Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-07-2015, 00:06   #41
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
Po rozmowie z księciem Arinf był lekko skołowany tym co usłyszał. Nie do końca wiedział co ma o tym wszystkim myśleć. Postanowił więc się przejść po bunkrze i udawać, że ma jakieś zajęcie. Wszystko lepsze niż bycie sam na sam ze swoimi myślami I tak też napotkał na swojej drodzę Stefana…
- Byłeś popływać? - zakpił na widok drugiego Kainity. Capił też jak tony wody jeziornej. Czyli jak muł i glony.
- Poznawałem nowych przyjaciół. - Odparł Stefan. - To jest Kodo a to Podo. - Przedstawił martwe wydry.
- Nie chcieli wyjść na brzeg to poszedłem do nich.
- A myślałem, że to Lucius dzierży rolę wariata.. - odpowiedział na przedstawienie sobie wydr. - Tyle zachodu o jakieś rozjechane szczury?
- No wybacz, do tej pory nie musiałem specjalnie polować to i nie jestem tak dobry jak niektórzy więc i nie mam zamiaru wybrzydzać jak już coś złapię. Proste.
- Świat zdaje się wariować, a ty bawisz się w polowanie na myszy. Jak to robisz? - zapytał z kpiną. Odpowiedź była przecież prosta - nie myśleć w ogóle i polować na wydry!
- Znienacka. - Muzyk podchwycił dowcip. - Chyba nie zagadałeś tylko po to by się pośmiać z chłopaka z miasta co go w dziczy zostawili?
- Tak, masz rację, ale chodźmy stąd. Mam coś co może cię zainteresować - powiedział spokojnie i ruszył w kierunku nieużywanej części bunkra.
- A mogę się najpierw przebrać?
Zatrzymał się i odwrócił do drugiego Kainity.
- Tak, dobry pomysł, capisz jak stary staw. Jak coś to będę się kręcił przy magazynach. Tam nikt nie powinien nas niepokoić, a jeśli miałbyś wątpliwości to powiem, że sprawa tyczy się twojego ulubionego księciunia - powiedział zaczepnie i ponownie się odwrócił, aby kontynuować swoją wycieczkę.
Kliknij w miniaturkę
Po niespełna kwadransie w zasięgu jego wzroku pojawił się Stefan i od razu zaczął z grubej rury.
- To co tam w sprawie naszego ukochanego dobroczyńcy jaśnie wielmożnego Bertolda?
Nie wiedział czemu, ale poczuł się zaskoczony tym, że Stefan jednak przyszedł w umówione miejsce. Odsunął się od ściany o którą się opierał plecami.
- Przyszedł do mnie z własnej woli na ploteczki, dasz wiarę?
- Nie. Chyba, że na ploteczkach nie poprzestał.

Uśmiechnął się na to, ale nie dało się wykryć czy go rozbawiły słowa wampira czy jednak to było coś innego.
- A żebyś wiedział, że nie poprzestał na ploteczkach o tym co kto miał na sobie w trakcie narady. Nasz księciunio ma brzydkie domysły, że to rzeczywiście Misio może być źródłem problemów.
- Tak, jasne, że ma. Całkiem przypadkiem w noc jego przybycia pojawia się śmigłowiec, i całkiem przypadkiem to obecny lider ma być źródłem problemów, i całkiem przypadkiem mówi o tym były książę który trzymał swoje miasto za mordę od chuj wie ilu dekad, i całkiem przypadkiem mówi o tym komuś kogo można wykorzystać by pozbyć się misia. Co za cholerny zbieg okoliczności. - Stefan nie potrafił ukryć zniesmaczenia postawą Bertolda. - Jakby nam kurwa korpus nie wystarczał.
- Ciekawa z niego persona, nieprawdaż? Myślisz, że to tylko kwestia władzy? Gościu mówił coś też o energii, która ma wysysać z nas siły. Coraz mniej mi się to wszystko podoba. Za dużo knują wkoło. A myślałem, że to domena Rosji.
- Co znowu za energia?
Wzruszył ramionami w odpowiedzi.
- Tego miłościwy pan mi już nie powiedział. Niby sam nie wie. Podoba mi się jak nikt nic nie wie, a każdy knuje. Poza tym mówił też o jakiś ciekawych plotkach na temat naszej społeczności. Ponoć Misiu ma zrobić sobie z nas armie do obrony wyspy.
- To albo się bardzo postara nasz miso albo zrobi ze mnie tajną broń psychologiczną do łamania morale korpusu za pomocą dołujących piosenek. Myślisz, że mam szansę na taki angaż?
- Możliwe, ale to zabawne. Zrobił sobie armie z beznadziejnych pokoleń? Jakbyśmy mieli szanse na cokolwiek. Tak czy siak, Misiek nieco się oburzył jeśli chodzi o tę ich.. jak tam temu było.. Umbrę. Okrzyczał naszego biednego Kojocika -udał zasmucenie, bardzo nieudolnie swoją drogą - ale myślę, że jeżeli chcemy przeżyć to będziemy musieli zapytać o więcej informacji te futrzaste kłaki.
- Pogadaj z samym zainteresowanym, znaczy kojotem. Zdaje się, że on nie wie kiedy się zamknąć. Tylko musisz mieć jakiś dobry wykrywacz kłamstw… albo poczucie humoru podobne. - Stefan machnął ręka na kojocie sprawy. - A tak w ogóle to jak to było z tym helikopterem? Zrzucił coś tak jak to psiak wyszczekał?

Zawahał się, ale tylko chwilę. W sumie jak już postanowił coś wygadać to może już brnąć w to dalej. Stefan w odróżnieniu od Kojota wydawał się człowiekiem, który wie kiedy zamknąć paszcze. Zobaczy czy jego zaufanie go zabije.
- Tak, rzeczywiście. Bojan to od razu zabrał skrzynie. Prosił, aby nie mówić nic Miśkowi. To ponoć coś ważnego. Nie wiem co. Ufam jednak, że nie polecisz zaraz do futrzaka i mu nie wygadasz. Wtedy kłopoty będę miał nie tylko ja, ale i ty, a coś mi mówi, że Bojan pokazuje nam tylko tyle ile sam zechce. Wolałbym z nim nie zadzierać. Jakieś chore układy. Na razie obserwuję sobie co się dzieje, a zaczyna się dziać. Szkoda tylko, że mało kto rozumie co.

Stefan obserwował z uwagą assamitę, długo zwlekał nim w końcu coś na te rewelacje odpowiedział.
- Chyba wolę nie wiedzieć czym Cię tak Bojan nastraszył. - Mówił całkiem poważnie, bez śladu żartu czy złośliwości w głosie. - Możesz być spokojny, nawet jakbym uderzył się w głowę i wpadł na tak głupi pomysł to mamy nauczkę po kojocie jak kończy się oskarżanie bez dowodów. No i… chyba tylko skończony idiota naraża się na raz tzimisce i assamicie.
Jedno trzeba było przyznać Stefanowi, wiedział jak połechtać ego. Wprawdzie taki z niego był Assamita, że pożal się Boże, ale zawsze! Tak, Arinf lubił czasami poczuć, że ma nad czymś kontrolę.
- Od razu zastraszył. Poprosił, a ja powiedziałem “Jasne Bojan, spoko. Będziemy przyjaciółmi?”, a potem wpisałem mu się do pamiętniczka - odpowiedział lekko, aby zaraz spoważnieć. - Po prostu życie mnie nauczyło, aby nie igrać z kimś o kim wiem tyle co nic. Nie znam jego możliwości i coś czuję, że nie chcę poznać. Jestem tylko ciekaw co to za strategiczna skrzynka… Ale wtedy twoja teoria, że to sprawka księciunia trochę się rypie. Po co miałby to robić? Chyba, że chodzi tylko o zasianie tajemnicy i rozwinięcie sprzeczek.
- No a dlaczego by nie? Najpierw chaos którego miś nie ogarnie a potem zbawca który go zastąpi. Filmów nie oglądałeś? Klasyczny scenariusz. A czy skrzynka rozwali moją teorię to zależy co w niej było, albo dalej jest.
- O to już musiałbyś spytać Bojana, ale swoją drogą, skoro Tzimisce tak bardzo chciał przechwycić zrzut.. To jaka jest jego rola w tym przedstawieniu? Księciunio odpali mu wpływy na wyspie?
- Jest takie powiedzenie: “Gdzie dwóch się bije…” - Stefan pozwolił by Arinf sam sobie dopowiedział resztę.
- Znam to powiedzenie, ale uważasz, że pole walki i zagrożenie istnienia wszystkich Kainitów i futrzaków to serio pora na zabawę w intrygi w celu zdobycia władzy na.. mikroskopijnej wysepce?
- Może u Ciebie to nie było tak widoczne ale ja pochodzę z Niemiec, z cholernego frontu walk o wpływy między Ventrue i Tzimisce. Pomieszkałbyś tam trochę to szybko doszedłbyś do wniosku, że apokalipsa to za mało by przestali się żreć miedzy sobą.
- Tak uważasz? Nie do końca się znam na tych zasranych klanowych niesnaskach. Moja przemiana to w ogóle był jakiś żart. Ale myślę, że nawet oni.. a zwłaszcza oni skoro mają już tyle lat, że by obdzielili połowę swiata, wiedzą, że najpierw zaufanie, a potem nóż w plecy jak się uspokoi. A tak chociaż robi się w Rosji.
- Tyle, że oni sobie nie zaufają… za długo to trwa, w cholerę wojen tajnych i drugie tyle jawnych w tym dwie światowe. Przy tym konflikt między Camarillą a Sabatem w Stanach to jak sprzeczka dzieciaków na podwórku. To przy okazji powinno tłumaczyć moje szczęście na wieść o przyjeździe księcia Ventrue na wyspę gdzie trzeci po bogu jest Tzimisce.
- To nawet mogłoby mieć sens. Ale wypadałoby jakoś mieć czym to wszystko poprzeć, a nie bawić się w gdybanie. Gdybaniem można napytać sobie biedy. Jak Kojot.
- Toż i w sumie cicho siedzę… tylko tobie mówię co myślę. W sumie teraz mamy coś na siebie nawzajem, nie? - Zaśmiał się nerwowo.
- Dobrze mieć czasami kogoś kto dzieli z tobą jedno bagno. A bagno to niestety mój drugi dom. Tylko jak zacznę tonąc to ciebie też za sobą pociągnę - odpowiedział z tajemniczym uśmiechem.
- Taa… nie wątpię. - Przyznał mu rację Stefan. - A mimo to cholernie ciekawi mnie co jest w skrzynce, to by mogło rzucić nieco światła na cała sprawę.
- Kojot wyniuchał z tego zapach padliny - odpowiedział krótko. Dlaczego mu o tym powiedział? Chyba po prostu trochę go już męczyła zabawa w chowanego w pojedynkę.
- No ale z kojotem na ten temat nie będę gadał, życie mi miłe… znaczy wiesz co mam na myśli.
- Tak, doskonale wiem. Ten kretyn i tak już sporo namieszał. Kiedyś mu ładnie podziękuję za próbę wkopania i mnie i Bojana. Chyba za dużo spędził czasu w dziczy i nie wie, że nie kłapie się o wszystkim na prawo i lewo - skrzywił się z niesmakiem. - Ale nawet jeśli to trup. To po co komu?
- A bo ja wiem? Może mają jakąś umowę z Giovanni czy coś… zbyt wiele możliwości by cokolwiek przypuszczać. Może jakbyśmy wiedzieli co to za trup było by prościej a tak to tylko mrok wokół tajemnicy się zagęszcza. Tu by chyba tylko Lucius sens odnalazł.
- Właśnie. Lucius, ten wariat wydaje się wiedzieć dużo więcej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać.. Tylko jaka szansa, że zechce cokolwiek nam zdradzić?
- Rzuć monetą wypadnie orzeł to chce, wypadnie reszka to nie chce… i rzucaj tak sobie ile razy chcesz. Jak to Malkavianin, no chyba, że naprawdę jest ostatnim Salubri…
- Cokowliek to u cholery znaczy, pamiętaj, że moja przemiana to komizm. Ale wnosząc po twoim tonie to raczej nie jest coś równie spotykanego jak trawa.
- Taa, i na tym skończmy dociekania kim naprawdę jest Lucius. Pytanie raczej co tak naprawdę wie i kogo wspiera, bo do władzy raczej nie dąży, zresztą Malkavianie niezbyt często o nią zabiegają. Ciekawe czy to oznacza, że nie są tak szaleni za jakich się ich uważa. W każdym razie nie słyszałem o żadnym księciu z tego klanu.
- Możliwe, dążenie do władzy absolutnej jest dosyć niebezpiecznie, za wielu czyha na twoje marne życie. Swoją drogą ciekawe to co powiedział nasz świrus na zebraniu. O chodzącym trupie i wodzie święconej… Misiek wyglądał na wystraszonego.
- A mało to trupów chodzi na wyspie? Choćby my dwaj, żeby nie szukać daleko. Nie mniej to o wodzie i strach miśka to dziwne trochę.
- Serio myślisz, że Misiek wystraszyłby się jeśli chodziłoby o nas?
- Przecież nie siedzę mu w głowie. Kto może wiedzieć o czym misiek myśli, nie mniej póki co mamy u niego bezpieczne schronienie.
- Póki co..- przytaknął - Ale sprawa zaczyna coraz gorzej śmierdzieć, nie zdziwię się jak rzeczywiście gdzieś tutaj czają się ghule czy inne świństwo.
- Może masz rację, ale jak wspomniałeś. Gdybanie nas nigdzie nie zaprowadzi, musimy mieć przynajmniej poszlaki by myśleć o spiskach. Inaczej skończymy jak Lucius tyle, że pewnie bez tych jego pokładów plotek i obserwacji.
- Możliwe. A ty nie masz może żadnych ciekawych obserwacji do podzielenia się? Może też coś zauważyłeś przy okazji łapania szczurów? Wydaje się, że ta wyspa jest naszpikowana wręcz jakimiś chorymi akcjami.
- Tylko przyjaciół którzy zapewnili mi kolację, zresztą przez to mokry wróciłem. - Odparł Stefan. - Niestety a może na szczęście nic więcej się nie wydarzyło.
Kiwnął głową na znak, że zrozumiał.
- Ja ostatnio łapiąc kota widziałem jak jedna wiewiórka wpierdala inną więc wiesz - odpowiedział wzruszając ramionami. Tak. Ta wyspa przyciągała dziwne zdarzenia.
- Znaczy, dziwniejsze niż komuna wampirów i łaków? - Upewnił się muzyk.
Zrezygnowanie na twarzy Rosjanina mówiło samo za siebie.
- Jeśli coś wymyślisz co do tego co ci powiedziałem to będę wdzięczny jeśli się kiedyś podzielisz swoimi rozmyśleniami.
- Jak sobie życzysz, więc wymyśliłem tyle, że powinniśmy porozmawiać szczerze z Luciusem i Bojanem. Ciebie już z Bojanem łączy wspólna tajemnica czyli ja zajmę się Luciusem. Może nawet wrócę normalny.
- A ja żywy - odpowiedział mało przekonany. - No nic. Idę, przydałoby się może coś jeszcze upolować nim świt nas zastanie - pożegnał się bez entuzjazmu i ruszył w swoją stronę. To znaczy poza obrzeża bunkra. Łatwiej jednak zwierzynę łapać na wolnym powietrzu.
 
