Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-07-2015, 16:40   #111
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
15 Mirtula cyklon opady gwałtowne.

Rozpoczęła się kolejna lekcja Ann. Krossar dopiero teraz zauważył jej amulet z symbolem Wodnego Pana. Bardzo się ucieszył z drogi, jaką obrała dziewczynka.
- Jak ci idą próby modlitw? - spytał w wodnym, jednocześnie sprawdzając postępy dziewczynki w zgłębianiu tego języka.
-Dobrze mistrzu, mam problemy ze zrozumieniem rytuałów ale uczę się. - odpowiedziała poprawnie, lecz z wyraźnym akcentem.
Krossar rozstawił szkatułkę z symbolem Istishii i ponownie odpalił kadzidełka. Czuł, że Golddragównie przyda się i drugi nauczyciel, zresztą na pewno z większym doświadczeniem.
- To jest akolitka Wodnego pana - Ann - powiedział kapłan, gdy żywiołak wody się zmaterializował.
- Wyglądasz zupełnie jak mały żywiołak wody. - stwierdziła w wodnym z niewielkim akcentem.
- Ja ci dam “mały” smarkulo! Jestem Qawerty! Żywiołak wody, sługa Istishii.
Powiedział w wodnym, po czym trysnął niewielkim strumykiem wody wprost w twarz Ann, wywołując tylko śmiech dziewczynki.
Krossar również się uśmiechnął na widok tej sceny.
- [i]Qawerty ma sporą wiedzę. Gdy ja będę zajęty, a ty wolna, będziesz mogła się z nim uczyć o religii i rytuałach. Wszystkim, co jest niezbędnym, byś została pełnoprawną kapłanką. Qawercie, Ann potrzebuje jak najwięcej wiedzy i dobrych nauczycieli. Zechcesz jej przekazywać drogocenną wiedzę ku chwale naszego pana?
- Tak, będę uczył ją wodnego i naszej wiary oraz wszystkiego, co zechce poznać, jeśli tylko przyrzeknie, że będzie się do mnie odnosiła z szacunkiem.
Po tych słowach jeszcze raz trysnął cienkim strumykiem wody w twarz dziewczynki, która znów się roześmiała.
- Przyrzekam panie Qawerty. - powiedziała już z powagą w wodnym.
- Dobrze Qawerty, dziś przypatrzę się jednej lekcji, którą dasz Ann osobiście. Potem będziesz ją uczył wtedy, gdy sam nie będę mógł tego robić.

Żywiołak zabrał się z werwą do nauczania Ann. Zaczął od podstaw, czyli konwersacji w wodnym. Dotyczyła ona zajęć codziennych Ann.
Ta z zacięciem opowiadała o medalionach, które wykonuje dla sióstr, wykonanych w głównej mierze z drewna jażodrzewa, o lekcjach, o przyrodzie i miejscach na wyspie-kryjówce “Smoków”. Taka upłynęła jej pierwsza lekcja z nietypowym nauczycielem.


Spotkanie z kapitanem.

Podczas jednego z burzowych dni Krossar zgłosił się do kapitana.
-Kapitanie chciałbym zapytać czy w pałacyku i naszej bazie byłaby możliwość przeznaczenia terenu pod małe świątynie jako część tych kompleksów? Wodny Pan nam sprzyjał wśród łupów jest i przedmiot z Qawert żywiołakiem wody będącym jego sługą. Zarówno nasz okręt jak i przyszła eskadra komandora skorzystałyby mając po swojej stronie Istishi i jego sługi. Dziś jest nasz mało ale liczba jak widzę będzie się zwiększać. Patrząc po rozmiarach bazy i ambicjach jakie drzemią w nas wszystkich. Gdy eskadra będzie rosnąć, myślę że spróbowałbym przekonać do współpracy innych kapłanów mojego pana. O obustronnych korzyściach jakie by to przyniosło nie trzeba wspominać.
- Na ternie baz każdy kapłana chętny otrzyma budynek lub pomieszczania na zorganizowanie kościoła. Nie będzie problemów też z pracownikami i podstawowymi materiałami do wykańczani tych pomieszczeń. Co do pałacyku smoków to nie ten przedmiot jest raczej niechętny religiom. Nie było w jego planach miejsca na kaplice. Pewnie już zauważyłeś, że pomieszczenia sypialne w nim, kształtują się według wyobrażeń jego lokatora. Tak samo na temat Kościołów i ich kapłanów myśli zresztą komandor Dev.
Odpowiedział z uprzejmym uśmiechem kapitan Blasea.
- Świątynia Pana Wody mogłaby stanowić zaplecze szpitalne przyszłej eskadry. Mam nadzieję produkować tam również eliksiry leczenia i nie tylko. Możliwości i pozytywnych efektów takiego miejsca jest sporo. - zamyślił się na chwilę. - Być może uda mi się skierować tam jakiś kapłanów Istishii. Byłoby to dobre wsparcie dla eskadry. Muszę mieć jednak jakieś argumenty wobec moich braci w wierze. O ile pan kapitan i komandor byliby zainteresowani taką współpracą?
- Komandor Dev zawsze jest otwarty na sugestie i propozycje współpracy. Jak już mówiłem budynki dla świątyń zostaną przygotowane, reszta zależy od negocjacji. Jak na razie znamy tylko jednego kapłana Istishia.
Odrzekł uprzejmie kapitan “Złotego Smoka”.*
- Rozumiem gdy wrócimy do stolicy postaram się zoorganizować moich braci i usiądziemy to stołu rozmów. Dziękuje za poświęcony mi czas - Krossar odmeldował się.
 

Ostatnio edytowane przez Icarius : 18-07-2015 o 16:44.
Icarius jest offline  
Stary 18-07-2015, 17:26   #112
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację
16 Mirtula 1372RD, późna noc

Czerwony księżyc oświetlał ziemię pod jej nogami. Stawiała kroki niepewnie nie wiedząc, gdzie jest.
Krajobraz co rusz się zmieniał. Widziała osadę chronioną prowizoryczną palisadą oraz przez mały batalion żołnierzy. Czuła, jak jej kończyny drętwieją od stania na przeklętej ziemi. Z gruntu zaczęły wykopywać się zombie i szkielety. Pojawiły się duchy i przypuściły szturm na małą wioskę na rozległej równinie.
Później zobaczyła swój mały dom wśród drzew, a tam ojca i matkę cieszących się z jej powrotu. Zbliżyła się, by ich uściskać, jednak ci zaczęli się topić. Rozlali się po ziemi niczym szybko topniejący lód.
Czuła, jak spada w jakiś mroczny wir bez jakiejkolwiek władzy w swoim ciele. Słyszała tylko bijący w oddali dzwon.
Dzwon... I gotującą się krew.

~

Otworzyła oczy, chwyciła Hadriana w formie sztyletu, który leżał na półce w pobliżu, wstała z łóżka i przetransformowała go w wielki miecz. Była gotowa do walki z napastnikiem... Którego tu nie było. Przed nią pojawiła się sylwetka rycerza.
- Budzisz ludzi o trzecim dzwonie. Jak nie lubisz spać, a nie ma wrogów w pobliżu, to daj odpocząć innym - przemówił zirytowany.
Lea odetchnęła głęboko i odłożyła broń.
- Przepraszam.
Wiedząc, że dziś już nie zaśnie ubrała się, wzięła ze sobą Ael i Hadrana, i przeniosła się na pokład "Złotego Smoka". Faktycznie była późna noc, a lało jak z cebra. Niezrażona postanowiła się przejść po plaży, by odrobinę oprzytomnieć.
Przypadek chciał - szczęśliwy czy nie, to zależało już tylko od elfki - że akurat w tym samym czasie Leila otulona sztormiakiem wyszła się przewietrzyć. Pałac Smoków był cudownym, niezwykle wygodnym miejscem, ale od lat to morze było jej domem.
- O tej porze sama na plażę? - zawołała za Leą, która zmierzała w kierunku szalupy. - No, może nie sama... Ale o tej porze? - poprawiła się Leila, gdy przypomniała sobie o inteligentnym sztylecie i drugiej broni, która zmieniała kształt, a dzięki której Lei towarzyszył dziwny - w mniemaniu Leili - rycerz.
Dragonel też jest dziwny, pomyślała dziewczyna, bo przecież nie powinna w ten sposób oceniać Hadriana, nie znając go.
Nie spodziewając się, że ktokolwiek się nią zainteresuje, elfka prawie potknęła się o własną nogę. Jej oczy skierowały się na kobietę, którą się do niej odezwała.
- Tak - odpowiedziała półprzytomnie.
Przeszła jeszcze kilka kroków do przodu w stronę zejścia na ląd, nim pomyślała, że powinna wrócić o rozmówczyni. Odwróciła się i skierowała swe kroki w drugą stronę. Stanęła obok Leili i popatrzyła w zachmurzone niebo. Krople deszczu przywróciły jej trochę jasności umysłu.
- Nie czułam się najlepiej - wyjaśniła.
Leila uśmiechnęła się lekko.
- Ja z kolei miałam ochotę się przewietrzyć. Trochę ci lepiej już na świeżym powietrzu? - zapytała z troską. - Chcesz pobyć względnie sama czy przeciwnie - przyda ci się towarzystwo? - nie chciała narzucać się paladynce i wierzyła, że usłyszy szczerą odpowiedź.
- Zostań. Odrobina towarzystwa nikomu jeszcze nie zaszkodziła. Zwłaszcza twojego - odparła z uśmiechem, który było ledwo widać z powodu mroku nocy.
- Nie spodziewałam się tu Ciebie. Co Ty tu robisz? - spytała opierając się o burtę.
Leila wzruszyła lekko ramionami.
- Couryn śpi wyjątkowo mocno dzisiaj, a ja jakoś ciągle się budziłam. Pomyślałam, że chwila poza murami dobrze mi zrobi. Chciałabym już znowu płynąć - powiedziała z westchnieniem.
- Niestety dalsza podróż jest dość... Odległą perspektywą jak na razie. Nie lubię bezczynności. Czasami w takich chwilach myślę, że powinnam być gdzieś indziej i chronić niewinnych, którzy w tym momencie cierpią lub umierają. Na przykład uratowana przez nas Indira. Biedne dziecko. - ze smutkiem wyrzuciła z siebie paladynka.
- Chronisz Indirę i jej siostry przed krzywdą, a ja nie wyobrażam sobie choćby Smoków bez ciebie. Widać, że trawią ich wewnętrzne animozje, ale to ty jesteś spajającym je ogniwem - Leila położyła dłoń na ramieniu rozmówczyni w uspokajającym geście. - Nie tylko umierający potrzebują ochrony. A nie każdy cierpienie okazuje. Chociaż o tym wiesz zapewne dużo więcej niż ja... - Leila zaczęła plątać się w swoich słowach; w końcu chciała powiedzieć coś zarówno kojącego, jak i szczerego, darzyła jednak elfkę sporym szacunkiem, jak więc mogła ją pouczać?
Elfka popatrzyła prosto w oczy swojej rozmówczyni. Po czym znów popatrzyła na okrętowe deski.
- Masz rację. Chęć naprawienia każdej wyrządzonej krzywdy mogłaby doprowadzić człowieka i elfa do szaleństwa. Tak też mój mentor mówił. - zasępiła się jeszcze bardziej mówiąc słowo "mentor".
Usiadła na pokładzie nie zwracając uwagi na to, że jest mokry. Zagadkowym głosem powiedziała:
- Leilo. Chcesz poznać moją historię?
- Całemu światu nie pomożesz - odparła Leila z niegasnącym uśmiechem.
Usiadła obok elfki. Przez myśl przemknęło się jej jedynie pytanie, co powie Couryn, gdy wróci taka przemoczona. Jej samej jednak to nie przeszkadzało.
- Jeśli masz ochotę podzielić się nią ze mną - z przyjemnością. W końcu przyjaciele zwykle dużo wiedzą o sobie nawzajem - przytuliła na chwilę elfkę.
Paladynka westchnęła głośno. Pierwszy raz miała zamiar komuś całą swą historię opowiedzieć. I w sumie nie spodziewała się, że to ktoś będzie musiał ją pocieszać, ale musiała się wygadać. Również jeśli chodzi o dzisiejszy sen.
- Pochodzę z małej elfiej osady w pobliżu Silverymoon. Prowadziliśmy spokojne życie. Ja, jako buntowniczka, często znikałam na całe dnie i noce, by biegać po okolicznych lasach. Rodzice wróżyli mi przyszłość wspaniałego tropiciela lub zwiadowcy. Chyba coś nie wyszło - zaśmiała się pod nosem, po czym kontynuowała - Kiedyś wróciłam do domu, kiedy zobaczyłam wioskę w płomieniach. Martwych ludzi, elfy, dzieci... Gdy zdołałam dobiec do swojego domu to ten... Został zniszczony. A mnie zaczęły ścigać te osobniki, których kształtu nie potrafię określić. Uciekałam. Jak najdalej. Na południowy-wschód.
Lea podciągnęła kolana pod brodę, a kostki objęła rękami.
- Nie spałam przez pierwsze dni ucieczki. Poruszałam się do przodu starając się unikać niebezpieczeństw. Nie wiem ile mi zajęło dotarcie do Dolin, ale wiem, że zasłabłam gdzieś po drodze. Odnalazł mnie pewien mężczyzna. Mój mentor.
W tym momencie paladynka wstała i wyciągnęła dłoń do Leili.
- Resztę opowiem Ci w Pałacu Smoków. Siedząc na tym deszczu przeziębisz się. - uśmiechnęła się.
 
