Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-07-2015, 21:31   #308
vanadu
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
Buttal ruszył szybkim i pewnym siebie krokiem do baru. Znał takie knajpy - okażesz słabość a skończysz bez sakiewki, ciuchów a czasem i życia. Będąc już dość blisko rzekł, rzucając złotą koronę na blat:

-Panie szefie pokój, jeść i ze trzy butelki wina. po czym stanął oparłszy się o ladę rozejrzał się dokładniej, pragnąc ocenić "bywalców". -Krugan, Wilczarz mam z Wami do pogadania. Panowie dodał dalej zwracając się do magów -Jakieś potrzeby?

- Niższy stół. - mruknął Ivo, patrząc jak jego pracodawca nonszalancko opiera się plecami o kontuar, z głową trochę wystawiającą ponad blat. Karczmarz przyjął jednak monetę i po chwili postawił za głową krasnoluda trzy flaszki.Krugan zmarszczył brwi. -I kubki. - dodał, na co szynkarz westchnął i zniknął za ladą

-Z pokojem może być kłopot, niscy panowie.- rzucił, lekko stłumionym głosem, szukając pewnie jakiś umiarkowanie czystych naczyń do picia
- Wszystkie zajęte. Chyba że ktoś zgodzi się odstąpić swój...

-To da się załatwić.- stojący obok Torrga wyszczerzył się, trzaskając kostkami zaciskanych pięści.

Flick odchrząknął -A może ja takowe poszukam... ? Znam sposoby na przekonywanie ludzi do opuszczania pomieszczeń na długi, długi czas.

Wilczasz westchnął. -A nie prościej pokój podkupić... ?

-Zobaczą że nas stać to skończy się jak w Kamiennej Baszcie. A tu trudniej będzie wyjaśnić użycie armat na ulicy i sto trupów... dużo trudniej.
pokręcił głową Resnik, rozglądając się dalej po sali. – A jak my kogoś usuniemy to na nas się odgryźć może chcieć kto, albo informację nawet sprzeda jak sam się nie ruszy. Nie ma co ryzykować. Zwłaszcza że po nocy musimy się rozejrzeć po mieście. Patrzcie dodał ruszając w stronę wykidajły. -Dobry. Potrzebuje by któryś większy pokój opustoszał rzucił do wielkiego brzydala rzucając mu złotą monetę. To mogło być nawet zabawne.

Półork złapał monete, obejrzał ja podejrzliwie a nawet nadgryzł badawczo. Następnie uśmiechnął się lekko, chowając ją za szeroki pas. Miał naprawdę paskudną mordę.



O dziwo, broń zostawił przy progu, z chrzęstem prostując palce i poruszając głową na boki -Dwie minuty.- charknął, ruszając w stronę drzwi prowadzących do kwater gości.Wilczasz westchnął, czując bijatykę wiszącą w powietrzu

-Mi chodziło raczej o to żeby wysłać Torrgę po pokojach z tekstem że zapłacisz sztukę złota za odstąpienie pokoju... Taki sposób wydaje mi się mniej...

I w tym momencie z korytarza gdzie zniknął osiłek, dało się usłyszeć wściekłe krzyki, przekleństwa i dźwięk jakby ktoś rzucił worem mięcha o ścianę. Kilka sekund później strategicznie opuściły tamten obszar dwie ciut roznegliżowane kurewki, którym chyba najwyraźniej przerwano wykonywanie czynności zawodowych, co generalnie niezbyt im przeszkadzało.Przekleństwa i krzyki zaś przybrały na silę -Stawiam na jakiegoś pijanego najemnika.- rzucił z tyłu Dłof

-Nie. Z naszym szczęściem, strażnik miejski po służbie.- Krugan westchnął cicho .-Ja stawiam na jakiegoś opasłego ważniaka który poszedł tu pociumciać za plecami żony.
I znów dźwięk charakterystyczny dla ubijania kotletów schabowych.

-Strażnika nie było by stać na aż dwie panienki, ważniak zaś krócej by wytrzymał bity przez orka zauważył przytomnie Buttal. -Siadajmy na chwilę, poczekamy i zobaczymy co się stanie zaproponował w końcu. Ostatecznie cóż im zostawało. No, zjeść coś, racja.