Googolplex jest offline  
Stary 21-07-2015, 18:59   #42
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Wampirzyca posilała się królikiem kiedy poczuła w nozdrzach znajomy zapach. Postanowiła jednak ignorować zdebilałego Arinfa, który nie nauczy się podchodzić, do niej, od strony zawietrznej.

Debilny czy nie, nie miał zamiaru bawić się z nią w podchody. Nie miał na to ani czasu ani chęci, a jak w końcu wychwycił szelesty i udał się w kierunku źródła to mina mu od razu zrzedła na widok Mohini.
- Boże, znowu ty?


Łypnęła złowrogo na nieproszonego gościa, po brodzie ściekała jej smużka krwi. Wyglądała jakby była gotowa bić się o martwe ścierwo, które trzymała w łapkach.

Patrzył na nią z politowaniem.
- Przestań, jakby ktokolwiek czaił się na to twoje wyliniałe szczurzysko.


Mohini wróciła do posilania się, niestety z tego zwierzęcia już więcej nie wyciśnie.
Wstała, królika trzymając za uszy, i ruszyła przed siebie, omijając Arinfa bez słowa. Gdzieś niedaleko, o ile dobrze pamiętała, widziała wielkie chomiki o płaskich ogonach.

Olałby zachowanie Hinduski gdyby tylko nie ukuł go maleńki szczegół.
- Czy to moja koszulka? - zapytał odwracając się w jej kierunku.


Mohini zatrzymała się, by zaraz ruszyć znowu przed siebie.
- Zajmij się sobą.


- Czekaj, czekaj no! - Dogonił ją -kilku krokach i złapał za ramię. - Ile razy ci mówiłem, abyś trzymała łapy z dala od moich rzeczy ty czarny złodzieju? Potem się dziwisz, że są stereotypy na wasz temat - syknął.

Poirytowana odepchnęła od siebie Arinfa, widać było, że aż cała kipi ze złości.
- Odwal się patafianie jeden, znalazłam ją, na metce nie ma wyszytego twojego imienia! Zresztą chuj cie to co ja nosze… BIAŁASIE! - odpysknęła niczym mała dziewczynka - Co, co, co ty tu sobie myślisz? Że co? Ciągle tylko mi sapiecie nad głową i Mohini nie dotykaj włazu, Mohini to moja koszulka, Mohini ten korytarz jest ślepy CHOĆ WCALE KURWA NIE JEST! Wal się na ryj! - odwinęła się na pięcie i ruszyła przed siebie - BĘDĘ ROBIĆ CO CHCE! JAK SIĘ NIE PODOBA TO MACIE PROBLEM!

Dobra, Rosjanin zgłupiał i zaniemówił. Pozwolił więc w milczeniu oddalić się wściekłej Hindusce. Babica zawsze mówiła: “Arinf, jak kobieta jest zła to spierdalaj na drzewo”. Babcia to była mądra kobieta… Ale nie zmieniało to faktu, że zaintrygowała go wzmianka o jakimś włazie. Miał więc zamiar pilnować i obserwować co poczyna sobie Mohini.

***

Nieźle podkurwiona wampirzyca, kręciła się po lesie szukając ofiar do wyssania. Jak na złość, wszelka zwierzyna umykała przed hinduską lub bardzo dobrze się ukryła. W efekcie musiała wykopać z dziur parę królików, co tylko spotęgowało, narastającą w hindusce, irytację.
Gdy w końcu czuła się nasycona, utopiła ciała upolowanych zwierząt w pobliskiej „wielkiej” wodzie. Nie miała chęci bawić się w grzebanie zwłok, i tak już jest przeklęta, nic gorszego raczej nie mogło ją spotkać.

Wróciła do bunkra i bezszelestnie udała się do swojego pokoju, w którym zaszyła się na pozostałą część nocy. Nad ranem, walcząc z sennością, odliczała minutę za minutą. Musiała być pewna, że wszyscy udali się na spoczynek. Ten występ, nie wymagał publiczności, chciała go wykonać w samotności.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 21-07-2015, 21:27   #43
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Atmosfera na wyspie popsuła się niemal w jednej chwili. Ciąg wydarzeń doprowadził do tego, że dawne, jak i nowe animozje wypłynęły na powierzchnię. Nie tylko wypłynęły, ale i zaczęły dominować w stosunkach pomiędzy mieszkańcami wyspy.
Okazało się bowiem, że niemal każdy z nich ma własne tajemnice i sekrety.
A przecież miał ich zjednoczyć wspólny wróg - ludzie i Święty Korpus, którego marszowe kroki były już niemal wyczuwalne.

Cichy Skowyt, Arthur
Po obejściu wyspy Kojot i Wilk wrócili na brzeg wyspy do czekające na nich Luciusa. Mina wampira niewiele mówiła. Z resztą, jak zawsze.
- I co zauważyliście coś?
Cichy Skowyt opowiedział wampirowi ze szczegółami o tym na co natrafili wraz z Arthurem w czasie swego zwiadu.*
Lucius pokiwał głową i wszedł do łódki.
- A ty czegoś się dowiedziałeś? - zagaił Arthur.
- Niewiele - mruknął Malkavianin - Myślę, że było ich co najmniej dwóch. Na wyspie byli od dłuższego czas, a te niedojdy chyba niczego nie zauważyły. Mam nadzieję, że my będziemy bardziej uważni i nie damy się podejść jak dzieci.
Po tych słowach złapał za wiosła i ruszyły w kierunku Oak Island.

Gdy dobili do brzegu Lucius ukrył łódź w zaroślach i pożegnał się z łakami mówiąc:
- Znikam. Jeśli nic się nie wydarzy spotkajmy się jutro o tej samej porze. Trzeba sprawdzić inne wyspy. Do tego czasu wstrzymałby się z informowaniem Walthera o naszym znalezisku. Po co dodawać mu kolejnego kłopotu. I tak ma już za dużo na głowie.
Po czym ruszył w głąb wyspy.

Arthur i Skowyt skierowali się w stronę leża, które wspólnie przygotowali.

W bunkrze
Kainici zgromadzenie w bunkrze w nocy mieli wiele spraw do załatwienia. Jako nocne stworzenia musieli wykorzystać każdą godzinę nocy, bo w czasie poranków i słonecznych popołudni panował niekorzystny biomet. W tym czasie żaden z nich nie był w stanie podnieść się z łóżka.

Gdy zbliżała się godzina świtu, wampiry jeden po drugim wracały do swej siedziby. Wrócili niemal wszyscy. Brakowało tylko szalonego Luciusa, co nie uszło uwadze pozostałych mieszkańców.
Było to niewątpliwie dziwne zachowanie, zwłaszcza, że Malkavianin przeniósł swoje rzeczy, ale w dużej mierze pasowało do jego sposobu bycia i myślenia.

Wraz z wyjściem słońca zza horyzontu w podziemnym kompleksie zapanowała cisza.


Cichy Skowyt
Skowyt był zmęczony i marzył o śnie. Arthur nie chciał słyszeć o tym, aby Kojot oddalał się od niego zbytnio. Mocno rozdrażniło to nuwisha i spór w tej sprawie trwał dość długo. Po długich targach stanęło na tym, że Kojot ulokuje się przynajmniej na te kilka godzin w pobliżu leża wilkołaka.
Skowyt przystał na to tylko dlatego, że był zbyt zmęczony, aby toczyć zażarty spór z krnąbrnym Artuhrem i dlatego, że zamierzał przespać się tylko kilka godzin.


Gdy nuwisha się przebudził słońce zbliżało się już do zenitu. Dzień był ciepły i pogodny.
Po przebudzeniu najpierw ruszył na małe polowanie, wszak od dobrych kilkunastu godzin nic nie jadł.
Po zaspokojeniu pierwszego głodu, wrócił w pobliże leża wilkołaka i skryty w cieniu rozłożystego dębu zaczął bawić się znalezionym wczorajszej nocy noże.
Przedmiot ten intrygował go i ciekawił. Oczy Skowyta prześlizgiwały się po nim i starał się on niemal wniknąć w strukturę broni i zbadać ją.
Po kilkunastu minutach kontemplacji, Kojot wiedział o ostrzu niemal wszystko. Broń wykonano dawno temu, jako potężny talizman. Z biegiem czasu stracił on niestety wiele ze swej mocy. Wszystko głównie przez nieroztropne postępowanie jego właścicieli. W nożu bowiem zaklęte zostały agresywne, bojowe duchy. Kojot nie wiedział ile ich było na samym początku, ale na pewno kilka.
Do obecnej chwili pozostał tylko jeden. Nazywał się Tshunuxu. Skowyt niestety nie wiedział o nim nic więcej niż to, że był to bardzo wojowniczy i agresywny duch.
Skowyt nie miał też pojęcia, kto właściwie wykonał broń. Wiele wskazywało na wilkołacze plemię Uktena, ale nie miał co do tego pewności. Nie potrafił też przywołać mocy zaklętej w ostrzu. Być może przypisana była ona do ostatniego właściciela, a może po prostu jej moc aktywowała się w momencie prawdziwej walki, gdy krew wroga spłynie po ostrzu. Trudno było mu w tym momencie, to rozwikłać.
Jedno było pewne. Tej nocy wszedł w posiadanie bardzo cennego przedmiotu.

Arthur
Wilkołak także nie spał długo. Po przebudzeniu podobnie, jak Kojot ruszył na polowanie. Nie był może strasznie głodny, ale czuł że musi nieustannie ćwiczyć swe ciało, aby w momencie próby, czy też walki nie zawieść siebie i innych.

Godzinne polowanie i uganianie się za zwierzyną dość mocno go zmęczyło. Czuł wielką satysfakcję i siłę. Wiedział, że zbliża się godzina walki i że on jest na nią gotowy,
Gdy siedział pod drzewem i odpoczywał, poczuł zwierzęcy zapach, który zbliżał się w jego stronę. To była Lisica.
- Witaj bracie - mruknęła cicho - Możemy chwilę porozmawiać.
Arthur wstał i spojrzał na kobietę. Musiał przyznać, że mimo okoliczności, Monica potrafiła zachować styl i klasę. Ubierała się z nienaganną elegancją, która miała w sobie dyskretny urok. Choć była w ludzkiej to Arthur wyczuwał silne feromony, którymi wyraźnie go wabiła. Mimo woli wyobraźnia podpowiadała mu iście nieprzyzwoite sceny. Aromat rui kusił go i nęcił.
Jego zwierzęce natura dochodziła do głosu i tylko ostatkiem siły woli ją tłumił i kontrolował.
- O czym? - zapytał krótko.
- Hmm… jak o czym? - zaśmiała się figlarnie i dwuznacznie Lisica - O nas, o otaczającym nas świecie.
- A konkretnie?
- Jak każdy wilk - mruknęła ni to do siebie, ni to do Arthura - Niecierpliwy, nadpobudliwy i konkretny. Dobrze zatem, niech będzie konkretnie. Usiędźmy. - rzekła wskazując miejsce pod drzewem.

- Chodzi mi o Walthera. Boję się o niego. To porządny gość, ale to wszystko - dłonią wskazała całą wyspę - chyba zaczyna go przerastać. I nie chodzi mi, że fizycznie. Zapewne jak dojdzie do walki, to będzie stał w pierwszej linii i rozszarpywał wrogów na strzępy. Obawiam się o jego psychikę. Ostatnio stał się małomówny, skryty i jakby nie ufny. A komu, jak komu, ale mi ufał bezgranicznie. Mam do ciebie prośbę. Pogadaj z nim na osobności, jak facet z facetem. Może tobie powie więcej. Czuję, że on wie dużo więcej niż nam mówi. Zapewne, żeby nas chronić, ale sam chyba sobie z tym nie radzi. Zauważyłam też, że masz dobry kontakt z pijawkami. Z nimi też warto byłoby pogadać. Mi nie ufają, ale ty wydajesz się świetnym buforem, takim bezstronnym arbitrem. Wszyscy szanują cię i liczą się z twoim zdaniem. Nawet Walther i Bojan. Musimy działać razem, jak do tej pory. Tylko tak mamy szansę przeżyć. A jak sam widzisz, ledwo pojawiły się kłopoty a już w naszej społeczności pojawiają się drobne pęknięcia i tarcia. Nie chciałabym, abyśmy zmierzali do tragicznego finału. Mogę na ciebie liczyć?

