Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-07-2015, 11:17   #11
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Edwin, Kil i Cień
Popołudnie. Dzień pierwszy. Jedna z głównych ulic w Sektorze 24.

- Shhh, za dużo tu ludu - mruczał do siebie Cień, ukryty w cieniu Kil. - A już zaczynało mi się tam podobać - dodał na tyle dyskretnie, że tylko jego ludzcy przyjaciele to usłyszeli.
Edwin skupił się na tym, aby iluzja okryła nie tylko jego, ale również złotowłosą dziewczynkę.
- Psps, chyba mamy tajemniczego wielbiciela, Edi - ostrzegł go Cień. - I chyba chce tam wysłać prezenty. Takie małe pełzające - dodał, kiedy spostrzegł, że coś za nami łazi.
- Nie mam nic przeciw temu, żeby zregenerować siły - orzekła Kil do swoich towarzyszy. Na jej brudne włosy oraz skrajnie przebrudzone odzienie padały promienie słońca. Mimo tego, co przeżyła na poprzednim piętrze, na jej twarzy promieniał swoistego rodzaju tryumf. Ponownie przeżyła, rozkoszowała się światłem, które po raz pierwszy od tygodnia padało na jej twarzyczkę. Każde takie doświadczenie zdawało się jej dodawać nowych sił do życia w Wieży, która nauczała ją, że tutaj zdawał się królować wyścig szczurów.
- Sądzę że wpierw powinniśmy się stąd czym prędzej ulotnić - zasugerował lokaj, biorąc blondwłosą panienkę pod ramię. Po chwili zaś gdy oddalili się z tłumu i skręcili w pierwszą uliczkę wygląd dwójki zmienił się na przeciętnie wyglądającego mężczyznę w okolicach trzydziestki ciągnącego za rękę na oko dziesięcioletniego synka. Cień tymczasem tak jak to miał w zwyczaju schował się w cieniu Edwina. - Jako że mamy jeszcze trochę kredytów na koncie sądzę że dobrze byłoby znaleźć jakiś tani zajazd w którym będziemy mogli odpocząć.
- Pomogę wam - zadecydowała Kil, przywołując bazę operacyjną. Zwinnie niczym małpka wskoczyła za stery wielkiego donuta, zaś jej szczupłe palce przewijały magiczne kontrolki w bazie operacyjnej. Po chwili poinformowała towarzyszy. - Co prawda nie ma czegoś takiego jak “zajazd” w najblizszej okolicy, ale jest hotel. I motel, ale nie wiem, jaka jest między nimi różnica - przyznała się do niedostatków wiedzy. Nie śmiała nawet udawać mędrca rodem z legend filozofii.
- Hmm, różnią się jedną literką - zauważył odkrywczo Cień.
- Wybierzmy zwyczajnie to co tańsze. Gdy zorientujemy się w okolicy i być może spróbujemy znaleźć jakieś prace, znajdziemy konkretne miejsce na stałe lokum - oznajmił starzec, zerkając na mapę wyświetlaną w bazie operacyjnej dziewczynki. - Wybierzmy jednak nieco dalsze lokum od miejsca w którym się pojawiliśmy. Wiele osób z pewnością zwróciło uwagę na to zdarzenie i możliwe że będą próbowali odszukać tych którzy pojawili się w mieście. A nie wiemy czy nie będzie wśród nich ludzi pracujących dla V.
- Motel wychodzi taniej - wykonkludowała latarniczka, obecnie znajdująca się w iluzji małego chłopca. - I nie jest bardzo daleko. Chciałabym zmyć z siebie ten smród - dodała. - Czuć po nas, że przybyliśmy z apokalipsy - oceniła, wciągając powietrze nosem. - Czym więcej pozbędziemy się z siebie oznak tamtego piętra, tym lepiej dla nas. Powinniśmy działać jak najszybciej.
