Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-07-2015, 22:53   #34
Autumm
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację

Obydwoje nie mieli nic do stracenia - prócz swego życia, które każde z nich rzuciłoby teraz na szalę w imię walki o kogoś dla nich ważnego. Łowczyni doskonale rozumiała to, co miał w sobie starszy mężczyzna; ona zapewne czułaby się tak samo, gdyby to Rathar zginął. Wiedziała, co targało teraz duszą ranionego w samo serce ojca; wiedziała jak dla niej samej ważne jest ocalenie towarzysza. Wiedziała, że żadne z nich nie może ustąpić, trzymane w mocarnym ucisku gwałtownych emocji i uczuć: zemsty, bólu, powinności...

Mogli zetrzeć się w ostatnim, śmiertelnym boju, niesieni mocą tych niepowstrzymanych sił; rozstrzygnąć swoje racje znacząc ziemię ciepłymi strugami krwi i morderczym potem. Łowczyni gotowa była ten ostatni, śmiertelny wysiłek; stary thrall także. Ale spoglądając za oddalającym się coraz bardziej hersztem bandy, pojmowała coraz wyraźniej, że ten agonalny, zacięty bój nie będzie nikomu i do niczego potrzebny...

Zaparła się mocno nogami, wciąż półprzytomna od upływu krwi i z wysiłkiem, jakby płynąc pod prąd wartkiego strumienia. Odjęła jedną rękę od włóczni, podnosząc drzewce tak, by nie celowało skrwawionym ostrzem w pierś stojącego naprzeciw niej mężczyzny. A potem, niemal przemocą rozdzierając spierzchnięte wargi, powiedziała cicho:

- Możesz mnie zabić; może być odwrotnie. Nikomu nie wróci to życia, a tylko przyniesie więcej łez kolejnym rodzinom. Spójrz; już po walce. Śmierć żadnego z nas nic nie zmieni; pozwólmy sobie zabrać rannych i pochować zabitych...

Oczy mężczyzny złagodniały, rysy twarzy straciły na zaciętości. Klęczał nad synem pokonany, stary ojciec. Obejrzał się przez ramię za odjeżdżającym Viglundingiem.
- Zabiliście mi pierworodnego - powiedział z dziwnym, twardym akcentem westronu. - Zabierzecie ten przeklęty sierp, to zabijecie mi żonę i resztę dzieci. Bądźcie przeklęci, wy, mieszkańcy doliny.

Wstał z orężem gotowym do walki i nie patrząc więcej na ciało syna pobiegł ku swemu koniowi.


Łowczyni jeszcze chwilę wypatrywała za odjeżdżającym mężczyzną, jakby nie do końca wierzyła w to, co przed chwilą się stało. A jeśli thrall wróci? Jeśli zza pagórka wyłoni się reszta grupy, gnana żądzą krwi i nieskora do rozmowy? Na kilka uderzeń serca Irgun stała tak, skamieniała i czujna, próbując dojść do ładu z własnym zmęczeniem, niepewnością co do całej sytuacji i wkradająca się w serce frustracją, że oto tyle krwi, poświęcenia i wysiłku poszło na marne. Ich cel oddalał się chyżo w nieznanym kierunku, a oni byli poturbowani, wymęczeni i rozbici. A co stało się z Mikkelem i Eddą? Wolała się nawet nie domyślać...

Ale instynkt podpowiadał jej, by działać małymi krokami, po kolei rozwiązując najbardziej palące problemy: zamartwianie się na zapas nie mogło w niczym pomóc. Upewniwszy się, że jest sama, najpierw sprawdziła puls wojownika. Rathar żył - ku wielkiej uldze Irgun. Był nieprzytomny i obity, ale kobieta wiedziała, że twardy syn beorneńskiej ziemi niedługo się otrząśnie; nie warto było wybudzać go na siłę, gdy organizm wciąż się zbierał. Zadbawszy o towarzysza, zajęła się w końcu sobą. Samej jednak trudno było je sięgnąć do rany i porządnie się owinąć; koniec końców Irgun nie potrafiła stwierdzić, czy szybko przesiąkający, zawinięty niechlujnie na jej boku kawałek szmaty bardziej pomaga czy przeszkadza.