Bunkier
Błogą ciszę w podziemnym kompleksie przerwała seria dziwnych trzasków i buczeń. W głośnikach radiowęzła z coraz większym natężeniem coś szumiało i trzeszczało. Kolejni kainici wychodzili ze swych pokoi, aby zobaczyć co się dzieje.
- Sierra Papa Zero Jeden! Zbliżam się do celu.
- Tu Tango Victor! Tu Tango Victor! Potwierdzam cel w zasięgu wzroku.
- Sierra Papa Zero Dwa, Sierra Papa Zero Dwa dołącz do szyku. Pełna gotowość bojowa.
Po serii wyraźnie wojskowych komend w głośnikach znowu rozległy się piski i trzaski. A w następnej chwili po bunkrze rozległ się krzyk Bojana.
- Co ty wyprawiasz do kurwy nędzy!
- To nie ja. Przysięgam. - odparł mu z lękiem Berthold - Usłyszałem trzaski i przybiegłem tutaj.
Krzyki dochodziły z punktu obserwacyjnego, gdzie znajdowało się też centrum radiotelefoniczne.

Arthur i Cichy Skowyt
Słońce przekroczyło już zenit i gdy miało się zacząć leniwe popołudnie nad wyspą rozległ się potężny ryk odrzutowych silników.
Błękitne niebo, pozbawione choćby jednej chmurki przeciął bojowy szyk myśliwców F-16.
Skowyt i Arthur wiedzieli, że lada monet samoloty zwrócą i zacznie się piekło.


________
* Reakcje opisana na podstawie dotychczasowego zachowania Kojota. Jeżeli jest inaczej to daj znać Komiko, wyedytuję.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline  
Stary 23-07-2015, 22:08   #44
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Wystraszona wślizgnęła się do swojego pokoju i przez chwilę nasłuchiwała pod drzwiami. Chyba nikt jej nie gonił ale… co to? Czemu się te cholerne knypki pobudziły? Rozsądek przegrał z ciekawością i hinduska wyjrzała na korytarz. Pusto. Postanowiła się rozejrzeć, jeśli na nikogo nie wpadnie, wróci do siebie i po prostu pójdzie spać.

Arinf przebudził się z wielką niechęcią. Miał ochotę roznieść tę głupią budę! Ale zaraz wstał na równe nogi słysząc hałasy. Co tu się u chuja działo?! Wyszedł na korytarz i rozejrzał się czy nie ma nikogo kto mógłby cokolwiek wytłumaczyć albo chociaż mieć możliwość nabluzgania na przypadkowego przechodnia. A tym przypadkowym przechodniem była Hinduska. Jasna cholera czemu ostatnio ona ciągle mu się wtrynia pod nogi?
Wiesz co tu się odwala? - zapytał jednak.

- Ty mi powiedz, ja się dopiero co obudziłam… - ziewnęła przeciągle i teatralnie przeciągnęła. Przez chwilę zdawało się, że nasłuchiwała ale mury były zbyt grube. - To chyba u góry… ale nie jestem pewna… - zachowywała się tak jakby cała
kłótnia sprzed paru godzin w ogóle się nie wydarzyła.

- Wydaję mi się, że to z punktu radiotelefonicznego.. były jakieś głosy, nie słyszałem do końca, byłem zbyt nieprzytomny - powiedział i ruszył wymijając Mohini bokiem. - Chodź lepiej ze mną, Chuj ich wie co może się tam teraz dziać.

Wampirzyca ruszyła posłusznie za Assamitą. Być może była to jej wyobraźnia ale dół brzucha zaczął dziwnie boleć, zupełnie jakby jakiś wielki kłąb emocji, chciał się nagle wyrwać na zewnątrz. Hinduska pogładziła się po podbrzuszu i zaczęła szeptać do siebie w ojczystym języku.

To nie była długa wycieczka. Assamita wszedł bez cackania się do pomieszczenia i rozejrzał się po nim z uwagą.W pomieszczeniu obserwacyjnym stał Bojan, który wpatrywał się w siedzącego przy centrali nasłuchu Bertholda.
Były książę miał niepewną minę i wyraźnie obawiał się złości Tzimisce.
- Ja naprawdę nic nie zrobiłem - jęczał Ventrue - Obudził mnie szmer w głośnikach. Przyszedłem tutaj, pokręciłem chwilę i złapałem jakaś wojskową częstotliwość. Nie wiem o co chodzi, ale wydaje się, że ktoś leci w naszym kierunku.
- Taaa…. - mruknął Bojan - a ja nazywam się Vlad Tepes, psia twoja mać.

- COOOOOOOOOO????!!!! - Mohini wychyliła się zza pleców Assamity, po czym łapiąc go za ramię, potrząsnęła nim - COŚ NA NAS LECI??! ARINF ZRÓB COŚ JESTEŚ WOJSKOWYM PRAWDA??! MÓWIŁEŚ, ŻE NIM BYŁEŚ, TZN. JESTEŚ! - wampirzyca momentalnie wpadła w popłoch i panikę. Nie ważne, czy informacje były prawdziwe, i czy w ogóle jest się czego obawiać, skoro ukrywają się w bunkrze. Jeśli chodzi o tracenie zmysłów, hinduska była zawsze na pierwszym miejscu.

- Gadaj łajzo, kogo wezwałeś! - syknął Bojan.
- Ja naprawdę nikogo nie wzywałem. Teraz zgubiłem częstotliwość, a raczej to oni zmienili. Dajcie mi chwilę, a spróbuje ją odszukać. Mamy tutaj naprawę dobry sprzęt, aż trudno uwierzyć, że mimo tylu lat jeszcze działa.
Bojan milczał, jakby czekał na reakcję i jakieś słowa obecnych w pomieszczeniu wampirów.

Stał dalej w miejscu. Początkowo nie zareagował na wołanie Hiduski, ale zaraz się poruszył i ściągnął brwi w zamyśleniu.
- Doprawdy.. zaskakujące.. - mruknął do siebie na wzmiankę o działającym sprzęcie. - Pięćdziesiąt lat odłogiem, a tu dalej wszystko ładnie działa. Sama Rosja by była zaskoczona, a uwierzcie mi, że to nie lada wyczyn..

- Przestań pierdolić i zrób coś! - wyprzedziła Rosjanina i dopadła pokręteł w urządzeniu, choć była zacofanym babolem z indyjskiej wsi, co nieco jako złodziej potrafiła zdziałać.

- Odsuń się od tego kretynie! - huknął na Mohini. Wiadomo było, że czegokolwiek tknie się kobieta, to to się rozsypywało w drobny mak chwile później!

- Morda! Ty tylko pierdzielisz o jakiejś babie z Rosji zamiast coś zrobić! - zaparła się nogami, gotowa walczyć o miejsce przy urządzeniu.

- Jasna kurwa, no! Trzymajcie mnie, bo zabiję tę głupią pizdę! - warknął nieźle już wkurzony. - A ty się już srasz jakby sama cesarzowa przed tobą rodziła! Uspokój się! Nie pomagasz swoim trzęsieniem cyckami! Kogo wezwano? Co się dzieje?! - ostatnie pytania były zawołane w kierunku dwóch wampirów, którzy byli tu przed nimi.

- Jeszcze się zdziwisz wychłopku z… z… - nie wiedząc co odpowiedzieć, po prostu zajęła się urządzeniem.

Sytuacja była iście komiczna. Gdy Arinf i Mohini rzucili się ku konsoli, to zarówno Bojan jak i Berthold odsunęli się na bok. Widać było, że są mocno zdziwieni i z lekkim niedowierzaniem patrzą na szamoczącą się parę.
W tym momencie z głośników znowu popłynął głos:
- Tango Victor, Tango Victor, proszę o ostateczne potwierdzenie koordynatów.
- Sierra Papa Zero Jeden, Sierra Papa Zero Jeden potwierdzam. Cel namierzony.
- Sierra Papa Zero Dwa, Sierra Papa Zero Dwa potwierdzam. Pełna gotowość bojowa.
- Rozpoczynam odliczanie. Dziesięć, dziewięć….

Zatrzymał się w pół kroku, bo aż go zmroziło słysząc komunikaty z głośników.
- Mam nadzieje, że to częstotliwość nalotu w Iraku…

Wampirzyca skamieniała gdy usłyszała komunikaty. Przez chwilę stała nie oddychając jakby odłączono ją od zasilania. Gdy w głośnikach rozbrzmiało monotonne odliczanie, coś w niej zaskoczyło. W czarnych oczach pojawił się błysk. Popatrzyła po zgromadzonych, błędnym, szalonym spojrzeniem.
- O WIELKI JAMA MIEJ MNIE W SWOJEJ OPIECE! - chwyciła się za włosy i dzikim spojrzeniem wystraszonego zwierzęcia, popatrzyła po pomieszczeniu. - Zabiją nas! Jesteśmy martwi! Martwi na… na… na Ameen jak mówiła cioteczka Aisha! Co wyście zrobili, co wyście zrobili… - powtarzała jak w transie - Nie dam się… nie dam - skuliła się na ziemi i objęła ramionami kolana - Nie dam się… nie mogę, to nie mój czas…

- Uspokój się! I co kto miał zrobić?! - krzyknął w stronę Hinduski i podszedł do niej szybkim krokiem. Chwycił mocno za ramiona i postawił bez wysiłku przy okazji sprzedając jej otrzeźwiającego liścia w twarz. - Opanuj się. Nikt nie umiera! Brakuje nam tylko twojego pierdolenia i paniki!

Wampirzycy zeszkliły się oczy, ni to z szoku, ni z żalu. Jej żuchwa i szyja napięły się z wysiłku gdy dziewczyna zgrzytnęła zębami. Zimnym jak lód spojrzeniem spojrzała w oczy Arinfowi, nie wydając z siebie żadnego słowa. Przez chwilę Assamicie mogło się wydawać, że Ravnoska uśmiecha się do niego, lecz uśmiech ten był niczym grymas psychopaty, pochylonego nad zwłokami swojej ofiary.
Mohini wyminęła Kainitów zgromadzonych w pomieszczeniu i po prostu… wyszła.

Krzyki i piski Mohini i Arnifa zmieszały się z niemal monotonnym odliczaniem lecącym z głośników.
Gdy Ravnoska wybiegała z pomieszczenia obserwacyjnego pilot doszedł już do “trzy”
Reszta wampirów obecnych w pomieszczeniu stała, jak sparaliżowana i czekała co się stanie.

***

Mohini wyszła z pomieszczenia obserwacyjnego i ruszyła korytarzem przed siebie. W tym momencie usłyszała jakieś walenie przy włazie. Zanim zdążyła się zorientować ziemia lekko zadrżała, a w następnej chwili przez korytarz przemknął potężny podmuch powietrza. Powietrze drżała, jakby obok miał zaraz wystartować samolot. Jego cząsteczki obijały się o siebie i to drżenie czuła Mohini.
Przez jej skórę przebiegł dreszcz i poczuła instynktowny strach.
(Mohini słyszy słowa Kojota, jakie wypowiada do Arthura i krótkofalówki)
- Ej??! Kojotłak? - spytała głupkowato kurcząc się w sobie, niepewnym krokiem, ‘skradała’ się w kierunku skąd dobiegała rozmowa.
Mohini ruszyła przed siebie i z każdym kroki rósł jej strach. Z każdym krokiem czuła coraz silniejszy powiew świeżego powietrza. W jego powiewach i drżeniu unosił się dziwny, chemiczny zapach, który drażnił jej zmysły.
Gdy stała przed stalowymi drzwiami prowadzącymi do tunelu, który wychodził na powierzchnię, zdała sobie sprawę skąd bierze się jej strach.
To był strach przed słonecznymi promieniami. Gdy zobaczyła, że drzwi pomiędzy korytarzem w którym stała, a tunelem wychodzącym na powierzchnie są uchylone, zamarła w miejscu.
Stojąc słyszała wyraźnie nawoływania Skowyta.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 26-07-2015, 00:46   #45
 
Okaryna's Avatar
 
Reputacja: 1 Okaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputację
Po tym jak Mohini wybiegła pilot skończył odliczać. Zapadła bolesna i pełna napięcia cisza. Nikt się nie poruszał. Wszyscy nasłuchiwali.
Nagle ziemia zatrzęsła się delikatnie, jak przy ledwo wyczuwalnym trzęsieniu. A w następnej chwili głośnik znowu ożył:
- Melduję wykonanie zadania. Zrobimy jeszcze jedną rundę i wracamy. Pełny raport z misji po powrocie do bazy.
Bojan dopadł do Bertholda i błyskawicznym ruchem złapał go za szyję. Były książę szarpał się, ale nie miał siły się wyrwać.
- Ostatni raz się pytam, co żeś zrobił. Co to było?

