Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-07-2015, 14:04   #43
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
DETROIT LATO 2010 noc 2


Bestia była zaskoczona równie co dwójka uciekających mężczyzn. I nie wiedziała z początku jak zareagować. W tym była ich szansa, dopaść do samochodu i uciekać jak najszybciej stąd.
Jedyna szansa na przeżycie…
Ale niestety, potwór ruszył za nimi powoli się rozpędzając niczym pocisk. Opadł na cztery łapy i zaczął gnać w kierunku uciekinierów i vana. Ale trzeba przyznać, że Rosjanka radziła potrafiła zachować działać w sytuacjach stresowych.
Włączyła światła przeciwmgielne… obu mężczyzn zalała fala blasku. I także potwora. Ten się zatrzymał oślepiony ich blaskiem. Zakrył dłońmi oczy.
To pozwoliło Paulowi i Karlowi wskoczyć do vana i ruszyć z piskiem opon.
Niestety potwór nie odpuścił. Ruszył za nimi z nadludzką niemal szybkością i nieludzką wytrzymałością. Ścigał ich jak wilk zwierzynę. Olga wduszała gaz do dechy, ale niewiele mogła wycisnąć z samochodu, w którym nie było już paliwa.
- Mam pomysł… szalony… ale nie mamy wyboru.- mruknęła w panice wciskając desperacko gaz do dechy.- Wiem gdzie możemy nabrać nieco pędu.
Rzeczywiście nie mieli. Potwór nie ustępował. Niemniej zbliżali się do miejsca którego to pochyłe brzegi chciała Olga wykorzystać do nadania pędu w desperackiej nadziei ucieczki od bestii.
Nieudana próba… bowiem potwór zdołał skoczyć na van zjeżdżający na dno, po pochyłym brzegu. Nagłe uderzenie takiej masy wybiło pojazd z równowagi i ten przechyliwszy się na bok zaczął staczać w dół. Karl… oberwawszy w głowę… stracił przytomność.

DETROIT LATO 2010 dzień 3


Nastał nowy dzień po nocy przebudzenia horrorów. Nastał nowy dzień, który przetrzebił populację. Nastał nowy dzień nad Detroit naznaczonym bliznami nocnych zdarzeń.
To była bolesna pobudka dla Karla Hobbsa. Poobijane żebra bolały, podobnie jak głowa. Z nosa lała się krew. Ale żył. I było to cudowne uczucie. Rozejrzawszy się dookoła Hobbs stwierdził, że ich van obecnie leżał na dachu. Dookoła niego leżeli jego sąsiedzi. Brain Woods oraz Bert Bernstein… nie przetrwali. Ich ciała były zimne i martwe. Jeden skręcił kark, drugi się wykrwawił w wyniku otwartego złamania nogi i być może ataku serca.
Olga poobijana jak reszta miała opatrywaną z pomocą Paula prawą stopę. Lewa ręka Paula Hoovera była prowizorycznie usztywniona. Lekarka leżała nieprzytomna... ale oddychała. Podobnie jak Phil Hopes, którego rany się zagoiły, a dłoń… ta którą mu odgryziono… ona odrastała.
Zaś ich prześladowca… miał połamaną prawą nogę i kulejąc niemrawo oddalał się od ich pojazdu. Gdzieś znikła jego zwinność, miał wyraźne problemy z koordynację ruchów i poruszaniem się. Był teraz żałosnym cieniem nocnej zmory która ich ścigała… No tak… Nocnej! W tej chwili słońce zalewało swym światłem obszar na którym rozbili swój samochód! Te stwory nie cierpiały słonecznego blasku. Z jakiegoś powodu nie mogły poprawnie funkcjonować na słońcu.
Niemniej to odkrycie nie zmieniało faktu, że Karl i reszta ocalałych rozbitków utknęła z dala od domu.

