Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-07-2015, 17:19   #46
Googolplex
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
Stefan spał w najlepsze. Gdy jego niczego nieświadomym ciałem wstrząsnął potężny dreszcz. Wampir uniósł się na posłaniu. Powietrze w całym pomieszczeniu drżało, jak szalone. Coś się stało, ale Stefan nie widział co.
Czuł jednak instynktowny lęk. Lęk bardzo pierwotny i paraliżujący do szpiku kości. Na korytarzu słychać było czyjeś kroki.
Ostrożnie zsunął się z łóżka i na palcach podszedł do drzwi. Nie robił głupot takich jak wyskakiwanie na korytarz i szukanie kogoś kto mógł mu powiedzieć co się dzieje. Zbyt wielka była szansa, że pierwszym kogo spotka będzie żołnierz korpusu. Zamiast tego nasłuchiwał odgłosów z drugiej strony.
Stojąc pod drzwiami usłyszał tylko oddalające się pojedyncze kroki.
Co prawdopodobnie oznaczało, że jest bezpiecznie. Nie czekał dłużej, zabrał to czego mógł potrzebować, portfel z zapasem krwi i dokumentami a także wilkołaczym pazurem. Ten pazur nie przestawiał go zadziwiać, nikt ze znanych mu magów nie mógł się pochwalić czymś podobnym. Z drugiej strony ilu z nich mogło się pochwalić, że przetrwali tak długo? Na to pytanie nie było odpowiedzi.
Najciszej jak mógł, czyli niezbyt cicho, otworzył drzwi i wymknął się na korytarz. Jednocześnie w myślach odtwarzał plan bunkra który wdział na ścianie ledwie kilka razy. Następnie skierował się w stronę niższych partii, gdzie prawdopodobnie znajdował się magazyn, a może… niezbyt dobrze pamiętał jakie jeszcze pomieszczenia znajdowały się w tej budowli. Zresztą nie ważne co tam było, instynkt nakazywał wampirowi zejść jak najniżej, jak najdalej od zabójczego słońca które panowało na powierzchni, czół to niemal przez betonowe ściany.
Zbliżając się do części magazynowej zaczął wyłapywać jakieś glosy. Nawet rozpoznał go. To był Bojan. Był gdzieś w pobliżu. Ktoś mu odpowiedział, a następnie rozeszło się echo trzaśnięcia drzwiami. A już po chwili Stefan zobaczył schodzącego po metalowych schodach Arnifa.
Rosjanin zatrzymał się na przedostatnim schodku i spojrzał beznamiętnie na Stefana.
- Długo już tu jesteś? - zapytał spokojnie.
- Chyba nie dość długo. - Stefan zachowywał ostrożność by nie powiedzieć, że jego zachowanie było lekko paranoidalne. - Co się stało?
- Bojan uważa, że to wszystko sprawka księciunia i teraz prawdopodobnie albo próbuje go zabić albo chociaż coś z niego przed tym wyciągnąć, w punkcie obserwacyjnym. Ja mam już dosyć tego przepychania się.
- Tak? - Zainteresował się muzyk. - A ja wręcz przeciwnie. - Ruszył do miejsca z którego przed chwilą wrócił assamita. - Warto zobaczyć tę konfrontację.
- O ile dasz radę otworzyć drzwi..
- Co? - Stefan nie krył zaskoczenia.
- Z tego co słyszałem Bojan się już postarał, aby nikt nie przeszkadzał. - Wzruszył ramionami.
- Zaraz zobaczymy. - Czy wampir mówił do towarzysza czy do siebie na zawsze pozostało zagadką, nie mniej nie zawrócił. Niestety ciężkie i szczelne drzwi nie chciały ułatwić wampirowi drogi. To jednak nie zmniejszyło zapału Stefana który zaczął walić w nie pięścią i wołać.
- Co wy tam do cholery robicie, nam się tu zaraz może dach na głowy zapaść! Nie czuliście tych wstrząsów?!
Ciche jęki nie ucichły jeszcze przez dobrą chwilę. Stefan miał już znowu walić w drzwi, gdy nagle mechanizm w drzwiach zazgrzytał i uchyliły się one. Po drugiej stronie stał Bojan. Jego twarz była niczym kamienna maska. Zimnymi i pozbawionymi uczuć oczami spojrzał na Stefana i rzekł:
- Nic nie robimy. Ja już skończyłem. - po czym wyminął kainitę i ruszył przed siebie.