Dokonawszy tych niezbędnych zabiegów, pozbierała z “pola bitwy” broń; włócznię Rathara położyła w zasięgu rąk wojownika, a oręż poległego thralla spoczął na piersi chłopaka; mimo wszystko młodzieńcowi należał się pochówek wojownika, nieważne jakiej sprawie służył. Łowczynie czuła, że była to winna staremu mężczyźnie - choćby tyle, by nieco ukoić jego ból po stracie syna.

Miała właśnie odejść od nieprzytomnego kompana, by zgarnąć ostatnią broń - wbity pionowo w ziemię oszczep, którym Rathar daremnie próbował sięgnąć thralli - kiedy uniosła zaalarmowana głowę. Od strony wody rozległ się szybki tęten kopyt; gotowa na najgorsze, Irgun zacisnęła palce na Drzazdze, gotowa odeprzeć kolejny atak... kiedy jej oczom ukazał się nie kto inny, jak pędząca wierzchem Edda. W oczach Łotrzycy buzowało aż za dobrze dostrzegalne szaleństwo, które przeraziło łowczynię; nie zdążyła otworzyć nawet ust, by spytać, co z Mikkelem i zasadzką, gdy Eadwine - nawet nie nie zwalniając - krzyknęła pytanie o pozostałych Vilgundingów. Irgun wskazała jej kierunek ręką, a potem osłupiała patrzyła, jak rozpędzona kurierka z iście cyrkową zręcznością porywa stojący oszczep i pędzi za wodzem bandy co koń wskoczy. Nad głowę łowczyni znów nadciągnęły czarne, niepewne myśli; nie mogła jednak zostawić Rathara samego i pobiec sprawdzić, co dzieje się nad rzeką. Niecierpliwie odczekała ten nieskończenie dłużący się czas, w którym wojownik dochodził do siebie, nie mogąc niemal wysiedzieć na miejscu, targana niepokojem o los Dalijczykla.

Dlatego też, kiedy świadomość Rathara w końcu wypłynęła z ciemnych odmętów omdlenia, a Beorning otworzył oczy, przez twarz łowczyni przemknął tylko krótki promyk radości. Nie było czasu do stracenia; nieco pośpiesznie wcisnęła mężczyźnie broń do dłoni i zaraz pomogła mu na siłę wstać, cały czas powtarzając, że nie ma czasu do stracenia, a nad wodą musiało wydarzyć się coś złego…


Półprzytomny, otumaniony i obolały Wszędobylski nie zdążył się ucieszyć na widok znajomej twarzy Irgun, kiedy ta zaczęła go szarpać i wciskać do ręki dobrze znane mężczyźnie stylisko Żmiji. Chyba tylko przez zdziwienie udało mu się zaraz podnieść na nogi, bo sama Słomiana miałaby spory problem, aby dźwignąć wielkie cielsko Rathara.
- Co się… - zreflektował się i nie spytał o to co było. Dostał w łeb, to nie był powód do dumy - … się dzieje?
- Właśnie musimy się dowiedzieć. - łowczyni pokręciła głową - Herszt zbiegł z sierpem; dołączył do niego stary thrall. Co się wydarzyło na wodą, nie wiem... Eadwine wpadła tu jak po ogień i pognała za vilgundczykami, a los Mikkela i reszty oddziału nie jest mi wiadomy. Mus nam to sprawdzić. Dasz radę?
- Dam radę. - Wszędobylski krótko skinął głową. - Ale pomocy ze mnie wielkiej teraz nie będzie - dodał z syknięciem, do którego zmusił go jakiś gwałtowniejszy ruch. Okazało się jednakże, że daleko jak na razie iść nie będą musieli. Wskazał Irgun kierunek, z którego nadchodziła znajoma sylwetka. I to nie sama.
- Jest Mikkel. I ma jeńców - skomentował, trochę niepotrzebnie, czekając aż Dalijczyk się zbliży.

Ten nie wyglądał na rannego. A przynajmniej nie ostatnio, bo opatrunek na jego lewej ręce pokryty był zakrzepniętą już krwią. Cały był jednak przemoczony. Tak samo zresztą jak i jeńcy, których wiódł. Obok niego szedł Bursztyn. Pies choć również noszący znamiona jakiejś potyczki, wielce ucieszył się na znajomy widok surowej miny górala. Nie szczekał jednak, jakby zdając sobie sprawę z powagi sytuacji.

