Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-07-2015, 19:51   #103
malkawiasz
 
malkawiasz's Avatar
 
Reputacja: 1 malkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie coś
Walka w cytadeli była chyba gorsza nawet od tej w tunelach pod Wenus. Bezpardonowa jatka już dawno zamieniła się w wyścig ze śmiercią. Braxton sam przed sobą nie miał zamiaru kłamać. Nikt nie mógł wygrać takiego wyścigu. Mógł jedynie dobiec jak najdalej. I tak to właśnie wyglądało obecnie. Wspinał się z mozołem eliminując automatycznie wszystkie zagrożenia. Tylko gdzieś tam w tle zaświtała mu myśl, która szybko odsunął. – „Niedługo skończą się pestki.”

Zdobył kolejna kładkę i dziwo nikt tu na niego nie czekał. Wdzięczny losowi, przeładował broń i rzucił okiem w duł na Imperialczyka. Jeszcze do niedawna tamten deptał mu po pietach budząc niemała dozę szacunku. Szczęście tamtego chyba się jednak wyczerpało i Braxton ujrzał go wiszącego między Ezoghulami. W jednej chwili oszacował sytuację i wiedział, że ma tylko dwa wyjścia, albo pomoc tamtemu, albo dostać skurwiela, który tym wszystkim rządzi. Ze zdumieniem odkrył, że się waha. Mimo odczytów z jego organizmu, które twierdziły, że wszystko jest ok, Braxton zawahał się. Zdumiony sprawdził jeszcze raz. To musiał być jakiś defekt. Logika podpowiadała mu przecież, że ratowanie tamtego to zmarnowany czas. Trzeba było zlikwidować głównego mózgowca by misja miała jakikolwiek sens. Zdumiony wiedział, że musi iść dalej, ale coś go jednak trzymało na tym pomoście. Nie trwało to wiele, wszak jego umysł działał szybciej niż niejeden superkomputer. Bliskość spaczonej mrocznej harmonii w jakiś sposób działało na jego krew. Prawie czuł jak nanokrwinki wibrują w jego ciele. Wiedział, że musi iść w górę lecz jego ręce działały jakby na rozkaz jakiejś części umysłu, która wymykała się jego rozkazom. Przed misją Sara wręczyła mu jakieś paskudne zabawki, oczywiście tłumacząc, która jest która. Oczywiście jak każdy gapił się w tedy w jej biust przytakując z miną udająca zrozumienie. Nie miał pojęcia jak działają, więc wybrał pomarańczowy. To był zawsze jego ulubiony kolor. Pamiętał jak za młodu walczył z epidemią neuro - eboli, miał wtedy taki śliczny pomarańczowy kombinezon. Choć może jednak nie walczył, a rozpylał wirusa na wroga? Nie mógł sobie przypomnieć, ale za to jego ręce nie zapomniały jak się odbezpiecza granat. Ustawił zapalnik na uderzenie i cisnął w największego Ezoghula.

Niestety tylko tyle czasu mógł poświecić kumplowi. Misja dorwania gnoja, który tym wszystkim steruje miała najwyższy priorytet i Braxton już po chwili wspinał się dalej. Wyżej i wyżej. Do centrum. Jakby jakąś niewidzialna nic łączyła jego umysł z pomieszczeniem, gdzieś tam u góry. Gdzieś tam nie całkiem daleko.
 
malkawiasz jest offline