Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-07-2015, 19:50   #96
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Post pisany przy udziale innych graczy :)

- Uuuuuuuuuuu…!! - Z piersi Druidki wyrwało się głośne, jękliwe westchnienia. Pełne jakiejś niewypowiedzianej udręki. - To przestaje być zabawne. Naprawdę.- Vannessa rozejrzała się po okolicy po czym przeniosła wzrok na Lunnaviel. - Będzie pani tak dobra, pani… yyyyy - Nie znała lub nie zapamiętała imienia eflki. Szybko jednak znalazła rozwiązanie tej krępującej sytuacji. Sithe została nazwana żoną Szkota. Najprościej było zatem użyć jego nazwiska. Szkoci byli strasznymi tradycjonalistom przeto tam z pewnością kobiety bez szemrania przyjmowały nazwiska mężów po ślubie. - … pani Sinclair i zechce pokazać mi drogę powrotną? Mam tam do załatwienia pewną niezwykle ważną sprawę.
- To jest EGNEHENOTS. Nie znam stąd wyjścia. To odcięta domena. - Lunnaviel odpowiedziała słabo, ledwie słyszalnym szeptem.
Pięknie!! Jedyna istota, która według Vannessy znała się na tym właśnie oznajmiła, że nie może pomóc gdyż nie zna drogi powrotnej.
- Kurwa - wymknęło się Nathanowi, który rozglądał się po tym miejscu ruszając głową niczym jakiś ptak. Miał cholernie dosyć tego, że stał się zabawką w czyichś rękach. Marionetką, która niby mogła sama decydować o swoim losie ale nie znała żadnych reguł w których to się odbywało. Czuł jak narasta w nim gniew. Ścisnął szczękę a potem zaczął się wyciszać.
- Kim dokładnie jesteś? - zwrócił się do nowo przybyłej kobiety - O czym do jasnej cholery mówisz? I co się dzieje znowu z naszymi ciałami?
- Nazywam się Enaei. - odpowiedziała skrzydlata kobieta zatrzymując się kilka kroków przed skonsternowaną grupą. - Mam nadzieję, że to wystarczająca odpowiedź na pytanie kim jestem? Co do waszych ciał, nie wiem dokładnie o co ci chodzi? Czy coś z nimi jest nie w porządku?
- O Matko!! - Znowu jęknęła Druidka. Trudno powiedzieć czy to była odpowiedź na słowa Lunnaviel czy nieznajomej. - Oczywiście, że z naszymi ciałami coś jest nie w porządku. Ludzie nie świecą. - Pomachała swoimi rękoma.
- Ale przecież nikt z was nie jest człowiekiem. Skąd takie założenie. owszem, wyczuwam w was krew Adama, lecz jest słabsza, niż krew Zapomnianych.
- Owszem, myli się pani. - Odparła zupełnie spokojnie Wiedźma. - Ja jestem człowiekiem z krwi i kości.
- Tylko w niewielkiej części. Każde z was ma w sobie cząstkę Zapomnianych. Zawsze je miało. Chociaż może nawet nie zdawało sobie sprawy. To spuścizna czasów przed Rozerwaniem. Lub przed tym, jak nazywają to fae jej rodzaju - spojrzała na Lunnaviel - przed Rozdzieleniem.
- Muszę z a panią nie zgodzić. Proszę to sobie nazywać jak tam pani sobie chce. Nie zmienia to faktu, że ludzie nie powinni świecić. A ja świecę. I nie podoba mi się to. - Billingsley położyła wyraźny nacisk na ostatnie zdanie.
Emma Harcourt przykucnęła przy leżącej Vordzie.
- Zbudź się śpiąca księżniczko - wyszeptała.
- Nie zamierzasz?
- A ty niedobry kradzieju - zwróciła się z kolei do Fincha. - Też się oczywiście teraz nie obudzisz?
Sprawdziła stan nieprzytomnego Morrisa Leafa.
- Może to i lepiej, że ty akurat teraz śpisz.
Podniosła się lekko do góry.
- Wybacz im Enaei - powiedziała do Skrzydlatej - jak widać wagarowali na lekcjach biologii, kiedy omawiano zmiany zachodzące w ciele podczas dojrzewania.
- Ja nazywam się Em. I czy byłabyś tak uprzejma i wyjaśniła nam z czym wiąże się pokłonienie się Masce, a z czym stanięcie pod Sztandarem? Jak i co oznacza rzucenie wyzwania Cytadeli i to ostatnie, kontrowersyjne otwarcie Wrót?
