Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-07-2015, 17:19   #51
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Gavonisi, Góry Thantalo - Szczyt


Tuż po tym jak Black usiadł gotów na nadejście pogoni na krawędzi dostrzegł ruch. Pierwsi trzej mężczyźni wdrapali się błyskawicznie i chwycili przewieszone przez korpus karabiny. Za chwilę w ich ślady poszli kolejni dwaj.

- Nie ruszać się! - wrzasnął jeden z nich.

Dobra wiadomość. Znali angielski.

Okrążyli go, zaś w tym czasie członek drużyny samobójców zdążył się im przyjrzeć nieco lepiej.
Kaski z opuszczoną szybą na czarnych kominiarkach, czarne mundury z dużą ilością pojemnych kieszeni, kamizelka kuloodporna oraz buciory z metalowymi noskami. Każdy z nich miał przy pasie granat, nóż i pistolet. Jego rodzaj ciężko było rozpoznać w ciemności na podstawie elementów nie zasłoniętych przez kaburę.
Na długim pasie przewieszonym przez tors przypięty był karabin wycelowany prosto w Blacka. W przypadku każdego z ochroniarzy.

- Ręce do góry! Chcę widzieć twoje ręce!

Było jednak jeszcze coś. Z rękawów zwisała linka stalowa pętelką obejmująca oczka do tego celu przeznaczone. Ów otworki znajdowały się na uchwycie ciężkich krążków wielkości około dziesięciu do piętnastu złączonych ze sobą płyt DVD.

- Wstawaj!

Mogły to być magnesy neodymowe, a jeśli istotnie przypuszczenia są poprawne, to oznaczało, że pod powierzchnią pionowej niemal ściany istnieje w najgorszym wypadku warstwa metalowego przewodnika albo magnesy.

Jeden z zamaskowanych oponentów opuścił karabin i położył na ziemi krążki, przez co z rękawów zwisały same uchwyty. Zabrał się za przeszukiwanie Blacka.


Faradona, Skiros - Marina


- Dokąd to? - zapytał facet w dyżurce, a jak dowiedział się o oczekiwaniu na przewóz, to mruknął coś do siebie niezadowolony i wolno wystukał coś palcami na klawiaturze.

- Ta. Koniec dziewiątki. Tylko grzecznie mie tam - burknął.

Eleganckie buty Patricka, również od Armaniego, stukały lekko o kamienną drogę, gdy mijał rozmaite łodzie należące do ludzi o różnym statusie majątkowym od przeciętnych zjadaczy chleba oszczędzających przez lata, by dorobić się własnego środka transportu po burżujów kupujących jacht o cenie równej niemałej willi w dobrej lokalizacji.
Rozmiary również były rozmaite. Małe motoróweczki potrafiły stać niedaleko ogromnych łodzi prywatnych.

Minął numer pierwszy, trzeci, piąty, siódmy i skręcił na pomost przy wmurowanym kamieniu posiadającym wymalowaną czarną farbą cyfrę 9.
Okazało się, że tak jak mówił mężczyzna w stróżówce, na samym końcu znajdowała się niewielkich rozmiarów motorówka.




Posiadała miejsca tylko na dwie osoby, z czego jedno zajmował ziewający Grek.

- Pan prosił? - zapytał prosto po angielsku.

Ruszyli tuż po tym jak Stuart zajął swoje miejsce. Warknął uruchamiany silnik, sternik zakręcił małym kółkiem sterowym lewą ręką, a prawą oparł na dźwigni. Płynęli w ciszy przerywanej rozmową dwóch Greków dobiegającą z radia. Rozmawiali ze sobą monotonnym, usypiającym głosem.

Otoczenie nie stanowiło ratunku dla turysty. Przed nimi, za nim, na boki od nich znajdowała się tylko czarna woda w czarnym powietrzu pod czarnym, rozświetlonym jasnymi punkcikami niebem.
Księżyc w trzeciej kwadrze dawał niewiele światła, więc "kierowca" płynął na pamięć lub za pomocą kompasu wbudowanego w kokpit.

Po czasie ciągnącym się w nieskończoność dopłynęli do celu, zaś środek transportu odpłynął.

Wylądował w maleńkim porcie niewielkiego miasteczka. Jak okiem sięgnąć wszystkie budowle, a nawet chodniki wykonane były z marmuru. Za pogrążonym we śnie Astros widać było góry Thantalo.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 22-07-2015, 09:12   #52
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację


-Wstawaj - powiedział jeden ze strażników głosem nieznoszącym sprzeciwu.

Black wstał posłusznie pozorując panikę poprzez trzęsienie ułożonych ku górze dłoni.

-Nie strzelać! Proszę! Błagam...
Strażnik zabrał się za jego obszukiwanie.
-Jestem niewinny! Nie wiedziałem, że ktoś tu jest na górze. Poza ptakami rzecz jasna. Musicie mi uwierzyć!

Gestykulował nerwowo wskazując naprzemiennie lustrzankę wesoło dyndającą mu na szyi i ciemne już niebieskie niebo.

Mężczyzna z opuszczoną bronią niemal zerwał aparat z szyi Blacka. Blinknął zwiastując zainicjowanie procesu włączania.
-Weźmie się go do Cichego Pokoju, to sobie zaraz więcej przypomni - zwrócił się jeden z anonimowych do najbardziej wysuniętego na czoło.
-Po co go zabierać? Można tu go przesłuchać - odparł drugi, a przywódca milczał jeszcze przez chwilę, po czym warknął:
-Gówno prawda! Gadaj coś kombinował.

-Panowie po co te nerwy? Kombinował? Po co od razu używać takich wielkich słów. Moje nazwisko to White ekhm jak słychać po głosie wydobywającym się z maski jestem amerykańskim obywatelem. A znalazłem się tutaj… - Black widocznie grał na czas, ale można było wziąć to również za objaw zdenerwowania. Dojrzał kątem oka zakrwawiony materiał tkaniny i podjął znów tak jakby coś nagle przyszło mu do głowy.

-... bo to idealne miejsce do obserwacji falco tinuu.. ekhm falco tinnunculus rzecz jasna. Niestety to ona znalazła mnie he he - zaśmiał się sztucznie i nerwowo.

Ochroniarz pikał aparatem przeskakując ze zdjęcia na zdjęcie.
-Co? Jakiego falcusa? Aaa… Ptaszysko… - powiedział dowódca. Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale jego podwładny ze sprzętem Blacka roześmiał się cicho. Obaj spojrzeli na wyświetlacz, spojrzeli na siebie i parsknęli krótko.
-Dobra. Spierdalaj stąd. W podskokach - warknął ponownie szef oddziału. Aparat blinknął ponownie, zaś obiektyw schował się.
-Bierz pan swoje rupiecie, White i już mi z tego szczytu polować z lufą na fallusy gdzie indziej.

-Ekhm. Tak, tak muchos gracias jak mówicie to wy Grecy. Już mnie tu nie ma. O.. ale.. znaczy.. hmm… - Black nagle podrapał się po głowie i zrobił zakłopotaną minę chociaż nie było tego widać przez materiał maski.
-Mam do panów wielką prośbę. Odwdzięczę się oczywiście! Jakby któryś z panów mógł pójść ze mną i wskazać mi drogę powrotną żeby wrócić na szlak? W tych ciemnościach niechybnie skręcę sobie kostkę lub gorzej runę w przepaść niczym Ikar za mocno zbliżony do słońca… chociaż mamy noc i metafora nie jest zbyt celna ekhm.