Flamedancer jest offline  
Stary 18-07-2015, 17:53   #113
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu
Dziewczyna z uśmiechem przyjęła pomocną dłoń.
- Ty też się... Och. Zaczekaj - zmitygowała się w porę i tylko machnęła ręką. - Chodźmy zatem, jeśli wystarczy ci już świeżego powietrza.
Zeszły razem pod pokład i zniknęły z oczu ewentualnych ciekawskich, przenosząc się do Pałacu Smoków. Lea, idąc przodem, zaprowadziła Leilę do swojego pokoju. Obie zdjęły przemoknięte wierzchnie okrycia i rozsiadły się wygodnie.
-Twój mentor - Leila podsunęła przerwany wątek, gdy były już gotowe do dalszej opowieści.
Nie chciała na razie zasypywać Lei pytaniami, być może coś jeszcze wyjaśni się w toku jej historii.
Elfka wyciągła z szafy ręcznik i położyła go obok swej rozmówczyni, przebrała się w ubranie nocne, po czym rzuciła się na miękkie łóżko wydając z siebie westchnienie zadowolenia.
- Uwielbiam to łoże! - skomentowała radośnie i usiadła, podrapała się po głowie - Nie mów nikomu o tym, co właśnie zrobiłam.
- Ani słowa - przyrzekła Leila.
W duchu radował ją widok takiej beztroskiej Lei.
- Cóż. Mój mentor był naprawdę dobrym człowiekiem. Pomagał potrzebującym. Miły, uprzejmy, ogólnie wzór do naśladowania. Mi dał nawet dach nad głową. Podziwiałam go oraz jego oddanie Lathanderowi. Czasami jednak znikał "na misje" - tak mówił, gdy uzbrajał się w pełną płytę i brał do rąk tarczę oraz korbacz. A później wracał. Zdarzało się, że był poraniony. Wtedy pomagałam mu opatrzeć rany. Wiesz... Byłam młoda. Nie do końca rozumiałam niektóre rzeczy. - mówiła powoli, przypominając sobie kolejne rzeczy - Kiedyś, gdy obserwował okoliczne tereny z balkonu, zapytałam się, czy mogę być taka, jak on. Pamiętam jak dziś, że wyciągnął do mnie rękę i powiedział, kim jest paladyn, jaką bronią dysponuje, z czym wiąże się bycie nim i jakie są jego obowiązki. Na koniec powiedział: "Jeśli tego pragniesz i jesteś gotowa przyjąć swe przeznaczenie, będę Cię nauczać i pomagać na drodze, którą obierzesz." Czułam, że to było moje powołanie. Poszłam za nim ucząc się władać bronią, nauk kościelnych, panować nad emocjami. Minęło trochę lat, które doprowadziły do wyświęcenia. Piękna ceremonia. Najszczęśliwszy dzień w moim dotychczasowym życiu. Nie tylko zostałam paladynem, ale również rycerzem w Zakonie Astra.
Leila słuchała uważnie opowieści elfki, w zamyśleniu gładząc ręcznikiem włosy.
- Wiele utraciłaś, nim zostałaś paladynem i rycerzem. Potem nagle cały twój świat stanął na głowie, gdy pofatygowała się do ciebie sama Sune - odezwała się cicho, poważnym tonem.
- Mam wrażenie, że pewne cienie z przeszłości nie rozwiały się nawet po tylu latach. Jak choćby pytanie, kim byli napastnicy, którzy zrównali z ziemią twój dom, ten pierwszy? Skąd przyszli? Próbowałaś kiedyś poznać odpowiedzi?
- Tak. Próbowałam, ale bezskutecznie. Miałam mnóstwo czasu, by myśleć nad tym. Postacie bez wyraźnych kształtów mknące niczym cienie. Kiedy zaatakowali, to mnie nie było akurat w domu. Dlatego żyję. Lubiłam tańczyć w świetle księżyca - odparła siadając obok Leili i pomagając jej wytrzeć włosy - Miałam nadzieję, że "w wolnej chwili" zbadam tę sprawę. Wreszcie sama zaczęłam chodzić na misje. Wiesz... Po wojnach w Dolinach były problemy z nieumarłymi, więc zajmowaliśmy się tym. Działaliśmy w oddziałach. Wspierałam z dystansu tych, co walczyli w pierwszej linii. W jednej z takich grup był pewien mężczyzna. Może niewiele ponad dwadzieścia lat miał. Nawet przystojny. I bardzo miły. Zaginął. Nie znaleziono jego ciała. Oficjalnie Zakon ogłosił, że zmarł na misji, jednak były plotki, że porzucił drogę Lathandera i stał się mrocznym rycerzem. Nie daję w to wiary, w końcu to plotki.
Leila miała niewyraźne wrażenie, jakby Lea sama siebie chciała przekonać co do ostatnich słów. Przyglądała się chwilę elfce w milczeniu, w końcu jednak odezwała się:
- Czasem żadnej możliwości nie można zaprzeczyć. A łatwiej nawrócić kogoś, kto odwrócił się od swej wiary, niż wskrzesić kogoś, kto zginął. Jeśli on żyje, być może wasze ścieżki kiedyś się jeszcze skrzyżują. Świat wbrew pozorom jest dużo mniejszy, niż może się wydawać.
Leila uśmiechnęła się do Lei.
- Być może uda nam się kiedyś zwiedzić północ, gdy wojna już się skończy. Może odnajdziemy jakieś poszlaki… Choć tak wiele lat przecież minęło. Nie wiem. Wszystkie tajemnice jednak prędzej czy później wychodzą na jaw - powiedziała z przekonaniem.
- Zmieniając jednak trochę temat. Czy ty też zamierzasz nauczać kogoś podobnie jak twój mentor nauczał ciebie? - zapytała zaciekawiona.
Lea się zamyśliła. Pomyślała o dziewczynkach, lecz czuła, że z całej czwórki tylko Indira by podołała zadaniu.
- Nie wiem - odparła po krótkiej chwili - Jeśli ktoś będzie miał na tyle samozaparcia i silnej woli, to taką osobę na pewno będę uczyć. Czasy dla paladynów nie są za dobre. Przechodzisz przez miasto i słyszysz, że za twoimi plecami ktoś krzyczy "masochistka".
Odpowiedziała nawiązując jednocześnie do podobnej sytuacji, która ją spotkała.
- Na pewno byłabyś świetną nauczycielką! Ale rozumiem, że to nie tylko z twojej strony musi być chęć - odparła Leila z niegasnącym entuzjazmem.
- Lepiej się już czujesz? - zapytała z troską. - Powinnam chyba wracać, nim Couryn zauważy, że mnie nie ma i zacznie się martwić - wyjaśniła.
- Tak. Jest mi już lepiej. Kiedyś ci opowiem resztę. Na razie wracaj do ukochanego. - uśmiechnęła się do Leili.
- Pewnie. Zostawmy sobie co nieco na później - odparła wesoło.
Dziewczyna uściskała serdecznie elfkę.
- Do zobaczenia niebawem - pożegnała się i opuściła pokój, by wrócić w objęcia ukochanego.
Lea pomachała jej na odchodne. Następstwem zamknięcia drzwi była głucha cisza jej pokoju. Półmrok lamp podobnych do tych z łaźni poświęconych Sune pozwalał spokojnie wpaść w trans, jednak paladynka wstała i zaczęła się kręcić po pokoju bez celu układając już poukładane rzeczy. Jedynie co to ręcznik oddała pół-materialnej służbie do wyschnięcia. Wróciła i wiedząc, że nikt nie patrzy, postanowiła zatańczyć do jednej z bardziej melancholijnych melodii, które zapamiętała będąc jeszcze w starym domu. Po wszystkim rzuciła się na łóżko i wpadła w niespokojny trans, śniąc o swej ucieczce przed... czymś.
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”
sheryane jest offline  
Stary 18-07-2015, 20:16   #114
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację
17 Mirtula 1372RD


Lea złapała się za głowę. Spodziewała się takiej sytuacji, ale jakoś nie w tym konkretnym momencie. Przez chwilę zastanawiała się, czy tej czwórki za uszy nie wyciągnąć, ale zdecydowała co innego.
Ruszyła w stronę sióstr i stanęła przed nimi zasłaniając im widok, jednocześnie górując nad nimi. By wzmocnić efekt, splotła jeszcze ręce na piersi i przyglądnęła się im z naganą.
- Rozumiem waszą ciekawość, lecz akty miłosne powinny pozostać aktami prywatnymi między dwoma osobami - powiedziała tonem nauczyciela - Myślę, że tamta dwójka nie chciałaby, by ktoś ich podglądał, więc spływajcie stąd czym prędzej. Tak samo mówią prawa dobrego wychowania.
Jedynie Gretę zawstydziły słowa paladynki, widocznie Elza , Indira i Ann była jeszcze zbyt młode by rozumieć dokładnie sprawy miłości cielesnej, zaczerwieniła się, zgarnęła dłońmi chichoczące siostry.
- Przepraszam Leo, to się nie powtórzy.
Zapewniła cicho.
Patrzyła jeszcze przez chwilę na nie, po czym westchnęła. Pogłaskała całą czwórkę po głowach.
- W takim razie zapamiętajcie lekcje z dzisiaj. - uśmiechnęła się elfka - Nie podglądamy innych w trakcie aktów miłosnych. A teraz wracamy na kotwicowisko.
- Możemy iść do Ssess, Uczymy się od niej elfiego, a ja jeszcze leśnego.
Zapytała płynnie, prawie bez akcentu, w elfim Ann. Wprawdzie był to niski elfi używany przez poszukiwaczy przygód i elfią młodzież, lecz zawsze by to elfi.
- No niech wam będzie. Mam iść z wami czy sobie poradzicie? - zapytała również po elficku.
- Tak, Elzie przydałby się trening, gdy my będziemy się uczyć. Nie lubi poznawać nowych języków tak jak ja, Greta i Indira. Odparła ponownie w tym samym języku Ann.
- No niech będzie. - odparła już we wspólnym Lea, by każdy mógł ją zrozumieć - Więc wy idźcie do Ssess, a ja się zajmę Elzą.
I po tych słowach elfka oraz Elza wróciły na kotwicowisko, zaś pozostałe siostry ruszyły do driady.