Podobnie jak Tara Lantana, Aiko Shinami oraz J.C. Snakes, które musiały się pogodzić z utratą środka transportu. Z drugiej strony… mogło to się skończyć znacznie gorzej. Przed otwarte okno na trzecim piętrze trzy dziewczyny weszły do czyjegoś mieszkania. Było zdewastowane. Meble poprzewracane i rozwalone. Ślady po kulach i plamy krwi pozwoliły stwierdzić że rozegrała się tu dramatyczna walka… zakończona śmiercią obrońców.
Aiko znalazła jednak całkiem porządny kij do baseballa, a J.C. glocka 17 z połową magazynka. No i trochę jedzenia. Potrawy kuchni meksykańskiej... na jego widok dziewczyny przypomniały sobie jak bardzo były głodne. I nawet koszmarne otoczenie w postaci zdewastowanej kuchni nie odebrało im apetytu. Gdy opadła adrenalina, głód i zmęczenie zawładnęły dziewczynami. Wszak to był ciężki poranek.
Budynek mieszkalny w którym się znalazły… był bardzo cichy. Przemierzanie jego korytarzy było upiornym doświadczeniem, ale powód tej sytuacji…

… egzekucja była przerażającym doświadczeniem. Koło dwudziestu osób, w większości członków latynoskich rodzin, zebrało się wokół czterech zakrwawionych młodych mężczyzn. Klęczeli oni z opuszczonymi głowami. Niektóre kobiety płaczące i na skraju histerii były powstrzymywane przez mężczyzn przed dotarciem do swych... synów, mężów, braci, kochanków?
Egzekucja w środku Stanów Zjednoczonych, egzekucja jak z pogranicza Meksyku i USA.
To wrażenie potęgował fakt, że wszyscy oni byli Latynosami i mówili po… hiszpańsku, a może portugalsku? Jeden czort, żadna z nich nie rozumiała tego języka. A i sam kat wyglądał na dużego i twardego latynoskiego skurczybyka.


Tym bardziej że zamierzał im odrąbać głowy maczetą. Część mężczyzn pilnująca tu porządku miała jakieś pistolety, ale większość miała jedynie, noże i pałki.
Problemem było dla trójki dziewcząt to, że owa egzekucja była robiona przed wejściem do budynku, toteż… nie było dużych szans by przemknąć się niezauważenie.

Ani Tara, ani Karl… nie zdawali sobie też sprawy że są szukani. Wyprawa ratunkowa składała się ostatecznie z trójki osób. Alistair Dowson, Charlie Belanger oraz… chłopak Lilly, Gregory Lardetsky. Nie znali go. Wydawał się być typem urzędnika w dobrze skrojonym garniturku. Jechali wozem Sary Harper, która jednak nie była zainteresowana podróżą wraz z nimi. I może miała rację. Na razie puste ulice wyglądały jak po przejściu zamieszek i ta jednak pukawka w dłoni Charliego jakoś nie dawała otuchy.
Ich pierwszym celem był popularny w okolicy.


Walmart. Raj dla majsterkowiczów i nie tylko. Obiekt dobrze znany, szczególnie Dowsonowi.
W Walmart można było kupić wszystko, co było lepszym wyborem, niż ganianie od sklepu do sklepu.
Supermarket był oczywiście zamknięty, tyle że szyby w drzwiach zostały rozbite, a dwa zaparkowane pickupy świadczyły, że ktoś inny wpadł na podobny pomysł co Charlie Belanger.
- To co robimy?- spytał Gregory kierującego ich pojazdem Alistaira.
Było ich wszak mało… jedni jak Wade zostali w kamienicy, inni jak Karl zaginęli, jeszcze inni samotnie wybrali się na wycieczkę, jak George Harris.

