Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-07-2015, 11:46   #22
Agape
 
Agape's Avatar
 
Reputacja: 1 Agape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłość
Próba sił


Żółtooki, jak zawsze na zewnątrz okutany w swój postrzępiony „wyjściowy” płaszcz w którym wyglądał jak mniejsza wersja jednego z dziewięciu upiorów pierścienia, spojrzał z niechęcią na Novema, zastanawiając się czy to nie właśnie jego specyficzne odzienie wzbudziło zainteresowanie małego wodnika. Wiedział że istotka go dostrzegła i że prawdopodobnie za chwilę zacznie zawracać mu głowę, mimo to szedł dalej jak gdyby nigdy nic, a nuż się uda, zdoła uniknąć konwersacji i będzie mógł... no właśnie co? Iść do szpitala na spotkanie z piaskowym dziadkiem żeby mu służyć? Niedoczekanie. Duch pustyni nieoczekiwanie schylił się podnosząc ze ścieżki kamyk, niewielki i dość płaski, a potem skręcił w stronę stawu nagle decydując, że chwila jest wprost idealna żeby popuszczać kaczki. I nic to, że kompletnie nie wiedział jak powinno się to robić, a w każdej chwili z napęczniałych chmur mogły runąć na niego strugi wody. Nie mógł jednak pozwolić by Ar Afaz przejął nad nim kontrolę, nie tak łatwo.

Kamyczki puszczone przez Zafarę popływały topielcem, zaś Novem chyba jeszcze bardziej zainteresował się duchem. No nie… a z drugiej strony nie udało mu się zagłuszyć tego wewnętrznego głosu, aby przybył do szpitala.
Widząc wpatrujące się w niego z coraz większym zainteresowaniem ślepka właściciela fryzury z wodorostów czerwonowłosy westchnął ciężko, wrzucił w topiel ostatni kamyk, który o dziwo raz nawet podskoczył na tafli wody zanim poszedł na dno i na powrót skierował się w stronę szpitala tłumacząc sobie, że nie ma ochoty zawierać nowych przyjaźni, powinien sprawdzić co właściwie wydarzył się w jego miejscu pracy w nocy, no i oczywiście idzie wcale nie na wezwanie starca, a do znajomego specjalisty. Na nie wiele się to jednak zdało Zaf nie potrafił kłamać, nawet samemu sobie.

Zafar swoje, Novem swoje. Złe przeczucia ducha się potwierdziły, Novem nie tylko nie usiedział w miejscu, ale zaczął za nim pełzać. Aż do szpitala.
Ten oczywiście był... otwarty. Widać było gdzieniegdzie taśmy, ale Zafara z jakiegoś powodu nie został przez nikogo zauważony. A wezwanie to ciągnęło go do… jego starego gabinetu, gdzie duch wcześniej przyjmował pacjentów.
Nie było nic prostszego niż poddać się i podążyć za wołaniem, ale czrewonowłosy po raz kolejny postanowił wybrać trudniejszą drogę, z całych sił starał się ominąć gabinet w którym wszystko się zaczęło i skierować kroki do windy, na drugim piętrze był gabinet specjalisty który mógłby go zbadać. Po to właśnie tu przyszedł, nie żeby spełniać zachcianki jakiegoś upiora.

