Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-07-2015, 18:13   #20
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Strife
Przed południem. Drugi dzień. Sektor 17.



Ta sroka w poprzednim życiu na pewno była Jamajczykiem.
Na szczęście Strife był większym farciarzem i żadna sroka nie śmiała mu w tak bezczelny sposób zwinąć blanta. Widział, jak bezczelne ptaszysko zaciągnęło się dymem ze szluga.

Sektor 17 zwany był sektorem świateł od ogromnej ilości neonów, jednego z największych natężeń oświetlenia na piętrze. W tym sektorze roiło się od nietypowych lokali (nawet jak na standardy Wieży czy tego piętra) oraz kasyn. Strife przed dotarciem tutaj zapomniał o paru istotnych kwestiach. Na przykład… nie umówił się z tą całą verdandi11 na konkretną godzinę. Nawet jeśli wiedział, gdzie znajduje się Strefa. Wszedł do niej jednak, choćby z krztyną nadziei, że niewydarzona nowa znajoma się tam odnajdzie.


Strefa wyglądała jak skrzyżowanie statku kosmicznego i tajnych laboratoriów naukowych z filmów science-fiction. Nawet kręciło się w nim sporo istot przypominających ufoludy i inne dziwy. Coś w sam raz dla takich dziwaków w okularach jak świętej pamięci Lina albo dla popaprańców, takich jak koleś wyglądający jak gówno, na które niedawno się zerzygał - ale na pewno nie dla niego. Jasnoniebieskie oświetlenie pomieszane z mrocznym wystrojem pomieszczeń drażniło jego oczy, ale - OK, jak się umówili, to to zniesie. Przynajmniej wiele elementów pomieszczenia opanował metal... albo podobny jemu materiał (byleby nie plastik!). Strife wyszukiwał spojrzeniem Ryo, jednak nigdzie nie odnalazł tej dziadówy. Może za niebawem przyjdzie.

W oczekiwaniu na dziewczynę Strife postanowił zerknąć, co tutejsi oferują. Mogli mu tu zaoferować tzw sikacza, acz za odpowiednio większą dopłatę mogli mu zaserwować dużo lepszy trunek prosto z kranu. Bądź inny specyfik - patrząc na to, że jeden ufolud zamówił sobie coś, co Strife'owi przypominało posiekany mózg.
Ale nie przyszedł tutaj po to, by oglądać co inni konsumowali.

W międzyczasie koło jego nóg przeszła ośmionoga pokraka, podobna do tej, którą spotkał poprzedniego dnia na cmentarzu. Ryo dalej nie przychodziła. Może lepiej zwijać się stąd?
I Strife miał opuszczać lokal, gdy coś go trzasnęło w tyłek - dość znajomo. Tak samo jak poprzedniego wieczora. Łowca zamierzał podnieść głos na prowodyra, gdy animowany przez kogoś jego własny cień uformował łapę, która dyskretnie wskazała mu w kierunku...
Dziewczynki w czarnych, długich włosach w szkolnym mundurze. Nie wyglądała jak Ryo - miała zielone oczy, nie miała znaków na ciele i nosiła czyste ubrania. No i przypominała dzieciaka, a mimo to piła trunek - Strife nie uważał się za nie wiadomo jakiego konesera, ale napój wyglądał jak ciemność w płynie. Czarny płaszcz wydawał się Strife’owi znajomy, a i ten ktoś lub coś musiało ewentualnie odnowić.
Dziewczynka jeśli już spoglądała na łowcę, to raczej obojętnym wzrokiem - a z drugiej strony dawała bardzo subtelne ruchy dłonią, sygnalizujące, żeby łowca się dosiadł właśnie do niej.


Hermes
Rano. Drugi dzień. Cela.

Po konfrontacji z mundurowym, w którym żadna strona nie osiągnęła swego celu, Hermes została zmuszona ponownie do obcowania z celą bez okien i klamek. Nie zjawił się u niej nikt - w ciągu dnia otrzymała tylko dwa posiłki i wodę do picia. Nie miała zaś z kim porozmawiać; nie stawił się nawet adwokat. Cała ta sprawa zaczęła śmierdzieć - sam fakt, że nie mogła się skontaktować ze swoim prawnikiem, był oburzający. Jednak sam Eraser nie wyglądał na zbyt zaangażowanego w tą całą sprawę.
I tak kilka godzin Hermes wyjątkowo bezproduktywnie przesiedziała w pomieszczeniu, gdzie nuda przemieniała się w toksynę zżerającą mózg. Chyba nawet trucizna ta wywoływała omamy słuchowe, gdyż usłyszała słowa wypowiedziane beztroskim czy wręcz wesołym głosem:
- Więzienie to takie dziwne miejsce. Początkowo odrzuca cię w nim wszystko, mury i kraty. Jednak z upływem czasu przyzwyczajasz się do nich, a później nie potrafisz żyć bez tego widoku - w tonie pachniało dziwną filozofią.
A kiedy Hermes spojrzała w kierunku źródła głosu, dostrzegła dziwnego mężczyznę.
Albo to zmysły jej wariowały albo widziała faceta i to odzianego w pasiak, tyle że szkarłatny i skórzany. A przecież Hermes była pewna, nawet z tymi irytującymi kajdanami, że do pomieszczenia nikt nie wchodził z żywych stworzeń czy innych. Kolejny posiłek mieli wydać dopiero za parę godzin.
Albo adwokaci w Wieży przejawiali jakieś dziwne preferencje do pojawiania się znienacka w celach klientów.
Rozmówca miał ciemne, kręcone włosy; co więcej miał brudne włosy. Jego skóra w niektórych miejscach była poczerniona, paznokcie również nie należały do najczystszych - te posiadały czarne obwódki. Pomijając niechlujność - gość nie śmierdział ani trochę, a jego odzienie prezentowało się o niebo czyściej niż reszta jego prezencji.
- Jednak nie wszystkie ptaszynki są urodzone, by żyć w klatkach. A ty z pewnością do nich należysz - dodał jowialnie. - Nazywam się Mroczny, możesz się tak do mnie zwracać - przedstawił się ten dziwny typ.