*

18 Mirtula 1372RD, wczesny ranek.


Deszcz... Deszcz... I jeszcze trochę deszczu. Ostatnio każdy poranek sprowadza się do momentu, że nie wiadomo, czy jest bardzo wczesny ranek, czy już ta pora, o której powinno się wstać. Lea jednak miała ten luksus, że mogła zapadać w trans w Pałacu Smoków.
Pokój miała przytulny. W lewym kącie po wejściu znajdowała się wykonana z dębowego drewna szafa, w prawym toaletka. Naprzeciw drzwi stało spore dwuosobowe łoże. Po jego lewej stronie stała mała półeczka. Boczne ściany były koloru czerwonego, zaś przednia i tylna białego. Nad łożem na ścianie był wymalowany symbol Sune.
Elfka zabrała swoje szaty, wyczyściła je za pomocą kuglarstwa i udała się czym prędzej do łazienki wraz z ubraniami. Budziła się wcześniej niż pozostali, więc mogła spędzić tam trochę czasu. Za każdym razem po wyjściu twierdziła, że powinna jakieś perfumy zakupić, ale bardzo pocieszał ją fakt, że znajdowały się tam jakieś wonne oleje do kąpieli.
Ubrana w swoje codzienne szaty wróciła do pokoju, by rozczesać włosy i związać warkocz po lewej stronie twarzy, lecz zmieniła kolor tasiemki ze srebrnej na czerwoną. Po wszystkim usiadła na łózku i czekała na cztery Golddragówny mające się tu zjawić za jakiś czas. Miała zamiar odmówić w ich obecności modlitwę do Sune i wprawić kamienie w gniazda utworzone przez Ael.
Nie minęło kilkanaście minut, aż wszystkie cztery się zjawiły się w pokoju, również po kąpieli. Rozejrzały się po pokoju nie do końca wiedząc, dlaczego Lea je wezwała. Jedynie Ann zwróciła uwagę na inny kolor tasiemki.
- Coś się stało, pani bosman? - zapytała Greta.
- Owszem. - odpowiedziała elfka z uśmiechem - Jeśli pamiętasz naszą rozmowę po kąpieli Indiry... Mam zamiar sprawić, że kapitan będzie bardziej przychylny temu, żebyście mogły pomagać rannym w trakcie walki. A przynajmniej Ty i Ann. Mam po prostu zamiar sprawić, że będziecie bezpieczne.
Pokazała im cztery małe kamienie szlachetne, które miała w dłoniach: cytryn, czerwony granat, niebieski chalcedon i tygrysie oko.
- Chcę odmówić modlitwę do Sune. Chciałabym, byście się przyłączyły. - zakomunikowała, po czym odwróciła się do namalowanego na ścianie symbolu Sune i uklękła.
Golddragówny poszły w jej ślady. Lea położyła na łóżku na odległości ręki Ael oraz cztery kamienie. Cytryn przy jelcu, a pozostałe przy rękojeści. Złożyła dłonie i zaczęła modlitwę:
- Sune, bogini piękna, pasji i miłości. Chwalimy ciebie i twoją ochronę wszystkiego, co związane jest z miłością, sztuką oraz pięknem. Powołując się na twój aspekt protekcji proszę cię, byś powiązała te kamienie szlachetne odpowiadające zebranym tutaj dziewczynkom - cytryn dla Grety, granat dla Ann, chalcedon dla Elzy, tygrysie oko dla Indiry - z Ael, znajdującym się tu przed nami sztyletem. Ognistowłosa, proszę cię, byś powiązała Ael ze mną, bym mogła chronić zebrane tutaj siostry Golddragon od wszelkiego zła i ran.
Po tych słowach sztylet oraz kamienie uniosły się w powietrze. Blask zaczął bić z Ael oślepiając na chwilę wszystkich, aż wreszcie, gdy Lea i dziewczynki mogły przejrzeć na oczy, dostrzegły leżący na łóżku sztylet z wprawionymi w gniazda kamieniami szlachetnymi lekko bijącymi ledwo zauważalnym blaskiem ze swego wnętrza.
- Dziękuję Leo. Czy rozmawiałaś już z panem kaptanem Blaseą by zezwolił nam pomagać?
Bez jego zgody nie wyjdziemy z pod pokładu

Zapytała z uśmiechem Greta. Inidira z zachwytem w oczach dotknęła Ael i lekko ją pogłaskała. Na ramionach dziewczynek siedziały corralaksy, zachowujące się nad wyraz cicho.
- Jeszcze nie. - odpowiedziała paladynka na pytanie dziewczyny siadając w miedzyczasie na łóżku - Najpierw chciałam się zająć tą sprawą, gdy już zajmiemy się modlitwą. Zapytam się go po śniadaniu.
Indira w tym czasie zainteresowała się Hadrianem, który leżał w formie sztyletu na półce obok łoża.
Tuż obok pojawił się pół przejrzysty, stary, przygarbiony rycerz.
- No nie, ten szkrab ma mną władać? Toż zupełnie się nie nadaje. Leo, trzeba się za nią wziąć, by mogła broń unieść.
Zrzędził miecz, który szczególnie nie lubił przebywać w swej aktualnej formie.
Lea popatrzyła na obudzonego rycerza z rozbawieniem.
- Oj Hadrianie, zajmiemy się nią, nie martw się. Na pewno w przyszłości będzie wspaniałą wojowniczką, u boku której nie będziesz narzekać - odpowiedziała uśmiechając się.
-Pani Leo, chcecie mnie na swojego giermka?
Zapytała zaskoczona Indira. Jej oczy stały się wielkie jak spodki.
Elfka popatrzyła równie zaskoczona na ciemnoskórą dziewczynkę. Nie spodziewała się tego pytania od nikogo. Aż przypomniała jej się scena, kiedy to zadała podobne pytanie swojemu mentorowi. Wstała z łóżka i stanęła przed tą drugą.
- Jeśli czujesz powołanie, by służyć Sune i dobru, i akceptujesz swoje przeznaczenie, by zostać paladynem, jestem gotowa być twoim mentorem - powiedziała poważnie do Indiry - Twą bronią będzie wiara w Ognistowłosą, potrzeba dążenia do dobra, wola wspierania prawa, chęć ochrony piękna i pragnienie niszczenia zła. Może się to wiązać z wieloma poświęceniami i trudnymi decyzjami, jednak w krainach pełnych intryg, złych czarnoksiężników, plugawych kapłanów i innych mrożących krew w żyłach stworzeń to ty będziesz tym ostatnim płomykiem nadziei. Płomykiem, którego nie sposób zgasić. Droga ta wymaga pełnego oddania i stałego serca.
Uśmiechnęła się i wyciągnęła otwartą dłoń do dziewczyny.
- Indiro Golddragon. Jeśli tego pragniesz i jesteś gotowa przyjąć swe przeznaczenie, będę Cię nauczać i pomagać na drodze, którą wybierzesz.
- Tak, będę służyła Ognistowłosej Pani. Dziękuję, że wybrałaś mnie byłą niewolnicę pani Leo - odparła dziewczynka z łzami w oczach, chwytając wyciągniętą dłoń. Lea wyciągła chustkę i otarła jej oczy.
- W takim razie już dzisiaj zaczniemy nauki. Życzę Ci wszystkiego, co najlepsze na obranej drodze. Bądź silna i wytrwała.
Dziewczynka się uśmiechnęła. Ann podbiegła do Lei i wykorzystując jej ciało jak pień, wspięła się, by ucałować ją w policzek. Potem uściskała i obcałowała Indirę. Elza i Greta również jej pogratulowały, lecz już mniej wylewnie.

Po śniadaniu i załatwieniu reszty swoich spraw, Lea udała się szukać Blasei, by go zapytać o pozwolenie na udzielanie pomocy rannym w trakcie walki przez dziewczynki. Poszła do nowo budowanej bazy.
Tam też odnalazła kapitana rozmawiającego z komandorem.
Nawet nie przysłuchiwała się rozmowie, bo wiedziała, że tak nie wolno. Stanęła w pewnej odległości i czekała, aż przestaną rozmawiać.
Gdy wreszcie skończyli, podeszła do kapitana i zasalutowała.
- Kapitanie. Macie chwilę? - zapytała.
- Tak , bosmanie ma teraz chwilę czasu. Słucham was - odpowiedział Menalon rozcierając twarz, na której widoczne było zmęczenie.
Popatrzyła ze współczuciem na Blaseę, lecz nie mogła powiedzieć, by odpoczął, a poza tym kapitan Dev, jak i cała reszta potrzebowali tej bazy na morzu. Trzeba było się spieszyć.
- Greta oraz Ann chcą pomagać rannym w trakcie walk morskich. Normalnie sama bym im nie pozwoliła, jednak boskie siły umożliwiły odprawienie rytuału. Mogę zagwarantować, że nic im się nie stanie. Potrzebna jest jedynie pana zgoda. - przestawiła krótko sytuację, jednak spodziewała się trochę większej ilości pytań.
Kapitan się uśmiechnął smutno.
- Wiedziałem, że tak będzie. Nie będą w stanie usiedzieć pod pokładem. Zezwalam, jednakże na moich warunkach. Przebywają tylko w mesie i lazarecie. Wolno im wyjść na pokład dopiero po zwycięstwie, a przejść na wrogi żaglowiec, gdy wszyscy wrogowie będą skuci lub wyrzuceni za burtę. Ustępstw tym razem nie będzie. Możesz to przekazać dziewczętom Golddragon.
- Dziękuję kapitanie - uśmiechnęła się do Menalona - To dobre dziewczyny. Myślę, że po prostu chcą brać przykład z tych, którzy je uratowali. Dlatego chcą pomagać, jak tylko mogą.
Blasea pokiwał głową już z wesołym uśmiechem. Potem ze śmiechem stwierdził.
- Wiem, tylko pewnie przez ich dobre chęci i serca, szybko będę siwy jak komandor Dev.
Paladynka lekko przekrzywiła głowę oglądając włosy kapitana.
- Byłaby wielka szkoda. Siwy do pana kapitana nie pasuje - zażartowała uśmiechając się szeroko.
- Pewnie masz rację, ale dość tego. Muszę wracać do nadzorowania i ma jeszcze kilka spraw do przedyskutowania z komandorem - odparł ze śmiechem.
- Tak jest kapitanie. W takim razie wracam do sióstr Golddragon, by przekazać im wieści. - zasalutowała i odeszła, by poinformować dwójkę sióstr o postanowieniach Menalona.
 
