Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-07-2015, 00:03   #36
Googolplex
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
Minęło sporo czasu nim muzyk odzyskał mowę. Jeszcze więcej nim zdobył się na działanie. W tym czasie kobieta pogrążyła się już niemal całkowicie w wodzie.
- Hej! Zaczekaj, wróć! - Wołał za nią. Nie liczył jednak na to, że słowa coś zmienią więc poderwał się na równe nogi i pobiegł. Woda przyhamowała go i na moment stracił kobietę z oczu.
Kobieta zareagowała na krzyk Stefana. Odwróciła się i spojrzała na niego swoim jednym, martwym okiem.
- Życie Ci nie miłe… znaczy wiesz co mam na myśli. Wracaj tu zaraz bo Cię korpus dopadnie i będzie po zabawie.
Kobieta nie spuszczała wzroku z kainity. Stefan miał jednak problem z odczytaniem jej emocji, gdyż z tak zniekształconej twarzy trudno było cokolwiek odczytać.
- Czehgo? - wyharczała kobieta. Jej głos był szorstki i niemiły, jakby ktoś przeciągnął paznokciem po szkolnej tablicy.
- No… - W sumie musiał przyznać, ze tak właściwie nie nie było większego powodu by ją zatrzymywać. - Wiesz, że poza wyspą raczej długo nie… przetrwasz. - Po chwili namysłu znalazł odpowiednie słowo.
- Nhowhe dhzieckho Whalther, co? - zapytała - Lepiej zapomnij o tym, że mnie widziałeś. Tak będzie dla ciebie bezpieczniej. Dłużej przetrwasz. - zaszydziła na koniec ze Stefana.
- Przetrwasz, nie przetrwasz. Nie zostawię Cię w takim stanie, wracaj tu zaraz coś poradzimy na te rany.
Kobieta wybuchła pustym śmiechem, który brzmiał iście groteskowo. Płaty skóry z jej twarzy podskakiwały rytmicznie, niczym flagi na stadionie.
- Prawdziwy z ciebie dżentelmen. Dzięki za troskę, ale nie od dziś radzę sobie jakoś z moim ciałem. Czasami to bywa doprawdy komiczne. Przeklęty Ginter. To jego dar dla mnie. Wieczne życie w takim ciele. Nic lepszego nie mogło mi się trafić.*
- Wiesz, że nie musi tak być. Jestem pewien, że znam kogoś kto mógłby, no coś z tym zrobić tak, żebyś przynajmniej mogła się pokazać wśród ludzi. Musi być cholernie trudno polować w takim stanie. Przy okazji, masz ochotę? - Wyciągnął w jej stronę prawie osłuszoną wydrę.
- Jucha na jakiś czas hamuje rozkład, ale najstarsi Tremere nic nie poradzą na tę klątwę, więc daruj sobie. A za troskę już ci dziękowałam. Bywaj. - powiedziała i uniosła rozkładającą się rękę w geście pożegnania.
- A ja dalej twierdzę, że znam kogoś kto mógłby przynajmniej doraźnie pomóc, i to wcale nie Tremere. Wręcz przeciwnie, ktoś kto na ciele zna się znacznie lepiej. - Stefan był nieustępliwy. Przynajmniej w tej kwestji.
Kobieta odwróciła się jeszcze raz i obejrzała sobie Stefana od stóp do głów.
- W innych okolicznościach uznałabym, że mnie podrywasz - po czym zaśmiała się głośno - Jak się nie boisz, to chodź ze mną. U mnie będziemy mogli swobodnie porozmawiać. Tutaj zbyt duże ryzyko, że ktoś nas zauważy.
- O ile nie zamierzasz mnie podstępem wyssać to raczej nie mam się czego bać, a to mogę chyba zaryzykować. - Stefan uśmiechnął się do kobiety, mimo wszystko wygląd nie był przecież najważniejszy a ona zdecydowanie wiedziała coś co mogło mieć wartość.