Były dżin wybrał się na dłuższą wycieczkę po szpitalu. Zafarze wydawało się, że raczej robi okrążenie niż podąża w faktycznym kierunku, do miejsca, gdzie chciałby zajść. Kiedy wydawało się, że ten koszmar ma za sobą, Zafara… znalazł się znowu przed tymi samymi drzwiami! Nie mógł pozbyć się myśli, że gdziekolwiek nie podąży, pojawi się w identycznym miejscu, co przed chwilą. Wiedział już że nie zdoła zrealizować swoich planów i pogodził się z tym, nie oznaczało to jednak, że pozwoli nękającej go istocie zrealizować jej plany. Zafara kiedy tylko chciał potrafił być naprawdę uparty, można by się wręcz zastanawiać czy jego uszy aby na pewno najbardziej przypominają królicze, a nie ośle, gdyż zadaję się to właśnie zwierze podpowiedziało mu strategię. Duch pustyni zrezygnował z krążenia po korytarzach i jak na wyjątkowo krnąbrnego sługę przystało usiadł na podłodze opierając się plecami o drzwi.
- Zapraszam - rozległo się w głowie wołanie zza drzwi, pod którymi siedział Zafar.
-To mój gabinet.- odpowiedział czerwonowłosy nie poruszając się nawet o milimetr. Zaproszenie do swojego własnego gabinetu uznał za nietaktowne, ale nie było to szczególnie istotne, ważniejsze było to jak jego “pan” zamierzał przełamać ten impas i jak bardzo był cierpliwy.
- W którym kiedyś pracowałeś. Ale to się zmieniło, bo sam już nie czujesz sił, by dalej wykonywać swoje obowiązki, teraz tu nie pracujesz, więc “był”, nie “jest” - zauważył rozmówca, którego kształtu nie dostrzegał Zafara. Słyszał głos, który dochodził jak z każdego zakątka otoczenia, w którym się znajdował. - Mój sługo, powstań i podejdź do mnie.
-Nie pracuję przez ciebie.- zauważył były dżin, a potem dodał -Jeśli ci zależy, sam podejdź.
- Pamiętasz naszą poprzednią rozmowę? - rozległ się ponownie znajomy, nieprzyjazny głos. Zafara miał wrażenie, że jakiś gigantyczny odkurzacz wyciąga go spod drzwi gabinetu, a potem wypluwa go z tego złocistego naczynia, które duch zobaczył pod koniec spotkania. - Pragniesz mi służyć, masz tak w naturze. Im bardziej chcesz się temu sprzeciwić, tym bardziej jesteś chętny, by się oddać. - ponownie Zafara stanął u podnóża góry z piaskowym tronem. I ponownie tak jak to zrobił przed drzwiami gabinetu usiadł, pokazując że nie ma najmniejszej ochoty na współpracę, zaczął nawet bawić się piaskiem dookoła przesypując go w dłoniach i udając że jest sam zupełnie jak obrażone na rodziców dziecko bawiące się w piaskownicy.

Król chyba sobie nic z tego nie robił, jakby mógł godzinami czekać, aż dziecku muchy z nosa przejdą.
- Dajesz mi sporo zabawy - zarechotał starzec. - Starasz się mi pokazać, że stawisz mi opór.
Przed Zafarą z piasku niebawem zaczął formować się posąg, który przybierał wzrost podobny do tego, którym charakteryzowała się Soni. Z każdą sekundą twór coraz bardziej upodabniał się do latarniczki, aż stał się identyczny jak ona.
- Cenisz sobie jej życie? - zapytał władca Zafarę, jakby retorycznie.
Czerwonowłosy spojrzał na piaskową Soni i powrócił do formowania kwarcowych ziarenek w sobie tylko znany kształt. Nie odpowiedział, na retoryczne pytania się nie odpowiada.
- Rozumiem, że nie - staruszek dopowiedział sam sobie.
Soni spojrzała na Zafarę tak, jak zwykle - przyjaźnie i ciepło. Wtem zza jej tyłów, z piasku wyłoniło się coś na kształt skorpionowego ogona, którego żądło przebiło się na wylot przez brzuch jego przyjaciółki. Soni skuliła się, starała się desperacko uciec w kierunku Zafary, jednak macki, które stworzyła pustynia za plecami uciekinierki, oplątały ją i wciągnęły do paszczy jakiegoś potwora utworzonego z piasku. Soni bezgłośnie wołała o pomoc Zafarę, zanim została pożarta. Ona, jak i reszta tworów zmieniły się z powrotem w górę pyłu.