Miał obecnie kompletnie wylane na Mohini i jej ataki niepoczytalności. niech idzie głupia baba, nie potrzebowali tutaj panikary, a jeśli się obraziła i nie miała zamiaru więcej z nim po tym gadać to trudno. Zrobiłby tak z każdym panikarzem. Nic go tak nie wkurwiało jak rozpieprzanie i tak niestabilnego spokoju i zorganizowania.
- Macie zamiar się teraz pozabijać? Lepiej sprawdzić co to u cholery było, a nie przepychać się jak baby.
Bojan spojrzał na Arnifa, jednocześnie puszczając szyję byłego księcia.
- Co zatem proponujesz asasynie? - zapytał - Ponoć wasz klan posiada w swoim wachlarzu naprawdę wymyślne i nader skuteczne metody tortur.
Rosjanin spojrzał na Bojana spode łba.
- Pakt o nieagresji, pamiętasz? Cokolwiek księciunio odwalił lub nie najpierw lepiej sprawdzić czy coś nas zaraz nie wpierniczy na dzień dobry. A wtedy wymierzanie sprawiedliwości można wsadzić sobie w rzyć.
- Pakt o nieagresji - prychnął Bojan - To wymysł tego niedźwiedzia. Poza tym on nie dotyczy zdrajców. Ale proszę działaj. - Tzimisce wskazał dłonią Bertholda i odsunął się od byłego księcia, dopuszczając do niego Arnifa.
- I powiedz ty mi co ja mam niby z nim zrobić? Gówno mnie to teraz obchodzi wszystko! - warknął wychodząc z pomieszczenia obserwacyjnego. - Możecie się nawet zarżnąć!
Gdy tylko Arnif wyszedł, drzwi od pomieszczenia zamknęły się z trzaskiem. Po chwili słychać było, jak ktoś przekręca blokadę drzwi.
Wampir zaczął schodzić w dół.
 
__________________
Once upon a time...
Okaryna jest offline  
Stary 26-07-2015, 17:19   #46
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
Stefan spał w najlepsze. Gdy jego niczego nieświadomym ciałem wstrząsnął potężny dreszcz. Wampir uniósł się na posłaniu. Powietrze w całym pomieszczeniu drżało, jak szalone. Coś się stało, ale Stefan nie widział co.
Czuł jednak instynktowny lęk. Lęk bardzo pierwotny i paraliżujący do szpiku kości. Na korytarzu słychać było czyjeś kroki.
Ostrożnie zsunął się z łóżka i na palcach podszedł do drzwi. Nie robił głupot takich jak wyskakiwanie na korytarz i szukanie kogoś kto mógł mu powiedzieć co się dzieje. Zbyt wielka była szansa, że pierwszym kogo spotka będzie żołnierz korpusu. Zamiast tego nasłuchiwał odgłosów z drugiej strony.
Stojąc pod drzwiami usłyszał tylko oddalające się pojedyncze kroki.
Co prawdopodobnie oznaczało, że jest bezpiecznie. Nie czekał dłużej, zabrał to czego mógł potrzebować, portfel z zapasem krwi i dokumentami a także wilkołaczym pazurem. Ten pazur nie przestawiał go zadziwiać, nikt ze znanych mu magów nie mógł się pochwalić czymś podobnym. Z drugiej strony ilu z nich mogło się pochwalić, że przetrwali tak długo? Na to pytanie nie było odpowiedzi.
Najciszej jak mógł, czyli niezbyt cicho, otworzył drzwi i wymknął się na korytarz. Jednocześnie w myślach odtwarzał plan bunkra który wdział na ścianie ledwie kilka razy. Następnie skierował się w stronę niższych partii, gdzie prawdopodobnie znajdował się magazyn, a może… niezbyt dobrze pamiętał jakie jeszcze pomieszczenia znajdowały się w tej budowli. Zresztą nie ważne co tam było, instynkt nakazywał wampirowi zejść jak najniżej, jak najdalej od zabójczego słońca które panowało na powierzchni, czół to niemal przez betonowe ściany.
Zbliżając się do części magazynowej zaczął wyłapywać jakieś glosy. Nawet rozpoznał go. To był Bojan. Był gdzieś w pobliżu. Ktoś mu odpowiedział, a następnie rozeszło się echo trzaśnięcia drzwiami. A już po chwili Stefan zobaczył schodzącego po metalowych schodach Arnifa.
Rosjanin zatrzymał się na przedostatnim schodku i spojrzał beznamiętnie na Stefana.
- Długo już tu jesteś? - zapytał spokojnie.
- Chyba nie dość długo. - Stefan zachowywał ostrożność by nie powiedzieć, że jego zachowanie było lekko paranoidalne. - Co się stało?
- Bojan uważa, że to wszystko sprawka księciunia i teraz prawdopodobnie albo próbuje go zabić albo chociaż coś z niego przed tym wyciągnąć, w punkcie obserwacyjnym. Ja mam już dosyć tego przepychania się.
- Tak? - Zainteresował się muzyk. - A ja wręcz przeciwnie. - Ruszył do miejsca z którego przed chwilą wrócił assamita. - Warto zobaczyć tę konfrontację.
- O ile dasz radę otworzyć drzwi..
- Co? - Stefan nie krył zaskoczenia.
- Z tego co słyszałem Bojan się już postarał, aby nikt nie przeszkadzał. - Wzruszył ramionami.
- Zaraz zobaczymy. - Czy wampir mówił do towarzysza czy do siebie na zawsze pozostało zagadką, nie mniej nie zawrócił. Niestety ciężkie i szczelne drzwi nie chciały ułatwić wampirowi drogi. To jednak nie zmniejszyło zapału Stefana który zaczął walić w nie pięścią i wołać.
- Co wy tam do cholery robicie, nam się tu zaraz może dach na głowy zapaść! Nie czuliście tych wstrząsów?!
Ciche jęki nie ucichły jeszcze przez dobrą chwilę. Stefan miał już znowu walić w drzwi, gdy nagle mechanizm w drzwiach zazgrzytał i uchyliły się one. Po drugiej stronie stał Bojan. Jego twarz była niczym kamienna maska. Zimnymi i pozbawionymi uczuć oczami spojrzał na Stefana i rzekł:
- Nic nie robimy. Ja już skończyłem. - po czym wyminął kainitę i ruszył przed siebie.
Stefan zobaczył wewnątrz pomieszczenia skulonego Betholda. Gdy ten odwrócił twarz w stronę drzwi, Stefan zauważył, że na jego twarzy zniknęły usta. Skóra w miejscu, gdzie one powinny być była gładka, jak pupa niemowlaka.
- No fajnie… - Muzyk nie był specjalnie zaskoczony widokiem który zobaczył za drzwiami, no może trochę zaskakiwał go fakt, że Berthold ciągle “żył”. - Pewnie nie zechcesz powiedzieć dlaczego? - Krzyknął za oddalającym się Tzimisce.
Bojan odwrócił się i spojrzał na stojącego w drzwiach Stefan:
- Bo mogę. To zdrajca. Ma szczęście, że jeszcze żyje. Resztę powie mi później.
Po tych słowach zaczął schodzić.
Spojrzał na schodzącego po schodach Bojana. Nie do końca był pewny czy chciał cokolwiek wiedzieć. Tzimisce jak zwykle był niewzruszony, a Stefan zaczął się dopytywać. Ale nie miał zamiaru i w tym wypadku mieszać się do sprawy między wampirami. Im mniej wiesz, tym dłużej żyjesz.
- No mości książę, raczy wasza miłość udać się z nami czy woli poczekać aż pan Bojan raczy powrócić? - Stefan nie darzył Bertholda sympatią ale pozostawienie go w rękach Karpackiego Diabła to była by przesada, już lepiej zabrać go do misia.
Arinf nie do końca wiedział co Stefan miał na myśli przez ‘idziesz z nami’. On niczego nie proponuje. Nie będzie się zabawiał w nianie dla wampirów.
- Herbatę też zaproponujesz?
Były książę był autentycznie wystraszony. W jego oczach widać było lęk i ziarnko obłędu. Słysząc słowa Stefana podniósł głowę i przyjrzał się mu przez chwilę. W odpowiedzi na jego słowa pokręcił tylko energicznie głową i wstał. Czekał na kolejny ruch Stefana.
- Arinf, nie masz przypadkiem jakiegoś noża? Przydałby się nam.
Podszedł do góry i bez słowa rzucił Stefanowi mały nóż sprężynowy, który miał w kieszeni. Tak, takie rzeczy się przy sobie nosi na wojnie! Wszystko się nosi na wojnie!
Słysząc słowa Stefana i widząc lecący nóż w powietrzu, były książę pokręcił znowu głową i zaczął coś mruczeć głośno. Przy tym wszystkim uniósł dłonie i zaczął nimi machać, jakby odganiał się od much.
- Mam rozumieć, że wasza książęca mość wolałby długopis?
Berthold kiwnął głową i lekko się uspokoił.
- Arinf, długopisu i papieru pewnie nie masz, co?
- A co ja kurwa? Papierniczy? Co wy tam odpierdalacie?
- Jego wysokość życzy sobie oddać się słowu pisanemu, czy coś w ten deseń. A ja bardzo bym chciał wiedzieć o co tu naprawdę chodzi, więc sam rozumiesz, albo papier albo nóż ale przed nożem się broni a ze mnie nie jest jakiś kat czy inny rzeźnik. Innymi słowy byłbyś tak miły?
- A czy ja kiedykolwiek byłem miły? - odwarknął. - I co też powstrzymuje naszego wspaniałego księcia przed wysłowieniem się?
- Bojan. - Odpowiedź była szczera do bólu.
Dopiero teraz się obejrzał i spojrzał na Stefana i księcia wchodząc ostatnie 3 schody w górę. O chuj.. no tak. Bojan.
- Dobra, rozumiem… Widzę, że bardzo komuś zależy, aby książę już nic więcej nie powiedział.. - oczywiście każdy wiedział kim był ten ‘ktoś’.
- Niech ci będzie grajku, ale tylko dlatego, że też jestem ciekaw o co tu chodzi - odpowiedział i ponownie zszedł po schodach. W pokoju coś powinien mieć upchnięte.. o ile złodziej już tego nie podwinął.
Berthold ochłonął i nim Arnif wyszedł z pomieszczenia dłonią wskazał szufladę. Po chwili wyciągnął z niej pożółkły papier z nadrukowanymi wojskowymi emblematami,
Książę pochylił się nad kartką i napisał:
“Dziękuję. Bojan to szaleniec. Ja nic nie zrobiłem. Pomóżcie mi błagam”
- Tylko widzisz, Bojan się nie odczepi jeśli nie dostanie czegoś co go zadowoli. Na przykład dobrze było by wiedzieć dla kogo pracujesz.
Książę tylko pokręcił głową przecząco i zaczął znowu pisać:
“Jestem sam. Dla nikogo nie pracuje. Bojan już sobie ubzdurał coś na mój temat. Nic na to nie poradzę. Tylko na szczęście nie on tu rządzi. Ten wasz cały Walther jednak gdzieś przepadł i to ten Diabeł będzie chciał rozszerzyć swoje wpływy w czasie jego nieobecności. Uważajcie. Ja naprawdę nic nie zrobiłem. To był przypadek. Obudził mnie trzask w głośnikach i tutaj przyszedłem. Pokręciłem gałkami i się udało wyłapać wojskową częstotliwość. Zaatakowali wyspę, ale to raczej nie były zwykłe bomby, czy nawet Entropina. To coś zupełnie innego. Jeszcze żyjemy, więc może Niedźwiedź miał rację o tej anomalii.”
- Coś za dużo tych przypadków w zbyt krótkim czasie i wszystkie wokół ciebie. Bądź rozsądny i powiedz mi wszystko zanim… - Zawiesił głos, nie musiał mówić nic więcej, obaj wiedzieli co się stanie kiedy Bojan wróci.
“Co chcesz wiedzieć?” - pojawiło się na kartce.
- Oczywiście wszystko, ale zacznijmy od tego o co już pytałem. Dla kogo?
“Dla nikogo. Jestem sam. Przysięgam. Uciekłem z ostatniej enklawy i kilka rzeczy skłoniło mnie, aby przybyć tutaj. Tyle.”
- I jak ja mam Ci pomóc jeśli ty nie pomożesz mi? Ale dobrze, załóżmy przez chwilę, że Ci wierzę. Cóż więc skłoniło Cię do przybycia do naszej enklawy? Cóż to za “kilka rzeczy”?
Książę spojrzał na Stefana i zaczął pisać:
“Ta wyspa to nasza szansa. Wiele się o niej mówiło. Wiele słyszałem plotek. Korpus naprawdę ją omijała, ale coś się zmieniło. Zakładam bowiem, że to oni przeprowadzili nalot. Jest tutaj coś czego wiele osób się obawia, a jednocześnie wiele osób to miejsce przyciąga. Walther w wielu opowieściach urastał do rangi bohatera, gospodarza i powiernika tajemnicy tego miejsca. Gdy padła ostatnia enklawa w której się ukrywałem postanowiłem, że muszę na własne oczy zobaczyć tę niemal mistyczną wyspę. Dlatego tu jestem. Naprawdę nie mam nic wspólnego z nalotem, ani ze zniknięciem waszego kompana khana. Przybyłem tutaj, aby sprawdzić, a później zdobyć wpływy. Wielu mówi, że to miejsce może się stać twierdzą, ostatnim bastionem nadnaturalnych. Nie tylko Oak Island, ale też inne wyspy. Tutaj jednak jest serce wszystkiego. Ona ma największą moc. Choć nie wiem, co to za moc”
Szczęście w nieszczęściu, że nie zdążył jednak zejść na dół. Obrócił się do wampirów.
- Nie można było tak od razu? - zapytał z lekką irytacją. A potem Berthold zaczął swoją pisaninę. Arinf ściągnął okulary, aby lepiej widzieć co tam też książę pismaczył. Większość już wiedział.
- Zastanawia mnie teraz tylko.. Dlaczego Bojan odebrał ci usta, ale zostawił jednak całego ciebie nam. Nie może być aż takim idiotą..- powiedział w zastanowieniu i schował okulary do kieszeni narzuconej na siebie szarej bluzy.
“Bojan to wariat” - napisał książę.
“Strzeżcie się go’” - dodał po chwili.
- A to nie ty ostatnio mi mówiłeś, że to jedyna normalna osoba godna zaufania?
“Myliłem się “ - napisał Berthold - “To zły kainita. Jego charakter jest bardzo destruktywny. To zły człowiek.”
- Jeśli rzeczywiście tak jest.. To zaczyna mnie to wszystko naprawdę martwić - mruknął pod nosem w zamyśleniu. Może i Bojan zakatrupił kota na jego oczach, ale dalej wydawało się, że miał ku temu jakieś tam powody. Zastanawiało go jednak teraz.. po co mu tamta skrzynia? Skoro jest wariatem to aż bał się do czego może jej użyć, a raczej zawartości.
- Musimy znaleźć skrzynie.
Stefan spiorunował assamitę wzrokiem, mając nadzieję, że ten zrozumie by trzymać język za kłami i nie gadać zbyt wiele przy Ventrue. Odezwał się jednak bez śladu gniewu w głosie.
- Nie głupi pomysł, ale to nie teraz. Teraz trzeba znaleźć misia inaczej jeden z naszej trójki niedługo będzie miał bliskie spotkanie.
“Musicie uważać na Bojana.” - napisał książę - “To naprawdę zły człowiek. Walther zdawał się być szczery. Tzmisce nie miał żadnych skrupułów”
- A jednak żyjesz. Więc albo nie jest tak zły i szalony by jawnie sprzeciwić się prawu Walthera albo…- Stefan wolał by znaczenie tych słów każdy z pozostałej dwójki dopowiedział sobie sam. - Chcesz nam może powiedzieć coś jeszcze?
“Ten gość to wariat” - napisał Berthold - “Manipuluje wami. I idzie mu to bardzo dobrze” - wykorespondował były książę. Spojrzał na Stefana a jego spojrzeniu widać było czyste intencje. Przynajmniej tak się wydawało.
- Taaa… tyle, że w sumie to zawsze ktoś nami manipuluje. Sam byś to zrobił jakby się okazja nadarzyła więc oszczędź sobie i nam tej psycho-gierki. Po prostu bądź choć raz w życiu szczery i zaufaj nam. Co jak co ale my zdajemy sobie sprawę z tego, że przetrwać możemy tylko razem. - Muzyk powoli miał już dość tego ciągłego powtarzania jaki to zły i niedobry jest Tzimisce. Niby fakt, że wiedział o tym a przynajmniej się domyślał ale i Ventrue nie był lepszy.
- Tak, też uważam, ze zrozumieliśmy za pierwszym razem, że Bojan jest be i więcej się z nim nie bawimy. Teraz tylko trzeba pomyśleć co zrobić z tym co już się nawarzyło.
“Panowie” - napisal Berthold - “Bojan to wróg i w tym się zgadzamy. Moja pozycja jest obecnie słaba, ale zaufajcie mi, a nie stracicie. Ten Tzmisce to tylko dużo straszy, ale jak się zjednoczymy to nic nie będzie znaczył:”
- Czy ty nam właśnie zaproponowałeś to co mi się wydaje, że zaproponowałeś? - Stefan nie mógł uwierzyć własnym oczom.
“To znaczy?”
- Mamy Ci pomóc zająć miejsce Bojana w hierarchii a jego samego się pozbyć, tak?
- Ja się w to wolę nie pakować. Nic o Bojanie nie wiadomo. Nie chcę, aby przerobił mnie na żarcie dla psa.
- Warto przynajmniej to przemyśleć, nie sądzisz? - Muzyk zwrócił się bezpośrednio do ruska. - Zawsze to jakaś opcja, ale to nie w tym momencie. Teraz to zbyt ryzykowne, no i - odwrócił się by spojrzeć w oczy księcia - pozostaje sprawa naszej nagrody. Cóż tak cennego możesz zaoferować co warte jest lojalności, a może mamy sobie sami wybrać?
“Jakoś się dogadamy” - pojawiło się na kartce.
- Trochę nędzna ta propozycja, nie zachęca by przeciwstawić się cholera wie jak potężnemu Tzimisce. A sam powiedziałeś, że Bojan jest nieobliczalny. Nie mam zamiaru ryzykować wszystkiego za “jakoś się dogadamy”
“Teraz niewiele więcej mogę obiecać. Jestem jednak szczery. Mógłbym was przecież zwodzić, ale tego nie robię. Nie chodzi mi o władzę, bo ta nic nie znaczy. Chce po prostu rozwikłać tajemnicę tej wyspy. Ona może być ratunkiem dla nas wszystkich.”
- Jakoś ci nie wierzę jeśli chodzi o władzę - powiedział przeczytawszy ostatnie słowa księcia. - I dalej nie wiem. Bojan nie wygląda jakby urodził się wczoraj - skrzywił się nieco. Dla postronnego mógłby to być grymas niezdecydowania i sceptyzmu, ale tak naprawdę Arinf przypomniał sobie co Kainita zrobił z khanem.
- Jeśli chcesz, abyśmy w ogóle się nad czymkolwiek zastanowili to musisz się naprawdę postarać. Nie mam zamiaru ginąc w głupi sposób w imię bliżej nieokreślonej idei.
Rozmowę kainitów przerwały odgłosy zbliżających się kroków.
- No to chyba wracamy do pytań. - Stefan skomentował zbliżające się głosy w typowy dla siebie sposób. - Spokojnie, nie damy Ci zginąć ale na twoim miejscu starałbym się na razie współpracować z Bojanem.
 