Enaei zmrużyła oczy, jakby próbowała nadążyć za tokiem rozumowania Emmy.Po serii pytań twarz skrzydlatej kobiety ponownie powróciła jednak do dawnej, spokojnej mimiki.
- Pokłon złożony Masce oznacza przyłączenie się do Renegackiej Braci. Tych spośród Zapomnianych i ich Dziedziców, którzy chcą powrotu do dawnych praw. Stanięcie pod Sztandarem jest przeciwieństwem tej deklaracji. Ci, którzy gromadzą się pod nim liczą na wojnę. Chcą odzyskać swoje dziedzictwo siłą - magią i mieczem, ogniem i brutalnością. Chociaż to sprawiedliwa wojna, to jednak ta decyzja niesie z sobą powiew ostateczności. Rzucenie wyzwania Cytadeli oznacza wyrwanie się z hierarchii i odrzucenie wojen Odciętej Domeny. Rezygnacja z tego, co niesie krew, co daje moc. Wykrzyczenie światom, że nie zgadzamy się z ich prawami. A otworzenie Wrót to uwolnienie najstarszych i Zapomnianych Waszych rodziców. Tych praprzodków, którzy zostali wygnani ze światów, bo ... nie było dla nich miejsca, a ich apetyt był nienasycony.
Kobieta mówiła powoli. Ładnie akcentując każde słowo, jakby celebrowała brzmienie swojego głosu i całą konwersację.
- No, no Har… znaczy się Em. - Vannessa kiwnęła głową z niekłamanym podziwem, może trochę zbyt teatralnie. - Nie dość, że twoje moce weszły na wyższy poziom mimo odrzucenia Uzurpacji, to jeszcze język ci się wyostrzył. Brawo!! - Dwa razy klasnęła w dłonie. - Tylko gdybyś ty nie wagarowała na lekcjach biologii, kiedy omawiano nie tylko zmiany zachodzące w ciele podczas dojrzewania ale i całą anatomię człowieka, tak, tak, Homo sapiens, wiedziałabyś że mam rację. Przyjmujesz te wszystkie rewelacje o zapomnianym dziedzictwie z zadziwiającym spokojem.
- Vannesso daj sobie spokój z tymi docinkami - wtrącił się Nathan - Przed chwilą właśnie usłyszałaś, że tyle w tobie człowieka w naszym rozumowaniu co prawie nic. Dałaś jasno do zrozumienia, że wyrzekasz się tego kim jesteś i skupiasz się na tym co sobie ukochałaś i co jest ci bliskie. Twój wybór ale przestań do jasnej cholery się zachowywać tak jakbyś na siłę udawała, że nie widzisz tego co cię otacza
- Kto kazał ci na nas czekać? - zwrócił się do kobiety
- Strażniczki Kołowrotu. Ale już ich nie ma. zapomniano o nich.
- Nathan, - Druidka odwróciła się do rogatego Egzekutora. - może tobie nie przeszkadza, że po raz wtóry znalazłeś się w sytuacji, w której musisz opowiedzieć się za jakąś wielką zmianą w twoim życiu i postrzeganiu rzeczywistości, ale mi bardzo to ciąży. Dla mnie to - Podniosła swoją rękę. - jest wielka zmiana. I mam wszelkie podstawy przypuszczać, że zostanie mi to na zawsze. Niezbyt miła opcja. I oddaj proszę co masz mojego. - Drudika wyciągnęła do niego tę samą rękę, którą przed chwilą unosiła do góry by pokazać całemu światu jak się jarzy.
- A która z tych opcji prowadzi z powrotem do mojego świata? - Czekając aż Scott odda obrączkę na łańcuszku Wiedźma ponownie spojrzała na Enaei.
- Ale... przecież ty jesteś w swoim świecie. W tym w którym zawsze powinnaś być. Który jest waszym światem nawet w większym stopniu, niż ten, w którym narodziły się wasze ciała.
Emma podeszła bliżej Vannessy.
