Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-07-2015, 10:58   #117
Drahini
 
Drahini's Avatar
 
Reputacja: 1 Drahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumny
W drodze do i z Futenbergu
18-20 Tarsakh Roku Orczej Wiosny


Gdy dotarli do miasta, Sianara udała się do karczmy, którą obiecała Evanowi odwiedzić, a Shavri zostawił Deitwena z łupami i szybko poszedł do siedziby Gildii, zdać raport z tego, jak przebiegło ich pierwsze zlecenie i spłacić owe wspominane w kontrakcie 40% wypłaty.
- Poszukuję Garda Whiplasha - powiedział zmęczonym, poważnym tonem pierwszej osobie, kręcącej się po budynku gildii, jaką napotkał.
- Tam - kobieta machnęła ręką w stronę drzwi po lewej. Na swoje pukanie Shavri dostał odpowiedź dopiero po dłuższej chwili. Po cichym “proszę” wszedł do niewielkiego, nienagannie uporządkowanego gabinetu. Szef Gildii spokojnie strząsnął piasek, którym posypał zapisanym pergamin do wąskiej rynienki i dopiero potem podniósł wzrok na młodzieńca.
- Proszę - wskazał krzesło stojące po przeciwnej stronie masywnego biurka. - Z kim mam przyjemność?
- Shavri Traffo, należę do grupy, która podjęła się wytępić koboldy w okolicy Zamieci. I nie, nie jestem tym, co zostało z tej grupy - mówiąc to, Shavri opadł ciężko na krzesło z wyraźną ulgą wymalowaną na twarzy. - Udało się nam wybić całe plemię, które się tam w okolicy zalęgło. Nie tylko żołnierzy. Ale po pierwsze nie zrobiliśmy tego całkiem sami, po drugie, osoba, która nam pomogła najprawdopodobniej… choć rzecz jasna nie możemy być tego w żaden sposób pewni i jest to tylko przypuszczenie… spowodowała pojawienie się tam tych koboldów. - Shavri zaczął opowiadać o tym, jak doszło do rozgromienia koboldów, płynnie wplatając w swoją opowieść wątek tajemniczej kobiety, która pod swoją kontrolą trzymała dwa wielkie, złowieszcze wilki. Był zwięzły i bardzo dokładny.
- Jakie macie dowody na jej związek ze sprawą porywania i zjadania leśników? - zapytał Whiplash, metodycznie przekładając pergaminy, by znaleźć ten właściwy. Traffo dojrzał, że było to ich zlecenie.