Googolplex jest offline  
Stary 27-07-2015, 10:52   #47
 
Komiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Komiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetny
Aż do momentu pojawienia się myśliwców, Eamon wydawał się być w wyjątkowo dobrym nastroju. Nie dość, że się względnie wyspał, najadł, to jeszcze przepełniała go duma z wejścia w posiadanie wyjątkowego artefaktu, oraz z faktu, że owy artefakt dopuścił go do zgłębienia własnych tajemnic. Zupełnie jakby drzemiący w nim duch uznał go za godnego by stać się jego nowym posiadaczem. Kiedy jednak myśliwce przeleciały nad ich głowami, młodzieniec wydał ze swojego gardła wściekły warkot i poderwał się na równe nogi. Dosłownie w ułamkach sekund dopadł do swoich tobołków, zarzucił na ramiona zarówno pasek od plecaka, jak i swojej podróżnej torby.
- Spierdalaj do bunkra! Nigdy nie było tu takich patroli! -
Nuwisha był niemal pewien, że nie był to rutynowy przelot, takie powinny odbywać się raczej na określonych, powtarzalnych trasach. W ułamkach sekund z porów jego skóry zaczęły wysuwać się gęsto rozsiane nitki, które z czasem przybrały formę sierści, podobnie jak jego ludzkie włosy, które zmieniły swoją strukturę i kolor. Jego uszy wydłużyły się, z nosa wystrzeliły antenki wąsów, a kości całego ciała zachrupotały. Jego nogi pękały przybierając nienaturalny kształt, zęby wystrzeliły z dziąseł zmieniając przy tym swój kształt, ostre szpony wystrzeliły spod jego paznokci, kości twarzy niemal eksplodowały od środka, kiedy wystrzelił z niej długi, zwierzęcy pysk, a spod nieco naderwanych spodni, górą wydostał się spory fragment długiego, puchatego ogona. Nuwisha nie przejął się nawet faktem, że przybranie formy Manabozho rozerwało mu na strzępy noszone do niedana na stopach adidasy. Pół człowiek, pół zwierz, pognał w stronę bunkra ile sił w nogach. Wilkołak mógł teraz dostrzec kolejny, niezauważalny wcześniej talent swoich dalekich krewnych. Nuwisha potrafili spierdalać jak nikt inny, zwłaszcza w formie pozwalającej mu na znacznie dłuższe kroki.



Po wykrzyczeniu zachęcających słów do Nuwishy, wilkołak z trudem opanowywał swój szał. Logiczne myślenie zostało zaburzone jednak co dziwne, udało mu się wyrzucić bagaż z namiotu nim ostatecznie pozwolił swojemu wewnętrznemu wilkowi przejąć nad nim kontrolę. Niestety nie zdołał spokojnie zeskoczyć ze specjalnie wzmacnianej kładki namiotu. Przystosowana do ciężaru człowieka, nie wytrzymała dwa razy większego, futrzastego ciała i po prostu załamała się pod nim. O tyle dobrze, że nie siedział w namiocie jednak i tak lekko zaplątał się w linki. Niewiele już myśląc przegryzł dość wytrzymałe, ale niemetalowe sznury i chwytając wojskowy plecak w rękę i pysk rzucił się biegiem za kojotem. “Są tu, znaleźli nas, spierdalaj, spierdalaj najdalej jak się da” te i inne bardziej zwierzęce myśli kotłowały mu się podczas biegu. Ruda “kulka” wystrzeliła niemal sekundę czy dwie po mniejszym kojotołaku jednak nie potrafiła go dogonić. Arthur łamał co mniejsze gałęzie bo nie był tak zwinny jak mniejszy i bardziej doświadczony w spierdalaniu Skowyt. Nawet nie zwrocił uwagi na biegnącą niedaleko Monicę. Cóż, niechęć do wplątywania się w kłopoty zostala przed chwilą całkowicie zszargana, a instynkt niezbyt dopuszczał do siebie pomysł rozmowy w trakcie biegu. Tylko kojot coś szczeknął ale pozostało to bez odpowiedzi. Dopadł do niego całe dziesięć sekund później gdy ten stał bezradnie i uderzał we właz bunkra. Wyczerpanie z powodu biegu, bądź co bądź dodatkowy ciężar w postaci plecaka męczył nieprzygotowane doń ciało, rozjaśniło jego zwierzęce instynkty pozwalając Arthurowi na siłowe przepychanki z wojennymi zatrzaskami bunkra.

Arthur i Skowyt, gdy tylko usłyszeli myśliwce chwycili swój niezbędny bagaż, spakowany już na taką okoliczność i puścili się biegiem przez las w kierunku włazu wejściowego do bunkra.
Obaj zmieli swoje formy i przybrali takie, które uważali za najwygodniejsze. Biegli, ile tylko mieli sił w łapach. Arthur cieszył się, że rano zrobił trening i był w formie. Nuwisha biegł przed nim i sadził wielkie susy i pokrzykiwał co kilka chwil, poganiając przyjaciela.
Biegnąc przez las dostrzegli biegnącą w przeciwnym kierunku Monicę. Także miała zmienioną formę i gnała jak najszybciej mogła. Mijając kojota i wilka, spojrzała tylko na nich, ale nie odezwała się ani słowem.*

- Monico oszalałaś?! Chodź z nami! Może zrobić się tu za gorąco, nawet dla tak ognistej suki jak ty! -
Kojotołak wrzeszczał w biegu, z przerażeniem obserwując jak kobieta o płomiennym futerku mija ich po drodze i pędzi na złamanie karku w jakimś bliżej nieokreślonym miejscu. Nie wiedział co nią kierowało, przez chwilę przeszło mu nawet przez myśl, że może Monica zna jakieś schronienie, które uważała za bezpieczniejsze od bunkra, albo, że ma jakiś plan na powstrzymanie myśliwców, ale obie te możliwości były dla niego trochę nieprawdopodobne.
Lisica nie zwolniła, ani nie odpowiedziała. Dalej pędziła przed siebie i po chwili zniknęła Kojotowi z pola widzenia.