Ostatecznie zza winkla wychynął... cóż, po śladowym odzieniu trudno było zgadnąć kim jegomość był, ale obity został dosyć mocno. Łysiejący, o sylwetce łączącej tłuszcz z mięśniami, z sumiastym wąsem zatoczył się do przodu, próbując naciągnąć na kosmaty tyłek spodnie o szerokich nogawkach. Szczęśliwie dla wikidajły, był też dość pijany.W ślad za nim, przy akompaniamencie śmiechów reszty bywalców baru, poleciały jego ciuchy składające się z koszuli, płaszcza, kolczugi oraz miecza o szerokim ostrzu. Szczęśliwie, pośród nich nie było żadnych elementów odzienia miejscowych służb mundurowych.Kiedy wstał, Krugan złapał Buttala za ramię i wepchnął mu w dłoń kufel.

-Nie gap się bardziej niż wypada bo nie wygląda na kogoś komu to "wyproszenie" przypadło go gustu...

Szczęśliwie, obity miłośnik alkoholu i dziewczynek miał dość krwi na twarzy by zalewała mu ona także oczy.Bełkocząc coś do siebie, wytoczył się z karczmy.Właściciel wyszynku zaś uśmiechnął się lekko pod nosem, przechylając pod kontuarem w stronę stojących pod nim brodaczy -Mamy wolny pokój.

-Poprosimy. odparł również z uśmiechem Resnik -Jedzenie prosilibyśmy do pokoju jeśli można prosić. I wiadro gorącej wody jeśli można dodał i chwytając plecak ruszył w kierunku zwolnionego pokoju, po drodze uprzejmie kiwając mijanemu wykidajle. Wszedłszy do pokoju, rozejrzał się spokojnie. -Panowie, trzeba sprawdzić gdzie wychodzi okno i czy zasuwki ma. rzucił gdy wszyscy już się zebrali -Ja, Krugan i mistrz Flick, jeśli wyrazi zgodę, udamy się gdy noc ściemnieje jeszcze bardziej przejść się po mieście. I zajrzymy do ruin wieży. Był tam ten dziwny golem strażniczy, może ocalał, ewentualnie kłódka czy inne elementy wyposażenia co mogą mówić da się przesłuchać. Albo mistrz Flick czy Kurgan coś poczują. Pytania? Uwagi? Okrzyki gniewnego niezadowolenia z mojego kretynizmu? zapytał, czemu towarzyszył cichy chichot.

-Biorąc pod uwagę że póki co wiemy naprawdę mało... trudno mi to w jakikolwiek sposób ocenić.- Ivo wzruszył ramionami, rozglądając się po pokoju z dwoma łóżkami i dużą ilością miejsca na podłodze. Szczęśliwie, pokój był piwniczny co pozbawiało ewentualnych napastników możliwości wejścia oknem.

Flick zaśmiał się nerwowo
-Sugerowałbym jednak mimo wszystko zabrać jakiegoś opłaconego miejscowego w celu... no nie zgubienia się? Chyba że panowie znają okolicę dostatecznie dobrze?

-Ja znam.- Wilczasz postawił na nogach pobliskie krzesło i usiadł na nim - Mam jednocześnie wrażenie że bardziej przydatny będę tutaj. Pilnując wozu. Koni... i jego.

Głową wskazał na Mavolio, który zdegustowany rozglądał się po pokoju.

-Jeśli pójdzie dobrze do rana będziemy wiedzieć więcej. Faktycznie można by dać w łapę komuś z tutejszego światka, w noc tak ciemna i tak nerwowa pomiędzy trzema a czterema wędrowcami nie ma różnicy w alejce. Ivo..znajdziesz kogoś takiego? Musimy to sprawnie załatwić bo droga długa jeszcze. Miałem tu gdzieś mapę... trzeba by nam wiedzieć co przed nami, jakie trakty i miasta, czy ruchliwe i tak dalej...Torga, Dłof...popilibyście z miejscowymi i się wywiedzieli co? zaproponował krasnolud przeglądając papiery w poszukiwaniu otrzymanego od Dimzada szkicu.

-Ha!- Torrgi zaśmiał się, pocierając dłonią o dłoń - W końcu coś po za walką co znajduje się w moim kompetencjach. To co Dłof, popijem?
-No kurwa.

Cóż, przynajmniej dwóch z ekipy było zadowolonych swoim przydziałem. Na mapie zaś, pomiętej i ukrytej bezpiecznie za pazuchą Buttala, znajdował się dość precyzyjny plan najbliższych stu kilometrów z Frakenwaldu do Groningen.Pozostałe sto dwadzieścia było siatką miast, miasteczek, wsi, punktów handlowych i innych zurbanizowanych zabudowań, które otaczały Centralne Groningen niczym kokon przepoczwarzającą się larwę.A i to "puste" sto kilometrów roiło się od wiosek i rozdroży.

