Gavonisi, Góry Thantalo - Szczyt
Tuż po tym jak Black usiadł gotów na nadejście pogoni na krawędzi dostrzegł ruch. Pierwsi trzej mężczyźni wdrapali się błyskawicznie i chwycili przewieszone przez korpus karabiny. Za chwilę w ich ślady poszli kolejni dwaj.
-
Nie ruszać się! - wrzasnął jeden z nich.
Dobra wiadomość. Znali angielski.
Okrążyli go, zaś w tym czasie członek drużyny samobójców zdążył się im przyjrzeć nieco lepiej.
Kaski z opuszczoną szybą na czarnych kominiarkach, czarne mundury z dużą ilością pojemnych kieszeni, kamizelka kuloodporna oraz buciory z metalowymi noskami. Każdy z nich miał przy pasie granat, nóż i pistolet. Jego rodzaj ciężko było rozpoznać w ciemności na podstawie elementów nie zasłoniętych przez kaburę.
Na długim pasie przewieszonym przez tors przypięty był karabin wycelowany prosto w Blacka. W przypadku każdego z ochroniarzy.
-
Ręce do góry! Chcę widzieć twoje ręce!
Było jednak jeszcze coś. Z rękawów zwisała linka stalowa pętelką obejmująca oczka do tego celu przeznaczone. Ów otworki znajdowały się na uchwycie ciężkich krążków wielkości około dziesięciu do piętnastu złączonych ze sobą płyt DVD.
-
Wstawaj!
Mogły to być magnesy neodymowe, a jeśli istotnie przypuszczenia są poprawne, to oznaczało, że pod powierzchnią pionowej niemal ściany istnieje w najgorszym wypadku warstwa metalowego przewodnika albo magnesy.
Jeden z zamaskowanych oponentów opuścił karabin i położył na ziemi krążki, przez co z rękawów zwisały same uchwyty. Zabrał się za przeszukiwanie Blacka.
Faradona, Skiros - Marina
-
Dokąd to? - zapytał facet w dyżurce, a jak dowiedział się o oczekiwaniu na przewóz, to mruknął coś do siebie niezadowolony i wolno wystukał coś palcami na klawiaturze.
-
Ta. Koniec dziewiątki. Tylko grzecznie mie tam - burknął.
Eleganckie buty Patricka, również od Armaniego, stukały lekko o kamienną drogę, gdy mijał rozmaite łodzie należące do ludzi o różnym statusie majątkowym od przeciętnych zjadaczy chleba oszczędzających przez lata, by dorobić się własnego środka transportu po burżujów kupujących jacht o cenie równej niemałej willi w dobrej lokalizacji.
Rozmiary również były rozmaite. Małe motoróweczki potrafiły stać niedaleko ogromnych łodzi prywatnych.
Minął numer pierwszy, trzeci, piąty, siódmy i skręcił na pomost przy wmurowanym kamieniu posiadającym wymalowaną czarną farbą cyfrę 9.
Okazało się, że tak jak mówił mężczyzna w stróżówce, na samym końcu znajdowała się niewielkich rozmiarów motorówka.
Posiadała miejsca tylko na dwie osoby, z czego jedno zajmował ziewający Grek.
-
Pan prosił? - zapytał prosto po angielsku.
Ruszyli tuż po tym jak Stuart zajął swoje miejsce. Warknął uruchamiany silnik, sternik zakręcił małym kółkiem sterowym lewą ręką, a prawą oparł na dźwigni. Płynęli w ciszy przerywanej rozmową dwóch Greków dobiegającą z radia. Rozmawiali ze sobą monotonnym, usypiającym głosem.
Otoczenie nie stanowiło ratunku dla turysty. Przed nimi, za nim, na boki od nich znajdowała się tylko czarna woda w czarnym powietrzu pod czarnym, rozświetlonym jasnymi punkcikami niebem.
Księżyc w trzeciej kwadrze dawał niewiele światła, więc "kierowca" płynął na pamięć lub za pomocą kompasu wbudowanego w kokpit.
Po czasie ciągnącym się w nieskończoność dopłynęli do celu, zaś środek transportu odpłynął.
Wylądował w maleńkim porcie niewielkiego miasteczka. Jak okiem sięgnąć wszystkie budowle, a nawet chodniki wykonane były z marmuru. Za pogrążonym we śnie Astros widać było góry Thantalo.