Flamedancer jest offline  
Stary 18-07-2015, 23:45   #115
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu
19 Mirtula cyklon gwałtowne opady

Do kajuty Leili i Couryna zapukano. Po chwili wszedł do niej jeden z żeglarzy.
- Pan kapitan prosi aby państwo bosmanowie uzupełnili listę zaproszonych gości do Pałacyku Smoka.
Po tych słowach podał pergamin. Kapitan zapisał, iż tylko pięćdziesięciu gości będzie tam się bawić na przyjęciu ślubnym, reszta ucztować będzie na plaży.
Zapisane były tam nazwiska oficerów, osób o randze bosmanów ze “Złotego Smoka”, siostry Golddragon, oraz Evy Lanstern. Kapitan zapisał, iż dwadzieścia pięć miejsc zarezerwowanych jest dla komandora i ludzi ze “Smoka”. Zostało jeszcze do wybrania dziesięć osób z załogi “Złotego Smoka”.
Leila popatrzyła na Couryna lekko zdezorientowana.
- Byłam przekonana, że skoro można tam wydać ucztę na setkę osób, to każdy zainteresowany będzie miał wstęp. Poza jakąś strażą czy coś... - powiedziała cicho. - Ż drugiej strony, skoro mamy trzymać Pałac Smoków tylko dla zaufanych ludzi, to pewnie tak będzie najlepiej.
Jednak to kapitan organizował ślub i on ustalał zasady.
- Dziesięć os... Hej! Wiem. Weźmiemy piechotę Srebrnych i Złotych. Należy im się chyba?
Couryn uśmiechnął się na ten pomysł.
- Czemu nie. Tylko jednego Złotego trzeba pilnować, żeby coś głupiego nie przyszło mu do głowy - odparł.
Leila roześmiała się i podszedłszy do biurka, sięgnęła po pióro. Wpisała na listę Follena, Palima, Kamiona, Rivi i Turvinga. Następnie podała pióro narzeczonemu, by i ten wpisał swoich ludzi. Po tym jak imiona Briali, Leri, Sufura, Arnora i Daga zapełniły listę, para doczekała chwilę, aż atrament wyschnie i oddała pergamin żeglarzowi.
- Jak mówiłam, pięciu piechurów z drużyny Srebrnej i pięciu ze Złotej. To chyba najbliższe nam osoby i chętnie zobaczymy ich na uczcie - powiedziała Leila.
Marynarz wziął pergamin. Potem skinął głową parze i ruszył do kapitana.
- Chciałaś wesele na trzysta osób - spytał Couryn - czy też myślałaś o małym, kameralnym przyjęciu dla paru osób?
- Jak mówiłam, sądziłam, że każdy zainteresowany będzie mógł przyjść. Choć nie zależy mi na tłumach. Wystarczyłby mi kapitan, bosmanowie i nasze drużyny. Jakoś z nimi czuję się najbardziej zżyta - odpowiedziała Leila po chwili namysłu.
- Skromna, ale doborowa kompania - uśmiechnął się Couryn.
Leila wzruszyła ramionami z uśmiechem.
- Bo i po co nam ktoś więcej.
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”
sheryane jest offline  
Stary 19-07-2015, 08:32   #116
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
20 Mirtula poranek około siódmego dzwonu.


Tego dnia Leila i Couryn polecili magicznemu słudze, by obudzono ich o siódmym dzwonie. Byli już ubrani, gdy do drzwi zapukano.

- Czy mogę wejść, pani bosman Leilo? – zza drzwi rozległ się głos Ann.

Półprzezroczysty sługa otworzył drzwi, odpowiadając na niewypowiedziane polecenie.
Do pokoju w frunęły trzy corollaksy, a za nimi weszła Ann. Jednego z ptaków już wcześniej podarowała swej nowej siostrze - Indirze.

- Zostań. – wskazała ręką komodę, na której przysiadły.
- Oddaję wam wasze corollaksy, wyszkolone. Wykonują kilka komend. Zostań - pozostają w miejscu, nie reagując na ataki. Za mną - podążają, nie reagując na ataki. Pilnuj – zostają w miejscu, atakując każdego, kto wejdzie na teren, bez towarzystwa osoby im znanej. Chroń – podążają, odpowiadając na wszelkie ataki na siebie czy też opiekuna. Atakuj – atakują wskazany ręką cel. Do mnie – przylatują na wezwanie. - objaśniła.

Przez dłuższą chwilę dziewczynka milczała, zastanawiając się.

- Chciałam prosić panią bosman, by...

W oczach Ann pojawiły się łzy, dziewczynka szybko się obróciła i wybiegła, za nią poleciał jej corollaks.

Leila nie była jeszcze do końca rozbudzona, toteż nie zdążyła ani nic powiedzieć, ani jakkolwiek zareagować. Zaspanym spojrzeniem ogarnęła jedynie zamykające się za dziewczynką drzwi.

- Hę? - zdziwiła się mało subtelnie. - Wiesz, o co mogło jej...? - zwróciła się do Coruyna, ale nim dokończyła pytanie, machnęła lekko ręką.
- Wszystko w swoim czasie - podsumowała sytuację.

Nie zamierzała o siódmym dzwonie biegać za kilkulatką, by dowiedzieć się, o co ta chciała poprosić, albo i nie chciała, ale się złamała. Z pewnością tego dnia jeszcze nie raz mieli wpaść na Ann. A i Couryn raczej nie byłby najszczęśliwszy, gdyby zostawiła go dla Golddragonówny.

- Chodźmy coś zjeść - zaproponowała. - A potem zobaczymy, czy niebo uspokoiło się chociaż na tyle, żebyśmy mogli pójść na spacer w deszczu. Z cukru nie jesteśmy, to się nie rozpuścimy - dodała wesoło.
- Co prawda romantyczny spacer zakochanej pary powinien się odbywać w świetle księżyca, a nie w strugach wody przypominających wodospad - odparł - [i]ale skoro nie masz nic przeciwko temu, żeby wyglądać jak..[i]. - przez moment zastanawiał się, jakiego użyć porównania - najada, tyle że bez nenufarów we włosach - powiedział w końcu - to możemy spróbować.

~*~

Udając się na śniadanie Leila i Couryn w audytorium spotkali komandora, kapitan i innych wyższych rangą oficerów, którzy posiadali pierścienie do Pałacyku Smoka. Przed komandorem, w postawie prawie zasadniczej, z opuszczoną głową stała Ann.

- Zatem zrozumiałaś, iż nie należy tak postępować, że nie tędy droga, dlatego uciekłaś? - pytał komandor dziewczynkę.
Ta pokiwała tylko głową, otarła oczy .
- Tak, panie komandorze.
Dev uśmiechnął się .
- To dobrze, że zrozumiałaś. Teraz uciekaj już do sióstr.

Ann dygnęła. Szybko, lekko, niczym tchnienie wiatru, przebiegła obok narzeczonych.

Wtedy też komandor dostrzegł parę.

- Witam. Widzę, iż gotowi już jesteście do jutrzejszego ofiarowania - zagadnął ze śmiechem.
- W pana ustach to brzmi niezbyt zachęcająco - odpowiedział z uśmiechem Couryn. - Ale, jak na razie, nie narzekam. Nie zżera mnie trema mimo braku doświadczenia.
- Chyba nie masz zamiaru nabierać doświadczenia, poprzez kolejne śluby, bosmanie?

Po tych słowach mrugnął do Leili.

- To zdarzenie należy do tych - odpowiedział Couryn - których nie należy powtarzać. Co prawda słyszałem o takich, którym tak to przypadło do gustu, że kilka razy już stanęli na ślubnym kobiercu. Nie musi to chyba być takie straszne, skoro to powtarzają.
- A ja ani myślę, sir - odpowiedziała z uśmiechem Leila. - Do tej pory w ogóle nie planowałam ślubu w najbliższym czasie... Ale Couryn z wdziękiem zniweczył te plany i z przyjemnością stanę jutro u jego boku na uroczystości. Nie zamierzam tego powtarzać, sir.
- To chodźmy zobaczyć, co też nam przygotowano dzisiaj na śniadanie, lecz nie liczcie na żadne frykasy. Kapitan Blasea ustawił, tak by zwykłe jedzenie było identyczne jakością, jak to na żaglowcach eskadry “Smoka” - z uśmiechem opowiedział komandor, prowadząc grupę do jadalni.
- Zapewne po to, byśmy później nie zaczęli zbyt głośno narzekać. - skomentował tę wypowiedź Couryn.


Podczas śniadania Couryn i Leila mieli zaszczyt siedzieć obok komandora. Dziewczyna nie lubiła milczeć, nawet w towarzystwie tak znamienitych osób. Być może krótka rozmowa mogła sprawić, że mężczyzna lepiej by ich zapamiętał.

- Proszę o wybaczenie, sir, jeśli to zbytnia śmiałość, ale chciałam zapytać, co robił pan przed "Smokiem"? Gdzie pan pływał? - zapytała, sięgając po pieczywo.
- Przed “Smokiem”. - Komandor Dev przez dłuższą chwilę milczał zamyślony.
- Byłem bosmanem, potem pierwszym oficerem na “Morskim Jastrzębiu” u korsarza cormyrskiego Fransua Drake’a. Pływałem z nim piętnaście lat, pięć lat temu uzbierałem wystarczającą kwotę na zakup i wyposażenie galeonu “Smok”.

Potem uśmiechnął się.

- Teraz zaś tworzę armadę.
- Zakładam, że ten... Fransua nie był zbyt szczęśliwy z tego, że traci tak zdolnego pierwszego oficera po tylu latach służby? - zapytała Leila z zainteresowaniem. -Sir - dorzuciła szybko, by nie wyjść na niegrzeczną.

Komandor roześmiał się.

- Tu się mylisz. To normalne, że najlepsi odchodzą by się usamodzielnić, chociaż w części. Od tego czasu już wiele razy współpracowaliśmy. Mamy wszak tych samych wrogów.
- Rozumiem. To w gruncie rzeczy dobra wiadomość. Chyba wiele zdolnych osób marzy o własnym statku - odparła z uśmiechem, kontynuując posiłek.
- Wystarczy odpowiednio długo pływać i zdobywać odpowiednio bogate pryzy - uśmiechnął się Couryn. - Troszkę szczęścia.

Leila roześmiała się.

- I przeżyć te wszystkie walki, kochany. Za nami dopiero jedna, a już ciężkie rany możemy odhaczyć - powiedziała z rozbawieniem.
- Będzie co opowiadać w deszczowe wieczory - Couryn również nie wyglądał na zbyt zmartwionego.