Stefan zobaczył wewnątrz pomieszczenia skulonego Betholda. Gdy ten odwrócił twarz w stronę drzwi, Stefan zauważył, że na jego twarzy zniknęły usta. Skóra w miejscu, gdzie one powinny być była gładka, jak pupa niemowlaka.
- No fajnie… - Muzyk nie był specjalnie zaskoczony widokiem który zobaczył za drzwiami, no może trochę zaskakiwał go fakt, że Berthold ciągle “żył”. - Pewnie nie zechcesz powiedzieć dlaczego? - Krzyknął za oddalającym się Tzimisce.
Bojan odwrócił się i spojrzał na stojącego w drzwiach Stefan:
- Bo mogę. To zdrajca. Ma szczęście, że jeszcze żyje. Resztę powie mi później.
Po tych słowach zaczął schodzić.
Spojrzał na schodzącego po schodach Bojana. Nie do końca był pewny czy chciał cokolwiek wiedzieć. Tzimisce jak zwykle był niewzruszony, a Stefan zaczął się dopytywać. Ale nie miał zamiaru i w tym wypadku mieszać się do sprawy między wampirami. Im mniej wiesz, tym dłużej żyjesz.
- No mości książę, raczy wasza miłość udać się z nami czy woli poczekać aż pan Bojan raczy powrócić? - Stefan nie darzył Bertholda sympatią ale pozostawienie go w rękach Karpackiego Diabła to była by przesada, już lepiej zabrać go do misia.
Arinf nie do końca wiedział co Stefan miał na myśli przez ‘idziesz z nami’. On niczego nie proponuje. Nie będzie się zabawiał w nianie dla wampirów.
- Herbatę też zaproponujesz?
Były książę był autentycznie wystraszony. W jego oczach widać było lęk i ziarnko obłędu. Słysząc słowa Stefana podniósł głowę i przyjrzał się mu przez chwilę. W odpowiedzi na jego słowa pokręcił tylko energicznie głową i wstał. Czekał na kolejny ruch Stefana.
- Arinf, nie masz przypadkiem jakiegoś noża? Przydałby się nam.
Podszedł do góry i bez słowa rzucił Stefanowi mały nóż sprężynowy, który miał w kieszeni. Tak, takie rzeczy się przy sobie nosi na wojnie! Wszystko się nosi na wojnie!
Słysząc słowa Stefana i widząc lecący nóż w powietrzu, były książę pokręcił znowu głową i zaczął coś mruczeć głośno. Przy tym wszystkim uniósł dłonie i zaczął nimi machać, jakby odganiał się od much.
- Mam rozumieć, że wasza książęca mość wolałby długopis?
Berthold kiwnął głową i lekko się uspokoił.
- Arinf, długopisu i papieru pewnie nie masz, co?
- A co ja kurwa? Papierniczy? Co wy tam odpierdalacie?
- Jego wysokość życzy sobie oddać się słowu pisanemu, czy coś w ten deseń. A ja bardzo bym chciał wiedzieć o co tu naprawdę chodzi, więc sam rozumiesz, albo papier albo nóż ale przed nożem się broni a ze mnie nie jest jakiś kat czy inny rzeźnik. Innymi słowy byłbyś tak miły?
- A czy ja kiedykolwiek byłem miły? - odwarknął. - I co też powstrzymuje naszego wspaniałego księcia przed wysłowieniem się?
- Bojan. - Odpowiedź była szczera do bólu.
Dopiero teraz się obejrzał i spojrzał na Stefana i księcia wchodząc ostatnie 3 schody w górę. O chuj.. no tak. Bojan.
- Dobra, rozumiem… Widzę, że bardzo komuś zależy, aby książę już nic więcej nie powiedział.. - oczywiście każdy wiedział kim był ten ‘ktoś’.
- Niech ci będzie grajku, ale tylko dlatego, że też jestem ciekaw o co tu chodzi - odpowiedział i ponownie zszedł po schodach. W pokoju coś powinien mieć upchnięte.. o ile złodziej już tego nie podwinął.
Berthold ochłonął i nim Arnif wyszedł z pomieszczenia dłonią wskazał szufladę. Po chwili wyciągnął z niej pożółkły papier z nadrukowanymi wojskowymi emblematami,
Książę pochylił się nad kartką i napisał:
“Dziękuję. Bojan to szaleniec. Ja nic nie zrobiłem. Pomóżcie mi błagam”
- Tylko widzisz, Bojan się nie odczepi jeśli nie dostanie czegoś co go zadowoli. Na przykład dobrze było by wiedzieć dla kogo pracujesz.
