Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-07-2015, 14:12   #14
Deadpool
 
Deadpool's Avatar
 
Reputacja: 1 Deadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetny
Pożegnanie.


Ta sytuacja ssała pałę po całości. Jeszcze mu dresiarzy do szczęścia brakowało. Nie był w nastroju, właściwie do niczego. Musiał jakoś przetransportować… ciało Liny. Do tej pory łamała go ta myśl, ale musiał działać szybko bo może być jeszcze gorzej. Dresiarzy na tą chwilę olał, jak podskoczą to ich rozpierdoli najwyżej. Był jeszcze brat Liny, z tym też nie wiedział co ma zrobić. Ogólnie to mało wiedział zacznijmy od tego.
Wracają do brata, przecież nie zadzwoni do niej z tekstem “ Siema wiesz przez przypadek poślizgnąłem się na mydle i rozpierdoliłem twoją siorkę na kawałki”. Na tą chwilę musiał poszukać czegokolwiek w przyczepie. Najpierw jednak potrzebował “usprawniacza”, którego małą saszetkę wyciągnął ze swojej szuflady. Nastrzelany może nie myślał lepiej, ale na pewno szybciej. Jakimś cudem wywnioskował że to mu pomoże. Usypał krótką ścieżkę białego proszku na stole, i pośpiesznie wciągnął ją przez zwinięty w rulon bankot jedno dolarowy.
- Myśl kurwo myśl. - Poderwał się do pionu raz po raz pociągając nosem.
Strife przypomniał sobie, że przecież Lina lubiła tworzyć różne ustrojstwa. Granaty oślepiające, których użyła do pacyfikacji nieposkromionych cieni, były jej robotą. Poza tym, że nie zajmowała się życiem innym niż wirtualnym, to bawiła się w składanie urządzeń. Ostatnio bawiła się nad prądnicą. Wcześniej podrasowała sobie scyzoryk, który ponoć potrafił łamać proste zamki od domów czy samochodów.
Łowca przechadzał się po jego siedzibie. Ciało Liny leżało tam, gdzie gunslinger je zostawił. Wylała się z niego większość płynów ustrojowych, paskudząc całą podłogę. Dodatkowo z łazienki (znak rozpoznawczy: plakat z idolką) wylewała się woda. Podczas ostrej strzelaniny amunicja “dowierciła” się do przewodów hydraulicznych, dzięki którym Lina zaopatrzyła przyczepę w bieżącą wodę. Odliczając to, większość płytek została potłuczona, na podłożu waliło się pełno gruzu, dało się znaleźć również kawałki lustra. W powietrzu unosiła się leciutka chmura kurzu.
Mógł również dorwać się do komputera, Lina kawał czasu temu założyła Strife’owi konto w systemie. Nic nie stało również na przeszkodzie, by dorwać się do jej miniwarsztatu i pogrzebać w różnych pudłach, które się tam znajdowały.
Mało nie potknął się o stół gdy wystartował w stronę warsztatu dziewczyny. Coś z jej gadżetów musiało być pomocne na takie “przypadku”. Najgorsze jest to że nadal chciało mu się ryczeć. Na to jednak czasu tez nie miał.
Strife gorączkowo penetrował wszystkie pudła, jakie wpadły w zasięg jego wzroku. Większość przedmiotów stanowiły elementy lub narzędzia do spawania, wiercenia czy wgniatania. Odnalazł ten podrasowany scyzoryk, a później udało mu się znaleźć 3 granaty oślepiające i 4 ogłuszające. Ponadto natknął się na coś, co wyglądało jak miotacz piorunów - niestety, nie był on kompletny, a Strife nie potrafił tego poskładać do kupy.
Dało się też odnaleźć worki na śmieci, o sporej pojemności, oraz kilka rodzajów kleju i taśmy izolacyjne.