Po śniadaniu narzeczeni pożegnali się ze wszystkimi jeszcze obecnymi w jadalni i opuścili Pałac Smoków.

Na szczęście ukształtowanie zatoki sprawiało, że cyklon nie dawał tu aż tak bardzo w kość. Deszcz zaginął nieustannie, ale klify częściowo chroniły statki przed wiatrem, zaś fale nie były zbyt wysokie. Dzięki temu Courun i Leila mogli bez większego problemu dotrzeć łodzią na plażę.
Na "Złotego Smoka" wrócili dopiero późnym popołudniem.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975
Cedryk jest offline  
Stary 19-07-2015, 12:01   #117
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację
20 Mirtula 1372RD, po piątym dzwonie po południu.


Nikt nie spodziewał się, że Smoki będą moknąć na plaży!
Lea w sumie też nie... ale trzeba rozruszać swoje stawy i swojej drużyny.
- Dziś zajmiemy się ćwiczeniami... W sumie sprawnościowymi. - powiedziała do ustawionych w szeregu podkomendnych - Nie możemy liczyć na to, że zawsze będziemy walczyć w pięknej pogodzie. Teraz mamy być może jedyną szansę na to, by poćwiczyć walkę w deszczu. Macie kilka celów oraz przed każdą tarczą - inną broń. Spróbujcie przebiec trasę jak najszybciej i trafiać jak najcelniej. Może zademonstruję.
Tarcze strzeleckie były rozmieszczone między sobą w odległości jakoś trzech metrów, a broń była ułożona w kolejności malejącej na jednej czwartej całkowitego możliwego zasięgu. W piach był wbity najróżniejszy oręż do walki dystansowej lub amunicja - strzały, bełty, toporki, noże, proca i kule do niej w małej drewnianej misce. Nawet znalazły się trzy shurikeny, co było dość dziwne.
Tam, gdzie było trzeba, stały przy prowizorycznych stojakach łuki i kusze.
Lea przeszła do truchtu i zaczęła po kolei używać kolejnych broni. Strzał z łuku okazał się prawie perfekcyjny, czego nie można było powiedzieć o kolejnej broni, bo trzy milimetry i bełt by poleciał w las. Z procą i toporkami nie było większego problemu, bo trafiły w tarczę, lecz nie idealnie. Efekt rzutu nożem był prawie taki sam, jak przy kuszy, zaś shuriken, chyba czystym przypadkiem, trafił w sam środek.
Całość zajęła, wraz z odkładaniem broni i amunicji na miejsce, koło dwóch i pół minuty.
Paladynka odgarnęła mokre włosy i powiedziała do reszty:
- Teraz wy. Kolejność dowolna. Spróbujcie się przy tym dobrze bawić.

Zaczął Trynwor chcąc zaimponować wszystkim zgromadzonym paniom. Dwa perfekcyjne trafienia miał z łuku i kuszy, lecz reszta ledwo trafiła. Z kobiet zas na przód wyszła Meilil... A jej próba była katastrofalna. Bełt poleciał gdzieś w las, na nożem nawet do celu nie dorzuciła. Między stanowiskiem czwartym a piątym się potknęła. Pozostałe próby całej reszty szły dośc przeciętnie i też kończyły w czasie koło dwóch i pół minuty.

Po jednym dzwonie zebrali cały sprzęt i dali pod pokład "Rybitwy" do wysuszenia. Akurat Spiżowi ćwiczyli tam walkę bronią improwizowaną. Lea usiadła obok przyglądającej się swoim ludziom Urlany.
- Ćwiczenia, co? - zapytała się bez emocji wielka kobieta.
- A no. Musiałam się zapytać kapitana o to, czy nam pozwoli ćwiczyć na deszczu. Na szczęście pozwolił. - odpowiedziała elfka susząc swe ubrania za pomocą kuglarstwa.
- Ja się tu nudzić zaczynam - powiedziała Urlana i wstała - Ni cholery nic nie widać poza deszczem na zewnątrz. Nawet pić nie możemy.
- Ćwiczenia są dobrym sposobem na zabicie nudy. Wypróbowane przez Couryna i Leilę. - uśmiechnęła się paladynka.
Barbarzynka wzięła w tym momencie dwa długie miecze ćwiczebne i jeden rzuciła w stronę Lei. Zaskoczona ledwo go chwyciła.
- W takim razie poćwicz ze mną! - powiedziała i wskazała drewnianym ostrzem na elfkę - Przynajmniej zleci nam trochę czasu.
Smoki i Spiżowi zaczęli się z zainteresowaniem przyglądać scenie. Wyzwana uśmiechnęła się i również wstała.
- Czy to wyzwanie? Chyba nie mogę go nie przyjąć. W takim razie pojedynkujmy się do trzech trafień - znowu uśmiechnęła się szeroko i stanęła w odległości dziesięciu metrów od swojego przeciwnika - Gotowa?
- Walczmy! - krzyknęła Urlana i rzuciła się do przodu próbując zaatakować Leę.
Jej cios został zablokowany. Próbowała wyprowadzić natychmiastowy drugi atak, lecz trafiła w próżnię. Jej refleks był niesamowity, bo w ostatnim momencie uchyliła się przed atakiem paladynki wyprowadzonym od prawej.
Drewniane ostrza znów się spotkały ze sporym impetem. Gdyby walczyły metalowym orężem, to zapewne posypały by się iskry. Wykorzystując okazję elfka odbiła na prawo i trafiła w ramię. Odskoczyła i stanęła w odległości około czterech metrów od Urlany.
- Jeden - zero - odezwała się i zablokowała kolejny potężny atak Urlany, który uniemożliwił jej wykonanie uderzenia.
Tym razem to Lea postanowiła przejąć inicjatywę. Zwinnym manewrem uchyliła się przed lecącym w tej stronę ciosem i trafiła w udo swej przeciwniczki. Przeskoczyła na drugą stronę i odwróciła się dostrzegając uważny wzrok Urlany.
- Dwa - zero - powiedziała, lecz po tych słowach po jej boku rozszedł się dość dotkliwy ból. Została trafiona.
- Dwa - jeden! - krzyknęła druga kobieta i rzuciła się znowu do ataku, jednak drewniane ostrza znów się spotkały. I znów. Aż wreszcie paladynka otrzymała kolejne trafienie w lewe przedramię.
- Dwa - dwa - zakomunikowała barbarzynka i stanęła naprzeciwko Lei. Obie obchodziły się wzajemnie chodząc w kole, aż wreszcie jednocześnie obie wyskoczyły na siebie. Nikt do końca nie zauważył co się stało, jednak oba miecze ćwiczebne nagle znalazły się przy gardłach swych przeciwników.
- No to mamy remis - uśmiechnęła się paladynka do kobiety stojącej naprzeciwko, jednocześnie opuszczając broń.
- A żeśmy się wpakowały. Takiego remisu się nie spodziewałam - Urlana również się uśmiechnęła.
Obie podały sobie dłonie, a obie drużyny zaczęły bić brawa po walce.

*


21 Mirtula 1372RD, siódmy dzwon.


Lea siedziała na łóżku, kiedy w jej pokoju zjawiła się Indira. Pachniała różami, przez co elfka zdołała wywnioskować, że zaczęła tych samych olei kąpielowych, co ona. W dłoni trzymała wykonany z jazodrzewa święty symbol Sune na łańcuszku ze srebra. Wstała i zbliżyła się do dziewczynki.
- Witaj Indiro. Jak się spało? - uśmiechnęła się do niej paladynka.
Miała nadzieję, że koszmary nocne ją już nie dręczyły.
- Dobrze mistrzyni.
Odparła dziewczynka z uśmiechem, jednakże jej wygląd przeczył słowom, z pewnością nie pamiętała koszmarów, jednak nadal ją nocami dręczyły.
Jej mentorka popatrzyła na nią zatroskana. Przykucnęła przy niej i pogłaskała po głowie.
- Jesteś pewna? Jeśli coś ci leży na sercu, to mi powiedz, kochana. - zapytała patrząc Indirze prosto w oczy.
- Tak pani bosman. Martwię się, że może to się skończyć, ale Greta mi wyjaśniła, że się nie skończy póki będą ludzie z “Złotego smoka”.
Odpowiedziała trochę zawile dziewczynka.
- Nie skończy się, póki jestem tu ja, kapitan czy komandor. Należysz do rodziny, a z niej nie można tak po prostu kogoś wyrzucić. - mówiła uspokajającym tonem - Poza tym ja nigdy was nie zostawię. Poza tym jestem Twoją mentorką, więc przez najbliższe lata będziemy razem podróżować.
Radosny uśmiech rozjaśnił twarz Indiry.
Lea cieszyła się z radości Golddragówny. Wstała i uklękła przy łożu, twarzą w stronę wizerunku Sune na ścianie, dając jednocześnie swej uczennicy znak, że to chwila na modlitwę.

Minęło trochę czasu, kiedy paladynka wstała i odwróciła się do Indiry. Pokazała dziewczynie trzymany w rękach amulet.
- Indiro Golddragon, moja uczennico, przyszła paladynko Sune. W obecności Sune daję Ci ten święty amulet jako symbol twej służby dla Ognistowłosej. Noś go z dumą i ukazuj dobroć naszej pani gdziekolwiek pójdziesz.
Zawiesiła na szyi dziewczyny święty symbol i uśmiechnęła się do niej.

Dziewczynka nie nauczona jeszcze odpowiednich modlitw naśladowała swoją mentorkę.
Dziewczynka klęczała wpatrzona w wizerunek Sune.
Tak też przyjęła amulet, po czym zwiesiła.
- Przysięgam postępować według nauk Sune.
Odparła. W jej oczach błyszczały łzy wzruszenia.
- Tak niech się stanie - powiedziała.

- Jakby coś leżało na Twym sercu, miałabyś jakieś pytanie lub chciałabyś po prostu porozmawiać, to moje drzwi są zawsze dla ciebie otwarte. A teraz przygotujmy się do ślubu Leili i Couryna - powiedziała z entuzjazmem i zakręciła się przy szafie - Potrzebujesz pomocy z ubraniem się?
- Dziękuję mistrzyni, lecz siostry mi pomogą. Nawzajem sobie pomożemy w strojeniu.
Odpowiedziała z radosnym błyskiem w oku.
- W takim razie leć do nich. Zróbmy się na piękności. Niech się za nami oglądają - zaśmiała się elfka.
Indira dygnęła nim wyszła. Widocznie siostry zaczęły już ją uczyć odpowiedniego zachowania.
 
Flamedancer jest offline  
Stary 19-07-2015, 12:06   #118
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
21 Mirtula 1372RD. Dziesiąty dzwon. Ślub Leili i Couryna.


Wszystko było już przygotowane do ceremonii zaślubin. Zgodnie z planem Leila miała przejść z podpokładu na mostek „Złotego Smoka”, gdy usłyszy grany marsz weselny. Do niesienia jej welonu została wybrana Indira. Ann miała jej podać bukiet kwiatów po wejściu na pokład. Komandor Dev miał zastąpić ojca i poprowadzić pannę młodą do mostku, na którym mieli czekali Couryn, druhna i drużba oraz kapitan Blasea.

