Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-07-2015, 14:05   #150
Balzamoon
 
Balzamoon's Avatar
 
Reputacja: 1 Balzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputację
W dzień poprzedzający Noc Wiedźm Elena wstała z nadzieją, że będzie lepiej. Nie było. Nadal lało, nadal bujało, nadal nie było pogody. Zwróciła uwagę, że dopóki leżała, całkiem dobrze się czuła. Ale nie mogła przecież przeleżeć całego dnia! Nudno tak! Już poprzedni wieczór nadgryzł ją zębem znużenia, nie miała ochoty na nic. Tego ranka zjadła naprawdę lekkie śniadanie. Szczęśliwie Galvin nie dopadł do niej i nie wrzucił jej potrójnej porcji - mimo że jego jedzenie było naprawdę zacne, to nie potrafiła przerobić ilości hurtowych strawy. Żeby całkowicie nie zapleśnieć w łóżku, dziewczyna postanowiła znaleźć jakieś miejsce do poćwiczenia. Przewłóczyła się przez statek, szukała miejsca w miarę ustronnego. Tak trafiła w miejsce, w którym stał koń Gottfrieda.

- Witaj Eleno, co sprawdza Cię w to miejsce? Wiesz może jaka jest sytuacja na pokładzie - toniemy już czy też jeszcze utrzymujemy się na powierzchni? - powitał ją z szerokim uśmiechem Gottfried.

Myślała, że będzie tu sama. Nie wpadła na to, że nigdzie nie widziała od pewnego czasu rycerza. Jego głos wytrącił ją z zamyślenia. Wzdrygnęła się zaskoczona.
- O, o... Ty tu? - wydukała zdziwiona i zakłopotana. Uśmiechnęła się, żeby ukryć swoje zmieszanie i wsadziła ręce w kieszenie. - Nie wiem, przyznam szczerze. Odkąd leje, nie wychodziłam na pokład. Galvin pomaga na górze. Ja bym tylko pewnie przeszkadzała. - Dziewucha rozejrzała się. Liczyła, że będzie tu sama.

- Nie wiem gdzie indziej miałbym być. Zmierzch wymaga opieki, a nikt inny nie ma to czasu od kiedy zaczęła się burza. Mówisz że Galvin pomaga marynarzom… marynarkom… szlag by to, załodze? - odpowiedział uśmiechnięty rycerz.

- Łazi czasami pod pokładem mokry. Muszę przyznać, że wygląda to dość ciekawie - dziewucha uśmiechnęła się pewniej, tak szelmowsko dość. Podeszła bliżej chłopaka, nadal nie wyjęła rąk z kieszeni. Potem nawiązała do jego "nie wiem".
- No jak to gdzie? Ciut wyżej. Przynajmniej od czasu do czasu wypadałoby się pokazać, że się jeszcze żyje. Pewnie gdybym tu nie zalazła, uznałabym, że karmisz ryby... - w tonie jej głosu słychać było, że żartowała.

- Karmię konia. Miło że ktoś o mnie pomyślał, choć przyznam że czas oczekiwania na poszukiwania nie nastraja mnie zbyt optymistycznie. Mokry Galvin, niech zgadnę najbardziej zrzędzi gdy wybiera wodorosty z brody? - Gottfried nie pozostał dłużny i na żart odpowiedział żartem.

- Myślę, że jest w swoim żywiole, przynajmniej w jakimś zakresie. A wodorosty w brodzie jedynie ją użyźnią - skwitowała na koniec, żeby zapytać: - O jakich poszukiwaniach mówisz? Jeszcze, na całe szczęście, nikt się nie zgubił. Na razie tylko ty się jakoś zawieruszyłeś bardziej… -
Podeszła bliżej do chłopaka, jednak stanęła w takiej odległości, by nie znaleźć się zbyt blisko konia. Jeśli mogła, unikała tych zwierząt, jak i wszystkich innych. Kotlet był dobry, ale na talerzu.

- Poszukiwania mojej osoby, trzy dni na uświadomienie sobie że mnie nie ma w pobliżu to słaby wynik. Użyźniają, mówisz? Jakoś ciężko mi sobie wyobrazić Galvina z brodą w kolorowe kwiatki. Cóż, każdy z nas ma swoje sprawy. Skoro o tym mowa, zdajesz sobie sprawę jakie święto dzisiaj mamy? - odparł prezentując zadziwiająco dobry humor u zazwyczaj poważnego rycerza.

