazowego… łatwo o wypadek… rozumie pani?

Oczy mężczyzny za często uciekały do tego dekoltu.

- Pan również rozumie, że boję się o córkę? - Położyła znowu dłoń na jego dłoni, spoglądając prosto w oczy - Oddam za nią życie jeśli trzeba, ale nie mam zamiaru tak łatwo go oddawać - Zacisnęła palce - W nikim nie widzę takiej szansy na przeżycie, niż w panu…
-Rozumiem… ale broń palna w nieprawnych rękach jest zagrożeniem dla osoby jej używającej.- stwierdził Wade spokojnym głosem i drugą dłonią pogłaskał Sarę po włosach mówiąc.- Proszę nie martwić. W tej kamienicy pani i pani córka jesteście bezpieczne.
- Obiecujesz? Przysięgasz, że nas ochronisz? - Spytała nagle, ze szklącymi się oczami, a zanim Wade cokolwiek powiedział, Sara dosłownie prześliznęła się po nim, siadając na zaskoczonym mężczyźnie okrakiem. Objęła go za kark, wpatrując się prosto w jego oczy.
-Pani.. Harper… co pani…- spytał zaskoczony Wade, ale nie mógł nie zareagować, a ocierając się podbrzuszem Sara mogła stwierdzić, że w tym starym piecu diabeł nadal pali. Viagra nie byłaby potrzebna. Broń wypadła z rąk mężczyzny, a jego twarde i spracowane dłonie opadły na uda Sary i zaczęły po nich wodzić.- co.. pani ...wyrabia? Oczywiście, że mogę obiecać… Nie pozwoliłbym przecież zginąć kobiecie na mych oczach. Czy dziecku.
- Więc… będzie nas pan pilnował? Nie pozwoli, by stała się krzywda? Jak już mówiłam...zrobię co trzeba - Mimowolnie się zaczerwieniła, przyciągając jego głowę do swego dekoltu.
-Ależ… nic nie trzeba…- jęknął prosto w piersi mężczyzna, dłońmi jednak sięgając pod sukienkę i pieszczotliwie gładząc pośladki siedzącej na nim kobiety.-... robić nic nie trzeba.
Jego oddech nieco przyspieszył, co Sara czuła na swoim biuście.

Nie odpowiedziała nic. Jednym, wprawnym ruchem obu dłoni, ściągnęła przez głowę swoją sukienkę, odrzucając ją gdzieś w kąt, po czym przechyliła głowę w bok, wypatrując reakcji mężczyzny. Drżała na całym ciele, co było w sumie i dla niej samej dosyć dziwnym zjawiskiem…
Wade przez chwilę wpatrywał się w jej nagie ciało nie mogąc uwierzyć w to co się stało. Jednak potem uległ swym męskim instynktom. Jego usta przywarły do jej piersi całując je i wielbiąc namiętnie. Dłonie zaś ugniatały jej pośladki dociskając jej podbrzusze do sterczącej w jego spodniach górki...


***

Presja nieznanego zagrożenia potrafiła obudzić w każdym skrajne reakcje. W przypadku Sary, to był ów akt zapomnienia z Wadem. Namiętny i szalony i nie zważający na znaczną różnicę wieku. Wade wymknął się od Sary zakłopotany tą chwilą słabości jaka im się przydarzyła. A Sara musiała się przejść i przemyśleć sprawę. I tak wyszła przed budynek, gdzie Lilly Hopkins siedziała z butelką na niedużej ławeczce. I popijała z gwinta.


Sara ubrana w zwiewną bluzkę i jeansy, z pistoletem w tylnej kieszeni, uśmiechnęła się przelotnie na widok sąsiadki.
- Hej - Zagadnęła ją banalnie - Co słychać?
- Hej…- westchnęła smętnie Lilly zerkając na Sarę.- Kuzynka mi zaginęła, może nie żyje. Mój chłopak… pojechał jej szukać, może nie wrócić. A ja sama mogę nie dożyć następnego poranka. Lepiej być nieee możee - Zionęła pijackiem oddechem na powitanie Sary.

Harper dosiadła się do niej na ławeczce, nic sobie nie robiąc z oparów jakimi przywitała ją Lilly. Uśmiechnęła się ponownie, łapiąc za butelkę sąsiadki i samej pociągając sporego łyka.
- Będzie dobrze, nie bądź taka ponura. Cokolwiek za bajzel się dzieje, w dzień jest chyba bezpiecznie, inaczej byśmy tu sobie tak nie siedziały? - Oddała jej flaszkę.
- W razie czego zdążę uciec… dotrzeć do drzwi i schować się za nimi.- rzekła dumnie Lilly i uśmiechnęła się kwaśno.- W dzień rzeczywiście jest bezpiecznie, ale co się działo w nocy? Tara może już nie żyć.