Leila czuła się, jakby w jej żołądku zagnieździło się stado motyli i akurat w tej chwili bardzo chciało wyrwać się na zewnątrz. Nie bardzo wiedziała, skąd to uczucie. Była przecież pewna, że chce ślubu z Courynem i nie miała wobec tego najmniejszych wątpliwości. Wiedziała, że gdy tylko pojawi się na pokładzie, wszyscy zaczną patrzeć w jej stronę, jednak to również nigdy nie było dla niej problemem. Zawsze uważała, że w jej przypadku jest na co patrzeć, a od patrzenia niczego nie ubywa. Ostatecznie uznała więc, że najbardziej stresuje ją całe to oczekiwanie na pierwsze nuty marszu, który miał być dla niej sygnałem. Chciała już mieć to za sobą - wyjść na słońce, podążyć do mostka, stanąć u boku ukochanego.

Gdy tak Leila czekała wraz Indirą na swoje wejście, z pokładu dolatywał do niej głos Neevana. Pieśni, które miały stworzyć odpowiedni nastrój, niosły się po pokładzie i dalej w morze.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=qp1qnzLHhk4&list=RDc1_nhsZEBgs&index=13&sp freload=10[/MEDIA]

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=GfCNRmCv2f4&index=18&list=RDc1_nhsZEBgs&sp freload=10[/MEDIA]


Każda nowa melodia wywoływała u Leili lekki dreszcz. Za każdym razem miała wrażenie, że to właśnie już teraz grają marsz i powinna wychodzić. Na szczęście zawsze w porę udało jej się rozpoznać kolejny utwór i obyło się bez falstartu. Przy okazji uświadomiła sobie, że pół nocy myślenia i rozważań nad przysięgą małżeńską zupełnie nie przyniosło efektu. Miała w głowie totalną pustkę i nie miała pojęcia, co powiedzieć narzeczonemu przed tymi wszystkimi ludźmi, morzem i bogami...

Couryn czekał i czekał na pojawienie Leili. I udawał, że się nie denerwuje. Że jest spokojny. W końcu wszystko musiało się udać. Nic nie mogło iść nie tak. Wszystko było ustalone. A Leila z pewnością nie miała zamiaru się rozmyślić.


W końcu zabrzmiał marsz weselny. Leila wzięła głęboki oddech i powoli wypuściła powietrze. Zerknęła przez ramię, by upewnić się, że Indira jest na swoim miejscu. W końcu zaczęła się wspinać na pokład.

http://www.youtube.com/watch?feature...&v=elB7sgqU1Zs

Gdy wyszła spod pokładu, ujrzała, iż załoga w odświętnych strojach zgromadziła się na bakburcie. Od sterburty kotwiczył olbrzymi „Smok”, którego załoga ustawiona była w szyku, również na bakburcie. Gdy tylko zobaczyła wszystkich przybyłych, wszelki stres momentalnie wyparował. To był ich dzień, ich święto i wszyscy ci ludzie byli tutaj dla nich - przynajmniej tak sądziła. Jej uwadze nie uszły spojrzenia Daga i Kamiona, którzy najwyraźniej całkiem nieźle zaczęli dogadywać się po ostatnim treningu. Teraz, gdy Złoci i Srebrni stali razem przy bakburcie, obaj robili smutne miny, spoglądając ku pani bosman, i ukradkiem ocierali niewidoczne łzy.

Wystrojona Ann podała Leili bukiet z kwiatów dostarczonych przez Ssess, a komandor podał swe ramię. Panna młoda kroczyła po pokładzie wysypanym płatkami kwiatów.

W końcu stanęła na mostku, wtedy też Neevan zakończył grać marsz.

Na chwilę zapadła cisza, którą przerywał tylko cichy szum fal w zatoce. Promienie słońca musnęły biel sukni ślubnej i powędrowały ochoczo ku złotym zdobieniom, budząc nagle w misternych zdobieniach setki gwiazd. Trzeba przyznać, że krawcowe pod okiem Evy wykonały swoją pracę wzorowo. Zresztą Lea również wyglądała zjawiskowo, mimo że jej suknia była dużo skromniejsza. Srebrzysty materiał połyskiwał subtelnie w słońcu. Chcąc, nie chcąc, elfka również przyciągała wiele spojrzeń. Ta jednak dziwnie się czuła w innym ubraniu, niż w tym, co miała zazwyczaj. Zawsze uważała, że we wszystkim dobrze, ale w swoich szatach najlepiej.

Lea podziwiała ubiór Leili, który idealnie się na niej układał. Cieszyła się nie tylko słońcem, którego ostatnio brakowało, ale również z faktu, że dwie dusze, jej towarzysze, złączą swój los. Miała dla nich specjalny prezent i miała nadzieję, że im się spodoba.

Kapitan uśmiechnął się do młodej pary. Potem mocnym wytrenowanym głosem przemówił:
- Zebraliśmy się tu, aby połączyć te dwie dusze. Nie jestem kapłanem, więc nie będę was wszystkich zanudzał objaśnieniami, czym jest małżeństwo. Nie będę wszystkim objaśniał potęgi miłości, jak mówiłem - nie jestem kapłanem, a jedynie kapitanem.

W załogach rozległy się śmiechy, Blasea gestem poprosił o spokój. Chociaż jego przemowa miała zapewne taki cel - rozładować napięcie.

Gdy już uspokoiło się, kapitan kontynuował.
- Zebraliśmy się tu, by być świadkami przysiąg pary młodej, przed nimi samymi i bogami.

Kapitan skinął na Krossara, by podał młodym pierścionki wykonane przez Leę, a spoczywające w szkatułce zrobionej przez Ann i Indirę.

[MEDIA]http://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/d9/99/8a/d9998ac8e8fd10d03af322c0e8cda822.jpg[/MEDIA]

Krossar, podając pierścionki, powiedział:
- Ja natomiast jestem kapłanem. Niech Wodny Pan błogosławi związek tej dwójki żeglarzy. Oby był to początek pozytywnych zmian w waszym życiu - wykonał ręką błogosławieństwo młodej pary.

Państwo młodzi uśmiechnęli się do drużby z wdzięcznością. Leila była również pod wrażeniem kunsztu, z jakim wykonane zostały obrączki. Potwierdziły się jej słowa sprzed kilku dni - z pewnością nie zostaną zastąpione innymi, zakupionymi u byle jubilera. Jedynie pójdą do świątyni, by zostały dodatkowo uświęcone przez Sune.

- Courynie, twoja przysięga. – powiedział z uśmiechem kapitan.

W tym czasie Neevan zaczął na skrzypcach cicho grać delikatną melodię.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=w0cZkHJi7DI&spfreload=10[/MEDIA]

- W obliczu bogów i w obecności świadków biorę ciebie, Leilo, za żonę i przysięgam, że będę przy tobie w zdrowiu i chorobie, dobrobycie i biedzie, że nie zamienię cię na inną kobietę, cokolwiek by się stało. Że będę cię kochać do końca dni, że będziesz dla mnie najważniejsza na świecie. Do ciebie będzie należeć moje serce i moje życie.


- Teraz twa przysięga, Leilo. – przypomniał Menalon.

Leila uśmiechnęła się do Couryna i choć do tej pory miała zupełną pustkę w głowie, teraz dokładnie wiedziała, co chce powiedzieć.

- Gdy byłam mała, słyszałam, jak mówiono "Kochaj jak wola twoja" - zaczęła - choć moi rodzice nigdy nie hołdowali tej zasadzie - dodała, patrząc ukochanemu w oczy. - Ja jednak zamierzam.

- Courynie Telstaer, w obecności świadków i bogów, biorę ciebie, Courynie, za męża i przysięgam kochać cię po kres istnienia. Nie tylko w tym świecie, ale i każdym innym, do którego zawędruje moja dusza. Póki nasze serca będą biły, przysięgam uczynić każdy twój dzień wartym uśmiechu. Zaś nawet w biedzie i chorobie kochać będę cię jeszcze bardziej niż w zdrowiu i bogactwie, bowiem to nasza miłość na zawsze pozostanie dla mnie największą wartością. Przysięgam, że dołożę wszelkich starań, by być ci przykładną żoną i kochanką, a w gdy nadejdzie odpowiedni czas także wzorową matką naszych dzieci - powiedziała lekko drżącym ze wzruszenia głosem, nie zająknąwszy się jednak ani razu.
- Nie będąc gotowym na oddanie życia i duszy drugiej osobie, nie można oczekiwać, by zrobiła to samo. Courynie Telstaer, moje życie i dusza należą do ciebie - zakończyła, nie przestając się uśmiechać.


Gdy przysięgi wybrzmiały kapitan kontynuował.
- Niech drużba i druhna przepasają liną w pasie młodą parę, a końce lin przekażą mi.
Gdy było już to zrobione, przyjął od świadków końcówki lin. Potem połączył dłonie nowożeńców i przewiązał je linami.

- Mocą wynikająca z tradycji, w obecności bogów i świadków, łączę cię Leilo z tym mężczyzną. Mocą wynikająca z tradycji, w obecności bogów i świadków, łączę cię Courynie Telstaer z tą kobietą. Co zostało złączone, niech nikt nie waży się rozrywać.

Na pokładach rozległy się wiwaty.

Potem kapitan podniósł rękę, by uspokoić załogi.
- To jeszcze nie koniec. Teraz poproszę młodą parę i świadków o złożenie podpisów na aktach ślubu.

Na stole, na którym zwykle leżała mapa, leżały przygotowane cztery pergaminy, akty ślubu opatrzone pieczęciami Republiki Turmish, pieczęciami i podpisami komandora Deva i kapitana Blasei, czekając na podpisy młodej pary i świadków.

W tym czasie Neevan rozpoczął następną pieśń, w której dołączył też głos Cyntii.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=pywa6BjhaDM&index=2&list=RDyrF_2SbyaP8&spf reload=10[/MEDIA]

Leila promieniała radością. Najchętniej pocałowałaby Couryna już teraz przy wszystkich, by przypieczętować wygłoszone przysięgi. Niestety formalnościom musiało stać się zadość. Jako pierwsza podeszła do stołu i złożyła podpis - wyłącznie swoje imię - na wszystkich czterech pergaminach.

Couryn, który stał tuż za nią, przez moment spoglądał na podpisane papiery.

- Mam nadzieję, że to po raz ostatni się tak podpisujesz, Leilo - powiedział z uśmiechem, po czym złożył podpisy na wszystkich dokumentach.
- Ja również - powiedziała cicho, gdy druhna zajęła się podpisywaniem aktów. - Chyba od teraz jestem już Leilą Telstaer? - zapytała, smakując zestawienie tych słów.
- Jak tylko zostanie złożony ostatni podpis, oficjalnie zostaniesz Leilą Telstaer - potwierdził z uśmiechem Couryn.
- Jak to ładnie brzmi! - ucieszyła się Leila.

W końcu dopełniono formalności. Blasea się uśmiechnął. Również uśmiechnięty promiennie komandor Dev zawołał.

- Na co czekacie? Gorzko!

