Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-07-2015, 11:44   #1
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Spin! Gods and towers! It's all about money!

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=fPmruHc4S9Q[/MEDIA]
Muzyka rozbrzmiała wewnątrz wypełnionego złotem pokoju w tym samym momencie w który do wnętrza wpadły pierwsze blaski światła słonecznego.
Na samym środku okrągłego dywanu w centrum, stał podparty na lasce osobnik. Ubrany był w kolorowy kostium z wieloma odcieniami fioletu. Miał różowe włosy i białą twarz. Jego oczy były zamknięte, ale już nie na długo. Spał od bardzo, bardzo dawna. Nastała pora aby wrócił do świata przytomnych.
Jego oczy drgnęły, zacisnęły się na krótką chwilę mocniej niż zwykle, po czym otworzyły. Miały dwie źrenice, jedną żółtą, drugą różową.
Uniósł swoją laskę w górę i obrócił się na jednej nodze do tyłu. Tanecznym, rytmicznym, acz spokojnym krokiem zbliżył się do okna i otworzył je na roścież.
Jak gdyby ignorując fakt, że nosi przeogromny kapelusz, wolną dłonią ustawił daszek nad swoimi oczyma. Aby bronić je przed promieniami słońca. Zaczął rozglądać się na około.


Zobaczył samolot. Daleko, daleko nad Niemcami przelatywał samolot pasażerski. W jego wnętrzu znajdowała się najbardziej intrygująca para ludzi. Pan Lewis wyraźnie zdawał się znać wartość pieniądza i dobrej zabawy. Widząc z okna dżunglę która zastąpiła Berlin wykazywał sporo zaintrygowania. W tym czasie jego towarzysz Reginald wyglądał na zmęczonego swoim panem, acz uradowanego swoim życiem. Komunikat w ich samolocie rozbrzmiał ogłoszeniem: „proszę przygotować się do lądowania! Na terenie czwartej rzeszy obowiązuje rejestracja w bramie przejściowej na lotnisko! Powtarzam, zaraz po lądowaniu należy ustawić się w kolejce do rejestracji!”.


Wtem spojrzał niżej, na sam las. Gdzieś tam w centrum całej tej dżungli znajdowało się ogromne drzewo. Ktoś w nim pewnie mieszkał. Ale pod nim też coś było.
Niewinne zastępy pajęczych nóżek poruszały się swobodnie po podziemnym ogrodzie, podlewając kwitnące wokół kwiaty. Panienka była doprawdy urokliwa, choć jej anatomia mogła być kwestionowana. Podziwiając ją, nieco się zasmucił. Chyba nie miała grosza przy duszy.
Jeden z krzaków w ogrodzie zaszeleścił. Wyłoniła się z niego niewielka twarz. Błękitna i rogata, o czerwonych oczach i białych włosach, z nogami w postaci kopyt pokrytych sierścią. Usiadła na ziemi dość rozkojarzona i wyraźnie zgubiona. Pomachał jej, tylko po to aby po chwili zorientować się, że go nie widzi. Dał więc spokój pani pająk.


Zmienił teraz kierunek spojrzenia. Wrócił tam skąd przyleciał samolot. Zobaczył Londyn. Duże piękne miasto z zdobiącym je Big Benem oraz problemami na tle rasowym. Zobaczył też wchodzącego do miasta samotnika. Pan Ashur już dawno słyszał, że Brytyjska biblioteka jest największą na świecie. Nic w tym dziwnego, że właśnie do niej ostatecznie się skierował.
Obserwator wzruszył ramionami, zrobił pełny obrót czy dwa i zaczął wypatrywać dalej. Spojrzał w zupełnie przypadkowe miesjce.


Zobaczył mężczyznę o bladej twarzy, w ciemnym garniturze i ogólnym braku oznak życia. Wyglądała na niezwykle zmęczoną, mimo że widział w niej dużo życia i gotowość do działania.
Szedł on ulicą miasta, pośród różnych budowli, w większości restauracji i sklepów. W okół pełno było kolorowych ludzi. Jedna nietypowa i bardzo żywa istota zaczęła machać w jego stronę. Po starożytnym wręcz ubiorze wydawało się iż jest to cosplayer.
- Oooy! Arch! – krzyczał czerwonowłosy osobnik. - Czemu ty wyglądasz jakbyś od tygodnia nie jadł!? A, zaraz. – uśmiechnął się szeroko, zasłaniając słońce swoim masywnym i wysokim ciałem. - Przecież ty zawsze tak wyglądasz. – zażartował Aleksander.


Osobnik przetarł podbródek, poprawił czapkę i przeniósł wzrok za ocean. Zobaczył dużą wyspę, jeżeli nie po prostu mniejszy kontynent. Pełno na nim było owiec o intrygującej wełnie. Otwarte tereny, farmy. I ruchliwy port wszędzie dookoła brzegu z mnóstwem statków pływających to w tą, to w tamtą.
Znajdował się tam intrygujący budynek. Laboratorium w którym przesiadywał dość młody mężczyzna z okrągłymi okularami na twarzy. Ciężko było stwierdzić czym się zajmował.
Wtedy do jego drzwi zaczęło dochodzić pukanie. Któż to mógł być? Ah, zaledwie znajomy młodego Vincenta. Pan Luini, o długich różowych włosach i nietypowych szatach, bardziej utrudniających ruch niż go wspomagających. Miał on w ręce kopertę którą wachlował sobie twarz. - Jakaś pomyłka była. Dostałem wiadomość do ciebie. – poinformował z uśmiechem.


Midas też się uśmiechnął. Zapowiadało się...nie najgorzej.
 

Ostatnio edytowane przez Fiath : 26-07-2015 o 11:59.
Fiath jest offline