Stefan ruszył za swoją przewodniczką, która ruszyła pewna siebie pod wodę. Szła po dnie, bez żadnych obaw i omijając wodorosty kierowała się w kierunku oddalonej od brzegu o jakieś kilkadziesiąt metrów podwodnej jaskini.
Dopiero w połowie drogi dotarło do Stefana, że nie jest to naturalna jaskinia, a zbudowany ludzką ręką bunkier, który na przestrzeni lat obrósł podwodną roślinnością.
Kobieta weszła do bunkra przez niewielki otwór zasłonięty gęsto rosnącymi tutaj wodorostami.
Po kilku metrach wędrówki zalanym tunelem dotarli do mocno zmurszałej drabiny, po której kobieta zaczęła się wspinać.
Gdy dotarli na szczyt, oczom Stefana ukazała się niewielkich rozmiarów okrągła salka w której kobieta najwyraźniej miała swoje leże.
Znajdowała się tutaj metalowa prycza, kilka szafek, rząd książek ustawionych pod ścianą i drewniany kufer, który od razu zwrócił uwagę Stefana. Widać bylo, że to bardzo stary przedmiot. Jego zdobienia wskazywały, że został wykonany prawdopodobnie w średniowieczu i co najważniejsze wyglądał na oryginał, a nie rekonstrukcję.
- Witam cię w moim królestwie - powiedziała kobieta pokazując gestem dłoni cały pokój - Jestem Fellicy.
Stefan zauważył jeszcze jedną rzecz, która wzbudziła jego zainteresowanie. Jedna z metalowych szafek dość nieudolnie maskowała drzwi, które znajdowały się za nią. Widząc to kainita nie miał już wątpliwości, że lokum kobiety jest częścią bunkra do którego wygnał ich Walther.
- Stefan. - Przedstawił się. - I chyba powinniśmy się znacznie lepiej poznać, nie sądzisz? - Uśmiechnął się do swych myśli. Coś tu było bardzo nie tak i chyba zaczynał się powoli domyślać co.
- Na pewno nie zaszkodzi, choć to zależy od punktu widzenia. Siadaj - powiedziała wskazując wojskowy tobół - Długo jesteś w gościnnych progach ghurala?
- Nieszczególnie, ledwie miesiąc ale wystarczająco by poczuć smród knowań i spisków.
- Taaa, poczciwy misiu. Jednak troski mu nie można odmówić. Taki kochany wujo, co?
- Póki wszystko idzie po jego myśli… - Skrzywił się na wspomnienie gniewu Walthera. - Nie mniej wydaje się, że wiesz znacznie więcej ode mnie i coś mi mówi, że niewiele masz do stracenia wyjawiając mi swoje tajemnice za to sporo do zyskania.
- Kochany, aż tak zdesperowana to ja nie jestem - jej twarz wykrzywiła się w groteskowym uśmiechu - Po prostu dawno nie rozmawiałam, a wolałbym aby mój umysł nie pogrążył się w analizowaniu samego siebie. Wiesz o czym mówię, nie?
- Aż za dobrze, i szczerze cieszy mnie, że masz w sobie tyle życia by nie łapać się na pierwsze z brzegu obietnice i miłe słówka.
- Co tam ogólnie słychać w szerokim świecie? Dzisiaj wyszłam na posiłek i coś wyczułam. Co się dzieje?
- Hmmm, w sumie niewiele i bardzo wiele. Jak to w miejscu gdzie zgromadzi się mieszanka gatunków , ras i klanów.
- Bojan jeszcze tu jest?
- A jakże, prawa ręka misia.
- Prawa ręka. Taaa… tak można powiedzieć. Chyba nie znasz się z nim za dobrze, co? Myślę, że powinieneś sobie z nim pogadać.