- Ja też wiecznie nie utrzymam nas w iluzji - przytaknął starzec, po czym odszukał na mapie ów tani motel i poprowadził do niego Kil wraz z Cieniem.
- Cieniu, pójdziesz do sklepu po mydło, szampon i ręczniki dla naszej dwójki? - Kil z przyjacielskim uśmiechem na twarzy zwróciła się z prośbą do Cienia.
- Sie robi, Kil - Cień zasalutował latarniczce niczym szeregowy kapitanowi. - Ziiuuuum! - cienisty łowca prześlizgnął się między tłumy ludzi. Po paru minutach powrócił z reklamówkami zawierającymi po jednej butelce szamponu, po jednej butelce żelu pod prysznic oraz dwa puchate bure ręczniki. - Czary mary dwie fujary, jestem zbój, idź pan ffffff~tadaaa! - zaprezentował “magicznie” “łupy” ze sklepu. Drużynowy łowca miał jakiś dziwnie dobry humor, jak na teście na drugim piętrze.
Kil odebrała paczuszkę od Cienia. - Dziękuję - uśmiechnęła się ciepło do łowcy.
- Jak zawsze można na tobie polegać - pokiwał głową starzec, również uśmiechając się pod wąsem. - Panienko Kil, myślę że nie zaszkodziłby nam również nowy zestaw ubrań. Do tego zadania nie polecałbym jednak oddelegowywać naszego przyjaciela. Jeśli nie ma panienka nic przeciwko to jutro możemy udać się do sklepu odzieżowego i rozejrzeć się po mieście. Myślę że przydałoby się również zawrzeć parę nowych znajomości.
- Chyba nie wejdziemy w takich ubraniach do sklepu? - spytała się Kil. - Moglibyśmy wyprać te ubrania, co mamy na sobie, a dopiero później pójść po nowe ubrania - podsunęła pomysł. - Tylko czy żelem pod prysznic da się wyprać to, co mamy na sobie?
- Wiecie co? Widziałem po drodze naszego wesołego gryzonia z tymi dużymi wykałaczkami z drugiego piętra i… shahaaah! te naszą wesołą świrniętą Ryo. Chyba ma nowego wielbiciela, shahah - chichotał Cień, dzieląc się wieścią z towarzyszami. - Widziałem, jak przed nim spieprzała przez całą dzielnicę, a on za nią leciał. Ma branie. - dodał, nie przestając rechotać.
- Być może trafiła na podobną sobie… nietypową osobę - odparł lokaj i zaśmiał się lekko pod nosem. - Oh, upewnię się że nikt panienki Kil nie będzie oglądał w takim stanie. Jedynie woń ciężej mi zakamuflować - pokręcił głową.
- Ed, weźmy po prostu pobiegnijmy jak najszybciej - Cień zasugerował prostą, lecz często skuteczną ideę. - Kil, gdzie jest ten cały motel? Po prostu udajmy się tam, ja najpierw sprawdzę, czy nasz wesoły trójkącik czatuje w pobliżu, a potem z buta idźmy raz-dwa.
- Również upewnię się czy nikogo nie rozpoznaję - kiwnął głową Edwin. - Postarajmy się póki co nie zwracać na siebie uwagi, zwłaszcza osób które mogą nas znać. W odpowiednim czasie spróbujemy skontaktować się z wybranymi przyjaciółmi - zasugerował.
Cień zaczatował się i zerkał za róg budynku, za którym się skryli Kil i Edwin.
- Shhh, czekajcie, widzę tego świra, co latał za naszą świruską - ostrzegł mroczny towarzysz. - Uuu, chyba zaczynam jej współczuć… Pff, co ja wygaduję? - stworzenie burknęło, zmrużyło oczy i ostentacyjnie podrapało się cienistym paluchem w czubek głowy. - Idzie w naszą stronę… wyłącz latarnie! - syknął Cień, zaś Kil odesłała bazę operacyjną i uruchomiła tryb niewidzialności w latarniach.
