Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-07-2015, 15:28   #20
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Dom Barensów na Antigui

Richard zgodnie z etykietą usiadł jako pierwszy. W sumie nie miał się co zastanawiać nad zachowaniem Ferrata i Cassimira. Wiedział, że coś zawalą. Miał tylko nadzieję, że nie będzie musiał się za nich tłumaczyć. Przed powiedzeniem czegokolwiek Richard delikatnie pochylił głowę w jednym z tak różnych, a jednak dla postronnych jednym z wielu identycznych, arystokratycznym ukłonie.. Ten znaczył ni mniej, ni więcej jak “dzień dobry”. Szlachcic zdawał się zignorować wyraźną różnicę wieku, co podkreślił tym właśnie gestem. Kobieta odwzajemniła ukłon. Obserwując jej twarz pod innym kątem, Richard dostrzegł, że nie jest ona wcale w sędziwym wieku. Wyglądało to raczej tak, jak gdyby każdy, wypalony papieros odebrał jej trochę z życiorysu.
- Raczy wybaczyć pani, ale nie wydaje mi się, żebym mógł odzyskać to co utracone. Wszak brakuje mi ojca i matki, jednak nikt mi ich nie wróci do życia. - Richard wyssał z palca ten przykład chcąc ocenić reakcję rozmówczyni. Nadal nie był pewien co robi w tym miejscu.
Gascot znacząco zakasłał. Przy jego fotelu postawiono nową butlę.
- Myślę, że moja piękna niczym pierwiosnek siostra miała na myśli pozycję pańskiej rodziny i statek tego tutaj jegomościa.
- Pozycja naszej rodziny jest raczej nie do odzyskania dopóki to Hanza rozdaje karty. Choć nie ukrywam, że chętnie posłucham waszej propozycji.
Rodzeństwo popatrzyło na siebie. Przez chwilę prowadzili milczący dialog, po czym obydwoje kiwnęli głowami.
- Chodzi o zabicie zarażonego - powiedziała Deborah jak gdyby wspominała o zeszłorocznym śniegu - Zagraża naszym interesom, ale nie możemy dostać się do niego oficjalną drogą.
- Wiemy co zaszło na wyspie Jerry i możemy pomóc wam się odegrać - dodał jej brat.
- Nim jednak przejdziemy do szczegółów, musimy wiedzieć. Jesteście zainteresowani? Tak czy nie. Tu i teraz.
Richard spojrzał na Casimira. Obiecał pomóc mu rozwiązać kwestię masakry na Jerrym.
- Za głęboko w to zabrneliśmy, żeby się teraz wycofać. Choć to nie ja powinienem się wypowiadać. Nie otrzymałem w końcu zaproszenia z czarnym krzyżem. Owszem jesteśmy zainteresowani, prawda? - Szlachcic spojrzał na towarzyszy w oczekiwaniu na ich opinie.
Dewayne od razu przeszedł do rzeczy.
- Przyznam, nie jestem przyzwyczajony gadać na tym poziomie. W ogóle nie lubię takich nadętych rozmów i pokazywania jak to się sra pieniędzmi.
Ferat wskazał mu, żeby przystopował. Lecz Casimir miał własny rozum, wbrew swojej porywczości.
- Z drugiej strony chcecie nam pomóc w zamian za to, co potrafię robić najlepiej. Skopać czyjś tyłek. Wchodzę w to.
Słowa korsasza spotkały się milczącą aprobatą. Deborah zabębniła knykciami o włochaty łepek kota na jej kolanach.
- Jak dużo wiecie o ucieczce zarażonych z Southand? - zapytała.
Richard uniósł brew.
- Ostatnio sen z powiek spędzały mi sprawy lokalne. To co wiem to raczej urywane plotki. Żadnych konkretów.
Gascot uśmiechnął się. Bardzo dziwnie.
- I dobrze. Staramy się trzymać sprawę w ukryciu. Ludzie to idioci. Łatwo wpadają w popłoch.
- Mocne słowa jak na kogoś, kto tak łatwo uzależnił się od orfenu - stwierdziła siostra, jednak z dozą hipokryzji, gdyż zapaliła kolejnego papierosa - Powiedziałabym, że to kwestia wizerunku. Niewielu kontrahentów zechce nawiązać współpracę ze stroną, którą nękają zarażeni.
- Nękają? - zaciekawił się Ferat.
- Wiemy, że pod wodzą kogoś konkretnego. Zwie się Shagreen i to on stoi za ucieczką z Southand. Od tego czasu poluje na członków naszej rodziny.
- Macie pod sobą czołówkę szpiegów w Orionie.
W pomieszczeniu zapanowała cisza. Zdawało się, że niewypowiedziana myśl zawisnęła w powietrzu, ciążąc na ogólnej atmosferze. Deborah pochwyciła swój naszyjnik z pereł. Przeplatała je między palcami.
- Shagreen zna skądś personalia agentów z Black Cross. Jest zawsze o krok przed nami i nie dopuści ich do siebie. Potrzebujemy kogoś z zewnątrz.
- I tutaj pojawiacie się wy - skwitował Gascot.
Richard słuchał z kamienną twarzą. W końcu postanowił się odezwać.
- Myślę, że wszystkie ozdobne figury retoryczne mamy za sobą. - Spojrzał znacząco na Casimira - Przejdźmy do konkretów. Shagreen ma zginąć z konkretnie naszej ręki? I druga sprawa: nasze korzyści. Nie chcę tutaj słuchać o rozmytych w dalekiej przyszłości obietnicach, tylko o konkretach.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 19-07-2015 o 20:54. Powód: Formatowanie
Mi Raaz jest offline