Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-07-2015, 23:53   #23
sheryane
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu
11 Alturiak 1372 RD

Świt nie przywitał Alytha niczym szczególnym. Był kolejnym z tych licznych, nijakich, ale rzecz jasna mroźnych poranków na północy, kiedy trudno było ocenić, jak zmieni się pogoda w ciągu najbliższej godziny. Spacer przez Targos ze świadomością, że wkrótce będzie mógł opuścić to miasto, był przyjemny jak nigdy. Nawet mijani sporadycznie przechodnie zdawali się jacyś mniej ponurzy niż zwykle. Może było to tylko bezpodstawne wrażenie, a może sami czuli, że w końcu pozbędą się czarnej owcy z okolicy.
Szybko dotarł do celu. Na podwórzu czekały już cztery spore, kryte impregnowanym płótnem wozy. Osadzone były na długich, szerokich płozach i przypominały raczej wielkie sanie. Każdy z nich zaprzęgnięty był w parę koni. Pierwsze w szeregu miały być prowadzone przez znane już Wynne’owi klacze - Deltę i Omegę. Nim jednak Alyth mógł przywitać się z koniami czy choćby przyjrzeć się wszystkiemu dokładniej, coś silnie uderzyło go w bok. Zaskoczony nie zdołał złapać równowagi i poleciał w pobliską zaspę, a napastnik razem z nim. Wielka kula białego futra uwaliła się na nim całym ciężarem, liżąc go przy okazji po policzku i merdając ogonem.
- Otto? - usłyszeli znajomy głos - Otto! Zostaw go! Do mnie - powiedziała Arine ze śmiechem.
A skoro była tutaj i miała tak dobry humor, mogło to oznaczać tylko jedno...
Wilk posłusznie zszedł z maga i potruchtał w stronę przyjaciółki. Po ranach sprzed trzech dni nie było już na nim śladu. Ledwie Alyth dźwignął się na nogi, a tym razem na szyi uwiesiła mu się białowłosa. Było to na szczęście dużo przyjemniejsze uczucie niż entuzjastyczne powitanie Otta.
- Nie wiem, jak to zrobiłeś. Dziękuję - powiedziała cicho, przytulając maga mocno.
- Chodź. Przedstawię cię reszcie - ujęła go pod ramię i poprowadziła ku wozom.

Między nimi krzątało się kilka osób. Methira rozpoznał od razu. W przeciwieństwie do swojej promieniującej szczęściem córki mężczyzna wyglądał na mocno zmartwionego, a do tego także trochę naburmuszonego. Przywitał się z Alythem i natychmiast wrócił do sprawdzania bezpieczeństwa ładunku.
Wokół wozów kaczkowatym chodem dreptał krasnolud. Ubrany w grube futra kołysał się niezdarnie. Wyglądał jak jedna z tych zabawek dla dzieci, która raz potrącona nie przestaje kiwać się na boki. Uważnie sprawdzał płozy i ich mocowanie.
- To jest Bulmar - powiedziała Arine. - Powiedzmy, że on jest od tego, żeby wszystko działało.

Kliknij w miniaturkę

Krasnolud sprawdzał coś jeszcze przez chwilę i dopiero potem podszedł do pary. Postury był typowo krasnoludzkiej - niski i krępy. Jego długa, biała broda była starannie pospinana pierścieniami ze połyskliwych metali. U pasa nosił przybornik pełen narzędzi. Jego głowę zdobił ciężki hełm z wykrzywionymi mu górze rogami.
- Jo - przywitał się zdawkowo. - Pięknie się wszystko trzyma. Bez problemu powinniśmy dojechać na normalne tereny - podsumował swoje oględziny wyraźnie z siebie zadowolony. - Tylko nie każcie mi jechać z Welmanem, bo pierdolca idzie dostać - burknął wspierając ręce na biodrach. - Dam radę sam na wozie jakby co.
- Zaraz wszystko ogarnę i ustalę - odezwała się białowłosa. - Tylko skończymy obchód.
Bulmar odwzajemnił jej uśmiech i skinął lekko głową.
Jak na zawołanie zza jednego z wozów z piskiem wypadł niziołek i, biegnąc jak wariat przed siebie, prawie wpadł na krasnoluda.