Wszyscy z zapartym tchem czekali, aż mężczyzna z białym kitlu i latarnią oddali się od nich.
- Niech to szlag, on tu idzie - mruknął Cień do towarzyszy. W końcu wpadł na pomysł. - Idźcie stąd jak najszybciej, ja odwrócę jego uwagę. No już! - syknął na nich, sam zaś spłynął za róg.
Kil skinęła głową do Edwina na znak, aby jak najszybciej się stąd ulotnić.
- Weź kurwa uważaj, palancie niedojebany, jak ty leziesz! - z oddali towarzysze słyszeli wrzask rozeźlonego Cienia. - Ciota na viagrze cię przeleciała, że na dupsku spokojnie nie możesz usiąść?!
Lokaj pokiwał głową, po czym chwyciwszy Kil za rękę zaczął oddalać się od naukowca wciąż nie anulując iluzji pod którą się znajdowali.
Cień kontynuował awanturę z nawiedzonym naukowcem, zaś przyjaciele dalej biegli, nie robiąc po drodze żadnych przerw, nawet jeśli ich bolały płuca i przepona. Wiedzieli bowiem, że muszą dostać się do motelu, jeśli chcą zyskać możliwość zaznania odpoczynku i spokoju.
Po długim biegu, który wydawał się, że nigdy się nie skończy Kil i Edwin znaleźli się w pobliżu motelu. Udało im się ominąć upierdliwego naukowca.
- Chyba jesteśmy bezpieczni - odetchnął z ulgą lokaj. Jednak by się upewnić wyostrzył swój słuch i przeczesał teren dookoła, jak i wnętrze motelu w poszukiwaniu wyróżniających się, bądź znajomych mu osób.
Edwin wykrył na pobliskim drzewie boty, które ewidentnie służyły do podsłuchu. Urządzenia szpiegujące były wielkości pięści, posiadały pajęcze odnóża i pełniły funkcję zaawansowanych minikamer. Wydawało mu się, że przez chwilę świsnęła mu… Ryo - skakała po dachach budynków, z nadzwyczajną zwinnością i szybkością, niezauważona dla większości istot. Szybko zniknela z zasięgu echolokacji Edwina. Ponadto w środku motelu odnalazł Aries i Durrahana.
- Tam jest maszyna szpiegująca - szepnął do Kil, wskazując na koronę drzewa. - Nie zdziwiłbym się gdyby należała do tamtego uczonego. Jeśli chcemy zostać w tym zajeździe, to powinniśmy coś z nią zrobić - zasugerował.
- Możemy spróbować zwyczajnie wejść z pomocą twojego przebrania - odparła Kil. - Ale postaram się nam pomóc - dziewczynka spróbowała zhackować bota. Do tego celu przywołała jedną ze swoich latarenek. Po kilku próbach udało się jej to uczynić. Urządzenia się zawiesiły i przestały reagować na jakiekolwiek sygnały, zaś Kil i Edwin wykorzystali sytuację i weszli do motelu. Wkrótce dołączył do nich Cień. Po kilku sekundach Kil zdezaktywowała swój hack nałożony na urządzenia szpiegujące i boty z powrotem powróciły do działania, ponownie kamerując otoczenie. A przy okazji nie zarejestrowały, jak trójka regularnych ściganych przez szalonego naukowca wślizgnęła się do “Ikara”.
- Dobra, natręt sobie poszedł - zaraportował Cien. - Choć wygląda na takiego, co nie lubi odpuszczać. Radziłbym na niego uważać.
- Chodźmy zająć pokój i odpocząć - zaproponowała Kil Edwinowi i Cieniowi. - Chyba zasłużyliśmy na to - Kil posłała swoim towarzyszom ciepły uśmiech.

