Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-07-2015, 13:24   #26
AdiVeB
 
AdiVeB's Avatar
 
Reputacja: 1 AdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumny
James, June, John, Malcolm – ochrona konwoju do Santa Rosa

Wszystko było gotowe do wyjazdu. Role przydzielone, broń załadowana, amunicja uzupełniona. Eli siedział już za kółkiem potęznego opancerzonego tira. Kiedy odpalił silnik wiedzieliście że to znak że czas zwijać manatki i robotę czas zacząć. Każdy z was pewnie nie raz uczestniczył jako ochroniarz karawany lub inny konwojent i każdy z was zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństw z tego płynących. Taka ciężarówka wypełniona po brzegi jedzeniem i paliwem jest dla każdej bandy szumowin bardzo łakomym kąskiem. Domyślaliście sie że i w tym wypadku nie będzie inaczej. Z zasłyszanych historii o aniołkach, którzy bardzo niedawno ale też bardzo intensywnie zaczęły patrolować okoliczne szosy, zbrojeniach Banditos niedaleko w El Paso, mogliście stwierdzić że miasteczko Rosewell może w każdej chwili bardzo mocno zawrzeć. Sam fakt mocnego uzbrojenia maszyny którą macie ochraniać oraz kolejny fakt budowania umocnień i wież strażniczych po teksańskiej stronie Rosewell zdradzały fakt że kowboje szykują się na oblężenie ze strony mesków. Dziwnym był fakt że spokój panujący ostatnie dni w Rosewell wcale tego nie wskazywał. Także albo coś więszkego się kroiło i to tylko cisza przed burzą albo... no cóż... coś większego i cisza przed burzą. Kowboje twierdzili że innej opcji raczej nie ma.

Kiedy „firma ochroniarska” się zbierała dołączyła do nich June. Szybkie wyjaśnienie jej sytuacji nie zajęło więcej niż kilka minut na które mogli sobie jeszcze pozwolić. Piękna bolndynka dostała miejsce środkowe w kabinie, lornetkę i mapę do dłoni. Wraz z John’em mieli być fizycznym i mentalnym wsparciem dla zastępcy szeryfa (Eli), który miał poprowadzić ciężarówkę. Ochroniarze mieli przypisane role i pozycje. Każdy zajął więc swoje miejsce. John zasiadł z pompką w kabinie na miejscu pasażera najbliżej drzwi, obok niego w środku między dwoma jegomościami siedziała June. Malcolm wdrapał się na wieżyczkę strażniczą z karabinem wyborowym. Miał stamtąd bardzo dobry widok dookoła ciężarówki i chyba najlepszy z wszystkich przegląd pola. James wszedł wraz z drugim pomocnikiem szeryfa (Dale) na tył cysterny. Była tam prowizoryczna platforma z blachy i poręcze aby móc się złapać w razie gwałtowniejszych ruchów. Do barierek były przyczepione solidne liny z karabińczykami aby ubezpieczyć obrońców podczas gwałtownej jazdy. Dale wszedł i objał lewą stronę cysterny. Przyczepił karabińczyk do uprzęży, którą miał już na sobie i polecił James’owi aby ten zrobił to samo wskazując na linę i uprząż leżącą na platformie. James miał obstawiać prawą stronę cysterny (czyli od strony pasażerki).



Ciężarówka ruszyła bardzo spokojnie w trasę. Póki nie było widoczne żadne niebezpieczeństwo lepiej było jechać spokojnie i wolniej. Droga i sam asfalt nie był w opłakanym stanie ale trzeba było uważać na niektóre wyboje i dziury. Droga mijała wam spokojnie. Pierwsze 30 km zrobiliście w jakąś godzinę. Na horyzoncie nie widać było żadnej żywej duszy. Jechaliście więc dalej powolnym tempem.

Roger, Maria – Farma Wellingtona



Zajechaliście na farmę. Była ogromna. Nie było tu wielu zwierząt oprócz kilkunastu krów na prywatny użytek właściciela. Resztę hektarów porastało zboże – najrózniejsze należące do miasta Rosewell a nie do Wellingtona – on się tylko tym zajmował w zamian za uczciwą zapłatę. Dziwiliście się że stary Wellington potrafił zabdać o tak ogromne ziemie sam. Później jednak Bonnie przypomniała wam że Jonah wysyła tutaj wielu ludzi do pomocy. Dopowiedziała też że jest to największa i najważniejsza farma w Rosewell.

Wjechaliście bramą na podwórko farmy pod sam dom. Ten też był niczego sobie. Konstrukcja opierała sie na drewnie jak większośc budynków w tym mieście ale widać że stary Wellington znał się na budownictwie a po wyglądzie można było tez stwierdzić że pamieta czasy sprzed wojny. Przy domu stała wielka stodoła dla krów. Obok w małej dobudówce znajdował się składzik na narzędzia i bardzo płytkie podpiwniczenie proawdzące do agregatu. Stary Wellington siedział na werandzie popalając papierosa. Przed nim roztaczał się widok na pola uprawne na którym dostrzegliście wielu pracowników. Kiedy wyszliście z samochodu, dziadek wstał i rzekł sepleniąco:
- Witam, Bonnie!
- Witam Paul, jak się dziś czujesz?
- Chyba nieco poszarpałem szwy pani Doktor – rzekł chwytając się za nogę – To obiecani mechanicy? Tam stoi agregat, rozliczymy się po robocie – wskazał na małą dobudówkę. Machnął ręką żeby Bonnie przyszła do środka i ruszył przodem.
Bonnie zebrała swoje narzędzia i torbę lekarską i rzekła do was:
- Możecie być spokojni. Wellington jest człowiekiem swego słowa. Idźcie zając się agregatem, a ja podczas opatrywania powiem mu żeby wam nie poskąpił – uśmiechnęła się i poszła do środka.
 

Ostatnio edytowane przez AdiVeB : 23-07-2015 o 13:28.
AdiVeB jest offline