Chłopak przez chwilę patrzył się na zapisaną kartę, a potem spokojnie przeniósł wzrok na chlebodawcę. Opowiedział spokojnie o portalu, o tym, jak Tilit obserwowała obóz wojenny i że w zasadzie mogła go zniszczyć sama znacznie szybciej od nich. W końcu opowiedział o tym, czego podjęła się Zoja i co oni w związku z tym zobowiązali się zrobić.
- Przynoszę zatem należność dla Gildii i za zlecenie na koboldy i zaliczkę za zadanie od Tilit, za które dostaliśmy już jakieś pieniądze. - Shavri ciężkim ruchem położył obok pergaminu sakiewkę. Nie chciał oszukiwać szefa gildii. Nie po tym, jak sam był przez wiele miesięcy oszukiwany przez kowala, u którego pracował. - Sam zaś chciałem zapytać, czy wiecie coś o niej i czy Gildia w swoich zasobach ma jakąś mapę, która pomogłaby nam ustalić, gdzie w ogóle to Lisowo jest.
- Czy wiem coś o niczym niewyróżniającej się kobiecie pojawiającej się w jakimś lesie tylko na podstawie tego, że komenderuje wilkami? Nie, nie wiem - odparł Whiplash. - Może być magiem, druidem, driadą, zmiennokształtnym, kim lub czymkolwiek. Jestem za stary by, jak wy, bawić się w zgadywanki ignorując to, co mam przed oczyma. Mapę, oczywiście, posiadam, aczkolwiek jeśli owo Lisowo nie posiada własnego kapłana to jest mało prawdopodobne, by było na tyle duże, aby zaistnieć na mapie.
I faktycznie, rozłożona na biurku mapa Królestwa - choć uzupełniana przez liczne drużyny należące do Gildii - nie miała zaznaczonego nigdzie Lisowa.
- Co do pieniędzy za zlecenie od pani Tillit - nie wykonaliście zadania. A za zadania niewykonane Gildia nie pobiera opłaty - rzekł surowo, chowając mapę do tubusa. Zamiast niej postawił na biurku liczydło. Przez chwile przekładał rzeźbione krążki oraz monety. - Widzę za to, że bukowianie zapłacili wam i za ostatnią walkę.
Zręcznie podzielił pieniądze na dwie kupki i przesunął większą w stronę Shavriego.
- To wasza zapłata. Łupy możecie spieniężyć u naszego kowala; inne niż broń i zbroje w składzie Tullowej, powołując się na Gildię. Nowe zlecenia wiszą na tablicy w holu - stary najemnik wsadził pióro do kałamarza i zanotował coś na pergaminie ze zleceniem, po czym posypał go piaskiem. - Coś jeszcze?
- Tak. Ja wiem, że imię Tilit może być zmyślone, ale nie obiło się Wam o uszy, że coś niepokojącego, poza koboldami, dzieje się w okolicach Zamieci?
- Powiedz mi, panie Shavri, kto był w ostatnim czasie w okolicach Zamieci?
Shavri uśmiechnął się szeroko, jakby usłyszał naprawdę dobry dowcip. Przesunął się na krześle, żeby zagarnąć ich wypłatę.
- Powiedz mi proszę, Panie Whiplash, kto tu jest głową gildii najemniczej i ma uszy i oczy w różnych, czasami naprawdę dziwnych miejscach? - odpowiedział pytaniem na pytanie. Niczego się nie dowiedział, choć miał nadzieję, że będzie inaczej. Albo przeceniał potencjał gildii, albo jej szef nie chciał się z nim podzielić tym, co wiedział. "Choć z drugiej strony", pomyślał zmęczony tropiciel, "chyba popadam w paranoję".
- Masz rację, młodzieńcze. Szkoda, że te w Zamieci okazały się ślepe i głuche - Whiplash uniósł kąciki ust w zimnym uśmiechu. - Informacja to broń równie cenna co dobry miecz, zwłaszcza przed walką. A teraz żegnam - zakończył wypowiedź i sięgnął po kolejny pergamin. Tropiciel zauważył, że szef Gildii ma na dłoniach odgniotki od miecza; takie, których Shavri jeszcze się nie dorobił. Widać mężczyzna nie spędzał swych dni na emeryturze jedynie z piórem w ręce. Chłopak wstał, sugerując, że nie ma zamiaru sprzeciwiać się gospodarzowi, ale jeszcze nie skończył tematu.
- Rozumiem to. I jestem skłonny kupić naprawdę dobry miecz - rzekł, podrzucając sakiewką. - A te nędzne informacje, które złożyłem Ci, Panie, w dobrej wierze, jako chlebodawcy, potraktuj jako dar, skoro znasz Panie ich wartość - rzekł szczerze i bez złośliwości. Zasalutował starszemu najemnikowi pięścią, którą uderzył się w lewą pierś dwa razy i ruszył do wyjścia.
- Chłopcze - stary najemnik podniósł wzrok. - Nie będę się z tobą przegadywał. Nie myl obowiązku z dobrą wolą, a winy za własne błędy nie zrzucaj na zleceniodawcę. Jeśli nie podobają ci się warunki w Gildii to nikt cię tu siłą nie trzyma. A teraz won.
Shavri i tak już wychodził, więc zmilczał komentarz starszego najemenika i po prostu zamknął spokojnie za sobą drzwi. Wiedział już, że to, co w co zostali wplątani, jest większe, niż im się z początku wydawało. Niepokoiło go to, ale nie na tyle, żeby zrezygnować z udziału w tym.
Póki co marzyło mu się piwo.
Whiplash spojrzał na zamknięte drzwi. “Mają dowody, zeznania, imię, rysopis, a i tak podejrzewają kogoś innego… Niesamowite”, pomyślał i wrócił do przerwanych rachunków.