Elena jakoś się skwasiła po słowach Gottfrieda dotyczących poszukiwania jego osoby. Wydęła usta i prawie prychnęła. Z jej ust dało się słyszeć zduszone "ph". W tym momencie piękna i odpowiednio hodowana broda Galvina zeszła na dalszy plan.
- Wcale cię nie szukałam. Przyszłam poćwiczyć tylko. -
Dziewucha wzruszyła ramionami. Nagle to, co powiedziała, wydało jej się dość głupie. Kumplowi w Altdorfie też tak mówiła, chociaż go rzeczywiście potrafiła szukać. Mniejsza o to. Spojrzała na chłopaka i uniosła brew.
- Jeśli dobrze liczę, to nie chcę, żeby to była ta noc. Szczególnie w tym miejscu. Sam sztorm budzi we mnie jakiś niepokój… -

- Dla tej nocy istnieją Czarni Gwardziści, obowiązki jakie pełnimy przez resztę roku są tylko uzupełnieniem. To dzisiaj każdy z moich braci stanie na Warcie i będzie bronił dusz zarówno tych żyjących jak i tych zmarłych. Hexenstag jest poświęcony Morrowi, czy wiesz dlaczego? Sztorm zaś… no cóż może zdarzyć się o każdej porze roku. - młodzieniec spoważniał i spojrzał w stronę pokładu.

- Jak to bronić? - zapytała, bo nie bardzo to wszystko rozumiała. Mama zawsze ją przestrzegała przed Nocą Wiedźm. Kiedy Elena była mniejsza, tej nocy matka była z nią i nie odstępowała córki na krok. Niewiele jednak jej wyjaśniała. Być może dlatego w dziewczynie siedział taki lęk przed tą nocą. Dziewucha wyglądała na spiętą, nie potrafiła sobie znaleźć miejsca i niezbyt szybko przestępowała z nogi na nogę. Prowadziła rozmowę, ale jej temat bardziej niepokoił niż uspokajał.
- Możesz opowiedzieć? - zachęciła chłopaka do tego, by kontynuował.

- Co wiesz o Morrze? Kim jest według Ciebie? - odpowiedział pytaniem.

- To ten, co włada śmiercią i światem podziemnym. Mama mówiła, że niektórzy go widzieli. Ale ja tam nie wiem. Mama opowiadała mi czasem, że jak ktoś umrze, to on przychodzi i przeprowadza dusze do mrocznego królestwa. Ojciec, jak byłam mała, zawsze mnie straszył, że jak będę niegrzeczna, to Morr ześle na mnie koszmary i że mogę się z nich nie obudzić. -
Na samo wspomnienie tego Elenie ścierpła skóra. Splunęła pod swoje nogi, a dłoń zacisnęła w pięść. Skuriwały cham z jej rodziciela! Nienawidziła go całą sobą.

Gottfried pokiwał w zamyśleniu głową, tak jak się spodziewał mieszanina półprawd i kłamstw. Westchnął ciężko, nie był wytrawnym teologiem, ale pod surowym okiem kapłanów dużo się nauczył.
- Usiądźmy. - wskazał na belę siana. - To będzie chwilę trwało. Niemal cała twoja wiedza o Morrze jest błędna. Większość ludzi nie rozumie jego poświęcenia. Zacznijmy od jedynej prawdy w tym co powiedziałaś - Morr włada światem podziemnym, jest jego władcą. Cała reszta to kłamstwa, lub po prostu niezrozumienie. Morr jest Bogiem Umarłych. Po śmierci to właśnie on przejmuje dusze zmarłych i chroni je przed zakusami Mrocznych Potęg i nekromantami. Nie jest Bogiem Śmierci, ani nią nie włada, jest Strażnikiem który litościwie poświęcił się obronie dusz przed złem. Poza tym jakim sposobem Bóg Śmierci mógłby dawać życie, a pamiętaj że Morr ma córkę z boginią Vereną - Shallyię. Druga sprawa - Królestwo Umarłych w pewien sposób jest bardzo blisko Krainy Snów, więc władza Morra rozciąga się i na tą dziedzinę. Ale Morr to Strażnik i obejmuje swą opieką także sny, niektórzy kapłani mówią że może przez nie przemawiać do wybranych. Morr nie zsyła koszmarów, choć niektóre Jego ostrzeżenia mogą być przerażające. Jeżeli masz koszmary, pomódl się do Morra by strzegł twoich snów. Czarni Gwardziści nie są nazywani tak bez powodu - bo co robi gwardzista? Stoi na straży, broni. Mój zakon bierze przykład z Morra, nie mogąc stanąć na straży dusz bronimy ciał strzegąc cmentarzy przed nekromantami i stworami mroku. Ale w noc taką jak ta, gdy Królestwo Umarłych i Świat Żywych dzieli najcieńsza granica, wszystkie siły zła starają się wyrwać dusze spod opieki Morra. Tak na prawdę Hexenstag, i w mniejszym już stopniu Geheimnistag nie są świętami dla wyznawców Boga Umarłych, to czas naszej największej próby. Stajemy przeciwko złu, broniąc żywych i zmarłych przed jego zakusami, kapłani poprzez modlitwy i rytuały, Czarni Gwardziści w znacznie bardziej przyziemny sposób. Blizna na mojej twarzy datuje się na Noc Wiedźm dwa lata temu. Byłem jeszcze giermkiem, wraz z rycerzem któremu służyłem broniliśmy Ogrody Morra w Grossfure w Middenlandzie przed ghulami. - rycerz westchnął głęboko i napił się rozcieńczonego wina z bukłaka. Nie był najlepszy w objaśnianiu zawiłości teologicznych, ale miał nadzieję że nieco naprostował błędne wyobrażenia Eleny.