Wilczasz skinął głową -Dam radę, dam... Ale mam dziwne wrażenie że ktoś faktycznie godny zaufania będzie drogi. Albo wymagający ciut większych starań z mojej i twojej strony. Tego typu ludzie są dość... zestresowani w Middenlandzie.

Ciekawe dlaczego... ? A! No tak! Stryczek za większość przestępstw.

-Rozejrzeć się można...mimo wszystko światek pewnie sporo wie co się w mieście wyprawia...musi jeśli chce żyć. A po prawdzie powinni zrozumieć że równie bardzo jak oni nie chcemy być przyłapani. Krasnoludzki wysłannik dyplomatyczny bez immunitetu z magiem z Uniwersytetu przeszukiwali ruiny wieży oficjalnego maga wysadzonej w powietrze nieznanymi środkami w dzień bo brutalnym morderstwie dziwnie przypominającym z opisu tortury lub jakiś chory rytuał na skraju czegoś co przypomina stan wojenny lub godzinę policyjną w najbardziej zmilitaryzowanym antymagicznym państwie kontynentu. Nie..zdecydowanie nie chcemy być napotkani. Zresztą najwyżej pokryjemy to z funduszy Kompanii. Dimzad to przełknie. Cholera, wszystko przełknie byle ich dopaść. No..prawie wszystko. Jak się za to zabieramy? zapytał wyrzucając z siebie strumień słów świadczących o lekkim niepokoju jaki go nękał. Nie martwiła go droga - informacje zebrać dało się spokojnie, Torga miał doświadczenie a i okolice nie były całkiem dzikie. ale sprawa ze śmiercią maga była bardzo ale to bardzo niepokojąca. Szlag by to...mogło to oznaczać że kryształ...Kurwa. Potrząsnął głową niczym pies co świeżo wyszedł z wody: -Mistrzowie...czy jeśli mają maga który stworzył kryształ komunikacyjny...mogą go namierzyć lub podsłuchać? wpłynąć jakoś na niego? Lub na inne pisma, teksty i artefakty jakie stworzył?

Flick potarł pomiędzy palcami swoją kozią bródkę, myśląc intensywnie .-Tylko potężną magią...- powiedział powoli - Bardzo potężną. Zakrawającą trochę o strefy boskie, a przynajmniej międzyplanarne. Nie sądzę by mili takie zasoby czy umiejętności.

-Skąd ta pewność?- Krugan uniósł pytająco brwi, na co Flambee zaśmiał się głośno, opierając dłonie na biodrach -Och, a stąd, że wątpię byś w swoim zakonie w Morr miał chociaż jednego kapłana zdolnego zwrócić się bezpośrednio do Moradina i coś od niego uzyskać. Macie takiego?

Kargulson wzdął lekko wąsy -No niby, w chwili największej potrzeby, dwunastu najwyższych kapłanów mogłoby zebrać się w świętym kręgu i...

-Czyli nie macie.- przerwał mu ognisty czarodziej - Tak samo jak my nie mamy na uniwersytecie kogoś kto potrafi bezpiecznie rzucić zaklęcie życzenia tak by nie odbiło mu się niechcianymi konsekwencjami w twarz. A skoro nie mamy go my, największa i najpotężniejsza organizacja magiczna na świecie, to tym bardziej nie mają go resztki magów cienia.

-Aaaha.

Wilczasz w tym czasie wstał, poprawiając płaszcz.-Wy zostańcie.- polecił.- I poczekajcie na mnie. Jeśli chcemy kontaktu z miejscowym półświatkiem, będzie to wymagało chwili pomyszkowania. I waszej dyspozycyjności, bo coś czuję że mnie potraktują bardziej jak pośrednika...

Nie zostało nic więcej do powiedzenia tak właściwie. Zostawało czekać na powrót zwiadowców: tych upijających się i powodujących dochodzący nawet tu zgiełk w sali głównej jak i Wilczarza przemierzającego miasto…czy ciemne uliczki…piwnice. Przemierzającego to co akurat przemierzał. Buttal siedział rozparty na stołku, rozmyślając nad cała sytuacją. Mavolio zasnął niemal natychmiast na jednym z łóżek, korzystając zapewne z tego, że nikt inny nie rościł sobie chwilowo do nich praw. W niedługim czasie do pokoju trafiło jedzenie, a także misa i dzban gorącej wody. Obecni i przytomni pożywili się solidnie, acz dość niewybrednie. Widać było, że zajazd zarabia raczej na piwie niż jedzeniu - no i była noc, tak więc to co nagotowane już się pokończyło. Jajecznica, wurst, chleb i miód - niewiele więcej. Zostawało się cieszyć z wyjścia większości podróżnej ekipy, bowiem gdy skończyli się posilać w swym niewielkim gronie na stole zostało jedynie pęto kiełbasy i jakieś resztki chleba. Magowie również zasnęli, korzystając z okazji na odpoczynek po dość, trzeba przyznać, męczącej drodze. Buttal mocząc stopy w misie gorącej wody czekał.