Black następnie zrobił błagalny gest złączonych dłoni rozglądając się po twarzach strażników niczym żebrak pod kościołem szukający miłosiernego bliźniego.

Mężczyźni w czerni spojrzeli po sobie.
-Titus, zabierz sierotę. Za kwadrans w bazie - powiedział dowódca wskazując za przewodnika człowieka stojącego najbliżej zejścia.

-Hoho Titus de Zoo! - Black/White wyciągnął rękę w stronę odzianego w czerń strażnika
-Jebedayaah White. Miło mi gołąbeczku.

-Złaź - wyburczał mijając “ornitologa”, by poprowadzić go na dół. Całkowicie zignorował wyciągniętą rękę.

-Hmm.. a tego co ugryzło? Panie Titus proszę zaczekać na mnie!
Black pospieszył za strażnikiem po chwili niknąć podobnie jak on w ciemnościach.
Szli tak przez moment w milczeniu. Nie wierzył, że wszystko szło tak łatwo. Cholerne ptaszysko przydało się do czegoś. Wiedział, że najlepsze kłamstwo zawsze powinno być oparte na prawdzie. Chociaż w małym stopniu. Strażnik lekceważył go i szedł spokojnie przed nim nie podejrzewając, że z tyłu idzie ktoś inny niż zdziwaczały “ornitolog”.
-Panie Titus? Hallo? Może w podzięce za pańską pomoc chce pan zobaczyć sztuczkę? Swego czasu należałem do klubu młodego iluzjonisty i jeśli mogę rzec stary Whitoudini nie zapomniał jeszcze wszystkiego he he - zakończył tym samym sztucznym i irytującym śmiechem.

Odpowiedziała mu cisza nie licząc odgłosów otaczającej ich przyrody.

-Ekhm. Czyżbym słyszał tak? Ależ oczywiście, że pokaże panu próbkę swoich możliwości. W końcu nigdy nie zawiodłem spragnionych wrażeń fanów.

Wyjął z kieszeni koszuli talię kart. Następnie otworzył ostrożnie i wyjął całą jej zawartość przekładając pomiędzy dłońmi.

-Jak to szło… Hmm… Może przejdźmy od razu do spektakularnego finału co pan sądzi?

Ochroniarz zatrzymał się nagle i odwrócił.
-Że jak nie zamkniesz mordy, to cię zepchnę i powiem, że spadłeś. Rozumiemy się, panie White? Czy mam powiedzieć wyraźniej? - zapytał z irytacją w głosie.

Black westchnął z rezygnacją.
-Zero szacunku dla prawdziwej sztuki.

Następnie płynnym ruchem dłoni posłał asa pik celując w odsłoniętym skrawek szyi strażnika.



Karta utkwiła w przeciętej szyi. Krew nie zaczęła buchać tylko dlatego, że rana została dość skutecznie zamknięta przez ciało obce. Jednak niedostatecznie dobrze. Wyciekała obficie. Mężczyzna zdążył złapać jeszcze karabin, lecz nie zdążył wycelować. Umarł.
Gdy Titus runął na ziemię rozległ się huk wystrzału, zaś Black poczuł szarpnięcie w boku! Rana nie była groźna, ale kula nadal tkwiła w ciele.

-Kurwa… - Black zaklął zaskoczony własnym pechem i złapał się odruchowo za bok. Musiał zaraz coś z tym zrobić jeśli miał zamiar kontynuować misję, ale w tej chwili jego głowę zaprzątały inne myśli. Odgłos wystrzału mógł zaalarmować pozostałych wartowników. Nie było czasu do stracenia. Przykląkł przy zwłokach Titusa i pospiesznie zaczął ściągać swoje ubranie. Po raz bodajże trzeci dzisiejszej nocy. Nasłuchiwał w między czasie sygnałów świadczących o tym by ktoś mógł go nakryć.

Kiedy skończył, zaczął równie szybko zdejmować ciuchy z denata wkładając je równocześnie na siebie. Wpierw buty, spodnie, kurtkę od mundury, kamizelkę, rękawice z magnesami przeciągniętymi jak rękawiczki zimowe dla dzieci i wreszcie hełm oraz maskę, którą notabene założył na swoją maskę. Na końcu przewiesił sobie przez ramię karabin Titusa i zepchnął ciało w krzaki daleko poza utarty szlak którym szli.

-Titus? - zawołał ktoś od strony szczytu.

Black krzyknął w tamtą stronę. Szczęście dopisywało mu do tego momentu. Nie myślał nad tym co robi. Po prostu poddał się szalonej improwizacji jego personalnego Mr Hyde'a.

-Idę! Poczekajcie!

Przebrany nie do poznania rozpoczął ponowną wspinaczkę na szczyt.
Zajęło mu to dobrą chwilę, ale znalazł się w miejscu z którego obserwował obiekt. Czekał na niego tylko jeden z grupy strażników. Black skinął mu na powitanie. Starał się nie używać zbyt wielu słów.

Ochroniarz odezwał się po grecku intonując wypowiedź tak, jakby właśnie zadał pytanie.

“Nowomianowany strażnik” splunął tylko na ziemię, machnął ręką i powiedział.

-Americano - jakby to miało wszystko wyjaśniać
-Dobrze, że umiem angielski. W sumie to źle bo musiałem słuchać tego popaprańca - odrzekł gardłowym głosem imitując Titusa.
-Postraszyłem go trochę. Bang bang - zaśmiał się krótko pocąc równocześnie pod dwoma warstwami masek.
-Zasuwał aż się kurzyło.

Ochroniarz początkowo roześmiał się i pokiwał głową, ale z każdym słowem Blacka usztywniał się. Milczał patrząc tylko. Ponownie zapytał o coś po grecku.

Kurwa. Trafiła mu się jakaś pierdolona gaduła. Zamaskowane alter ego Blacka zachowało jednak zimną krew. Popukał krótko w nadgarstek na którym zwykle nosi się zegarek i wskazał na willę. Następnie powiedział jedne z niewielu słów, które zapamiętał z wizyty na wyspach.

-Szef - właściwie bardziej mruknął nie radząc sobie z greckim akcentem. Liczył, że jego towarzysz zrozumie aluzję, że czas już wracać do bazy.

Nieznajomy ochroniarz pokiwał głową i chwycił w ręce magnesy. Zaczął schodzić na dół.

Black ostrożnie przypatrywał się ruchom nieznajomego dając mu pierwszeństwo. Starał się dokładnie je kopiować licząc, że magnesy pomogą mu przeżyć zejście na dół. Codziennie nowe doświadczenie pomyślał starając się nie patrzeć za bardzo w dół.

Magnesy Blacka przyczepiły się na tyle mocno, że musiał odrywać je sposobem podpatrzonym u swego schodzącego “towarzysza”.
Posuwanie się w tej sposób po niemal pionowej płaszczyźnie do najłatwiejszych nie należało, bo nadal trzeba było znajdować oparcie dla nóg, ale szło szybciej niż można by było się tego spodziewać.
W końcu postawił stopy na miękkiej trawie, a kiedy odwrócił się zobaczył wycelowaną w siebie lufę karabinu. Ochroniarz wrzasnął coś po grecku.
-To sobie teraz porozmawiamy - warknął.
 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day
traveller jest offline  
Stary 24-07-2015, 16:07   #53
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
Zasadniczo dopiero gdy wysiadł z luksusowej motorówki na nadbrzeżu Astros, zdecydował się sprawdzić gdzie dokładnie ma się udać.
Odpalił smartfona będącego częścią inwentarza jaki podarował mu Psychol i otworzył aplikację zawierającą koordynaty w GPS i w chwilę później opuścił telefon patrząc bezmyślnie przed siebie.
Doczłapał do ławeczki, usiadł i wyjął papierosa.
To znaczy zrobiłby to, gdyby papierosy miał.
W więzieniu nie zdążył się zaopatrzyć, w klamotach od Psychola nie było.
Kontynuując absurd sytuacji sztuczną ręką ucapił nieistniejącego szluga i znów zerknął na wyświetlacz.