Gdy młoda zakończyła swój pocałunek, rozległ się gromki okrzyk załogi „Złotego Smoka'”, zaraz za nim ogłuszający okrzyk z ponad pięciuset piersi załogi galeonu „Smok”.
W chwile potem na sygnał Blasei huknęły dział pinasy. Jeszcze dobrze nie wybrzmiał echo wystrzałów gdy „Smok”odpalił salwy całoburtowe. Oba statki spowiła chmura dymu, szybko rozproszona przez bryzę.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 19-07-2015 o 12:14.
Cedryk jest offline  
Stary 21-07-2015, 11:07   #119
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Wesele Leili i Couryna


Ślub się skończył, pozostało wesele, na które czekały załogi obu żaglowców.
Wpierw wszystkich przetransportowano na plażę.
Tam nastąpiły zwyczajowe toasty za młodą parę.
Pierwszemu walcowi nowożeńców przyglądali się wszyscy, póki nie dołączyli do tańczących komandor i kapitan.

Potem nastąpił zwyczajowy rzut bukietem. Wylądował on w rekach zaskoczonej Lei, która nawet nie brała udziału w chwytaniu go, stała tylko z boku, przyglądając się z uśmiechem. Bukiet jednak za sprawą Tymory, odbity od dłoni Tanii, wylądował w ramionach zaskoczonej takim obrotem spawy paladynki, która, widząc co się napatoczyło do jej dłoni, lekko się zaczerwieniła.

Potem zaproszeni goście wrócili na „Złotego Smoka”, z którego pokładu przeszli - przy pomocy pierścieni - do „Pałacyku Smoków”.

W sali biesiadnej wszystko było już przygotowane. Stoły zapełnione były zimnymi przystawkami.

Gdy wszyscy zajęli miejsca za stołem, kapitan Blasea wstał z kielichem w dłoni.

Dzisiaj ślub wasz, Państwo młodzi,
W takim dniu się zawsze godzi.
Życzyć szczęścia dni rozlicznych,
I gromadki dzieci ślicznych.
Tylko one sprawić mogą,
Że nad życia trudną drogą.
Pośród smutków, zawsze, wszędzie,
Słońce wam świeciło będzie.


Wszyscy spełnili toast. Potem kielich podniósł i wzniósł toast komandor Dev.

Teraz wy już nie samotni,
teraz wy we dwoje.
Na łzy, smutki i radości
pójdziecie oboje.
Już wam teraz droga życia
łatwiejsza i lżejsza
O! bo miłość wszelkie trudy
usuwa lub zmniejsza.
Niechaj złość i boleść
u was się nie zjawi,
niech wam zawsze Młoda Paro
Bogowie błogosławią.


Zabawa trwała w najlepsze. Do tańców przygrywali szantymeni ze „Smoka”. Półprzejrzysta służba w liberiach donosiła gorące potrawy.

W pewnym momencie komandor Dev znów się podniósł i poprosił o ciszę.
- Courynie i Leilo postanowiliśmy wraz z kapitanem Blaseą ufundować wam dom lub mieszkanie. Nie będzie to jednak akcja jednokrotna, wszystkie młode pary od tej pory otrzymywać będą mieszkania. O formie ich jeszcze się zdecyduje.

Popatrzył na Blaseę, który przytaknął mu z uśmiechem.
- W związku z rozpięciem wojny na tak szeroką skalę postanowiliśmy utworzyć armadę. Docelowo ma się znaleźć w niej pięć galeonów, dziesięć fregat i nieokreślona bliżej liczba mniejszych statków. By zapewnić bezpieczeństwo naszym załogom i ich rodzinom, tworzona jest baza tutaj - na wyspie nazywanej Kryjówką Smoków - oraz miasto-dzielnica o własnych prawach w pobliżu murów miejskich stolicy. W planach jest utworzenie twierdz przynależnych do konkretnych żaglowców wielkości co najmniej fregaty. Wokół nich będą stawiane domy dla rodzin naszych załóg.

Zapewne wiecie, iż w miarę postępów walk, za nasze głowy wyznaczane będą coraz większe nagrody. Własna dzielnica miasto zwiększy bezpieczeństwo naszych rodzin. Tymi planami dzielę się z wami jako pierwszymi z załóg. Jeśli macie jakieś pytanie, możecie teraz je zadać.


- Chciałbym wspomóc naszą sprawę. Po powrocie do stolicy mam zamiar nadać wiadomość i spróbować nakłonić moich braci, kapłanów Wodnego pana, do zaangażowania w ten projekt.
- Chciałbym też zapytać osób lepiej obeznanych, jaką kwoty należałoby zebrać od darczyńców lub inwestorów, by wzmocnić naszą eskadrę o galeon lub fregatę?

- Koszty są olbrzymie. Sam koszt fregaty bez przeróbek to czterdzieści tysięcy sztuk złota, galeonu sześćdziesiąt, z przeróbkami i wyposażeniem do pierwszej wyprawy to nawet drugie tyle. W końcu jedna armata kosztuje dwa tysiące sztuk złota, dlatego też będziemy mieli własną ludwisarnię. Mamy już nawet odpowiednich mistrzów i już pracują nad nową partią armat.

Odpowiedział Blasea, drapiąc się w gładko ogoloną brodę.

Komandor potwierdził kiwając głową. Potem rzekł poważnie.
- Koszty są wysokie, lecz w porównaniu z kosztami zapewnienia odpowiedniego bezpieczeństwa armadzie w czasie postoju oraz rodzinom członków załogi, to jest ledwie kropelka w morzu. Pamiętać trzeba, że za moją głowę już teraz jest nagroda sześćdziesięciu tysięcy złotych monet. Za Drake’a, Thay wyznaczyło dwadzieścia milionów sztuk złota. Do końca wojny zapewne moja głowa będzie tyle warta, może nawet więcej, a głowy najmłodszych członków załogi po kilka - kilkanaście tysięcy złotych monet.

Przez dłuższy moment Couryn milczał, zaskoczony ofertą Deva, oraz innymi wiadomościami.
- To bardzo szczodra propozycja, panie komadorze - powiedział. - Bardzo jesteśmy wdzięczni. - Z uśmiechem spojrzał na swą świeżo poślubioną małżonkę.

Nie był do końca pewien, czy to nie koliduje nieco z planami Leili, by odzyskać jej rodzinne ziemie, ale wnet doszedł do wniosku, że jedno drugiemu nie będzie przeszkadzać.
- Domek, na tej pięknej wyspie, to wspaniały pomysł - dodał.

Mniej mu się podobało zamieszkanie w specjalnej dzielnicy, otoczonej murami. Ale w tej chwili nie miał zamiaru dyskutować na temat wad i zalet takiego pomysłu.
- Niestety muszę was rozczarować Courynie. Na tej wyspie nie będzie żadnych domków, jedynie baza wyrąbana w skale. To nie znaczy, że nie będzie wygodna.

Sprostował komandor a w zasadzie, zgodnie z planami, już admirał Dev.
- Widocznie źle zrozumiałem. - Couryn skomentował słowa admirała. -

Leila początkowo nie wiedziała, co powiedzieć. Tyle emocji i nowin w ciągu jednego dnia? To nawet jak na nią było zbyt wiele.
- Proszę o wybaczenie, komandorze, kapitanie - zaczęła ostrożnie -to niezwykle szczodra oferta, jak powiedział mój mąż - dodała z uśmiechem i uścisnęła dłoń Couryna. - Myślę, że w obrębie miasta-dzielnicy, która powstanie, wystarczy nam jakiś nieduży, bezpieczny kącik. Rodziny na razie nie planujemy powiększać - mówiąc to, schowała rękę, na której spoczywał Dragonel, za plecami, by nie słuchać kolejnego marudnego komentarza na ten temat. - Mamy natomiast inne plany na bardziej odległą przyszłość. Biorąc pod uwagę, jak wielkie koszta przed nami, nie ma potrzeby wydawać kroci na dom czy mieszkanie dla nas.

Leila wypowiadała się w liczbie mnogiej, aczkolwiek nie była do końca pewna czy jej mąż poprze jej postawę.
- Porozmawiamy o tym jeszcze - odpowiedział ze śmiechem komandor, kapitan zaś pokiwał tylko głową z uśmiechem.

Lea analizowała światły plan kapitana, lecz w jej myśli wdarł się jakiś cień. Podrapała się po głowie w zamyśleniu, ale kwestia, o którą chciała zapytać, pozostała.
- Komandorze. Rodziny załóg Smoków będą chronione przez twoich ludzi, czy przez straż miejską?
- Oczywiście, że przez naszych ludzi. Mamy odpowiednie uprawnienia i zezwolenia do utworzenia własnych oddziałów zbrojnych, pełniących służbę straży miejskiej na naszym terenie. Głupotą było by oddawanie bezpieczeństwa, naszego i rodzin, ludziom nie sprawdzonym przez nas.
Odparł ze śmiechem komandor.
- Straż miejska zwykła nie będzie miał żadnych uprawnień na tym terenie, na mocy porozumienia.
Dodał jego zastępca kapitan Blasea

Gdy skończyły się pytania na temat planów admirała Deva, do stołu gdzie siedziała młoda para oraz czterech najważniejszych dowódców eskadry, podeszły siostry Golddragon. Ann, Elza i Indira uśmiechnięte były promiennie, Greta była cała spłoniona. Z opuszczonym wzrokiem i nikłym uśmiechem przemówiła:

- Przygotowałyśmy z siostrami prezent, który ma przypominać o waszej miłości i jedności, jaką teraz tworzycie. Sakiewkę uszyłam ja, łańcuszki wykonała Indira, płaskorzeźby medalionu kameowego zrobiła w jazodrzewie Ann. Oprawa z żywej stali oraz łańcuszki z niej symbolizują odradzanie się i nowe życie oraz żywą miłość. Medalion można podzielić tak, byście mieli własne podobizny, zamek jest pomysłem Elzy. Wszystkiego najlepszego pani bosman Leilo i panie bosmanie Courynie.

Spojrzenie Grety, gdy podawała sakiewkę i rozłożone medaliony, było smutne i jednocześnie jakby błagalne. Leila w końcu zrozumiała, iż Greta cierpi, widząc ich - jak zdawało się dziewczynce - niechętne spojrzenia, którymi w ostatnich dniach obserwowali poczynania dziewczynek Golddragon, a zwłaszcza jej samej. W końcu Leila, Couryn i Lea były dla dziewcząt najbliższymi osobami na statku.

Podane przedmioty były wykonane z pietyzmem i miłością. Sakiewka z czerwonego złotogłowiu z aplikacją ze złotego złotogłowiu w kształcie smoka. Na dwóch połówkach medalionu, posiadających własne oprawy i łańcuszki, były wyrzeźbiona głowa Couryna i na drugiej połówce głowa Leili, zaś od zewnątrz smok, który został pozłocony. Połówki te można było połączyć, tak by tworzyły jeden medalion, lub nosić osobno. Łańcuszki były w formie winnych pnączy i liści.
- Dziękujemy, są piękne - powiedziała Leila, uśmiechając się do dziewczynek i przyjmując od nich prezent.
Następnie uściskała serdecznie każdą z nich.
- Ja również bardzo dziękuję - powiedział Couryn. - To jest śliczne.
Przyklęknął i, podobnie jak leila, uściskał dziewczynki.

Dziewczęta odeszły uradowane, dając miejsce paladynce.