Trójka wyekspediowana do Futenbergu podzieliła się w mieście zadaniami, żeby było szybciej. Ale na zakupy udali się już wspólnie. Kilka osób potrzebowało jedzenia na zapas, ale Shavri chciał sprzedać swoją starą ćwiekowaną skórę i kupić sobie nową. A przy okazji spieniężania łupów sprzedał też swój stary łuk, ponieważ ten zdobyty na koboldach wydawał mu się lepszy. Po zakupach pozwolili sobie na chwilę odpoczynku, gdyż zamierzali jeszcze tego samego dnia ruszyć w drogę powrotną. I Shavri tę chwilę postanowił poświęcić na spotkanie z rodziną... i to piwo, które za nim chodziło...


- Wyglądasz jakoś inaczej – zauważyła Norva, obdarzając brata taksującym spojrzeniem. – Trochę jakby doroślej. Zerżnąłeś kogoś w końcu? – zapytała i przytuliła go długo i serdecznie, nim zdążył odpowiedzieć.
- Norva – zganił ją pieszczotliwie, zamykając ją w serdecznym uścisku. – Nawet nie wiesz, jak mi cię brakowało!
- Yyyyy, widzieliśmy się raptem w zeszłym tygodniu. Serio, nie trzeba ci grysiku zagrzać albo co?
Puściła go i klepnęła zaczepnie w ramię. Oczy się jej do niego śmiały radośnie bez względu na to, jak hardą się deklarowała. Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale w tej chwili w brata uderzył mały pocisk, wydający z siebie przeciągłe „Braaaciiiszkuuuu!”. Shavri poderwał roześmianego chłopca, podrzucił nim i złapał, by następnie mocno przytulić. Usiedli w „Złotym Rogu” na chwilę przy trzech kuflach piwa (gdy dołączyła do nich Ignis) i garnuszku mleka z miodem. Shavri miał mało czasu, a chciał im dużo odpowiedzieć o tym, jak wyglądała jego pierwsza misja i o tym, co o tym wszystkim myśli. O niektórych rzeczach przychodziło mu mówić z wielkim trudem i to nie dlatego, że słuchał go dziesięcioletni dzieciak, bo w bawełnę między sobą nigdy nie obwijali i zawsze mówiło się jasno, jak sprawy stoją, nawet jeśli były okrutne lub brutalne. Choć Tilit „Wielką Zagadkę” w ogóle pominął w swojej opowieści, jako że szkoda mu było strzępić ozora po próżnicy na same tylko czcze domysły. Cori był bardzo ciekaw Gergo, a Norva tego, jak wyglądała walka w obozie wojskowym koboldów. Od czasu, kiedy ojciec kazał jej prowadzić konia, gdy sam brał zamach młotem, żeby uratować swoją żonę, a ich matkę, w Norvę wstąpiła jakaś dzika duma i buntownicza natura. Ostro skrytykowała sentymenty Shavriego względem koboldzich dzieci i kobiet, ale Shavri po wąskiej linii, w jaką zamieniły się usta matki wiedział, że Ignis Traffo miała na ten temat zupełnie inne zdanie, niż jej córka. Nic jednak nie powiedziała, bo Shavri wolno przesunął po stole w jej kierunku połowę tego, co miał, co zarobił raptem w tydzień, patrząc jej w oczy znacząco. Cori, który bawił się pod stołem z Bijak, dokazującą na jego kolanach, z dala od oczu szynkarza, patrzył na to z powagą, na jaką stać tylko dzieciaka i zwrócił się do matki z powagą. – Jak dorosnę, to też zostanę najemnikiem.
- Ani się waż! - zaoponował jego starszy brat, kładąc mu dłoń na głowie. – Ty masz zostać czarodziejem.
- Ale czarodzieje też mogą być najemnikami!
- Mogą – przyznał brat i spojrzał mu głęboko w oczy. – Mogą też znacznie, znacznie więcej.
Dopił swoje ciemne piwo i wstał. Nadszedł smutny czas krzepiących pożegnań. Najdłużej znowu żegnał się z Corim, choć chłopiec oswoił się już z tym, że Shavriego nie ma w domu. Pomogło też to, że po pierwszym swoim zleceniu tak szybko wrócił.
Nie wystarczyło natomiast samo wyciągniecie dłoni ku szczurzycy, tropiciel musiał aż gwizdnąć na Bijak, żeby ta przeskoczyła z chudego ramienia Coriego na rękę właściciela.
Norva natomiast swojego zdania nie zmieniła. Ale gdy tylko zaczynała mówić na ten temat, matka uciszała ją przynaglającym „Norva!” i dziewczyna tylko uściskała brata. Matka tuląc go do siebie długo szeptała mu coś na ucho. Słowa, od których zawilgotniały mu oczy.
- Dziękuję – wyszeptał, kiedy już ucałował obie jej spracowane dłonie. – Proszę przekażcie ojcu moje uszanowanie – poprosił i szybko sobie poszedł, nie chcąc się naprawdę rozkleić.
Wrócił do Deithwena, akurat kiedy z karczmy wracała Sinara. Byli więc gotowi do drogi, tyle że jak się okazało nie wszyscy, bo elf oświadczył, że zostaje w mieście. Shavri bardzo się zasępił słysząc to, ale Deithwen był wolnym elfem i mógł robić to, co chciał. Tropiciel odliczył mu 22 złote monety jego doli, podziękował za wspólne przygody, uścisnął serdecznie dłoń i pożyczył dobrej drogi i pomyślnych łowów. Tego ostatniego pożyczył również inteligentnym, spokojnym oczom Eris, gdy drapał ją po jej policzkach.
- Deithwen, obyśmy się jeszcze spotkali w polu, by stanąć do siebie plecami! – wyrecytował z przekonaniem wojskowe powiedzenie swojego dziadka, którym tamten żegnał kamratów, z którymi wspólnie walczył. – Gdybyś kiedyś zmienił zdanie, postaram się, żeby Gard zawsze wiedział, gdzie akurat robimy coś głupiego.