Punkt gdzie miał trafić oznaczony był czerwoną kropką.
Gavonisi - to się zgadzało, ale nie Astros - to było by zbyt proste.
Punkt mieścił się w górach, na północ od miasteczka, na oko kilka godzin drogi po górach, a i to zależało od szlaku.
Patrick dopiero teraz zrozumiał czemu od eleganta dostał ubiór w formie garnituru od Armaniego i gustownych aczkolwiek nie do końca nadających się do wypraw w góry skórzanych trzewików. To ostatecznie rozwiało wątpliwości względem równowagi psychicznej 'Psychola' i ostatecznie sankcjonowało ten nieformalny przydomek jakim Patrick już od jakiegoś czasu w myślach nazywał swego więziennego wybawcę.
Nocą w tym stroju po górach szlajać się zamiaru nie miał, ba - nawet w normalnych ciuchach nocne eskapady po takim terenie wolał by odpuścić. Tych zaś o tej porze kupić nie miał możliwości.
Być może sam, poprzez niecodzienne wydarzenia wmówił sobie potrzebę pośpiechu owocującą wariacką akcję z luksusową taksówką morską zamiast poszukać noclegu na Faradonie aby nad ranem, normalnie, promem...
Gdy na spokojnie wrócił do rozmowy z Psycholem nie odnalazł w pamięci nakazu by lecieć i szukać reszty grupy na wariata.
I nie zamierzał.

Poczuł się obserwowany i zaraz wychwycił kto śledzi go wzrokiem.
Nie był to znowu jakiś szósty zmysł, ot zwykłe przeczucie jakie się zdarzają każdemu.
Dzięki temu odkrył niewielką oazę szczątkowego życia w odmętach wymarłego nocą miasteczka.

Port przechodził w kierunku zachodnim w niewielką plażę która od nadbrzeżnej ulicy odgradzana była budynkiem lokalnej greckiej tawerny. Od strony ulicy wejście do części restauracyjnej, od strony morza wejście do sekcji beachbaru.


"Do ostatniego klienta" było znaną dewizą wielu barów, tym bardziej w turystycznej Grecji.
Aktualnie klientów było czworo ku rozpaczy młodej barmanki jaka najchętniej już dawno zamknęła by interes w diabły i poszła spać.
Pech chciał, że jakiś otyły turysta to drzemiąc na siedząco, to znów bełkocząc coś półprzytomnie siedział nad w połowie opróżnionym drinkiem, a dwóch lokalsów siedziało przy piwie i winie rozmawiając leniwie półgłosem i zerkając na faceta od czasu do czasu.
Gdyby Patrick miał strzelać, obstawiałby iż dwóch Greków czeka aż turysta potoczy się do swego lokum, aby zwędzić pijanemu portfel po drodze, a barmanka zwleka z zamknięciem i przepędzeniem pijanego gościa aby odwlec to w czasie. Czwartym klientem była ta której spojrzenie przewiercające rudzielca zwróciło jego uwagę w tę stronę. Miała pod czterdziestkę, gustowny makijaż i obcisłą sukienkę podkreślającej wdzięki jakie mogły by przyprawić o zazdrość niejedną dwudziestolatkę. Patrick przybył na nadbrzeże luksusową taksówką nocną, z daleka widać było szyk drogiego garnituru, whiskey w ręku też znamionowało bogatego turystę. Uśmiechnęła się ślicznie, zatrzepotała rzęsami wypięła dwa niezaprzeczalnej jakości argumenty... i do reszty ucięła spekulacje jakie mgły by toczyć się nad jej przewidywaną profesją.
zapewne sama celowała w zawartość portfela pijanego typa wspierając wysiłki barmanki w ochronie go przed lokalsami. Przybycie Patricka znamionowało 50% wyrwę w murze obronnym.
Może było tak, a może sytuacja przedstawiała się inaczej?
Patrick nie był detektywem, poza tym zasadniczo miał to co dzieje się w beach barze głęboko w dupie. Ważne że był otwarty, było gdzie kupić fajki i spytać o drogę do hotelu.

Wstał z ławki kierując się ku barowi wywołując zaciekawienie dwóch Greków, większy uśmiech divy i iskierkę nadziei na zmęczonym lecz bardzo sympatycznym obliczu barmanki.
Idąc wystukał sms na smartfonie.

Jestem już w Astros.
ale jeżeli myślicie, że będę latał za wami po nocy po górach...
No jednak nie.
Zdzwonimy się rano.

Wysłał sms pod numery ekipy SS jakie były jedynymi w książce adresowej smartfona.

- Entschuldigen Sie, ich werde von Marlboro packen. Wo ist das nächste Hotel? - odezwał się gdy podszedł bliżej.
Szacunek i uprzejmość zdobywa się pieniędzmi, a do Grecji płyną one z Niemiec od lat. Dlatego odezwał się w języku Goethego choć przygotowany aby powtórzyć prośbe o papierosy i pytanie o hotel po angielsku.
 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 24-07-2015 o 16:34.
Leoncoeur jest offline  
Stary 03-08-2015, 00:38   #54
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Gavonisi, Góry Thantalo - Szczyt


Ruszała mu się górna, lewa piątka. Krew z rozciętego łuku brwiowego zalewała mu prawe oko. Nos nie był złamany. Chyba.

Siedział na skrzypiącym, starym krześle z rękami w nadgarstkach przypiętymi do poręczy plastikowymi opaskami zaciskowymi. Te same opaski zaciśnięte były na kostkach przytwierdzając je do tylnych nóg krzesła.
Był przez to nieco pochylony do przodu.

Naprzeciw niego stała kosiarka w formie pojazdu. Nad nim wisiała kosa i sierp. Nieco dalej z lewej strony wisiały szpadle i saperki rozmaitych rozmiarów. Podobna różnorodność cechowała grabie, młoteczki, młotki oraz młoty. Piły do drewna i do metalu, ręczne i automatyczne, heble, frezarki, wypalarki, szlifierki, klucze, śrubokręty i inne sprzęty, z których posiadania każda złota rączka byłaby dumna.

Osobliwe było jednak to, iż szopa nie posiadała okien.

- Kto cię przysłał? - zapytał ten, który jednym uderzeniem wielkiej piąchy rozkrwawił Blackowi łuk brwiowy. Ten drugi od tak bardzo udanego ciosu w zęby, że aż zsunął się na nos milczał.

Trzeci mężczyzna, którego jeniec nie widział skryty był w rogu pomieszczenia za jego plecami. To on rządził dwójką ochroniarzy. Na jego komendę przestali go bić i to jemu najprawdopodobniej zawdzięczał to, iż nie jest jeszcze połamany lub nieżywy.
Musiał wejść do szopy wcześniej, bo ochroniarze zamknęli za sobą drzwi zasuwając solidny skobel.



Gavonisi, Astros - Beach Bar




Barmanka uśmiechnęła się automatycznie i przykucnęła znikając na chwilę za ladą.
Gdy wstała położyła na blacie paczkę papierosów w charakterystycznych, białych barwach z czerwonymi wstawkami z czarnym napisem "Marlboro".