- Nadszedł ten jakże niebywały moment w moim życiu, kiedy muszę zgodzić się z Nathanem. Ta uprzejma osoba - wskazała na Enaei - już powiedziała, że nie jesteś w pełni Homo sapiens, a i ja nie wspominałam nic o anatomii człowieka. Nie tylko ludzie przechodzą przez okres dojrzewania, całkiem spora liczba innych gatunków nie przychodzi na świat w formie dorosłej tylko osiąga ten stan w procesie dojrzewania. A skoro wiadomym było, że specjalne zdolności Łowców pojawiły się przez domieszkę innej, nie-ludzkiej krwi to możemy teraz rozdzielić to co się dzieje z nami i naszymi ciałami na część pochodzącą od strony ludzkiej, którą dobrze znamy, bo ogólnie wiemy czego się spodziewać oraz na część pochodzącą od strony nieludzkiej, gdzie wszelkie niewytłumaczalne rzeczy, takie jak świecące ręce czy znikające ciała mogą być typową cechą rasy czy też gatunku, z którym skrzyżowali się kiedyś nasi ludzcy przodkowie. Tak ja to widzę. - wzruszyła swoimi widmowymi ramionami na podkreślenie tego przydługiego wywodu.
- Zresztą wcale nie masz wszelkich podstaw żeby sądzić, że zostanie ci tak na zawsze. Oni dwaj przyjęli moc Uzurpacji i zmienili się na stałe, ale ja i ty ją odrzuciłyśmy, więc uważam, iż te widoczne zmiany pojawiły się tylko tutaj, w tej Domenie, a tylko wewnętrzne zmiany są stałe.
- A ty masz rację Enaei - zwróciła się teraz do kobiety ze skrzydłami - Nie chcemy otwierać Wrót i wypuścić czegoś, co jest nienasycone. A co do pozostałych trzech opcji to ja się muszę zastanowić. I pewnie mi to trochę zajmie.
- Mam wszelkie podstawy sądzić, że mi to pozostanie. Poprzednio obiecano mi, że wrócę do stanu sprzed tego wszystkiego. I co? I nic. Zostały mi niemiłe pamiątki. - Drudiak odparła spokojnym, prawie wypranym z emocji głosem. - Świecące ręce gwałcą moje poczucie estetyki.
- Doprawdy? - Emma wydawała się szczerze rozbawiona - A co wolałabyś może nabawić się rogów jak Nathan? Moim zdaniem wywinęłaś się jak na razie i tak małym kosztem. A poza tym nie nauczono cię w dzieciństwie, że wygląd nie jest najważniejszy i liczy się to, co w środku a nie na zewnątrz?
- A czy te rogi jakoś mu zaszkodziły, czy jak? Wygląda całkiem nieźle. - Przyznała całkiem szczerze Wiedźma. - A piękno zewnętrzne nie ma nic wspólnego z poczuciem estetyki. Przynajmniej ja tak uważam.
Scott przez chwilę wpatrywał się w półnagą skrzydlatą istotę a potem sięgnął swymi grubymi paluchami w jeden ze schowków kamizelki do której dopina się zapasowe magazynki. Stamtąd wyciągnął własność Vannessy.
- Proszę - podał kobiecie i odwrócił się ponownie do Enaei
- Ja jednak poproszę trochę szerzej na temat opcji nie związanych z uwalnianiem tych Zapomnianych - Nienasyconych. Nie oznacza to jednak, że nie chce wiedzieć coś więcej o nich. Pewnie był jakiś powód, że dostali takie słodkie miano?
- Dziękuję Nathanie. - Billingsley nawet uśmiechnęła się ciepło do Scotta biorąc od niego łańcuszek z zawieszoną na nim obrączką. Chwile przyglądała się błyskotce. Następnie zawiesiła sobie na szyli, a sam złoty krążek ukryła pod bluzką.
- Wygląda jak ktoś, kto dokonał nietrafnych decyzji w sprawie doboru towarzyszki bądź towarzysza życia - wymruczała pod nosem Fantomka - A czy mu zaszkodziły? Pewnie tak, skoro smęcił o tym przez całą drogę do Stonehenge. A teraz ty smęcisz o swoich świecących rękach, więc oboje macie problem.
Emma podeszła czy też raczej podpłynęła do leżącego Fincha, przykucnęła przy nim i walnęła go w twarz widmową dłonią.
Nie było żadnej reakcji. Finch leżał jak ogłuszony.
- I tyle byłoby po pięknie wewnętrznym tak sławionym przez ciebie. - Odparła Billingsley z lekką uszczypliwością w głosie.