Quen Xun
Rano. Drugi dzień. Dom rankera. Część wynajmu.

Quen wstał późno - jak się później okazało za późno, by spytać rankera i dowiedzieć się tego, co zamierzał. Część posiadłości, która do niego należała, została zamknięta na cztery (a raczej na znacznie więcej) spustów, wobec czego latarnikowi nie pozostało nic innego jak poczekać na jego powrót… albo sobie odpuścić.
Kiedy wstał, pierwsze co myślał zrobić… to zjeść. Zjeść! Wiedział, że część wynajmowana posiada lodówkę i automaty, a tych było sporo, część z nich służyła do zamawiania dowolnego jedzenia. Sprzęty te działały w ten sposób, że wyposażone były w bramkę umożliwiającą przeteleportowanie jedzenia - z punktu dostawy prosto do maszyny. Dzięki temu Quen uporał się z pustkami w lodówce. Aczkolwiek w żadnym świecie nic nie było za darmo, i tu również ta sama reguła działała. Jeśli chciało się nabyć jedzenie, należało podłączyć ATS do odpowiedniego portu i zapłacić za usługę. Było o tyle lepiej, że Quen otrzymał ciepłe jedzenie, niczym prosto jak z piekarnika lub zdjęte z ognia. Taka wygoda kosztowała troszkę więcej, ale w cenie zawierała się też wygoda. Quen nie miał na co narzekać.
Ansara wstała niedługo po Quenie. Po lekkiej rozgrzewce na dzień dobry również przejrzała lodówkę, a potem skierowała się do automatu, by zakupić podroby, smalec, chleb i wodę. Łowczyni powitała latarnika, kiedy ten wzdrygnął się na jej widok, orczyca okazała nieznaczne zdziwienie zachowaniem Quena.
- Xun, o co w tym wszystkim chodzi? - koleżanka postawiła pytanie koledze, zasadniczym tonem.


Zafara
Rano. Drugi dzień. Mieszkanie Soni i Zafary.

Reszta nocy minęła w świętym (jak dla kogo) spokoju. W budynku z powrotem zapanował porządek, choć ściana bloku z pewnością wymagała odbudowy. Soni miała problemy z zaśnięciem, więc rano obudziła się niezbyt wypoczęta. Na szczęście Zafara czuwał w pobliżu i dopilnował, by towarzyszka pod wpływem niedospania nie popełniła jakichś głupot. Były dżin miał całą noc na przemyślenie kwestii ogłoszeń rekrutacji do drużyny na najbliższy test i zadecydował, by Soni przed pójściem do pracy napisała wiadomość do Starlet. Dziewczyna uruchomiła latarnię i napisała wiadomość. Po drodze popełniła parę przeoczeń w ogłoszeniu siebie i Zafary jako kandydatów na członków do drużyny, acz i tu druh wyratował kompankę od niecelowych gaf. Maszyna zaraportowała, że wiadomość doszła do owej Starlet, zaś Soni pożyczyła powodzenia przyjacielowi, zaparzyła sobie kawę z cytryną, po czym ponownie orzekła, że będzie trzymała kciuki za wyleczenie ducha z tego niepokojącego stanu, po czym przebrała się podkoszulkę i dżinsy oraz sandały, i ruszyła do pracy. Oby w niej dziś nie wysiadła.
Zafara pozostał sam w pustym mieszkaniu. Nie pozostało mu nic lepszego do roboty, jak pójść poszukać specjalisty od analizy shinso, żeby odnalazł przyczynę tego szaleństwa.
W tym celu pozamykał wszystkie drzwi i okna w mieszkaniu. Otwarł portal w pobliskim parku, a kiedy przeszedł na drugą stronę - zamknął przejście. Niebo było zachmurzone. Chmury zwiastowały Zafarze, że w każdej chwili chętnie spuszczą deszcz na ziemię. Wiele istot, na które dziecię pustyni natknęło się choćby spojrzeniem, posiadało przedmioty służące do ochrony przed deszczem lub parasole.
Mimo to Zafara postanowił spróbować znaleźć specjalistę od analizy shinso. Nie starał się jednak iść do szpitala, w którym pracował, ale jak na złość coś go tam teraz ciągnęło. Nie czuł już tego uderzającego paraliżującego ciało i umysł strachu. Nawet w pewnym momencie zapragnął się tam udać. Czy to… było to wezwanie jego samozwańczego pana?
Los miewa czasem bardzo specyficzne poczucie humoru, a z natury jest istotą chimeryczną. Nie inaczej było tym razem, kiedy po drodze spotkał… Novema.
Połączenie Buki i garści wodorostów siedziało w parku, przy fontannie. Jadło jakąś długą, czosnkową bagietkę, a okruchy z niej rzucał gołębiom i innym latającym szczurom. Niestety, niezbyt chętnie oczekiwany przez Zafarę stwór dostrzegł swego wybrańca do drużyny.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.

Ostatnio edytowane przez Ryo : 23-07-2015 o 18:19.
Ryo jest offline