Ani hrabia, ani jego braciszek nie ruszyli zadka z dworku. Przynajmniej byli tego pewni na tyle, na ile można być pewnym siedząc na małym i niemiłosiernie twardym kawałku skały i obserwując wioskę. Dłubanie w nosie i grzebanie gałązką w zębach stało się nowym hobby Mortensena, któremu oddawał się z coraz większą pasją. Tym większą, im dłużej siedzieli na górze.
Szczęściem, nim przyszło im dać upust narastającym morderczym instynktom, w drodze ku wsi dojrzeli znajome sylwetki.
- Pójdę po nich... - rzekł Søren i skwapliwie zaczął zsuwać się na dół. Jeszcze trochę, a gotów był rzucić się o ziemię, byle tylko nie siedzieć bezczynnie na tak małej powierzchni. Taka skała byłaby idealną torturą - wciągnąć tam kilka dowolnych istot i kazać im siedzieć jakiś czas. Z pewnością zaczęliby zrzucać się wzajemnie na dół, a ostatni żywy zrobiłby to samo po kolejnym dniu na górze.
Uff... Odzyskawszy możliwość poruszania się zmusił zdrętwiałe ciało do lekkiego truchtu. Towarzyszący temu ból był niczym, wobec radości z przemierzania lasu, omijania drzew i przeskakiwania nad wystającymi z ziemi korzeniami.
Życie znowu stało się piękne.
* * *
Gdy tylko dotarł do Drugi i Oswalda zawołał ich, rezygnując z próby zaskoczenia nagłym wybiegnięciem z zarośli. Po minach tej dwójki widać było, że nie są w nastroju na żarty.
W drodze do wysiadującego skałę Gunthera opowiedział im o tym, co zdarzyło się od czasu, gdy się rozdzielili.