Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-07-2015, 12:06   #23
Caleb
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Denis ostrożnie stąpał po kamiennych występach. Całe to miejsce posiadało w sobie niewypowiedziany urok. Przywodziło na myśl uczucie towarzyszące podwodnym eksploracjom. Tu także ścierał się ze spuścizną obcej kultury. Również i tutaj mógł jedynie zgadywać kim była niegdysiejsza społeczność.
Schody były bardzo długie, wieńczyły się zaś kamienną bramą, w wielu miejscach nadkruszoną. Arcon mógł przyjrzeć się teraz bliżej grawerom obok niej. Stanowiły prymitywne, acz intrygujące rzemiosło. Sceny przedstawiały ludzkie zbiegowiska, które pierzchały przed wodnym żywiołem. Na części z tablic ukazano kres tych, którzy nie zdążyli uciec przed napierającą ścianą wody. Wygadało to tak, jak gdyby unosili się w powietrzu. Jednakże duża liczba poziomych linii sugerowała otaczający ich morski błękit.
Wyszedł na brukowany plac. Przed nim wyrastała półotwarta świątynia przypominająca ziggurat. Po lewej stronie leżały obrośnięte mchem głowy z glino-podobnego budulca. Musiały kiedyś należeć do pomników o gigantycznych rozmiarach. Kawałek od miejsca gdzie znajdował się lurker, wyżłobiono w kamieniu regularne wgłębienie. Przypominało basen - dojrzał na nim pofalowane ślady, sugerujące zacieki.
Najkrótsza droga oznaczała przejście poprzez mury budowli. Wejście znajdowało się między dwoma filarami, które zdobiła para kamiennych węży. Rozbitek minął je, zrywając kilka cienkich pajęczyn. Postąpił jeszcze o krok, gdy wtem… [Trudny test Zręczności]
Poczuł że płyta na której stoi, poruszyła się. Nie miał szans dokonać odwrotu. Spadał w dół. Odbił się od niewielkiej ścianki i ześlizgnął po niej. Na szczęście zwieńczenie krótkiego lotu nie było bardzo bolesne. Wylądował w wąskiej studni wypełnionej wodą. Odruchowo złapał za skalny występ. Było to konieczne, gdyż nie potrafił wyczuć gruntu. Spojrzał ku górze. Znajdował się sześć metrów od poziomu z którego spadł. Powrót tą samą drogą oznaczał mozolne poszukiwanie szczelin w cegle oraz pomaganie sobie nielicznymi korzeniami. Następnie zmierzył wzrokiem toń, w której się znajdował. Studnia była bardzo głęboka, nie dostrzegał jej dna. Mógł za to ujrzeć przynajmniej dwie odnogi biegnące około trzech metrów pod powierzchnią.

Deborah wstała i powoli podeszła okna. Uchyliła kotarę, wpuszczając więcej światła do mrocznego pomieszczenia. Obserwowała ruch setek łodzi w mieście.
- Nie interesuje nas kto go zabije. Ze względów które tu podjęliśmy chcemy tylko, aby operacja przebiegła dyskretnie. Chcecie konkretów? Proszę bardzo.
Odwróciła się z powrotem do zebranych. Jej stojąca w oknie sylwetka przypominała pozbawiony właściciela cień.
- Nowy statek i załoga dla korsarza. Co do pana, panie La Croix. Myślę, że pozycja w Delegaturze równa Ubertonowi będzie wystarczająca. Pomijając fakt, że dostaniecie na tacy sprawcę zamieszania z wyspy Jerry.

Córka kapitana statku stała na rufie, obserwując spienione fale, które zostawiał za sobą statek. Była zła. Między innymi na Lucasa, mimo iż powinna dawno się przyzwyczaić, że inżynier jej nie posłucha. Irytację koił ciemno-czerwony zmierzch, którego zniekształcone odbicie zjawiskowo zniekształcało się w wodzie. Na ustach dziewczyny pojawił się delikatny uśmiech. Kto nie znał dobrze Samanthy mógłby stwierdzić że nie tkwi w niej żadna wrażliwość. Właściwie, powiedziałby to każdy.
Na obszar zwany Eta Carinae przybyli, kiedy słońce chowało się za horyzontem. Piraci krzątali się na pokładzie, dokonując ostatnich czynności możliwych przy dziennym oświetleniu. Wkrótce zarówno wody Morza Qard tudzież niebo przybrały atramentową barwę. Jak zwykle wybuchła gdzieś awantura i kilku żeglarzy wybiło sobie zęby. Można by zatem powiedzieć, że wszystko wracało do burzliwej normy.
Ale i bandytce udzieliła się z czasem osobliwa atmosfera. Mlecznobiałe ciało pokryło się czemuś gęsią skórką. W powietrzu wyczuła coś przypominającego mocny zapach przed burzą. Morze było jednak spokojne. Nic nie zapowiadało sztormu.
Mgła wzeszła po godzinie od wpłynięcia na rzekomo przeklęte wody. Było to zastanawiające zjawisko dla każdego, kto choć parę razy pływał po otwartym morzu. Zamglenie następowało przy znacznej różnicy temperatur powietrza i wody. W tych rejonach podobne korelacja nie miała miejsca. Tymczasem opar, niczym nieproszony gość, rozlał się na dobre wzdłuż pokładu.


Był na tyle gęsty, że ledwie mogła ujrzeć zarysy stojących nieopodal kompanów. Zapalone lampy oliwne przypominały w tym momencie świetliki, które przysiadły na niewidocznych konarach. Samantha kluczyła po statku, nieco się nań gubiąc. Jej kroki odbijało echo, choć nie było konkretnej przestrzeni, która kumulowała dźwięk. W odcieniach szarości dostrzegała kontury piratów. Nie rozumiała tego, co mówią. Wśród ich głosów pojawiły się jeszcze inne. Szeptały na niskich skalach, zachęcały do czegoś. Choć ledwie wybrzmiewały, świdrowały bębenki. Samantha poczuła aż nieprzyjemne mrowienie w skroniach. Ruszyła w stronę burty. Ledwie zrobiła parę kroków, gdy uderzyła ją świadomość, że nie robi tego świadomie.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 22-07-2015 o 15:47.
Caleb jest offline