Sara głośno westchnęła.
- Ponoć z Ciebie chodząca optymistka i wesoła dziewczyna, a tu mnie zasypujesz takimi myślami… - Szturchnęła ją wesoło - Tara sobie poradzi, wygląda na taką, co to wie co i jak, będzie dobrze.
-To prawda… - zaśmiała się cicho Lilly i wzruszyła ramionami.- Tara by mnie pacnęła w głowę za takie ponure myśli.
Wypiła nieco wina z butelki dodając.- Nie wiem… Dobija mnie to, że muszę tu siedzieć i czekać. Pewnie lepiej bym się czuła, gdybym mogła pojechać z chłopakami, ale Gregory się uparł, żebym została.
- Widzisz, martwi się o Ciebie, woli, żebyś była bezpieczna… o mnie nie ma k… ja muszę się martwić o córkę, zostawiłam ją samą w mieszkaniu, nie powinnam tu siedzieć za długo, zresztą tak jak i Ty.
-Zawsze się zastanawiałam czemu… jesteś sama... wszak ostra z ciebie laska.- stwierdziła poufnym tonem Lilly nachylając się ku Sarze.

Harper uśmiechnęła się pod nosem, po czym ponownie sięgnęła po butelkę. Jeszcze się nie napiła.
- Wiesz Lilly, jakby to powiedzieć… sama nie wiem, czego szukam. Biorę życie jakim jest, zakończyłam rozdział z moim mężem, i wierz mi, nie było i nie jest łatwo. Czasem… czasem po prostu już nie mogę, ale muszę, po prostu muszę, ze względu na Katie. Muszę być twarda, ostra… - Niemal zachichotała.
-Nie rozumiem was… ciebie i Tary.- wzruszyła ramionami Lilly.- Nie rozumiem tego całego… zapominania się w obowiązkach. Ja bym nie mogła tyle wytrzymać bez faceta. Nie wiem jak wy sobie radzicie bez randek.

Sara napiła się, po czym nieco skrzywiła od alkoholu.
- Wiesz… wcale nie jest powiedziane, że nie radzimy sobie bez… przyjemności - Uśmiechnęła się iście niczym lisica - Każdy ma swoje sekrety, małe i duże, i są sposoby, by całkiem nie zgłupieć… - Wyciągnęła paczkę papierosów, z czystej grzeczności skierowała ją w jej stronę.
-Nie... wystarczą mi te nałogi, które mam.- rzekła Lilly potrząsając butelką i wzruszyła ramionami.- Niby to prawda. Każdy ma jakieś sposoby… niby tak. A jakie ty masz, albo nie… nie wiem czy chcę wiedzieć.
- Byłaś w collegu? - Sara spojrzała na nią wymownie - Chyba wiesz o czym mówię? - Starała się zachować powagę, choć w kącikach jej ust czaił się uśmieszek. Puściła dymka…
- Byłam… ale robiłam tam wiele rzeczy, więc musiałabyś być bardziej precyzyjna.- odparła Lilly wysuwając języczek. Po czym się zaśmiała głośno i znów upiła trunku.
-Więc zamierzasz całe życie być samotną matką, trochę to głupie. Trzeba będzie cię też próbować wyciągnąć na imprezki… tak jak Tarę.- zamyśliła się Lilly zapominając o obecnie panującej sytuacji.
- Jestem za, dawno się nie bawiłam… - Rzuciła peta na chodnik, po czym przydusiła go sandałem. Bez słowa wzięła znowu flaszkę od Lilly, po czym napiła się, aż zabulgotało.
- A Ty, Lilly, nie zgrywaj takiego niewiniątka, i nie udawaj, że nie wiesz o czym mówię - Spojrzała jej prosto w oczy.
- Nie wiem. Nie mam pojęcia. I tej wersji będę się trzymała.- odparła z miną niewiniątka Lilly bezczelnie spoglądając w oczy Sary. I uśmiechnęła się szeroko.

Sara bez słowa uniosła powoli dłoń, uchwyciła podbródek Lilly, nie odrywając spojrzenia z jej oczu. Uśmiechnęła się czule, zbliżając swoją twarz do jej twarzy…
-Heeej… tego akurat nie da się zrobić samemu… oszukujesz.- zaśmiała się Lilly pijacko.
- Ponoć taka jestem? - Szepnęła, bardziej stwierdzając, niż zadając pytanie, po czym złożyła na jej ustach delikatny pocałunek, ledwie kąsając usta Lilly.
Odpowiedź Lilly była namiętna i gorąca… ale po tym pocałunku blondynka odsunęła delikatnie acz stanowczo Sarę.- Ale ja mam chłopaka i póki co… jakoś nie potrzebuję eksperymentować. Poza tym na trzeźwo bym nie mogła Saro.
- Do… do niczego nie zmuszam, przynajmniej przestałaś się martwić - Uśmiechnęła się Harper, i klepnęła ją w kolano - No i nie mam zamiaru Cię wykorzystywać, podpitą czy nie, nie myśl o mnie źle… - Wstała z ławeczki, zbierając się do odejścia.
- Nie myślę o tobie źle. Całkiem dobrze całujesz.- odparła Lilly oblizując językiem wargi.

