Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-07-2015, 08:32   #116
Cedryk
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
20 Mirtula poranek około siódmego dzwonu.


Tego dnia Leila i Couryn polecili magicznemu słudze, by obudzono ich o siódmym dzwonie. Byli już ubrani, gdy do drzwi zapukano.

- Czy mogę wejść, pani bosman Leilo? – zza drzwi rozległ się głos Ann.

Półprzezroczysty sługa otworzył drzwi, odpowiadając na niewypowiedziane polecenie.
Do pokoju w frunęły trzy corollaksy, a za nimi weszła Ann. Jednego z ptaków już wcześniej podarowała swej nowej siostrze - Indirze.

- Zostań. – wskazała ręką komodę, na której przysiadły.
- Oddaję wam wasze corollaksy, wyszkolone. Wykonują kilka komend. Zostań - pozostają w miejscu, nie reagując na ataki. Za mną - podążają, nie reagując na ataki. Pilnuj – zostają w miejscu, atakując każdego, kto wejdzie na teren, bez towarzystwa osoby im znanej. Chroń – podążają, odpowiadając na wszelkie ataki na siebie czy też opiekuna. Atakuj – atakują wskazany ręką cel. Do mnie – przylatują na wezwanie. - objaśniła.

Przez dłuższą chwilę dziewczynka milczała, zastanawiając się.

- Chciałam prosić panią bosman, by...

W oczach Ann pojawiły się łzy, dziewczynka szybko się obróciła i wybiegła, za nią poleciał jej corollaks.

Leila nie była jeszcze do końca rozbudzona, toteż nie zdążyła ani nic powiedzieć, ani jakkolwiek zareagować. Zaspanym spojrzeniem ogarnęła jedynie zamykające się za dziewczynką drzwi.

- Hę? - zdziwiła się mało subtelnie. - Wiesz, o co mogło jej...? - zwróciła się do Coruyna, ale nim dokończyła pytanie, machnęła lekko ręką.
- Wszystko w swoim czasie - podsumowała sytuację.

Nie zamierzała o siódmym dzwonie biegać za kilkulatką, by dowiedzieć się, o co ta chciała poprosić, albo i nie chciała, ale się złamała. Z pewnością tego dnia jeszcze nie raz mieli wpaść na Ann. A i Couryn raczej nie byłby najszczęśliwszy, gdyby zostawiła go dla Golddragonówny.

- Chodźmy coś zjeść - zaproponowała. - A potem zobaczymy, czy niebo uspokoiło się chociaż na tyle, żebyśmy mogli pójść na spacer w deszczu. Z cukru nie jesteśmy, to się nie rozpuścimy - dodała wesoło.
- Co prawda romantyczny spacer zakochanej pary powinien się odbywać w świetle księżyca, a nie w strugach wody przypominających wodospad - odparł - [i]ale skoro nie masz nic przeciwko temu, żeby wyglądać jak..[i]. - przez moment zastanawiał się, jakiego użyć porównania - najada, tyle że bez nenufarów we włosach - powiedział w końcu - to możemy spróbować.

~*~

Udając się na śniadanie Leila i Couryn w audytorium spotkali komandora, kapitan i innych wyższych rangą oficerów, którzy posiadali pierścienie do Pałacyku Smoka. Przed komandorem, w postawie prawie zasadniczej, z opuszczoną głową stała Ann.

- Zatem zrozumiałaś, iż nie należy tak postępować, że nie tędy droga, dlatego uciekłaś? - pytał komandor dziewczynkę.
Ta pokiwała tylko głową, otarła oczy .
- Tak, panie komandorze.
Dev uśmiechnął się .
- To dobrze, że zrozumiałaś. Teraz uciekaj już do sióstr.

Ann dygnęła. Szybko, lekko, niczym tchnienie wiatru, przebiegła obok narzeczonych.

Wtedy też komandor dostrzegł parę.

- Witam. Widzę, iż gotowi już jesteście do jutrzejszego ofiarowania - zagadnął ze śmiechem.
- W pana ustach to brzmi niezbyt zachęcająco - odpowiedział z uśmiechem Couryn. - Ale, jak na razie, nie narzekam. Nie zżera mnie trema mimo braku doświadczenia.
- Chyba nie masz zamiaru nabierać doświadczenia, poprzez kolejne śluby, bosmanie?