- Vier euro, bitte. Gehen Sie geradeaus dann entlang die Hauptstrasse - poinstruowała bez chwili wahania wskazując dłonią kierunek, w którym powinien się udać.

Nawet z tego miejsca widział najszerszą, choć i tak dość wąską ulicę będącą, jak się okazuje, ulicą główną Astros.

- Raz mohito - odezwał się nowo przybyły Grek w białym garniturze i w białym kapeluszu z czarną, jedwabną wstążką. Na nadgarstku błyszczał w świetle pochodni zegarek o ogromnej tarczy na srebrnej bransolecie.
Kobieta odwróciła się od nich i zanurkowała w świat kolorowych napojów alkoholowych.

- Wygląda mi pan na światowca potrafiącego robić interesy. A musi pan wiedzieć, że mam do takich oko. W mojej dwunastoletniej karierze nie pomyliłem się jeszcze ani razu. Chce pan łatwo zarobić kilkaset, a nawet kilka tysięcy euro? - zapytał po angielsku z wyraźnym greckim akcentem.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 08-08-2015, 22:06   #55
 
Vivianne's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputację
- Ładna… noc - powiedział spoglądając na rozgwieżdżone niebo.

- Ładna - przyznała - i piękne otoczenie - rozejrzała się. - Taka posiadłość w górach, ech, marzenie. A i tak widziałam pewnie mniejszą część tego domu. – wymieniła pomieszczenia, które zdążyła odwiedzić ze szmatą.

-Mhm… Dobrze by było mieszkać w takim... domu. A niedaleko na północ jest już morze i taki... wysunięty... cypel. Jak się odwrócić w lewo, to słońce... wychodzi zza gór rano, a wieczorem... znika za górami z prawej strony. Jest tam też kawałek plaży… Bo wszędzie dookoła tylko klify i urwiska -
wzruszył ramionami.

- Prywatna plaża?! Wow! Tu jest tak...tak niesamowicie. Nigdy wcześniej nie sprzątałam tak dużego domu i pewnie już nigdy mi się taki nie trafi. Znasz jeszcze jakieś smaczki i sekrety tej posiadłości?
- spytała podekscytowana. - Jak się dobijać to tylko raz, nie? - uśmiechnęła się. - Jeśli wygram kiedyś wielkie pieniądze też sprawie sobie taki dom. I prywatną plażę – podała rozmarzona.

-Hmmm… Mnie najbardziej podoba się parking podziemny
- odpowiedział uśmiechem na uśmiech.

- Żaden parking nie przebije tych roślin na piętrze - westchnęła - czy przebije? - uśmiechnęła się zalotnie. - Może masz chwilę żeby mnie oprowadzić?

Mężczyzna pokręcił głową. - Muszę wracać do pracy - powiedział spoglądając na jego współpracowników zaczynających chrząkać głośno.

- Szkoda bo ja pracę właściwie to skończyłam i skoro nie możesz poświecić mi chwili pewnie będę się zbierać
- zrobiła minę smutnej dziewczynki.

-Teraz nie mogę - mruknął niechętnie pod nosem. - Coś się dzieje.

- Coś… coś złego? - udała lekko zaniepokojoną.
Przecież faceci tak bardzo lubią opiekować się bezbronnymi, przestraszonymi kobietkami, bleeeh.

- Tak, ale poradzimy sobie - odpowiedział z uśmiechem.
- No to nie przeszkadzam póki co. Poczekam na ciebie chwilę, jeśli zbyt długo będziesz zajęty to uciekam - uśmiechnęła się uroczo.

-To jeszcze potrwa! -
rzucił przechodzący niedaleko ochroniarz z rejonu bramy.

- Nerwowi jacyś twoi koledzy po fachu - szepnęła - idź, pracuj ja pewnie też znajdę sobie jeszcze coś do zrobienia, w takim domu o to nie trudno.

Ochroniarz uśmiechnął się szeroko i pokiwał głową.

Natasha obróciła się na obcasie i ruszyła niespiesznie do łazienki pracowniczej. Weszła do pomieszczenia, zamknęła się od środka i rozejrzała tupiąc z poirytowaniem.
Coś się działo i z pewnością nie było to nic dobrego. Przez myśl przeszło jej, że mogli złapać Blacka i znaleźć przy nim torbę ze wszystkimi ich rzeczami. Portfel z jej zdjęciem na nazwisko Megan Gentel... trudno byłoby się z tego wygrzebać.
Szybko opuściła ją ta myśl, wróciła racjonalna kalkulacja. Przecież gdyby stało się coś takiego nie gawędziłaby z gościem z ochrony i nie krzątała po rezydencji jak gdyby nigdy nic. Choć mogło być też tak, że jeszcze nie znaleźli jej dokumentów, cholera.
Mogła się stąd zwinąć, poprosić o zamówienie taksówki – za którą i tak nie miała jak zapłacić ale to najmniejszy problem – i zwiewać póki jeszcze miała szansę. Mogła też wykorzystać sytuację. Uwaga pracowników ochrony wydawała się być skupiona na wszystkim poza nią. I to była szansa, która mogła się już nie powtórzyć.
Parter zwiedziła cały podobnie było z piętrem, zajrzała wszędzie gdzie wejść się dało. Do zobaczenie zostały jeszcze podziemia, a nóż poza parkingiem było tam jeszcze coś ciekawego.
Nie zastanawiając się długo zgarnęła z szafki kilka szmat i jakiś płyn po czym opuściła pomieszczenie. Miała zamiar przejść się po parterze i znaleźć drzwi prowadzące do podziemi budynku.
 
__________________
"You may say that I'm a dreamer
But I'm not the only one"
Vivianne jest offline  
Stary 12-08-2015, 09:51   #56
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
Kiedyś

Oddychał ciężko przez materiał torby, w której ktoś kiedyś chyba przechowywał ziemniaki. Na szyi czuł solidny, gruby sznur, który ktoś czasem rozluźniał a czasem ścieśniał.
Czasem słychać było krzyk - czasem jego, czasem kogoś innego.
Tupot kroków - bodziec niczym gwizdek Pawłowa zwiastujący zbliżający się ból.
Jakiś swąd spalenizny - kogoś chyba niedawno przypalano. No i wszechobecny pot.
Myślał, że po takim czasie już nawet nie będzie go czuć. Mylił się i to bardzo. Przy czterdziestostopniowym upale więzień śmierdział prawie tak samo jak nadzorca.
Zadudniły kroki - skulił się w sobie bezwiednie na tyle, na ile pozwalały mu metalowe okucia krzesła krępujące mu nadgarstki. Ktoś wywrócił krzesło na bok i kopnął go w pierś. Zakaszlał suchym kaszlem, które nie pamiętało wody. Ktoś kpił z góry po iracku. Śmiech. Rozróżnił słowo woda i domyślił się sensu. Próbował poprosić, nie wyszło, ale i tak było mu dane. Czuł jak woda przechodzi przez materiał torby. Spływa mu na twarz, szyję, na oczy, wlewa mu się do gardła i nosa. Błogosławieństwo stało się przekleństwem. Wypluwał co mógł, ale nie nadążał. Po kilku sekundach miał dość. Topił się. Zamknięcie ust nic nie dało. Torba wstrzymywała wodę tak, że czuł się jakby jego głowa zaklinowała się w za ciasnym akwarium. Brzuch napęczniał mu od wody, nie mógł złapać tchu.
Nagle przerwa. ktoś rozwiązał sznur torby i nacisnął mu kolanem na brzuch. Wstrząsnęły nim torsję i bardziej poczuł niż był świadomy tego, że wymiotuje zebraną w ciele wodą. Zdjęto mu z oczy torbę. Światło lamp sprawiło mu ból, w głowie rozległ się biały szum.