Zapakował wszystko co przydatne do kieszeni płaszcza. Wziął też ten worek i szarą taśmę i zaczął zapakowywać w niego Linę. Dla pewności obkleił jej cała sylwetkę taśmą. Bogowie, jak on sie wtedy okropnie czuł. Uniósł ją na ręce, po czym przerzucił przez ramię. Ciekawskim wciśnie że niesie swoją nową gumową lalę na randkę. Uwierzą na pewno ci którzy go jako tako znają, ale nawet jego to mdliło i kompletnie nie śmieszyło. Nie pozostało nic innego jak udać się na cmentarz. Znając swoje szczęście spotka pewnie w drodze każdą osobę jaką znał. Śpieszył się jak tylko mógł.
Była późna pora, acz w Wieży istoty o nocnym trybie życia przecież też żyły. I takie Strife jak na perfidię losu po drodze spotkał - na szczęście mało kto wydawał się interesować pakunkiem Strife’a. Był ktoś nekrofilem? Póki trzymał się z dala od zwłok twoich bliskich - spoko. Było to chore, acz w pokręconych realiach Wieży - możliwe. Co prawda byli tacy, co zerkali z różnymi emocjami czy podejściami na ucieczkę gunslinger’a, jednak łowca nabuzowany stresem i narkotykami przetrwał nadzwyczaj szybkie spierdalanie ile sił w butach.
Większym problemem była odległość do cmentarza. Nie znajdował się on bowiem blisko jego siedziby, a truchło Liny - nawet jeśli to była tylko część jej ciała - trochę ważyło i na dłuższą metę ciążyło Strife’owi, który nie mógł się pochwalić największą siłą, nawet jeśli się naszprycował. Dość zdyszany dotarł do cmentarza, na którym też kręciło się trochę mniej lub bardziej podejrzanych stworzeń.
Strife stłumił swoją aurę i pokręcił się po cmentarzu. Znalazł ustronne miejsce, by odłożyć ciało (a raczej jego resztki owinięte taśmą izolacyjną), po czym rozejrzał się za kanciapą grabarza. Szczęście mu dopisało, budynek tego typu znajdował się niedaleko miejsca, gdzie położył przyjaciółkę. Włamał się tam za pomocą scyzoryka, który znalazł w przedmiotach Liny. Korzystając z sytuacji Strife wydobył stamtąd łopatę i zamknął drzwi.
Kiedy jednak przyszedł na to miejsce, coś kręciło się wokół zataśmowanych zwłok jego przyjaciółki.
Strife oparł łopatę na barku i zaczął powoli zbliżać się do jegomościa, gotowy by nawet zatłuc go na śmierć trzymanym narzędziem, Zbliżył się na tyle by zobaczyć co to jest i co właściwie wyprawia. Przyczajony oczywiście.
Łowca przyczaił się, i to co zobaczył, mogło go przyprawić o mdłości. Zobaczył bowiem… że to pies obwąchiwał to truchło. Ale nie byle burek z podwórka, na którego można było spluć i drażnić, i nie musiało się jednocześnie czuć z niego zapachu rozkładu. Pies ten bowiem ewidentnie nie żył, w wielu miejscach na jego ciele Strife dostrzegł oznaki rozkładu. Z głowy psa została jedynie naga czaszka, z jednym całym okiem oraz kawałkami mózgu. Acz i te zgnilizny nie wydawały się być naturalne. Cuchnęły wręcz negatywnym shinso, śmierdziało od nich szatańskimi sztuczkami.
Łowca zacisnął zęby i złapał łopatę oburącz, był troszkę zsapany ale wyskoczył tak wysoko jak mógł, z wymierzonym ciosem by odrąbać łeb abominacji. Nienawidził krzywdzić zwierząt, ale to coś już dawno nie było żywe.
Stwór zaskowyczał, kiedy niespodziewanie Strife zamachnął się na niego łopatą. Szpadel uderzył w łapę stwora, który nie zdołał odskoczyć. Kończyna odstrzeliła się na bok, z pomocą siły odrzutu, a demoniczny pies się przewrócił. Po chwili pies zawarczał, obnażając żółte, pokryte śluzem zęby, które tkwiły w przegniłych zębodołach. Pomimo utraty kończyny nie zamierzał oddawać zdobyczy nadaremno. Nie ruszył do ataku, ale nie oznaczało to, że ten miał zamiar się poddać.
Chłopak zmienił trochę taktykę, zaczął wykonywać gwałtowne ruchy i warczeć cicho prowokując potwora do ataku. Przygotowana łopatę trzymał blisko siebie, liczył na to że bestia się na niego rzuci, wtedy on trzonkiem łopaty zablokuje mu szczęki i rzuci się w przód. Tam scyzorykiem, czy też odzianymi w rękawice rękoma wydłubie mu mózg.
Strife rozdrażnił potwora, a ten zaczął jeszcze bardziej ujadać. Nie doskoczył jednak do łowcy.
Stało się coś dość mało spodziewanego. Mianowicie… szyja psa gwałtownie się wydłużyła. Na tyle, że przerwały się tkanki miękkie. Tylko kręgosłup tego stworzenia zyskał na nienaturalnej giętkości i możliwości rozciągania się.
Głowa wraz z przedłużeniem zaszarżowała na rękę Strife’a, jednak łowca miał się na baczności. Jednym celnym uderzeniem szpadła przerwał kościec mutanta, dekapitując jednocześnie abominację. Ta w resztce siły… wgryzła się w rękę pogromcy piekliszczy. Kły wbiły mu się pod skórę, jednak nie więcej.
Strife dostrzegł coś jeszcze: z truchła psa wydobyła się kolejna abominacja. Przypominała ona jakąś nieokreśloną biomasę - to ona sterowała nieżyjącym psem i wpłynęła na niego w tak drastyczny sposób. Paskudztwo przybrało kształt pająka wielkości tarantuli i poczłapało bardzo szybko w ciemność, oddalając się od łowcy.
Odrchowo ściągnął rękawice i obejrzał dokładnie ranę. Wiele razy miał z czymś takim do czynienia. Jeden demon raz tak go upierdolił, że przez dwa dni musiał wydłubywać larwy z rany. Ale to stare dzieje były i nie była to czas czy też pora by to rozpamiętywać.
Samo ugryzienie nie wyglądało tak źle, lecz ta żółta maź mogła być wszystkim. Tym zajmie się jednak później, teraz ważniejsza sprawa. Dysząc ciężko zbliżył się do ciała przyjaciółki i zaczął tuż obok niej kopać dół. Sam już nie wiedział czy po gębie spływał mu pot czy łzy.
Zaczął kopać grób, tutaj nie dbał o to, czy ktoś go zobaczy czy też nie. Dawno nie przeżył takiego koszmaru, a gdy tworzył dół, wszystkie wspomnienia z tego horroru do niego wracały. Szyderczy śmiech Legiona, śmierć Liny, a teraz jeszcze to kurewstwo, co go uchlało i nie dało nawet w spokoju pochować przyjaciółki. Ostatecznie Strife wykopał solidny grób dla Liny.
Uniósł ciało Liny i zeskoczył z nią do dołu, gdzie delikatnie ją ułożył. Uklęknął na jedno kolano i położył dłoń na jej piersi.
- Przez to święte namaszczenie niech Pan w swoim nieskończonym miłosierdziu wspomoże ciebie łaską Ducha Świętego. Pan, który odpuszcza ci grzechy niech cię wybawi i łaskawie podźwignie. Amen. - Wypowiedział łamiącym się głosem, po chwili dodał.
- Dziękuje ci za wszystko co dla mnie zrobiłaś. Że przygarnęłaś taką znajdę jak ja. I teraz przeze mnie zginęłaś. Przepraszam i mam nadzieję że mi nie wybaczysz. - Powstał i wyskoczył z dołu. Zaczął powoli zakopywać ciało. Miał dość wszystkiego.
Po ostatnim pożegnaniu ciało zostało zasypane ziemią. Strife w spokoju pochował przyjaciółkę. Nie dbał o to, że miejsce ugryzienia zaczęło ognić. Najwyraźniej dziadostwo dostało się głębiej niż sądził.
Nie wyglądało to dobrze, nawet jego ptasi móżdżek ostrzegał go że bez pomocy medycznej się nie obędzie. Udał się w stronę szpitala, nie śpieszyło mu się, ale też i śpieszyło. Ogólnie czuł się jak gówno.
 
__________________
"My common sense is tingling..."
Deadpool jest offline