Po tym Shavri i Sinara ruszyli w drogę powrotną do Zamieci. Shavri był zbyt zmęczony na to, żeby rozmowiać i miał wciąż dużo do przetrawienia w głowie i sercu, ale cieszył się z towarzystwa kuszniczki.
Doszło do niego, że choć będzie musiał czasami robić rzeczy wbrew sobie, to dola najemnika pomoże mu podźwignąć jego rodzinę z ubóstwa. Może nawet uda mu się sprawić, żeby stać ich było na wykształcenie Coriego na maga. Wtedy jego młodszy brat mógłby z kolei swoją pracą odzyskać dziedzictwo rodu Traffo, utracone przez wojnę, głód i poniewierkę jeszcze za czasów jego pradziadka do tego stopnia, że pozostał po nim jedynie herb wyrzeźbiony na młocie bojowym dziadka i na rogu sygnałowym. Twarde życie nauczyło Shavriego nie myśleć o tym, ale teraz zdawało mu się, że nie jest to tak bardzo niemożliwe.

Zaraz po dotarciu do Zamieci, jeszcze przy rozdzielaniu zakupów, zrelacjonował swoją rozmowę z szefem Gildii, wieńcząc ją swoim przypuszczeniem, że Gard nie powiedział mu wszystkiego.
 

Ostatnio edytowane przez Drahini : 24-07-2015 o 16:20.
Drahini jest offline