=***=


Strife
Noc. Zaczął się drugi dzień. Kanciapa Liny i Strife’a (teraz tylko Strife’a)

Nie wszystkie porażki bolą tak samo. Jedne są skutkiem naszych nieprzemyślanych działań. Drugie - wynikiem kaprysu losu. Trzecie wynikają z naszej nadgorliwości. W niektórych światach mówi się nawet, że ile istnień, tyle genez naszych niepowodzeń. Jednak żadna z przegranych nie dorównywała stracie osoby, którą starano się chronić na wszelką sposobność, a mimo to na naszych oczach straciła życie. Lub co gorsza, niecelowo - z naszej ręki.
Strife opłakiwał śmierć swojej przyjaciółki. Bo pomimo że miała swoje wady, miała swoje dziwactwa czy to że “nie to, że ma innych znajomych niż on”, to jakakolwiek by nie była, była jego kumpelą.
Najgorsze było to, że nic już nie mogło cofnąć tego stanu. Kij z tym, że Ryo jeszcze niedawno rzeczywiście z nią rozmawiała. Chuj z tym, że Lina jeszcze przed spotkaniem z Legionem znajdowała się prawie w zasięgu wzroku Strife’a, a nawet kazał im się uciszyć. Lina nie powinna była się tam znajdować, za tymi przeklętymi drzwiami, w tej chędożonej łazience, za tą zaszczaną zasłoną. Lecz Legion posiadał własne asy w rękawie, posiadł on arkana wiedzy, które pozostawały poza zasięgiem Strife’a.
Gunslinger w tym zapomnianym przez rankerów i Boga sektorze nigdy dotychczas nie czuł się tak beznadziejnie osamotniony, a jego samopoczucie najwyraźniej wzięło i powiesiło się z rozpaczy. Ten, który podążał ścieżką badassów, w jednym momencie stracił nie tylko swoją przyjaciółkę i swoją twarz. Utracił również honor, dał się w tak niedorzeczny sposób nabrać na fortele odwiecznego wroga. Po jego twarzy popłynęły łzy…
Lecz pomimo porażki należało się zastanowić, co dalej robić. Strife nie mógł pozbyć się wrażenia, że strzelanina nie przeszła bez echa po okolicy. W blokach i przyczepach, które znajdowały się niedaleko mieszkania badassa, paliły się światła. Sąsiedzi mogli się zajmować swoimi sprawami. Co jednak, gdy fama o morderstwie się rozejdzie? Przypomniał sobie wkrótce, że Lina miała brata. Co się stanie, gdy ten się dowie prawdy? Czy Strife zyska kolejnego wroga w jego postaci?
Trzeba było coś zrobić z ciałem przyjaciółki. Nie mógł jej zakopać jak psa, ale nie mógł też pozwolić na leżenie denatki na podłodze w kanciapie, by zwłoki wcześniej czy później zaczęły się rozkładać.
Ryo najwyraźniej wzięła sobie do serca słowa Strife’a, ponieważ już nie wróciła do przyczepy. Strife dosłyszał ledwo, ale dosłyszał, jak grupka dresów w oddali ze sobą gadała. Stali niecałe kilkadziesiąt metrów od niego, pod jakimś trzepakiem, palili szlugi, opowiadali sobie coś i rechotali z czegoś. Gdyby łowca demonów spojrzał na nich, doliczyłby się sześciu kolesi w tej grupce. Ale póki co, tylko wiedział o ich obecności, ponieważ trzepak stał od tyłów jego bazy. Znacznie bliżej, bo kilkanaście metrów od jego zakwaterowania, na lewo, znajdowała się przyczepa sąsiada; w niej paliły się światła w oknach, a przed nią stał jego ujebany przez Strife’a samochód.
Jeden z dresów okupujących strefę trzepaka obserwował przyczepę, przed którą siedział gunslinger, reszta zaś wydawała się mieć w głębokim poważaniu jego obecność i sytuację.


Zafara
Noc. Jeszcze pierwszy dzień. Mieszkanie Zafary i Soni.