Po tych słowach mrugnął do Leili.

- To zdarzenie należy do tych - odpowiedział Couryn - których nie należy powtarzać. Co prawda słyszałem o takich, którym tak to przypadło do gustu, że kilka razy już stanęli na ślubnym kobiercu. Nie musi to chyba być takie straszne, skoro to powtarzają.
- A ja ani myślę, sir - odpowiedziała z uśmiechem Leila. - Do tej pory w ogóle nie planowałam ślubu w najbliższym czasie... Ale Couryn z wdziękiem zniweczył te plany i z przyjemnością stanę jutro u jego boku na uroczystości. Nie zamierzam tego powtarzać, sir.
- To chodźmy zobaczyć, co też nam przygotowano dzisiaj na śniadanie, lecz nie liczcie na żadne frykasy. Kapitan Blasea ustawił, tak by zwykłe jedzenie było identyczne jakością, jak to na żaglowcach eskadry “Smoka” - z uśmiechem opowiedział komandor, prowadząc grupę do jadalni.
- Zapewne po to, byśmy później nie zaczęli zbyt głośno narzekać. - skomentował tę wypowiedź Couryn.


Podczas śniadania Couryn i Leila mieli zaszczyt siedzieć obok komandora. Dziewczyna nie lubiła milczeć, nawet w towarzystwie tak znamienitych osób. Być może krótka rozmowa mogła sprawić, że mężczyzna lepiej by ich zapamiętał.

- Proszę o wybaczenie, sir, jeśli to zbytnia śmiałość, ale chciałam zapytać, co robił pan przed "Smokiem"? Gdzie pan pływał? - zapytała, sięgając po pieczywo.
- Przed “Smokiem”. - Komandor Dev przez dłuższą chwilę milczał zamyślony.
- Byłem bosmanem, potem pierwszym oficerem na “Morskim Jastrzębiu” u korsarza cormyrskiego Fransua Drake’a. Pływałem z nim piętnaście lat, pięć lat temu uzbierałem wystarczającą kwotę na zakup i wyposażenie galeonu “Smok”.

Potem uśmiechnął się.

- Teraz zaś tworzę armadę.
- Zakładam, że ten... Fransua nie był zbyt szczęśliwy z tego, że traci tak zdolnego pierwszego oficera po tylu latach służby? - zapytała Leila z zainteresowaniem. -Sir - dorzuciła szybko, by nie wyjść na niegrzeczną.

Komandor roześmiał się.

- Tu się mylisz. To normalne, że najlepsi odchodzą by się usamodzielnić, chociaż w części. Od tego czasu już wiele razy współpracowaliśmy. Mamy wszak tych samych wrogów.
- Rozumiem. To w gruncie rzeczy dobra wiadomość. Chyba wiele zdolnych osób marzy o własnym statku - odparła z uśmiechem, kontynuując posiłek.
- Wystarczy odpowiednio długo pływać i zdobywać odpowiednio bogate pryzy - uśmiechnął się Couryn. - Troszkę szczęścia.

Leila roześmiała się.

- I przeżyć te wszystkie walki, kochany. Za nami dopiero jedna, a już ciężkie rany możemy odhaczyć - powiedziała z rozbawieniem.
- Będzie co opowiadać w deszczowe wieczory - Couryn również nie wyglądał na zbyt zmartwionego.


Po śniadaniu narzeczeni pożegnali się ze wszystkimi jeszcze obecnymi w jadalni i opuścili Pałac Smoków.

Na szczęście ukształtowanie zatoki sprawiało, że cyklon nie dawał tu aż tak bardzo w kość. Deszcz zaginął nieustannie, ale klify częściowo chroniły statki przed wiatrem, zaś fale nie były zbyt wysokie. Dzięki temu Courun i Leila mogli bez większego problemu dotrzeć łodzią na plażę.
Na "Złotego Smoka" wrócili dopiero późnym popołudniem.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975
Cedryk jest offline