Northman | Edda pędziła dziką krainę zdeterminowana, aby dogonić jeźdźca. Kopyta rwały mech ze ściółki, gdy koń przemierzał las za rzeką. Jazda na obrany kierunek niosła ryzyko, że uciekinier zmienni trasę a Eadwine, gdy to spostrzeże, może już być za późno. Kontaktu wzrokowego z Viglundczkiem już nie miała, od czasu tamten zanurzył się w kniei. Gałęzie chłostały dziewczynę a ona tylko bardziej chyliła się do końskiej grzywy cierpliwie znosząc razy, a może nawet ich nie czuła? Gdzieś tam był, blisko a tak daleko, bo niewidoczny. Gdy wyjechała z lasku przywitało ją popołudniowe słońce. Zmrużyła oczy i zobaczyła go. Mały, czarny jeździec zyskiwał nad nią coraz większą przewagę pokonując odległość szybciej niż ona. Zwolniła przechodząc do stępa, aby koń mógł złapać oddech. Jeszcze kilka mil galopem i musiałaby pieszo gonić za złodziejem. Przed nimi był jeszcze cały jutrzejszy dzień.
Rathar, podobnie jak Irgun, nie był przywykły do jazdy. Całe życie obszedł się w górach bez rumaka; dopiero, gdy zszedł z gór, po powrocie do doliny z bitwy o Kamienny Krąg w Mglistych i uratowaniu Dodericka, został właścicielem konia. Daleko mu było do pełni sił i forsowna podróż nie pomagała walczyć ze zmęczeniem, lecz przecież nie mógł nic nie robić i odpoczywać, kiedy kurierka Beorna, dziewczyna z Pięciu Strumieni, puściła się samotnie w pogoń za Księżycowym Sierpem. Jego koń był wytrzymały i trzymał się równo rozciągnięty w galopie. Ogier Eddy był jeszcze bardziej rześki i ochoczo gnał luzem obok. Na brodzie zastał wszystko tak, jak to mówił Dalijczyk. Spiął konia łydkami oszczędzając zwierzęciu walenia piętami po bokach i ruszył dalej. Do Północnego Brodu było na tyle daleko, że przed zmrokiem nikt tam nie dotrze. Ani złodziej z sierpem Beorna, ani Łotrzyca.
Konie ostrożnie wybierały drogę stąpając w trawie, gdzie coraz więcej kwiatów mieniło się kolorami na brzegu sporego zalewu, którego nurt leniwił się oczkiem wodnym, odpoczywając po gnaniu na złamanie karku w bystrzy. Spieniona rzeka majestatycznie wylewała się spomiędzy dwóch, prastarych drzew, co rosły po obu brzegach kilkunastometrowego wodospadu a potem już spokojnie opuszczała staw. Zupełnie jakby respekt miała dla Śpiesznego Lasu, którego cieniem się kryła, choć to on od niej, a nie odwrotnie, nosił swe imię. Irgun słyszała opowieści o tym mało gościnnym lesie. Mikkel zaś patrząc w głąb starych, silnych drzew i czającą się wokół niech atmosferę niepokoju, mógł podejrzewać, dlaczego nieokiełznana i dziewicza w swym pięknie, górna dolina zachodniego brzegu zwana była Sceadudene. Dolina Cienia. Słomiana słyszała opowieści o dziwnych istotach kryjących się w głębi tego lasu, które podobno samym spojrzeniem mogły zamieniać w kamień. Legendy jednak o tej właściwości dużych jaszczurów, nie był w stanie żaden jej wiadomy myśliwy z doliny, naocznie potwierdzić lub zaprzeczyć.
Irgun nie potrafiła znaleźć nazwy dla dwóch drzew Wodospadu Orłów. Nigdy wcześniej takich nie widziała. Nie zdziwiłaby się również, gdyby nigdy nie miała w życiu takiego rodzaju zobaczyć gdzie indziej.
Mikkel pamiętał, że ostatnim razem, gdy gościł tam razem z Fanny, była również wiosna. Wiedział, o nikłych szansach spotkania Orłów. One zbierały się w tym szczególnym dla nich miejscu na noc letniego przesilenia, aby słuchać w przelewającej się wodzie proroctw, szeptanych w szumie przepowiedni. Zdążył również na tyle zaobserwować z małżonką, że owe stare niczym Arda ptaki, służyły zapewne głębszym celom niżby ludzki rozum mógł pojąć i niechętnie mieszały się w sprawy Wolnych Ludzi Północy.
Przy wodospadzie nie było Orłów.
Dnia zostało jeszcze kilka godzin. Po zmroku nierozsądnym było podróżować. Syn Thorlada i Słomiana decyzję musieli podjąć, czy obóz rozbiją u stóp wodospadu, by jutrzejszego dnia wznowić podróż dokądkolwiek planowali się udać, czy jednak opuszczą to miejsce nie czekając.
Teren za pasmem lasu szarych sosen o wielkich jak dłoń, brązowych szyszkach, był nierówny i zdradliwy. Łagodne, trawiaste wzgórze kończyć się mogło stromym zboczem lub nawet przepaścią. Bliskość gór czuło się, nie tylko widziało na zachodzie. Skały wcinały się głęboko w dolinę, ku rzece, choć niewysokie i zazwyczaj porośnięte roślinnością.
Rathar jechał szybko, oszczędzał konie na tyle, na ile musiał. Odnalazł Łotrzycę, gdy rozbijała obóz na noc w grocie, która była rozpadliną w nagiej ścianie krępego klifu pośród zielonych traw i krzewów.
__________________ "Lust for Life" Iggy Pop 'S'all good, man Jimmy McGill |