Druidka zupełnie nie rozumiała co Harcourt pchnęło do tego aby to właśnie ją, osobę która na prośbę anioł starał się pomóc, obciążyć odpowiedzialnością za to wszystko co dokonało się tu. A im bardziej Fantomka starała się na Wiedźmę zrzucić winę, tym bardziej ta ostatnia zaprzeczała.
Jakaż straszna była współpraca z upartą panną Emmą Harcourt. I pomyśleć, że jeszcze nie tak dawno temu Vannessa ucieszyła się, że widzi Fantomkę całą i żywą.
Enaei przysłuchiwała się im spokojnie. Nie odpowiedziała na pytanie Nathana, jakby czekała, aż reszta zakończy swoje spory. Albo nie uznawała, by warto było na nie odpowiedzieć. W końcu jednak okazało się, że jednak czeka na chwilę ciszy.
- Nienasyceni oznacza, że nigdy nie mieli dosyć. Zbrodnie, jakie czynili, nie miały sobie równych, chociaż - przyznam - niekiedy wydawały się być konieczne. Straszne, okrutne, ale konieczne.
- To postawienie się Cytadeli…- nadal patrzył na kobietę, skupiając na niej swoja uwagę - Co może przynieść poza odrzuceniem tego o czym wspomniałaś, poza okazaniem światom, że się nie zgadzamy? - czekał na odpowiedź.
- Wojnę. Każda decyzja przynosi zmiany. To oczywiste. nawet wybór menu na śniadanie, jakiego dokonujesz, przynosi zmiany. Jeśli wybierzesz przetwór owocowy, radują się ludzie hodujący ów owoc i je zbierający za wynagrodzeniem. Jeśli wybierzesz zwierzę, radują się hodowcy i masarze. światy to naczynia połączone. Stanowią złożone, niepowtarzalne łańcuchy wzajemnych powiązań. Decyduje nimi przypadek, ślepy traf, chaos lub - jeśli w to wierzyć - przeznaczenie, tragedia wyborów, wielki plan. Cytadela włada krainami i domenami stojąc w cieniu i ciesząc się zasłużenie złą sławą. Ale czy twarde rządy są złe, jeśli przynoszą porządek i bezpieczeństwo, nawet wymuszone strachem? Cokolwiek tutaj zdecydujecie, przesączy się do światów. Wywrze na nich swoje piętno, brzemię, zmianę - dobrą lub złą, mroczną lub radosną. To oczywiste. Nawet brak wyboru będzie wyborem, który pozostawi ślad. To wasze przeznaczenie, jeśli w nie wierzycie. Albo wasz przypadkowy kaprys, że tutaj się znaleźliście, jeśli nie wierzycie w przeznaczenie i los.
Emma koncentrowała całą swoją uwagę na Finchu, ale kiedy nie doczekała się żadnej reakcji odwróciła się w stronę skrzydlatej istoty.
- A czy któraś z tych opcji jest taką nie prowadzącą do wojny? Takiemu pacyfiście jak mi ciężko będzie się przekonać do wyboru ścieżki wojennej.
- Każdy wybór przynosi zmianę, która sama w sobie jest konfliktem.
- Wcześniej mówiłaś, że stanięcie pod Sztandarem przyniesie wojnę, a teraz już wszystkie możliwe opcje zdają się wstępem do zbrojnego konfliktu. Czyli tak czy siak szykuje się wojna, a ty tylko chcesz się upewnić po której stronie się opowiemy. Tak?
- Nie.
- Szybko i konkretnie - Nathan mruknął pod nosem. Przez chwilę gapił się w ziemię by ponownie spojrzeć na jedyną widoczną mieszkankę tego miejsca - Czym jest Cytadela? - zapytał w końcu.
- To wielka wieża, w której rezyduje władca tej domeny. Od dawna wydaje się być zamknięta i opuszczona, ale ja wiem, ze to tylko pozory. On tam jest. Władca Przejść. Król Ciszy. Rozjemca i tyran w jednej osobie. On i jego nieumarła armia.
- To w takim razie jaka jest twoja rola? Dlaczego te Strażniczki rozkazały ci tutaj czekać?
- Miałam być, obserwować, mieszać w głowach przybyłych. Ocenić ich siły i zamiary.
- Jeżeli mieszać, to wprowadzać w błąd. Zatem za nic sobie powinniśmy brać twoje słowa? - dorzucił rogacz.
Uśmiechnęła się w odpowiedzi falując skrzydłami. Przestrzeń zadrżała.