- Pewnie tak, lecz.. cóż pewne okoliczności to utrudniają. Taka tam stara vendetta klanowa. Ale dość o mnie. Zaproponowałem pomoc ale chyba oczywiste, jest, że nie będzie to łatwe, więc może zacznijmy od tego jak to się stało, że twoje ciało nie chce się zregenerować?
- Bojan nie ma żadnych uprzedzeń. On jako jeden chyba z całej tej bandy, zrozumiał, że świat stanął do góry nogami i wcześniejsze zależności przestały, aż tyle znaczyć. A czy ty przypadkiem nie byłeś psychoanalitykiem za śmiertelnika?
- Prawie. Zresztą nie tylko wtedy. Szlag trafił wszystko dopiero przez nagonkę. Zresztą to teraz nie ważne kto kim był prawda? Liczy się co zrobimy z tym co mamy.
- Dobrze gadasz. A ty co z tym robisz?
- Najpierw staram się zrozumieć sytuację, robienie czegokolwiek na ślepo jest po prostu nie w moim stylu. Problem w tym, że wszyscy się uparli by odgryźć jak największy kawalek tego zgniłego jabłka dla siebie. Nikt nic nie chce powiedzieć, nikt nie chce spróbować działać z innymi. Myślałem, że znalazłem kogoś kto myśli podobnie ale, szlag, on też wsiąknął.
- Kto taki?
- Będziesz się śmiała. Kotołak!
- Fakt. Śmieszne. I co się z nim stało?
- Cholera wie. Niby mówiłem im, że pewnie po prostu zapił ale jakoś ciężko w to uwierzyć. Ma chłopak głowę do picia i nie wygląda na takiego który znika ukradkiem.
- Czyli dobrze wyczułam, że coś się wydarzyło. Walther nie chciał nic mówić, ale poznałam po nim, że coś jest na rzeczy. Popytaj Luciusa. Niby świr, ale to uważny obserwator.
- Zabawne, myślimy dość podobnie. Przynajmniej w tej sprawie. Jednak… wydaje mi się, ze unikasz tematu swej klątwy.
- A o czym tu gadać. Każdy z nas jest przeklęty, nie? Jedni tak, drudzy inaczej. U mnie wygląda to tak - rozłożyła ręce i pokazała na swe ciało - Zła krew, jak mi kiedyś powiedział jeden Tremere. Tyle.
- Dziwne, nie słyszałem by kogoś w ten sposób dotknęło przekleństwo naszego rodzaju. No ale fakt, wszyscy jesteśmy przeklęci a każdy na swój sposób. Mimo to ciągle uważam, że może dało by się coś z tym zrobić. Muszę tylko z kimś porozmawiać, ale to cholera może być problem.
- Naprawdę doceniam twoją troskę, ale nie masz się czymś przejmować. To mnie na pewno nie zabije. He, he, he - zaśmiała się głośno - Fakt trochę utrudnia relacje społeczne. Zwłaszcza dzisiaj, ale wcześniej wcale nie było lepiej. Skąd jesteś? Znaczy zanim się to wszystko zaczęło.
- Zależy, czy pytasz o to gdzie musiałem być czy o to skąd mnie przywiało do “nowego świata”.
- Ciężko się z tobą rozmawia. Chcesz ode mnie pełnej szczerości, a sam odpowiadasz półsłówkami i ogólnikami. Wiem, wiem… stare nawyki. Mniejsza o to. Ja mieszkałam w Minneapolis. Tam książę tolerował mnie tylko dlatego, że miał w tym interes. Z resztą nie tylko on. Wiesz, jak to jest gdy wszyscy tobą oficjalnie gardzą, a pokątnie przychodzą po prośbie. Doprawdy żałosni byli. I to zarówno ci z Camarilli i ci z Sabatu. Banda pojebów.
- Czekaj, czekaj. Ten książę to nie czasem Bertold Wayloom? Ten co to wczoraj się pojawił na wyspie?