Kojot pierwszy dobiegł do włazu. Wilk przybył na miejsce, gdy Skowyt uderzał pięścią w stalowe wejście do podziemnego kompleksu.
- Odsuń się - syknął Arthur i swoimi przemienionymi łapami złapał za uchwyty i szarpnął z całej siły. Jego mięśnie napięły się, ale stalowe zawiasy, ani drgnęły. Wilkołak sapnął i jeszcze raz nabrał powietrza w płuca, spiął mięśnie i pociągnął jeszcze raz.
I tym razem jego wysiłki poszły na marne. Wojskowa konstrukcja oparła się jego nadnaturalnej sile. Gdy trzeci raz Arthur robił głęboki wdech, przypomniał sobie bajkę o wilku, świnkach i budowaniu domków. Jego bajkowy kuzyn też mierzył się ceglaną budowlą i poległ. Arthur nie zamierzał jednak odpuścić. Zacisnął łapy na uchwytach, zaparł się i szarpnął po raz trzeci.
Kręgosłup i bicepsy aż go zabolały, ale stalowe zawiasy wygięły się pod naporem jego siły. Widząc, że Garou nadłamał opór materii, Skowyt także złapał za uchwyty i zaczął mu pomagać przy czwartej próbie.
Czwarta próba zakończyła się sukcesem, ale było za późno. Nad ich głowami przeleciały cztery myśliwce.
Chwilę później powietrze zadrżało od fali uderzeniowej. Wilk i Kojot spojrzeli na siebie bez słowa i nasłuchiwali. Powietrze wokół nich drżało, jakby obok miał zaraz startować samolot.
Nic jednak poza tym się nie działo. Jedynie to długie i nieprzerwane drżenie powietrza.
Eamon stał w bezruchu przez krótką chwilę. Nasłuchiwał strzygąc uszami, węszył, starając się wyczuć niesiony wiatrem zapach spalenizny, materiałów wybuchowych, czegokolwiek. Ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy popatrzył na Arthura.
- Słuchaj… Wiem, że robisz za moją niańkę, ale rozdzielmy się. Idź do środka, zdaj Waltherowi raport ze wszystkiego co wczoraj widzieliśmy na tamtej wyspie, powiedz ile samolotów widzieliśmy. I pieprz to co mówi Lucius, nie ma sensu niczego zatajać przed kimkolwiek, pozabijamy się bez bombardowania, jeśli nie zaczniemy być wobec siebie szczerzy… Ja poszukam Moniki, suka chyba miała jakiś plan… gdy co, możemy być przecież w kontakcie…. -
Jakby na potwierdzenie swoich słów, kojotołak wyciągnął z przerzuconej przez prawe ramię torby swój egzemplarz walkie-talkie, pobawił się kontrolkami, aż złapał odpowiednią częstotliwość.
- Wile E. do bunkra, zgłaszam się. Pędziwiatr, czy mnie słyszysz? -
Eamon potrząsnął radyjkiem w oczekiwaniu na to, czy ktoś z mieszkańców wyspy mu odpowie.
Kojot zaczął nasłuchiwać odpowiedzi, ale w głośniku odezwał się tylko dziwny trzask i szum. W umyśle nuwisha ożyły, nie tak znowu dawne wspomnienia. Taki szum już gdzieś słyszał. Podobnie, jak zapach. Tylko nie był pewny, czy oba te uczucia wiązały się ze sobą. Po krótkiej chwili uświadomił sobie, że dokładnie taki sam szum słyszał na moment przed pojawieniem się dziwnego gościa, gdy był w Dalekiej Umbrze.
Tajemniczy zapach drażnił ją w nozdrza. Zdjęła z głowy szal, którym się okryła i zrobiła sobie z niego prowizoryczną maseczkę, cholera wie co to było, w sumie nie musiała oddychać ale jeśli chciała mówić, musiała pozwolić sobie na ‘bezpieczne’ zaczerpnięcie powietrza.
Zaraz, jak ten zwierzak się nazywał? Coś z wyciem…
- Szczekuś?! Ej! Pst… - zawołała - Chuj nie podchodzę - powiedziała już do siebie, przerażona do granic możliwości, jedynie czego bardziej się bała od śmierci w ówczesnej powłoce cielesnej, to jej ukochane słońce.
Mohini, gdyby patrzyła na wejście mogłaby po chwili zauważyć jak do środka, przez oświetloną szczelinę w wejściu wciska się futrzasty pysk kojotołaka. Stwór zmrużył ślepia,przyzwyczajając wzrok do braku słońca. Kiedy się przyzwyczaiły, starał się wypatrzeć kto go woła.
Wampirzyca trzymała się dobre pięć metrów przed ścianą światła słonecznego. Mrużyła czarne ślepska, starając się wypatrzeć cokolwiek u podstawy drabiny prowadzącej do wyjścia.
Podejrzana cisza, zaczynała niepokoić kobietę, która zaczęła zastanawiać się czy aby dobrze zrobiła idąc w kierunku odgłosów.
-Co tam robisz?- Zapytał w końcu Skowyt widząc, że nawoływaczka przestała być nagle gadatliwa.
-Sprawdźcie, czemu radia nie działają... A ja sobie pójdę, na zwiad albo coś... Zobaczę, czy wszystko gra, właśnie przeleciały nad nami, cztery myśliwce. - Ze względu na przyjętą formę fizyczną mówił bardzo warkliwym tonem.
Mohini zgarbiła się lekko. Jakby nie miała już sił by napinać się jak struna. - Wystraszyłeś mnie! - odparła dziecięcym głosikiem - Mogłeś się wcześniej odezwać, mało nie wtopiłam się w ścianę - odsunęła się od betonu ale dalej trzymała się 5 metrów od snopu światła. Jej drobne rączki drżały, jakby z zimna, i gdyby miała na sobie biżuterię, korytarz rozbrzmiewałby śpiewem dzwoneczków, łańcuszków i bransoletek.
- Co się tam stało, słyszałam w radiu komunikaty wojskowe, gdzieś zrzucono bombę, co z wilkołakiem i innymi? Na zewnątrz jest niebezpiecznie, słońce świeci, schowajcie się, nigdzie nie łaźcie do cholery, zamknij właz… zaraz jak ty go otworzyłeś?
-To nie ja… To Arthur… - Kojot od razu przeszedł do defensywy jakby nie chciał by posadzono go o niszczenie czegokolwiek.
- Ale właściwie to nie miał wyjścia Myśleliśmy, że zrzucą na nas bomby więc się przemienił i zaczął się z nimi szarpać… Zastanawia mnie czy już sobie polecieli, i co tu robili. - Kojot wszedł trochę głębiej w korytarz, jeśli Mohini dalej go nie widziała, to przynajmniej mogła zobaczyć jego cień na podłodze.
- Wydaje mi się, że zrobili coś z łącznością, moje walkie-talkie przestało działać. Zameldujesz o tym Waltherowi? Może lotnictwo zrzuciło tu coś co zakłóca nam sygnał, ja przebiegłbym się po wyspie i sprawdził czy nic na nią znowu nie spadło… - Zaproponował Skowyt drapiąc się przy tym po futrzastej łepetynie.
- ROZWALIŁEŚ WŁAZ?! ROOOOZWAAALIŁEŚ WŁAAAAAZ???!!!! - wydzierała się na całe gardło, podrygując jak w konwulsjach - WYYYYRWAAAŁEEEEŚ WŁAAAAAZZZ???!!! CO, Co, CO… ooo… co… - rozhisteryzowana miotała się od ściany do ściany, jakby chcąc sprawdzić czy korytarz zaraz się nie rozkruszy - Zniszczyłeś, rozwaliłeś… jesteśmy zgubieni, znajdą, zabiją… ZABIJE CIE! WŁAŹ DO CIENIA! - wymierzyła w kojota oskarżycielski palec - Zabije jak psaaaa, aaaaa, co robić, co robić, gdzie się ukryć, miało być bezpiecznie… - bredziła w kółko ciągnąc się za włosy. Przez chwilę kwiliła jak małe dziecko a gdy już opadła z sił (a może dotarło do niej, że to bezcelowe) popatrzyła czujnym wzrokiem na futrzastego. Widziała tylko jego zarys ale to jej jak na razie odpowiadało. - Walthera tu nie ma… a jakbyś nie zauważył TO ŚWIECI SŁOŃCE! - wybuchła (i jakby mogła) mało się nie opluwając - Po za tym, latają nam nad głową JEBANE ŚMIGŁOWCE! Czy wy zwierzaki nie macie mózgu w tych psich łbach??!! Weź od razu owiń się światełkami świątecznymi i podłącz do prądu! NIECH KURWA WIDZĄ GDZIE STRZELAĆ! - przez chwilę dyszała ze wściekłości i strachu.
- Dobra… zgaś to światło, zgaś je… właz zamknij znaczy się… i chodź… jesteś sam? Trzeba się ukryć i przeczekać… w nocy. Noc jest dobra… wyjdziemy w nocy, teraz nie wolno, nie, nie, nie…

Arthur miał dość jojczenia słyszanego zapewne jeszcze dobre pięćdziesiąt kroków wokół włazu. Wepchnął Skowyta do środka. Po prostu. Przykładając stopę ( w strzępkach buta wojskowego i wystającymi pazurami) do jego wypiętego zadka i popychając jak wiejska dziewoja ubijająca kapuchę w balii. Wrzucił za nim to co nieśli ze sobą i sam wszedł do środka wracając do formy glabro. Zamykając nadszarpnięty właz - tyle ile się dało - i schodząc po przymocowanej do ścianki drabince. A raczej szczeblach z drutu wmurowanych w ścianę, jak w studzienkach kanalizacyjnych. O czym jednak wilk nie miał pojęcia bo w takowych nie chodził.
- Jesteśmy my dwaj i żyjemy nie wiem czemu pomimo wyraźnego nalotu. - odpowiedział komukolwiek z kim Skowyt rozmawiał, choć z tonacji głosu wnioskował o płci przeciwnej niż on sam. - Są tu wszystkie pijawy? Lucius zdał raporty czy milczał o naszym znalezisku? - spojrzał na nietomną i oślepioną od blasku sprzed chwili wampirzyce.
Kopnął nieco jęczącego Skowyta. Nuwisha pewnie bardziej jęczał z zaskoczenia i samego faktu protestu brutalnego potraktowania, niż z tego, że coś sobie zrobił.
-Wstawaj gamoniu, myślisz że mają tu jakiś spirytus? - wyciągnięta ręka pomogła kojotowi wstać - Jeśli jeszcze żyjemy znaczy jakieś chemikalia były i pewno mamy tego świństwa na sobie już od cholery. Typowy Żmij, zatruć, splugawić, pozarażać, a ofiary zdechną same… - skomentował wilkołak już jakby do siebie.
Nuwisha faktycznie stracił równowagę, kiedy wilkołak zepchnął go wgłąb bunkra zanim ten złapał się przymocowanej tuż obok drabinki. Kojot przez chwilę był nieco skołowany, ale kiedy poczuł kopnięcie, wrócił na ziemię. Podniósł pysk patrząc na Arthura, który zmienił formę z Crinos na Glabro. Kojot zamrugał ślepiami, zerkając na wyciągniętą rękę wilkołaka, samemu pozostając w pół zwierzęcej formie i po krótkim zastanowieniu, z całej siły uderzył prawą pięścią w kroczę wilkołaka.
Wilk niejeden raz uczestniczył czy to w bójkach barowych czy na sparingach w dojo. Jednak uderzenia w jaja jakoś się nie spodziewał. Niemniej jednak, kojot nie spodziewał się, że oba kolana Arthura upadną właśnie na leżącą osobę. Przecież odwrócony był doń prawie przodem i chciał mu pomoc wstać.
- Co, co, co tu mi za walki kogutów uskuteczniacie? - zaświergotała niczym ptaszek. Zachowywała bezpieczną odległość od dwóch futrzaków i światła słońca, które gdzieś tam się czaiło na jej biedne nieżycie.
Jakaś dziwna emocja zagnieździła się w jej umyśle obezwładniając ją. Instynktownie, pogładziła podbrzusze i wystraszona, zszokowana ale i rozczulona patrzyła na kojota.
-Ty kurwo - dyszał wilk odnosząc się do czynu kojota, a nie do słów Mohini. Półprzytomnie, ugryzł Skowyta w ucho wykorzystując fakt, że nań klęczał pochylając się.
- Zostaw go! - zapiała niczym kokoszka broniąca młodych - To ja go mam zabić za zniszczenie włazu! - huknęła na wilkołaka odsuwając od twarzy chustkę, którą traktowała jako maseczkę - Spokój mnie tu, bo was zaraz do bud poprzywiązuje!
- O! Jak miło, że zdecydowaliście się do nas dołączyć - usłyszeli za sobą głos Bojana - Zapraszamy. Czym chata bogata.
Nagła obecność Bojana, niemal za plecami, sprawiła, że wilk zatracił ochotę “pokazania kojotowi, że garou w jaja się nie uderza”. Z jękiem, choć wszystko zostało na swoim miejscu nienaderwane, to bolało jak skurwesyn, zwlókł się z kojociego cielska odbijając się z kolan. Które tkwiły jeszcze na żebrach i brzuchu Skowyta, więc zostały ponownie “przyciśnięte”.
-Porować - załzawione oczy i jeszcze nieotępiały ból sprawiły, że proste słowo powodowało problem z wymówieniem poprawnie.
Kiedy wilkołak zatopił swoje zęby w uchu kojotołaka, zarówno Mohini, jak i Bojan mogli usłuszeć przerażający pisk. Był to krótki, przeciągły dźwięk, który znał każdy człowiek, który nadepnął na ogon śpiącego na podłodze psa, który następnie podrywał się w nagłym, agonalnym skowycie. Cichy Skowyt nie był tu wyjątkiem. Zajęczał głośno i przeciągle, a kiedy wilkołak dosiadł go swymi kolanami, zamierzał na żywo zademonstrować mu, dlaczego pomimo występowania na tym samym terenie, żadne stado występujących watahami wilków, nie zaatakowało pojedynczego kojota…
Kiedy Arthur postanowił w końcu z niego zejść, Skowyt lewą ręką złapał się za ugryzione ucho, i starał się zatamować krew, która po ataku Glabro ciekła mu lekką stróżką. Warcząc i śliniąc się wściekle, powoli udał się wgłąb bunkra, w kierunku kryjących się w korytarzach wampirów.
 
Komiko jest offline  
Stary 27-07-2015, 17:42   #48
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Za sprawą Bojana wszyscy zebrali się w pomieszczeniu obserwacyjnym. Cisza jaka zapanowała nie wróżyła nic dobrego. A widok pozbawionego ust księcia Bertholda Waylooma zwiastował niemal pewne kolejne kłopoty.
Tzimisce chodził przez kilka chwil po pomieszczeniu niczym rozdrażniony, nomen omen, tygrys.
W końcu zatrzymał się na środku sali i powiódł wzrokiem po zebranych.
- Stało się to, czego wszyscy się obawialiśmy. Nasza ostoja została zaatakowana. Nie mam jeszcze pewności, co do tego kto stoi za tą napaścią. Wiele jednak wskazuje na to, że to nasz chciałby się rzec nam miłościwie panujący książę i nasz serdeczny druh i gospodarz. W tym momencie ma to jednak drugorzędne znaczenie. Najważniejsza jest kwestia dalszego przeżycia.
Kończąc to zdanie zbliżył się do Bertholda i mocno chwycił go za kark. Wszelkie protesty zdusił uniesieniem dłoni, mówiąc:
- Spokojnie bojownicy sprawiedliwości. Naszemu ukochanemu księciu nic się nie stanie. Opowiem nam tylko, co widzi na powierzchni.
Bojan podszedł do peryskopu i opuścił go w dół. Przytknął głowę Ventrue do okularów i szepnął mu do ucha:
- Powiedz, co widzisz drogi książę.
Berthold z obawą spojrzał w okulary i drżącym głosem zakomunikował:
- Niewiele widać. Niebo zasnuwają gęste, czarne chmury. Tuż nad ziemią unosi się jakaś dziwna, smolista mgła.
- Co? - zdziwił się Bojan i odepchnął księcia od peryskopu. - Nie do wiary.- powiedział - Spójrzcie sami.
Kolejno wszyscy podchodzili do peryskopu i na własne oczy oglądali, jak bardzo zmienił się krajobraz wyspy.