Jeńców było dwóch. A właściwie trzech, bo trzeci mimo że nieprzytomny, wiedziony był przez swych towarzyszy - niemego skauta wysłanego przez viglundzkiego herszta i mężczyznę znad Anduiny o spojrzeniu, z którego spozierała obojętna pustka. Ten nieprzytomny był młodzikiem jeno o czarnych posklejanych krwią włosach.

Rycerz wyraźnie odetchnął na widok Irgun i Rathara, ale zaraz też na jego obliczu pojawiło się zdziwienie gdy zdał sobie sprawę z nieobecności Eddy. Zdziwienie niepozbawione irytacji. Usadziwszy jeńców ruszył rychło po najbliższego konia viglundczyków.

- Jadę ją sprowadzić! - rzucił krótko.

Wszędobylski skinął mu jedynie głową, kierując uwagę na jeńców. Sam nie był w stanie umożliwiającym szalone galopady. Spojrzał na Irgun.

- Jedź z nim jak dasz radę. Ja zajmę się tymi tutaj.
- Zostanę. - kobieta położyła rękę na ramieniu Rathara i uśmiechnęła się blado. Na jej wysokim czole zbierały się grube krople potu. Mimo energii, jaką prezentowała na zewnątrz, jej stan musiał być niewiele lepszy od Rahtarowego.
- Wracajcie żywi, Mikkelu. Z sierpem czy bez, ale cali... - zawołała za rycerzem - Będziemy czekać tak długo jak trzeba...


Nie minęły trzy kwadranse, a od zachodniej strony dało się słyszeć tętent kopyt, a chwilę potem i parskanie ponaglanego łydkami viglundzkiego konia. Mikkel powrócił. Sam.
- Nie więcej niż staję stąd jest bród przez Bystrzę - powiedział szybko, zeskakując z konia - Bezpieczny. Tam znalazłem ciało jednego z ludzi Cendryka. Jego samego, ani Eddy nie było, ale znalazłem jej łuk, kołczan i pozostawiony na ziemi znak. Strzałkę skierowaną na północ. Zdaje się, że ona go zostawiła. I że postanowiła sama dogonić Cendryka.

Przedstawił parze Beorneńczyków broń Eddy i pokręcił głową. Widać było, że sytuację w jakiej się znaleźli znajduje w najlepszym razie niefortunną. Co też od razu potwierdził słowami.
- Nie jest dobrzem Ratharze. Granica ziem Viglunda jest o dzień drogi stąd. Jego wojownicy strzegący Północnego Brodu na Anduinie mogą być wszędzie. Do tego wilki, bandyci i orkowi, o które jak słyszałem nie tak trudno w tych stronach. Łotrzyca…

Ponownie pokręcił głową, nie dokańczając wypowiedzi.

- Widzę dla nas dwie drogi. Pierwsza jest taka, że po odpoczynku, bez którego będziemy łatwym celem dla pierwszej lepszej watahy, ruszamy w ślad ze Eddą. Druga… ruszasz sam. Teraz. Zaraz. Ja nie tropię tak dobrze jak Ty, a Irgun dość już krwi oddała za sierp. My w tym czasie ruszymy do znajdującego się znacznie bliżej Wodospadu Orłów. Znam to miejsce. I znam kilka orłów. Być może łut szczęścia sprawi, że akurat tam będą. I kolejny łut że pomogą. To jedyny sposób jaki przychodzi mi do głowy by wyprzedzić Eddę i Cendryka.

- Sam jeden w obecnym stanie zdziałam niewiele - odpowiedział mu Rathar, wcale lepiej od Irgun nie wyglądając. W czasie nieobecności Mikkela na jego ranach pojawiły się opatrunki, ale olbrzym, choć wierzył w swoją siłę i wytrzymałość zazwyczaj, miał prawie pewność, że w szaleńszej pogoni najzwyczajniej w świecie z konia spadnie i już się nie podniesie - Potem mogę ruszyć. Już teraz mają dużą przewagę, na nic się nie przydam, nawet jak kogo dogonię. Muszę chwilę odpocząć – w jego głosie zabrzmiała wściekła nuta, ale znał swoje możliwości.
- Potem mogę ruszać za ich śladami - powtórzył. - Sam albo i nie sam. Orły… mógłbyś spróbować. Czego oni tu szukali, Mikkel? Dlaczego właśnie o tym miejscu mówili? Chodziło jedynie o przekroczenie rzeki?

Dalijczyk obejrzał się na wysoką skałę po środku nurtu Bystrzy.