- O proszę. - Odezwała się Vannessa. A tych dwóch słowach dało się słyszeć tyle ironicznej, złośliwej satysfakcji, co w śmiechu który pojawił się zaraz po wypowiedzi.
- Nigdzie uczciwości. Ten cały świat zlazł na psy - pomarudził pod nosem - Zatem - zwrócił się ponownie do skrzydlatej - możesz przekazać swoim zwierzchnikom, że przybyli mają się dobrze, powiedz im, że potrafią być mili ale jak trzeba to i w zadek kopną. Powiedz też, że zamiarów ci nie zdradzili i raczej nie mają na to ochoty skoro kłamstwo i jad się sączy z jednej strony. Ktoś ma coś do dodania? - Scott odwrócił się do pozostałych
Billingsley zaprzeczyła ruchem głowy nie przestając się śmiać.
- Oczywiście. - wtrąciła się Emma - Zrobiłaś już to?- zapytała Skrzydlatą - Oceniłaś nasze siły i zamiary?
- Oceniłam. Zapamiętałam. Każde słowo. Każde pytanie. Każde milczenie. Jesteście zagubieni i na pewno nie przybyliście tutaj zmieniać niczego, ani uwalniać Zapomnianych. Nie jesteście wrogami i nie jesteście zdobywcami. Myślę, że trafiliście tutaj zupełnie przypadkowo. Przyzwani dziedzictwem swojej krwi i mocą Strażniczki Dusz. - Spojrzała na Vannessę. - Mogę tylko przypuszczać, że twoje dłonie dotknęły krwi kogoś czystej krwi fae, a uśpione w tobie dusze poczuły jej moc, wyszły na zewnątrz i instynktownie poszukały drogi do domu zabierając was ze sobą. Czy tak właśnie się stało?
Druidka przestała nagle się śmiać. Zniknęła też ta cała złośliwość, która pobłyskiwała w jej oczach. Przez chwilę przeskakiwała wzrokiem po twarzach zebranych by w końcu zatrzymać swoje spojrzenie się na tej dziwnej, skrzydlatej istocie.
- Nie. - Powiedziała spokojnie siląc się na beznamiętność w głosie. Nie było to takie trudne zażywszy, że do odpowiedzi użyła monosylaby.
- A co się wydarzyło, że grupa istot w których żyłach płynie krew Zapomnianych nagle pojawiła się w takiej liczbie u wrót ich więzienia? Jeśli to nie było zdarzenie przypadkowe, to było celowe? Jeśli było celowe, to czemu tak niewiele wiecie o tym miejscu? Wszystko to zaczyna wymykać się mojej zdolności percepcji.
- Mojej też. - Dodała Vannessa tym samym tonem co poprzednio.
- Myślę, że pierwsze rozwiązanie jakie przedstawiłaś jest tym prawidłowym, tylko Vannessa nie chce z jakiś powodów tego przyznać.- Fantomka odpowiedziała Enaei - W końcu to nie pierwszy raz kogoś przerzuciłaś do Faerielandu, prawda Vannesso? - Tym razem słowa skierowała do Druidki.
- Muszę się z tobą niezgodzić. - Odparła jej Billingsley.
Spirala wzajemnych złośliwości i uszczypliwości rozkręciła się na nowo.
- Możesz się nie zgadzać, ale tym nie nagniesz rzeczywistości ani faktów - Em wzruszyła ramionami. - Dalsze wypieranie się nie zaprowadzi nas nigdzie, a zaakceptowanie twojej roli być może pozwoli nam się stąd wydostac. Jeżeli przyprowadziłaś nas tutaj to powinien być i sposób na to żebyś nas stąd wyprowadziła. Lecz jeśli będziesz się ciągle upierać, że to nie ty i nie spróbujesz poznać swojej mocy to dalej będziemy tutaj tkwić.
- Fakty są takie, że nie uczyniłam nic z tego o czym wspomniała ta istota. - Vannessa ruchem głowy wskazała na Enaei.
- No oczywiście, że nie uczyniłaś, bo przywiało nas tutaj magiczne tornado. Na całe szczęście teraz sprawa jest już prosta. Wystarczy załatwić złą czarownicę, podprowadzić jej magiczne buciki, trzasnąć obcasami i wszyscy wracamy do Kansas. - Emma rozłożyła ręce na zaakcentowanie swoich słów.
- To co teraz? - odezwała się już normalnym tonem do Enaei - Skoro wychodzi na to, że raczej się stąd nigdzie nie wybieramy.