Książę tylko pokręcił głową przecząco i zaczął znowu pisać:
“Jestem sam. Dla nikogo nie pracuje. Bojan już sobie ubzdurał coś na mój temat. Nic na to nie poradzę. Tylko na szczęście nie on tu rządzi. Ten wasz cały Walther jednak gdzieś przepadł i to ten Diabeł będzie chciał rozszerzyć swoje wpływy w czasie jego nieobecności. Uważajcie. Ja naprawdę nic nie zrobiłem. To był przypadek. Obudził mnie trzask w głośnikach i tutaj przyszedłem. Pokręciłem gałkami i się udało wyłapać wojskową częstotliwość. Zaatakowali wyspę, ale to raczej nie były zwykłe bomby, czy nawet Entropina. To coś zupełnie innego. Jeszcze żyjemy, więc może Niedźwiedź miał rację o tej anomalii.”
- Coś za dużo tych przypadków w zbyt krótkim czasie i wszystkie wokół ciebie. Bądź rozsądny i powiedz mi wszystko zanim… - Zawiesił głos, nie musiał mówić nic więcej, obaj wiedzieli co się stanie kiedy Bojan wróci.
“Co chcesz wiedzieć?” - pojawiło się na kartce.
- Oczywiście wszystko, ale zacznijmy od tego o co już pytałem. Dla kogo?
“Dla nikogo. Jestem sam. Przysięgam. Uciekłem z ostatniej enklawy i kilka rzeczy skłoniło mnie, aby przybyć tutaj. Tyle.”
- I jak ja mam Ci pomóc jeśli ty nie pomożesz mi? Ale dobrze, załóżmy przez chwilę, że Ci wierzę. Cóż więc skłoniło Cię do przybycia do naszej enklawy? Cóż to za “kilka rzeczy”?
Książę spojrzał na Stefana i zaczął pisać:
“Ta wyspa to nasza szansa. Wiele się o niej mówiło. Wiele słyszałem plotek. Korpus naprawdę ją omijała, ale coś się zmieniło. Zakładam bowiem, że to oni przeprowadzili nalot. Jest tutaj coś czego wiele osób się obawia, a jednocześnie wiele osób to miejsce przyciąga. Walther w wielu opowieściach urastał do rangi bohatera, gospodarza i powiernika tajemnicy tego miejsca. Gdy padła ostatnia enklawa w której się ukrywałem postanowiłem, że muszę na własne oczy zobaczyć tę niemal mistyczną wyspę. Dlatego tu jestem. Naprawdę nie mam nic wspólnego z nalotem, ani ze zniknięciem waszego kompana khana. Przybyłem tutaj, aby sprawdzić, a później zdobyć wpływy. Wielu mówi, że to miejsce może się stać twierdzą, ostatnim bastionem nadnaturalnych. Nie tylko Oak Island, ale też inne wyspy. Tutaj jednak jest serce wszystkiego. Ona ma największą moc. Choć nie wiem, co to za moc”
Szczęście w nieszczęściu, że nie zdążył jednak zejść na dół. Obrócił się do wampirów.
- Nie można było tak od razu? - zapytał z lekką irytacją. A potem Berthold zaczął swoją pisaninę. Arinf ściągnął okulary, aby lepiej widzieć co tam też książę pismaczył. Większość już wiedział.
- Zastanawia mnie teraz tylko.. Dlaczego Bojan odebrał ci usta, ale zostawił jednak całego ciebie nam. Nie może być aż takim idiotą..- powiedział w zastanowieniu i schował okulary do kieszeni narzuconej na siebie szarej bluzy.
“Bojan to wariat” - napisał książę.
“Strzeżcie się go’” - dodał po chwili.
- A to nie ty ostatnio mi mówiłeś, że to jedyna normalna osoba godna zaufania?
“Myliłem się “ - napisał Berthold - “To zły kainita. Jego charakter jest bardzo destruktywny. To zły człowiek.”
- Jeśli rzeczywiście tak jest.. To zaczyna mnie to wszystko naprawdę martwić - mruknął pod nosem w zamyśleniu. Może i Bojan zakatrupił kota na jego oczach, ale dalej wydawało się, że miał ku temu jakieś tam powody. Zastanawiało go jednak teraz.. po co mu tamta skrzynia? Skoro jest wariatem to aż bał się do czego może jej użyć, a raczej zawartości.
- Musimy znaleźć skrzynie.
Stefan spiorunował assamitę wzrokiem, mając nadzieję, że ten zrozumie by trzymać język za kłami i nie gadać zbyt wiele przy Ventrue. Odezwał się jednak bez śladu gniewu w głosie.
