Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-07-2015, 18:34   #229
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
COLLINS, FOX

Fox poprowadziła ich w kierunku szopy co chwila oglądając się za ramię, by sprawdzić, czy widziana kątem oka maszkara nie próbuje jakiś sztuczek.
Nie próbowała.

Mężczyzna w wejściu wydawał się dziwnie znajomy. Kiedy podeszli bliżej rozpoznali w nim … tego samego jegomościa, którego widzieli umierającego na Halu wejściowym w rezydencji!

Dokładnie ten sam mężczyzna. Loretta wiedziała, że nigdy nie zapomni tej twarzy.

Mężczyzna był martwy. Leżał w kałuży ciemnej krwi, zabity najprawdopodobniej jakimś narzędziem rolniczym.

Upewniając się, że to nie sztuczka zajrzeli do szopy.

Pierwszym, co ujrzeli był strój robotnika rolnego wiszący w rogu. Z daleka przypominał zaczajonego człowieka, ale było to tylko złudzenie. Poza tym widzieli też jakieś nieoznaczone beczki, deski, skrzynie, worki i puszki poustawiane na ziemi lub na półkach.
I coś jeszcze. Półkę z narzędziami rolniczymi – grabkami do pielenia, haczkami, sierpami. Wszystko zakurzone i wyraźnie od dawna nie używane.

I rewolwer! Ciężki rewolwer, z którego denat do nich strzelał. Broń leżała kilkadziesiąt centymetrów od zabitego mężczyzny ledwie wystając spod półki, pod którą się wtoczył.

I nagle zobaczyli kogoś jeszcze. Stracha na wróble idącego powoli w stronę szopy. Jakby doskonale wiedział, że ktoś się w niej ukrywa.
Strach wyglądał … strasznie. Jak żywcem wyciągnięty z jakiś kiepskich horrorów.


VILL, PONTI, ORTIS, WARD, JORDAN

To wydawało im się najlepsze miejsce do ucieczki. Zrujnowany dom.
Wbiegli do niego wszyscy, ale kiedy Potni w ten swój szalony sposób zaczął wydawać polecenia, ale było ich zbyt mało i zabrakło im czasu, by dobrze przygotować się do obrony.

Natarli przez drzwi. Natarli przez okna z tyłu budynku.

Wyłamali zbutwiałe deski, połamali okiennice. Kilku nabiło się na kawałki szkła, ale to nic nie dało.

Wtargnęli do środka wymachując łapami, gryząc, szarpiąc ubrania.
W domu zapanował chaos!

Ponti próbował ich okładać świecznikiem wrzeszcząc coś o ogniu i oczyszczeniu. Coraz bardziej tracący kontakt z rzeczywistością – jak wydawało się reszcie. Dziewczyny broniły się rozpaczliwie, przegrywając jednak z liczebnością wroga. Ward strzelił próbując trafić dupka, który chwycił Jordan za włosy ciągnąc w kierunku rozdziawionej gęby.

Huk broni przerwał atak. Napastnicy, jak za sprawą magicznego zaklęcia, rzucili się do ucieczki. Przez rozwalone drzwi, przez roztrzaskane okna.
Po chwili zrobiło się pusto i cicho.

W powietrzu unosił się zapach zgnilizny po „żywych trupach”.

Dziewczyny dygotały, stojąc w poszarpanych ubraniach. Vill straciła rękawy, Ortis jakiś atakujący rozerwał bluzę tak, że przez dziurę widać było jej biustonosz. Jordan straciła trochę włosów wyszarpniętych przez maszkarę i rękaw koszuli oraz jedną z kieszeni.

Najgorzej oberwał Ponti.

Jak się okazało nie od potworów lecz od Warda. Wystrzelona w zamieszaniu kula trafiła chłopaka w brzuch. Ponti siedział pod ścianą, po której osunął się nie mając szans ustać na nogach. Dłonią przytrzymywał ranę, z której lała się krew.

Dużo krwi.

Budynek zadrżał wyraźnie.

Usłyszeli szepty. Śmiechy. Jakieś radosne okrzyki. Jakby dochodziły gdzieś, z innego czasu lub miejsca.

Ward stał blady. Oniemiały. Rozdygotany.

Ponti oddychał, lecz krew w ustach nie rokowała zbyt dobrze. Czoło chłopaka rosił pot.

Vill szlochała. Wyglądając przez okno nie widziała już „zombie”. Zarówno opar, jak i story znikły, jak senny koszmar i majak. I tylko poszarpana odzież na dziewczynach wskazywała na to, co przed chwilą zaszło w tym miejscu.

Miasteczko wydawało się być "czyste", pytanie na jak długo.
 
Armiel jest offline