- Jest tam na górze, pomiędzy skałami, stary zwodzony most orkowej konstrukcji. Wyglądał jednak na od dawna nieużywany. Były też ślady obozowisk. Wydaję mi się, że to punkt obserwacyjny. Po spieszeniu można górą przejść na drugą stronę rzeki. Jeśli jednak chce się zachować wierzchowce, trzeba iść do brodu za Eddą - zasępił się na chwilę nad słowami Rathara. Wiedział, że góral ma rację. Tak po prawdzie, żadne z nich nie nadawało się do samodzielnego pościgu za Cendrykiem. Z Eddą włącznie. A może nawet ponad wszystko z nią.
Wrócił spojrzeniem do jeńców, po czym podszedł do jednego z nich - mężczyzny o pustym, pozbawionym woli walki spojrzeniu.

- Którędy planowaliście ponieść sierp Viglundowi?

Rycerz przez dobrą chwilę nie przerywał milczenia jakim obdarzył go viglundzki niewolnik. W końcu kucnął przed nim.

- Jestem Mikkel z Dali, syn Thoralda. Rycerz króla Barda. A Ty jesteś teraz moim jeńcem, Człowieku Anduiny. Ty i Twoi towarzysze dokonaliście kradzieży przedmiotu należącego do Lorda Beorna. Kradzieży, która może pochłonąć znacznie więcej żyć niż to które zabrała Bystrza. A człowiek ten choć był Ci drogi nie był zapewne jedyny, którego los leżał Ci na sercu. Jest tych osób więcej. I nadal za nie odpowiadasz. Ubolewam nad Twoją stratą, ale to jest moment, w którym możesz, albo zdać się na litość swojego pana, oraz na łaskę Lorda Beorna, albo samemu wpłynąć na wydarzenia, którym biegu nie nadałeś.

Thrall obdarzył Mikkela wymownym spojrzeniem. Rathar wstał. Opatrunki już owijał się wokół miejsc, w które oberwał. Stawy trzasnęły, kiedy olbrzym przeciągnął się. Wyjął zza pasa długi nóż, mijając ciało zabitego młodego. Zatrzymał się przed jeńcami.

- Ukradli i będą sądzeni - powiedział ciężkim tonem góral. - Tu i teraz, bo gdy będziemy musieli ruszać, nie zabieramy jeńców. To od nich zależy, czy zależy im na życiu. Na ponownym zobaczeniu bliskich. Kradzież karana może być różnie - wzruszył ramionami, jakby nie interesowało go to jaką karę wymierzy.
- Jak będą milczeć, rozwiązanie pozostanie jedno - spojrzał w oczy jeńcowi. - Którędy planowaliście ponieść sierp? - powtórzył pytanie Mikkela. - Czego szukaliście tutaj? - machnął ręką w stronę Przewróconej Skały.
- Prosto do Północnego Fortu. To gród przy Północnym Brodzie. Tutaj mieliśmy odpocząć. - odrzekł spokojnie spytany.
Wszędobylski cofnął się. Tu nie było więcej do ustalania, a nie mieli czasu weryfikować, czy jeniec nie kłamie.
- Mikkelu. Jedź do Orłów. Nie ma na co czekać, musimy zaryzykować. Irgun, daj mi godzinę na sen, a potem obudź. Wezmę luzaka i pognam za nimi. Mogąc zamieniać konie mam szansę. Jakąś.
Popatrzył po towarzyszach. Nie miał lepszego planu, ale wyraźnie czekał na ich ewentualne uwagi.
- A co z nimi? - Irgun wskazała brodą na jeńców - Sama was nie puszczę, a i czekać na naszych ludzi nie wiadomo jak długo... - pokręciła głową - Jak ruszyć za sierpem to razem; nie zostawię tak Eadwiny. - odwróciła się do jeńców i spytała z namysłem - Jeśli was puścimy, przysięgniecie, że wrócicie do domów i powstrzymacie się od szkodzenia domowi Beorna...?
Jeńcy popatrzyli po sobie.
- Nie możemy wrócić do domu bez tego przeklętego sierpa. - odezwał się ten, który rozmawiał z Ratharem.
- Oni, Irgun, już dawno temu zapomnieli czym jest decydować o własnym losie - odpowiedział rycerz, patrząc jednak bez ustanku w oczy tego, z którym rzucił wyzwanie Bystrzej - Niech tak będzie. Ruszymy razem z nimi do Wodospadu. Orły zdecydują o ich losie. Nie dopowiedział “i o naszym”.
- W rzyci byłeś i gówno wiesz, cudzoziemcze. - odparł mężczyzna, w którego Mikkel wpatrywał się nieustępliwie - Wracając do domu z pustymi rękoma decydujemy o losie naszych bliskich. - dodał, podtrzymując wzrok syna Thorlada.