- Jakbyś chciała… przyjdź wieczorem. Katie się ucieszy na inne towarzystwo niż jej matka… jakby Gorge nie wrócił… znaczy się, nie, żeby tak było, może musiał się gdzieś zatrzymać… - Zaczął jej się plątać język - W każdym bądź razie, jakbyś chciała… - Nagle zrobiła krok ku niej, pochwyciła za nadgarstek i zwlokła z ławeczki - Nie siedź tu sama, to niebezpieczne.
- Przed chwilą mówiłaś, że bezpiecznie.- zamarudzila Lilly, ale posłusznie dała się ciągnąć Sarze w kierunku budynku.
Gdy były już w środku, i zamknęły za sobą drzwi, Sara krótko rozglądnęła się po klatce schodowej, po czym… przyparła Lilly do drzwi, napierając na nią swoim ciałem.
- Nie chcę żebyś tam wychodziła sama. Zapomnij co mówiłam wcześniej, lepiej dmuchać na zimne. Jest niebezpiecznie, nie rób głupot, może się wydarzyć wiele nieszczęść… - Obie dłonie oparła o drzwi, wokół jej głowy, zaciskając przestrzeń między ich ciałami. Spoglądała jej prosto w oczy.
- Słuchaj Lilly, nie wiemy co się dzieje. Szaleją na ulicach, jakieś mutanty… ludziom odwala, atakują się na wzajem, rozszarpują na strzępy. Nie chcę, żeby stała Ci się krzywda.
- Acha… Ale ja nie planuję robić głupot. Gregory zabronił mi wychodzić… nie pozwolił pojechać.- westchnęła cicho ocierając się mimowolnie ciałem o piersi Sary. Oddech Lilly czuć było mocno… alkoholem.
- Skoro zabronił, to co tam robiłaś? - Syknęła Harper, przybliżając tak mocno twarz, że niemal stykały się noskami - Zgłupiałaś, czy jak? Tam. Jest. Niebezpiecznie - Wyartykuowała prosto w jej buźkę, a dłonie pochwyciły potylicę Lilly - Proszę Cię, nie wychodź więcej na dwór.
- Nie przesadzaj. Nie możemy się zamknąć w tym budynku niczym w jakimś bunkrze.- westchnęła Lilly i pogłaskała Sarę po włosach.- Teraz ty za bardzo panikujesz.

Sara w milczeniu pochwyciła jej obie ręce za nadgarstki, po czym skierowała je w górę, ponad głowę dziewczyny. Przyparła ją do drzwi, jakoś radząc sobie z pochwyceniem po chwili obu nadgarstków jedną dłonią. Swoją wolną rękę skierowała ku… brzuszkowi Lilly, po chwili rozpinając guzik jeansów.

Wsadziła w nie, i w majteczki swe palce, tylko na chwilkę, ledwie muskając jej podbrzusze… po czym skierowała własną dłoń ku swej tylnej kieszeni spodni. Wyciągnęła pistolet i przyłożyła lufę do brzucha Lilly.
- To jest pistolet - Oznajmiła zimnym tonem zszokowanej dziewczynie, wpatrując się w jej oczy - Strzela małymi kulkami, odbierającymi życie - Złapała mocniej jej nadgarstki - Kuleczki owe wpadają w ciało, a człowiek umiera. Upada na ziemię, wylewa się z niego krew, a on umiera… - Prześliznęła broń po jej ciele w kierunku piersi, jednocześnie przyciskając się mocno do sąsiadki, uniemożliwiając jej spojrzenie w dół, na broń którą jej groziła. Pistolet, trzymany płasko między ich piersiami, był skierowany w kierunku twarzy obu kobiet.
- Możesz mnie w tej chwili znienawidzić, możesz się mnie bać… ja jednak nie chcę, nie pozwolę, by coś Ci się stało. Nie rób tego błędu, nie bądź głupia, i nie daj się zabić niczym pierwsza lepsza idiotka - Szeptała jej prosto w twarz, muskając jej usta swoimi.
- To dla Twojego dobra…nie wychodź tam więcej - Poprowadziła pistolet po jej ciele do jej gardła, jeszcze mocniej zaciskając swoją dłoń na jej nadgarstkach - Wiesz gdzie mnie szukać…

Złożyła na jej ustach namiętny pocałunek, języczkiem oblizując jej wargi. Równie szybko, co pojawienie się broni, nastąpiło jej schowanie, Sara puściła zaś Lilly, po czym od niej odtąpiła. Odeszła od zszokowanej dziewczyny, udając się do swojego mieszkania, a ta z dużą dozą prawdopodobieństwa widziała rękojeść pistoletu wystającego z tylnej kieszeni jeansów Sary.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline