Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-07-2015, 21:43   #180
Anonim
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
Wacław Szmalcownik z cierpliwością wysłuchał co miał mu do powiedzenia Złomokleta, a gdy ten skończył to powiedział do niego jedynie półgębkiem "Naskocz mi kurwo." i tak negocjacje biznesowe trafiły do rynsztoka chamstwa ulicznego.

Po przerwie, która wydawała się tygodniami przystąpiono do testów. Bimbromanta, gdy usłyszał wynik Luidżiego to o mało nie zesrał się. Skurwiel miał 12,9 promila! A przecież też korzystał z mocy. Bimbromanta jako stary oszust wiedział, że tu coś nie gra i wtedy zwrócił uwagę na dziurę w bucie Luidżiego, przez którą było widać brudny paluch. Trzymał go na szkle, a szkło dotykało benzyny. Tym bardziej Bimbromanta skorzystał ze swojego fortelu zabierając promile z ciała Złomoklety tak, że jak doszło do jego kolejki to ten miał ledwo promila - Pan Grzesiu wkurwił się.

- Ja tu przyjeżdżam cysterną, z dobrym sercem zezwalam na badania typa bez roweru mimo protestów innych, a tu przychodzi TAKI KUTAS I JEST TRZEŹWY?! WYPIERDALAJ! - Pan Grzesiu krzyknął na niego, a Złomokleta spuścił jedynie wzrok, wydukał:
- To wypierdalam. - no i wypierdolił, to znaczy zniknął. Znalazł się dopiero po Nowym Roku, ale to już zupełnie inna historia. A jakby nie było momentu, żeby ją kiedyindziej opowiedzieć to przydałoby się jednak teraz...

Jeszcze tego samego dnia Andrzej Nowak został przyjęty do szpitala. Liczne rany tłuczone sprawiły, że pierwotnie trafił na OIOM gdzie spędził kilka dni. Później otworzył jadaczkę próbując odzyskać swój gwizdek z wirusem, który mógł zniszczyć pedofilską siatkę lam. Niestety jego ubrania były zagrabione przez nieznanych sprawców, a to wzmogło podwójnie czujność Andrzeja - nie wiedział za bardzo zresztą jak w ogóle trafił do szpitala, a na karcie przyjęcia było napisane, że sam się zgłosił. Dość szybko stwierdzono u Złomoklety schizofrenię paranoidalną i gdy tylko fizycznie był w stanie to go przeniesiono do szpitala psychiatrycznego na dalszą obserwację. Nawet był w sądzie w wydziale rodzinnym, który przyklepał decyzję o zamknięciu.

Niestety Andrzej Nowak stał się ofiarą systemu. No nie, nie taka co to już zakopujemy w glebie, ale jednak uszczerbku na zdrowiu to doznał, gdy znalazl się na liście specjalnych pacjentów. Specjalnych w sensie takich, którymi nikt się nie interesowal (no w sumie nikt nie został powiadomiony, bo Złomokleta wolał nie angażować swoich krewnych na lamią zemstę) - takich, na których można całkowicie bezkarnie testować różnorakie specyfiki. Jednym z nich było jakieś zielsko, w których oparach posadzono Andrzeja. Dosłownie wyjebało mu mózg w kosmos po tej posiadówie. Zastosowano koktajl psychotropów, żeby doszedl do siebie. Minęły dwa tygodnie jak znów zaczął kojarzyć jak się nazywa i kolejne dwa zanim nie doszedł do siebie.

W pokoju wspólnym zapoznał pewnego schizofrenika paranoidalnego, z którym dość szybko zaprzyjaźnił się. Ogólnie ta osoba twierdziła, że w ogóle nie jest chora, a dzięki łapówką uniknął jakichkolwiek "lekarstw", choć przy lekarzach zachowuje się tak jakby dostawał medykamenty - wszystko ma dogadane z pielęgniarzem, który też wie jak powinien się zachowywać po jakich prochach. Mężczyzna zresztą powiedział, że historia lam, którą przedstawił Andrzej była również ekranizowana w jednym serbskim filmie, który z niewiadomych przyczyn znalazł się na liście filmów zakazanych w wielu krajach... "niewiadomych" - oczywiście, że wiadomych - pedofile mają mnóstwo pieniędzy i stanowiska i mogą wszystko. To co mówił ten mężczyzna otworzyło oczy Andrzejowi na wiele innych elementów jego życia, które wcześniej nie kojarzył ze spiskiem, ale teraz już... nigdy więcej nie umyje zębów!

Pewnego dnia mężczyzna (którego imienia, ani nazwiska Andrzej nigdy nie poznał) razem ze Złomokletą w brawurowym stylu uciekli z zakładu psychiatrycznego... tak na serio to nie w brawurowym. Po prostu mężczyzna posmarował komu trzeba i dostał klucz do tylnego wyjścia, a potem przez lasek razem ze Złomokletą (którego nikt nie patrolował, bo oddział zamknięty szpitala psychiatrycznego to nie to samo co więzienie) dotarli do muru. Przeskoczyli przez mur i wsiedli do czarnego BMW dziewczyny mężczyzny, gdzie w czasie jazdy przebrali się. Później Andrzej został wypuszczony we wskazanym miejscu. Mężczyzna życzył mu powodzenia w dalszej drodze życiowej. I odjechał. Złomokleta nawet nie wiedział, że była to osoba medialna - z resztą o tym to mało kto wiedział, bo telewizja kłamie.

Dopiero dwa dni później Andrzej Nowak uświadomił sobie, że jest silnie uzależniony. Tak bardzo bał się powrotu do szpitala psychiatrycznego, że postanowił szukać pomocy na własną rękę i trafił do mety produkującej kompot. Zakupił działkę za 10zł, strzelili mu i poczuł się o wiele lepiej. No cóż.

W tym miejscu, na marginesie i tytułem drobnego epilogu wskazać należy, że Rasputin został skazany za współsprawstwo kradzieży z włamaniem samochodu. Jeszcze tego samego dnia zaczęła się jego ponad półroczna odsiadka tytułem tymczasowego aresztowania, która zakończyła się po pierwszym lipca, gdy ustawodawca postanowił zrobić dobrze bandytom i połamać nogi wymiarowi sprawiedliwości. Co prawda Rasputin wyszedł z aresztu, ale potem i tak jeszcze trafił do paki, aby odsiedzieć również 365 dni, bo rok dostał za kradzież z włamaniem samochodu, bogatą przeszłość kryminalną i nie reagowanie, gdy jego wspólnik (tak ustalono w toku sprawy) przejeżdżał kolejne osoby skradzionym autem.

Powracając jednak do Bimbromanty to po wypierdoleniu Złomoklety został sam trzymając w ręku szkło. Czujne oko Pana Grześka padło natychmiast na to co robił Kocięba, więc ten błyskawicznie ścisnął dłoń. Szkło pocięło jego rękę, ale wytrzymał mówiąc coś w stylu "No to żółwik." Na co Pan Grzesiu odpowiedział coś w stylu "Poebao?" Następny do dmuchania pozostał Wacław i Bimbromanta. Najpierw Wacław. Dla checy i większego napięcia Pan Grzesiu wydruk z urządzenia schował do kieszeni i powiedział, że ujawni wynik po ostatnim badaniu. Bimbromanta dmuchnął. Na maszynce coś się pojawiło i wydrukowało niewielki paragonik z prawdą objawioną technicznie.

- Wacek Szmalcownik... gratuluję... - Bimbromanta i Luidżi niemal równocześnie poczuli zawód, wkurwienie i smutek, że taki chuj wygrał, ale Pan Grzesiu nie skończył, a obrót spraw nagle stał się zupełnie odmienny niż można było przypuszczać - ... zdolności podszywania się pod takie szumowiny. - Pan Grzesiu błyskawicznie wyciągnął BUŁAWĘ WŁADZY zza pazuchy i syknął - Ukarz się! - a Wacek uderzył się w ryj pięścią, że aż sobie limo zrobił. Następnie iluzja rozwiała się i przez Panem Grzesiem, Luidżim i Bimbromantą stał mężczyzna w garniturze ze świeżo podbitym okiem
- Skurwysynu zapłacisz mi za to. - powiedział, a Luidżi i Bimbromanta pierwszy raz słyszeli, żeby ktoś tak się odzywał do Pana Grzesia. Kocięba zresztą rozpoznał tego osobnika jako takiego typa, który wcześniej był w radiowozie... to był Mroczny Pan. Był całkowicie trzeźwy. To wszystko to była iluzja i mroczne moce nieznanego pochodzenia. Nieoczekiwanie Pan Grzesiu wezwał do odwrotu (Spierdalamy!) W czasie ucieczki cała trójka skorzystała z rowerów pozostawionych na mecie. Pan Grzesiu porzucił alkometr. Urządzenie to zresztą później jakimś cudem trafiło do pismaków, którzy jak zawsze poprzekręcali wiadomości - to znaczy po prostu dorobili sobie historyjkę do wyniku jaki tam był zanotowany.

Na Nowy Rok wszyscy pili zdrowie nowego pana na dzielni - Pana Rysia, ale to już jest zupełnie inna historia, na którą miejsca tu nie ma.

KONIEC
Dziękuję wszystkim za grę.
 
Anonim jest offline