-Nazwisko. Nazwisko dowódcy. Nazwiska kolegów.
Ktoś wrzasnął mu do ucha łamaną angielszczyzną z mocnym irackim akcentem.

---

Teraz

Wypluł na podłogę ślinę zmieszaną z krwią i jednego zęba, który najwidoczniej wypadł mu po jednym z uderzeń osiłków z ekipy przesłuchującej.

-No to chyba panny nie polecą już na tą ładną twarzyczkę…

Praktycznie nie widział na jedno oko, ale nie przeszkadzało mu to w uśmiechnięciu się do oprawców ignorując przy okazji ich pytania.

-Przykro mi, ale musicie mówić głośniej. Mam problemy ze słuchem a na całej tej cholernej wyspie nie ma patyczków do uszu.

Black dostrzegł ruch, a po nim w czaszce eksplodował ból. Chwilę później stracił orientację w otoczeniu.
-Teraz już słyszysz?

Potrzebował chwili, by dojść do siebie i zrozumieć co się stało. Pierwszy był cios sierpowy wymierzony w prawe ucho, a następnie dezorientujące uderzenie otwartymi dłoniami z obu stron głowy. W tym czasie pięść wbiła się w splot słoneczny ściemniając resztki obrazu w oczach.
Ktoś szarpnął go za włosy od tyłu.
-Dla kogo pracujesz? - zapytał ochroniarz.

Black uśmiechnął się złowieszczo. Widok był iście karykaturalny bo przecież człowiek nie powinien uśmiechać się w takiej sytuacji. Można było odnieść wrażenie, że nakręca go ból, zapach i smak krwi, który czuł w ustach.

-Ok… Ok wszystko powiem.. Pracuję dla Babci Kaczki. Macie też Hyzia i Dyzia?

Mężczyźni popatrzyli po sobie. Jeden z nich wziął drugi od najmniejszych młotków będący średnich rozmiarów. Drugi włożył skarpety jeńca do maski i zbił wszystko w kulkę.
-Powiedz: “Aaaa” - odezwał się stojąc tuż przy Blacku, zaś ochroniarz z młotkiem właśnie nadchodził.

-Panowie, panowie po co te nerwy... Poddaję się. Nazywam się John White i jestem prywatnym detektywem. Wynajęła mnie opozycja rządowa waszego premiera. Miałem znaleźć jakieś brudy i “wypuścić” je w zagranicznych mediach tak by skandal doprowadził do jego dymisji a podobno tu można coś takiego znaleźć… Za mało mi płacą żeby umierać za takie gówno.

Black westchnął z udawanym zrezygnowaniem i wodził proszącym wzrokiem po zgromadzonych. Jego mózg pracował jak szalony w poszukiwaniu nowych kłamstw, które mogliby kupić a które mogłyby mu dać chwilę czasu by został sam. Z daleka od młotków i innych narzędzie z “szopy”.

Oprawcy zarechotali.
-Szybko odzyskałeś pamięć. Dobrze. Kolejne pytanie. Masz jakiś dokument potwierdzający tożsamość? I kto konkretnie cię wynajął, panie White? - zapytał ten z prowizorycznym kneblem.

Jak na kogoś kto ma problemy z odczuwaniem jakichkolwiek emocji trzeba było przyznać, że jest nawet niezłym aktorem.

-Myślicie, że ktokolwiek mnie wynajął zdradziłby swoje dane gościowi którego lojalność leży tam gdzie sypią forsą? Bez jaj panowie… Skontaktował się ze mną jeden facet mówiący płynnie po angielsku. Nie przedstawił się, ale odniosłem wrażenie że obraca się w kręgach polityki. No wiecie… Ktoś z moim fachem potrafi dodać dwa do dwóch.

Uśmiechnął się i pokiwał lekko głową jakby mówił coś oczywistego. Jeszcze trochę i sam uwierzy w te brednie. Problem z Blackiem był taki, że czasami nie był pewny czy panuje nad tym co mówi i robi.

-W każdym razie pewnie przyszli do mnie bo mam doświadczenie w tym fachu. W końcu to ja ujawniłem do prasy wiele romansów w rodzinach szlacheckich no i jak myślicie kto zmusił Berlusconiego do dymisji co? No dobra może nie całkiem sam.. ale na pewno przyczyniły się do tego moje śledztwo.

Z każdym słowem, z każdym kłamstwem coraz bardziej wczuwał się w snującą przez siebie opowieść.

-Dali mi 10 tys euro w kopercie.. I to była podobno skromna zaliczka. Jak mogłem odmówić? Kontaktowali się ze mną przez zastrzeżony numer i zawsze zdawkowo. Męski głos z mocnym akcentem.No i ten no... telefon z dokumentem potwierdzającym tożsamość zostały w torbie tam w górach. Musiałem się ich pozbyć razem z sprzętem fotograficznym chcąc dostać się tutaj do środka. Szkoda mi tylko waszego kumpla… eee Titusa? To był wypadek przysięgam! Potknąłem się w ciemnościach i wpadłem na niego. Karabin wystrzelił i…

Black spuścił głowę.

-W pierwszej chwili spanikowałem i nie wieidziałem co robić a potem przyszła mi do głowy szalona myśl, że to idealna okazja by spróbować dostać się do środka. Resztę już znacie.

-Jesteś detektywem, White. A w jakiej agencji pracujesz, White? - zapytał ten z młotkiem, lecz nie ruszył się na krok.

-Ech co prawda cofnęli mi licencję po tym jak rzekomo “naruszyłem etykę zawodową”. Pfff nadęte bufony. Ale prowadzę prywatny interes. J.J. White - Prywatny Śledczy, dałbym wizytówkę, ale sami rozumiecie - zaśmiał się nerwowo.
- Mam małe biuro na Manhattanie i stać mnie tylko na to i opłacenie sekretarki. Lwią część wydatków zabiera niestety zbieranie materiałów. Dostaniecie mój numer w każdym szanującym się szmatławcu he he.

-Numer do biura. Żadnych wymówek - niewidoczny mężczyzna odezwał się pierwszy raz.

Black spojrzał na niego wzrokiem, który mógł wyrażać wszystko bo dla nich nie wyrażał nic. Zastanawiał się intensywnie co może zrobić. Przecież nie znał numeru żadnej agencji detektywistycznej a już na pewno nie takiej o nazwie, którą właśnie podał. Jedyne co pamiętał to… numer do kumpla z wojska. Jednego z nielicznych, którzy chcieli z nim utrzymywać jakikolwiek kontakt. Facet mógłby być na tyle ogarnięty, że zajarzy o co chodzi. Zwłaszcza jak usłyszy, że chodzi o White’a lub Blacka. Mimo wszystko to niezły strzał w ciemno, ale co innego mu pozostało? Zaczął dyktować powoli mając nadzieję, że dobrze pamięta.

-O tej godzinie może nie być nikogo poza dozorcą.