- Tak, tak. Jeszcze tupnij nóżką. Zrób zbolałą minę. Żeby cały świat widział jaka to nieszczęśliwa jest mała Em, bo nie może dopiąć swego. - Rzekła sarkastycznie Vannessa.
Fantomka uśmiechnęła się z wyrozumiałością.
- Wiem, że nie miałaś najlepszego dnia Vannesso, wiec chyba już czas się położyć i odpocząć.
- To jak? - ponowiła swoje pytanie do Enaei - Co dalej?
- To zależy tylko od was, jak już mówiłam.
- Nie wiesz jaki miała dzień. Wiec się z łaski swojej nie wypowiadaj. - W tej wypowiedzi pobrzmiewała nuta goryczy i smutku.
- Którędy do tej Cytadeli? - odezwał się nagle donośny, niski głos z silnym akcentem gdzieś z tyłu zdezorientowanej zbieraniny. Duncan Sinclair wystąpił naprzód, wciąż trzymając dziecko w prawej łapie, trochę jakby było karabinem wymierzonym w Enaei - Dobra, znów zostaliśmy gdzieś wciągnięci, a ta panna najwyraźniej nie ma pojęcia, o drodze powrotnej. Jeśli ktoś je ma, to zapewne Władca Przejść. Wieża w której rezyduje Nieumarła Armia, to coś co jestem w stanie ogarnąć rozumem, i z czym potencjalnie możemy sobie poradzić starą dobrą przemocą. Potem dopadniemy Króla Ciszy i grzecznie poprosimy o odesłanie nas na wyspy. Nie przywołujemy żadnych Przedwiecznych, nie rozpętujemy wojen, dorwiemy sukinsyna i wyrwiemy mu bilet powrotny z gardła. Chętni?
- Ja ich tutaj nie zostawię - Em wskazała na nieprzytomną trójkę. - Ani jej - teraz pokazała na niedającą znaków życia Amy. - Cholera, nawet nie wiem, co dokładnie jej się stało. Zamieniła się w porcelanową figurkę?
Fantomka ruszyła żeby sprawdzić stan policjantki.
Sinclair podążyl za nią wzrokiem.
- Szok. Zdarza się. pewnie zaraz dojdzie do siebie. - Rzucil tonem, jakby podróżowanie między wymiarami było jego codziennym zajęciem. - A te cholerne mutanty pewnie zaraz się zregenerują.
Vannessa Billingsley na chwilę wyłączyła się z tej jałowej rozmowy. Chwila skupienia miała jej pomóc w poznaniu mocy, które są w tym miejscu. Niestety. Było one tak potężne skomplikowane, że nie była w stanie nawet ich ogarnąć swoimi ludzkimi zmysłami i swoim ludzkim doświadczeniem. I nawet jeżeli odnalazła coś znajomego, to nie prowadziło to do żadnych konstruktywnych wniosków. Dała więc sobie z tym spokój.
Alternatywą mogło być fizyczne oddalenie się z tego miejsca. Teren wokół nich był wyżynny, lekko pofalowany, a jedynym urozmaiceniem była ogromna wieża na wschodzie. Przyjęty kierunek świata był oczywiście umowny, ale ułatwiał orientację.
- Co to za wieża tam? - Druidka zwróciła się do Lunnaviel ruchem głowy wskazując na wspomniany obiekt.
- Nie mam pojęcia - opowiedziała alfka. - Nigdy tutaj nie byłam. Wydaje mi się, że to cytadela, o której wspominała Enaei. Wielu władców dominiów lubi zamieszkiwać coś, co wynosi się ponad okolicę, góruje nad nią.
- Nie byłaś tutaj? - Zdziwiła się Billingsley i to bardzo. - To skąd wiesz co to za miejsce?
- Znam wiele domen. poznaję po menhirach pośród których stoimy - elfka spojrzała na Vannessę jakby odrobinę ...zdziwiona. - Ponadto żyję blisko trzy tysiące lat. To znaczny okres czasu na zdobywanie wiedzy.
- Super. - Jęknęła Wiedźma z rezygnacją w głosie. - To jakieś drogowskazy? Te menhiry?
- Punkt mocy. Węzeł. W każdym ze znanych światów jest jedna taka ... przystań. Co najmniej jedna. Mając odpowiednią moc lub znając odpowiednie rytuały można przedostać się nimi do innych miejsc, innych światów.