- Nie głupi pomysł, ale to nie teraz. Teraz trzeba znaleźć misia inaczej jeden z naszej trójki niedługo będzie miał bliskie spotkanie.
“Musicie uważać na Bojana.” - napisał książę - “To naprawdę zły człowiek. Walther zdawał się być szczery. Tzmisce nie miał żadnych skrupułów”
- A jednak żyjesz. Więc albo nie jest tak zły i szalony by jawnie sprzeciwić się prawu Walthera albo…- Stefan wolał by znaczenie tych słów każdy z pozostałej dwójki dopowiedział sobie sam. - Chcesz nam może powiedzieć coś jeszcze?
“Ten gość to wariat” - napisał Berthold - “Manipuluje wami. I idzie mu to bardzo dobrze” - wykorespondował były książę. Spojrzał na Stefana a jego spojrzeniu widać było czyste intencje. Przynajmniej tak się wydawało.
- Taaa… tyle, że w sumie to zawsze ktoś nami manipuluje. Sam byś to zrobił jakby się okazja nadarzyła więc oszczędź sobie i nam tej psycho-gierki. Po prostu bądź choć raz w życiu szczery i zaufaj nam. Co jak co ale my zdajemy sobie sprawę z tego, że przetrwać możemy tylko razem. - Muzyk powoli miał już dość tego ciągłego powtarzania jaki to zły i niedobry jest Tzimisce. Niby fakt, że wiedział o tym a przynajmniej się domyślał ale i Ventrue nie był lepszy.
- Tak, też uważam, ze zrozumieliśmy za pierwszym razem, że Bojan jest be i więcej się z nim nie bawimy. Teraz tylko trzeba pomyśleć co zrobić z tym co już się nawarzyło.
“Panowie” - napisal Berthold - “Bojan to wróg i w tym się zgadzamy. Moja pozycja jest obecnie słaba, ale zaufajcie mi, a nie stracicie. Ten Tzmisce to tylko dużo straszy, ale jak się zjednoczymy to nic nie będzie znaczył:”
- Czy ty nam właśnie zaproponowałeś to co mi się wydaje, że zaproponowałeś? - Stefan nie mógł uwierzyć własnym oczom.
“To znaczy?”
- Mamy Ci pomóc zająć miejsce Bojana w hierarchii a jego samego się pozbyć, tak?
- Ja się w to wolę nie pakować. Nic o Bojanie nie wiadomo. Nie chcę, aby przerobił mnie na żarcie dla psa.
- Warto przynajmniej to przemyśleć, nie sądzisz? - Muzyk zwrócił się bezpośrednio do ruska. - Zawsze to jakaś opcja, ale to nie w tym momencie. Teraz to zbyt ryzykowne, no i - odwrócił się by spojrzeć w oczy księcia - pozostaje sprawa naszej nagrody. Cóż tak cennego możesz zaoferować co warte jest lojalności, a może mamy sobie sami wybrać?
“Jakoś się dogadamy” - pojawiło się na kartce.
- Trochę nędzna ta propozycja, nie zachęca by przeciwstawić się cholera wie jak potężnemu Tzimisce. A sam powiedziałeś, że Bojan jest nieobliczalny. Nie mam zamiaru ryzykować wszystkiego za “jakoś się dogadamy”
“Teraz niewiele więcej mogę obiecać. Jestem jednak szczery. Mógłbym was przecież zwodzić, ale tego nie robię. Nie chodzi mi o władzę, bo ta nic nie znaczy. Chce po prostu rozwikłać tajemnicę tej wyspy. Ona może być ratunkiem dla nas wszystkich.”
- Jakoś ci nie wierzę jeśli chodzi o władzę - powiedział przeczytawszy ostatnie słowa księcia. - I dalej nie wiem. Bojan nie wygląda jakby urodził się wczoraj - skrzywił się nieco. Dla postronnego mógłby to być grymas niezdecydowania i sceptyzmu, ale tak naprawdę Arinf przypomniał sobie co Kainita zrobił z khanem.
- Jeśli chcesz, abyśmy w ogóle się nad czymkolwiek zastanowili to musisz się naprawdę postarać. Nie mam zamiaru ginąc w głupi sposób w imię bliżej nieokreślonej idei.
Rozmowę kainitów przerwały odgłosy zbliżających się kroków.
- No to chyba wracamy do pytań. - Stefan skomentował zbliżające się głosy w typowy dla siebie sposób. - Spokojnie, nie damy Ci zginąć ale na twoim miejscu starałbym się na razie współpracować z Bojanem.
 
Googolplex jest offline