Niebo było niemal czarne. Gdzieś tam wysoko ponad zwałami smogowych chmur musiało być słońce, gdyż w niektórych miejscach nieboskłon miał ciemnoszarą barwę. Mimo to wokół panował półmrok.
Nad ziemią, na wysokości około trzydziestu centymetrów, unosiły się opary smolistej mgły. Snuła się ona ospale nad pożółkłymi trawami. Zniknęła bowiem soczyście zielona trawa, jaka porastała wyspę tego lata. Nie tylko ona uległa deformacji. Wszelka roślinność w zasięgu wzroku przypominała swoje groteskowe odbicie. Drzewa były wykoślawione i w większości pozbawione liści. Krzaki uschły i oblepione były jakimś pasożytem, który wyglądał jak skrzyżowanie drutu kolczastego z winoroślą.
Cały krajobraz przypominał scenerię z filmu katastroficznego.

W sali ponownie zapanowała cisza. Nikt nie wiedział, co się stało. Groza śmierci zajrzała wszystkim w oczy.
Bojan przysiadł na biurku, gdzie mieściła się konsola nadawcza. Splótł ręce na piersi i rzekł:
- Musimy działać. Najważniejsze to zdobyć jak najwięcej informacji o obecnej sytuacji. Potrzebuje dwóch ochotników, którzy podejmą się zwiadu na wyspie. Należy ustalić, w miarę możliwości, co się właściwie stało i co jeszcze uległo zmianie. Potrzebuje także dwie osoby do tego, aby odszukały resztę naszej wspólnoty. Walthera, Lisicę i Luciusa. Myślę, że wiem gdzie jest nasz szalony brat i tam poszlibyście w pierwszej kolejności. Ja i jeszcze jedna osoba zostaniemy tutaj, aby bronić naszego schronienia. Liczę, że w godzinie próby nie skoczymy sobie do gardeł i będziemy współpracować dla wspólnego dobra. Liczę na wasze wsparcie - zakończył mowę Bojan.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline  
Stary 29-07-2015, 17:59   #49
 
Komiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Komiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetny
- Plan Bojana brzmi nieźle, ale proponuję go dopracować. Kto jest za tym, że Bojan zasuwał na zwiady, a my zostajemy w bunkrze i czekamy, aż wróci? - Zapytał kojot i patrząc po całym towarzystwie podniósł do góry rękę, na znak, że on swój pomysł popiera.
Bojan tylko uśmiechnął się kącikiem ust i spojrzał po zebranych.
Przez całe to zamieszanie zapomniała o biednym kojocie, który został dotkliwie pogryziony przez złego, niewychowanego wilka. Bogowie… jak sobie przypomni jak ten biednie zaskomlał… NIE, nie wybaczy temu burkowi, że tak go potraktował! Dlatego też tak żywo zareagowała na propozycje Cichego. Niczym atakująca żmija, rzuciła się na zmiennokształtnego i przytuliła go do obfitych piersi.
- NIE! Nigdzie nie idziesz! Zabiorę cie do siebie i opatrzymy uszko by nie wdarła się gangrena - odezwała się do niego czule, łapiąc pysk w dłonie i patrząc mu w psie ślepka.
- MY ZOSTAJEMY! Bojan jak takiś mądry to sam wyjdź sobie pospacerować!
Tzimisce po raz kolejny uśmiechnął się.
- Kto, jak kto ale ten mały łak nie powinien urastać do rangi naszego przywódcy. Nie mamy przecież pewności, czy to jego nieroztropne zachowanie i złamanie zakazu Walthera nie sprowadziło na nas tego ataku. - Bojan zrobił pauzę i znowu powiódł wzrokiem po zebranych - Ja was do niczego nie zamierzam zmuszać. Powiedziałem, że czekam na ochotników. Jedni nadają się lepiej na zwiad, a drudzy lepiej do innych rzeczy. Chcecie sobie radzić sami, proszę bardzo. Uważam jednak że musimy działać wspólnie, aby mieć jakiekolwiek szanse przeżycia.
- Jeśli chcesz tak pogrywać to bądź z nami szczery - odpowiedziała dwuznacznie, posyłając wampirowi złośliwe spojrzenie.
Nuwisha w tym czasie wybałuszył oczy ze zdziwienia i starał się ogarnąć sytuację, podczas, gdy Mohini miętosiła futro na jego głowie i paszczy.
- A czy nie jestem? - zapytał teatralnie zdziwiony Bojan.
Przytuliła mocniej kojota do siebie. Skupiając się na Bojanie.
- Oskarżasz Walthera i naszego gościa o spiskowanie a sam w piwnicy trzymasz nie wiadomo co!
- No… i cały czas się wypierasz, że zabrałeś skrzynkę zrzuconą z helikoptera… - Wybełkotał kojotołak, którego morda była wciskana w kobiecy biust, w obecnej sytuacji, żałował jedynie, że nie wywoływał podobnych zachowań u żywych kobiet.
- Ja nikogo nie oskarżam tylko stwierdzam fakty. Walther przemilczał wiele informacji, a teraz jest niewiadomo gdzie. To fakt nie oskarżenie. A twój… - Bojan zawahał się na chwilę i szukał odpowiedniego określenia uśmiechając się przy tym dwuznacznie - nowy pupilek wybrał się na wycieczkę w niebezpieczne miejsce i nie wiadomo, co stamtąd za sobą przywlókł. To są fakty, a nie oskarżenia.
- Ha, ha! Bujać to ty możesz innym ale nie mnie. Dobrze wiem co zrobił Skowyt, dostanie za to nauczkę - tu zwróciła się do nuwishy i zrobiła do niego groźną, matczyną minę - Gdyby coś tu było nieproszonego, dawno bym o tym wiedziała… powiedz lepiej po co ci jakiś krąg przywołań pod podłogą! Walther może i nie mówi nam wszystkiego ale też nie kłamie w żywe oczy… BO KŁAMAĆ TO TRZEBA UMIEĆ. - zadarła bródkę do góry z miną buńczucznej kokoszki.
- Myśleć najwyraźniej też trzeba umieć. - Stefan wszedł w słowo wampirzycy. - Arthurze zawsze wydawałeś się dobry w zwiadzie, nie chciał byś się tego podjąć i tym razem?
Arthur spojrzał po zebranych. Z prychnięciem pokręcił głową na reakcje Mohini “Co ona, wariatka czy jak? Za dużo empatii?”. Rozmasowywał jeszcze swoje krocze, które już nie bolało tak kurwesko mocno jak kilka chwil wcześniej.
-Nie chce was straszyć Stefanie, ale jeśli w tym nalocie było coś co zniekształca żywe tkanki, to sądzę że już trochę tego świństwa na sobie ze Skowytem mamy. I zdecydowanie lepiej nadają się do tego zwiadu pijawy niźli my, zmiennokształtni, wam to tak w zasadzie wszystko jedno czy wam mięcho odpadnie od kości. Regenerujecie się przecież co posiłek, nawet wam moją krew odstąpię jeśli taka wasza wola. Tylko mnie nakarmcie kurwesko porządnie przed tym. - zwiększona częstotliwość przekleństw prawdopodobne wytłumaczenie miało w pulsującym bólu krocza wilkołaka - Nie mam pojęcia co to za typ chemikaliów. Nigdy takiego nie widziałem i nie będę ryzykował. Nie sądzę też że macie jakąś mysz czy inne stworzonko by sprawdzić jak sobie daje radę w takim środowisku, co? - spojrzał na Bojana bo kto tam wie jakie eksperymenty ten przeprowadza w ramach swego hobby - Odkryliście może jakieś inne wyjścia z tego przybytku? Najlepiej jakby nie znajdowały się bezpośrednio w “chmurze”. A może ktoś już takie badziestwo spotkał? Bojan? Może Arinf? Ty masz jako takie doświadczenie z frontem, chyba. Nie mieliście doświadczeń z takim czymś żołnierzu? - kłak mrugnął
- Zawsze myślałem, że wilkołaki są z twardszej gliny ulepione… - Wymruczał Stefan pod nosem. - Jeśli chcesz to pijawy mogą znacznie Cię wzmocnić. Wystarczy słowo.
Łak, nadal w postaci glabro słyszał wyraźnie mruknięcie Stefana - Nie wiem co to, do futra się przylepi i jeszcze was pozarażam, dziękuję pięknie, nie zamierzam bezsensownie ginąć od trucizn. Wy oddychać nie musicie, ja i Skowyt tak. Nawdycham się świństwa i jeszcze zmutuję wam pod samym nosem… Chcecie? Wilkołaczą bestyjkę w środku dnia?
- Jak chcesz możemy poczekać do nocy, w dzień nie wyjdę bo będę dwa razy bardziej bezużyteczny niż zazwyczaj. Nocą… cóż przynajmniej będę mógł spróbować. Bojan masz może ochotę iść ze mną bo chyba nikt inny się nie zgłosi.
- Faktycznie tchórze z was łaki. Tchórze, aż cuchnie - mruknął Bojan - ale jak chcecie.
Garou aż prychnął. - Tchórze? A kto pierwszy leciał do bunkra gdy tylko misiek o tym wspomniał? - Arthur potarł twarz - Tylko dlatego że odpowiadam za tego tu - pstryknął Skowyta w ucho bo jeszcze mu nie wybaczył tego taniego chwytu - nie idę na ten zwiad. Śmiem twierdzić że w tym dymie zniknie mi z oczu baaardzo szybko i znów coś głupiego zrobi. Tu przynajmniej nic nie wywinie. Poza tym. dajcie nam się chociaż zdezynfekować czy coś. Jeśli mamy to świństwo na sobie, to przynajmniej korytarz i to pomieszczenie jest skażone. A no i właz nieszczelny bom go wyrwał - przypomniał sobie wilkołak
Bojan przemilczał fakt, że mu bezpardonowo przerwano. Wysłuchał tyrady wilkołaka i z posępną miną odparł:
- Drogi Arthurze, ja w przeciwieństwie do twojego przyjaciela posłuchałem naszego gospodarza mimo, że mam wobec niego wiele podejrzeń. Co zrobi twój nieobliczalny kolega tego najstarsi matuzalemowie nie wiedzą. A twój obowiązek pilnowania go został zapewne ci powierzony przez Walthera i nie wiem, czy w obecnej sytuacji ma on jeszcze jakąkolwiek moc prawną, że tak powiem. Zniszczyłeś właz, zamiast kulturalnie zapukać. Mówisz o trosce i bezpieczeństwie, a złamałeś pierwszą linię naszej obrony. Czy to rozsądne?
- Przepraszam bardzo. - Muzyk przerwał Bojanowi. - Jak to zniszczył właz? To co niby nas teraz chroni przed tymi chemikaljami w atmosferze których się tak wystraszyłeś Arthurze?
-Dzieliło nas kilka sekund minut chuj wie ile - odpowiedział spokojnie Stefanowi - od nalotu, zrzutu, czy co to tam było. Zrobiłem to czego wymagała sytuacja. Jak wam się walą na, za przeproszeniem trumny, płonące belki to spokojnie czekacie aż łaskawie ktoś je podniesie i odstawi obok byście mogli uciec? No kurwa nie sądze. Dobra, dajmy dokończyć Bojanowi bo rzuca gromami z oczu - Arthur się zamknął i czekał na “tyradę”
- Nie w tym rzecz. - Stefan znów zabrał głos. - Po prostu bunkier jest skażony jeśli właz nie jest szczelny a wyrwany, poprawcie mnie jeśli się mylę, szczelności nie zachowa. Innymi słowy już jesteś wystawiony na to czego się bałeś.
- Ja nie mam wiele więcej do powiedzenia - rzekł Bojan - Zaatakowano nas. Jeżeli chcemy przeżyć, a zakładam, że mimo samobójczych zapędów Kojota, większość z nas chce. To musimy działać razem. Uważam, że wy - Bojan wskazał zmiennokształtnych - nadajcie do tego zadania najlepiej. Wasze umiejętności i zdolności najlepiej sprawdzą się w takim zadaniu. Kainici o wiele lepiej poradzą sobie natomiast z szukaniem reszty naszej gromadki. Ja naprawdę nie mam zamiaru was do niczego przymuszać. To luźna propozycja, która ma służyć nam wszystkim. Musimy odłożyć na bok nasze niesnaski i nieufność i działać razem, aby mieć szanse przeżyć. Kluczem do przeżycia w naszej sytuacji jest wiedza. Im więcej będziemy wiedzieć, tym dłużej pożyjemy. Tylko tyle i aż tyle. Nie chcesz Arthurze być ochotnikiem na zwiad, nie ma problemu. Znajdź sobie wygodne miejsce w naszym bunkrze i czekaj, aż po ciebie przyjdą.
-Agrrrrr- ni to jęknął ni to warknął garou bezradnie - On zostaje - wskazał na kojota - Pilnujcie go lepiej niż niemowlaka. Potrzebuję jednak kogoś kto zna się na jako takim zwiadzie i nie ma popierdolonych pomysłów - widać było że barki Arthura są spięte, jakby niósł za duży ciężar na nich.
Stefan wyciągnął rękę do Arthura prezentując wewnętrzną stronę nadgarstka. - Zawsze to jakaś przewaga.
Rusek wysłuchiwał jak wszyscy się przekrzykują jak stare baby na straganie warzywnym.
- Jeśli kłaki aż tak bardzo trzęsą dupami na myśl o wyjściu z bunkra to ja mogę iść na ten zasrany zwiad - odpowiedział w końcu krzyżując ręce na piersi. Coś miał ciche poczucie, że stoją za tym jakieś Polaki…
- Poznałeś po smrodzie? - Zażartował Stefan.
- Nie podoba mi się, że zachowujesz się jakbyś był moją matką. - Nuwisha warknął spoglądając na Arthura. - Nie masz prawa decydować o tym co i gdzie będę robił, Walther też nie. Więc skończ z tymi głupimi tekstami, i przestań mnie ciągle pstrykać i dotykać paluchami... - Nuwisha przeniósł spojrzenie na Bojana.
- Wróćmy do tematu wiedzy. Skoro ma być kluczem do naszego przetrwania, to może bądź konsekwentny i oświeć nas co dokładnie znalazłeś w tym pudle. I nie zmieniaj tematu po raz setny. To twoje kręcenie zrobiło się już nudne. Opowiedz nam wszystko co wiesz, wtedy będziemy mogli mówić o wzajemnym zaufaniu. -
 
