Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-07-2015, 12:28   #11
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Post Dziękuję wszystkim za scenkę z tej kolejki...


Ghost doszedł do celi znienawidzonego Lulu niemal w tym samym czasie co Spock. Jego towarzysz w niebezpiecznej wędrówce przez ciągle zmieniające się korytarze Gehenny nie odzywał się poświęcając całą uwagę celi zabitego cwaniaka. Duch - również w ciszy - zajął się oględzinami, w których był prawdziwym wirtuozem. Długie, ciężkie i bardzo kosztowne szkolenie - jeszcze za czasów pobytu na Ziemi - zrobiło z niego nie tylko eksperta od śladów ludzkiej czy zwierzęcej bytności, ale również od śladów krwi. Tym razem jednak - mimo włożonego w to wysiłku i czasu - Baker nie znalazł nic. Przez celę Lulu musiało przetoczyć się stado więźniów, którzy nieświadomie zatarli ślady zostawione przez mordercę. Ghost nie wątpił, że ten chciałby zostać anonimowym, ale gdyby ci degeneraci nie wtargnęli na teren zabójstwa James by na pewno złapał jakiś trop, którym mógłby pójść. Później znalazłby kolejny i kolejny, aż powstałaby cała sieć, na której środku - niczym zmutowany pająk - wiłby się tajemniczy morderca. Morderca, który żałowałby, że nie popełnił samobójstwa nim spotkał bezlitosną sprawiedliwość o wypranym z emocji wzroku...

Na korytarzu martwego więźnia mieszkało pięciu innych bandytów. Każdy widząc Ghosta tłumaczył, że nic nie słyszał ani nie widział. Jego zimne, świdrujące spojrzenie sprawiało, że nawet najgorsi osadzeni czuli się niepewnie. Każdy z nich stał w cieniu podejrzeń jednak i kilka korytarzy dalej znalazłby się tuzin osób, które z chęcią ukatrupiłyby i zawiesiły wypchanego trupa Lulu na ścianie swej klitki. Duch podczas żadnej z wizyt w egzotycznych celach nie wymówił ani jednego słowa. Ludzie sami mówili szukając w pamięci nawet mało znaczących wspomnień, które okazywały się nie powiązane ze sprawą. Nikt nie mówił zbyt długo aby nie marnować jego czasu, ale każdy chciał wyjść na takiego, który współpracuje bez zbędnej pomocy nożownika.

Ghost doskonale zdawał sobie sprawę, że gdyby nie zakaz sam pewnie wyrzuciłby duszę Lulu w bezkresny kosmos. Gość był paskudnym skurwysynem, którego zabicie w niemal każdych okolicznościach było uczynkiem dobrym i powszechnie chwalonym. Tym razem jednak - wyjątkowo - okoliczności nie sprzyjały i zabójca powinien się wstrzymać. Darować sobie. Odpuścić. W fachu takim jak Jamesa człowiek powinien posiadać nie tylko analityczny umysł i sprawne ciało, ale i opanowanie. Cierpliwość. Zdolność powstrzymania się przed zabijaniem kiedy było to niewskazane. Sytuacja w sektorze była napięta i tylko kompletny debil, świr, psychopata chciał sprowadzić do niego Oculusa, który z pewnością przybędzie kiedy tylko padną kolejne trupy. Ghost nie miał czasu. Musiał zabrać swój sprzęt i ruszyć na miejsce spotkania. Śledztwem zajmie się po powrocie...


Baker nie był zadowolony z - wcale nie lepszej niż dwie godziny wcześniej - woni grupy. Śmierdzieli niemal wszyscy, a do tych wykorzystujących należycie zestaw higieniczny należał chyba tylko on. Lalka wyglądała tak jak opisał ją Zanzibar. Ghost zastanawiał się na ile otępiałe były jej zmysły i spowolnione ciało. Z jednej strony mogła pojawić się wyższa odporność na ból, a z drugiej brak uniku przed atakiem na Gehennie zwykle kończył się nagłą i bolesną śmiercią.

Jarry, który miał wymienić rezystory, należał do tych więźniów, którzy byli na bezpiecznym odwrocie listy Ducha. Był miły, spokojny i lubiany, a wielu darzyło go nie tylko sympatią, ale i szacunkiem. Wśród tej zgrai był on chyba najbardziej przydatną osobą. James jednak nie opuszczał gardy, bo wiedział, że nikt na statku nie był za nic. Każdy musiał swoje zrobić, a skoro Jarry był wśród nich należało go się obawiać. Może mniej niż Hiro czy Pontiego, ale nadal.

Każdy otrzymał rezystor Vossa. Duch szybko i sprawnie zamontował na plecach swój mocując zaczepy w taki sposób aby urządzenie nie przemieszczało się podczas skoków czy biegu. Początek drogi mieli spędzić na klęczkach lub czołgając się przez rurę wentylacyjną. Fixer ostrzegł ich, że w rurze będzie nie tylko ciasno, ale i cholernie zimno. Baker nie bał się chłodu, ale porozumiewawcze spojrzenia pozostałych dawały do myślenia.

Wentylacja miała ich doprowadzić do pomieszczenia technicznego w Z-1907. Następne sto metrów trasy Ghost powtórzył sobie w pamięci kilka razy - do czasu aż bez zastanowienia, odruchowo wybierał drogę. James wiedział, że czasem w sytuacjach stresowych ludziom wyłącza się myślenie, a wtedy łatwo o poważny, nieodwracalny błąd. Na takie nie mogli sobie pozwolić.