Kliknij w miniaturkę

Próbując go ominąć, potknął się i byłby upadł, ale zręcznie tylko przetoczył się po ziemi i zaraz poderwał się znowu na nogi. Byli niemal jednego wzrostu, tyle że malec był co najmniej o połowę szczuplejszy. Jego głowa wydawała się nieco za duża w porównaniu do reszty ciała. W ręce ściskał cienki złoty łańcuszek z nanizaną nań monetą.
- Patrz, jak stoisz, ty wielka, tłusta ku... - zaczął wyzywać krasnoluda, otrzepując ze śniegu rude włosy.
Nie zdążył jednak dokończyć, bo zza wozu wyłoniła się kolejna osoba. Tym razem była to kobieta w ciężkiej zbroi, która spokojnym krokiem szła w stronę niziołka. Mogła być najwyżej o trzy czy cztery lata starsza od Arine. Długie, brązowe włosy miała spięte w koński ogon, co tylko uwydatniało owal jej twarzy. Najwyraźniej jednak nie zamierzała się tym zbytnio przejmować.

Kliknij w miniaturkę

- Arine, powiedz mu coś... Jeszcze raz zabierze mi medalion, a zrobię mu krzywdę - mimo gniewu, który dało się słyszeć w jej głosie, spojrzenie jej szarych oczu pozostało zupełnie spokojne.
Kiedy białowłosa łowczyni odwróciła się na powrót ku złodziejaszkowi, tego już nie było nigdzie widać.
- To był właśnie Welman - wyjaśniła cicho Alythowi, a następnie zwróciła się do nowo przybyłej - porozmawiam z nim jeszcze nim wyruszymy - obiecała.
Kapłanka podziękowała Arine uśmiechem, po czym podała Wynne'owi dłoń i przedstawiła się sama:
- Jestem Rasha Silvestari - jej uścisk był silny i pewny. - W służbie pani Waukeen - dodała z dumą.
- A więc to ty jesteś TYM magiem - powiedziała, z lekkim uśmiechem przyglądając się Alythowi, a następnie zerknęła na Arine. - Twój tata dobrze wybrał. Co prawda nie wiem, czy niziołek przeżyje podróż... Ale widać, że twój ojciec zna się na rzeczy.
- Dobrze słyszeć. Zaraz będziemy ruszać, sprawdzimy tylko, czy wszystko już gotowe - odpowiedziała panna Nael i poprowadziła Alytha kawałek dalej. Otto minął parę truchtem i podszedł do wozu od przodu.

Na jego koźle siedziała śliczna, ciemnowłosa dziewczyna, która z pewnością nie mogła mieć więcej niż siedemnaście lat. Otto wskoczył na miejsce obok niej i położył się, kładąc łeb na jej kolanach.
- Walczy dwuręcznym mieczem lepiej niż niejeden wojak - Alyth usłyszał pospieszny szept Arine. - Zwierzęta ją lubią.

Kliknij w miniaturkę

Dziewczyna, widząc, że się zbliżają, przytuliła się do Otta. Zza wozu natomiast wyłonił się rosły młodzieniec, mniej więcej w wieku Alytha. Na plecach nosił sporych rozmiarów tarczę. Choć na pierwszy rzut oka dziewczyna i chłopak nie byli do siebie zbyt podobni, to było w ich oczach i zachowaniach coś, co nie zostawiało żadnych wątpliwości - byli rodzeństwem. Te przypuszczenia potwierdzone zostały przez Arine:
- Erna i Edgar są rodzeństwem. Erno, Edgarze, poznajcie Alytha. Ostatni członek naszej eskapady - przedstawiła maga.
Erna tylko pomachała dłonią na powitanie. Edgar natomiast podszedł, by podać rękę Alythowi.
- Miło poznać. Wybacz Ernie. Ona raczej nie rozmawia z niezna… z nikim - powiedział przepraszającym tonem.