Rozległ się sygnał połączenia z telefonu ustawionego na system głośnomówiący. Pierwszy. Drugi. Nikt nie odbierał. Trzeci. Czwarty. Nadal cisza.
-Czyżby nasz White coś kręcił? - zapytał ochroniarz z młotkiem nachylając się przy bosych stopach Blacka. Piąty. Szósty.
-Halo - szczeknął nieprzyjazny głos doskonale znany Blackowi.
-Z kim mamy przyjemność? - zapytał skryty w cieniu.
-Bez jaj fagasie i dawaj mi do telefonu White’a. Albo nie dawaj go. Nawet się nie waż. Powiedz mu tylko, że jak go zobaczę, to urwę mu jaja razem z kręgosłupem - syknął bardzo znajomy głos wściekłej suczy.
-A pani jest…? - odezwał się ponownie mężczyzna, zaś jeniec nie musiał widzieć jego twarzy, by wiedzieć jak bardzo jest skrzywiony.
-Chuj ci do tego.
-Pan White mówił, że o tej porze pewnie jest tylko dozorca…
-Bo twojemu panu White’owi zapewne się strefy czasowe popierdoliły w niewielkim móżdżku.
-Jak u państwa w firmie zawsze się tak rozmawia z klientami, to nie dziwię się, że cienko przędziecie - mruknął zgryźliwie niewidoczny. Lekko poirytowany. Black usłyszał złowróżebną ciszę po stronie rozmówczyni.
-Obciągnij White’owi - wycedziła z zimną furią Szefowa i rozłączyła się. W szopie ogrodowej zapadła cisza. Nikt się nie poruszył.
-Urocza osóbka z pańskiej sekretarki, panie White, ale niech mi pan wierzy, powinien pan ją zmienić. Dzięki temu nie będzie musiał pan podejmować się takich zleceń. Niech się ubierze i wyprowadzić - polecił głos.

Black zaśmiał się zupełnie szczerze. Nie miał pojęcia jak ta kobieta tego dokonała, ale wyszło jej. Wyglądało na to, że pożyje kolejny dzień. Przecięto mu więzy i pozwolono włożyć jakieś stare ogrodnicze ubranie.Co było w sumie dość upokarzające, ale jego nie ruszyło to wcale i tak dobrze, że mógł włożyć na siebie cokolwiek. Nikt za bardzo go nie pilnował i się nim nie zajmował. Wciąż pozostawał zdziwiony, że tak po prostu go wypuszczają. Przecież do cholery zabił jednego z nich. Nawet jeśli to był wypadek to przecież powinni zatrzymać go do wyjaśnienia no i miałby całą masę papierkowej roboty plus pobyt w areszcie. Nie wiedział co tu się wyrabia, ale coś tutaj było mocno nie tak.



Po chwili zastanowienia sięgnął do wieszaka na narzędzie jakimi jeszcze niedawno miano go torturować. Skrzyżował ze sobą sierp i młot oblizując wargi. Najpierw podszedł do tego, który gadał przez telefon i poderżnął mu gardło sierpem i zasłonił mu gardło rękawicą ogrodniczą. Mimo to najwyraźniej pozostała dwójka usłyszała jakiś hałas bo jeden z ochroniarzy wparował nagle do środka jednakże z dość nieświadomą miną. Black wykorzystał jego odrętwienie i posłał mu młot prosto w twarz wybijając przy tym kilka zębów. Drągal momentalnie zwalił się na podłogę. Problemem mógł okazać się trzeci z mężczyzn, który już wiedział co się święci i właśnie odbezpieczał broń. Zdążył jeszcze wycelować w swój cel i przyłożyć palec do spustu kiedy w miejsce serca wbił mu się ostry sierp na głębokość dwóch palców. Osunął się na kolana a Black dokończył rzeź młotkiem w głowę. Następnie wyszedł spokojnie do ogrodu willi nie przejmując się, że jest ubrany tylko w krew i gacie. Rozłożył ręce kiedy włączyły się spryskiwacze a te zmoczyły go jeszcze bardziej. Zamiast wodą pryskały krwią. Otworzył usta i zamknął oczy. Gdzieś w tle grał Wagner a Black wiedział, że to będzie dobry dzień.

-White? Możesz już iść. Mamy ciekawsze zajęcia do roboty niż dalsza zabawa z toba.

Black&White w jednym otrząsnął się na chwilę ze swoich rozmyślań i puścił dłoń z zakrzywionego sierpu.

-Możemy już iść.

Postanowił, że poszuka swoich gratów i wróci do schroniska. Może spróbuje się skontaktować z szefową i Natashą. Dowiedział się już dość dużo tego wieczora.
 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day

Ostatnio edytowane przez traveller : 12-08-2015 o 09:55.
traveller jest offline  
Stary 15-08-2015, 23:00   #57
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Góry Thantalo - Rezydencja, Parter


Po co sprawdzać raz już sprawdzoną, skoro nawet poza teren posiadłości nie wyszła? To byłby zbędny służbizm.

Dlatego Natasha nie miała problemów z ponownym wejściem do rezydencji. Oczywiście ponownie musiała zostawić swoje rzeczy osobiste, ale nic ponadto. Po ponownym dobraniu środków czystości jeszcze raz zajęła się przejrzeniem parteru, lecz tym razem pod innym kątem.

Wyszła z części służbowej i przez taras weszła do pokoju wypoczynkowego. Rozglądała się po ścianach, zaglądała za meble, lądowała na czworakach badając podłogę. Poruszała wszelkie podejrzane elementy mogące jedynie wyglądać na stałe. To jednak nie przyniosło rezultatu.

W bibliotece żadna przetarta książka nie uruchamiała mechanizmu, korytarze między pokojami ne zdradziły nic podejrzanego podobnie jak łaźnia, łazienka i korytarz dekoracyjny. Pokój gier również nie przyniósł pożądanych rezultatów.

54% - 54

Jednakże w salonie dostrzegła coś, na co poprzednim razem nie zwróciła uwagi.




Nie mogła sprzątnąć za zegarem wahadłowym ze względu na jego dosunięcie do ściany.
Oczywiście wszystkie meble przyścienne stykały się z pionowymi powierzchniami, ale nie aż do tego stopnia. Postanowiła spróbować go odsunąć, jednak ten ani drgnął.

Oczywiście Natasha nie była siłaczką, ale powinna móc chociażby nieznacznie ruszyć konstrukcję mającą niecałe dwa metry.
Otworzyła drzwiczki o orzechowej ramie i szklanym wnętrzu, a następnie zatrzymała złotą tarczę ciężkiego wahadła wielkości talerza obiadowego. Wskazówki zamarły wskazując godzinę za dziesięć drugą.

Cicho zapukała w tylną ścianę wewnątrz, a ta pobrzmiała głucho. Niby nic dziwnego w przypadku ruchomych lub rzekomo ruchomych przedmiotów, ale z powodu tak ścisłego przylegania do ściany odgłos powinien się różnić od wydawanego przez pukanie w ścianę boczną zegara.
Nie różnił się. Sprawdziła kontrolnie.

To wskazywałoby na ukryte pomieszczenie za zegarem. Problem polegał na tym, że tylna ścianka nie dawała się przesunąć w żadną stronę ani wepchnąć.

73% - 44

Nagle, gdy obróciła się zobaczyła ruch. Wiedziała, że nie może sobie pozwolić na zaprzątanie uwagi jedną kwestią. Przynajmniej w momencie takiego odkrycia musiała być czujna, by się nie zdradzić.
Zaczęła wycierać szybę drzwiczek od środka.

Za zielonym fragmentem pod oknami po kamiennych płytach przechodziły trzy postacie. Dwóch ochroniarzy prowadziło Blacka.