Duch obojętnym spojrzeniem omiótł pole działań swoich towarzyszy. Nikt nie podejrzewał co mógł sobie pomyśleć pozbawiony empatii nożownik. Każdy mógł się spodziewać, że nie ważne co było po drugiej stronie jeżeli miało zamiar dorwać jajogłowego najpierw będzie musiało przejść po trupie Rippersa - co musiałoby być poprzedzone walką nie tylko z nim, ale całą uzbrojoną grupą. Jarry nie wyglądał na spokojnego, ale Baker nie przejmował się tym. Zrobi co trzeba niezależnie od zastanej sytuacji…

Węszenie nie ustało. Spod drzwi dało się słyszeć paskudny kwik, ryk czy nie wiadomo co. Stwór chyba przywoływał kolejne. Jednocześnie wszyscy usłyszeli pazury trące o metal po drugiej stronie.

Hiro widział, że wśród grupy nie ma przywódcy, nie ma osoby myślącej ani planującej. To nie wróżyło dobrze, skoro każdy tylko milczał lub rechotał pod nosem, albo co gorsza sam stawał pod linią ostrzału. Azjata dobrze czuł, żeby zajebać to od razu, póki świeże, a nie czekać na drapanie. Dosłownie i w przenośni.

- Lalka otwiera drzwi, a my to ubijamy i spierdalamy nim przyjdzie reszta. - wysilił się by to powiedzieć, więc niech lepiej każdy szykuje broń, a nie sra pod siebie, bo smród tylko pogorszy sprawę i będzie się ciągnął za nimi podczas spierdalania. A w spierdalaniu Hiro był przodującym.

Gotowy czekał tylko aż kobieta pociągnie drzwi w swoją stronę, chowając za nimi siebie i Jarrego, plus ewentualnych tchórzy, którzy nie staną do walki. Sam zaś mimo pojawiającego się potu niepokoju na czole, stał hardo z gotową do wystrzału kuszą, mając nadzieję, że inni również wyjmą swoją broń. Jedna anomalia na ich grupę powinna być łatwiejsza do ubicia, niż całe stado, które zaraz się mogło zlecieć. Nie lubił się odzywać. Nie lubił rządzić i przewodzić, ale skoro nikt nie był skory, to on nie miał zamiaru stracić przez tych nierobów własnego życia. W końcu miał takie dalekie plany co do własnej ucieczki.

Ghost słuchał Azjaty jednak ten nie zauważył u niego cienia poparcia czy zwątpienia. W sumie James nie przytaknął ani nie zaprzeczył. Był gotów do walki, ale nie rzucał się w nią tak krwiożerczo jak Hiro. Tak silne emocje przyciągały demony, których powinni unikać. Priorytetem Bakera było osłanianie naukowca, a nie zniszczenie wszystkiego co mu zagrażało. Jak była możliwość aby Jarry ocalał bez strat w grupie Ghost z chęcią z niej skorzysta. W przeciwnym wypadku będzie walczył. Bez strachu, z zimnym, obojętnym wzrokiem.

Oczko odkąd stanął przy ścianie trzymając Jarrego za nadgarstek wpatrywał się jak zahipnotyzowany w szczelinę pomiędzy drzwiami a podłogą. Oddychał płytko i powoli, a pot stopniowo kroplił mu się na twarzy i szyi spływając co raz raźniejszymi strużkami w dół. Bał się. Co chwila przełykał nerwowo wciąż patrząc w podłogę przed drzwiami, trzymając w spoconej dłoni nadgarstek drugiego zerówy i powoli wyjmując swój nóż. Czekał z bijącym sercem starając się zachować ciszę, spokój i bezruch. Mieli jeszcze szansę, że to coś sobie polezie w cholerę uznając… W sumie cokolwiek by se chciało. Oczko był w tej materii wybitnie wyrozumiały i tolerancyjny, mogło se nawet poleźć pod ich dopiero co opuszczony sektor - byle se polazło. No, ale miał szczęście jak zwykle.

Rozległy się jęki, gwizdy, chrumkania i drapanie w drzwi. Czyli jednak się nie udało. To coś z zewnątrz jednak zwęszyło ich trop. I sądząc po odgłosach było tym bardzo podjarane. Przedłużanie sprawy mogło ściągnąć im na łeb resztę nieplanowanej menażerii “Gehenny”. Wrócić właściwie nie bardzo mogli. Nie było wiadomo co czeka ich przy następnym wyjściu, a przecinarka zdechła więc więcej wyjść sobie nie wyrąbią. Zostawały więc tylko te cholerne drzwi i to coś za nimi.

- Strzelcie. Spróbujmy to minąć i zamknąć tutaj. A potem w długą nim się reszta zleci. - wyszeptał patrząc rozbieganym wzrokiem po kolei na pozostałych katorżników. Przedłużająca się walka była im zdecydowanie nie na rękę nawet jakby jakimś cudem udało się im wyjść bez strat i zaciukać poczwarę. Co mało komu się udawało. Ale może dałoby się ją minąć i zamknąć tutaj?

Gdy odgłosy za drzwiami zaczęły przypominać te wydawane przez zwierzęta hodowlane w okresie rozpłodowym Spock nie czekał dłużej. Gazrurka powędrowała do lewej ręki, prawą natomiast szarpnął za przyćpaną dziewczynę i pociągnął ją do tyłu nie zwracając uwagi na to, czy utrzyma się na nogach. Dopadł do mechanizmu drzwi i zwolnił blokadę.


- Jedziemy, panienki! - wyszczerzył się, sięgając jednocześnie po tkwiący za paskiem pistolet. Huk broni po hałasie jaki narobił ten stwór chyba już niczego nie zmieni.
 
Lechu jest offline