Kiedy wszystko zostało już sprawdzone na każdy możliwy sposób, wszyscy pożegnali się z Methirem, który dla każdego miał jakieś miłe słowo.
- Uważaj mi na nią. To najcenniejsze co mam w życiu - powiedział do Alytha, gdy przyszła jego kolej.
W końcu eskorta karawany zajęła miejsca. Pierwszym wozem kierować miała Arine z Welmanem; na koźle drugiego siedział już Bulmar, do którego polecono dołączyć Alythowi; trzecim powoziła Rasha w towarzystwie Otta; karawanę zamykał zaś wóz prowadzony przez rodzeństwo.
Szybko i bez żadnych problemów opuścili Targos, które wkrótce zostało daleko za nimi. Mimo zatrważającej ilości śniegu posuwali się naprzód dobrym tempem. Bulmarowi jadaczka praktycznie się nie zamykała.
- W tym ostatnim wozie to w zasadzie mamy zapasy na drogę - tłumaczył Alythowi.
Widać było, że krasnolud nie pierwszy raz bierze udział w eskapadzie tego typu.
- To będzie długa podróż. Musimy minąć góry, a potem będzie już lżej. Spać tyż będzie gdzie, wszytko tak ułożone, że się pomieścimy - perorował dalej o rzeczach mniej lub bardziej oczywistych.
- To tego. Czemu oni cię tak bardzo tam nie lubili? - zapytał w końcu, by wciągnąć Alytha w rozmowę.

***

Kliknij w miniaturkę

18 Alturiak 1372 RD

Pierwszy tydzień podróży zleciał jak biczem strzelił. Największym wrogiem karawany była pogoda. Już drugiego dnia musieli jechać pośród gęsto padającego śniegu, który uporczywie wciskał się pod kaptury i za kołnierze. Taka aura utrzymywała się przed dwie kolejne doby. Później dopadła ich potężna śnieżyca, przez którą musieli wstrzymać podróż na dobre kilkanaście godzin. W końcu jednak po tygodniu przywitało ich piękne, błękitne niebo i jaśniejące od samego świtu słońce.
- Erna mówi, że tak będzie przez kilka kolejnych dni! - zawołał Edgar na tyle głośno, by wszyscy go słyszeli.
Całej grupie dopisywał świetny humor. Tydzień bez problemów większych niż burza śnieżna był widocznie całkiem dobrym wynikiem jak na tak daleką podróż.

Wraz ze zmrokiem nadeszła mgła. Okolica okryła się szarą powłoką, ograniczającą widoczność do kilkunastu metrów. Konie szły pewnie dalej przed siebie, sobie tylko znanym szlakiem. Gdzieś kątem oka Alyth uchwycił niewyraźny kształt. Ten zniknął jednak, kiedy mag spojrzał w tamtą stronę.
- Kurwać, widziałeś to? - zapytał zaniepokojony Bulmar.

Kliknij w miniaturkę

Jechali jednak dalej, rozglądając się niespokojnie na boki. Wtem pierwszy wóz zwolnił i zjechał nieco na bok. Gdy Alyth z Bulmarem zrównali się z Arine i Welmanem, zrozumieli, co było tego przyczyną. Na wprost ich szlaku tuż nad ziemią unosiła się półprzezroczysta zjawa. Przybrała kształt kobiety o poderżniętym gardle i rozprutej jamie brzusznej, z której zwisały plączące się jelita. Zaschnięta, ciemna krew ubrudziła jej wystrzępione odzienie. Spojrzała na karawanę niewidzącymi, pustymi oczyma. Uniosła powoli dłoń, jakby zabraniała im iść dalej. Przyglądali się przez chwilę tej scenie, po czym duch po prostu wycofał się, niknąc we mgle. Pozostałe wozy dołączyły do pierwszych.
- Co się dzieje? - zapytała Rasha, spoglądając po pozostałych.
Nikt jednak nie odpowiedział jej w pierwszej chwili. Nie ulegało jednak wątpliwości, że karawana musiała jechać dalej...
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”

Ostatnio edytowane przez sheryane : 22-07-2015 o 23:57.
sheryane jest offline