Ten bowiem ufny w swą broń i intelekt i siłę swoich nóg na rowerze wyruszył do swego miejsca pracy. Biblioteki miejskiej.
Dotarcie do tam przez pustawe miasto okazało się łatwe. Ruch praktycznie zamilkł na ulicach tak wczesnego ranka. Więc bibliotekarz bez problemu dotarł do budynku. Jednak podążając poprzez ulice i widząc co się dzieje, a potem wchodząc do biblioteki George Harris czuł się trochę nieswojo. Miasto wyglądało jak po zamieszkach, ale było przy tym dość ciche. Niewątpliwie nie wszyscy mieszkańcy zginęli. To przecież nie mogło się zdarzyć. Pewnie nadal przebywali w domach tak wczesnego ranka otrząsając się z szoku wczorajszej nocy. A on wszak ruszył do biblioteki, sam i nie mówiąc nikomu.
Wszedł do środka budynku, który był nie tylko zdewastowany w środku, ale dość starym budynkiem, w którym zawsze panował półmrok. Nie przeszkadzało to zwykle Harrisowi, bo i czemu miałoby przeszkadzać. Ale gdy wszedł głębiej do biblioteki. Nagle, ktoś zatrzasnął za nim ciężkie drzwi wejściowe do budynku, a Harris zrozumiał, że beztrosko popełnił błąd. Być może ostatni błąd w swym życiu.
~O. Cóż, to chyba by było na tyle. Nie dość, że nie znoszę tego miejsca, to jeszcze tutaj umrę. Kurde, wspaniale. ~ pomyślał George. Wyciągnął broń, aby powoli i ostrożnie odwrócić się, w celu zobaczenia, jaki delikwent śmiał zamknąć za nim drzwi.
Dwu lub czteronożne stworzenia. Humanoidy przypominające trochę wychudłe pawiany w znoszonych ciuchach. Albo niezwykle chudych ludzi poruszających zadziwiająco zwinnie na czworaka. Ich nadludzko wydłużone przednie kończyny, miały dłonie zakończone pazurami, a na ich ustach z których wystawały długie kły była zaschnięta krew. I podchodziły do niego odcinając mu drogę ucieczki. Jak wilki w sforze. Tylko dwa osobniki to za mało na sforę.
George słyszał, że takie stworzenia próbują otoczyć ofiarę. Odbezpieczył broń i rozglądnął się, by zobaczyć, czy nie ma ich więcej. Widział…swoją śmierć. Z regału tuż nad nim zeskoczyła wprost na niego kolejna bestia. Pazury wbiły się w klatkę piersiową, kły rozerwały bark w niecelnym ataku na tętnicę szyjną. Bestia powaliła Harrisa na ziemię, krew bibliotekarza zalała jego ubranie, a ból jego zmysły. Kolejne ruszyły z zakamarków biblioteki, jak i od drzwi by dopaść samotną ofiarę, która nieopatrznie weszła do ich legowiska… i ufna w siłę broni palnej pozwoliła sobie na chwilę zwłoki.
No i to by było na tyle. - pomyślał George. Próbując ostatnimi siłami coś zrobić, przstawił lufę do swojej skroni i bez chwili wahania pociągnął za spust. Nie chciał wiedzieć, co się z nim stanie, gdy te bestie go dopadną. Taka była cena lekkomyślności.

Tymczasem w kamienicy praca wrzała. Wade z pomocą Sary Harper, Petera Wiereznikow, oraz Lilly Hopkins i Mindy Hoover sprzątał mieszkania na parterze i przenosił co cenniejsze przedmioty i meble do pustych mieszkań na piętrach wyżej. Uznano bowiem pomysł Belangera za sensowny i zabrano się za jego realizację. Najcięższą robotę brali na siebie mężczyźni, podczas gdy kobietom, przypadły lżejsze prace porządkowe i lżejsze przedmioty do przenoszenia. Z czasem opadł niepokój, bowiem cała ta praca wykonywana była bez zakłóceń. Nikt podejrzany nie zbliżał się do ich kamienicy i właściwie łatwo było zapomnieć o powodach tych przymusowych przeprowadzek.
Do czasu…
Głośny ryk silnika zaalarmował ich wszystkich. Samochód zbliżał się do kamienicy. Dobrze im znany samochód…


Ford Thunderbird z 1966… którego dumnym posiadaczem był Bruener. Samochód, którego karoseria miała obecnie dziury po kulach.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 03-08-2015 o 19:56.
abishai jest offline