Czekanie trwało naprawdę długo.Ostatecznie, kilka godzin później, krasnolud ocknął się ze stopami w misie już zimnej wody i strumyczkiem śliny cieknącym na brodę z rozdziawionych ust. Torrga i Dłof nie wrócili. Mavolio i Krugan spali dalej a przed świeżo obudzonym brodaczem stał Wilczasz, z rękoma założonymi na piersi -Baaardzo do serca wzieliście sobie moją radę żeby odpocząć jak widzę.- znacząco spojrzał na Buttalowe stopy wyglądając jak należące do krasnoluda o kilka wieków starszego.

Flambee pociągnął nosem i usiadł na swoim łóżku, otaczając dłonie pomarańczową poświatą. -Khto tam?!

-Swój.- mruknął Wilczasz, przysuwając sobie krzesło. - Śpij dalej. Jeszcze nie świta.

-Mhaha...- wybełkotał mag, padając z powrotem na poduszkę.

Ivo zaś sięgnął po dzban i zmarszczył brwi, odkrywając w środku resztkę wody.

-Sheeren, szefowa miejscowych łowców nagród i mieczy do wynajęcia zgodziła się wstępnie na rozmowę, ale musiałem powierzchownie przybliżyć jej co i jak... Jej mina sugerowała umiarkowany zachwyt całą sytuacją.

-Ivo...a czy moja mina sugerowała kiedykolwiek zachwyt całym tym gównem odparł Buttal dość cicho, by nie zbudzić kompanów. Joł tymczasem wycierać stopy i ogrzewać je - choroba była ostatnim co mu do kompletu było potrzebne. -Duzo jej powiedziałeś? spytał jeszcze, kierując się ku posłaniu Kurgana, by z cicha go obudzić -Rozumiem że zabieramy się do niej natychmiast?


-Na tyle żeby nie musieć kłamać. Że masz spore fundusze i że chcesz dyskretnie sprawdzić ruiny wieży. Pytała czy może nas coś ugryźć ale ograniczyłem się do stwierdzenia że póki co, to głównie straż, skoro już teraz dla sportu patrolują ulice...
- Wilczasz ziewnął, z chrzęstem poruszając głową na boki - Możemy, ale stwierdziła że skoro jesteśmy tak ekskluzywnymi klientami, to możemy nawiedzić ją kiedy uznasz za stosowne... Co nie zmienia faktu że do wieczora wypadałoby się tam stawić.

-Za dnia kręcenie się po rumowisku może być problematyczne.- Flambee mruknął bardziej do siebie, przewrócił się na drugi bok i zasnął.

Ivo skinął tylko głową. -Właśnie... Resztę dopowiesz ty. Ostrzegam jednak. Ketelhoch to wyjadaczka w branży.

-Po prawdzie gdyby tak nie było nie przydała by się nam na wiele. Budź mistrza Flicka odrzekł wciąż potrząsając ramieniem młodego kapłana -Trzeba to załatwić od razu. I jutro wyjechać. Nim znów się jakieś wypadki wydarzą i zaczną krzywo na obcych patrzeć