Góry Thantalo - Teren rezydencji


Wyprowadzili go i natychmiast ruszyli w kierunku znajdującego się nieopodal tarasu, ale kiedy zeszli z trawnika i postawili obute stopy na kamiennej płycie podążyli wzdłuż niej mijając kępę zieleni oraz okna najwyraźniej wychodzące na ogród z salonu.

Lampa sufitowa oświetlała każdy zakamarek pomieszczenia, w którym Natasha polerowała od wewnętrznej strony szybę drzwiczek orzechowego zegara wahadłowego.

21% - 92

Nie wiedział jednak czy go zobaczyła. Powinna, lecz wyglądało na to, iż całą uwagę poświęca na czyszczenie, więc nie zdziwiłby się, gdyby ten szczegół jej umknął.

Przeszli korytarzem pomiędzy dwoma odrębnymi budynkami połączonymi piętrem, a następnie skierowali się w stronę bramy.
Black czuł na sobie ciężkie spojrzenia niezamaskowanych ochroniarzy patrolujących teren. Jeden z nich otworzył im bramę, po czym zamknął ją za nimi.

Odeszli od niej na kilka kroków i zatrzymali się, ale nie pozwolili Blackowi odejść. Czekali bez słowa. Niedługo. W oddali usłyszeli zbliżającą się szybko syrenę policyjną. Chwilę później widać było niebieskie błyski świateł na dachu auta. Toyota zatrzymała się najwyżej pięć metrów od nich.




Z samochodu wyszła dwójka umundurowanych mężczyzn. Natychmiast przejęli inicjatywę.




Jeden z nich wyjął kajdanki i skuł ręce Blacka za plecami.
W tym czasie ochroniarze mówili coś do funkcjonariuszy. Drugi zapisywał coś skrzętnie w wyjętym kajeciku.

- Jesteś aresztowany. Masz prawo zachować milczenie. Wszystko co powiesz może być użyte przeciwko tobie w sądzie - uprzedził drugi nie przestając notować, zaś pierwszy właśnie otwierał tylne drzwi, gdzie posadził Blacka i przypiął go pasami bezpieczeństwa.
Drzwi trzasnęły. Kliknął mechanizm blokujący, a bolce jeszcze przed chwilą wyraźnie wystające schowały się głęboko w wewnętrzną ścianę drzwi.

Funkcjonariusze rozmawiali z ochroniarzami jeszcze przez dwie czy trzy minuty, po czym podali sobie ręce, zaś policjanci weszli do środka pozostając odgrodzonymi od więźnia przynitowaną do karoserii kratownicą.
Szybko znaleźli się na trasie prowadzącej do miasta i ponad wszelką wątpliwość na komisariat.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 24-08-2015, 16:30   #58
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację


Gliniarze zakuli go w kajdanki i prowadzili do radiowozu. Naprawdę myślał, że to będzie aż tak proste? Poczuł się trochę jak dziecko, które dostało na gwiazdkę coś innego niż chciało. Z dobrych wiadomości? Wciąż żył. Oczywiście o ile nie miał przed sobą skorumpowanych gliniarzy lub kogoś kto tylko ich udawał żeby wywieźć go gdzieś po cichu i załatwić sprawę do końca. Nawet jeżeli nie to pewnie oskarżą go o morderstwo a zanim doczeka procesu szefowa znajdzie sposób żeby go uciszyć. Jedyne co mu pozostało to próba wydostania się z radiowozu do którego go pakowali zanim jego strażnicy dowiozą go na miejsce - gdziekolwiek to by nie było. Opadł ciężko na tylne siedzenie policyjnego radiowozu oddzielonego od przedniej części kratką. Ręce miał wykręcone do tyłu co było dość niewygodne, ale plusem było to, że mężczyźni z przodu nie widzieli jego rąk. Gliniarze rozmawiali ze sobą po grecku i Black nie wiedział czy mówili coś o nim bo równie dobrze mogliby mówić o zeszłorocznym śniegu czy problemach żołądkowych. Przynajmniej poświęcali mu stosunkowo mało uwagi co dawało mu większe szanse. Na szczęście nie pomyśleli by wcześniej dokładnie go przeszukać. Co prawda już raz zrobili to ochroniarze, ale będąc w szopie udało mu się przemycić kilka drobiazgów. Mały kawałek drutu, który mógł mu pomóc w otwarciu kajdanek i kilka wkrętów z niewielkim kluczem nasadowym. Co prawda te przedmioty nie były zabójczą bronią, ale w jego rękach mogły stać się bardziej użyteczne niż mogłoby się wydawać. Zaraz zostawili za sobą willę, górzysty teren sprawiał, że podskakiwali co chwilę na jakiś wybojach. Black prawie natychmiast rozpoczął mocowanie się z kajdankami. Nie robił tego po raz pierwszy, ale większość kajdanek różniło się od siebie ułożeniem i liczbą zapadni. Mimo to ustąpiły dość szybko z bardzo głośnym jak na jego ucho szczękiem. Odczekał chwilę, ale mężczyźni nic nie usłyszeli. Zamyślił się przez moment, ale wiedział że nie ma innego sposobu niż to co chciał zrobić.

-Ej chłopaki. Staniemy na chwilę? Muszę się odlać.
Skrzywił się dając im do zrozumienia, że jego pęcherz długo nie pociągnie.
Spojrzeli na siebie szybko i roześmiali się krótko.

-To lej w gacie - powiedział pasażer.

-Musi odcedzić kartofelki - roześmiał się kierowca, a właśnie przypalany papieros niemal wypadł mu z ust.

-Prawdziwy przestępca nie ma kartofelków.

-A co ma prawdziwy przestępca?

-Pompę! - odpowiedział pasażer, po czym obaj roześmieli się z własnej dowcipności.
Black zignorował ich przyśmiewki i udając, że wciąż ma skrępowane ręce zaczął co sił kopać w policyjną kratkę solidnymi ogrodowymi kaloszami, które wyniósł z szopy.

-Dobra, dobra, Hulk. Nie szalej - powiedział ten z papierosem, a jego towarzysz powiedział mu coś po grecku.

-Zawiąż sobie na supeł. Zatrzymamy się jak zjedziemy z tej cholernej drogi. Staniemy gdzieś przy latarni, żeby nikt nas nie przejechał i się odpryskasz - strzepnął popiół za otwarte okno.

-Jak chcecie,no to leję tutja bo pompa mi wysiadła - odrzekł spokojnie więzień i zaczął zsuwać sobie spodnie od tyłu.

-Ej, ej, nie szalej, Hulk - zacmokał kierunkowskaz i zjechali na pobocze. Wysiedli obaj, a kierowca otworzył drzwi więźniowi.

-Dzięki chłopaki.. - mężczyzna wyszedł z radiowozu a właściwie prawie wyskoczył z ochotą. Następnie podszedł do krawędzi jezdni i przyglądał się chwilę otaczającym krzakom.

-Może któryś z was zdjąłby mi na chwilę te bransoletki co? Ciężko tak rozpiąć rozporek - potrząsnął pozornie zamkniętymi kajdankami na podkreślenie swoich słów.

-Kurwa, szczasz czy włazisz do radiowozu?! Może jeszcze potrzymać ci mam?!

- warknął nieprzychylnie towarzysz kierowcy, ale ruszył w stronę Blacka.
Uśmiechnął się tylko wymownie. Poczekał aż mężczyzna stanie za nim i kiedy sięgał dłonią z kluczem do kajdanek napiął mięśnie karku i z całych sił odchylił do tyłu głowę wprost w twarz zaskoczonego policjanta.
Black huknął potylicą tak mocno, że aż mu w oczach pociemniało. Trafił policjanta w głowę, ale nie był do końca pewien w którą jej część. Obaj krzyknęli w swoim języku. Więzień obrócił się lekko oszołomiony w kierunku policjanta.