Elena siadła na beli wskazanej przez Gottfrieda. Podciągnęła nogi pod brodę i objęła je rękoma. Głowę wsparła na kolanach. Siadła przodem do rycerza. Tak było dla niej bezpieczniej. Jej dwukolorowe oczy zerkały to na niego to gdzieś obok. Słuchała tego, co mówił. Ciężko będzie jej przyjąć jego słowa za prawdę, bo przez piętnaście lat w jej głowie pokutowały słowa matki i tego obwiesia. Choć jego opowieść była ciekawa i interesująca, brzmiała dla niej dość obco. Dziewucha rozważała, czy mówił rzeczywiście prawdę. Jednak nie miał powodów, by wpuszczać ją w przysłowiowe maliny.
- Dużo wiesz - stwierdziła z uznaniem. - Tego wszystkiego nauczyłeś się w zakonie? Ja na to patrzę jako ja. Nie mam takiej wiedzy i chyba odwagi też nie, by stanąć na straży czegokolwiek i bronić innych przed szeroko pojętym nieprzyjacielem. Szczególnie, że tej nocy dzieją się różne dziwy. Boję się, że nie dane nam będzie dopłynąć do celu - tu dziewczyna na dłużej zatrzymała wzrok na Gottfriedzie.
- I choć sporo rzeczy mi rozjaśniłeś, to nadal ten strach jest. Ja działam z partyzantki, jeśli jest taka potrzeba, a nie bezpośrednio. Za cienka jestem i nieprzygotowana. Ale widzę, że ty wiesz, co robić. Dziś w nocy będziesz stał na straży na statku? - zapytała. Wydedukowała sobie, że tak właśnie powinno być.

- Może nie byłem najpojętniejszym uczniem, ale kapłani Morra z zasady są opanowani i cierpliwi, aż do przesady czasami, więc zdołali wbić mi do głowy nieco wiedzy. Jeżeli chodzi o walkę to jestem szlachcicem i middenlandczykiem, moi przodkowie walczyli pod sztandarami Sigmara i Magnusa Pobożnego. Walka jest moim powołaniem, a pierwszy ćwiczebny miecz dostałem od ojca w wieku czterech lat i musiałem dorównać starszym braciom. Nieważne. - Gottfried machnął ręką jakby odpędzając wspomnienia i zmienił temat. - Niewielu spędza Hexenstag na morzu i podejrzewam że gdyby nie sztorm kapitan Marisole też zawinęłaby na tę noc do bezpiecznego portu. Oby tylko podła pogoda była naszym przeciwnikiem, ja jednak zobowiązany jestem trzymać Wartę tej nocy i burza mi w tym nie przeszkodzi. Zechciałabyś pomóc mi założyć zbroję? Gdy tak buja nie jestem w stanie tego zrobić sam i żałuję że nie otrzymałem jeszcze giermka, ale na co może liczyć chyba najmłodszy rycerz w zakonie? - wskazał na zbroję zawiniętą w płótno dla ochrony przed wilgocią.