Po dziewczynkach podeszła Lea trzymając w rękach dość spore pudełko. Było ono wykonane z jazodrzewa, a w nim wyryty został symbol Sune. Możnaby rzec, że elfka wręcz promieniała radością - bez żadnego powodu, a przynajmniej tak się wydawało.
- Proszę, to dla Was. Wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia. - powiedziała dając prezent parze.

W środku był posążek o wymiarach około dwie na dwie dłonie przestawiający przytulającą się parę, biorąc pod uwagę kształt twórczyni bardzo chciała przedstawić w ten sposób Leilę i Couryna. Na podeście, na którym stały ludzkie figury, było napisane "Niechaj miłość kwitnie między wami każdego dnia". Całość była, tak samo jak pudełko, wykonane z jazodrzewa.

[MEDIA]http://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/46/85/0f/46850f22fab48686a30dd5c9a96bc07a.jpg[/MEDIA]
Couryn przytrzymał szkatułkę, a Leila ostrożnie wyjęła posążek, by wspólnie mogli obejrzeć go z każdej strony. Trzeba przyznać, że podobieństwo było uderzające. Pani młoda promiennie uśmiechnęła się do elfki.
- Dziękujemy - powiedziała z oboje. - To przepiękne, naprawdę. Aż trudno mi uwierzyć, że to dzieło elfich rąk… Choć patrząc na nasze obrączki. Ah, ten talent… - zamieszała się Leila w swoich podziękowań.

Ostrożnie odłożyła posążek na jego miejsce w szkatułce, po czym rzuciła się paladynce na szyję.
- Dziękuję, bez ciebie ten dzień nie byłby taki sam - powiedziała szeptem, ściskając ją mocno.

Paladynka również uściskała Leilę jeszcze bardziej emanując radością.
- Jednak gdyby nie wy, to by dzisiejszy dzień nie wygląda tak, jak wygląda. Bardzo się cieszę, że się wam podoba. - odparła cicho, jednak tak, że Couryn również zdołał to usłyszeć.
- Bardzo się nam podoba - odparł cicho Couryn, ściskając Leę i całując ją w policzek. - Dziękuję.

Gdy odeszła od młodej pary, udała się na chwilę do swoich sal, by się przebrać. Na "część artystyczną" miała zaplanowanego coś specjalnego.


Gdy posiłek się zakończył zgromadzeni przeszli piętro wyżej do reprezentacyjnej auli, gdzie czekały na nich inne atrakcje - przede wszystkim tańce. O muzykę tym razem również zadbali szantymeni ze “Smoka”. Większość zaproszonych znalazła sobie partnerów do tańców, nawet dziewczęta, a przynajmniej te starsze, znalazły sobie partnerów wśród Dragonów.

Leila i Couryn byli wręcz rozchwytywani. Każdy chciał zatańczył z młodą parą, więc razem udało się im zatańczyć tylko pierwszy taniec.


W pewnym momencie przy organach, na których grał jeden z szantymenów z załogi “Smoka”, podeszła Ann. Przez chwilę szeptała, po czym wszyscy usłyszeli piosenkę, zaś Greta cała spurpurowiała ze wstydu, słysząc jej treść.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=xzO_iXvfsIk[/MEDIA]

Oczywiście piosenka odnosiła się do ostatnich wybryków najstarszej Golddragonówny


Po pewnym czasie, gdy było już dość późno, wszyscy zostali zaproszeni na plażę na pokaz artystyczny.

Było już bardzo ciemno, jednak plażę rozświetlały pochodnie bawiących się na zewnątrz załogantów. Jedno miejsce się z tego wszystkiego wyróżniało, gdyż półokrąg ludzi zajmował środkową część - tam, gdzie miało być coś ponoć zaplanowane. I miała być to do tego momentu tajemnica. Nieukończony krąg miał dość dużą średnicę

Gdy nowożeńcy się zbliżyli, dostrzegli stojącą na środku Leę. Na sobie biała dopasowane skórzane czarne spodnie do połowy łydki oraz czerwoną przepaskę piersiową. Biegała boso, a ramiona i brzuch miała odsłonięte. Jej figura zdecydowanie przyciągała mnóstwo spojrzeń.

Widząc, że biesiadnicy z sali się już zbliżają, elfka dała znak Neevanowi stojącemu przy obwodzie wewnątrz kręgu, a on dał znak ośmiu grajkom z różnymi instrumentami strunowymi i smyczkowymi, by się przygotowali. Zostawiono jej jedną pochodnię, a resztę odsunięto od koła. W składzie zespołu grającego byli zarówno Ann, jak i Indira.

Oczy Lei jakby zabłysły ma chwilę, wymówiła inkantację dla zaklęcia kuglarstwa, podpaliła leżące niedaleko instrumenty stworzone specjalnie na tą okazję i zaczęła tańczyć. Tańczyć z ogniem. A instrumenty ekipy grającej zaczęły grać.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=U_oaPY0Brrw[/MEDIA]

Efekty tworzone za pomocą zaklęć były niesamowite. Sypały się iskry, czasami przedmoty latały w powietrzu, by później znów zostać złapane przez zwinną tancerkę wykonującą sporo akrobatycznych manewrów. Gdy zakończyła występ jej skóra lśniła od potu, a sama oddychała ciężej, jednak wyglądało to tak, jakby mogła tańczyć dalej. Na twarzy Lei gościł uśmiech. Taka forma aktywności zdecydowanie sprawiała jej radość.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=ykom-uClq4E[/MEDIA]
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=Lq0W0ZV-6N4[/MEDIA]
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=yLkUDU-HwP4[/MEDIA]

Zabawy trwały do świtu.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 21-07-2015 o 11:12.
Cedryk jest offline  
Stary 21-07-2015, 11:24   #120
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
22 Mirtula 1372RD Gdzieś na morzu.


Po weselu, długim odpoczynku wszyscy byli gotowi i w bardzo dobrym nastroju, morale do dalszej walki było olbrzymie. Pogoda jak to zwykle po cyklonach była wspaniała, słońce, ani jednej chmurki, porządny wiatr, ciepło, nawet bardzo ciepło.

Eskadra wyruszyła z wyspy Kryjówki Smoka uszczuplona o pięćdziesięciu żeglarzy i zbrojnych, zapasy odpowiednie dla takiej grupy ludzi na miesiąc. Stanowili oni zaczątek stałej obsady bazy, którą w czasie nieobecności eskadry mieli dalej rozbudowywać.

Wyjście na morze odbyło się w przeciwnej kolejności wpierw płynął „Złoty Smok”, „Rybitwa” jako ostatni „Smok”. Czarodziej Eskadry Smoków uaktywnił iluzje zabezpieczające a marynarze zastawili pułapki, które wcześniej, przy podejściu do wyspy, zdejmowali.

Eskadra rozpoczęła polowanie.
„Smok” ruszył kursem zachodnim, zaś „Złoty Smok” i „Rybitwa” południowo-zachodnim, tak że z biegiem czasu oddalały się coraz bardziej, niknąc w końcu z oczy nawet czuwającym na oku.

Wszyscy powrócili do rutynowych czynności. Po tak długi pobycie na wyspie Goldragonówny czekało gruntowne mycie całego pokładu, potem jak zwykle lekcje oraz następnie pół psiej wachty przy pompach zęzowych dla wyrobienia siły i wytrzymałości.

Bosmanowie powrócili również do swoich zajęć.

Karawelę „Rybitwę” obsadziła wachta pierwsza, tym razem bez ubezpieczającej piechoty. Jak rozsądne było to postępowanie okazało się w czasie wachty południowej.
Tuż po wybiciu trzeciej szklanki. Wpierw dało się słyszeć dalekie grzmoty, lub też, jako że nigdzie nie było widać chmur, wystrzały armatnie. W chwile po tym z swej kajuty wyszedł Blasea.
- Wachtowy alarm bojowy, wyzwać bosmanów. zarządził.
Po chwili rozległy się okrzyki, gwizdki i dźwięk dzwonu obwieszczającego alarm bojowy.

Gdy już wszyscy stawili się na mostu „Złotego Smoka” kapitan rozpoczął odprawę.
- Idziemy na pomoc „Smokowi” i fregacie cormyrskiej. Nasze zadnie opanować galeas uszkodzony i prawie zdobyty przez cormyrczyka. Musiał umykać przed trzema fregatami piratów Rundeen. „Smok” jeszcze wymiótł pokład galeasu swoją salwą. Do zdobycia pokładu galeasu wyznaczam drużynę smoków, jako najliczniejszą, oraz wachtę czwartą pod dowództwem Krossara. „Złoty Smok” zaś pójdzie na pomoc „Smokowi”.
Potem przyjrzał się Lei.
- Bosman Leo dowodzicie zdobytym galeasem. To ma być bardzo szybkie opanowanie, abyście i wy dołączyli do pomocy w walce z fregatami. Żadnej litości. Walczących zabić, ciała jeśli przeszkadzają wywalić do razu morza. Pamiętajcie nie zabijamy dzieci. Tych co się poddadzą, przykuć do wioseł w miejsce niewolników, kapitan jeśli żyje ma przeżyć, ma być leczony jeśli ranny. W końcu okup z jego jest wyższy niż łup z pryzu. Niewolników sprawdzić, osoby złe zostają przykute. Resztę uwolnić. Zapewne wśród niewolników dużo będzie żeglarzy, zatem wywiedzieć się o tym i wcielić do złogi. Zapewne część niewolników trzeba będzie usadzić już jako wolnych wioślarzy. Twoja w tym głowa by ich do tego przekonać, zapłata tak jak w eskadrze smoka oraz udział w łupach ze statków, które pomogą zdobyć. Potem musicie nam pomóc jeśli jeszcze nie poradzimy sobie z fregatami. Ach jeszcze jedno
Wyjął ze skrytki flagę Turmishu.
Wciągnijcie na maszt, gdy już galeas będzie w naszych rękach
Potem spojrzał jeszcze na mapę popatrzył na żagle.
- Powinniśmy dopłynąć za szklankę, reszta szykować się do abordażu na fregatę, pobrać garłacze.
Podchodzimy do galeasy od sterburty załadować działa kartaczami, chcę mieć jedną salwę kartaczy w pokład, dla pewności, przed abordażem. W przypadku fregat zobaczy się, ale przygotować iluzję magu.

Potem rozejrzał się pytająco po zebranych
- Jakieś pytania? Sugestie?Jeśli nie to rozejść się do obowiązków.

- Golddragon do mnie.
Krzyknął wychylając się przez reling. Po chwili dziewczynki stały już na baczność przed kapitanem.
- Wszystkie siedzicie w mesie lub lazarecie, która nosa wyściubi przed zakończeniem walk, popamięta mnie. Moc leczącą stosujcie tylko w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia rannych. Będą oni dostarczani przez żeglarzy do mesy. Wszystko jasne? Jeśli tak to zmykajcie do mesy
- Tak panie kapitanie.
Dziewczynki potwierdziły. Podbiegły na dziób, z którego zebrały tabliczki tablicę i cytrę Ann, po czym szybko schowały się w mesie, za nimi poleciały ich corollaksy.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 21-07-2015 o 14:02.
Cedryk jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:37.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172