Komiko jest offline  
Stary 29-07-2015, 18:44   #50
 
Okaryna's Avatar
 
Reputacja: 1 Okaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputację
- A ty znowu wracasz do swoich fantazji? - Załamał się muzyk nad monotematycznością kojota. - Lepiej byś szybko zaczął odróżniać prawdę od złudzeń.
- Widzę Kojocie, że nie mamy o czym rozmawiać.Twój umysł, jak u większości zmiennokształtnych, nie wytrzymał próby jaka na nas spadła. Jesteś bardziej szalony niż najstarszy Malkavianin. - Bojan zamyślił się i dodał po chwili - Twoje zachowanie i niewątpliwa choroba stanowią zagrożenie dla nas wszystkich. Trzeba się będzie zastanowić, co z tym fantem zrobić. Na razie jednak mamy poważniejsze problemy. Nie martw się jednak nie zapomnę o tobie - kącik ust wampira uniósł się w jakże wymownym uśmieszku.
- Ja wracam do fantazji? - Nuwisha warknął na Stefana a spomiędzy jego ostrych kłów prysnęły stróżki śliny. - Czy to nie ty ignorujesz to co od dwóch dni próbujemy ci powiedzieć, i wierzysz we wszystko co mówi ci odziany całkowicie na czarno szemrany typ, który dla podkreślenia swojego wizerunku zapuścił demoniczną brodę? Masz rację Stefan… wierz jemu, ja jestem przecież pojebany i mało wiarygodny… - Później kojot popatrzył jeszcze na Bojana i zmarszczył nos obnażając nieco kły.
- Możesz prowokować mnie do woli, ale nie wyprowadzisz mnie z równowagi tak jak Tygrysa, mnie nie przegadasz zwykłymi złośliwościami… - Potem jednak przeniósł spojrzenie na Bertolda jakby przypominając sobie o jego obecności.
- A właśnie… Co mu się stało w mordę?- Zapytał wskazując paluchem na jego pozbawioną ust twarz.
-Zapewne za dużo gadał - odparł Arthur na ostatnie pytanie kojota - I zapewne było to cholernie denerwujące i wprowadzające chaos i niezgodę… Kto wie, może jakieś oskarżenia których nie umiał udowodnić. Albo zwykła paplanina bez sensu.
- Nasz drogi książę prawdopodobnie jest wplątany i w jakiś sposób odpowiedzialny za atak, który nastąpił. Dlatego też w ramach profilaktyki, a jednocześnie kary wprowadziłem mała modyfikację w jego fizjonomii.
Mohini od pewnego czasu zaczęła ignorować otoczenie. Jak oni ją, to ona ich. Z czułością ocierała chustą, pysk kojota, gdy ten się zapluł podczas swojej tyrady.
- No proszę, mężczyźni w końcu zaczęli debatować - mówiła cichutko sama do siebie, aktualnie przebywając w swoim, lepszym świecie. Opatrzyła Nuwishy także zakrwawione uszko, dmuchając na ranę by mniej szczypała. - Nie martw się kotku, zostaniemy tutaj razem, zły wilk niech idzie na stracenie, nie będziemy za nim tęsknić… za rusem też nie, nie, nie, nie - powtarzała kojącym i melodyjnym głosikiem.
- Może zabierz go do punktu medycznego? Tam pewnie mają jakieś maści czy inne na rany. - Zasugerował Stefan zwracając się do Mohini.
Spojrzała zdziwiona na Stefana
- Ojej ty tu jesteś… niezauważyłam cię… - zawstydziła się, a może nie, wampirzyca. - Tak, tak… zabiorę ale najpierw chcę wiedzieć co robicie, muszę wiedzieć, muszę...
- Dyskutujemy. - Muzyk nie zamierzał wdawać się w pogaduszki z ravnoską.
- Skoro Bojan mi grozi to nie zamierzam tu zostawać, i tak przybiegłem tu tylko dlatego, bo myślałem, że zrzucą na nas napalm. I jakby nie było, Walther zakazał mi tu przychodzić, więc pójdę sprawdzić co się tam dzieje. - Kojotołak przekręcił głowę chcąc by Mohini przestała już miętosić jego zwierzęce ucho.
- Dzięki za wyjaśnienie, bo nie zauważyłam - mówiła bardziej do siebie - Debil… - sposępniała wpatrując się ni to w kojota, ni w ścianę. Na protesty łaka tylko bardziej go przytuliła. - Nie możesz, jesteś ranny, a ja jestem kluczniczką, także twoją obecność w bunkrze biorę na siebie - mówiła z lekkim smutkiem, jakby wiedziała, że i tak w końcu zostanie sama.
- Kluczniczką? W sensie… woźną? - Skowyt popatrzył na Mohini ze zdziwieniem.
- Taaaaaak… mam wszystkie klucze od Walthera - odparła zdziwiona.
- A klucz do składu broni i amunicji, o którym Walther zapewne zapomniał mi wspomnieć się u ciebie znajdzie? - Odparł Kojot.
Mohini zamyśliła się, tarmosząc zdrowe ucho Nuwishy. Przez chwile wpatrywała się w sufit. - M-może? Zresztą ja i tak nie potrzebuję kluczy… - posłała łakowi szeroki uśmiech.
- Arinf masz jakieś narzędzia dostosowane do zwiadu? - Garou zadał pytanie milczącemu dotąd Rosjaninowi - No i jak rozwiążemy problem z krótkofalówkami?
- Najlepiej byłoby znaleźć źródło sygnału zakłócającego, ale mogą je równie dobrze trzymać na jakimś okręcie, trzeba sobie radzić bez radia, chyba, że komuś się poszczęści i okaże się, że sygnał zakłóca coś co zrzucili z samolotu. Wtedy trzeba to coś zepsuć, ale nie wiem czy to prawdopodobne. - Mruknął kojot.
-Tak czy tak, musimy wyjść i do momentu odnalezienia tego czegoś musimy się komunikować. Przecież nie pójdziemy we 2 z Arinfem obok siebie… To ma być zwiad a nie przedszkole za rączkę… - westchnął wilkołak
- Zabierzcie broń, ja pójdę sam, do gawry Walthera, może siedzi tam z Monicą. Jeśli mogę coś doradzić, sprawdźcie okolice drzewa, przez które wszedłem do Umbry. Może te wszystkie chmury nie są efektem ataku, może Walther zaczerpnął z mocy totemu i uruchomił jakiś system ochronny, który ma ich odstraszyć. -
Stefan zaniemówił załamany skłonnościami samobójczymi kojota, oparł się o biurko i ukrył twarz w dłoni.
- Nie, nie, nie wykluczone - zaoponowała wampirzyca - Nigdzie sam nie pójdziesz! Temu wyliniałemu łachudrze, źle z oczu patrzy… na pewno zgada się z Assamitą i zaatakują cie w ciemnym zaułku! - posłała oskarżycielskie spojrzenie na Arinfa i wilkołaka. - Zostaniesz tutaj ze mną, poszukamy ci broni, pamiętam jak się przemądrzałeś na temat umbry, ja takich spraw nie zapominam… muszę ci coś pokazać… idziesz ze mną! - kazała jak stara matrona.
- Miej trochę wiary kobieto… Bojan ma w jednym rację, wampiry mniej się tam przydadzą. Zostańcie tu z nim, Stefanem i księciem. Znajdźcie jakąś broń i ufortyfikujcie się do naszego powrotu…. Co mi chcesz pokazać? - Kojotoczłek zmrużył ślepia i przyjrzał się wampirzycy w podejrzliwy sposób.
- Idiota, no po prostu idiota. A podobno to oni mieli nas nauczać - mruknął pod nosem Arthur i usiadł na biurku obok Stefana Wróciwszy do swej formy homida.
Ilość wygadywanych absurdów przekroczyła dopuszczalne granice, przynajmniej te będące normą dla Bojana. Stary Tzimisce spojrzał z politowaniem na całą gromadkę i ruszył w stronę drzwi. Będą już w progu odwrócił się i powiedział:
- Niech zatem będzie jak chcecie. Ja nie zamierzam wam niczego narzucać. Róbcie sobie co uważacie za słuszne. Jednak ostrzegam, że wszelkie działania osłabiające poziom bezpieczeństwa w bunkrze, jak i na całej wyspie będę karał z całą surowością. Zapamiętajcie to sobie.
Po tych słowach wyszedł z pokoju.
- Taak. - Stefan przerwał panującą po wyjściu Tzimisce ciszę. - Widziałem coś co się wam może przydać podczas zwiadu w zastępstwie radia. Niedługo wrócę. - I poszedł w ślady Bojana, choć w bezpiecznej odległości by przypadkiem nie nadziać się na jego gniew.
Na to właśnie rusek czekał. Czekał aż główne obiekty znikną z pola widzenia i zasięgu słuchu.
- Jaki u kurwy krąg przywołań? - zapytał od razu i bez ogródek Mohini. Wiedział, że kobieta obecnie na niego prychała, ale i tak zawsze warto było spróbować.
Mohini w zamyśleniu a może roztargnieniu lub jeszcze innym stanie umysłu, miętosiła zdrowe ucho Skowyta. Czy to już było drugie ostrzeżenie w jej kierunku? Czy Bojan nie może się zając własnym chujem tylko jej się czepia? Zwężonymi oczkami obserwowała jak wampir wychodzi, przełykając przekleństwa w ojczystym języku. Rozlana mamałyja jak nazywała Stefana także sobie polazł… i dobrze, nie mogła patrzeć na jego rozjechaną twarz z grymasem ciągłego niewysrania. Kolejny, który coś ma do jej osoby, ale brakuje mu jaj by to powiedzieć patrząc prosto w oczy. Matka miała rację, że to kobiety rządzą tym światem, faceci są na to zbyt durni.
- Znalazłam pewne drzwi… - na wpółszepnęła do Nuwishy, całkowicie olewając osobę Assamity - “Problem” w tym, że teoretycznie ich nie ma, bo miejsce w którym są jest “niedostępne”... wytłumaczę ci później - poklepała go po łbie odsuwając od siebie. Płynnym krokiem podeszła do peryskopu i przez chwilę obserwowała otoczenie. Widać było, że hinduska bije się z myślami.
Olała go. Tego się spodziewał w sumie, ale z drugiej strony wkurzyło go to. Podszedł więc do kobiety i stanął za nią kiedy ta wyglądała na zewnątrz.
- O co ci u chuja chodzi? O tamten strzał w twarz? Ja pierdole. Babo, tak nie zajedziemy daleko jeśli ty będziesz cały czas ignorowała każdego kto kurwa powie do ciebie złe słowo. Tak cię to boli? Będzie ci lepiej jak to ty mi przywalisz? Ok. To przywal, rzuć swoją zasraną iluzję, ale przestań mieć wszystkich w dupie i utrudniać przeżycie całemu zgromadzeniu - powiedział do niej, o dziwo nawet nie unosząc głosu.
Wyczuwając czyjąś obecność za sobą, oparła swoje biodra o mężczyznę.
- A co to? Za długo w celibacie, że najpierw bijesz a teraz zachodzisz od tylca? - odwróciła się z bojową miną w stronę Arinfa. - Gadaj zdrów jałopo, to ty się zachowujesz jak ostatnia pizda… i to ty niby w wojsku byłeś? W siłach specjalnych? Kurwa kłamią ci prosto w oczy a ty nawet nie zauważasz? Jest taka zasada, że jak toniesz i ktoś cie ciągnie w dół to ucinasz mu łapy by cie nie chwytał… właśnie to robię, nie mam zamiaru współtańczyć z kretynami.
- Serio myślisz, że nie widzę, że Bojan coś kręci? To ślepy by zauważył - powiedział już nieco ostrzej, ale dalej nie miał zamiaru sam dotykać Mohini. - Wiesz dlaczego kurwa milczę? - warknął, ale po chwili zorientował się, że chyba powiedział za dużo, ale ok. On pizda?! On?! Tego było za wiele!
- To Bojan zabił khana.
Zrobiła krok w tył by móc się przyjrzeć rozmówcy. Nie do końca była pewna jak zareagować. Mówi prawdę, kłamie? A może odwraca jej uwagę. O nie, nie da się tak łatwo zbić z pantałyku, nie będzie jej obcy facet bił i to jeszcze kurwa biały.
- Zesrał się, a nie zabił - powiedziała dobitnie, choć niemrawym głosem, i popatrzyła na resztę osób znajdujących się w pomieszczeniu by sprawdzić ich reakcję.
Berthold siedział w kącie tuż przy konsoli i obserwował wszystko z wyraźnym przerażeniem. Wodził tylko wzrokiem od jednej osoby do drugiej.
Nie wiedział co miał jeszcze niby na to powiedzieć.
- Nie chcesz wierzyć to nie, ale wiem co widziałem, a nie było to nic czego bym komukolwiek życzył, nawet Polakom.
 
__________________
Once upon a time...
Okaryna jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:43.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172