Elena poczuła gdzieś w środku ukłucie zazdrości. Do tej pory nie miała do czynienia z osobami tak wysoko postawionymi jak Wolf czy na przykład Gottfried. Poczuła się jak ktoś gorszy, choć nie dała tego po sobie poznać. Uśmiechnęła się tylko lekko, a myślami odpłynęła gdzieś do Starego Świata.
- Byłeś najmłodszy? Ile są starsi? - Elena weszła mu w słowo, wracając myślami do tego miejsca. Kiedy chłopak zmienił temat, odpowiedziała jedynie - Acha, rozumiem - i nie drążyła więcej tematu. Wysłuchała go do końca, a kiedy poprosił ją o pomoc, zatkało ją. Podniosła brodę z kolan i się wyprostowała, przeszły ją ciarki. Zerknęła na zbroję i rycerza.
- Ee.. e... mam być twoim giermkiem? No wiesz, no... - dziewucha wyraźnie się zmieszała -... ja nie wiem, czy będę umiała, a zepsuć nie chcę. -
To był jeden z powodów, dla którego tak bardzo się zdziwiła. Drugi powód siedział w niej tak głęboko, że nie mówiła o nim absolutnie nikomu. Mimo sporego lęku przed kontaktem fizycznym dziewczyna wydukała z siebie:
- Ale mogę spróbować. Ale musisz powiedzieć co i jak. -
Miała świadomość, że rycerz zobowiązał się bronić statku. Łudziła się, że to cel wyższy, wręcz święty. Głupio by było, gdyby przez brak zbroi coś się nie udało. Wstała, kiedy i rycerz wstał. Zrobiła dość niechętnie krok w stronę zbroi.

- Nie martw się wszystko wytłumaczę, to nie jest aż tak skomplikowane. Ogólnie najpierw napierśnik i naplecznik, tutaj dociągnij te paski… mocniej, nie może się przesuwać... poczekaj, podwinęła się wyściółka, jeżeli to tak zostawimy z klepsydrę czasu zacznę krwawić... - rycerz zaczął wprowadzać Elenę w tajniki, wbrew temu co powiedział, całkiem długiego i skomplikowanego procesu zakładania pełnej zbroi płytowej. Powoli, jako że dziewczyna nie była najsilniejsza a szarpnięcia walczącego z burzą statku nie pomagały, rycerz przywdział czarną zbroję.

Cera dziewczyny zmieniała swój kolor niczym kameleon. Elena nie odczuwała teraz skutków sztormu, jednak na jej twarzy można było dostrzec odcienie trupiej bieli, zieleni, odrobinę niebieskości i niezdrowej żółci. Serce waliło jej jak szalone, szczególnie w momentach, w których musiała podejść całkiem blisko młodego mężczyzny - wtedy chyba nawet wstrzymywała oddech. Starała się skupić na pracy i instrukcjach rycerza, ale nie potrafiła. W jej głowie kłębiły się tabuny myśli. Ręce jej drżały, cała wewnętrznie dygotała. Usiłowała nad tym zapanować, ale pewnie było to doskonale widać. Nie odzywała się, tylko słuchała, pewnie nie wydusiłaby z siebie normalnego słowa. Zrobiła to, o co Gottfried ją poprosił.

- Dziękuję Eleno. Bez ciebie bym sobie nie poradził. Teraz jeszcze pas z mieczem i halabarda. Chyba jestem gotów. - Gottfried sięgnął do przyłbicy, ale wstrzymał się i spojrzał w oczy dziewczyny. - Jeżeli chodzi o moją rodzinę… miałem sześciu starszych braci i pięć sióstr, surowych rodziców i żonę w ciąży. Ich dusze chroni teraz Morr, a ja za jego straż odwdzięczam się służbą. - zamknąwszy przyłbicę rycerz przyklęknął na jednym kolanie i wspierając się na halabardzie z wytłoczonym wizerunkiem czaszki zaczął modlitwę.
- Pono me in nomine Morr tuo libros ad ministrandum… - {Stawiam się na służbę w twoje imię Morrze...[tłum. Wujek Google]}.

Elena spojrzała na niego niczym wół na malowane wrota, kiedy powiedział jej o rodzinie. Nie wynikało to ze zdziwienia informacjami, jakie jej podał, ale z całej tej dziwacznej sytuacji. Spanikowała i cofnęła się o krok. Opuściła głowę i ścisnęła swoje palce tak, by się opanować. Nie szło jej łatwo. Stała jak kłoda przez dłuższą chwilę przysłuchując się modlitwie rycerza. Musiała odzyskać spokój ducha. Później bez słowa poszła do siebie. Nie chciała mu przeszkadzać.
 
__________________
"Prawdziwy mężczyzna lubi dwie rzeczy – niebezpieczeństwo i zabawę, dlatego lubi kobiety, gdyż są najniebezpieczniejszą zabawą."
Fryderyk Nietzsche
Balzamoon jest offline