Piaskowe przedstawienie było bardzo sugestywne, ale było tylko przedstawieniem rozgrywającym się w jego biednej głowie, prawdziwa Soni, być może niezbyt szczęśliwa z powodu niewyspania była teraz w przedszkolu z dziećmi, bezpieczna, daleko od tej irytującej istoty próbującej wywrzeć na nim presję.
-Masz jakieś imię?- zapytał Zafara jakby to co przed chwilą widział nie miało miejsca, nadal kształtując piasek z którego powoli wyłaniała się sylwetka leżącego zwierzęcia, ni to psa ni jamraja.
- Otrzymałeś odpowiedź na to pytanie - orzekł mu Ar Afaz.
-Nie spodobała mi się.- odpowiedział Zafara, jak zwykle szczerze. Odkąd Soni uświadomiła mu, że imię dręczyciela jest tak naprawdę akronimem jego własnego imienia, duch powziął przekonanie, że nie jest prawdziwe.
- Słudzy nie zwracają się do swego pana po imieniu - oznajmił władczo. Co tylko przekonało jego “podwładnego” że się nie mylił.
-A kiedy spytają kto jest moim panem powinienem odpowiedzieć, że nie wiem?- postanowił nieco podpuścić pustynnego władcę.
- Wtedy będziesz martwy, więc cóż ci po mym imieniu czy pytaniu o me imię? Okaże się wtedy, że jesteś bardzo słabym sługą.
Zafara podniósł wzrok z prawie ukończonej już figury i spojrzał na Afaza w ten szczególny sposób w jaki zwykle spoglądał na innych by dać im do zrozumienia że opowiadają głupoty.
Starzec mówił zupełnie jakby wierzył, że do tej pory był dobrym sługą, zupełnie jakby przebywał w innej rzeczywistości i miał do czynienia z innym duchem pustyni.
- Każdy sługa swoją zapłatę dostaje- stwierdził Ar Afaz. - Tobie najwyraźniej, Zafarze, nie zależy na życiu swojej przyjaciółki, z tego co okazujesz. Dam ci zatem adekwatną ku temu odprawę - starzec, jak i reszta otoczenia wirowała jakby Zafara znalazł się niespodziewanie w oku piaskowego cyklonu. Myśli zaczęły mu wirować jak w myślowirówce, a kiedy powrócił do rzeczywistości, nagle uświadomił sobie, że nie potrafi opisać swego pana. Również jego rzekome imię wyleciało mu z głowy. Jedyne czego był pewny, to tego, że znajduje się pod drzwiami swojego gabinetu.

Skołowany żółtooki podniósł się z podłogi, wreszcie mógł iść tam gdzie planował wychodząc z domu, do windy nie było daleko i wcale nie musiał nią jechać, ale potrzebował trochę czasu żeby ochłonąć więc zachował się jak każdy zwykły cielesny. Może nie będzie musiał nic mówić, jeśli coś było z nim nie tak specjalista sam powinien coś znaleźć.
Zafara znalazł się u specjalisty od analizy shinso. Ten jednak ku rozczarowaniu tego pierwszego nic nie wykrył, tak jakby staruszek tak naprawdę był wymysłem umysłu ducha pustyni. Nie wyglądało to zbyt ciekawie. Niezbyt zadowolony duch pustyni wyszedł ze szpitala i ruszył do mieszkania. Staruszek groził Soni, z łatwością mógł zignorować piaskową kukłę, ale nie prawdziwą Soni. Musiał ją chronić, jeśli nie będzie się z nią kontaktował uzurpator nie powinien móc jej dosięgnąć, a to oznaczało tylko jedno, musiał się wyprowadzić i to zanim dziewczyna wróci z pracy. Na szczęście nie miał zbyt wielu rzeczy, ot rubin w szufladzie z piaskiem i kilka książek, które musiał odnieść do biblioteki. Kiedy skończył została po nim tylko kartka na stole w kuchni:

Nie szukaj mnie i uważaj na siebie. Z.
 
Agape jest offline