- Oooo - jęknęła kobieta - On tutaj. Hmmm.. czyli coś się zaczyna dziać. W sumie ciekawie. Jak pojawił się Wayloom, to znaczy, że sieć spisków dojrzała do rewolucji. He, he, he. Ciekawe, co zrobi miś. Pewnie ma ciężki orzech do zgryzienia. A ta ruda kurwa jest jeszcze tutaj?
- A jakże i trzyma łapę na sekretach misia. Pewnie zagryzłaby w ich obronie jeśli mnie pytać o opinię. Cholera, dobrze by było wiedzieć więcej. Widzę co nieco ale ni cholery tego w całość powiązać. Jakbym układał puzzle w ciemności, że oko wykol, jedną ręką, do tego zawieszony za jaja na latarni i za chwilę ma wzejść słońce.
- Jeśli myślisz, że ja ci to wszystko wyjaśnię, to jesteś w błędzie. Znamy się od kwadransu, a i tak powiedziałam ci o wiele za dużo. Jebać, co ma w sumie do stracenia, nie? He, he,
- Co najwyżej tą egzystencję, jak my wszyscy. W sumie masz rację, nie powinienem tak wypytywać nie dając nic w zamian… po prostu ta cała sprawa śmierdzi a ja wolałbym nie dowiedzieć się, że to smród moich przypalanych na ogniu inkwizycji wnętrzności. I to tak pewnie na ciekawość działa.
- Powiem ci tak. Pogadaj z Bojanem i Luciusem. Powiedz im, że wiesz o mnie. Jak Bojan ci zaufa, to dobrze. Pewnie dowiesz się więcej.
- Nie omieszkam. I… pochodzę z Monachium, słuchałaś może kiedyś metalu?
- Nie. To nie moje klimaty. Zdecydowanie bardziej gustuje w klasyce. Kochałam operę, ale mniejsza z tym.
- Sama pytałaś. - Tym razem Stefan się zaśmiał. - Byłem po prostu grajkiem, nic więcej, nic mniej. Nawet po przemianie.
- Pewnie zjeździłeś kawał świat. Zawsze marzyłam o podróżach, ale nie było mi dane. Najpierw klepałam biedę, a potem ten cholerny dar. Zła karma, zła krew, a ja nadal nie mogę pozbyć się myśli, że to życie, nieżycie coś jest warte. Głupie nie?
- Czy ja wiem, jakbyś posłuchała moich piosenek pewnie dostałabyś depresji. Ale nie śpieszy mi się by dokończyć proces umierania. Zawsze jest coś, nadzieja czy inne głupoty co nie pozwala się położyć i po prostu umrzeć. Co chce powiedzieć, tak, szlag, tak to jest coś warte, musi być.
- Tylko mi nie mów, że wierzysz w Boga i jakiś cel tego wszystkiego - dłonią wykonała gest pokazujący pokój, siebie i Stefana.
- W Boga, czy ja wiem? Raczej nie bardzo. Z drugiej strony do przemiany nie wierzyłem w wampiry. A sens jest taki jaki sam chce aby był.
- Nie jestem dobra w filozofii,. Nasłuchałam się wielu fanatyków. Jakieś ścieżki, prehistoria, Kain i jego klątwa. Tylko jakie to ma znaczenie. Nasza wegetacja, czy życie ludzkie ma jakiś cel. Chyba tylko taki, żeby ktoś nami manipulował. Może ci na górze wiedzą więcej. Może trzeba przeżyć, he, he, ze trzy wieki, aby to ogarnąć. Nie wiem. Dla mnie liczy się tylko kolejny dzień. Teraz nie mam pomysłu, planów na przyszłość.
Stefan machnął ręką słysząc o wiekach życia i “tych na górze”.
- Walić to, przeżyjmy a potem pomyślimy co z tym zrobić. Może nawet nowy świat otworzy możliwości których nie dawał stary. Albo wszystkich nas szlag trafi. Zobaczymy co wyjdzie, a jeśli przetrwamy to warto będzie pogadać i powspominać te czasy niepokoju.