Jego przeciwnik mimo wyraźnych problemów ze złapaniem równowagi po uderzeniu głową sięgnął po policyjną pałkę. Black zmrużył lekko oczy chcąc skupić się wystarczająco by ból po uderzeniu nie przeszkadzał mu w następnej akcji. Kolejny z policjantów - stojący w dalszej odległości od walczących sięgał właśnie po broń. Black zareagował instynktownie. Zacisnął palce wolnej ręki na kluczu nasadowym, który tkwił w jednej z kieszeni jego ogrodniczych spodni i napiął mieśnie do uderzenia. Najpierw miał zamiar uderzyć w kolano następnie poprawić w twarz gliniarza.
 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day
traveller jest offline  
Stary 25-08-2015, 23:04   #59
 
Vivianne's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputację
Najpierw centrum dowodzenia a teraz zegar. Ciekawe ile jeszcze tajemnic skrywała to posiadłość.
Kilka chwil majstrowania przy wielkim, solidnym czasomierzu z wahadłem pozwoliło jej z całą pewnością uznać, że za zegarem znajdowało się jakieś pomieszczenie, przejście albo przynajmniej duża skrytka.
Natasha zastanawiała się co właściwie powinna zrobić w obliczu tego odkrycia gdy kątem oka zobaczyła Blaca.

Coś jej mówiło, że nie jest dobrze. Szybkim, pewnym krokiem wyszła z salonu i udała się w stronę wyjścia z rezydencji. Musiała sprawdzić co się dzieje. To, co zobaczyło potwierdziło jej przypuszczenia.
Wszystko się sypało. Cassandra gdzieś przepadła, Black dał się złapać i wsadzić do radiowozu a ona została tu sama uzbrojona w płyn o paskudnym chemicznym zapachu, który miał udawać bez i szmatę. Cudownie.

Sytuacja była o tyle gówniana, że Black miał wszystkie jej rzeczy. Pies gryzł marynarkę od Armaniego ale jej dokumenty poświadczające inną tożsamość, gdyby tylko trafiły w czyjeś ręce mogłyby stanowić duży problem.
Patrzyła jak radiowóz, do którego zapakowali jej współpracownika odjeżdża niespiesznie. Oczami wyobraźni widziała już strażników wpadających na torbę z ich rzeczami i sprzętem, który niedawno dostali i prawdopodobnie już stracili.
Wydawało się, że w tej chwili jest tylko jedna opcja. Musiała zwiewać zanim ktokolwiek zorientuje się, że wcale nie jest dziewczyną z firmy sprzątającej.


-Nie kręć się tak po całej… terenie. Wchodzisz i wychodzisz, wchodzisz i wychodzisz. Robisz straszne... zamieszanie. Nie, żeby mi to... przeszkadzało, ale… reszta - pokręcił głową jej znajomy ochroniarz.

- Przepraszam za kłopot - udała skruszoną - akurat szłam przetrzeć szyby, zobaczyłam, że coś się dzieje więc wyjrzałam. Coś poważnego? Aresztują tego człowieka - skinęła w stronę odjeżdżającego radiowozu.

-Ten… alarm. To z jego powodu, ale nie dostaliśmy jeszcze zbyt wielu… informacji - odparł ze wzruszeniem ramion.

- Złodziej jakiś czy co? Pewnie nie jedno można by stąd wynieść więc różne typy spod ciemnej gwiazdy ostrzą zęby i ślinią się na szybki zarobek ale jakim to trzeba być idiotą żeby pchać się gdzieś, gdzie jest tyle ochrony. Debil - prychnęła - hmm, chyba, ze nie złodziej?
- Jestem tu bezpieczna?
- udała lekko spanikowaną.

- Jak najbardziej! - roześmiał się nieco zbyt głośno, po czym rozejrzał się.
- Muszę wracać do… zapewniania bezpieczeństwa.


- Najbezpieczniej czułabym się gdybyś odwiózł mnie do miasteczka - uśmiechnęła się - albo wezwał mi taksówkę. Szyby mogą poczekać do jutra.
 
__________________
"You may say that I'm a dreamer
But I'm not the only one"
Vivianne jest offline  
Stary 30-08-2015, 23:25   #60
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Góry Thantalo - Droga do Astros




Ciemności przytulały się miękko do warczącego cicho radiowozu rozświetlonego delikatnym światłem lampki sufitowej. Rozstępowały się przed snopami przeciwmgielnymi strzelającymi z przednich narożników. Tył pogrążony w czerwonym, rozpraszającym się blasku odbijał się krwawo na twarzy policjanta mierzącego do człowieka z kluczem nasadowym w dłoni.

Drugi funkcjonariusz ze złą, wykrzywioną twarzą i karmazynem fotonów szalejącym po bieli gumy zamierzał się na ten sam cel, co jego towarzysz.

64% - 34

Pałka horyzontalnie pomknęła wprost na lewe udo Blacka. Ten skoczył do przodu. Skrócił dystans. Policjant cofnął się o krok po trafieniu palcami w twardą kość miednicy.

53% - 42

Black zamachnął się w kontrze przyjmując podobny, choć bardziej destrukcyjny pomysł. Klucz nasadowy runął na prawe kolano. Mężczyzna zawył z bólu. Noga ugięła się pod nim wystawiając go na kolejne uderzenie. Black zamachnął się i...

21% - 48

... nagle poczuł paraliżujący ból! Wszystkie mięśnie ciała zaciskały się pulsacyjnie. Świat zaczął się przechylać, a skończył, gdy coś dużego, płaskiego uderzyło w plecy Blacka.

Więzień padł na ziemię podrygując silnie i charcząc. Od jego piersi ciągnęły się cienkie druciki wędrujące wprost do lufy trzymanego przez funkcjonariusza pistoletu.
Podszedł do ofiary i niedelikatnie wyszarpnął igiełki tkwiące w ciele Blacka. Zręcznym ruchem obrócił go na plecy, a na nadgarstkach zacisnęły się metalowe bransolety. Mocno, odcinając niemal dopływ krwi. Nie zapomniał tym razem o przeszukaniu. Odwrócił mężczyznę ponownie, po czym wzniósł chwyconą pałkę i z mocą uderzył Blacka w udo.

92% - 43

Taki cios nie mógł złamać kości, ale poważne stłuczenie owszem.

Trafiony w kolano policjant spróbował wstać, lecz upadł ponownie. Podparł się rękami sycząc głośno. Powrócił do pozycji stojącej dopiero przy drugiej próbie, zaś do radiowozu doskoczył na jednej nodze.

Otumaniony Black został zawleczony do samochodu. Kierowca zamyślił się jeszcze, po czym silnym ciosem pozbawił więźnia przytomności.



Góry Thantalo - Teren rezydencji




Ochroniarz przez chwilę myślał gorączkowo w jaki sposób mógłby wyrwać się z pracy choćby na moment i podwieźć Natashę, lecz w końcu powiedział, że nie może się ruszyć z miejsca.

Wezwał taksówkę. Przyjechała po kwadransie. Siedzący w niej niemal łysy, gruby Grek w rozpiętej koszuli w pasy o różnej intensywności błękitu okazał się być mrukiem z sumiastym, szpakowatym wąsem. Odwrócił się tylko raz i zapytał:

- Dokąd będzie, szefowo?
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:03.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172