- Cholerne gwiezdne wrota. - Rezygnacja nadal była dominująca nutą w jej głosie. - Czyli utkwiliśmy tutaj na dobre.
Enaei chyba nie miała zamiaru komentować tego faktu bo milczała.
Billingsley ponarzekała jeszcze chwile pod nosem na obecną jakże beznadzieją sytuację po czym ponownie zwróciła się do elfki.
- Co miałaś na myśli mówiąc mając odpowiednią moc lub znając odpowiedni rytuał? My ludzie - Vannessa ostentacyjnie zaakcentowała słowo ludzie. - podróżujemy inaczej.
- Podróżujecie dokładnie tak samo, Vannesso z Londynu - odpowiedziała Lunnaviel. - Musicie znaleźć odpowiednią dziurę i odpowiedni klucz. Upraszczając sprawę. Lub ścieżkę prowadzącą w odpowiednie miejsce. Ja znam wiele takich bram, wiele potrafię otworzyć, chociaż nie wszystkie. Aby dostać się tutaj musieliśmy skorzystać z Duncanem skorzystać z mocy Szmuglera, Skoczka, Przemytnika. Nie sądzę jednak, byśmy byli w stanie znaleźć go w tym miejscu. Jak już wspomniałam, to więzienie. Nawet władca tej domeny nie może jej opuścić. Jestem mocno zaskoczona, że tutaj trafiliśmy. Myślę, że to musi być pomocne w wyjściu. Sami weszliśmy, sami wyjdziemy. Tylko pozostaje znaleźć odpowiedź, jak.
Westchnęła. Spojrzała na Duncana.
- Daj mi dziecko, weź tych damae którzy będą chcieli ci towarzyszyć i sprawdźcie wieżę. Porozmawiajcie z władcą domeny. Ja zostanę tutaj i przypilnuję rannych i dziecka. Już czuję się na tyle dobrze, by zapewnić im odpowiednie bezpieczeństwo. Priorytetem dla nas będzie wyjść stąd i na tym skoncentrujcie swoje wysiłki, damae.
Olbrzym skinął głową i bez słowa przekazał dziecko w opiekuncze dłonie matki. Od jakiegoś czasu prawie nie odrywał wzroku od wieży, najwyraźniej już układając plan podejścia.
- Masz nieco pokrętny tok skojarzeń, ale niech ci będzie. - Vannessa wzruszyła ramionami nie do końca rozumiejąc przenośnię użytą przez żonę Sinclaira. - Nie trafiłaś tutaj od razu. Byłaś w Stonehenge, gdzie przyszło na świat twoje dziecko, a dopiero później tutaj, a my z tobą. Jak otwierasz bramy?
- Jestem czystej krwi sithe. Dziecięciem władcy domeny. Wszystkie drogi prowadzące do dominiów moich braci i sióstr stoją przede mną otworem. Do wielu innych znam odpowiednie słowa mocy. To mój naturalny dar. Chociaż aby dostać się do Londynu, do waszego świata, jak już mówiłam, potrzebowałam przewodnika. Nawet obecność Duncana nie rozwiązała problemu mimo ze zrodził się na waszej wyspie. W Szkocji.
- Świetnie. - Powiedziała Billingsley z pewnym entuzjazmem w głosie. - Powiedz mi, jako osoba znająca teorię, co twoim zdaniem mogło spowodować nasze pojawienie się tutaj. Tylko nie zapomnij, że wyruszyliśmy z Stonehenge.
- Nie widziałam tego. Byłam nieprzytomna. Ale musiał być jakiś katalizator. Coś, co zainicjowało proces przejścia. Klucz do bramy wsadzony w odpowiednie miejsce przez odpowiednią osobę.
- Cóż zatem mogło być takim katalizatorem? Pomyśl proszę. Widzisz kto tu jest. Te same osoby, po za yyyyy… Enaei, były i Stonehenge. A nie przepraszam. Były jeszcze trzy anioły i jeszcze jedna istota. Kotwica? Nie. Renegat? No ale jakoś tak o nim mówiono.
- Przykro mi, Vannesso z Londynu - pokręciła głową ze smutkiem. - Jestem ci wdzięczna za ocalenie mojego istnienia, lecz nie potrafię odpowiedzieć na twoje pytanie. nie widziałam tego, co się wydarzyło. Chociaż łowczyni cieni, Emma, sugeruje, że to twój dar i twoja moc.Nie mam powodów by nie ufać jej słowom.