- Wolimy wcale nie wrócić i nigdy ich nie zobaczyć, jeśli sierp nie trafi do rąk Viglunda. Za naszą śmierć tutaj w oczach wszystkich nikt nikogo karał nie będzie, ani mścił. - przeniósł wzrok na Słomianą.

- Wypuść nas, pani. Na drugi brzeg nie wrócimy. - powiedział do Irgun. - Za życia zabrane musicie - położył nacisk na to, co powinni byli zrobić - pogrzebać nas też w pamięci żywych. Więc albo nas zabijcie, albo tak ludziom mówcie, żeśmy w Śpiesznej straceni. - dodał poważnie. - Nasze rodziny nic Beornowi złego nie zrobiły. Los je spotka okrutny, może nawet gorszy od śmierci.

Pozostali thralle w ciszy patrzyli na Rathara, Irgun i na Mikkela.

- Jak Cię zwą Anduińczyku? - zapytał po chwili Mikkel. Rycerz w żadnej mierze nie wydawał się zrażony słowami thralla.
- Hardwin Młodszy.
- Wierzę mu, Mikkleku. - Irgun pokręciła głową, przerywając to wypytywanie - Nie zrobili nic złego ponad to, co robić musieli; pamiętaj, że dźwigają na barkach nie tylko swój los, ale i swoich rodzin. Dajmy im odejść w pokoju. Może choć w ten sposób znajdą jakąś wolność.

Dalijczyk kiwnął po chwili głową.

- Puść ich Irgun. Ale dopiero po odejściu Rathara. Też wierzę w jego szczerość. Ale to ludzie nawet bez pęt i kajdan wciąż będący w niewoli. Niech ten czas poświęcą na pogrzebanie swoich zmarłych. A Ty góralu poza luzakiem, weź ze sobą jeszcze Rumianka Eddy.

Wszędobylski skinął głową.

- Nie zostawimy im żadnego konia.

Łowczyni pokiwała tylko głową z zaciśniętymi ustami. Słowa Wszędobylskiego skazywały thralli na długą i niebezpieczną drogę przez pustkowia, ale z drugiej strony w jakiś sposób zwracały im niepewną wolność. Taką, którą musieli teraz wywalczyć swoimi rękami, ale czy przez to nie cenniejszą?


Rathar odjechał w dwa konie po krótkim odpoczynku, w trakcie którego Irgun i Mikkel przygotowali się do swojej drogi. Łowczynię też dopadało powoli zmęczenie, ale starała się nie dać po sobie tego poznać.

- Sprowadź Eddę żywą. Sierp... są rzeczy ważniejsze niż najcenniejsze nawet przedmioty. Jej niepokorny żywot i szalona głowa są dla mnie takie właśnie. W tobie cała nadzieja, że jeszcze zobaczę całą tą naszą wspólną udrękę...! - powiedziała na koniec Ratharowi, zaraz przed odjazdem, mocno ściskając ramię wojownika. W jasnych oczach Irgun kryła się niema prośba, choć przy ostatnim słowie nawet spróbowała trochę zażartować.

- Czas i na nas. Dogonię cię. - kiwnęła głową dalijskiemu rycerzowi. Jeńców odprowadziła spory kawałek od zgromadzonej w jednym miejscu broni i wskoczyła na konia.

- Jesteście wolni i już nie Vilgunda, jeno swoi. Korzystajcie mądrze z tej wolności. Moje serce ściska się na myśl, że będziecie oddzieleni od swoich bliskich, ale mam nadzieję, że jeszcze ujrzycie swoje rodziny. Żałuję, że przyszło nam się tak w nienawiści spotkać... - westchnęła i uniosła dłoń w geście pożegnania – Bywajcie w pokoju. I kierujcie się w kierunku domu Beorna – wskazała kierunek – Drzwi jego domu są zawsze otwarte, podobnie jak drzwi jego serca. Powodzenia!

I z tymi słowami spięła konia, pędząc śladem Mikkela.


 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!
Autumm jest offline