Długouchy przeszedł przez portal, który wcześniej prowadził do sektora testów, i znalazł się w Sektorze 24. Na wszelki wypadek przyspieszył kroku, by nie mieć styczności z osobnikami pokroju nadgorliwego jaszczuroluda czy wodnika. Mimo to wydawało mu się, że spotkał tego samego jaszczura, którego odesłał do kąpieli w parku. Potwór był przemoknięty do suchej nitki, widać to było po jego czarnym odzieniu z deseniem fal morskich. Ten wyszukiwał gniewnym spojrzeniem tego mikrusa, który go załatwił, jednak Zafara, który wcześniej dostrzegł nieprzyjaciela, ominął go z daleka i korzystając ze swych umiejętności znalazł się przy bloku, w którym mieszkał razem z Soni.
Koleżanka uradowana powrotem Zafary, a także jego krótką, acz rzeczową opowieścią o roztrzepanym gadzie i mrożącej krew w żyłach mieszance wodorostów i kuzynie Buki, obiecała zakup shinso w wariancie specjalnie przeznaczonym dla osobników pokroju Zafary.

Oboje zasiedli do bazy operacyjnej dziewczyny-cyborg. Ta konsumowała zrobione przez siebie kanapki i podpijała sok z kiwirańczy, w międzyczasie, gdy z Zafarą przeglądali ogłoszenia do testu oraz szukali informacji o jaszczurze i Novemie.
Jaszczur nazywał się Ghadrard i był łowcą. Taką co lubi innych zamoczyć swoimi atakami opartymi na wodzie i sprawiać, by inni beczeli z bólu (i z irytacji pewnie też). Nic nadzwyczajnego, choć rzeczywiście całkiem-całkiem radził sobie na testach. Jak na przedstawiciela swojej rasy przyporządkowano go poprawnie do tej klasy. Wytrzymały, wytrwały jaszczur - jego mocną stroną było opanowanie technik “Ultimate defense” oraz “Enchant armor” na wysokim poziomie.
Zagadką okazał się natomiast Novem. Dziewczyna starała się jak mogła, by odnaleźć “właściwego” Novema, bo w Wieży mieszkała niemal niezliczona ilość regularnych. Musiała przesiać co najmniej kilkudziesięciu Novemów, by natrafić na tego, którego spotkał Zafara w sektorze testów. Ten nie posiadał również specjalnie wysokich wyników w testach, ale jeśli podjął się pojedynku - ponoć z nikim nie przegrał w walce. Soni nie udało się dociec, na czym jego “inność” polegała - zwłaszcza w Wieży, gdzie sama norma posiadała niezliczoną ilości odmian.

Wśród ogłoszeń znaleźli się tacy kandydaci jak szalony naukowiec, któremu jedyne co brakowało do całości to tworzenia frytek z keczupem lub bez, oraz konesera napojów wyskokowych, który był zwiadowcą i specem od materiałów wybuchowych. Nie tylko zresztą oni - wielu regularnych ogłaszało nabór do drużyny.

Szczególnie dużym zainteresowaniem cieszyły się ogłoszenia, na które - oprócz Zafary i Soni - natrafili również Quen Xun oraz Henry. Wisiały w bazie ogłoszeń dopiero od niedawna, były świeże, a mimo to niezwykle szybko przyciągnęły uwagę czytelników:

Cytat:
Poszukuję do testu łowcy, zwiadowcy, latarnika oraz shinso. Wymagania: kreatywność, pomysłowość, umiejętność leczenia, umiejętność współpracy, doświadczenie w partyzantce. Opcjonalnie: umiejętność walki w switchu.
W razie potrzeby mogę dołożyć brakującą kwotę do opłat testu oraz uzupełnić brakujący ekwipunek. ♡
#☆Let
Starlet zamieścila w tym ogłoszeniu namiary do siebie, gdzie można było się do niej dodzwonić, jednak zastrzegła przy okazji, że jest dostępna w godzinach 18.00 przez zaledwie dwie godziny. Na szczęście zawsze można było napisać do niej wiadomość i obiecywała, ze na kazdą z nich odpowie. Jako miejsce spotkania ustaliła klub Plejada w Sektorze 14, za trzy dni o godzinie 16.00.