- A ja mam. - Warknęła Vannessa. - Dlatego zastanów się proszę jeszcze raz.
Enaei spojrzała na druidkę pozbawioną wyrazu twarzą. Tylko oczy skrzydlatej istoty zdawały się błyszczeć jaśniej, niż do tej pory.
Lunnaviel zastanawiała się przez chwilę głęboko. potem pokręciła głową.
- Niestety - powiedziała. - Nie byłam świadkiem zajścia. trudno mi jednoznacznie orzekać.
- Rany!! - Wiedźma wzniosła oczy do nieba. - Kto cię nauczył korzystać z tych portali? - Zapytała po krótkiej chwili pomstowania.
- Ojciec. nauczyciele. Sama. Rożnie.
Za plecami rozległ się suchy kaszel a potem dziwny świst. Jedna z poparzonych osób - Finch O'Hara - odzyskał przytomność. Usiadł ciężko oglądając swoją dłoń, jakby zobaczył ją po raz pierwszy.
- No, przynajmniej w starym ciele - Mruknął nazbyt głośno.
Potem rozejrzał się wokół ze zdziwieniem.
- Enaei? - Spojrzał na dziewczynę ze skrzydłami. - Co ty tutaj robisz?
- Przyszedłeś do domeny, w której jestem ...
- Egnehenots - O'Hara ciężko pokręcił poparzoną głową. - Cudownie. Ma ktoś może papierosa?
Widać było, że ma dość.
- Byłeś tam? Walczyłeś z Fomori. Odrzuciłeś moce uzurpacji? - Enaei wbiła wzrok w poparzonego mężczyznę.
- Dwa razy - spojrzał na Duncana i Nathana- I najwyraźniej dobrze na tym wyszedłem.
Duncan podtrzymał spojrzenie oprzytomnialego, ale nic nie powiedział.
- I jak to się odbywało? - Billingsley zignorowała mężczyznę, który odzyskał przytomność zwracając się do elfki.
Lunnaviel oderwała zafascynowany wzrok od regenerującego się dosłownie na ich oczach O'Hary.
- Już ci to mówiłam kilka razy, Vannesso z Londynu. Nie lubię się powtarzać. Słowa mają swoją wagę. Szkoda ich marnować. To dar. Każda brama jest inna. Każda wymaga innego podejścia. Albo wiesz, jak ją otworzyć, albo nie wiesz i nic nie zrobisz. najwyraźniej ta siła, która nas tutaj przeniosła wiedziała. I to jest klucz. Teraz musimy jeszcze odnaleźć tą siłę i sprawa powinna zostać załatwiona, jak to mawia Duncan.
- Ale ja pytam się o to jak się ta nauka odbywała. - Powiedziała siląc się na spokój Druidka.
- To było trzy tysiące lat temu, gdzieś tak. Niewiele z tego pamiętam. generalnie chodziło o to, co teraz robię naturalnie. Dostrojenie swojej magii do magii miejsca. Swojej ame do ame bramy...
- Stop! Stop! Stop! - Vannessa weszła w słowo żonie Duncana. - Szczegóły mnie nie interesują. To była praktyczna czy teoretyczna nauka?
- Praktyczna. Najpierw na portalach w obrębie domeny, potem pomiędzy domenami na końcu między światami.
- Aha. - Odparła zrezygnowana Vannessa. - Czyli utkwiliśmy tu na dobre.
- Utknęliśmy. Ale nie na dobre. - Duncan Sinclair poprawił mocowanie miecza na plecach. - Wieża, król, nieumarli: to nasza droga.
Entuzjazm Szkota nie udzielił się Angielce. Usiadła na podłożu podciągając kolana o brodę. Rękoma objęła nogi i oparła głowę o ramiona. Musiała to wszystko przemyśleć. Prześledzić każdy swój uczynek. Rozłożyć go na czynniki pierwsze i przeanalizować. Jasnym, przynajmniej dla niej samej, było że nie zamierza brać udziału w tym całym cyrku do którego zmuszają ją te dziwne istoty, a którego zupełnie nie rozumiała. Przecież ona miała tylko pomóc przy Stonehenge. I tylko tam. Nie pisała się na żadną podróż w nieznane światy. Ale niestety stało się. I tkwiła nie wiadomo gdzie.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny

Ostatnio edytowane przez Efcia : 16-07-2015 o 21:05.
Efcia jest offline