- New Wolrd Order, co? Dobra, zapraszam. Tylko nie przychodź z kolegami, bo się pogniewam. Nie muszę chyba mówić, że lepiej aby nikt o mnie się nie dowiedział. Bojan i Lucius wiedzą i niech tak pozostanie. Poczekaj dam ci coś.
Wampirzyca wstała i podeszła do jednej z szafek. Stefan zauważył, że wewnątrz znajdowała się przenośna turystyczna lodówka. Fellicy wyciągnęła z niej torebkę z krwią.
- Pewnie dawno nie miałeś okazji kosztować ludzkiej juchy. Potraktuj to jako prezent. Pamiątkę po spotkaniu. Smacznego. - powiedziała wręczając Stefanowi worek.
- Normalnie, nie wiem co powiedzieć! - Wlepił oczy w plazmę. - Szlag, wzruszyłem się.
- Tylko nie mów, że się zakochałeś . He, he. - zaśmiała się głośno - To jedna z zalet kontaktów z Waltherem. Tyle ci powiem. He, he. Nie pytaj o więcej, bo i tak ci nie powiem.
- Może też powinienem się z nim zaprzyjaźnić? No ale taki prezent… ha, czuję, że do świtu będę miał wspaniała ucztę, chyba lepiej nie chować na później.
- Wypij za moje zdrowie i urodę. - zażatowała Fellicy - A miś… zawsze możesz próbować się z nim zakolegować.
- A żebyś wiedziała, że za to wypiję! - Przekomarzał się z nią. - Nie masz nic przeciwko jeśli wpadłbym od czasu do czasu?
- Od czasu do czasu? Jasne.
- Nawet nie wiesz jak miło porozmawiać z kimś kto nie próbuje Cię na dzień dobry zabić czy wyssać… choć może i wiesz.
- Nie prowokuj - pogroziła palcem - wydaje ci się, że mnie znasz po kilku minutach rozmowy. Nie żartuj.
- Co? Zaraz… chyba źle się wyraziłem. Chodziło mi o spokrewnionych, wiesz te całe spiski i knowania. Ech, już milczę bo znowu coś palnę.
- Chyba się nie boisz?
- Boisz, nie boisz, lepiej nie zrażać do siebie przyjaciół głupimi tekstami, prawda?
- Ależ oczywiście.
Kliknij w miniaturkę
Rozstali się niedługo po rozmowie. Droga powrotna nie nastręczała Stefanowi problemów i po kilku minutach był znów na plaży. Przemoczone ubranie kleiło się do ciała a buty przy każdym kroku wydawały nieprzyjemne mlaskające odgłosy. Całe szczęście, że problemy śmiertelnych takie jak przeziębienie czy otarcia miał już dawno za sobą. Nieżycie miało jednak pewne plusy.
Mimo niewielkiej niewygody zatrzymał się by zabrać ze sobą “szczury”. A nóż się komuś mięso przyda, przecież nie można marnować posiłku w tych czasach. Głupi uśmiech wypełzł na jego usta kiedy przypomniał sobie jaki skarb ma za pazuchą.
Przed powrotem do bunkra załatwił jeszcze tylko jedną drobną sprawę.
Była trzecia kiedy wrócił, ubrania choć wyglądały już lepiej, wciąż były mokre. Podobnie wcale nie krótkie włosy wampira. By dopełnić obrazu w każdej dłoni trzymał za kark martwe zwierzę. Mijanych współlokatorów zaszczycał tylko krótkim “nie pytaj” i szedł szybko do swego małego sanktuarium. Swego pokoju, gdzie niedawno przeniósł cały swój dobytek.

__________
*W trosce o czytelnika nadgniła panna charczy jedynie w waszej wyobraźni.
 
Googolplex jest offline