Cytat:
Cześć! Nazywam się #Książę, jestem latarnikiem. Wraz z łowcą, #S-Drowem, poszukujemy do drużyny shinso i zwiadowców. Wymagamy głównie umiejętności współpracy i walki w grupie. Wybranym przez nas regularnym sfinansuję udział w teście. Będę mógł również w miarę możliwości załatwić niezbędny ekwipunek do testu.
Do drugiego ogłoszenia nadawca zwany Książę dołączył również krótki opis kim jest on i jego kompan, ich zalety oraz osiągnięcia - takie CV w pigułce. Ponadto zamieścił informację, że będzie można się z nim spotkać w Sektorze 8 w Arenie Scirocco, za 3 dni o godzinie 16.00.

Cytat:
Dziewczynko z cieniami, szalony doktorku z #DrAxeCrazyHuntsMsShadow !!!! :3 skontaktójcie sie ze mnom!!! Dajcie sobie grabe na zgode i choccie do mnie do druzyny Fundne wam co zechcecie!!!
PS: Tym co zechcom byc ze mnom w u mnie w druzynie tez zafunduje co zechcom!!! C:
PS2: Omnomnomnom!!
W tym zaś ogłoszeniu nadawca dodał (najwyraźniej przypadkiem) link do video z przedstawieniem szalonych wyczynów Henriego i tajemniczej władczyni cieni, do których doszło ówczesnego dnia w Sektorze 24. Oczywiście, podał też do siebie numer, który umożliwiał nawiązanie z nim kontaktu.

Jednak dziecię pustyni nie rozumiało, czemu gwiazda i trzy litery, książęcość oraz tekst pełny wykrzykników oraz błędów ortograficznych cieszyły się aż tak wielką popularnością. Chyba wcale się nie znał na żartach.

Duch po analizie mnóstwa ogłoszeń i informacji duch pustyni zdecydował się pójść odpocząć. Wziął w ręce magiczny rubin i zanurzył się w ciemnościach własnej przeszłości.

=***=

Zafara znalazł się ponownie na pustyni. Gwieździsta noc wydawała się być jeszcze ciemniejsza niż poprzednim razem, wydmy wznosiły się wyżej, a silny wiatr kształtował je bardziej nieregularnie, wznosząc w powietrze tumany pyłu. Na najwyższej ze wszystkich wydm siedział - niczym na tronie - ten tajemniczy starzec, z którym Zafara stykł się w pracy w szpitalu owczesnego dnia.
- A więc znów do mnie przybyłeś, mój wierny sługo - przywitał długouchego starszy pan, a jego głos dudnił w przestrzeni, jakby on i przybysz znajdowali się w wielkiej grocie w jakiejś jaskini. Mimo iż burza piaskowa szalała na dobre, ani trochę nie zagłuszała przekazu, zaś Zafara wszystko słyszał wyraźnie. - Co ciebie sprowadza do mnie tym razem?


Quen Xun
Noc. Jeszcze pierwszy dzień. Szpital. Sektor 24.

Chłopak zajmował swój wolny czas leniuchowaniem i nudzeniem się. Netha wciąż spała, a Quenowi poza nią nikt ciekawy nie towarzyszył i nie miał się na co popatrzeć. Czas tego nicnierobienia przerwał sprawdzeniem informacji na temat testu, przeleciał kilka ogłoszeń od niejakiej Gwiazdkalet, Księcia, Omnomnomnoma, Doktora Wszechmogącego oraz Ruska, po czym stwierdził, że jebie na wszystko i woli spać. Quen odwołał swoją bazę operacyjną, poprawił poduszkę, glebnął się na nią i po kwadransie usnął.

=***=
Noc. !!!