W niedługim czasie do pomieszczenia wtoczyli się wysłani na piwo „zwiadowcy”. Dowiedzieć się od nich o bieżącej sytuacji nie było jak. Po prawdzie nie Chodzili nawet zbyt dobrze. Trzeba było ich zostawić, tak jak wracającego ze zmiany przy pilnowaniu koni Bolvi. Ostatecznie na ochotnika z nimi oraz z Mavolio, któremu nie ufano właściwie wcale zgodził się zostać mistrz Flambee, uznając argumenty pozostałych, że trudno mu było by się nie wyróżniać. Ostatecznie Buttal, Ivo, Krugan oraz mistrz Flick ruszyli na puste ulice miasta. Dniało i mimo, że ulice ciężko było nazwać zapełnionymi wedle jakichkolwiek standardów wykraczających poza skupisko trzech chałup na zadupiu, spotykało się pojedynczych ludzi. Chodzili jednak niepewnie, widocznie ostrożni i starali się jak najszybciej zniknąć z ulic miasta. Jedynie kupców i karawan było sporo. Nie wszyscy mieli szczęście grupy krasnoludów...albo ich bezczelność, tak więc koło karczm i zajazdów – względnie nielicznych – potworzyły się prędko małe obozowiska przypominające wędrowne tabory lub wojskowe obozy – straże poszczególnych grupek były równie czujne jak mieszkańcy i strażnicy. A właśnie – strażnicy. Patroli było więcej niż gołębiego guano na solidnym miejskim placu. Zmuszało to dość niecodzienną grupkę do wędrówki zaułkami i okolami głównych szlaków komunikacyjnych i punktów kontrolnych. Wilczarz przedłużył znacznie trasę jaką mieli do przebycia – mimo to jednak zdołali nie dać się zatrzymać. Nie było to jednak łatwe nawet dla kogoś kto miasto znał, było bowiem solidną plątaniną ulic, zaułków i podwórzy. Raz niemal wypadki na niewielki placyk, wyhamowali jednak słysząc ciche jęki i bełkotania. Na placyku, czy też na sporym rozszerzeniu traktu leżał ork. Wykidajło z karczmy – straszliwie pobity, goły, pozbawiony wszystkiego. Nad nim zaś stał patrol straży – wyraźnie zafrasowany niecodzienną i niezrozumiałą relacją...chyba poszkodowanego.

-Rozumiesz coś z tego? zapytał cicho Buttal, cofając się powoli.
Wilczarz uśmiechnąwszy się kwaśno pokiwał lekko głową i rzucił tylko przez zęby: -Sam zobaczysz

Wejście do siedziby Łowców Głów wyglądało tak niepozornie jak tylko się dało. Przeskoczywszy niemalże przez ruchliwy trakt ruszyli wąską, boczną uliczką prowadzącą na zaplecza magazynów najwidoczniej służących zaopatrywaniu straganów i sklepów na pobliskim rynku. Niewysoka zapyziała brama zaprowadziła ich na podwórze na tyłach starych kamienic zagnieżdżonych chyba siłą uporu oraz nadmiernymi trudnościami z potencjalnym wywozem gruzu przez wąskie zaułki i okoliczne zabudowania.

Po wąskich schodkach schodziło się do małej piwnicy, przy drzwiach do której rozsiadł się wygodnie lokalny łach. Dopiero skierowawszy się ku niemu grupa zdołała odkryć że jest to przebranie. Ba – pled na jego kolanach skrywał dwie kusze ręczne, które błyskawicznie zostały skierowane na zbliżająca się grupkę. Opanował się jednak szybko i wpuścił ich bez słowa. Tam czekał na nich „drugi po” pani Ketelhoch, pierwszy oficer organizacji można by rzec, który stanowił prawdziwą niespodziankę.
Był to obity przez orka łysol. Ten wywalony z pokoju. Pierwszy w niemej grozie zastygł Buttal, po chwili powaga sytuacji dotarła do wszystkich pozostałych, jeden tylko Ivo zachował nonszalancki spokój. No to faktycznie – nadziali się, nie było wątpliwości.



Mee’ro z Krevhlod. Wielki wredny łysol. Na szczęście nie odkrył komu zawdzięczał pobicie w knajpie. Dało się zacząć na powrót oddychać. Najpierw nastąpiło przeszukanie. O tyle kłopotliwe, że zasób broni i dziwnych przedmiotów tak przy Wilczarzu jak i Buttalu był znaczny, a Kurgan nie budził specjalnego zaufania wyrazem zirytowanej twarzy. Błysnęło jasne światło. System magicznego wykrywania – sprytne i godne szacunku. Mistrza Flicka jako maga poproszono o pozostanie. Nie robił on problemów, spokojnie pykając fajkę siadłszy pod ścianą.

Główna sala była przestronna i przytulna, przystosowana w widoczny sposób przez osoby które nawykły spędzać tu czas i chciały czuć się dobrze. Dużo wygodniejsza niż karczma w jakiej się zatrzymał „korpus dyplomatyczny”. Było pusto.



Ogromny łysol prowadził ich dalej, aż do niepozornych drzwi na końcu sali. Gdy ją otworzył oczom drużyny ukazała się ciemność, rozrzedzana przez pojedynczą świece rzucającą nikłe światło na biurko na którym stała.
 
vanadu jest offline