W pewnym momencie chłopak usłyszał rozmowę dwóch stworzeń:
- ...To ci ostatni, siostro? - zachrumkał jeden osobnik.
- Tak, to ci, Conent - potwierdziła druga osoba, której kobiecy głos Quena wydawał się dziwnie znajomy. - Może u nich znajdziemy to cholerstwo?
- Mam nadzieję, że wszystkiego dopilnowałaś.
- Bez obaw, reszta śpi jak kamień, wszystko jest zapięte na ostatni guzik. Prawda, doktorze Zeyfa?
Quen został przywiązany pasami do łóżka. Ktoś wcześniej skuł jego ręce i nogi, a usta zakneblował tak, by nawet śliną i innymi sztuczkami nie mógł się pozbyć tej dziwnej taśmy, którą zaklejono jego usta. Dałby sobie rękę uciąć… dobra, nie dałby sobie niczego ucinać, że znajdował się w tej samej sali, w której się obudził po tamtym dziwnym śnie. Tym razem jednak ktoś pozamykał okna, opuścił żaluzje na nie oraz na drzwi. A co najlepsze, przybyło mu towarzystwa, chociaż młody z pewnych przyczyn nie odczuwał potrzeby zaznajamiania sie z nimi ani takiej, by tamci mu towarzyszyli. Nie to jednak było najgorsze. Wśród nich znajdowała się… pielęgniarka, z którą wcześniej uciął pogawędkę razem z Ansarą! Na dodatek towarzyszył jej szeroki humanoid, który przypominał z budowy świnię na dwóch nogach, w jasnym garniturze i ciemnych okularach na nosie. Żeby jeszcze dopełnić tragikomedię sytuacji, Quen odkrył, że okowy na rękach blokują jego energię tak, że nie mógł użyć swoich latarniczych mocy. I jakichkolwiek mocy; jak kto kiedyś powiedział: "Oh well, shit happens".
Netha musiała zostać dość mocno uśpiona. Ją również dodatkowo uciszono za pomocą srebrzystej taśmy, na wypadek, aby nie mogła zwerbalizować wołania o pomoc; spętano ją też pasami i kajdanami, najwyraźniej wszystko to na wszelki wypadek. Latarnik szybko dostrzegł na jej ciele pary robotów, przypominających z wyglądu cybernetyczne pająki, podobne do tych, których Henry używał do zwiadu i szpiegowania regularnych znikąd. Maszkary przyssały się wcześniej do jej szyi i okolic zgięć łokci, po czym wkuły się w jej ciało. Zespół urządzeń, które znajdowały się po lewej stronie ciała, wtłaczały w jej żyły ze swych “odwłoków” jakąś substancję, przypominającą młodziakowi mieszaninę ciemności i krwistoczerwonego, “pulsującego” gazu. Z zespołu “pajęczaków” po prawej stronie wychodziły przewody przypominające te łączące popularne kroplówki i wenflony. W tych z kolei płynęła energia promieniująca seledynową poświatą. Kable te wędrowały do nieznanego latarnikowi typu latarni, którą obsługiwał...
niebieskowłosy młodzieniec o fryzurce typu paź, odziany w niezwykle schludny czysty biało-czarny mundur ze zdobieniami w kształcie czarnych gwiazd i pików. Przypominal naukowca, podobnie jak Henry. Zimne spojrzenie czarnych niczym noc oczu przewiercało się przez jego okulary typu połówki, usta skrzywiły się w znaku irytacji, kiedy jego źrenice śledziły dane, które wypluwała mu maszyna eksplorująca. Przy ścianie, koło łóżka Nethy, a po lewej stronie Zeyfy stała szafka ze szklanką wody. Po prawej stronie, kilka metrów dalej - ściana i okna zasłonięte żaluzją.
- Nic nie idzie z tego odczytać - mruknął oschłym głosem, który z jakichś przyczyn Quena bardzo mocno odrzucił. Tak bardzo, że jakaś jego część niespodziewanie przebudziła się z jakby bardzo długiej hibernacji. Szarowłosy miał wrażenie, że w jego żyłach zamiast krwi płynie silnie skondensowana energia, przez co całe ciało niezbyt przyjemnie go mrowiło.
- Pora na tego - dodał Zeyfa, wskazując na Quena.
Zaś rój medycznych dronów, który unosił się wokół postaci pielęgniarki, oczekiwał najwyraźniej na każdy najmniejszy, nieoczekiwany ruch...
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.
Ryo jest offline